Nie jestem zwolennikiem Fast food-ów, ale czasami gdy jestem w pobliżu KFC wstępuje po kubełek kurczaków aby sprawić radość głównie dzieciom, ja i mąż też chętnie od czasu do czasu zjemy bo kawałki kurczaka są tu naprawdę smacznie przyrządzane – pyszne, chrupiące, tylko jeść. Jest tu zawsze miła, sympatyczna obsługa. Dzisiaj, gdy podeszłam obsługiwały dwie dziewczyny Asia i Ula, ubrane w spódniczki mini i koszulki firmowe KFC z dodatkowym napisem Brazer - to aktualna oferta dla klientów. Mnie jednak interesował kubełek z kawałkami kurczaka, mały (15 sztuk + frytki + sałatka) 21,99 zł/zestaw, powiększyłam o 3 kawałki kurczaka za 2,99 zł i poprosiłam o zamianę na cos za sałatkę, dziewczyna zaproponowała frytki, zgodziłam się, zapłaciłam kartą, szybko, sprawnie, bez oczekiwania w kolejce, w przeciągu niespełna 5-8 minut. Mogłam wziąć też większy kubełek za 35,99 zł. W trakcie gdy byłam obsługiwana, druga dziewczyna też była zajęta obsługą, podeszło troje młodych ludzi i zaraz z zaplecza wyłoniła się trzecia dziewczyna i zaprosiła ich do siebie. Podejrzewam, że gdyby w tym czasie jeszcze ktoś podszedł pojawiła by się przy czwartej kasie kolejna osoba do obsługi. Tutaj pracownicy zawsze dbają o klienta i starają się, aby w miarę możliwości, skrócić czas oczekiwania do minimum. Ja zakupy zrobiłam na wynos, ale jest też możliwość spożycia na miejscu w specjalnie przygotowanym obok do tego celu „ogródku”. Miejsce obsługi uporządkowane, czysta lada – przejrzeć się można. Obsługa miła, życzliwa, serdeczna, uśmiechają się do klientów, życzą smacznego i miłego dnia. To bardzo sympatyczne.
Moja wizyta w tym salonie to zbliżające się osiemnaste urodziny siostry więc czas rozejrzeć się za konkretnym prezentem. Złoto to bardzo miły i trwały upominek przy tak znamienitej okazji. Tu w pasażu handlowym Suchan jest bardzo duży wybór wszelkiego rodzaju biżuterii z metali szlachetnych: złoto, srebro, platyna. Nie zdecydowaliśmy jeszcze z mężem ostatecznie co kupimy ale to nie przeszkadza obejrzeć oferty. Obsługo to dwoje młodych sympatycznych ludzi: chłopak i dziewczyna. Dziewczyna zajęta była obsługą dwóch klientek więc ofertami sklepu służył mi chłopak Mariusz ubrany bardzo elegancko – ciemne spodnie, lśniące buty i biała koszula, włosy krótkie, zadbany, idealnie pasujący do tego miejsca. Obejrzałam głównie bransoletki, pracownik bez najmniejszego znudzenia podawał mi kolejne modele i wzory, każdy splot nazywając : Garibaldi, Mona Lisa, Bismarck, Singapur, itd. Na wstępie oczywiście zaznaczyłam, że chcę tylko zapoznać się z ofertą bo jeszcze ostatecznie nie zdecydowałam co kupię. Powiedział: oczywiści, proszę bardzo i cierpliwie pokazywał asortyment. Prawdziwy profesjonalista – zadowolenie klienta przede wszystkim. Ceny złotej biżuterii nie nalezą do najniższych, ale też nie jest to artykuł codziennego zakupu. Obejrzałam bransoletki w cenach 546 – 900 zł. To dość sporo, ale aby prezent służył musi kosztować. Spędziłam w tym salonie jakieś 0,5 godziny i przyznam trochę było mi głupio, że to tylko wizyta zapoznawcza bo obsługujący tak miły i uprzejmy, że wypadało już cos kupić. Gdy odchodziłam, zaprosił z uśmiechem na zakupy. To bardzo miłe. W salonie lśniący porządek, gabloty czyściutkie, oświetlone. Asortyment uporządkowany; pierścionki, obrączki, łańcuszki, kety, kolczyki i całe komplety, także markowe zegarki. Warto tu wejść.
Ten sklepik znajduje się w pasażu hanlowym Auchan. Ponieważ ostatnio otrzymuję na emaila dużo ofert promocyjnych tej sieci więc będąc tutaj postanowiłam naocznie przekonać się co do cen i asortymentu. Przyznam, że ceny trochę mnie oszołomiły .Tacka ze stali nierdzewnej (fakt faktem ładna) 99,90 zł/szt. To sporo, żeby nie powiedzieć dużo. Bardzo ładne szklanki do napojów ze szkła lodowego 39,90 zł/4 sztuki, to też nie mało. Bluzka bawełniana 59,90 zł/sztuka, jak na mój gust to i droga i fason nie dla mnie. Natomiast super łyżeczka z sitkiem do parzenia herbaty i to coś dla mnie, mimo ceny 24,90 zł/sztuka, ładne, wygodne i praktyczne. Można tu kupić wszystko lub prawie wszystko; od szklanek poprzez obrusy, poduszki, poszewki aż po ubrania, przy okazji napić się kawy lub herbaty i zjeść dobre ciastko, aczkolwiek uważam, że porcja 7,50 zł to całkiem nie mały wydatek, zważywszy że wzięłam na wynos 4 porcje Tiramitsu, ale warto było bo pyszne się okazały. Po prawej stronie tuż przy wejściu 4 stoliki z krzesełkami, można przysiąść, porozmawiać przy kawie i ciastku. Obsługująca mnie to bardzo miła, uprzejma, sympatyczna, uśmiechnięta dziewczyna Beata, ubrana w strój firmowy, podobnie jak jej koleżanka. W sklepie było 5 klientów, głównie osoby oglądające i zapoznające się z ofertą, która do najtańszych nie należy. Przy stoliku jedna pani z filiżanką kawy. Jednak nie ma co się czepiać cen, w końcu każdy towar ma swojego nabywcę. Ja też cos kupiłam choć ceny nie najniższe. Zresztą cena niska czy wysoka to pojęcia względne, nie dla każdego znaczą to samo.Jakieś 15 minut byłam w sklepie i też zakupu dokonałam, chociaż ceny nie do końca mi odpowiadały. W sklepie czysto i jasno, środkowy regał nie ogranicza dostępu klientom do artykułów, można swobodnie obejrzeć, dotknąć i zdecydować o ewentualnym zakupie. Właściwie ten lokal to rodzaj sklepo-kawiarenki.
