W tym sklepie nie ma koszyków przy wejściu na salę sprzedażową. Np. dzisiaj koszyki były, za kasami, na stole przenaczonym do pakowania zakupów. W pierwszej alejce było czysto, ale obraz porządku psuło, widoczne od wejścia, rozdarte plastikowe opakowanie po napojach.
W całym sklepie podłogi były czyste, a produkty estetycznie wyeksponowane. W takcie wizyty w sklepie, byłem świadkiem, bardzo głośnej rozmowy pracownic. Jedna z nich krzyczała, do drugiej, przez pół sklepu, cyt.: "do jutra nie zdążę tego zrobić".
W odpowiedzi, słychać było bardzo głośne i stanowcze: " musisz zdążyć".
W Tesco, w niedzielne popołudnie było niewielu klientów.
Ale pracownicy marketu jakby byli już w jutrzejszym - wolnym - świątecznym dniu. A może brak w niedzielę "szefostwa" doprowadził do wyraźnego rozprężenia. Np. na stoisku z drobiem trzeba było długo czekać na pojawienie się pani z obsługi. Z kolei na stoisku
mięsnym, dwie pracownice były, przez długi czas, bardzo zajęte rozmową. Zupełnie ignorowały oczekujących klientów.
Na szczęście nie było długich kolejek do kas. To oczywista oczywistość, że czas oczekiwania w kolejce do kasy, w dużym stopniu zależy od sprawności (szybkości) terminala obsługującego karty bankowe. Aż kilka minut czekałem na akceptację transakcji
i wydruk z termila. Kasjerka powiedziała mi, że powolna praca terminala to: " wina banku". Wydaje się, że to głównie z powodu starych, powolnych terminali w kasach Tesco.
Mam kłopot z pralką automatyczną. Przy wirowaniu coś zgrzyta, chyba uszkodziło się łożysko. Postanowiłem skorzystać z dobrodziejstwa pakietu "pomocni fachowcy" oferowanego klientom, posiadąjącym rachunek oszczędnościowo-rozliczeniowy w ALIOR BANKu. Najpierw zapoznałem się z warunkami ww. usługi na stronach internetowych banku. Następnie zatelefonowałem na infolinię banku, gdzie uzyskałem - jak mi sie wydawało - wszystkie informacje. Potem zatelefonowałem na infolinię Mondial assistance, firmy organizującej realizację usługi. Konsultant telefoniczny (z Mondial assistance) po zweryfikowaniu moich danych, zapytał o szczegóły problemu - złej pracy automatu pralniczego marki Bosch 1600. Opowiedziałem o objawach. I wtedy zaczęły się schody. Na początek konsultant zaproponował zlecenie naprawy przez firmę z Wrocławia. Zgłosiłem wątpliwość, co do zlecania naprawy firmie, zlokalizowanej aż w odległości ok. 70 km od mojego miejsca zamieszkania. Jest to ważne, ponieważ koszty dojazdu "zjedzą" znaczną część limitu przeznaczonego (w ramach usługi) na naprawy sprzętu AGD. Wtedy konsultant zaproponował, żebym skontaktował się z firmą z Legnicy. To dużo bliżej, bo tylko ok. 25 km. Kolejny problem to zapytanie konsultanta:" ile lat ma pralka". Nie mam zielonego pojęcia, bo to pralka kupiona z drugiej ręki. Zdaniem konsultanta rok produkcji powinien być na tabliczce znamionowej, której - w tej pralce - nie znalazłem.
Konsultant także nie wiedział gdzie znaleźć tę tabliczkę. Rok produkcji jest ważny bowiem, jak powiedział konsultant, usługa obejmuje jedynie sprzęt AGD mający max. 5 lat. Wydaje się, że już w pierwszej rozmowie, konsultant z infolinii banku, powinien od razu podać mi wszystkie warunki tematycznej usługi.
W salonie w odpowiedzi na zapytanie ekspedientki poprosiłem o pokazanie portfeli męskich. Najlepiej cienkich do noszenia kilku kart bankowych. Ekspedientka pokazała mi kilka portfeli w różnych wariantach. Była przy tym bardzo uprzejma. Wykazała się dużą uczynnością i profesjonalną znajomością szczegółów produktów. Niestety wśród zaprezentowanych modeli nie znalazłem wymarzonego. Przed wyjściem, prócz zaproszenia do ponownych odwiedzin salonu, otrzymałem najnowszy magazyn firmowy Wittchena.
