Trafiłem do sklepu PLANET OUTDOOR w trakcie poszukiwania letniego, turystycznego kapelusza. Byłem już wcześniej w kilku innych sklepach ze sprzętem turystycznym. W żadnym nie spotkałem tak dużego wyboru kapeluszy turystycznych. W tym sklepie było kilka modeli różnych firm. Sprzedawca wykazał się uprzejmością w doradzaniu i cierpliwością gdy kilkakrotnie przymierzałem różne modele i rozmiary kapeluszy. Dodatkowym argumentem, przesądzającym o wyborze marki i modelu, była informacja sprzedawcy o odstraszaniu komarów i kleszczy przez kapelusz Alpinusa. Profesjonalne i uprzejme doradztwo pomogło mi zdecydować o kupnie. Po wypróbowaniu zakupionego kapelusza na wycieczce ( w słońcu i w deszczu), potwierdzam w pełni opinię sprzedawcy o satysfakcjonującym wyborze.
W markecie nie ma stanowiska informacyjnego. Dlatego zapytałem, stojącego nieopodal wejścia ochroniarza, gdzie znaleźć kompakty WC. Byłem pozytywnie zadskoczony precyzyjną odpowiedzią. Zaznaczam, że w tym sklepie jest bardzo duża oferta kompaktów WC. Gdy rozglądałem się za pracownikiem, natknąłem się na pana w firmowym stroju. Pracownik był bardzo chętny do pomocy, uprzejmy i kompetentny. Wyczerpująco odpowiedział na wszystkie moje pytania i podpowiedział wybór modelu w promocyjnej cenie. Dodatkowo zostałem upewniony o trafności wyboru kompaktu przy kasie, gdy kajerka powiedziała, że ma identyczny model i jest bardzo zadowolona. Zwłaszcza z możliwości oczczędzania wody. Po raz kolejny jestem zadowolony z zakupów w tym markecie, z uwagi na wysoką jakość obsługi klientów.
W wejściu do marketu OBI zauważyłem naklejkę informacyjną: zakaz fotografowania. Poza obiektami militarnymi rzadko takie naklejki można napotkać. Zaciekawiony postanowiłem dowiedzieć się jakie są powody umieszczenia takiej naklejki. Zaznaczam, że zaletą marketu OBI jest stanowisko informacyjne pomagające klientom w odnalezieniu poszukiwanych produktów w tak dużym obiekcie.
Gdy podchodziłem, do stanowiska informacyjneego, akurat nie było klientów. Zacząłem od przeproszenia dyżurującej pracownicy, za nietypowe zainteresowanie. Zapytałem o przyczynę umieszczenia tabliczki: zakaz fotografowania. Pracownica, wyraźnie poirytowania pytaniem, odpowiedziała:"to trzeba u góry, w zarządzie spytać". Odpowiedziałem grzecznie, że pytam jedynie o przyczynę zakazu fotografowania w markecie. Pracownica coraz bardziej skofundowana pytaniem z niechętną miną i wyraźną irytacją w głosie odrzekła: "właścicielem OBI jest Niemiec. On wie dlaczego jest zakaz fotografowania". Podziękowałem za rozmowę. Niestety natchnąłem się na lukę w kompetencjach pracownicy, w zakresie kultury obsługi i wiedzy.
Chciałem w Biedronce poznać aktualne promocje. Przed wejściem do sklepu, na betonie pod wózkami, walały się trzy duże paragony. W strefie wejścia, przy kołowrotku nie było koszyków. Były nieco dalej koło kas, stały w nieładzie. W sklepie było czysto. Na wyróżnienie zasługiwało stoisko warzywa-owoce. Produkty świeże, estetycznie ułożone. Na stoisku z promocyjnymi produktami przemysłowymi był mały nieład. Zwróciłem uwagę na wywieszkę z ceną: "komoda". Niestety nie znalazłem komody pod wywieszką i gdzie indziej w sklepie.. Nieco później w trakcie przejścia przez sklep usłyszałem, jak jedna z pracownic głośno (przy przechodzących obok klientach) mówiła do dwóch pracownic, cytuję: "dziewczyny, trzy komody na zapleczu odłożyłam dla siebie, nie sprzedajcie ich". Nadmieniam, że panie te były ubrane w firmowe fartuszki. Słysząc powyższe zapytałem panią, która odłożyła komody dla siebie, gdzie w sklepie znajdę komody. Żachnęła się i odrzekła:"komód nie ma, już się rozeszły". Tylko jedna kasa była czynna, ale w kolejce stało jedynie trzech klientów. Kasjerka dziękuje i zaprasza ponownie, bez pożegnania słowami: "do widzenia".