Kiedyś byłam dość częstym klientem tego hipermarketu i nie miałam specjalnych powodów do narzekań, jednak w ostatnim czasie jakoś się nie składa abym często tu zaglądała, ale kiedy jestem w okolicy Bielan nie omieszkam tu wstąpić, głównie dlatego, że ceny są tu przystępne, trzeba tylko kontrolować ich zgodność z metka informacyjną. Na stoisku motoryzacyjnym chciałam wziąć zapach do samochodu, jednak wszystko było tak poprzekładane przez klientów, że swoisty „miszmasz” powodował, że nie mogłam znaleźć tego co mnie interesowało. Rozejrzałam się za jakimś pracownikiem – żadnego nie widać, jacyś państwo też potrzebowali pomocy na tym stoisku (wywnioskowałam z ich rozmowy) więc się rozglądali. Jakieś 10 minut trwało moje rozglądanie się, w końcu zrezygnowałam bo w trzech alejkach stoiska nikt się nie pojawił. Na stoisku z przyprawami spożywczymi wzięłam zupy w torebkach Winiary w różnych rodzajach bo cena bardzo atrakcyjna 1,58 zł/szt. Tego raczej w sklepach się nie spotyka, bo tam ceny przekraczają 2 zł/szt. Majonez Winiary 4,36 zł/słoiczek 400 ml. Chciałam jeszcze potrawę „chłopski garnek”, nie mogłam znaleźć więc zapytałam młodego chłopaka- pracownika, który uzupełniał towar na półkach, usłyszałam: nie wiem, ja nie jestem z tego działu. Nie odpuściłam – czy tutaj jest jakiś pracownik z tego działu? Chłopak (nie bardzo zadowolony) zostawił swoje zajęcie i zniknął , po chwili wrócił i powiedział: w następnej alejce jest koleżanka i zajął się swoimi obowiązkami. Poszłam we wskazanym kierunku i faktycznie pracownica bardzo dobrze zorientowana powiedziała, że wielu klientów już o to pytało, ale u nich jeszcze tej potrawy nie było. Zapytałam ją też o makaron „śląskiej babci” bo też nie mogłam go znaleźć. Co do tego artykułu nie miała wiedzy więc zaczęła go szukać ale okazało się, że też nie ma, skończył się. Podziękowałam i udałam się dalej. Jak zawsze dużo promocji na odzieżowym, jedne artykuły tańsze (slipy męskie), nawet 1,50 zł/szt. , ale jakości wątpliwej, natomiast od 4 zł już jakość do przyjęcia. Na stoisku kosmetyczno-higienicznym jednorazowe maszynki 3,98 zł/opakowanie 5 sztuk, woda perfumowana Bi-es 20 zł/100 ml. Liczne stanowiska kasowe dostępne więc wybrałam wolne i od razu moje zakupy zostały skasowane. Kasjer, młody chłopak, jakieś 20-22 lata w białej eleganckiej koszuli, uśmiechnięty, krótkie włosy, zapytał o kartę Skarbonka, szybko skasował, podziękował i pożegnał „dowidzenia”. W sklepie porządek, przyczepić się nie mam do czego, miejsca dużo, klienci swobodnie się przemieszczają, alejki między regałami szerokie, ceny umieszczone przed artykułami, to co wzięłam z półek do koszyka pokrywało się cenowo z tym co było na metkach (sprawdzałam w czytniku) więc przy kasie nie było niespodzianki. Parking przed sklepem też bardzo duży, oznaczone alejki do parkowania, dzięki czemu wiadomo gdzie zostało zaparkowane auto.
Ten sklepik znajduje się na pasażu marketu Auchan . Weszłam z ciekawości bo informacje w witrynach oferują 50% obniżkę. Na wejściu zdziwił mnie fakt, że klientek niewiele, raptem 3 osoby. Obniżka taka duża a w sklepie zainteresowanych brak. Po krótkim czasie poznałam przyczyny takiego stanu. „Ceny godne zaproszenia” – spódniczka czarna długości do kolana 89,90 zł/szt., bluzeczki wprawdzie tylko 19,90 zł/szt., ale tylko nieciekawe fasony, te ładniejsze już sporo droższe. Znalazłam całkiem ładną, nic wymyślnego, letnią sukienkę, postanowiłam przymierzyć, zapytałam pracownicę czy mogę, mówi – tak, proszę i ruszyła w kierunku przymierzalni, zaświeciła światło i zostawiła mnie, wracając do stanowiska kasowego. Przymierzyłam, ale miałam wrażenie jakby coś nie tak z nią było, w biodrach OK., ale podkrój pod pachami jakiś odstający więc odłożyłam na wieszak, mówiąc dziękuję, usłyszałam – proszę bardzo. Cena sukieneczki 69,90 zł/szt. To całkiem sporo jak na gatunek materiału, inne też były w cenie 49,90 zł/szt. Niczym jednak nie zwróciły mojej uwagi. Przejrzałam jeszcze kilka metek, jakoś przeceny nie zauważyłam – skąd więc informacje w witrynie ? Głupio było pytać pracownicy bo jakoś miałam wrażenie, że nie ma specjalnie ochoty na rozmowy z klientami. Dziewczyna ubrana w czarna bluzeczkę z identyfikatorem Edyta, upięte w kok na rudo farbowane włosy. W sklepie porządek, bardzo dobre oświetlenie, dwa rzędy stojaków z wieszakami na których umieszczone są ubrania, oddalone od siebie na tyle, że w niczym nie wadzą ewentualnie zainteresowanym, zapoznaniem się z ofertą handlową tej placówki klientom.Ceny odzieży widoczne dopiero po spojrzeniu na metkę.
