Z usług firmy kurierskiej UPS korzystałam w pracy. Z polecenia szefa musiałam zamówić kuriera do firmy. Zgooglowałam, znalazłam bez problemu numer telefonu na infolinię i rozpoczęłam zamówienie. Robiłam to pierwszy raz, gdyż byłam w zastępstwie za koleżankę, z tego też powodu nie wiedziałam jak wygląda telefoniczne złożenie zamówienia.
Pierwsza telefonistka miłym i spokojnym głosem przeprowadziła mnie przez ten proces, jednakże okazało się, że nie znałam kilku ważnych danych, niezbędnych do zamknięcia operacji. Rozłączyłam się, uzupełniłam je i zatelefonowałam ponownie. Dokończyłyśmy zamówienie bez problemu.
Po dwóch godzinach dowiedziałam się, że szef chce wysłać drugą przesyłkę, dlatego koniecznie musiałam znów chwycić za słuchawkę i zadzwonić do UPS. Poinformowałam telefonistkę, że już kurier jest na dziś zamówiony, tylko okazało się, ze pójdą dwie paczki, na co ona, że to nie ma znaczenia, bo i tak trzeba zrobić nowe zamówienie. Była mniej miła i bardziej szczegółowa. Zadała pytanie o wymiary przesyłki. Zdziwiłam się, bo poprzednia telefonistka nie wymagała tego ode mnie. Powiedziałam, że wymiary są mniej więcej takie a takie. Kobieta odparła, że musi znać dokładne wymiary, bo kurier tego mierzy ć nie będzie, a na sortowni to sprawdzają i będę miała problem. Odmierzyłam palcami i podałam konkretne wymiary . Telefonistka chyba zdziwiona, że tak szybko je podałam, powiedziała, że mam wziąć linijkę i to zmierzyć. Nie spodobał mi się ton i zniecierpliwienie tej pani. Uparłam się na swoim, tym bardziej, iż byłam świadoma, że wymiary pierwszej przesyłki zostały źle podane, więc jeżeli będzie problem, to co za różnica czy z jedną paczką, czy z dwoma. Kobieta pomarudziła jeszcze, ale przyjęła zamówienie.
Kurier zamówiony na 12-14 był około 13:30. Usiadł sobie wygodnie i zaczął wypisywać zamówienie, faktury, itp. Powiedziałam, ze wymiary pierwszej przesyłki były źle podane, ale drugiej dobrze, a paczki są podobnej wagi i wielkości. Bez marudzenia dokonał zmian, dokończyliśmy załatwianie formalności i wyszedł. Obserwacja skończona.
Podsumowanie: łatwy i szybki kontakt, miła obsługa pierwszej telefonistki. Druga może miała zły dzień. Nie podobała mi się jej szczegółowość, brak elastyczności. Z kolei kurier był sympatyczny i wydawał się być kompetentny. Oceniam na 4 tylko i wyłącznie z powodu tej czepiającej się drobiazgów kobiety, tym bardziej, że 2 zł przy dwóch przesyłkach o wadze nieprzekraczającej 1 kg i łącznej kwocie prawie 70 zł, to nie dużo i mam wrażenie, że gdyby nie mój upór, to ta pani byłaby w stanie nie przyjąć mojego zamówienia.
Lubię odwiedzać nowe kluby w moich okolicach, choć najczęściej zdarza się, że w niektóre miejsca wchodzę raz i więcej nie wracam. „Śruba” do takich może należeć – zapewne z własnej woli i inicjatywy tam nie pójdę więcej, jedynie – jak w przypadku ostatniego wieczoru – gdy będę mogła spotkać tam mnóstwo swoich znajomych. Ale przejdźmy do rzeczy.
Zacznę od plusów. Dobre położenie. W centrum miasta, przy świeżo odnowionej ulicy. Dość ciekawy wystrój, chociaż straszna prowizorka, mnóstwo niedociągnięć, jakby robione na szybko (typu żółty sufit obity brązowymi deskami). Tanie alkohole. Krótki czas oczekiwania przy barze, mimo, iż pub był pełny. Możliwość spędzenia czasu w większych gronie znajomych – nas było ponad 12 osób i się pomieściliśmy przy jednym stoliku, co dla mnie było ważne, bo każdy miał swój kawałek blatu i nie musiał szklanki trzymać w ręku przez całą imprezę. Tutaj plusy lokalu się kończą.
