Byłam wczoraj poopalać się na solarium. Godzina stosunkowo wczesna bo dopiero 12.20 więc wiedziałam, że nie będę musiała czekać na swoją kolej bo o tej porze prawdopodobnie nikogo nie będzie. Nie pomyliłam się. Weszłam do pomieszczenia i od progu przywitała mnie uśmiechnięta właścicielka. Powiem szczerze, że lubię chodzi do tego właśnie solarium gdyż właściciele są bardzo życzliwi i zawsze z uśmiechem witają klientów. Powiedziałam pani, że chciałabym skorzystać z lamp przez 10 min. Ustawiła mi wymagany czas oraz dodatkowo dodała 2 minuty na rozgrzanie się łóżka. Powiedziała, ze jeszcze dzisiaj nikt nie korzystał więc łóżko jest zimne i nieprzyjemne dla nagiego ciała, dlatego dodatkowo ustawi mi 2 minuty by pleksa się rozgrzała. Weszłam do pokoju z lampami i kolejny raz nie zawiodłam się. Pokój był czyściutki. Łóżko świeżo zdezynfekowane. Na szafeczce stały kosmetyki i waciki do demakijażu. Poza tym przygotowane było miejsce na to by położyć ubrania i wielkie lustro by móc obejrzeć ciało po zabiegu i zrobić ponowny makijaż przed wyjściem. W tle włączona była muzyczka dająca świetny nastrój podczas leżenia. Po skorzystaniu z lamp ubrałam się i wyszłam zapłacić. Właścicielka zawsze pierwsza pyta czy posiadam karnet by móc podstęplować w nim, iż kolejny raz byłam u niej na opalaniu. Po 9 wizytach proponuje darmowe 10 minut opalania. Dopiero w następnej kolejności prosi o zapłatę. Oczywiście między czasie zagadnie na różne tematy. Jak powiedziałam wcześniej, uwielbiam to solarium bo panuje tam niesamowity klimat, właścicielka jest uprzejma i przesympatyczna., obsługa profesjonalna. Chciałabym czuć się w innych miejscach tak dobrze jak tam.
Dzisiaj dzień opinii o bankach. Bank na tapecie to DNB Nord w Bydgoszczy. Na wstępie powiem, że nikomu nie polecam współpracy z tym oddziałem. Pracownicy są niekompetentni i nie wykonują należycie swoich obowiązków. Sprawa wygląda tak: moja firma zaciągnęła w tym banku kredyt na docieplenie budynku. Kredyt jest dofinansowany w 25% z BGK. Oznacza to, że zaraz po zakończeniu inwestycji na rachunek DnB Nord wpływa 25% zaciągniętego przez nas kredytu i my mamy wtedy mniejsze odsetki do wpłaty. Oczywiście im szybciej zrobimy inwestycję i przygotujemy dokumenty tym szybciej dostaniemy dofinansowanie. Poza tym za wszystkie wykonane prace dociepleniowe płaci wykonawcom DnB Nord z naszego zaciagniętego kredytu. Do września 2009 zakończyliśmy inwestycję i złożyliśmy wszystkie wymagane dokumenty, w tym zlecenia zapłaty za wykonane prace poszczególnym wykonawcom. Umowa kredytowa zobowiązywała nas do zakończenia inwestycji najpóźniej do 31.12.2009. Zatem zakończyliśmy ją na 3 miesiąc przed wymaganym terminem. W dwa tygodnie po złożeniu w banku dokumentów zadzwonił do nas jeden z wykonawców z zapytaniem dlaczego nie otrzymał jeszcze zapłaty za wykonane prace dociepleniowe. Po jego telefonie zadzwoniliśmy do banku z takim samym zapytaniem. Pani odpowiedziała nam, że brakuje dokumentów zabezpieczających kredyt i dlatego nie doszło do wypłaty. Powiedziałam jej, ze wszystkie dokumenty zostały przekazane przy podpisywaniu umowy kredytowej. Ona na to, że ich nie ma i należy je dosłać i tyle. Żadnej dyskusji. Zapytałam jej dlaczego nikt nie poinformował nas o brakach w dokumentach. Ona na to, że nia ma takiego obowiązku. Wystąpiliśmy zatem ponownie do Sądu po odpis hipoteki, do ubezpieczyciela po oryginał umowy cesji wierzytelności. Oczywiście załatwianie tego wszystkiego trwało. Wysłaliśmy skompletowane dokumenty ponownie. Po kolejnych tygodniach znowu dzwoni do nas wykonawca, że nadal nie ma pieniędzy. Ponownie dzwonimy do banku. Znowu brakuje jakiegoś dokumentu. Sprawa ciągnęła się tak długo, że zastał nas kwiecień. Między czasie wykonaliśmy masę telefonów upominając bank o wypłatę i napisaliśmy mnóstwo maili. Na koniec kwietnia wysłaliśmy pismo przedsądowe do banku z nakazaniem całkowitej realizacji umowy. W piśmie wskazaliśmy dzień 14 maja końcowe rozliczenie. No, ale ponieważ umowa kredytowa zawierała termin realizacji inwestycji do 31.12.2010 to bank w odpowiedzi na wezwanie przedsądowe wysłał do nas aneks przedłużający realizację umowy do dnia 14 maja 2010. Musieliśmy go podpisać by zakończyć sprawę i jak najszybciej dostać dofinansowanie z BGK. Niestety jednocześnie, podpisując aneks przekreśliliśmy sobie prawo dochodzenia odsetek w imieniu wykonawcy za nieterminową płatność oraz prawo do przeliczenia odsetek z tytułu udzielonego kredytu. Z