To co uderzyło mnie drastycznie zaraz po wejściu do tego sklepiku, to widok cen wędlin, ponieważ za ladę do obsługi klienta służyła wysoka chłodnia, zza której widać było tylko głowę i ramiona ekspedientki. Otóż kaszanka w cenie 14,99 zł/kg a parówka (gruba) 16,99 zł/kg to ceny, których nie powstydził by się kilogram dobrej jakości mięsa np. karczek czy łopatka a nawet schab z/k. no chyba, że ceny w mieście Wrocławiu lub może u tego handlowca mają szczególne przywileje co do wysokości.. Ceny innych wędlin tzw. Lepszych (kabanosy, kiełbasa śląska itp.) też „godne” swej wysokości 30 i więcej zł/kg . W zasadzie to chyba nawet nie powinnam narzekać skoro nie kupowałam tych artykułów, ale wolno mi dać „upust” własnego zdania. Moja wizyta w tej placówce to zakup papierosów, których w okolicy najbliższej nie znalazłam, jak dobrze, pomyślałam (po raz pierwszy co do tego artykułu), że ceny papierosów mają cenę urzędowa i zapłaciłam „tylko” 8,70 zł/paczka choć uważam, jak spora część społeczeństwa, że są bardzo drogie. Moja wizyta w tym sklepie to raptem niespełna 5 minut, ale też byłam jedynym klientem. Podobno każdy towar ma swojego kupca, a więc skoro ten sklep funkcjonuje pewnie są też klienci, którzy kupują te artykuły, w przeciwnym razie nie byłoby tu tego sklepu a ja pewnie szukałabym dziś dalej możliwości zakupu papierosów, mimo że są niezdrowe. W sklepie czysto, wszystko, można powiedzieć na wysoki połysk, szyby chłodni aż lśnią, na posadzce nie widać śladów ani śmieci. Obsługująca to pani w średnim wieku ubrana w fartuszek, krótkie włosy, tylko twarz jakaś bez „wyrazu”: ani smutna, ani radosna, ani przyjazna, ani wroga; taka sobie obojętna.Może jest tu za karę, a może taka jej "uroda".
Przechodząc wstąpiłam do tego sklepu. Lokal niewielki ale w miarę swobodnie (bo tylko 2 klientów ze mną) można się poruszać uważając aby nie strącić poustawianych na podłodze pudełek i ustawionych na nim butów. Wybór powiem szczerze niezbyt duży, głównie damskie, męskie i sportowe w fasonach mi nie przypadających do gustu, stąd może też jako taki brak klientów. Zwróciłam uwagę na ceny i muszę przyznać, że drogo – wykonanie skóra ekologiczna 169 zł/damskie na obcasie, wykonanie skay 69,90 zł/damskie na obcasiku; osobiście uważam nie warte uwagi ani faso, ani tym bardziej cena. Obsługująca, starsza wyelegantowana pani, fryzura nienaganna, białe spodnie typu rybaczki, przy tuszy w najlepsze szczebiotała z jakimś znajomym panem, jej uwaga co do sklepu ograniczała się jedynie do spoglądania od czasu do czasu w stronę klienta i odpowiedzenia „dzień dobry” lub „dowidzenia”. Bardziej z przekory niż chęci zakupu zapytałam o inny rozmiar i kolor jednego fasonu; usłyszałam krótkie, stanowcze, bez zastanowienia „nie” z irytacją i niezadowoleniem w głosie, jakże przeciwnym do życzliwości z jaką konwersowała ze znajomym panem. Nie tak wygląda troska o klient! Zakładając, że obsługujący pracownik zna swoje obowiązki. Wygląd pracownika wprost proporcjonalnie odwrotny do profesjonalizmu.
Brać! Brać! Brać! Niewiele oferując w zamian! Takie sugestie nasunęły mi się po parkowaniu przy ulicy Kotlarskiej. Brak wyznaczonych miejsc parkingowych – każdy staje jak mu pasuje. Podłoże – niczym poligon po manewrach – zagłębienia, nierówności, różnice wysokości godne uszkodzeń podłoża. Najważniejsze (dla zarządzających tym miejscem) – opłata: 3 zł/h, każda następna 3,60 zł. Złośliwy może powiedzieć – to nie parkuj! Ale chyba nie o to chodzi. Jak się żąda od kierowcy pieniędzy to należy jakieś przyzwoite minimum warunków w zamian zaoferować, a tutaj jest minimum – możliwość parkowania, mniej niż minimum z minimum – warunki do parkowania i maksimum opłat już nie żądanych, ale „zdzieranych” z kierowcy. Na tej ulicy całodzienny postój 3 zł byłby w pełni uzasadniony moim zdaniem. Jak na razie „ standard - niska opłata” na przykładzie tej ulicy została zachwiana w pełni, raczej dominuje tu zasada „płać i płacz” a zależność przyjęła wydźwięk „niski standard – wysokie opłaty”. Parkowałam niecałe dwie godziny, wracając, w oddali zauważyłam osobę robiącą zdjęcia jakiemuś parkującemu autu i wypisującą blankiet. Pracownik widać skrupulatnie kontroluje ważność biletów parkingowych. Do pracownika nie należy mieć pretensji, każdy chce pracować więc robi co do niego należy. Widać firma profesjonalnie podchodzi do zbierania pieniędzy, zapominając o chociażby minimum komfortu, a może to pojęcie jest im obce ? Wstyd !
