Wstałam rano z ogromnym bólem głowy. Była 5.40, w domu brak tabletek a apteki o tej porze pozamykane. Sprawdziłam szybko w internecie, która apteka ma dzisiaj dyżur. Okazało się , że na szczęście ta na moim osiedlu jest otwarta. Poszłam do apteki i poprosiłam farmaceutkę o tabletki od bólu głowy, które mogą być przyjmowane przez kobietę w 3 miesiącu ciąży. Farmaceutka powiedziała, że ona nie wie, które może zaproponować. Poinformowała mnie, że inna apteka w centrum miasta ma również dyżur i może tam mi pomogą. Ewentualnie mogę poczekać do 8.00 rano, aż przyjdzie jej koleżanka do pracy, która bardziej się na tym zna. Bo jeżeli koniecznie chciałabym kupić u niej to ona musiałaby teraz przejrzeć wszystkie ulotki informacyjne by sprzedać to co mi najbardziej odpowiada.
Podziękowałam za informację i wyszłam. Poprosiłam męża by odwiózł mnie do pracy. Po drodze zaszłam oczywiście do apteki wskazanej przez niekompetentną pracownicę. Apteka w mieście okazała się być zamknięta. Poszłam do pracy i z wielkim bólem czekałam do 8.30 rano, aż mąż przywiezie mi tabletki z kolejnej zresztą apteki.
Wybrałam się do osiedlowego sklepu kupić mąkę. Wzięłam paczkę z półki, zapłaciłam i poszłam do domu. Ponieważ byłam w trakcie przygotowywania ciasta od razu otworzyłam opakowanie. Mam zwyczaj rozklejania brzegów opakowania. Po rozklejeniu ich znalazłam martwą larwę jakiegoś robaka oraz dość sporą ilość ciemno brązowych kropeczek. Wzięłam całe opakowanie i zeszłam z powrotem do sklepu złożyć reklamację. Po podejściu do kasy pokazałam sprzedawcy co znalazłam w opakowaniu. Sprzedawca przeprosił mnie za to i powiedział bym wzięła sobie inną paczkę z mąką z półki. Powiedziałam mu, że nie zamierzam tego robić ponieważ nie mam pewności czy w innych opakowaniach z tej partii nie znajdę znowu takiej niespodzianki. Zwróciłam mu uwagę, że cała ta mąka powinna być wycofana ze sprzedaży a sprawa zgłoszona w Sanepidzie. Sprzedawca odpowiedział, że mąkę mogą wycofać ale Sanepidu nie zawiadomią bo ściągną sobie tylko problemy na głowę, a tego nikt nie potrzebuje. Poprosiłam o rozmowę z kierownikiem ponieważ całe to tłumaczenie było dla mnie niewiarygodne. Kierownik wysłuchał całej sprawy i powiedział, że zarówno mąka zostanie wycofana jak i cała sprawa zgłoszona w Sanepidzie. Jednakże jaką mogę mieć pewność, że tak zrobiono?
Po drodze z Tarnowa zajrzałam do Mc Donald'sa posilić się przed dalszą podróżą. W lokalu znajdowało się tylko kilka osób, które spożywały posiłek. Podeszłam do lady złożyć zamówienie. Przywitała mnie pracownica ubrana schludnie i czysto. Przyjęła zamówienie i poprosiła bym usiadła do stolika. Po 5 minutach przyniosła zamówione jedzenie. W tym momencie mój pozytywny odbiór restauracji przestał istnieć. Zamówiona bułka z kotletem była przypalona a całość stosunkowo zimna. Frytki leżały na tacy przewrócone tak, że rozsypały się na serwetki przygotowane do wytarcia rąk. Mimo tego nie zniechęciłam się i zjadłam posiłek. Po posiłku udałam się do toalety. Kolejny raz spotkała mnie nie miła niespodzianka. Ubikacja była brudna a na podłodze leżał rozwinięty papier, który częściowo był podeptany przez osoby korzystające z łazienki. Ewidentnie papier musiał tam leżeć przez kilka godzin. Umyłam tylko ręce i wyszłam z lokalu. Nie powiedziałam nic pracownikowi o brudnej toalecie. Wydaje mi się, że w tej sytuacji każde tłumaczenie o braku czasu jest zbędne.
Udałam się z mężem do sklepu by kupić laptopa dla mamy. Po dokonaniu wyboru zapłaciliśmy za sprzęt i udaliśmy się do domu. W domu podczas składania sprzętu okazało się, że nie ma płytek instalacyjnych do laptopa. Zadzwoniliśmy do sklepu z zapytaniem gdzie są płytki z programami instalacyjnymi. Powiedziano nam, że płytek nigdy przy laptopie nie było i w standardzie nie ma oraz, że możemy sobie „ściągnąć” oprogramowanie z internetu. Trochę nas ta odpowiedź zdziwiła ponieważ producent wraz z dokumentacją przekazał wykaz części jakie powinny się znajdować wraz z kupowanym laptopem. Zadzwoniliśmy zatem do firmy ASUS z zapytaniem o standardowe wyposażenie kupowanego sprzętu. Firma potwierdziła, że płytki z programami instalacyjnymi muszą znajdować się wraz z laptopem. Ponownie zadzwoniliśmy do sklepu. Przekazaliśmy informację od firmy ASUS. Pracownik poprosił nas o kolejny telefon za 30 min, natomiast on w tym czasie sprawdzi w czym jest problem. Podczas kolejnej rozmowy ze sklepem okazało się, że rzeczywiście mamy rację i płytki są. Za całe zamieszanie pracownik bardzo przeprasza i w ramach rekompensaty proponuje abyśmy wybrali sobie torbę do laptopa gratis. Umówiliśmy się, że następnego dnia przyjdziemy po odbiór płytek i obiecanej torby. Następnego dnia pracownik przekazał nam płytki z programami natomiast torby nie mógł dać ponieważ jak określił: nie posiadamy w tej chwili na stanie tego typu toreb, które pasowały by do kupionego laptopa.