Dotąd zawsze byłem zadowolony z zakupów w delikatesach Alma, chwaliłem ten nmarket za bogaty asortyment produktów i wysoką jakość obsługi. Niestety dzisiejsze zakupy w Almie nie mogę uznać za satysfakcjonujące. Najpierw przez kilka minut stałem czekając na pracownika, przed pustym stoiskiem "owoce-warzywa". Wprawdzie większość owoców i warzyw można samemu pobrać, ale np. ogórki kiszone czy sałatki są wewnątrz oszklonej gablotki. Klienci nie mają tam dostępu. Pomimo, że poprosiłem o pomoc panie ze stanowiska
informacyjnego, nadal, przez kilka kolejnych minut, nikt nie przyszedł. Po kilkuminutowym oczekiwaniu poprosłem niezajętą obsługą klientów, panią ze stoiska mięsnego. Z chęcią zgodziła się pomóc, wydała produkty z gablotki mnie i dwóm innym oczekującym klientom. Gdy podszedłem do kas, jedynie dwa stanowiska były czynne, przed każdym zastałem w kolejce kilkanaście osób.
Odniosłem wrażenie, że market miał (w tym dniu) niedostateczną obsadę stanowisk w godzinach zwiększego ruchu klientów.
W zwiąku z planami indywidualnego wyjazdu zagranicznego,
poszedłem do oddziału banku po informację w sprawie warunków ubezpieczenia podróży zagranicznej dla posiadaczy kart kredytowych Class&Club. Rozmawiałem z uprzejmą i kompetentną doradcą, panią K. Uzyskałem satysfakcjonujące informacje, a ponadto otrzymałem "Szczegółowe Warunki Ubezpieczenia". Mam dodatkowe zadowolenie, po poinformowaniu o tym żony, bowiem to ubezpieczenie w przypadku niebezpiecznego wypadku, w trakcie podróży, jest dość atrakcyjne.
W czasie mojej (7 min.) wizyty w oddziale Poczty Polskiej,
w której są trzy stanowiska obsługi klientów, jedynie jedno było czynne. Na ladzie dwóch stanowisk były tabliczki: "nieczynne", chociaż przy jednym z nich siedziało dwóch pracowników, którzy w milczeniu pilnie wpatrywali się w monitor PC. Przed czynnym stanowiskiem była pięcioosobowa kolejka. Ponieważ przyszedłem nadać list polecony, nie byłem pewny czy mam zająć miejsce w tej kolejce, gdyż stanowisko, było oznakowane kolorowym logo z napisem: "Bank Pocztowy, usługi finansowe". Zaryzykowałem, zająłem kolejkę z nadzieją na obsługę pocztową. Gdy następnie zapytałem pracownika ( z nieczynnego stanowiska) gdzie znajdę druczki "Potwierdzenie nadania" listu poleconego, ten z wyrazem niechęci na twarzy, oderwał wzrok od monitora, następnie zajrzał do pudełka na druki. Widząc, że nie ma tam "Potwierdzeń nadania", wydał mi druczek do ręki.
Odetchnąłem gdy okazało się, że pani ze stanowiska bankowego obsługuje także klientów poczty. Nadałem list bezproblemowo, po udzieleniu odpowiedzi na tradycyjne (na poczcie) zapytanie: "zwykły czy priorytetowy?".