Do minusów na pewno należy wc. Jedno na klub, koedukacyjne, z mnóstwem śmieci na podłodze i w pisuarze, brak papieru, brak jakiegoś haka, żeby powiesić torebkę (a na ziemię nie radzę jej dawać), a do tego stary, dziwnie świecący automat z prezerwatywami. Zastanawiałam się czy ktoś kupuje tutaj te prezerwatywy, chyba jedynie bardzo zdesperowani ludzie. Z innej strony w pubie, który może pomieścić do 70 osób, gdzie jest jedna toaleta, zainstalowano automat z „gumkami”? Jakby przyzwolenie na robienie z tej ciasnej i brudnej toalety „kopulatorni”.
Kolejnym minusem jest mały wybór papierosów. Tylko Pall Malle, tylko tradycyjne.
Następną rzeczą, która mi przeszkadzała to brak szklankowej czy też osoby, która zainteresowałaby się czystością na stolikach, bo przez cały wieczór siedzieliśmy przy jednej popielniczce, sukcesywnie napełnianej kolejnymi petami i innymi śmieciami.
Powrócę jeszcze do plusów, które celowo zostawiłam na koniec. Bardzo pozytywne wrażenie robił barman, który – o ile wzrok mnie nie zmylił, pojawił się automatycznie, gdy usłyszał dźwięk rozbijającej się szklanki. Od razu zostało to posprzątane. Przez chwilę pomyślałam, że skoro stolików nikt nie sprząta, to może to natychmiastowe pojawienie się barmana-chwilowej-sprzątaczki było spowodowane tym, że chciał złapać sprawcę na gorącym uczynku i obciążyć jakąś karą. Ale uznajmy, że nie miał takich intencji i bardziej interesowało go, by nikt nie nadepnął na szkło, co mogłoby spowodować niepotrzebne problemy.
Podsumowanie: Pub nastawiony na określoną grupę klientów, bardziej na rockowo-metalowe grupy, dla których liczy się „tanio napić piwa w centrum miasta w sobotę wieczorem”. Wiadomo, ze prawdziwy klimat tworzą ludzie i nasza sobotnia noc zaliczona została do udanych, jednakże jak wspominałam wcześniej – sama, z własnej woli tam nie pójdę. Nie jest to pub na randkę, bardziej tak, jak opisałam to wcześniej – by schlać się tanim piwem w centrum Katowic w „środku” weekendu. Wtedy nie przeszkadza ani próbna toaleta koedukacyjna, ani brak klimatyzatorów, gdy na małej powierzchni spotyka się 30 palaczy.
Terranova to sklep, gdzie o każdej porze roku są promocje. Zawsze znajdziemy tam mnóstwo ludzi i prawie zawsze te same ubrania, nieprzerwanie od kilku sezonów. Mimo wszystko sklep cieszy się ogromnym zainteresowaniem i mnie samej zdarza się tam wpadać.
To była jedna z typowych wizyt. Niestety. Jedna z tych, kiedy nie wyszłam usatysfakcjonowana. Na wstępie powitał mnie stolik obłożony dżinsami. Promocja. O ile z przodu pierwszy rząd jest najczęściej ułożony, o tyle ten z tyłu, ten od strony lady, już nie. Dalej bywa różnie. Najczęściej spotykamy mnóstwo ekspedientek, które umilają sobie jakże nudnie obowiązki pikantnymi rozmowami. Ekspozycje pewnych działów w Terranovie są ciągle zmieniane, kiedykolwiek bym nie weszła…
Na pierwszym piętrze mnóstwo ludzi przebierających ciuchy w wielkich skrzyniach w nadziei na znalezienie jakiejś perełki. Również wpadam w ten trans i przeszukuję góry bluzek, ale w momencie, gdy natrafiam na tę, którą mierzyłam przed rokiem, uświadamiam sobie, ze tutaj już nic nie znajdę. Zmieniam rejon obserwacji i podchodzę do wieszaków, ale pierw muszę przecisnąć się przez kilka kolejnych ekspedientek miło gawędzących podczas pracy. Znajduję kilka interesujących ubrań i śpieszę do przymierzalni. Przed przymierzalnią liczenie ubrań – najpierw sama, później ekspedientka. Tutaj – dzięki doświadczeniu – mam ograniczone zaufanie do zdolności matematycznych tej pani. Nieraz zdarzyło się – czy to mnie osobiście, czy to widzieć u innego nieszczęśnika, jak ekspedientka pomyliła się przy liczeniu i padały subtelne oskarżenia pod adresem klienta, ze jest złodziejem. Na szczęście tym razem wszystko było ok., gorzej z ubraniami, bo okazały się z tej serii, gdzie krawcowa krzywo je zszyła. Przed wyjściem przymierzalni spoglądam na zegarek i widzę, że już późno, muszę się śpieszyć. Do ekspedientki-przeliczaczki zwracam się z pytaniem, czy mogę to tu zostawić – w końcu widzę obok stertę ubrań do odwieszenia, więc co za różnica, czy zostawię swoje, ale chciałam być kulturalna, więc zapytałam. Kobieta oschle odparła, że mam to odwiesić.