Wyszliśmy ze sklepu zniesmaczeni.
Postanowiłam kupić mp3 mojej córce. Udałam się do sklepu RTV, który miałam najbliżej. Po wejściu swoje kroki skierowałam od razu do gablotki z drobnym sprzętem RTV. Wszystkie urządzenia poukładane były za szkłem wg przeznaczenia. Przy każdym z towarów znajdowała się plakietka z nazwą urządzenia, ceną, producentem i podstawowymi danymi technicznymi. Po dwóch minutach podszedł do mnie pracownik sklepu z pytaniem w czym mógłby mi pomóc. Poinformowałam go, że zamierzam kupić mp3 dla 9 letniej córki i zależy mi na sprzęcie stosunkowo tanim i trwałym. Po zadaniu dodatkowych pytań dotyczących innych oczekiwań względem urządzenia pracownik po kolei wyciągał mp3 i przedstawiał krótką informację na temat możliwości poszczególnych urządzeń. Bardzo pozytywnie odebrałam to, że informował tylko o tych urządzeniach, które odpowiadały mi zarówno cenowo jak i pod względem innych parametrów. Nie zostałam zarzucona zbędnymi informacjami. Poza tym mogłam każde z tych urządzeń wziąć do ręki i uruchomić.
Po dokonaniu wyboru przeszliśmy do kasy. Ze względu na to, ze w sklepie kasa była tylko jedna musiałam chwile poczekać. Czas ten pracownik wykorzystał na sprawdzenie urządzenia i podbicie gwarancji. Cała obsługa zajęła moim zdaniem 10 minut.
W kwietniu zakupiłam router w sklepie Media Markt. Podłączyłam urządzenie do komputera i przez 2 tygodnie użytkowałam. W tym czasie okazało się, że urządzenie ma problemy z łączeniem i nie mogę w pełni korzystać z jego możliwości. Postanowiłam zatem wymienić zepsute urządzenie na inne. W dniu 9 maja wybrałam się do sklepu. Podeszłam do najbliższej kasy i zapytałam z kim mogę rozmawiać w sprawie wymiany sprzętu. Pracownica skierowała mnie do działu obsługi klienta mieszczącego się niedaleko wejścia do sklepu. Przedstawiłam pracownikowi w czym mam problem. Pracownik wziął ode mnie urządzenie.
Poprosił o kartę gwarancyjną i paragon zakupu. Zapytał, czy chcę zostawić urządzenie do naprawy czy też wymienić na inne. Odpowiedziałam, że wolę wymienić. Pracownik poprosił kolegę o przyniesienie nowego urządzenia. Po chwili okazało się, że tego typu urządzeń nie ma już na stanie. Pracownik zapytał czy nie zdecydowałabym się na inne urządzenie tego typu. Po mojej twierdzącej odpowiedzi zaprosił mnie do sklepu bym wybrała sobie urządzenie, które najbardziej mi odpowiada. W kasie zapłaciłam różnice w cenie pomiędzy urządzeniami. Po powrocie do domu okazało się, że nie spisałam mac-adresu ze starego urządzenia. Zadzwoniłam więc do sklepu z prośbą by pracownik odczytał potrzebne mi dane z pozostawionego urządzenia. Po 2 minutach czekania przy słuchawce otrzymałam wszystkie potrzebne dane.
Na stacjach BP zazwyczaj tankuje paliwo i zamawiam kawę wraz z jakąś przekąską. Tym razem też tak było. Zamówiłam kawę i trzy hot-dogi dla siebie i towarzyszy podróży. Pracownik za ladą powiedział, ze mamy sobie usiąść przy stoliczkach a on jak tylko zrealizuje zamówienie poprosi nas o odbiór kaw i hot-dogów. Zaraz po mnie do kasy podszedł następny klient by zapłacić za paliwo i pracownik stacji zaczął go obsługiwać. Po nim kolejni klienci. Siedząc przy stoliku obserwowałam całą sytuację przy kasie i widziałam, że pracownik zamiast zrealizować nasze zamówienie, które było pierwsze zaczął obsługiwać po kolei wszystkich klientów, którzy podchodzili do kasy. Czekałam 5 minut. Po tym czasie podeszłam do pracownika i poprosiłam by przygotował dla nas jedzenie ponieważ się spieszymy a mamy długą podróż przed sobą. Odpowiedział, że zaraz się zajmie zamówieniem tylko obsłuży ostatniego, stojącego przy kasie klienta. Usiadłam ponownie przy stoliku. Niestety w tym samym czasie przyszedł następny klient płacić za benzynę. Pracownik oczywiście zaczął go obsługiwać. Czekaliśmy dobre 10 minut na realizację zamówienia. Po 2 prośbach o szybszą realizację, w końcu otrzymaliśmy zamówiony posiłek.