Ten stosunkowo mały lokalik to dystrybucja kosmetyków zapachowych i pielęgnacyjnych dla kobiet, mężczyzn i dzieci. Zaopatrzyć tutaj mogą się osoby zarejestrowane w sieci. Jestem tu zarejestrowana od 5 lat i czasami nabywam perfumy na własny użytek i też czasem jako prezenty dla najbliższych. Jak sięgnę pamięcią to początki funkcjonowania miały dość ograniczony asortyment, głównie perfumy i dezodoranty, dziś są to już kremy, balsamy, żele, pianki, kosmetyki do włosów. Lokal jest stosunkowo mały ale wystarczający do obsługi stałych klientów – podłużna lada i przejście wzdłuż niej. Bardzo miłe, sympatyczne obsługujące, zadbane i uśmiechnięte, bardzo sprawnie obsługują przychodzących, każdy artykuł ma swój kod, po wprowadzeniu którego w system komputerowy obsługująca upewnia się czy chodzi o właściwy artykuł.
Ja zakupiłam tutaj perfumy Elizabeth Arden i Chivency 33,50 zł/ sztuka 30 ml. Oczywiście jako stały zarejestrowany klient kupiłam je taniej. Niestety rejestracja nie należy do najtańszych (kwota 100 zł nie wystarczy) więc należy się zastanowić co do tego wydatku. Jeśli jednak ktoś ma „smykałkę” do handlu może to zrobić z powodzeniem zwrotu tej kwoty w krótkim czasie i pomnażania zysków. Na własny użytek też jest to niezła oferta późniejszych tańszych zakupów.
Niewielka stacja po prawej stronie przy drodze wylotowej z Oławy w kierunku Wrocławia – czysto, równy podjazd wyłożony kostką brukową, z boku kompresor i odkurzacz a na tyłach sklepu myjnia. Niestety brak wyraźnie wydzielonych miejsc do parkowania dlatego zaparkowałam samochód nieopodal miejsca wydzielonego do wymiany butli gazowych. Przy wjeździe tablica informacyjna cen paliw: Pb – 5,15 zł/litr, ON – 5,05 zł/litr, ceny te nie wyróżniają się niczym szczególnym i są porównywalne w stosunku do innych stacji paliwowych, co wcale nie oznacza że są niskie, wręcz przeciwnie, dystrybutorzy paliw generalnie utrzymują ceny tego surowca na bardzo wysokim poziomie. Udałam się do stosunkowo niedużego budynku będącego sklepem i miejscem kasowym tej stacji. Lokal średniej wielkości ale oferowane artykuły (napoje, słodycze, papierosy, art. Spożywcze itp.) tak rozmieszczone, że zachowana pełna swoboda do nich dla klienta. Rozejrzałam się, z prawej strony otwarte drzwi, zajrzałam, nic nie wskazywało aby prowadziły do toalety. Podeszłam do stanowiska kasowego i zapytałam czy jest możliwość skorzystania z toalety ? Pracownica Beata, ubrana w odzienie firmowe, ciemne krótkie włosy, delikatny makijaż, zadbane dłonie, uśmiechnęła się przyjaźnie i powiedziała: tak, już podaję pani klucz. Podała mi klucz mówiąc łagodnym głosem: proszę wejść w korytarz (wskazała na otwarte drzwi), do końca i na lewo jest toaleta. Udałam się we wskazanym kierunku. W toalecie czysto, przyjemny zapach, dostępna woda bieżąca, ręczniki papierowe, czyste lustro i umywalka, kosz na odpadki z boku, na ścianie karta kontroli czystości, uzupełniana na bieżąco. Wróciłam, oddałam klucz i zakupiłam jeszcze cukierki Kopiko ( z kawą) 5,99 zł/opakowanie 120 g. To całkiem sporo jak na ten asortyment, ale co tam. Wizyta moja trwała jakieś 10 minut. Dwie pracownice obsługujące klientów, których było niewielu – 3 osoby, robiły to sprawnie i na bieżąco, dlatego w krótkim czasie mogłam udać się w dalszą drogę.