Podsumowanie: Marna obsługa, kiepska odzież. Staram się już unikać.
W banku PKO pojawiłam się w celu podpisania aneksu do pewnej umowy finansowej. Wcześniej musiałam złożyć odręczne pismo, po 3 dniach roboczych oddzwoniono do mnie z informacją, że aneks jest już przygotowany i mogę przyjść go podpisać. Uzgodniliśmy datę i godzinę. Przyszłam i od razu poproszono mnie o uiszczenie opłaty za sporządzenie aneksu. No i zaczęły się schody.
Podeszłam do terminala i wydrukowałam kupon z numerkiem. Przede mną w kolejce było 10 osób. Była ok.17:15. Otwarte dwa okienka. Problem pojawił się w momencie, gdy pewna pracownica przyszła ze swoim znajomym, którego wepchnęła w kolejkę. Po kilku minutach otwarto trzecie okienko, które zbojkotowała starsza kobieta, spędzając przy nim około 15 minut. W między czasie wepchnięto jeszcze jedna osobę i tak oto czekałam ponad 30 minut na obsługę kasową. Pani, z którą podpisywałam ten aneks, powiedziała, że osoba z okienka kasowego będzie wiedziała o co chodzi, bo to standardowe prowizje. Spodziewałam się, że będzie nieco inaczej, przyglądając się obsłudze młodych panienek w kasach, gdy czekałam na swoją kolej. Nie pomyliłam się.
Pani, która mnie obsługiwała, zrobiła wielkie oczy, gdy powiedziałam jej o co chodzi. Musiała wyjść i pójść do koleżanki obok. Ogólnie często to robiła, co zdążyłam zauważyć podczas mojej półgodzinnej obserwacji. Zresztą nie tylko ona, jej koleżanka również. To z całą pewnością spowodowało, że ja i kilka obcych mi osób musieliśmy tak długo czekać. W końcu wpłaciłam należność, przeszłam do innego pokoju, podpisałam dokument i moja wizyta się zakończyła.
Podsumowanie: duży plus za kontakt telefoniczny, mimo apodyktycznego tonu Pani, która się ze mną kontaktowała. Ogromny minus za – jak dla mnie – poważny błąd w rozplanowaniu strategicznym w zakresie zasobów ludzkich. Jak można w godzinach popołudniowych, gdy większość ludzi kończy pracę, w środku tygodnia do obsługi kasowej dać dwie osoby, które ewidentnie od niedawna zajmują dane stanowiska? Ponieważ oceniam w tej chwili PKO pod kątem tej jednej sytuacji, gdy podpisywałam aneks i nie biorę pod uwagi całokształt – ocena będzie wyższa.
Dziękujemy za zgłoszenie. Z każdej opinii i oceny wyciągniemy wnioski, aby poprawiać jakość obsługi Klientów.
Wybraliśmy się ze...
Wybraliśmy się ze znajomymi na piątkowy clubbing do Sosnowca. Wyszliśmy dosyć późno, zwłaszcza jak na piątek, bo około północy. Po odwiedzeniu kilku znajomych klubów postanowiliśmy resztę nocy spędzić w Passe, ponieważ tam jeszcze nie byliśmy.
Była godzina 00:30. Dwóch panów "na bramce" poinformowało nas, ze wstęp jest płatny. Targowaliśmy się, że jest późna godzina i powinni nas za darmo wpuścić, albo przynajmniej spuścić z ceny. Utargowaliśmy się. Jedna osoba weszła bez opłaty. Panowie poinformowali nas również, że impreza będzie trwała NA PEWNO do godziny 3:00. Podkreślam wyraz "na pewno", bo był to ich główny argument ku temu, by o tej godzinie ściągać ze wstęp.