Sklep „Wszystko dla dziecka” w Szczecinku jest doskonałym przykładem jak profesjonalnie należy prowadzić sprzedaż detaliczną. Sklep jest czysty, słoneczny i przestronny. Towar na półkach równo poukładany i czysty. Ceny na każdym asortymencie. Towar o większych gabarytach ustawiony tak by można było do niego podejść i dokładnie obejrzeć. Obsługa miła i rzeczowa. Na zadawane pytania uzyskiwałam wyczerpujące odpowiedzi. Sprzedawca przedstawiał różne warianty towaru w różnych cenach. Moim zdaniem sklep bardzo dobrze zaopatrzony. Brakujące droższe towary zamawiane są na życzenie klienta z 3 dniową realizacją. Dowóz większych gabarytowo rzeczy odbywa się na terenie miasta za darmo.
Zdecydowanie polecam.
Wybierałam się ze Szczecinka do Tarnowa. W związku z tym sprawdziłam sobie w internecie najlepsze połączenie oraz cenę biletu pociągiem. Okazało się, że do Poznania muszę dojechać pociągiem osobowym a z Poznania do Tarnowa pociągiem pospiesznym. Cena biletu na tym odcinku 56 zł. W dniu wyjazdu udałam się do kasy celem zakupu biletu i tu zastały mnie 4 niespodzianki.
Po pierwsze kupując bilet na trasie Szczecinek –Tarnów kupuje tak naprawdę dwa bilety na dwa różne pociągi, bo jeden osobowy a drugi pospieszny. Nie ma możliwości zawarcia tych wszystkich danych na jednym bilecie. Przed zmianami wprowadzonymi przez PKP w grudniu zakup takiego biletu nie stanowił żadnego problemu.
Po drugie: ponieważ kupuję dwa różne bilety to muszę stać w dwóch różnych kolejkach do dwóch różnych kas ponieważ jedna jest obsługiwana przez PKP Regionalne a druga przez PKP IC.
Po trzecie: cena biletu to nie 56 zł jak widniało w informacji na stronach internetowych tylko 78 zł stanowiące sumę biletów ze Szczecinka do Poznania za 22 zł oraz z Poznania do Tarnowa za 56 zł. Przed grudniowymi zmianami im dalej człowiek jechał tym cena za km przejazdu była niższa. Teraz to nie obowiązuje ponieważ jedziemy dwoma różnymi środkami lokomocji. Sprawdzałam ostatnio na stronach internetowych PKP ceny wyświetlają się już prawidłowo.
Po czwarte: Nie można już płacić kartą kredytową na PKP w Szczecinku. Na pytanie: dlaczego?- pracownik nie potrafi odpowiedzieć. Na pytanie: czy to jakaś awaria czy też na stałe już wycofano portale?- pracownik nie potrafi odpowiedzieć. A za czasów tzw. świetności można było, aż w jednym okienku płacić kartą.
Ponownie udałam się do banku w sprawie wcześniejszej częściowej spłaty pożyczki. Tym razem swoje kroki skierowałam do innego pracownika niż poprzednio, pracującego w dziale kredytów i pożyczek. Przywitała mnie z uśmiechem młoda osoba ubrana w służbowy uniform. Wyjaśniłam w czym mam problem i poprosiłam o pomoc w znalezieniu najlepszego rozwiązania. Pracownik bardzo kompetentnie wytłumaczył mi na czym polega naliczanie odsetek do zapłaty przy umowach kredytowych. Poinformował ile zyskam dokonując wcześniejszej częściowej spłaty pożyczki. Pokazał również różne symulacje spłaty i zaproponował tą, która jest dla mnie najbardziej korzystna. Zaproponował również inne usługi oferowane przez bank, które mogły by mnie zainteresować ze względu na odłożony kapitał. Całe spotkanie przebiegało sprawnie i szybko.