Zgodnie z terminem opłaciłam moją fakturę dwa tygodnie temu, następnego dnia otrzymałam sms-a potwierdzającego wpłynięcie środków i kolejnego dnia sms-a ponaglającego do wpłaty – zignorowałam to, pomyślałam że to jakaś pomyłka, może jakaś awarie w systemie. Takie rzeczy się zdarzają więc nawet nie zareagowałam. Gdy dzisiaj przyszedł ponowny sms, tym razem na oba numery, „wściekłam się”, odnalazłam numer infolinii i dzwonię. Najpierw standardowe powitanie z automatu, informacja o nagrywaniu rozmów i kolejno prowadzenie do wybrania opcji dla tematu rozmowy. Gdy dotarłam w końcu do połączenia z konsultantem, muzyczka w oczekiwaniu na zwolnienie stanowiska. Jakieś 1,5-2 minut i słyszę miły, damski, szczebiocący głos: biuro obsługi Orange, dzień dobry, w czym mogę pomóc?; grzecznie, trzymając nerwy na wodzy, wyjaśniłam o co chodzi; pani zapytała czy sprawa dotyczy numeru z którego dzwonię, dopytała też o informacje potwierdzające, że ja to ja i wyjaśniła, że mam niedopłatę 6 zł; dlaczego więc dostaję sms-a z tak dużą kwotą – dziwię się już uspokojona; pani mi wyjaśnia, że system nie zamknął rachunku i sms jest wysyłany automatycznie z kwotą podstawową; pytam: czy może mi pani doliczyć tą kwotę do płatności następnej faktury?; niestety nie, ale mogę przedłużyć płatność tej aby nie naliczały się pani odsetki a do następnej faktury proszę dodać tą kwotę i będzie w porządku – odpowiada miła pani. To rozumiem, załatwienie sprawy jak należy, wszystko dla klienta i jego wygody, bez dodatkowych kosztów. Nie muszę już wysyłać 6 zł i opłacać przelew, mogę to zrobić przy następnym rachunku. Obsługa na najwyższym poziomie. Pożegnałyśmy się, pracownica pożyczyła miłego dnia i takim sposobem moja wściekłość zamieniła się w spokój podczas 3-4 minutowej rozmowy.
Porządek musi być, każdy towar swoje miejsce ma, czujność pracowników tej Biedronki nie przeoczy niczego. Weszłam tu tylko po lody Miami (0,99 zł/szt.) dla dzieci, koszyczków akurat zabrakło, wózek pchać po sklepie dla trzech lodów to przesada więc pomyślałam – wejdę tak, zgarnę lody i udam się do kasy. Ale jak to w sklepie – różne dodatkowe artykuły się przypomną. Zanim doszłam do chłodni, karton mleka wzięłam 1,89 zł/szt., jogurty też trzeba by kupić 0,65 zł/szt., do chłodni jeszcze nie doszłam a „rąk już za mało”. Postawiłam mleko na obrzeżu chłodni i udałam się na stoisko z pieczywem po reklamówkę jednorazową, odwracam się a tu przechodzący pracownik drapnął mleko i niesie na miejsce; wołam: proszę nie zabierać mleka, zostawiłam bo mi się artykuły nie mieszczą w rękach a koszyczków brakło; uśmiechnął się, przeprosił i podał mi karton, mówiąc: myślałem, że ktoś zapomniał albo się rozmyślił i zostawił. Miły chłopak Paweł niepotrzebnie mnie przepraszał, w sumie powinnam mieć co najmniej koszyk, bardziej zasługiwałam na reprymendę niż na przeprosiny. Wzięłam jogurty, dotarłam do chłodni z lodami, jeszcze budynie 1,69 zł/opakowanie 5 sztuk i mogłam udać się do kasy. W sklepie jak zawsze czysto, przestronnie, ceny widoczne, towar na półkach poukładany, oświetlenie pełne. Pracownicy w zielonych firmowych koszulkach, uśmiechnięci, czuwają nad wyglądem sklepu i potrzebami klientów. Kasjerka Barbara – czarne, krótkie włosy, sympatyczna dziewczyna, reklamówkę standardowo proponuje, szybko mnie obsłużyła i zaprosiła ponownie. Dwa stanowiska kasowe były czynne a podchodzenie klientów tak się rozłożyło, że praktycznie ruch przy kasach był prawie płynny.
W tej Biedronce znalazłam się przypadkiem, dzięki znajomym którzy uznali, że tu zatrzymają się na zakupy> Parking duży, miejsca sporo, można swobodnie zaparkować. Na parkingu czysto, przed sklepem gablota z ofertami, wózki w boksie równo poustawiane. Znajomi wzięli wózek, ja uznałam że wystarczy mi koszyk. Weszłam do środka, koszyków nie widać, wyjrzałam na zewnątrz – też nie ma, zauważyłam przy napojach pracownicę więc pytam: czy mogę dostać jakieś pudełko bo nie widzę koszyczków a zakupy mam niewielkie do zrobienia. Pracownica Joanna powiedziała, że koszyczków u nich nie ma ale zaraz przyniesie mi jakieś pudełeczko pudełko i udała się w głąb sklepu. W sklepie porządek, dużo przestrzeni do poruszania się, szerokie przejścia między regałami, artykuły poukładane na półkach asortymentami, każdy oznaczony metką z ceną i nazwą, wybór bardzo duży m. in. dla domu (kwiaty doniczkowe, miski, komody), na urlop (materac do pływania), do ogrodu (krzesła składane, węgiel grillowy, dla dzieci(pieluchy, zabawki), dla pań (kosmetyki, koszule nocne), dla panów (akcesoria do golenia), do jedzenia (pieczywo, wędliny), dla łasuchów (przeróżne słodycze) itd. Jeśli nie każdy to prawie każdy znajdzie coś dla siebie. Zatrzymałam się przy warzywach, świeże młode ziemniaki 0,97 zł/kg więc wzięłam trochę, kapusta młoda – świeża, dorodna 1,27 zł/sztuka, pietruszka 6,47 zł/kg to taniej niż w EKO), seler – korzeń 4,47 zł/kg (cena lepsza niż bardzo dobra).
Kasjerka miła, sympatyczna dziewczyna Anna, skasował mi zakupy po chwili bo trzech klientów przede mną było. Trzy kasy były dostępne więc kolejki w zasadzie się nie tworzyły. Na odchodne kasujące towar dziękują i zapraszają ponownie. Pod tym względem dyskont Biedronka przewyższa inne sieci, rzadko się zdarza w innych sklepach aby kasjer zapraszał ponownie.