W środku wystrój nam się bardzo spodobał. Nieduży parkiet, wiele miejsc siedzących, rozmieszczone w zakręcających korytarzach. Dość kameralnie. Nie było wielu ludzi, więc bez problemu znaleźliśmy stolik dla naszej grupy. Szklankowa chyba korzystała z pustki w klubie, ponieważ dopiero po blisko godzinie spędzonej w Passe sprzątnęła kufle z naszego stolika zalegające po poprzednich klientach. Później "odwiedzała" nas częściej, sukcesywnie sprzątając puste szklanki, aczkolwiek przetarcia stołu doczekaliśmy się dopiero po półtorej godziny (4 osoby z naszej grupy paliły i widać było, ze poprzednicy również palili). Trochę późno.
Na parkiecie momentami tłoczno, ale generalnie bez problemu na znalezienie własnego kawałka parkietu. Muzyka trochę monotonna. Minus za dymiarkę, która wg mnie nie pasowała do klimatu klubu. Ok. 2:20 dj oznajmił, że nastąpił koniec imprezy. To chyba największy minus tego wieczoru. Czułam się oszukana. Może właściciel klubu powinien poinformować wcześniej swoich "ochroniarzy" o godzinie zamknięcia?
Podsumowanie: klimat klubu mi odpowiadał, trochę kiepski dj, ta dymiarka też nie pasuje. Minus to ociągającą się szklankowa, która wyraźnie dawała nam do zrozumienia im bliżej było końca imprezy, że pora już iść do domu (nagle zaczęła się pojawiać co kilka minut i czekała przy stoliku, gdy widziała, że ktoś dopija drinka, żeby zabrać szklankę). Szczerze mówiąc nieco ciężko ocenić Passe, w końcu nie był to dzień typowo imprezowy dla Sosnowca jak np sobota, ale z pewnością jeszcze odwiedzę ten klub, bo przeważają u mnie pozytywne wspomnienia.
Carpe Diem jest najczęściej odwiedzanym przez nas klubem w Katowicach, ale to tylko i wyłącznie ze względu na znajomych, którzy tam pracują. Znam go niejako od środka i wiem, ze w przeciągu ostatniego półrocza zmienili się menadżerowie dokładnie 3 razy. O ile z mojej perspektywy najlepszym był pierwszy – który wprowadził klub w długi, o tyle z perspektywy klubu najlepszym był drugi –który go wyciągnął. Ale ja oceniać klub będę na podstawie tego czwartkowego wieczoru.
Wstąpiliśmy tam po wizycie w enigmie, bo na nasz portfel bardziej nam odpowiadał. Zdziwiliśmy się, że club wykorzystał to, że w enigmie nie ma lanego, więc podnieśli cenę (z 5 zł na 6,50zł). Ubikacje jak zwykle w stanie okropnym. Powinni je wymienić, bo te są przeżarte przez rdzę i kamień, spłuczka jest zepsuta, więc w damskim można było dostrzec (i poczuć) czyjeś wymiociny. Papieru oczywiście brak. W męskim z kolei nie tylko w środku, ale i na podłodze, były czyjś odchody (tym faktem podzielił się ze mną kolega, który uznał, ze jest zniesmaczony). Obsługę oceniać nie będę, bo nadal pracują tam znajomi, więc mogę nie być obiektywna. Ale ich plusem jest, że bardzo dokładnie myją szklanki i średnio raz na pół godziny ktoś zbiera pozostałości ze stolików. Wystrój podoba mi się ale tylko w pierwszej części, tam gdzie są wygodniejsze siedzenia i ciekawe stoliki. Druga część wydaje się być stworzona na wypadek jakby się więcej osób pojawiło. Muzyka puszczana jest za głośno, co powoduje, że ciężko dosłyszeć osoby, z którymi się rozmawia. Ludzie przychodzący do klubu są bardzo różni, znajdziemy tutaj i starszego pana, który przyszedł z kolegą na piwo, również „metala”, „hip-hopowca”, spokojne studentki czy najzwyklejszych ludzi. Problem z wentylacją, dym papierosowy unosi się wszędzie, a ubrania zawsze śmierdzą po wizycie w „Carpiu”.