Kilka dni temu wybrałem się, po godzinie 18, do Castoramy zakupić dwie śruby M6x60 ( z płaskim łbem) do kosiarki. Znalazłem na półce regału poszukiwane śruby, ale z łbem sześciokatnym. Zapytałem, obsługujacego mnie pracownika, pana D., czy w markecie można zlecić zeszlifowanie łbów śrub na płasko. Pan D. odpowiedział: "tak, zeszlifuję te śruby jak pan sobie życzy. Ponieważ teraz jest wielu klientów, proponuję przyjść np. jutro rano, jesteśmy od 7.00. Gdyby mnie nie było proszę się na mnie powołać, mam na imię D. Mój zmiennik zeszlifuje te śruby". Gdy dziś przed południem przyszedłem do Castoramy akurat trafiłem na pana D. Oddałem śruby i po chwili oczekiwania pan D. przyniósł mi zeszlifowane na płasko. Gdy zapytałem ile płacę, usłyszałem: " kupił pan u nas śruby, ta usługa jest gratis". Jestem bardzo zadowolony, bo dzięki tym śrubom mogę uruchomić kosiarkę. Moja satysfakcja jest tym większa, gdy wspomnę wizytę sprzed kilku dni w sąsiednim markecie OBI. Tam na pytanie o zeszlifowanie ( identycznych śrub) pracownik bezradnie wzruszył ramionami i powiedział: "my tego nie robimy".
W godzinach około-południowych w hipermarkecie Tesco jest zazwyczaj stosunkowo niewielu klientów. Niestety komfortowe zakupy kończą się przed kasami. Dziś znowu tylko kilka kas było czynnych, przed każdą długa, kilkunastoosobowa kolejka. Gdy stanąłem w kolejce do kasy, usłyszałem z sąsiedniej kasy kłótnię. Była to tzw. "szybka" kasa, o czym informuje zawieszony przed nią baner z napisem: "do 10 artykułów".
Gdy klientka wypakowała na taśmę duże zakupy (ponad 20. artykułów) kasjerka zwróciła uwagę na wiszący napis. W odpowiedzi klientka zaproponowała, że podzieli zakupy po 10 sztuk i odmówiła przejścia do innej kasy. Rozpoczęła się kłótnia, do której włączyło się stojące w kolejce starsze małżeństwo, coraz głośniej strofując młodą klientkę. Ponieważ klientka nie ustępowała, sytuacja zaczęła się z zaogniać. Dopiero po chwili kasierka się zreflektowała, przestała podniesionym głosem dyskutować z klientką i zatelefonowała po menedżera, który miał przyjść i rozstrzygnąć spór. Klienci stojący w kolejkach do sąsiednich kas, zapewnie podobnie jak ja, czuli się niekomfortowo słysząc kłótnię kasjerki z klientką. Spotkałem już nie raz w Tesco podobną sytuację, ponieważ banery z napisem nad "szybkimi" kasami jest umieszczony zbyt wysoko. Klienci w markecie przed kasą na ogół skupiają wzrok na kasie i na produkty w wózku. Nie zadzierają głowy do góry. Informacje, zamiast na wysoko zawieszonym banerze, powinny być umieszczone na wysokości wzroku klientów. Dziwne, że menegement Tesco nie rozwiązał tego nienowego, konfliktogennego problemu.
Miedziowe Cenrum Zdrowia modernizuje i unowocześnia. Np. po niedawnym remoncie Przychodni lekarza POZ, wnętrze jest bardziej przyjazne i wygodniejsze dla pacjentów. Niestety nie można tego powiedzieć o personelu w rejestracji. Gdy w południe przyszedłem zarejestrować się do lekarza, byłem jedynym pacjentem. w rejestracji za ladą są trzy stanowiska, siedzą przy nich trzy panie. Dwie z nich, pilnie wpatrzone w monitor PC. Chyba mają na ekranach coś bardzo ważnego, bo żadna pani nawet na moment nie odrywa wzroku od monitora. Stanąłem przy stanowisku wyznaczonym do rejestracji - do mojego lekarza POZ. Pani rejestratorka akurat chodzi pomiędzy stanowiskami i szafkami na karty pacjentów. Nawet nie spojrzy czy jest ktoś za ladą. Między stanowiskami rejestratorek leży telefon (bezprzewodowy). Przez cały czas oczekiwania, nieustannie słychać dzwonek (ściszoną melodię) telefonu. Panie rejestratorki zupełnie nie reagują na dzwoniący telefon. Wreście chodząca rejestratorka podchodzi do mnie. Bez słowa powitania. Witam panią, podaję książeczkę NFZ i proszę o zarejestrowanie. Po chwili pani mówi:" gabinet nr...." i powraca do swojej, innej pracy. Nie ma kontaktu wzrokowwgo, a na twarzy rejestratorki znudzona mina. Czuję się jak obsługiwany przez automat. A telefon cały czas bez przerwy dzwoni.