Samoobsługowy lokal " Express MARCHE", jest coraz bardziej popularny, o czym świadczą kolejki, zwłaszcza w porze obiadowej. Zapewnie klientów, tak jak mnie, przyciąga świetny pomysł: "sam decydujesz co i ile zjesz, płacisz tylko 2,59 zł za 100 gram". Podziwiam podzielność uwagi i zaangażowanie pracownicy obsługi, która przysłowiowo "dwoi się i troi"", udzielając klientom informacji i odpowiedzi na różne zapytania, obsługując kasę i uzupełniając potrawy w pojemnikach bemarów. A wszystko to z nie wymuszonym uśmiechem. Plusem lokalu są świeże, smaczne potrawy w różnych smakach i miła obsługa. Mankamentem - brak możliwości zapłaty kartą bankową. Ponadto nieprzyjemnie, głośne szuranie krzeseł po posadzce (nogi krzeseł powinny mieć podkładki).
Jestem stałym klientem pralni Panda w Galerii CUPRUM ARENA. Wprawdzie już dawno skończyły się atrakcyjne promocje cenowe, ale mam zaufanie do dobrej jakości usług pralniczych, a zwłaszcza cenię wysoką kulturę obsługi klienta. To bardzo miłe móc korzystać z usług profesjonalnego personelu. Panie przyjmujące ubrania zawsze uśmiechnięte. Uprzejmie doradzają i oferują dotatkowe usługi jak np. skorzystanie z apretury, dodatkowo uszlachetniającej odzież
i zabezpieczającącej przed utratą koloru. Ponadto bardzo mi odpowiada, każdorazowe uzgadnianie terminu odbioru odzieży, uwzględniającego potrzeby klienta. I co nie tylko dla mnie ważne
i wygodne, w tej pralni, można płacić kartą bankową.
Bogata oferta i wysoka jakość obsługi klientów, bardzo pozytywnie wyróżnia i wysoko pozycjonuje ten market. Pracownicy są bardzo uczynni i pomocni oraz kompetentni. Mile zaskakuje stałe urozmaicanie i uatrakcyjnianie oferty. Np. ostatnio zakupiłem w tych delikatesach, słynną ze zdrowotnych właściwości, wodę mineralną
" BORJOMI".
Po wejściu do marketu, zapytałem pracownicę w punkcie informacyjnym, gdzie znaleźć śruby M8x100 do mocowania spłuczki. Jednocześnie okazałem posiadaną śrubę, całą bardzo mocno skorodowaną. Pracownica odpowiedziała: "śruby są na regale numer 12. A śrubę niech pan zgłosi przed wejściem ochronie". Gdy pokazałem zardzewiałą śrubę ochroniarzowi, zdziwił się i rzekł: "nawet dziecko by poznało, że nie jest to nowa śruba z marketu". Dość długo czekałem w alejce przy regale nr 12, na pomoc pracownika. Gdy wreście podeszła pracownica, wpierw przeprosiła mnie za długie oczekiwanie. Potem znalazła szukane śruby i nakrętki. Nie było odpowiednich podkładek gumowych, ale pani była uczynna i kreatywna. Znalazła zastępcze rozwiązanie, tzn. inne, nieco mniejsze uszczelki. Podpowiedziała mi także , że można wprawdzie kupić takie śruby w kompletach, ale są czterokrotnie droższe. Podziękowałem za pomoc i życzliwe informacje.
Mam kartę kredytową Tesco Master Card. Dodatkową funkcjonalnością tej karty jest możliwość realizowania (w punkcie obsługi finansowej) bezpłatnych przelewów. Obsługujący pracownicy są uprzejmi i kompetentni. Co miesiąc opłacam, z limitu tej karty kredytowej: czynsz za mieszkanie, energię elektryczną, wodę, gaz. Niestety, z przyczyn dla mnie niezrozumiałych, nie można realizować przelewem opłatę czynszu za garaż. Gdy poprosiłem pracownika punktu obsługi finansowej o wyjaśnienie otrzymałem odpowiedż cyt.: "bo taka jest u nas procedura". Wczoraj tj. 29.10.br. póżnym wieczorem zatelefonowałem na infolinię, aby zgłosić propozycję - wniosek o uzupełnienie listy przelewów o czynsz za garaż. Najpierw długo czekałem na połączenie. Potem po dwukrotnym podaniu i wyjaśnianiu problemu, konsultant zaproponował, żebym podyktował treść wniosku-propozycji. Zrobiłem to chociaż -jak podał konsultant -rozmowy są nagrywane. Wprawdzie konsultant rozmawiał ze mną grzecznie i słuchiwał cierpliwie, ale odniosłem wrażenie, jakbym był pierwszym klientem który zgłasza "jakiś" wniosek pod adresem usługodawcy. Konsultant nie potrafił podać, czy zgłaszany przeze mnie problem, jest w procedurze określany jako: wniosek, zażalenie, czy też inaczej.