Podsumowanie: wystrój ok., ale tylko w części pierwszej. Toalety bardzo zaniedbane, choć generalnie jest dosyć czysto. Ceny się podniosły, chyba tylko ze względu na klub obok, bo jednak zostały poniedziałki z piwem za 2,90zł i środy za 3,50zł. Polecam więc wizyty w pon lub środy, bo jeżeli chodzi o inne alkohole – różnie to bywa. Często czegoś brakuje.
Enigma to jeden z klubów, gdzie najchętniej zabieraliśmy znajomych, którzy przyjeżdżali do nas na clubbing. Wystrój jak dla mnie rewelacyjny, podczas weekendowych imprez nieraz zdarzało się, że chodziła po salach pewna kobieta, która dbała o przyjemny zapach w klubie (rozpylała cytrusową wodę, aplikując ją zazwyczaj na kąty). Dziwne co prawda, ale pozytywne. Toalety w bardzo dobrym stanie, nigdy nie brakuje papieru, czyste i zadbane. Tym razem zabraliśmy tam nasze dwie znajome, bo klub w pełni „reprezentatywny”. Nie byliśmy tam już co prawda rok, ale jeżeli chodzi o wrażenia wizualne – koleżankom się spodobało, ja jak zwykle byłam oczarowana. Z wyczuciem, ciekawe połączenie stylów, wygodne sofy i krzesła. Tym razem było mało osób, ale mimo to podczas naszej co prawda krótkiej wizyty (około 40 minut), kelnerki zdążyły nam 3 razy wymienić popielniczkę. Jedyne zaskoczenie to fakt, że w Enigmie nie kupisz już lanego piwa. A cena za Lecha butelkowego 0,33 to 7 zł. Rzuca się więc w oczy, ze klub stara się zyskać jeszcze większą renomę. Bardzo miła obsługa przy barze, a co ważniejsze – osobom młodym sprawdzają dokumenty, by przypadkiem nie sprzedać niepełnoletniemu alkoholu. Duży plus. Dzięki tym wszystkim zabiegom w końcu w Katowicach powstaje klub, gdzie byle kto nie wchodzi, mówiąc kolokwialnie. Są nastawieni na pewną specyficzną grupę odbiorców, co zaznaczają poziomem cen i rodzajem muzyki, puszczanej w klubie. Na pytanie mojej koleżanki, dlaczego wycofano lane piwo, barmanka powiedziała, że przechodzą mnóstwo szkoleń barmańskich, by robić jak najlepsze drinki, więc zdecydowali, że na tym się skupią, bo ludzie często wola kupić „lanego browara”, a wtedy marnują się ich umiejętności zdobywane na tych szkoleniach.
Podsumowanie: TAK, TAK I JESZCZE RAZ TAK. O ile wcześniej klub był dla mnie obojętny i przychodziliśmy tam ze względu na najlepszy w mieście (kryterium: muzyka, wystrój i ludzie), to teraz zmiany wprowadzone jak najbardziej mi się podobają. Co fakt – pozwolić sobie można na niego przy wyższych dochodach, ale generalnie minusów nie widzę, mimo iż w zeszłym roku mieliśmy pewną nieprzyjemną przygodę w tym właśnie klubie (zawiniła obsługa, ale zostało nam to zrekompensowane). Zatem polecam.
Z firmą BS4 Intranet miałam przyjemność spotkać się w momencie, gdy wybierałam oprogramowanie dla swojej firmy. BS4 mieści się w Poznaniu, ale jak się okazało akurat pracownik był na Śląsku, dzięki czemu mogliśmy się spotkać i porozmawiać na spokojnie. Pan A. przybył punktualnie, usiedliśmy w pobliskiej kawiarni w Altusie i rozpoczęliśmy rozmowę. Był miły i kulturalny, zaprezentował swój produkt przy pomocy laptopa, po czym przeszedł do badania moich potrzeb. Powiedział, że to oprogramowanie można idealnie dopasować do mojej sytuacji. Przeprowadził wstępną kalkulację, zaprezentował mi jak funkcjonalności ich oprogramowania pomogą mojej firmie. Był bardzo przekonywujący, a ich oprogramowanie zdawało się spełniać wszystkie moje oczekiwania. Cena co prawda nie należała do najniższych, przez co byłam zmuszona zrezygnować z wyboru tej firmy – zabrakło funduszy. Jednakże jestem pewna, że gdybym miała wymaganą sumę – zdecydowałabym się na ich oprogramowanie. Pan A. wielokrotnie telefonował do mnie, starał się zejść z ceny lub rozłożyć płatność na raty, jednakże nie mogliśmy w tym temacie dojść do consensusu. Na święta wysłano mi nawet kartkę z życzeniami, to było bardzo miłe i profesjonalne.