Odnoszę wrażenie, że inwestując w unowocześnienie przychodni,
w MCZ zapomniano o inwestycji w kapitał ludzki, we wdrożenie i stosowanie elementarnych standardów obsługi pacjentów.
Przypadkowo wszedłem dziś do delikatesów Piotr i Paweł. Od wejścia sklep zachwyca estetyką, czystością i bogatym asortymentem produktów. Co ciekawe ceny niektórych produktów bardzo atrakcyjne, nawet nizsze od spotykanych w Kauflandzie czy w Tesco. Wyróżniająca jakość obsługi. Np. gdy w punkcie"Informacja" zapytałem gdzie znajdę kawę mrożoną, pani z miejsca grzecznie odpowiedziała: " proszę pojść za mną, kawa mrożona jest na stoisku z nabiałem". A przy regale, podała mi do ręki puszkę poszukiwanej kawy, wskazując na jeszcze inny rodzaj. Przy każdym stoisku pracownice witają i żegnają klientów. Aż miło robić tu na zakupy.
W odpowiedzi na złożoną w dniu 29.04.br prośbę o wyjaśnienie faktu niezralizowania przelewu elektronicznego, otrzymałem z banku (pismem z dnia 21.05.br), listowną odpowiedź cyt.:"...wyjaśniamy, że trwa szczegółowa analiza zgłoszonego problemu.... O rozwiązaniu niezwłocznie Pana poinformujemy. Mamy nadzieję, że powyższe informacje okażą się pomocne". Mam wrażenie, że podpisująca pismo pani T. z Zespółu Współpracy z Klientami, tak odpowiedzią jedynie odfajkowała formalnie sprawę. Stawia to bank w złym świetle, bo jeśii wyjaśnianie przyczyny niezrealizowania jednego przelewu elekronicznego trwa już ponad miesiąc, to strach korzystać z oferowanych usług. Działanie odwrotne od deklarowanej wysokiej jakości obsługi klientów r- banku.
Ubezpieczyłem mieszkanie w Generali, od trzech lat odnawiam polisę. Zalało mi mieszkanie, więc telefonuję na infolinię Generali. Podaję dane osobowe i adres oraz nr polisy. Po czym pani z infolinii informuje mnie, że w tej chwili wszyscy konsultancji są zajęci, oddzwonia w wolnej chwili. Zapytuję czy mogę się spodziewac telefonu w najbliższych 60 minutach. W odpowiedzi słyszę:"trudno powiedziec o której zatelefonuje konsultant, pracujemy do godziny 18. Kilkakrotnie miałem kontakt z Generali, przez infolinię i sprawy były załatwiane od ręki.