Udałam się do banku celem omówienia szybszej spłaty pożyczki, którą zaciągnęłam 2 lata temu. Swoje kroki skierowałam od razu do pracownika, który obsługiwał mnie właśnie w tamtym czasie. Poprosiłam o podanie kwoty jaka pozostała mi jeszcze do całkowitej spłaty oraz informacje jak będzie wyglądało przeliczenia odsetek, które zapłaciłam do tej pory. Pomyślałam, że skoro okres kredytowania się skróci to odsetki powinny być ponownie naliczone i być może będą niższe niż te, które już zapłaciłam. Pracownik banku co prawda poinformował mnie o kwocie głównej pozostałej do spłaty jednakże w żaden sposób nie starał się wytłumaczyć co będzie z zapłaconymi już odsetkami. Poprosiłam pracownika o przygotowanie symulacji spłaty pożyczki na papierze w 2 wariantach. Pierwszy to spłata pożyczki na zasadach ustalonych w umowie, drugi wariant to spłata pożyczki po skróceniu okresu kredytowania. Tłumaczenie na konkretnym przykładzie było według mnie łatwiejsze do zrozumienia. W odpowiedzi otrzymałam informację, że nie dostanę takich symulacji ponieważ „system” już wyrzucił pracownika z programu i pracownik nie może się ponownie zalogować. Pracownik banku miał dyżur w tym dniu do 16.00 a było już po 16. Pracownik powiedział, że mam przyjść za parę dni zaraz po 15 to będzie mógł poświęcić mi więcej czasu na tłumaczenie. Przyznam szczerze, że spodziewałam się innego potraktowania tematu. Rozumiem, że pracownik ma wyznaczone godziny pracy, ale moim zdaniem przed rozpoczęciem rozmowy powinien mnie o tym poinformować i powiedzieć, że mogę skorzystać z pomocy innego pracownika, którego dyżur będzie trwał znacznie dłużej.
Tankując paliwo na stacji zamówiłam 3 kawy dla siebie i osób towarzyszących. Zapłaciłam za nią i usiadłam do stolika czekając aż pracownik ją przygotuje. Minęły dwie, trzy minuty po których pracownik za ladą poinformował mnie, że kawy są już od jakiegoś czasu zrobione i czekają aż je odbiorę. Myślałam, że zaraz po przygotowaniu kaw pracownik mnie zawoła bym je odebrała a nie postawi na ladzie i będzie czekał aż sama się domyślę, że są już gotowe. Zwłaszcza, że stoliki dla klientów ustawione są w znacznej odległości od lady i nie widać czym pracownik się zajmuje w chwili obecnej. Czekać przy ladzie też nie mogłam ponieważ przychodzili następni klienci i zastawiałam im swoją osobą dostęp do kasy. Pracownik zresztą zaczął już obsługę następnego klienta i nie wiedziałam ile czasu potrwa realizacja mojego zamówienia. Po kawie udałam się do toalety. Zaskoczył mnie tam miły zapach odświeżacza powietrza i czystość. Oczywiście niczego nie brakowało w toalecie. Jedyną rzeczą, którą zauważyłam i będącą moim zdaniem nieprawidłowością jest to, iż w dokumencie wiszącym na drzwiach toalety a dotyczącym obowiązkowej kontroli stanu papieru, mydła i czystości w toalecie widniał wpis pracownika o przeprowadzonej kontroli o godzinie 15. Dochodziła dopiero 14.30 wiec wpis był jak najbardziej nie na miejscu.
Właśnie kończy mi się umowa na telefon w sieci Orange. Z tego tytułu zadzwonił do mnie pracownik z biura obsługi klienta z nową propozycją. Wytłumaczył mi wszystko dokładnie przedstawiając różne warianty na które mogę się zdecydować. Ze względu na to, że oferta była ciekawa propozycje przyjęłam. Zatem by sfinalizować cała transakcję zaczęliśmy omawiać z pracownikiem techniczne aspekty przedłużenia umowy czyli jakie dokumenty powinnam mieć przy sobie kiedy przyjedzie kurier z aneksem. Zostałam poinformowana, że muszę przygotować dowód osobisty. Nadmieniłam pracownikowi iż dowód mam od jakiegoś czasu z nowym nazwiskiem gdyż wyszłam za mąż. Zgłaszałam ten fakt do Orange wysyłając kopię dowodu osobistego na wysłany smsem do mnie numer faksu. Sporadycznie loguję się na stronę Orange i zauważyłam, że zmiana nazwiska na portalu nie nastąpiła. Pomyślałam, że co prawda na portalu nazwisko jest stare ale pewnie w innych bazach danych, na podstawie których identyfikuje się użytkownika te dane zostały poprawione. Zapytałam pracownika czy na aneksie będzie już nowe nazwisko. Pracownik odpowiedział, że umowa będzie na nowe nazwisko jednakże muszę dołączyć do dokumentów akt małżeństwa, który kurier zabierze wraz z podpisanym przeze mnie aneksem.
Przygotowałam zatem dowód osobisty i kopie aktu małżeństwa wraz z oryginałem do wglądu. Kurier pojawił się 11.05.09 czyli 3 dni po rozmowie z pracownikiem Orange. Niestety zakwestionował wszystkie uzgodnienia z pracownikiem Orange twierdząc, że przesyłka jest na moje wcześniejsze nazwisko i on nie może wydać przesyłki ponieważ na dowodzie jest inne nazwisko. Wspomniałam o przygotowanym akcie małżeństwa zgodnie z wytycznymi pracownika Orange. Jednakże kurier powiedział, że w żadnym wypadku nie może wydać mi przesyłki z powodu niezgodności nazwisk. Oczywiście zadzwoniłam zaraz do Biura Obsługi Klienta Orange z zapytaniem co zrobić. Wszystkie linie były zajęte. Próbowałam kilkakrotnie się dodzwonić jednakże bez rezultatu. Skorzystałam z opcji w automatycznej sekretarce BOK Orange na zostawienie prośby o oddzwonienie, w przypadku problemów z dodzwonieniem. Jednakże nikt nie oddzwonił. Ponieważ próba telefonicznego kontaktu nie udała się postanowiłam napisać zatem e-maila do BOK Orange z prośba o pilne wyjaśnienie sprawy. Opisałam wszystko dokładnie. Jak do tej pory nie uzyskałam odpowiedzi. Zatem czekam na efekty sprawy. Aczkolwiek bardzo martwi mnie ta rozbieżność w informacjach podawanych przez pracownika Orange i kuriera.