O dawna jestem klientem tego banku i jak dotąd nie zdarzyło mi się mieć problemów z tą instytucją, aż tu dziś przychodzi list – upomnienie. „Piorun jasny we mnie strzelił”, przecież reguluję należności, dzwonię na podany w liście - upmnieniu numer infolinii. Najpierw komunikat witający i informujący o nagrywaniu rozmów, potem muzyczka w oczekiwaniu na zwolnienie linii obsługi klienta. Po ok. 2 minutach zgłosiła się pracownica obsługi Honorata, witając miłym, grzecznym głosem „dzień dobry, w czym mogę pomóc?”. Powiedziałam o co chodzi, pracownica wypytała mnie o informacje potwierdzające, że ja to ja, sprawdziła i poinformowała mnie o niedopłacie 10 zł. Trochę mnie to zdziwiło, pani powiedziała, że moja wymagalna kwota do zapłaty była 115,67 zł natomiast wpłata, która wpłynęła to 105,67 zł. Zupełnie nie byłam świadoma tej sytuacji więc wyjaśniła, że najprawdopodobniej jest to wynik pomyłki , jakimś cudem pominęłam jedynkę lub omyłkowo wpisałam zero z klawiatury, które jest pod jedynką i wykonał się przelew pomniejszony o 10 zł. Zdeklarowałam wpłatę tej kwoty jeszcze w dniu dzisiejszym. Zapytałam czy za tą listowną informację będę miała doliczone dodatkowe koszty, usłyszałam, że tak 13 zł. Koszty upomnienia przewyższają koszty należności – to dopiero oferta godna biznesu. Wydaje mi się, że w tej kwestii bank powinien zelżyć, w końcu cena znaczka zwykłego listu nie przekracza kwoty 2 zł. Największe pretensje jednak mogę mieć do siebie za nieuwagę. Obsługująca infolinię pracownica bardzo miła, uprzejma, szybko znalazła potrzebna do mojej obsługi informacje, widać biegle porusza się po programie systemu bankowego. W trakcie niespełna 5 minutowej rozmowy dowiedziałam się wszystkiego co mnie interesowało. Na koniec poprosiła o uważne regulowanie opłat, pożyczyła miłego dnia i pożegnałyśmy się.
Po krótkotrwałych obniżkach – benzyna w górę! 2 tygodnie temu tankowałam na tej stacji po 4,99 zł/litr po 10 gr. rabacie za zakupioną ilość min 30 litrów, dziś też taki rabat dostałam za cenę 5,15 zł/litr. Benzyna to towar chodliwy, zwłaszcza latem więc koncerny nie mają litości nad klientem - chcesz jechać, płać; nie płacisz chodź piechotą. Muszę jeździć, muszę płacić. Zatankowałam 32 litry, wskazanie ponad 160 zł. Weszłam aby zapłacić a tu kolejka bo jedno stanowisko obsługuje, przy drugim jeden klient ale czekał bo pracownica Marta usiłowała odblokować kasę. Ośmiu klientów przede mną więc zajęłam kolejkę i w międzyczasie postanowiłam skorzystać z toalety. Na drzwiach toalety kartka z informacją: zamek w drzwiach zepsuty, proszę się nie zamykać. Awarie rzecz normalna, nigdy nie wiadomo kiedy się zdarzą. Na wypadek takiej sytuacji stacja powinna mieć przygotowane alternatywne rozwiązanie. Jak skorzystać z toalety, która się nie zamyka, w dodatku damska ? Komfort niekomfortowy. Nadeszła inna pani więc dałyśmy sobie radę. W toalecie dostępne wszystkie niezbędne elementy: woda bieżąca, papier, ręcznik jednorazowe; posprzątane, lustro czyste. Wracam do kasy, jeszcze 4 klientów przede mną. Obsługująca Justyna, wysoka kobieta, włosy czarne, opadające na ramiona, rozpuszczone, ubrana w koszulę firmową, sympatyczna twarz, miły głos. Było nas troje więc wzięłam jeszcze trzy Hot Dogi z kabanosem 3,99 zł/szt.. Kasjerka przypomniała o karcie VITAY na punkty, których za trzy Hot Dogi było więcej (300) niż za 32 litry paliwa (tylko 18). W sklepie porządek, swobodne przejście między regałami, możliwość nabycia świeżo parzonej kawy. Na podjeździe pracownicy w kombinezonach pomagają klientom w tankowaniu, osiem stanowisk dostępnych więc kolejki na razie nie było. Z boku odkurzacz i kompresor. Trochę mały parking bo mieści się na nim maks. pięć samochodów ale jest miejsca na tyle aby przystanąć na krótko gdzieś z boku.