Podsumowanie: znakomita obsługa i opieka nad klientem, terminowość, rzetelność i wyczucie, Każdemu, kto zastanawia się nad oprogramowaniem typu CRM dla swojej firmy – polecam. W przyszłości na pewno skorzystam z produktów firmy BS4.
Petra jest jednym z nielicznych miejsc w centrum Katowic, gdzie w ciągu tygodnia można zjeść coś na szybko nocna porą. Weekendami w godzinach 1-3 w nocy kolejki sięgają kilkudziesięciu osób, przez co na zamówienie czeka się bardzo długo. Wybraliśmy się wczoraj do Petry na kebaba. Ja wzięłam zawijanego z wołowiną, mój chłopak zawijanego z kurczakiem. Było dosyć dużo ludzi, ale znaleźliśmy miejsce, żeby usiąść. Uwagę zwraca wystrój lokalu. Interesujący, wzorowany na kulturze azjatyckiej. Wygodne krzesła i stoliki dla 2, 4 lub nawet 10 osób. Ceny jedne z wyższych w mieście, ale od kiedy otwarto ten punkt, nagle ceny we wcześniejszych lokalach podskoczyły do góry, przez co na dzień dzisiejszy cena 10 zł za zawijany kebab nie jest czymś niezwykłym i nie wyróżnia się na tle pozostałych „kebabiarni”. O ile w lokalu zazwyczaj panuje porządek, o tyle toaleta zlokalizowana na półpiętrze pozostawia wiele do życzenia. Często brudna, bez papieru toaletowego i ręczników papierowych. Na podłodze nierzadko występuje woda, brak odświeżacza powietrza lub klimatyzacji. Tym razem warunki były lepsze. Kebab podawany na talerzach papierowych, czasem na zwykłych. Podany przez kelnerkę, zamówienia nie zostały pomylone. Po skończonym posiłku można zostawić talerze na stole, ponieważ obsługa Petry dba o porządek i każdy zwalniający się stolik jest automatycznie sprzątany, najczęściej przecierany również ścierką.
Podsumowanie: obsługa bardzo dobra, ceny znośne, jedzenie w porządku. Często tam jadam, głownie w godzinach nocnych. Przechodząc obok jesteśmy kuszeni przez wspaniałe zapachy. Jedyny minus to toaleta, która jest zaniedbana. W takim miejscu nie powinna, zwłaszcza gdy ktoś chce umyć ręce przed jedzeniem. Dlatego daję 3.
Pizza Hut w SCC. Świętowaliśmy urodziny mojego ojca.
Pierwszy i jedyny minus - nie można rezerwowac stolików w pt, przez co czekaliśmy ponad pół godziny na miejsce (było nas 7 osób).
Wystrój oceniam na 5, bardzo mi się podoba. Obsługa kulturalna, sympatyczna i dba o klienta. Zamówiliśmy tego wieczoru wiele rzeczy, m.in. wielką dolewkę coli. Nie musieliśmy się upominać o dolewanie, kelnerka sama dbała o to. Jedzenie bardzo dobre, pełen bar sałatkowy (na bieżąco dokładano sałatek, gdy zaczynało którejś brakować). Chciałam pochwalić tutaj kelnerkę za cierpliwość i nieznikający uśmiech na twarzy, który de facto dla starego wyjadacza i obserwatora zdaje się być nieco sztuczny, ale wielu klientów daje się nabrać i nawet odrzucając kwestię nabrać-nie nabrać -jest doprawdy milej, jak osoba obsługująca ma uśmiech od ucha do ucha.
Kelnerka świetnie doradzała w wyborze, nie sugerując się tym co sama lubi, tylko badając nasze potrzeby. Wielki plus za to.