Moja obserwacja dotyczy rzeczy, które w tym dniu chciałam kupić. Mianowicie zamierzałam zakupić nowa kłódkę. Po podejściu do regału okazało się, że na kłódki przeznaczono sporo wieszaków przymocowanych w szeregi. Szeregów było 10 a w każdym znich po 5 zawieszek na kłódki. Co z tego, że przeznaczono aż tyle miejsca skoro świeciły pustkami. Tylko 10% miejsca zajęte było towarem. Jednakże nawet te 10% nie było prawidłowo opisanych. Brakowało na nich podstawowej informacji czyli ceny. Wzięłam 3 modele kłódek, które najbardziej mnie zainteresowały i poszłam szukać czytnika cen. Na miejscu okazało się, że czytnik nie jest w stanie podać mi żadnej z 3 cen z wybranych kłódek, ponieważ nie odczytywał kodu. Udałam się zatem do kasy. Przy kasie kolejka, więc musiałam odczekać 7 minut, aż sprzedawca obsłuży wszystkich przede mną. W kasie zapytałam dlaczego czytnik nie czyta kodów i nie podaje cen, które zresztą powinny być wywieszone na regałach. Usłyszałam odpowiedź, że czytnik jest zepsuty, a towar dopiero rozkładany przez pracownika dlatego nie ma jeszcze cen. Wiem, że zostałam okłamana, gdyż na wieszakach były pojedyncze egzemplarze kłódek świadczące o wyprzedaży towaru a nie odwrotnie. Zresztą podczas wykładania towaru pracownik zawsze koło regału stawia paletę z nowym towarem by szybko i sprawnie go wyłożyć. Nie miałam ochoty wdawać się w bezsensowną rozmowę. Tak zakończyły się mało udane dla mnie zakupy.
To co opiszę wydaje się być nieprawdopodobne, jednakże miało miejsce i dotyczy banku z którym moja firma współpracuje od wielu lat. W dniu dzisiejszym w banku BGŻ został złożony do realizacji „ręczny” przelew na kwotę 670.000 zł. Przelew miał być koniecznie zrealizowany w dniu dzisiejszym ponieważ współpracująca z nami firma nalicza sobie odsetki za nieterminowe płatności. Ponieważ kwota przelewu jest stosunkowo duża, jego realizację zostawiliśmy na ostatni dzień. Po złożeniu przelewu zadzwonił do mnie pracownik obsługi klienta z informację, że przelew nie może być zrealizowany ponieważ bank nie posiada karty wzorów podpisów odpowiadającej podpisom na przelewie. Zapytałam jak to możliwe skoro jestem na 100% pewna, że karta została złożona. Poprosiłam o 10 minut by móc sprawdzić, kiedy karta została złożona w banku. Po 10 minutach dzwonię pod podany mi przez pracownika numer ale nikt się nie zgłasza. Jest 11.30 więc do zamknięcia sesji zostało 30 minut. Jeżeli do 12.00 przelew nie wyjdzie to firma nie dostanie pieniędzy w dniu dzisiejszym i naliczy nam odsetki. Dzwonię pod kolejny numer...odbiera pracownik, który obiecuje przekazać sprawę odpowiedniej osobie. Mija kolejne 10 minut i nikt nie oddzwania. Zatem dzwonię kolejny raz pod ten drugi numer bo wiem, że jest szansa iż ktoś odbierze. Ten sam pracownik informuje mnie, że koleżanka, która się nami opiekuje ma w tej chwili klientów i nie może zająć się sprawą. Odpowiadam mu, że rozmawiamy o przelewie na dużą kwotę i o odsetkach, które trzeba będzie zapłacić. A czas strasznie nagli. Pracownik podał mi kolejny numer telefonu tym razem do kierownika działu. Zreferowałam sprawę kierownikowi. Obiecał, że za parę minut oddzwoni. Jest 12.00 kierownik nie dzwoni więc ja dzwonię do niego. Poinformował mnie, że nie mógł zająć się problemem ponieważ przyjmował klientów. Było przed 12.00 a ja nadal nie wiedziała co będzie z przelewem i gdzie znajduje się karta ze wzorem podpisów.
Zaraz po 12.00 oddzwonił do mnie kierownik z informacją, że pismo przewodnie do karty wzorów podpisów znajduje się w banku natomiast samej karty nie ma. Nikt nie potrafi wytłumaczyć jak to się stało. Jednakże przelew, mimo tych braków został już zrealizowany. W chwili obecnej bank wysłał do mnie pracownika z nową kartą wzorów podpisów z prośba o jak najszybsze uzupełnienie danych i ponowne przekazanie karty do banku. Na tym zakończyła się na dzisiaj moja sprawa z ferelną kartą i przelewem. Jutro zobaczymy co z tego wyszło.