winy banku dofinansowanie dostaniemy w czerwcu a co za tym idzie niższe odsetki bedą naliczane od czerwca 2010 a nie od np grudnia 2009 bo wtedy już byłby zamknięty temat w/w kredytu. W dniu 17 maja otrzymałam informację od wykonawcy, że należność wpłynęła. Dałam jeszcze kilka dni bankowi i 24 maja zadzwoniłam z zapytaniem czy zostały przez nich wysłane dokumenty do BGK informujące o realizacji przedsięwzięcia. Przecież od tego zależy wypłata premii. Pani powiedziała, że sprawdzi i odpisze w mailu. O 14.45 napisałam, że jeżeli nie dostanę dzisiaj wiadomości to złożę oficjalną skarge do banku. Rano przeczytałam krótką wiadomość "Dokumenty zostały wysłane". Sukces. Odpisałam, że potrzebuję informacji, kiedy dokładnie to się odbyło. W odpowiedzi znowu krótka wiadomość: 24 maja. Ręcę mi opadły bo to oznaczało, że dokumenty zostały wysłane dopiero po mojej telefonicznej interwencji. Każdy dzień zwłoki banku w przygotowywaniu dokumentów, przesłaniu ich dalej czy też w innych sprawach powoduje, że jesteśmy stratni gdyż płacimy wyższe odsetki od kredytu. Najgorsze, że nic nie możemy na to zrobić. Tylko pisać skargi, na które i tak nikt nie odpowiada. Wynik całej tej sprawy jest taki, że kolejne umowy kredytowe mamy podpisane z innym bankiem. Bank stracił dobrego klienta, który rokrocznie zaciąga kilka kredytów i co ważne spłaca je w terminie. Działania pracowników przyniosły szkodę zarówno nam jak i samemu bankowi. Gratuluje takiego podejścia do klienta.
Chciałam założyc u nich konto bieżące. Mają darmowe prowadzenie, przelewy i kartę. Co dla mnie równie ważne mogę wpłacac w oddziale gotówkę. Niestety nie wszystkie banki mi to oferują w mojej miejscowości. Od jakiegoś czasu mam konto w mbanku, z którego jestem zadowolona, jednakże nie ma u nas ani jednego wpłatomatu tego banku. To był główny powód założenia konta w Getin banku. Moja wizyta zaczęła się bardzo przyjemnie. Pracownica mnie obsługująca była miła. SAama obsługa przebiegała sprawnie do czasu drukowania umowy o rachunek bankowy. Wtedy okazało się, że w drukarce brakuje tuszu. Pracownica poprosiła kolegę o z mianę tonera. Po zmianie okazało się, że drukarka nadal nie drukuje. brakowało jej tunerów w innych kolorach. Z rozmowy między pracownikami wywnioskowałam, że brak jakiegokolwiek koloru uniemożliwia nawet drukowanie dokumentu tylko w czarnym kolorze. W oddziale nie mieli więcej tunerów. Pracownica przeprosiła mnie i powiedziała, ze kolega musi udać sie do sklepu by zakupić brakujące kolory. Mnie poproszono o cierpliwość. Czekałam 40 minut na powrót drugiego pracownika. Wydaje mi się, że jest to zdecydowanie za długo. Rozumię wszystkie nagłe awarie, ale myślę, że bank powinien być lepiej przygotowany do obsługi klienta. Jedna drukarka atramentowa to stanowczo za mało na sprawne działanie banku, nawet jeżeli mamy doczynienia tylko z niewielkim oddziałem. Ogólnie polecam ten oddział banku, ze względu na miłych i sympatycznych ludzi, ale wystwiam negatywną opinię za brak organizacji i długi czas obsługi.
Od kilku lat mam konto w tym banku. Jednakże postanowiłam to zmienić, gdyż konkurencja proponuje konta osobiste w których nie płaci się zarówno za obsługę konta jak i przelewy. Udałam się więc do banku by zlikwidować konto. Po podejściu do okienka powiedziałam o co chodzi. Wspomniałam również, że mam obecnie zaciągnięty kredyt hipoteczny w Pekao i że z mojego konta osobistego pobierana jest rata kredytu. Mam nadzieję, ze to w niczym nie przeszkadza by konto zlikwidować. Pracownica banku powiedziała mi, że właśnie jest problem bo skoro mam kredyt to muszę mieć u nich konto. Zdziwiłam się bardzo jej słowami. Ona widząc moje zdziwienie przeprosiiła mnie i powiedziała, ze zaraz wróci tylko coś sprawdzi. Po 5 minutach wróciła i powieziała, że mam przejść do obsługi kredytów. Tam kolejna pani próbowała mi wmówić, że mając kredyt muszę mieć u nich konto. Odpowiedziałam jej, że żadne przepisy ani umowa kredytowa nie zawierają takiego wymogu, w którym kredytobiorca musi posiadać konto w danym banku i za nie płacic. Czymś innym jest konto do spłaty kredytu a czymś innym konto bieżące, które u nich jest płatne. Na to pracownica powiedziała, ze biorąc kredyt napewno miałam preferencyjne warunki jego udzielenia właśnie ze względu na to iż posiadam u nich konto bieżące. Odpowiedziałam jej, ze o żadnych warunkach preferencyjnych nic nie wiem, a jeżeli nawet były to w umowie nikt nie napisał, że mam posiadać rachunek bieżący