Moja wizyta w tej firmie to czysty przypadek. Znajomi przyjechali tutaj po zakup części zamiennych do pługa. Mają dość spore gospodarstwo, sprzęt specjalistyczny to też części muszą nabywać w firmowych placówkach. Na teren zakładu wjechaliśmy bez problemu, nie zatrzymywani ani nie legitymowani przez nikogo. Już za bramą wjazdową ,od sprzętów i pojazdów rolniczych aż się roiło – ciągniki, pługi, agregaty uprawowe, podzespoły i wiele innych maszyn i części do maszyn rolniczych, których fachowo nazwać nie potrafię. Wszystko poustawiane na placu, powiedzmy o przyzwoitym wyglądzie – wykruszające się płyty, tu i ówdzie lekko się zapadające, wyrastająca trawa między nimi. Podjechaliśmy między dwa budynki przed którymi stało 5 samochodów firmowych tej placówki co zdradzały reklamy na nich naklejone. Znajomy najpierw poszedł do większego budynku jednak po chwili wyszedł bo skierowano go do biura (mniejszy budynek), ja z koleżanką wysiadłyśmy na papierosa. Po około minucie znajomy wyszedł w towarzystwie elegancko ubranego (jasna koszula, ciemne spodnie) mężczyzny (wysoki ok. 1,80-90 m wzrostu, lekko łysiejący w okularach, wiek ok. 40 lat), który nam się ukłonił i weszli do drugiego budynku, który po otwarciu wrót okazał się być halą magazynową tej firmy. Tam mężczyzna wydał polecenie pracownikowi aby ten zapakował do samochodu części pługa - lemiesze, odkładnice, dłuta i części mocujące. Znajomy otworzył bagażnik, pracownik magazynu przyniósł folie do wyściełania pod części i mówi do znajomego: proszę załatwić formalności w biurze a ja to wszystko zapakuję. Po chwili zaczął wynosić sporej wielkości elementy metalowe, stałyśmy obok samochodu więc mówi do nas: przepraszam panie ale proszę trochę dalej przejść bo gdyby mi taki element wypadł z rąk przypadkiem to mógłbym niechcący zrobić krzywdę, a szkoda by było. Koleżanka dodała: strata byłaby nie do odrobienia; roześmialiśmy się wszyscy. Pracownik ubrany w kombinezon roboczy, niewysoki ok. 1,65 m wzrostu szybko się uwinął z załadunkiem, gdy znajomy wyszedł z biura z fakturą wszystko było gotowe. Sprawdził zgodność załadunku z fakturą i mogliśmy odjechać. Wizyta nasza trwała jakieś 20 minut. Cena do zapłaty to prawie 2 300 zł za wszystko, w tym VAT 607 zł. Zapytałam: po jakim czasie zużyją się te części ?; znajomy odpowiedział: wystarczą na uprawę ok. 60 ha; przecież ty masz prawie 4 razy tyle – mówię; tak, dlatego jest to mój drugi zakup w tym roku i jeszcze raz jesienią będę musiał zrobić taki sam zakup – odpowiedział. Relacje cenowe branży rolniczej są mi generalnie obce, ale wydaje mi się, że cena tylko tych części jest cokolwiek wysoka, zważywszy na ich używalność. Dla przykładu; aktualnie z pól koszony jest rzepak, którego cena max (bardzo niska wilgotność ok. 8 %) sięga 1900 zł/tona, gdy wilgotność jest większa - cena niższa; trzy zakupy w ciągu roku takie jak dzisiaj to konieczność sprzedaży co najmniej 4 ton, a przecież to nie wszystkie wydatki jakie trzeba ponieść do czasu zbiorów tej rośliny. Jestem laikiem tej branży, ale wydaje mi się, że ceny są zbyt wysokie.
Zwykle nie narzekam na EKO ale dzisiaj trochę mnie rozczarowały niektóre oferowane warzywa: pomidory 2,99 zł/kg niby promocja ale wygląd raczej przecierowy, natomiast nieopodal też pomidory 1,99 zł/kg z oznaczeniem na przecier – wygląd jednak zdradza obawy przed ich kupnem: zwiędnięte, sczerniałe jakby przegnite, obok warzywa na zupę 1,45 zł/kg – strach je do zupy wrzucać (zwiędłe, lekko przegnite), przy nich też przecenione owoce egzotyczne 2,50 zł/kg, wstyd w takim stanie oferować do sprzedaży nawet jako przecenione i co to za przecena, nie wiem czy za darmo chętni by się znaleźli. Miałam zamiar kupić fasolkę szparagową, cena 4,20 zł/kg, wygląd-niegodny półki sklepowej – zwiędła, prawie sucha. W chłodni kefir na promocji 0,49 zł szt., nic dziwnego – termin przydatności do pojutrza. Udałam się na wędliny aby coś do chleba kupić i kiełbasę do fasolki po bretońsku. Ekspedientka poradziła zwyczajna 11,90 zł/kg , wzięłam trzy pętki, poprosdiłam obsługującą aby skroiła w plasterki kiełbasę piwną 14,90 zł/kg, po drodze wzięłam z półki fasolę Jaś 3,69 zł/opakowanie 400 g i udałam się do kasy. Żadnego klienta nie było więc kasjerka Aleksandra, sympatyczna uśmiechnięta z upiętymi blond włosami, szybko, sprawnie mnie obsłużyła, zaproponowała reklamówkę i margarynę Smakowitą w promocji z kefirem gratis. Podziękowałam za te dodatki i zapłaciłam tylko za wybrane zakupy. W sklepie jak zawsze porządek, przestrzeni dla klientów dużo, towary oznaczone metkami, jakość niektórych i ich cena pozostawiają wiele do życzenia. Ale trudno, nie zawsze musi być OK. bo pewnie byłoby nudno.
Jakiś czas temu znalazłam ofertę pracy dodatkowej w tym wydawnictwie, złożyłam aplikację i oto dziś zadzwoniła do mnie pani – pracownik tej firmy. Serdecznie się ze mną przywitała i powiedziała, że w związku ze złożona aplikacją chciałaby mnie zaprosić na rozmowę. Rozmowa miała się odbyć w Poznaniu, w centrali firmy. Więc mówię, że jest pewien mały kłopot bo do Poznania mam 250 km . Tak – odpowiada pani – ale mamy zgłoszenia z całego kraju i w związku z tym rozmowy prowadzimy tylko tutaj u nas w centrali. Chwila namysłu z mojej strony, pani pyta jaka decyzja, jeszcze chwila wahania i mówię; nie, dziękuję, jednak nie decyduję się na Poznań. Pani podziękowała i pożegnałyśmy się. Nie trwało to nawet 5 minut. Była bardzo miła, pełna kultura, nie poirytował jej nawet fakt mojego wahania i w ostatecznie odmowy. Jednak moim zdaniem to mało profesjonalne podejście jak na , zdawałoby się poważne szwajcarskie wydawnictwo, chętnych do współpracy „ściągać” do jednego miasta w kraju. Wiedza na temat rekrutacji jakby niezbyt rozległa. Zaproszenie na rozmowę nie jest równoznaczne z podjęciem współpracy. Być może firma wychodzi z założenia, że podejmie współpracę z każdym kto się zgłosi i trakcie dokona się selekcja „naturalna” – to też brak profesjonalizmu. Albo poważnie podchodzi się do zatrudniania (niezależnie od formy), albo traktuje się ten proces jako dodatkowy, przy okazji na zasadzie „może kogoś się zatrudni”. Skoro poszukują ludzi do współpracy w całym kraju to można by podzielić terytorium państwa na jakieś 5-6 regionów i spotkać się z potencjalnymi kandydatami w większych miastach tych regionów, a nie jeszcze zanim rozpocznie się współpracę pakować ludzi w koszty. Podobno szwajcarska firma tylko podejście inne. Być może zrobiłam źle, być może zarobiłbym duże pieniądze a być może tylko bym inwestowała. Już się tego nie dowiem.Wiedzy na temat rekrutacji to raczej rozległej pracownicy nie mają, albo brak im sprawnej organizacji.