Wczoraj robiłam zakupy przedświąteczne. Jak każdy z nas mam ulubione artykuły spożywcze, które lubię kupować i miejsca do których zajeżdżam. Postanowiłam zakupić na święta moją ulubioną kiełbasę „Gospodarza” dostępną tylko w Intermarche. Jak to w okresie przedświątecznym sklep był zapełniony kupującymi. Jednakże mimo, tak dużej liczby osób, na zewnątrz nadal stała dość spora ilość wózków na zakupy a w samym sklepie sporo koszyków. Po wejściu do sklepu udałam się od razu do działu mięsnego i ustawiłam w sporej kolejce. Czekając na obsługę zauważyłam, że do lady podeszła kobieta będąca na kulach. Jedna z pracownic działu, zaraz po skończeniu obsługi klienta, natychmiast przeprosiła czekających w kolejce za dalsze czekanie i poinformowała, że zamierza obsłużyć klientkę na kulach, ponieważ osoby niepełnosprawne mają pierwszeństwo w kolejce. Zrobiło to na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Pracownica bardzo szybko i sprawnie obsłużyła klientkę i powróciła do osób ustawionych w kolejce.
Stojąc w kolejce, oglądałam jak oznakowane są kiełbasy: czy na opakowaniach zbiorczych widoczne są terminy przydatności do spożycia, skład, nazwa producenta. Czy na wszystkich wyrobach widnieje cena. Niestety niektóre z produktów nie były oznakowane co utrudniało ich identyfikację. Tak tez było w przypadku kiełbasy, którą zamierzałam kupić. W miejscu,
w którym zazwyczaj leżała kiełbasa, leżały zmieszane ze sobą przynajmniej 3 różne gatunki kiełbas. Pracownica nie potrafiła stwierdzić, która z nich jak się nazywa. Zawołała więc z zaplecza innego pracownika i poprosiła o pomoc. Okazało się, ze żadna z tych kiełbas nie jest tą, którą zamierzałam kupić. Zapytałam się pracownicy, czy przed świętami przewidują jeszcze jej dostawę. Ponieważ pracownica nie znała odpowiedzi na to pytanie ponownie wyszła na zaplecze i zapytała się innego pracownika czy kiełbasa jeszcze będzie. Mimo dość dużego zamieszania z nie oznakowanymi kiełbasami cała sytuacja trwała stosunkowo krótko. A pracownica po rozmowie ze mną zaprosiła mnie do odwiedzenia sklepu w późniejszym terminie i zabrała się do układania kiełbas oraz metkowania ich.
Rozpoczęłam studia podyplomowe w Poznaniu. Ponieważ mieszkam daleko postanowiłam sprawdzić połączenia ze Szczecinka do Poznania. Okazało się, ze autobus całkowicie odpada ponieważ połączenia zupełnie mi nie odpowiadają. Zatem została podróż pociągiem. Na internetowej stronie rozkłady jazdy P.K.P. sprawdziłam interesujące mnie połączenia z Poznaniem. I cóż się okazało: otóż pociągi osobowe na trasie Szczecinek-Poznań i odwrotnie mają różne czasy przejazdu: od 2 h 50 min do 3 h 30 min, natomiast pociągi pospieszne, w których cena biletu jest o 12 zł wyższa od ceny biletu na pociąg osobowy jadą min 2 h 50 min, co oznacza że ich prędkość porównać można do jazdy pociągu osobowego. Bardzo osobliwe.
Nie mniej jednak musiałam wybrać się do Poznania. Zatem 21 listopada wyjechałam ze Szczecinka do Poznania pociągiem o 18.08. Po 30 minutowej jeździe, dokładnie w Jastrowiu pociąg zatrzymał się i stał. Z początku myślałam (wraz z innymi podróżnymi), że pociąg przepuszcza inne pociągi dlatego stoimy. Ale przerwa w podróży wydłużyła się do godziny. W pociągu zaczęło robić się zimno i zgasły wszystkie światła. Po chwili zapaliły się i ponownie zgasły już na dobre. Ponieważ siedziałam w przedziale zaraz za tzw. lokomotywą to widziałam jak konduktorzy wiją się po pomieszczeniu z latarkami. Wychodzą z pociągu i wracają. Jednakże nikt do nas nie przychodzi i nie mówi co się dzieje. Jeden z pasażerów sam poszedł i zapytał co się dzieje. Dowiedział się, że pociąg się zepsuł i nie wiadomo czy zostanie naprawiony, a jeżeli tak to w przeciągu jakiego czasu. Staliśmy tam kolejną godzinę, która była przerywana kolejnymi rozbieżnymi informacjami od pasażerów przechodzących przez nasz wagon. Pasażerowie nie wiedzieli co mają robić. W przypadku niektórych ich dalsze pociągi zdążyły odjechać i nie wiedzieli kiedy mają następne. Po około 2 godzinach przyszedł do nas pracownik P.K.P. i poinformował, ze jeżeli ktoś chce wracać do Szczecinka to za 30 minut będzie pociąg powrotny. Tylko tyle. Poprosiłam męża o pomoc w dowiedzeniu się czegokolwiek na temat naszego postoju w Jastrowiu. Zadzwonił na P.K.P. do Szczecinka i tam powiedziano mu, że pociąg wyjechał ze Szczecinka i to już nie jest ich sprawa. Próbował połączyć się z Jastrowiem, ale tam nikt nie podnosił słuchawki. Zadzwonił też do Poznania, gdzie uzyskał informacje, że oni nic nie wiedzą na temat zepsucia się pociągu. Z tego co wiedzą to pociąg ma małe (!) opóźnienie.