w Pekao przez 30 lat czyli do końca spłaty kredytu. Ja się nie poczuwam do takiego obowiązku zwłaszcza, ze za konto musze płacić 11,50 zł miesięcznie plus za kartę płatniczą 3 zł (z której nota bene nie korzystam) plus za każdy przelew 0,50 zł. Inne banki oferują to za darmo i zamierzam założyć konto w innym banku. Pracownica widząc, ze mnie nie przekona powieziała, że musi sprawdzić zapis w umowie kredytowej. Przeprosiła mnie i poszła po moje dokumenty. Czekałam dokładnie pół godziny na to aż wróci. Szczerze powiedziawszy chciałam już wyjść. Po powrocie z dokumentami zaczęła je czytać. Trwało to kolejne 10 minut. Po przeczytaniu przyznała rację, że nie ma żadnego zapisu w umowie o preferencyjnych warunkach. Napisane jest natomiast, że kredyt będzie spłacany z mojego rachunku bieżącego. Wiem doskonale iż wystarczyło zmienić zapis w umowie iż kredyt będzie spłacany w innej formie niż z konta osobistego i spokojnie mogłabym zamknąć temat. Ale już nie miałam siły tłumaczyć się kobiecie, że nie chcę już posiadać u nich konta zwłaszcza, że zaproponowała mi konto internetowe, które jest u nich darmowe. Oczywiście z założeniem tego konta wiąże się również aneks do umowy kredytowej, w którym będzie wskazany nowy rachunek. Zapytałam jej jak to technicznie ma być wykonane. Poinformowała, że zaraz założy nowe konto. Ja złożę wypowiedzenie do starego i wypowiedzenie będzie obowiązywać od końca tego miesiąca. Następnie złożę podanie o to by rata kredytu była pobierana z konta internetowego. Na tej podstawie pracownicy przygotują aneks. Podpisze go i po sprawie. Wszuystko byłoby super gdyby nie małe ale.Sprawę załatwiałam na kilka dni przed terminem spłaty kolejnej raty. Oczywiście zapewniłam pieniądze namoim dotychczasowym koncie na spłatę tej raty, ponieważ nie miałam jeszcze podpisanego aneksu i byłam pewna na 100%, ze przed podpisaniem dokumentów rata zejdzie właśnie z konta dotychczasowego. Na nowe konto wpłaciłam 100 zł. Dzień po terminie spłaty zalogowałam się do serwisu i ku mojemu zdziwieniu na koncie internetowym brakowało 100 zł a na koncie dotychczasowym widniała cała kwota raty kredytowej. Wniosek z tego taki, że do spłaty kredytu już od razu użyto nowego konta. I w chwili obecnej zalegam ze spłata jednej raty bo nie zapewniłam środków na koncie. Zagotowało się we mnie. Pytam się jak tak można. Przed podpisaniem aneksu zmienić wszystko i nie poinformować klienta. Może ja się nie znam, ale moim zdaniem najpierw powinna być podpisana umowa i dopiero po tym terminie zrobione zmiany w systemie. Pytanie, czy mam do nich dzwonić i pytać się dlaczego tak zrobili, że przed podpisaniem aneksu są zmiany w systemie. Odpowiedzą mi z pewnością, że takie są procedury i to ja czegoś gdzieś niedoczytałam. Szkoda się denerwować.
Często robię zakupy w Tesco więc postanowiłam przyłączyć sie do akcji zbierania punktów za zakupy. Pomyślałam sobie, że za zebrane punkty może uda mi się kupić coś taniej lub zamienić je na jakąś fajną rzecz. Wczoraj dostałam właśnie listem informacje o ilości zebranych przeze mnie punktów i sposobie ich wykorzystania. Okazało się, że po pierwsze nie mogę punktów kumulować z kilku okresów ponieważ są wymieniane od razu na kupony rabatowe. Jednakże na kupony rabatowe określonych produktów, któryh ja nie zawsze kupuję. Z tego co wiem kupony te w kolejnych przesyłkach dotyczą innych towarów. Ale w tym miesiącu ja np dostałam rabat w wysokości 8 zł na zakup pieluszek Huggies, w wysokości 2 zł na zakup wody niegazowanej, itd. Problem w tym, że wszystkie towary na jakie dostałam kupony rabatowe nie interesują mnie ani troszeczkę. I jeżeli nie skorzystam z kuponów w określonym czasie to kupony przepadną, czyli przepadną moje punkty zbierane pieczołowicie przez cały okres. Uważam to za niesprawiedliwe, mało tego uważam, że jest to przymuszanie do zakupu określonych towarów. Co innego gdybym nie wykorzystała kuponów i punkty wróciłyby do mojej puli, a ja poczekałabym na kupony rabatowe towarów, które mnie interesują. A tak co jestem stratna. Całą tą sytuację po części ratują bony na zakup dowolnych produktów, które również dostałam wraz z kuponami. Niestety bony te są na dużo mniejszą kwotę niż kupony, a mianowicie bony na zakup dowolnego towaru mam na wartośc 10,50 zł a kupony na obniżkę cen wskazanych przez Tesco towarów na kwotę 30 zł. Zdecydowanie wolałabym całą przyznaną kwotę w wysokości 40,50 zł wykorzystać na zakup dowolnych towarów w sklepie Tesco.