W szpitalu MCZ, w rejestracji do tomografii komputerowej, za ladą zastaję trzy panie. Czwarta pani siedzi z boku, gdy wszedłem pracowała, przy komputerze. Panie przy ladzie są na luzie, rozparły się na krzesłach, jedna właśnie kończy jeść kanapkę, druga machając łyżeczką, delektuje się jogurtem. Panie nie są skrępowane widząc mnie wchodzącego. Jedynie jedna pani ma identyfikator, każda jest inaczej ubrana w prywatne stroje. Może to stażystki, choć pamiętam te panie z twarzy,w tej rejestracji już od kilku miesięcy. Przez chwilę myślałem, że wszedłem niestosownie w trakcie przerwy. Dopiero gdy podszedłem do lady, panie z ociąganiem chowają niedojedzony lunch. Proszę o zarejestrowanie na wrześniowy termin. W odpowiedzi dowiaduję się, że rejestracja jest z miesięcznym wyprzedzeniem. Na termin wrześniowy muszę ponownie przyjechać do rejestracji w sierpniu. Jak się wydaje w MCZ rejestracje działają według różnych i zmiennych reguł. W styczniu w tej rejestracji dostałem termin na marzec. A dzisiaj, w innej rejestracji MCZ, wyznaczono mi wizytę u specjalisty na datę lipcową.
Prezes mbanku chwali się w reklamach, że ma najwięcej kont internetowych. Ale niestety ilość kont nie przekłada się w dobrą jakość obsługi klientów. Przykład: gdy w kwietniu, poprzez infolinię, składałem reklamację na przeciągającą się aktywację konta e-makler, doradca z infolinii bezradnie wyjaśniała: nie mamy na to wpływu bo to usługa biura maklerskiego BRE. A 22 maja br. otrzymałem z mbanku
e-maila z informacją: "twoje konto e-makler już aktywne". O tym wiedziałem dużo wcześniej choć było po przysłowiowej herbacie (tj. po terminie zakupu akcji PZU). W przysłanym e-mailu mbanku, nie podano nic o załatwieniu reklamacji, zabrakło też ludzkiego słowa przepraszam, za zbyt długie oczekiwanie.
Witam.
Na wstępie, pragnę podziękować za wyrażenie opinii na temat mBanku. Zadowolenie Klientów z korzystania z naszych produktów, kanałów dostępu, jak i strony www jest dla nas priorytetem. Każdego dnia zespół specjalistów czuwa nad działaniem systemu oraz monitoruje opinie i uwagi użytkowników, aby móc zaproponować jeszcze lepsze rozwiązania techniczne. Zdaję sobie sprawę, że sprawna obsługa produktów mBanku przez kanały elektroniczne, pozwala Klientom zaoszczędzić czas, który musieliby poświęcić na wizytę w placówce naziemnej. Nie mniej jednak, dokładamy wszelkich starań, by obsługa produktów mBanku była w pełni satysfakcjonująca. Mail, który został wysłany do Pana w sprawie eMaklera był wygenerowany automatycznie i miał na celu potwierdzenie aktywacji zamówionej usługi. Jeśli aktywacja usługi nie nastapiła w terminie przez Pana oczekiwanym to prosze przyjąć moje przeprosiny. Mam nadzieję, iż tego typu sytuacja wystapiła pierwszy i ostatni raz.
Pozdrawiam.
Marek Dębowski
mBank
W salonie chciałbym...
W salonie chciałbym poznać nowy model Citroena C3. Gdy chcę wejść do salonu, okazuje się, ze automat drzwiowy nie działa. Wejście jest przez boczne drzwi. Wewnątrz cała gama pięknie prezentujących się, lśniacych czystością, aut. Z miejsca podchodzi do mnie pracownik z zapytaniem:" czy mogę pomóc". Gdy mówię o zainteresowaniu kupnem nowego samochodu, zaprasza do biurka. Pierwsze pytanie: "auto z jakiego segmentu chce pan nabyć?". Wyłuszczam oczekiwania. Jestem zaproszony do zajęcia miejsca kierowcy w eksponowanym modelu C3. Padam propozycja jazdy próbnej. Niestety nie zabrałem ze sobą prawa jazdy. Na zakończenie miłej rozmowy otrzymuję komplet materiałów reklamowych i informacyjnych ze szczegółowym cennikiem.
Wrócę tu, przede wszystkim z uwagi na profesjonalizm i kompetencje interpersonalne sprzedawcy oraz interesującą ofertę.