Mijał czas a my nadal nie wiedzieliśmy ile będziemy jeszcze stać w Jastrowiu. Część pasażerów zrezygnowała z podróży, część załatwiła sobie inny transport, pozostali czekali przekazując rodzinie co róż to inne informacje. Po dwóch godzinach przyszła do nas pani konduktor i powiedziała, ze za pół godziny będzie pociąg z Piły, który nas zawiezie do Poznania. Poinformowała pierwszy wagon i wróciła do siebie. A co z resztą pasażerów? Tego nie wie nikt. Pasażerowie między sobą przekazali informacje o zamianie pociągu.
W Poznaniu, zgodnie z planem powinnam być o 21.12.... byłam o 24.05.
Dziękuję PKP za to, że umożliwiła mi zintegrować się z pasażerami, poznać kilku fajnych ludzi i zaznajomić się z kinomatografią S-F. Film był świetny i równie nierealny jak szacunek P.K.P. dla podróżnych.
W dniu 08 sierpnia 2008 złożyłam przez internet wniosek w mBanku o wydanie karty kredytowej Visa Classic. Standardowo do wydawanej karty należy otworzyć konto podstawowe, więc rozszerzyłam składany wniosek o ten zakres. Po tygodniu od złożonego wniosku przyjechał do mnie przedstawiciel banku z umowami z prośbą bym je podpisała. Pierwsza umowa dotyczyła karty kredytowej a druga otwarcia konta internetowego. W niecały tydzień po podpisaniu umów zostało otwarte mi konto internetowe. Na kartę musiałam czekać. Poczekałam miesiąc. Po miesiącu zadzwoniłam na infolinię z zapytaniem co z wnioskiem o wydanie karty kredytowej. Poinformowano mnie, że wniosek wpłynął ale nie wiadomo co się z nim obecnie dzieje, więc jeżeli mam jakieś zastrzeżenia to powinnam zgłosić reklamację. Zatem uczyniłam tak - złożyłam reklamację. Dokładnie 2 tygodnie po złożonej reklamacji otrzymałam maila z banku z informacją następującej treści: „Witaj, Ponieważ do dnia dzisiejszego nie otrzymaliśmy wymaganych dokumentów, uznaliśmy, że tym razem nie zamierzasz skorzystać z naszej oferty. Z przyjemnością rozpatrzymy Twój ponownie złożony wniosek, gdy tylko zdecydujesz się skorzystać z karty kredytowej lub innego produktu kredytowego mBanku.” Tymi słowami cała procedura ubiegania się o wydanie karty kredytowej została zakończona. A ja zwątpiłam we wszystko co do tej pory zrobiłam i usłyszałam. Ponieważ wszystkie wymagane dokumenty zostały złożone -–potwierdziła to pracownica na mlinii. A poza tym przecież na podstawie tych właśnie dokumentów otwarto mi konto internetowe. Więc gdzie obecnie jest mój wniosek? Dlaczego otrzymuje maila, że nie dopełniłam wszystkich formalności skoro jestem pewna w 100% iż dopełniłam, a poza tym przez 2 miesiące tzw.: „rozpatrywania” wniosku nikt się ze mną nie skontaktował i nie poinformował, że czegokolwiek tam brakuje?
Pomyślałam sobie, ok. złożę następny wniosek. Tym razem musi się udać. Zatem następnego dnia po otrzymaniu odpowiedzi na reklamację złożyłam ponowny wniosek o wydanie kasty kredytowej. W ciągu 3 dni pojawił się ten sam przedstawiciel banku. Podpisałam umowę, przedstawiciel dostarczył ją do banku celem rozpatrzenia. Wszystkie czynności związane z wnioskiem monitorowałam w systemie, na stronie mBanku, logując się na swoje konto internetowe. Moja radość z szybkiego załatwiania sprawy trwała dość krótko ponieważ od 22.10.2008 status rozpatrywania mojego wniosku stanął w miejscu i był na etapie: „Przedstawiciel banku dostarczył dokumentację do rozpatrzenia...”. Minął miesiąc, zadzwoniłam na mlinię z zapytaniem o wniosek. Pracownik poinformował mnie, że dokumenty wpłynęły ale on nie wie, gdzie znajdują się obecnie i nie może mi pomóc. Na następny dzień zadzwoniłam ponownie na mlinię. Kolejny pracownik poinformował mnie, że nie jest w stanie ustalić co dzieje się z papierowymi dokumentami. Tego było już za wiele. Złożyłam reklamację. Po tygodniu zadzwonił dyrektor placówki w Szczecinie z przeprosinami za zaistniałą sytuację i powiedział, że: pierwszy wniosek został przez przypadek zniszczony wraz z innymi dokumentami (!), a drugi gdzieś jest ale zanim zostanie znaleziony to szybciej będzie jak złożę ponowny wniosek o wydanie karty kredytowej (!!). W nagrodę za moje trudy i cierpienia (o ile można to nazwać nagrodą, bo obecnie takie warunki mają wszyscy składający wniosek w okresie grudniowej promocji) otrzymam kartę dożywotnio bez opłat rocznych i z niskim oprocentowaniem w wysokości 16%. Pomyślałam sobie dobrze, niech będzie. Przynajmniej będę miała lepsze warunki na karcie. Zadzwoniłam ponownie na mlinię i złożyłam rezygnację z wniosku o wydanie karty kredytowej oraz ponownie złożyłam wniosek (już trzeci) o wydanie karty. Mam nadzieję, że jest to ostatnie podejście do uzyskania tego kawałka drogocennego plastiku. W innym przypadku będę miała kolejny temat do opisania.