Miałam problem dotyczący zapłaty podatku PCC za ustanowienie hipoteki. Zadzwoniłam do urzedu i zapytałam czy spółdzielnia mieszkaniowa musi płacić podatek od czynności cywilno-prawnych za ustanowienie hipoteki. Pani nie potrafiła mi odpowiedzieć na pytanie natychmiast. Poprosiła o podanie szczegółów sprawy i powiedziała, że zadzwoni do mnie jak tylko uzyska informacje. Byłam pewna, że długo bedę czekała na telefon, a w zasadzie to ja bedę musiała zadzwonić by się przypomnieć. Jednakże następnego dnia rano zadzwoniła do mnie i przekazała jak wygląda sprawa zapłaty podatku. Powołała się na odpowiednie przepisy i podała interpretacje, które wyszły w ostatnim czasie. Powtórzyła informacje kilkakrotnie bym mogła zapisać na co mam się powoływać. Byłam bardzo zaskoczona szybkim odzewem ze strony Urzędu Skarbowego oraz tym, że w ogóle oddzwoniła.
Byam jeszcze w ciązy. Juz 9 miesiąc. zamówiłam dla dziecka kołyske przez internet. Dostawa Pocztą Polską. Kołyska wraz z dodatkowo zamówionymi rzeczami warzyła zgodnie z informacją sprzedającego 21 kg. Po godzinie 17 zadzwoniła do mnie pani, która rozwozi paczki. Powiedziała, że ma przesyłkę dla mnie i czy ktoś jest w domu by ją odebrać. Odpowiedziałam twierdząco. Przyjechała z paczką i zadzwoniła przez domofon. XZapytała czy może poprosić kogoś o pomoc bo jest sama a paczka stosunkowo ciężka. Odpowiedziałam jej, że już schodzę. Na dole widząc, że jestem w zaawansowanej ciąży powiedziała, że jednak sama wniesie paczke na czwarte pietro. Bardzo przykro, że tak ciężkie rzeczy kobiety listonosze muszą wnosić same.
Byłam w Tesko na wiekszych zakupach. Przy dziale warzywnym znalazłam stojak z nasionami kwiatów. Kwiatki były na zdjęciach tak zachęcające i piękne, że nabrałam ochoty na ich zakup. Do tego ceny bardzo atrakcyjne. zatem wzięłam kilka paczuszek z nasionami i udałam się do kasy. A tam po zeskanowaniu towaru niespodzianka. Ceny okazały się dużo wyższe niż te, które były na regale przy kwiatach. Zapytałam kasjerki o co chodzi. Ona poprosiła pracownika ze sali by pomógł nam wyjaśnić sprawę. Pracownik wraz ze mną udał się do regału z nasionami sprawdzić ceny. Na miejscu okazało się że ceny, które tam wiszą dotyczą cen nasion warzyw a nie kwiatów. Prawdopodobnie ktoś z klientów musiał poprzestawiać cenniki. A ja zamiast dokładnie przeczytać co jest napisane na cenniku sugerowałam się kodami grup towarowych znajdujących się zarówno na opakowaniu nasion jak i na cenniku. Skoro wzięłam nasiona z grupy "3" to sprawdziłam w cenniku jaka jest cena właśnie tej grupy. Niby moje niedopatrzenie, ale gdyby cennik znajdował się przy warzywach a nie przy kwiatach nie doszłoby do całego zamieszania. Zresztą pracownik sklepu nie czuł się w żaden sposób odpowiedzialny za błędne ustawienie cen, które rzekomo poprzestawiali klienci.
Odłożyłam troszke gotówki i jestem w trakcie poszukiwania odpowiedniej lokaty. Oczywiście wszystko najpierw sprawdzam w internecie. Wpisując w wyszukiwarce słowo lokata na pierwszym miejscu znalazłam ofertę Open Finace informująca o lokacie w wysokości 10% na 3 miesiące. Zaciekawiona zajrzałam tam. Niestety na samej stronie nie dowiedziałam się już zbyt wiele. Kazano wypełnić mi tam formularz zgłoszeniowy by uzyskać telefoniczną informację. Wypełniłam go i wysłałam. Po godzinie zadzwoniła do mnie konsultantka i po uzyskaniu wstepnych informacji powiedziała, że musze udac się do oddziału Open finance by uzyskać dokładniejsze informacje na temat tej oferty. powiedziałam jej, ze dla mnie to problem ponieważ najbliższy oddział jest w miejscowości oddalonej 70 km od mojego miejsca zamieszkaniai, a ja nie mam powodów by tam jeżdzić cześciej niż raz lub dwa razy do roku, natomiast lokate chciałabym założyć już teraz. Niestety bez wizyty w oddziale nie uda się załatwić niczego powiedziała. Już chciałam podziękować za rozmowę gdy ona zaproponowała mi, ze przekaże mój nr telefonu do działu zajmującego się obsługą klientów przez internet bym nie musiała specjalnie fatygowac się do żadnego z oddziałów. Dla mnie to bardzo dobre rozwiązanie gdyż mam 5 miesięcznego synka i nie wyobrażam sobie wizyty z nim w banku i załatwiania wszystkich formalności. Reasumując daję firmie minus za brak szczegółowych informacji w internecie na temat oferty, minus za brak informacji o wybranej ofercie od konsultanta a plus za zaangażowanie i zaproponowanie innego rozwiazania, bardziej dla mnie dogodnego.