Podsumowanie: Nie ma się czego przyczepić. Obsługa wzorowa, jedzeni dobre i podawane prosto z pieca. Wystrój bardzo uniwersalny, podobający się bardzo szerokiemu gronu klientów. Schludno, czysto, zuniformizowana obsługa. Szkoda tylko, ze w pt nie rezerwują stolików i toaleta znajduje się na zewnątrz, ogólna dla klientów SCC. Przez to daję 4.
Portal Nasza-Klasa.pl bardzo szybko osiągnął swoją popularność dzięki cechom, jakich dziś mu już brakuje. Przede wszystkim na niekorzyść działa wprowadzanie płatnych usług, które powoli zmieniają znaczenie tego portalu. O ile nastolatkowie bardzo pozytywnie podchodzą do nowych funkcji portalu, o tyle dla starszych użytkowników są to niepotrzebne urozmaicenia, by spędzać tam jak najwięcej czasu. Portal traci na przejrzystości, kliknięcie w pożądane miejsce jest utrudnione poprzez zwijające się nagle górne menu, na głownej stronie profilu pojawia się mnóstwo niepotrzebnych ikon.
Zdecydowanie bardziej poprawiła się kontrola nad dodawanymi zdjęciami - coraz rzadziej spotykamy fotografie o charakterze rasistowskim, pornograficznych czy namawiającym do innych negatywnych zjawisk. Komunikacja z obsługą portalu jest dość kiepska. Na odpowiedź czeka się czasem kilka dni, a i jakość odpowiedzi pozostawia wiele do życzenia. Problem pojawia się w momencie, gdy zgłaszam naruszenie regulaminu, gorzej - gdy dotyczy to np posługiwania się naszymi zdjęcia przez osobę obcą. W pewnej sytuacji sprzed roku, w jakiej znalazłam się ja i dwójka moich przyjaciół, dopiero "postraszenie" policją pomogło i profil "złodzieja" został zablokowany.
Ponadto pewnego dnia zauważyłam, że ktoś zmienił moje hasło do mojego konta na NK. Napisałam prośbę o podanie mi IP osoby, która ostatnio się logowała, uwzględniając, iż ja loguję się tylko i wyłącznie z IP takiego, jak to obecne. W odpowiedzi dostałam, iż pierw muszę napisać, kiedy się logowałam ostatnio i z jakiego IP. Odpowiedź nierzeczowa.
Poprawiło się nieco bezpieczeństwo, coraz trudniej złamać czyjeś hasło, bo potrzebna jest data urodzenia tej osoby.
Pozytywne jest prowadzenie bloga przez załogę NK. W razie jakiś problemów czy uruchomienie kolej edycji łańcuszkowego spamu, informacja o tym zostaje umieszczona na owym blogu.
Głowna idea portalu dawno się straciła, ponieważ wprowadzono możliwość założenia konta fikcyjnego. Ludzie prześcigają się nierzadko w zbieraniu jak największej liczby znajomych.
Mimo wszystko portal łączy pokolenia i można dzięki niemu znaleźć starych znajomych, zobaczyć "co u nich".
Podsumowanie: Oceniam pozytywnie, choć sądzę, że powinno się zmienić nazwę na coś typu "Nasze-Życie", bo to bardziej odpowiada dzisiejszych NKowskim standardom.
Katowicka Spółdzielnia Mieszkaniowa jest dosyć dużą spółdzielnią. Strona internetowa jest dość przejrzysta, aczkolwiek wiele potrzebnych informacji na niej nie znajdziemy i należy wówczas chwycić za telefon. Kontakt telefoniczny jest skuteczny, nie czekamy długo na połączenie i zazwyczaj zostajemy przekierowani do właściwej osoby, aczkolwiek zdarza się, iż przekierowują nas do głownej księgowej, która nie zawsze zna odpowiedź na wszystkie pytania, z racji funkcji, rzecz jasna.