Gdy w salonie zacząłem oglądać prezentowane auta, zaraz podszedł do mnie sprzedawca z uprzejmym zapytaniem w czym może pomóc. Poprosiłem o bliższe informacje na temat oglądanego modelu Clio. Sprzedawca podał mi kilka danych, następnie zaprosił do biurka gdzie zaprezentował walory Clio w różnych wersjach wyposażenia. Eksponował zwłaszcza cenę z atrakcyjnym upustem, jak kilkukrotnie podkreślał :"tylko do końca października". Sprzedawca wykazał się dużą znajomością oferty i umiejętną rozmową sprzedażową. Słuchałem z zainteresowaniem. Ale raz odczułem, w trakcie rozmowy ze sprzedawcą, dyskomfort po propozycji kupna samochodu w wersji combi, w celu przewożenia mojego wyżła w bagażniku. Sprzedawca zrozumiał to jak wyjaśniłem mu, że przyjaciela zawsze wożę w samochodzie na tylnej kanapie i nie zamierzam pogarszać mu komfortu podróży.
Mały sklep obok i w przysłowiowym cieniu wielkich delikatesów. Zakupy w nim to duża przyjemność. Bardzo smaczne wędliny w przyzwoitych cenach. Oferta w szerokim asortymencie. Sklep zadbany i lśniąco czysty. A przede wszystkim bardzo wyska jakość obsługi klientów. Wyróżniające się profesjonalną postawą, uprzejme i uczynne ekspedientki. Doskonale znające swój fach, chętnie udzielajace wyczerpujących informacji o oferowanych produktach. Aktywnie polecające nowości z oferty i promowane produkty.
Otrzymałem pocztą imienne zaproszenie na jesienną promocję w sklepie fabrycznym PIERRE CARDIN. Wybrałem się do tego sklepu po raz pierwszy. Pierwsze wrażenie pozytywne. Duża powierzchnia, pełna dobrze wyeksponowanych produktów w modnych, atrakcyjnych wzorach. Jest tu w czym wybierać, a ceny bardzo atrakcyjne.
Gdy podeszła do mnie pracownica z zapytaniem w czym może pomóc, powiedziałem, że chciałbym kupić pulower męski w kolorze burgundu. Pani okazała zdziwienie i zapytała, cyt.:"o jaki kolor panu chodzi, nie znam burgundu". Gdy wyjaśniłem, powiedziała: "u nas jest tylko kolor czerwony, nie ma odmiam". Zaniemówiłem, pomny ulubionego burgundowego swetra marki PIERRE CARDIN, jaki miałem przed kilku laty. Pracownica zaprowadziła mnie do regału i wskazała na pulowery w kolorze marchewki. Podziękowałem za pomoc.
Dalej rozglądałem się sam po sklepie. Znalazłem ciekawą koszulę
w noszonym przeze mnie rozmiarze "L". Ponieważ rękawy wydawały
mi się za długie, podszedłem z koszulą do lady, gdzie poprosiłem o przymiar krawiecki. Pracownica podała mi przymiar wraz ze zdaniem, cyt.:" A co nie chce się przymierzyć koszuli, a mamy przymierzalnię".
Nawet nie pomyślałem o przymierzaniu gdyż rękawy były wyraźnie zbyt długie (co potwierdził pomiar). Najpewniej do koszuli przyszyto rękawy z rozmiaru XXL. Konkluzja: w fabrycznym sklepie znanej marki personel powinien być również profesjonalny, a nie tylko "fabryczny".
W stacji, umawiam się z pracownikiem serwisu, w sprawie przeglądu wozu. Na zakończenie rozmowy pracownik zaprasza do skorzystania z kawy. Kawę z ekspresu serwuje recepcjonistka. Gdy podszedłem do recepcji, była bardzo zajęta rozmową z koleżanką z pracy. Zupełnie nie zwracała uwagi na dwóch klientów, stojących przed ladą recepcji . Dopiero po dłuższej chwili oczekiwania udało mi się złożyć zamówienie. Kawa świetna. Smakowałaby jeszcze lepiej, gdyby obsługa recepcji częściej dostrzegała klientów.