Zadzwonił domofon; tak , słucham – odbieram; listonosz – słyszę radosny głos kobiety; proszę bardzo – odpowiadam. Po chwili wychodzę na klatkę schodową, na moje piętro wychodzi nie młoda już pani w garniturku Poczty Polskiej, czapce z daszkiem (też pocztowa) i zarzuconą peleryną przeciwdeszczową. Dzień dobry – mówi z daleka; witam panią w ten deszczowy dzień – odpowiadam; oj, ma pani rację, można powiedzieć bardzo deszczowy – kontynuuje z uśmiechem – mam liścik polecony dla pani; ludzie listy piszą, niekiedy na utrapienie listonosza – mówię; listonoszka roześmiała się serdecznie – nie takie utrapienie, bo pracy bym nie miała, a pogoda jak pogoda, można przywyknąć. Bardzo miła z niej kobieta o radosnym usposobieniu i w pełni życzliwym podejściu do drugiego człowieka. Pogoda paskudna, leje bez przerwy już drugi dzień a ona mimo tych nieciekawych warunków w jakich musi wykonywać swoją pracę pełna werwy i humoru, nie uskarża się na swój los tylko tryska dobrym nastrojem i nawet dźwiganie ciężkiej torby, pełnej listów nie jest w stanie jej zdeprymować. List dla mnie miała już przygotowany w ręce więc nie grzebała w torbie, wskazała mi miejsce do podpisu na zbiorczym pokwitowaniu, podziękowała, pożyczyła miłego dnia. Też pożyczyłam jej miłej reszty dnia i dodałam – a przede wszystkim bezdeszczowej; dziękuję, dziękuję, oby się sprawdziło, ale jak się nie sprawdzi to też przeżyje – odpowiedziała z radością, będąc już na schodach i pożegnałyśmy się.Szybko, sprawnie i przyjaźnie - nie trwało to nawet 5 minut.
Czego jak czego ale soli w domu zabraknąć nie powinno dlatego mimo cokolwiek późnej, jak na zakupy pory sobotniej,musiałam udać się do jakiegoś sklepu. Dobrze, że Biedronka jeszcze otwarta dla takich spóźnialskich jak ja.W sklepie klientów kilku, 5-ciu może 8-miu. Po drodze zgarnęłam do koszyka wodę mineralną - 1,89 zł/butelka 1,75 litra, ketchup 470 g - 2,69 zł/butelka, z chłodni śmietanę 18% - 1,69 zł/pojemnik 330 g.,soli nigdzie nie widać, chyba nie ma - pomyślałam. Rozglądam się za jakimś pracownikiem, niewysoka pracownica ubrana w spodnie,koszulkę zieloną i przepasana niebieskim fartuszkiem wsypywała ziemniaki do kwaterki na stoisku z warzywami więc podeszłam w okolice chłodni i zapytałam z daleka: przepraszam, czy nie ma soli ?; w następnej alejce za panią na palecie pod przyprawami - słyszę odpowiedź; no właśnie tam nie widziałam - mówię odchodząc jeszcze raz we wskazanym kierunku; już chwileczkę, zaraz pani pokażę - słyszę. Zanim jednak doszła sól znalazłam - 0,69 zł/kg (bardzo tanio), przykrywały ją puste opakowania foliowe więc powiedziałam, zmierzającej do mni pracownicy, że już znalazłam i jej podziękowałam. Pomyślałam jeszcze,że wezmę jakieś owoce więc udałam się do właściwego stoiska: pomarańcze - 3,47 zł/kg, brzoskwinie 3,97 zł/kg, wzięłam po 4 sztuki. Kasjerka Krystyna - pani w średnim wieku, szczupła, włosy krótkie, blond z pasemkami, ładnie ułożone, szybko mi podliczyła zakupy, bo klientów do kasy nie było, 14,57 zł zapłaciłam, kasjerka podziękował i zaprosiła ponownie. Tak moje wyjście po sól zaowocowało dodatkowymi artykułami. W sklepie czysto, bardzo jasno i obsługa miła, uprzejma, życzliwa. Gdy pytałam pracownicę o sól ani odrobinę się nie obruszyła, w jej głosie i zchowaniu dało się wyczuć troskę o klienta, no wiadomo nie mogła przecież rzucić ziemniaków na posadzkę i biec do mnie, ale odłożyła i już w moim kierunku zmierzała. Przed sklepem też porządek, kosz na śmieci opróżniony i założony w nim nowy worek, parking prawie pusty, przecież zaraz 21-a godzina, to koniec dnia pracy dla tego sklepu.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.