Smutny dzień bo byłam na pogrzebie. Oczywiści najpierw wybrałam sie do kwiaciarni po wiązankę. Weszłam do sklepu i od progu przywitala mnie uśmiechnięta sprzedawczyni. Zapytała czego potrzebuję. Powiedziałam, że chcę kupić wiązankę na pogrzeb. Sprzedawczyni zadała mi kilka dodatkowych pytań, z jakich kwiatów bym chciała wiązankę, do jakiej kwoty i dla kogo ma być przeznaczona: meżczyzna czy kobieta. Zapytałam czy mogę wiązanke odebrać za pół godziny bo chciałabym jeszcze zrobić zakupy. Sprzedawczyni powiedziała, że bez problemu. Po półgodzinie wróciłam. Wiązanka była gotowa. Ponieważ miałam w ręku pudełko ze szkłem, a na ladzie leżały kwiaty do nastepnej wiązanki, sprzedawczyni zawołała uczennicę i powiedziała jej by przytrzymała wiązanke do czasu kiedy schowam po zapłacie portfel do torebki. Podziękowałam jej za to. Na koniec powiedziała do widzenia i zaprosiła ponownie. To były bardzo miłe zakupy mimo, że okazja do nich była smutna.
W dniu 7 grudnia zostałam przyjęta do miejscowego szpitala na oddział położniczy. Podczas oczekiwania na najważniejszy moment w moim życiu zachciało mi się skorzystać z toalety. Ku mojemu zdziwieniu w toalecie nie było zarówno samego papieru toaletowego jak i ręcznika papierowego. Od położnych dowiedziałam się, że pacjenci muszą sami przynosić do szpitala te rzeczy.A ja oczywiście o tym nie wiedziałam i nic nie miałam. Poród odbył się z samego rana. Podczas całego pierwszego dnia po porodzie do mojej sali co jakiś czas wchodzili różni ludzie w fartuchach pytając o stan zdrowia dziecka i mojego. Żadna z tych osób nie powiedziała mi kim jest. Mój pokój niestety nie posiadał łazienki więc korzystałam z łazienki ogólnej dla wszystkich pacjentek. Wielkim zdziwieniem było dla mnie to, że w nowo wyremontowanym szpitalu zastosowano rozwiązania takie, że pacjentka czuje się nieswojo podczas korzystania z niej. Mianowicie naprzeciw drzwi wejściowych do łazienki umiejscowiony był prysznic. Osoba, która skorzystała z prysznica musiała po wyjściu z kabiny wycierać się stojąc naprzeciw drzwi wejściowych i bojąc się, że w każdej chwili może ktoś wejść by skorzystać z umywalki, czy też samej ubikacji. Również bidet nie był zasłonięty w żaden sposób i korzystając z niego narażałam się na to iż będę widoczna przez inne pacjentki. Drugiego dnia po południu do mojej Sali weszły dwie kobiety. Jedna z nich odezwała się do mnie. Ponieważ dziecko płakało nie usłyszałam co powiedziała. Poprosiłam ją o powtórzenie. Kobieta naskoczyła na mnie zbulwersowana i powiedziała: Proszę się położyć, jest obchód popołudniowy jak codzień. Byłam zdziwiona zarówno tym w jaki sposób powiedziała te słowa jak i samym faktem, że jest obchód. Wczoraj nikt do mnie nie przyszedł na obchód. Powiem tak, gdyby na sali znajdował się jakikolwiek informator o tym jakie zasady panują w szpitalu, to wszystkim byłoby łatwiej. Myślę, że takich osób jak ja, którzy korzystają ze szpitala sporadycznie jest bardzo dużo, a co za tym idzie nie mają pojęcia o tym jakie zasady panują w szpitalu. Dla każdego z nas powinna być przygotowana informacja o tym czego możemy się spodziewać i czego oczekują od nas.
W tym dniu postanowiłam zrobić większe zakupy. Wzięłam wózek i udałam się do sklepu. Już przy pierwszych półkach napotkałam na problem w postaci palet nie rozłożonego towaru. Palety były tak ustawione, że utrudniały mi podejście do interesującego mnie towaru na półce. Nie mogąc się do niego dostać zrezygnowałam z ich zakupu. Podeszłam do półki na której stały puszki z brzoskwiniami. Zainteresował mnie fakt iż są obecnie w promocji i ich cena została obniżona o 2 zł na puszcze. Wziełam 2 puszki. Następnie przechodziłam koło kolejnych regałów biorąc z nich interesujący mnie produkt. Na koniec podeszłam do kasy i zapłaciłam za zakupy. Standardowo przed wyjściem ze sklepu sprawdzam paragon by wyłapać jakiekolwiek nieprawidłowości. No i znalazłam dwie rzeczy. Po pierwsze okazało się, że cena za puszkę brzoskwiń na paragonie jest dokładnie taka jak przed promocją, poza tym przy zakupie powyżej 100 zł Tesko daje talon na rabat w wysokości 5 gr za litr zakupionego na ich stacjach paliwa. Wróciłam do kasy i zapytałam kasjerkę o obie rzeczy. Jeżeli chodzi o brzoskwinie to cena na regale jest stara i nie obowiązuje. Ponieważ jest to wina pracowników sklepu ponieważ nie ściągneli starych cen to zostanie mi zwrócona kwota 4 zł za kupione puszki. Natomiast w przypadku bonu na rabat w zakupie paliwa to kasjerka poinformowała, że kupiłam piwo i dlatego nie przyznano mi rabatu. Powiedziałam jej, że piwa są tylko 4 i ich wartośc wynosi niecałe 13 zł, a za zakupy łącznie zapłaciłam 140 zł więc jeżeli nawet to piwo odejmie od wartości zakupów to nadal kwota będzie powyżej 100 zł. Kasjerka odpowiedziała, że nie wybiło jej w systemie rabatu i ona nie może nic zrobić. Powiedziałam by poprosiła zatem kierownika bo ja się na to nie zgadzam. Na te słowa postawiła na paragonie pieczatkę z informacją o upuście i oddała mi bez słowa paragon. Powiedziałam jej dziekuję i wyszłam ze sklepu.