Od kilku dni mam kłopoty z oglądaniem telewizji, choć mam nowy odbiornik Samsunga z automatycznym strojeniem. Na ekranie jest jedynie informacja DIALOGU o dokonywanych 13.bm. zmianach "na lepsze". W sobotę nie było możliwości oglądania TV. Na infolinii poinformowano mnie, że: "nasi informatycy usuwają awarię".
W niedzielę telefonuję po raz kolejny, na infolinię z zapytaniem, kiedy wreście będzie usunięita awaria. Niestety konsultantka nie dysponuje taką wiedzą. Smutne, gdyż profesjonalnie zdefiniowany problem- w mojej opinii- umożliwia określenie przypuszczalnego terminu usunięcia awarii.
W niedzielę, przed południem w aptece pustki. Byłem jedynym klientem. Chcę kupić kilka leków na receptę. Obsługujaca mnie farmaceutka mówi, że dwóch leków z recepty nie ma. Ponieważ mam jeszcze kilkudniowy zapas leków, pytam co dalej można zrobić żeby wszystkie leki z recepty zakupić. Myślałem o zostawieniu recepty i odbiorze leków, po dostawie, za kilka dni. Ale farmaceutka stanowczo oswiadczyła: "dziś niedziela, leki są już rozsprzedane. Trzeba przychodzić w dni robocze, wtedy będę mogła zamówić." Wyszedłem z tej apteki z wrażeniem, że mądrości sprzedażowo-zakupowej nigdy nie za wiele.
W oddziale banku podszedłem do wolnego stanowiska, nad którym wisi tabliczka: obsługa klientów korporacyjnych". Zapytałem czy mogę skorzystać z obsługi na tym stanowisku pomimo, że jestem klientem indywidualnym. Pani z banku wyraziła zgodę i zaprosiła, więc siadłem i zacząłem przedstawiać sprawę. W połowie opisywania problemu
( jaki mam z kartą Class&Club), doradczyni niespodziewanie przerwała mi. Poprosiła, stanowczym głosem, żebym przeszedł do stanowiska obsługi klientów indywidualnych. Na moje zdziwienie, że będę musiał na nowo przedstawiać problem, pani oświadczyła, że doradca ze stanowiska obsługi kilentów indywidualnych słyszała rozmowę. Poczułem się jak intruz. Przeszedłem jak chciała doradczyni, do drugiego stanowiska, ale niesmak po takiej obsłudze pozostał.
Obsługa pacjentów w tym gabinecie stomatologicznym - spośród kilku innych, znanych mi osobiście - należy do wyróżniających się jakościowo. Zarówno od strony medycznej jak i organizacyjnej. Na podkreślenie zasługuje to, iż pani doktor w trakcie zabiegu, wyprzedzajaco informuje pacjenta, o szczegółach, jak będzie leczyć, jaka czynnośc będzie wykonywana. Jest wyczulona na samopoczucie pacjenta, m.in. często pytaja czy pacjent nie odczuwa bółu
( w przypadku braku znieczulenia). Duże doświadczenie zawodowe pani doktor, stosowanie najnowocześniejszych technik stomatologicznych oraz empatia i troska o pacjentów to ważne jakościowe wyróżniki obsługi pacjentów w tym gabinecie stomatologicznym, potwierdzone bardzo wysoką opinią pacjentów.
W trakcie sprawdzania salda w Spółdzielni Mieszkaniowej, zauważyłem zdublowaną opłatę "za wodę" w czerwcu br. Zdziwiłem się, gdyż te przelewy zlecam każdorazowo, osobiście w Tesco, w punkcie obsługi finansowej Lukas Bank. Gdy tam poszedłem aby wyjaśnić sprawę, zastałem troje pracowników. Po przedstawieniu problemu i poproszeniu o wyjaśnienie, najpierw usłyszałem od pani (nakrócej zatrudnionej), cyt.: "jesteśmy tylko ludźmi". Odpowiedziałem, że nie szukam winnego. Chcę wyjaśnić sprawę i ustalić jak wyeliminować w przyszłości dublowanie przelewów. Na to rozmówczyni odezwała się: "musi pan sprawdzać dokładnie wyciągi". Pracownik (mężczyzna) sprawdzajacy przelew w systemie potwierdził, że to on robił ten przelew, ale nie wie dlaczego został zdublowany. Przyznał mi rację, że bez sensu byłoby dwukrotne opłacanie tego samego rachunku. Widząc bezradność pracowników i brak jakichkolwiek przeprosin, zaproponowałem napisanie reklamacji do Centrali banku. Siedzący przy komputerze pracownik, podjął się zredagowania tekstu i powiadomienia mnie o odpowiedzi na reklamację.