Przyszedłem do oddziału oddać kartę kredytową "FURORA"ze względu na potrzebę zwiększenia zdolności kredytowej. Doradca wyrozumiale stwierdziła, że dobrze robię ponieważ banki muszą zaostrzać warunki udzielania kredytów, a limit karty kredytowej znacznie obciąża zdolność kredytową. Byłbym zadowolony ze szczerości i otwartości doradcy, gdyby nie dalszy ciąg rozmowy w której usłyszałem, cyt.: " aktualnie nie ma w oddziale ekspresu do kawy (dla klientów), bo tak dużo i często używali, że się zepsuł". Na szczęście osobiście rzadko korzystałem. Wyszedłem z oddziału z wrażeniem, że myślenie doradcy delikatnie ujmując, odbiega od deklarowanych przez bank standardów obsługi klientów.
Aby dowiedzieć się od której godziny czynny jest oddział Euro banku w Lubinie przy ul. Tysiąclecia, wchodzę na strony www. eurobank pl. Klikam w zakładkę placówki. Następnie zaznaczam rodzaj placówki, wpisuję miasto i ulicę. Na mapie miasta wyświetla się czerwono-biały znaczek, lokalizujący placówkę banku. Ale niżej znajduję napis: "Na ulicy Tysiąclecia w mięście Lubin nie ma placówki eurobank...".
A poniżej na czerwonym tle podano adres palcówki banku przy ulicy Tysiąclecia 10 w Lubinie i godziny otwarcia. Kto nie zna tej placówki musi zgadnąć, który napis jest prawdziwy.
W markecie OBI chcę kupić farbę Hammerrite, do malowania "prosto na rdzę". Ponieważ przed ladą: "Informacja" stoi kilku klientów, szukam farby rozglądając się po regałach, przechodząc przez sklep. Gdy pytam o farbę Hammerite, przechodzącego między regałami pracownika (w firmowym stroju), najpierw widzę w oczach zdziwienie, a po chwili słyszę niezbyt precyzyjną odpowiedź: "ta farba jest "na dziale farby" w lewej części sklepuj. Pracownik szybko odchodzi, a ja dalej szukam. Na szczęście już jestem ukierunkowany. Kolejny napotkany w środku marketu, pracownik, na moje zapytanie - bez słowa - jedynie wskazując ręką, kieruje mnie do właściwego, następnego regału.
Biorę z półki puszkę farby i idę do kasy. Po drodze przyglądam się eksponowanym w sklepie różnym produktom. Trzeba przyznać, że w sklepie jest porządek. Czynna kasa jest wolna, ale odnoszę wrażenie, że kasjerka działa jak automat, myślami jest poza pracą. Bez spojrzenia na klienta, bez: "dzień dobry,proszę, dziękuję, do widzenia". Gdy pytam kasjerkę czy można zabrać ofertę leżącą przy kasie , słyszę rzucone, jak od niechcenia: "a niech pan weźmie".
Przy takim poziomie jakości obsługi, jaki spotkałem dziś w OBI, pozytywną stroną jest, że można zrobić zakupy w niedzielę.
W soboty przed południem w Kauflandzie zazwyczaj pełno klientów. Przeważają starsi ludzie, "łowcy promocji". Dziś tłoczno przy wielu regałach z produktami z gazetki reklamowej. W sklepie jest czysto, jedynie niektóre produkty na półkach, porozrzucane przez klientów. Jednorazowe reklamówki (np. na stoisku warzywa-owoce), są wadliwe. Gdy włożyłem do reklamówki kalarepę, wypadła przez nie sklejoną, dolną część reklamówki. To samo było z pomidorami. Obsługa na stoisku z serami bardzo sprawna, ale bez uśmiechu i bez proszę, dziękuję. Przed kasami długie kolejki, po kilkanaście osób. Prawie wszystkie kasy obsadzone, kasjerki sprawnie pracują. Obsługująca mnie kasjerka szybko skanuje produkty. Jest oszczędna w grzecznościach, nie wita klientów. Jjedynie na zakończenie obsługi, przy wręczaniu paragonu, powiedziała:"Do widzenia".. Przed marketem, po pełnym parkingu widać, że to czas szytowego napływu klientów, aż zabrakło wolnych wózków.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.