W tym dniu postanowiłam udać się do sklepu by zakupić klosze do lampy w dziecinnym pokoju. Ponieważ jestem mamą 5 miesięcznego chłopca udałam się z nim na zakupy. Weszłam do sklepu i w samym progu pani myjąca podłoge powiedziała, że z wózkiem nie mogę wjechać na teren sklepu. Odpowiedziałam jej, że synek nie śpi i jeżeli go zostawię w holu to z pewnością będzie płakał, poza tym jak ona sobie wyobraża, że zostawię maluszka przed sklepem?. Na to pracownik sklepu odpowiedział mi, że regulamin sklepu zabrania wjeżdżać z wózkiem i ona mnie nie wpuści na teren sklepu. Próbowałam jej wytłumaczyć, że jakbym chciała coś ukraść ( a przeciez z tego powodu jest ten zakaz) to zrobiłabym to nawet nie mając wózka z dzieckiem a zabranianie mi wjazdu jest dyskryminacją. Moje argumenty jednak nie pomogły i nie zostałam wpuszczona do sklepu. Czuję się zażenowana całą tą sytuacją i postanowiłam, że dopuki nie zmienią regulaminu dotyczącego wjazdu matek z wózkami nie bedę w Bricomarche robiła zakupów. Gratuluję takiego podejścia kierownictwu sklepu.
Szukaliśmy z mężem jakiś butów sportowych dla niego. Ponieważ ma stosunkowo niewielką stopę zawsze mamy problemy ze znalezieniem obuwia dla niego. Weszliśmy do sklepu i od razu udaliśmy się do półek z obuwiem sportowym. Na podłodze leżały poustawiane w piramidy kartony. Zaczęliśmy szukać odpowiedniego rozmiaru. Po jakiś 5-8 minutach szukania stwierdziłam, ze lepiej zapytać sprzedawcy czy mają szukany przez nas rozmiar. Podeszłam do ekspedientki i zadałam pytanie. W odpowiedzi usłyszałam: Musi pani tam popatrzeć, tam jest cała rozmiarówka. Tam czyli w miejscu, w którym szukałam dobre 5 minut. Pani zajęła się ponownym rozglądaniem się po sklepie w poszukiwaniu chyba ewentualnych złodziei. Wróciłam do męża. Mąż powiedział byśmy przeszli do następnego pomieszczenia ponieważ zauważył tam również buty sportowe. Okazało się, że właśnie w tym kolejnym pomieszczeniu są buty w rozmiarze jaki nas interesował. Mąż wybrał z półki model buta, który mu się spodobał. Niestety był za mały. Zaczęliśmy szukać po kartonach tego modelu w większym rozmiarze. Kartony były przemieszane między sobą, a w nich buty zupełnie nie pasujące do opisu na kartonach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu sprzedawcy. Rozglądająca się wcześniej pani zniknęła mi z pola widzenia a kolejna prowadziła rozmowę z jakimś mężczyzną. Z jej obserwacji wiem, że nie był to żaden klient tylko jakiś znajomy. Dopiero on zwrócił uwagę sprzedawczyni, że potrzebuje jej pomocy. Zapytałam o większy rozmiar wybranego modelu buta. Pani odpowiedziała, że to ostatnia para i wróciła do rozmowy. Nie dała mi szansy zadać kolejnego pytania, którym miała być prośba o wskazanie butów, które są w szukanym przez nas rozmiarze. Odstawiliśmy buta na miejsce i wyszliśmy ze sklepu. Zdecydowanie do tego sklepu nie wrócimy.
Ponieważ w niedzielę było święto i sklepy miały być zamknięte udałam się po zakupy. Tak jak się spodziewałam klientów było dość sporo. Jednakże mimo tego nie miałam problemu z dostaniem wózka na zakupy. Natomiast większy problem miałam z poruszaniem się tym wózkiem po sklepie. Z powodu sporej ilości klientów ciężko było przejechać między regałami. Postanowiłam zakupić wędlinę. Dział wędliniarski obsługiwały dwie panie. Towar był starannie ułożony i dobrze ometkowany. Na ścianach wisiały duże plakaty informujące o promocji danego artykułu. Poprosiłam ekspedientkę o kiełbasę oraz o sprzedanie makreli wędzonej, którą zauważyłam na półce. W kartonie była ostatnia sztuka makreli. Pani odważyła mi kiełbasę i cicho powiedziała bym nie brała makreli gdyż nie jest pierwszej świeżości. Ucieszyłam się, że uniknęłam zakupu towaru, którego jakość odbiega od normy. Jednakże fakt, że ta makrela nadal znajduje się na półce zamiast być wyrzucona zaskakuje mnie. Podziękowałam pani za zakupy i odeszłam. Nie rozmawiałam z kierownikiem działu na temat tej makreli ponieważ ekspedientka mówiąc mi cicho o niej dała do zrozumienia, że ma ją sprzedać wbrew swojej woli. Przerażające jest to, że pracownicy są zmuszani do sprzedaży nieświeżego towaru.