Rozumiem, że pracownikowi wygodniej jest samemu napisać reklamację, bez uzdodnienia tekstu z klientem. Nie miałem czasu więc zgodziłem się na taka propozycję. Z przykrością stwierdzam, że pracownicy w tym punkcie obsługi finansowej Lukas Bank mają bardzo mierne kompetencje obsługi klienta w sytuacjach reklamacyjnych.
Przed dluższym wyjazdem chciałem sprawdzić jak skorzystać z z usługi reklamowanego przez Alior pakietu konta osobistego. Chodziło o usługę assistance. Zatelefonowałem więc na infolinię banku.
Gdy przedstawiłem sprawę, telefonistka najpierw poprosiła o chwilę cierpliwości. Po chwili oczekiwania potwierdziła, że jest usługa assistance w koncie osobistym Banku. Gdy zapytałem jak z niej skorzystać znowu musiałem czekać na odpowiedź. Po dłuższej chwili oczekiwania, telefonistka podała mi nr telefonu stacjonarnego. Poprosiłem jeszcze o nr na telefon komórkowy i dodatkowo zapytałem w jakich godzinach można dzwonić.Znowu musiałem czekać, aż telefonistka uzyska informacje. Niestety telefonu komórkowego nie ma ale stacjonarny jest czynny całą dobę. Ta krótka rozmowa trwała kilka minut. Mam wrażenie, że byłem pierwszym klientem banku pytającym o tą usługę i napotkałem na nieprzygotowaną do udzielania tematycznej informacj infolinię banku.
Dziś spotkało mnie w hipermarkecie Tesco bardzo nietypowe, nowe doświadczenie. Otóż kupiłem kilka produktów spożywczych: pomarańcze, jabłka, kefir i paczkowaną wędlinę. Gdy po skasowaniu i zapłaceniu chciałem odjechać wózkiem ze stanowiska kasowego, odezwał się ostry dzwonek alarmu z bramki. Kasjerka zaproponowała sprawdzenie reklamówek z produktami. Alarm nie zareagował na zakupione produkty, natomiast odezwał się gdy przy bramce trzymałem moją torbę raportówkę. W tej podręcznej torbie noszę dokumenty i drobiazgi. Nic do niej nie wkładałem w czasie zakupów w Tesco. Oczywiście od pierwszego dzwonka alarmu podszedł do mnie pan z ochrony, a po chwili drugi. Ochroniarz sprawdził moją torbę w bramce sąsiedniej kasy. Reakcją był dzwonek alarmu. Wobec tego zostałem poproszony na zaplecze w celu wyjaśnienia sprawy. Trzeba przyznać, że odczułem pewien dyskomfort zaistniałej sytuacji, ale byłem spokojny gdyż w torbie nie miałem żadnych produktów z Tesco. Trzeba przyznać, że panowie z ochrony byli grzeczni i dyskretni. Ale jak zauważyłem, kilku klientów odprowadziło mnie wzrokiem z widocznym zdziwieniem w oczach. W pokoju na zapleczu (wyposażonym m.in. w kamerę) na prośbę, wyjąłem z torby portfel z dokumentami i wszystkie drobiazgi. Następnie ochroniarz sprawdził wszystkie kieszenie torby specjalnym ręcznym przyrządem. W jednym miejscu oezwał sie dzwonek. Byłem bardzo zdumiony, gdyż torbę (kupioną w sklepie ZARA), mam już ponad rok, zawsze zabieram ją na zakupy i w żadnym sklepie nigdy nie aktywowała alarmu. panowie z ochrony powiedzieli mi, że pod podszewką torby producent umieścił zabezpieczenie przed kradzieżą torby, które się w jakiś sposób ponownie aktywowało. Otrzymałem zapewnienie o rocznej gwarancji na dezaktywację zabezpieczenia torby. panowie przeprosili mnie za fatygę i pożegnali uściskiem ręki. Chciałbym podkreślić profesjonale podejście i wysoką kulturę zachowania wobec mnie, obu panów z ochrony Tesco.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.