Opis dotyczy zaobserwowanej sytuacji w osiedlowym sklepie. Chciałam zakupić jedną z patelni, które w tym dniu dostarczono do sklepu. Patelnia była bardzo ładna i kosztowała 29 zł (zgodnie z naklejoną na niej ceną). Na samej półce, na której leżały patelnie nie znalazłam informacji o cenie leżącego tam towaru. Ponieważ cena była przystępna włożyłam patelnię do koszyka i udałam się do kasy. Po drodze przechodziłam koło pracownika myjącego podłogę. Pracownik prowadził akurat rozmowę z grupką młodych dziewczyn robiących zakupy w sklepie. Rozmowa była stosunkowo głośna i dotyczyła spraw osobistych pomiędzy wspomnianymi dziewczynami a córką pracownicy myjącej podłogę. Wywnioskowałam, że pomiędzy obiema stronami istnieje jakiś poważny konflikt. Pracownica poinformowała dziewczyny, że mają trzymać się z daleka od jej córki. Wspomniana rozmowa była na tyle głośna, ze oprócz mnie słyszały ją inne osoby robiące zakupy oraz pracownik siedzący przy kasie znajdującej się jakieś 20 metrów od rozmówczyń. Kasjerka zwróciła uwagę pracownicy, że ma zakończyć rozmowę z klientkami i zająć się swoją pracą, ponieważ nie jest to czas i miejsce na takie rozmowy.
Gdy podeszłam do kasy, kasjerka zeskanowała kod kreskowy z patelni i okazało się, ze cena znajdująca się na patelni różniła się o 10 zł z ceną znajdującą się w systemie. Zawołała więc pracownika odpowiedzialnego za układanie towaru na półkach oraz naklejanie cen i poinformowała, że towar został źle oklejony, gdyż znajdują się nim nieprawidłowe ceny. Natomiast ja zostałam poinformowana, że mimo tego iż cena patelni jest wyższa to zapłacę za nią dokładnie tyle ile widnieje na naklejce. Kasjerka przeprosiła mnie za zaistniałą sytuację.
W tym dniu udałam się na tzw. „małe zakupy”. Już przy wejściu zauważyłam, że nie ma wolnych koszyków na zakupy. Było po 15.00, więc czas kiedy jest największa ilość klientów. Musiałam zatem wziąć duży wózek, których zresztą też nie było za wiele. Zaczęłam przedzierać się pomiędzy regałami, osobami robiącymi zakupy oraz pracownikami wykładającymi towar na półki. To było bardzo trudne do wykonania. Już chciałam zrezygnować z zakupów, jednakże uświadomiłam sobie, że aby wyjść ze sklepu i tam musze przejechać wózkiem przez niego całego. Regały są tak ustawione, że nie ma innej możliwości. Ustawiłam się zatem w kolejce po ser. Lada była cała obłożona równo poustawianymi, spakowanymi plasterkami sera, na których widniały naklejki z nazwą, ceną i wagą. Pracownik, każdego klienta przywitał z uśmiechem mówiąc „dzień dobry” oraz „czego sobie pan/pani życzy”. Ja również zostałam tak przywitana. Po podaniu sera pracownik zaproponował mi pasztet, który był aktualnie w promocji. Na pożegnanie życzył smacznego i zaprosił do ponownego odwiedzenia stoiska. Rozpoczęłam ponowną wędrówkę po sklepie za pozostałymi artykułami. Zarówno regał z mlekiem jak i chlebem był bardzo dobrze opisany, a towar tak ułożony by żaden klient nie miał wątpliwości, jakiego towaru cena dotyczy. Jedynie do regału z chlebem mam większe zastrzeżenia. Na półkach znajdowało się zdecydowanie za dużo towaru. Chleb zapakowany w worki foliowe nie potrafił utrzymać się jeden na drugim i spadał z półki. Podczas mojej stosunkowo krótkiej wizyty w okolicach regału, trzykrotnie widziałam jak spadł chleb, który był następnie podnoszony i odkładany na półkę przez przechodzącego obok klienta. Kasjerka również przywitała mnie bardzo miło. Zaproponowała będące w promocji Grześki oraz sprawdziła czy karta, która płaciłam za zakupy jest podpisana. Na koniec życzyła miłego popołudnia i zaprosiła do ponownego odwiedzenia sklepu.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.