Do sklepu przyciągnęła mnie sukienka wywieszona na wystawie. Weszłam do środka i od razu zauważyłam, że sklep jest bardzo dobrze zaopatrzony. Zajmuje sporą powierzchnię na której stoi dużo wieszaków i regałów. Towar urozmaicony tak, by każdy znalazł coś dla siebie. Poza tym dostępny w różnej rozmiarówce. Nawet rozmiar 44 i 46, co jest nietypowe dla takich sklepów. Mankamentem jest natomiast wywieszanie zbyt dużej ilości ubrań na jednym wieszaku. Powoduje to ograniczenie możliwości obejrzenia fasonu danego towaru bez ściągnięcia z wieszaka. Przecież z np. 10 fasonów bluzek wiszących na wieszaku może spodobać nam się tylko jeden który chcemy przymierzyć. Ale dostrzec ten jeden wśród zbitego w jedną masę towaru jest prawie niemożliwe. Poza tym odwieszenie towaru z powrotem na wieszak graniczy w tym przypadku z cudem. Dlatego też klienci odwieszają towar gdzie popadnie i robią większy bałagan niż jest. Kolejnym mankamentem jest brak klimatyzowanych przymierzalni. W cieplejsze dni podczas przymierzania ubrań człowiek jest bardzo spocony. Zwłaszcza, że przymierzalnie są zatłoczone czekającymi w kolejce klientami a sama temperatura w takie dni jest znacznie wyższa. Brakuje w przymierzalni jakiegokolwiek lufcika lub wiatraka, który by dawał odrobinę chłodu. Poza tym jak na tak duży sklep to samych przymierzalni też jest stosunkowo mało. Dobrze, ze w pobliżu znajdują się pufki, na które można usiąść czekając na swoją kolej. W kasie pracuje jedna osoba, która bardzo sprawnie wykonuje swoje obowiązki. Fakt, że trzeba troszkę poczekać by być obsłużonym, nie mniej jednak widok osoby, która tak sprawnie pracuje sprawia, ze czas się nie dłuży. Ogólnie polecam ten sklep. Mam nadzieję, że te małe mankamenty zostaną szybko usunięte i zakupy będą jeszcze bardziej przyjemne.
Kupowałam alkohol na sobotni wieczór. Podeszłam w dziale alkoholowym do regału z wódkami i wybrałam markę, która mi odpowiada. Ponieważ miałam mało zakupów to od razu zapłaciłam za nie wraz z alkoholem. Mam zwyczaj sprawdzania paragonów więc i tym razem to zrobiłam. Okazało się, ze zakupiona wódka jest o 2 zł droższa niż cena jaka widnieje na regale. Podeszłam do kasjerki i powiedziałam jej o tym. Kasjerka sprawdziła na regale i przyznała mi rację. Przeprosiła mi za zaistniałą sytuację i powiedziała, że skoro cena się nie zgadza to mam prawo do otrzymania zwrotu w wysokości 2 krotnej różnicy pomiędzy ceną z regału a tą, która widnieje na paragonie. Poprosiła innego pracownika by razem dokonać storna zakupu i udzielić rabatu. Otrzymałam 4 zł zwrotu. Wszystko to zajęło jakieś 5 minut. Pracownik jeszcze raz przeprosił i zaprosił na ponowne zakupy.
Robiłam wieczorem z mężem zakupy tygodniowe. Wzięliśmy wózek i przechadzaliśmy się pomiędzy regałami szukając potrzebnych rzeczy. Oczywiście za każdym razem sprawdzaliśmy ceny umieszczone na regale wybranych przez nas towarów. Musze powiedzieć, ze każdy towar był dobrze oznakowany. Nie miałam problemu ze znalezieniem ceny towaru, który mnie interesował. Poza tym towar był na półkach równiutko poukładany. Po wybraniu wszystkich potrzebnych rzeczy udaliśmy się do kasy. Przy kasach były spore kolejki, ale kasjerka od razu zadzwoniła po koleżankę by otworzyła kolejną kasę. Z megafonu słychać było słowa skierowane do klienta, że w ramach przeprosin otrzyma prezent jeżeli będzie zmuszony czekać przy kasie dłużej niż 5 minut. Sprawdzałam czas jaki my musimy czekać na podejście do kasjerki. Minęło 7 minut. No cóż 2 minuty ponad normę to nie taka tragedia. Po zapłaceniu wzięłam paragon i odjechałam z wózkiem od kasy. Zaczęłam go przeglądać. Okazało się, że 3 artykuły zostały skasowane w cenie wyższej niż ta podana na regale. Wróciłam do kasjerki i powiedziałam jej o tym. Powiedziała, że musi sprawę wyjaśnić i zaczęła sprawdzać w systemie a następnie na regale. Po czym zadzwoniła po innego pracownika. Kolejka do jej kasy stawała się coraz dłuższa. Minęło chyba z 5 minut. Powiedziałam, żeby zaczęła obsługiwać klientów a ja rezygnuję z całego wyjaśniania ponieważ zapłaciłam więcej tylko 5 zł i wydaje mi się, ze kwota ta nie jest warta zmarnowanego czasu mojego i innych klientów, którzy stali przy jej kasie.
Zbliża się lato czas zakupić strój kąpielowy. Udałam się do Triumpha gdyż widziałam na oknie wystawowym sporo ciekawych rodzajów strojów kąpielowych. Sklep był czysty a towar ładnie poukładany na regałach. W oczy rzucały się przypięte do regałów, spore informacje o aktualnych promocjach i nowej kolekcji. W pomieszczeniu było stosunkowo ciepło. Po wejściu do sklepu przywitała mnie uśmiechem sprzedawczyni. Pozwoliła rozejrzeć się po sklepie a następnie zapytała czy może zaoferować swoją pomoc. Poprosiłam o pokazanie strojów kąpielowych. Sprzedawczyni zadała kilka dodatkowych pytań dotyczących rozmiaru stroju, koloru i fasonu. Ponieważ nie wiedziałam jaki mam rozmiar zmierzyła mnie i zaproponowała do przymiarki rozmiar, który wg niej powinien być na mnie dobry. Po przymierzeniu powiedziałam, że rozmiar jest odpowiedni ale ten fason mi nie odpowiada. Podała mi zatem kilka innych fasonów. Niestety żaden z przymierzanych strojów kąpielowych nie odpowiadał mi. Sprzedawczyni zaproponowała abym zaglądała do sklepu w ciągu następnych 2 tygodni ponieważ spodziewa się jeszcze dostaw strojów kąpielowych. Wizytę w tym sklepie oceniam bardzo pozytywnie: sprzedawczyni była komunikatywna i bardzo uprzejma, sklep czysty a towar starannie poukładany.
Moje spostrzeżenia dotyczące tego banku przekazuję jako pracownik firmy, która ma obecnie okazję korzystać z kredytów tego banku. Współpraca mojej firmy z tym bankiem trwa od 2004 roku. Rokrocznie bank udziela nam około 3 kredytów. Problem w tym, że za każdym razem podpisujemy umowy z innym oddziałem banku. Oczywiście ma to swoje późniejsze konsekwencje. Korespondencja dotycząca zarówno uruchomienia jak i spłaty kredytów jest wysyłana w różne miejsca, co oznacza, że musimy pamiętać z jakim oddziałem jaka umowa została podpisana. Poza tym sprawozdania kwartalne wysyła się też do różnych oddziałów. Mamy nadzieję, że kiedyś nadejdzie taki dzień iż wszystkie dane będziemy wysyłać w jedno miejsce a bank sam porozdziela dokumenty tam gdzie trzeba. Zwłaszcza, że ostatnio otrzymaliśmy informację iż ma się nami zaopiekować oddział banku w Bydgoszczy. Informacja ta zjawiła się nagle wraz z wizytą (niezapowiedzianą) pracownika banku w naszej firmie. Podczas rozmowy z tym pracownikiem poprosiłam by została do nas wysłana listem informacja o tym, że wszystkie umowy przejął oddział w Bydgoszczy i wszelkie zapytania oraz dokumenty mamy wysyłać teraz do tego oddziału. Pracownik odpowiedział, że nie ma najmniejszego problemu. Minęły 2 miesiące. Informacja do nas nie doszła, za to ponownie odwiedził nas (oczywiście niezapowiedziany) pracownik banku DNB oddział w Bydgoszczy. Nie potrafił mi wyjaśnić dlaczego nie dostaliśmy jeszcze żadnej informacji. Podczas spotkania omówiliśmy szczegóły uruchomienia kredytu z ostatnio podpisanych umów. Pracownik powiedział, że wszystkie techniczne aspekty uruchomienia kredytu zostają tak jak do tej pory. W dniu 14 maja wysłaliśmy do banku DNB Nord oddział w Bydgoszczy dyspozycję uruchomienia kredytu wraz z oryginałami faktur od usługobiorcy na rzecz którego ma być dokonany przelew. Termin płatności wskazaliśmy na 20 maja 2009. W dniu 21 maja otrzymałam kopertę, w której znajdowały się wszystkie dokumenty jakie wysłaliśmy do banku. Wraz z dokumentami nie znalazłam żadnego pisma przewodniego. Zdziwiłam się trochę ale uznałam, że wszystko jest w porządku i przelew został zrealizowany. Do czasu kiedy to 25 maja otrzymałam maila od pracownika banku, że w związku ze złożoną dyspozycją bank prosi o uzupełnienie dokumentów, które są wymagane zgodnie z umową oraz ponowne przesłanie dyspozycji na druku bankowym. W odpowiedzi napisałam maila z kilkoma pytaniami:
Czy przelew został zrealizowany na rzecz usługobiorcy? (płatność wyznaczona na 20 maja a mamy 25 maja)
Dlaczego nie dostaliśmy bankowego druku dyspozycji zanim złożyliśmy nasze dokumenty?
Dlaczego mamy ponownie składać dokumenty wymagane przy uruchomieniu kredytu skoro zrobiliśmy to podczas podpisywania umowy i mamy potwierdzenie, że bank je otrzymał.
Czy pracownik zdaje sobie sprawę, że na odpis KW trzeba czekać około miesiąca i opóźni to zapłatę dla usługobiorcy. I wreszcie, skoro już w marcu oddział w Bydgoszczy przejął nasze umowy, to dlaczego do tej pory nikt nie przejrzał dokumentacji i nie poinformował nas o ewentualnych brakach. Mamy koniec maja czyli było ponad 2,5 miesiąca na załatwienie wszystkich rzeczy. Dlaczego nasza firma jest karana za niedociągnięcia leżące po stronie banku.
W odpowiedzi otrzymałam maila, że procedury są procedurami i nic na to nie można zrobić.
Resume z tego wydarzenia: kolejne umowy podpiszemy z innym bankiem, który szanuje czas i pieniądze swoich klientów.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.