Wysokość czynszu jest ustalana dość czytelnie, z małym zastrzeżeniem - każdy lokator płaci na fundusz remontowy, który należy do jednych z najwyższych w kraju. Z owego funduszu część środków przeznaczana jest na dofinansowania dla klubów spółdzielczych (dla dzieci, emerytów i rencistów), typu: prezenty mikołajkowe dla najmłodszych, dofinansowania do wycieczek dla emerytów, itp. Mimo takiej samej wysokości funduszu remontowego, niektóre bloki posiadają zdecydowanie wyższy standard. Na moim osiedlu pomniejszono parking ze względu na pewną dużą firmę znajdującą się obok. KSM obiecało powiększyć liczbę miejsc parkingowych, póki co nie wywiązują się z obietnicy. To powoduje, iż niektórzy lokatorzy zostają ukarani mandatami za niewłaściwe parkowanie, np pod klatką schodową. Plusem ogromnym jest obecność dozorcy, który dba o porządek w blokach i regularnie sprząta korytarze. Jednakże minusem jest fakt, iż wywóz śmieci następuje zbyt rzadko, przez co w pewnym okresach brakuje miejsca dla składowania śmieci. Po wprowadzeniu się do nowego mieszkania na nasze żądanie wysłano do nas panów, którzy poprawili wygląd naszego balkonu za darmo, ponieważ w niektórych miejscach brakowało tynku, lub były widoczne pęknięcia. Ponadto trawa jest koszona regularnie, dzięki czemu nie wyrasta do poziomu ponad 30 cm.
Podsumowanie: głownym moim zastrzeżeniem jest wysokość czynszu, a raczej funduszu remontowego, który przeznaczany jest na osiedla znajdujące się w bardziej znanych dzielnicach miasta. Przez to zaniedbywane są mniejsze osiedla. Obecność klubów hobbistycznych jest pozytywna, dbanie o wygląd osiedli poprawna, choć ogranicza się zazwyczaj do regularnym porządków. Problem stanowi wandalizm, aczkolwiek nie jest to wina bezpośrednia KSMu.
Komunikacją miejską jeżdżę bardzo często, czy to do sklepu, na uczelnią, do pracy, do rodziców. Liniami różnymi, zarówno tramwajowymi, jak i autobusowymi. Jak wygląda "podróż" śląskim tramwajem każdy, kto jechał - wie. Ten, kto nie jechał - słyszał.
"Dorwać" tramwaj, który jedzie zgodnie z planem - to problem. W sumie wyczyn nie lada. Kiedy już motorniczy jest bardzo spóźniony - przejeżdża przez miejskie drogi z prędkością większą niż dozwolone 70 km/h, co często kończy się wypadkiem.
Ceny biletów są śmieszne, bo generalnie całe Katowice można przejechać za 1,20zł, a przejeżdżając 4 przystanki w mniejszych miastach kosztuje nas to już 1,50zł (bilety ulgowe).
Nierzadko z powodu śmiesznej usterki motorniczy zjeżdża do zajezdni, porzucając na przystanku pasażerów. Inna sytuacja - spóźniony kierowca na początkowych przystankach nie zabiera pasażerów, ignorując ich złośliwie, jeżeli przystanki te znajdują się na obrzeżach miasta, a zaczyna zabierać klientów dopiero od centrum.
Nie wiem dlaczego część kierowców jeździ w specjalnych uniformach, a inna część w czym popadnie. Do tego czasem zdarza się, że kierowca nie sprzeda pasażerowi biletu, ponieważ nie chce mu się. Powie że nie ma, albo nie ma jak wydać. Kiedy nagle pojawi się kontroler - sytuacja się diametralnie zmienia. Dziwne, prawda?
Poważnym problemem jest obecność bezdomnych w komunikacji miejskiej. Nikt ich nie wyrzuca. To samo z cyganami grającymi na akordeonie i żebrakami, kibicami, którzy dewastują wagony oraz pijanymi, którzy nierzadko zabrudzają podłogę i siedzenia.
Poza tym po co są tabliczki w tramwajach, że nie można stać na stopniach i rozmawiać z motorniczym, skoro ich koledzy i znajomi tego nie przestrzegają? A tabliczka "zakaz palenia w tramwaju"? Rozumiem, że motorniczego nie dotyczy.
A teraz najbardziej denerwujący problem KZKGOPu - problem natury logistycznej. Dlaczego w porach o silnym natężeniu ruchu pieszych wypuszczane są małe tabory, a w godzinach nocnych zdarzają się tramwaje dwuwagonowe?
Inna kwestia - remont torowiska w Katowicach Zawodziu - remont pierwszych torów zajął miesiąc, drugich - półtorej tygodnia. Minął znowu miesiąc, a oznakowania o budowie i ograniczenia prędkości (wyłączone lewe pasy ruchu) nadal pozostały, mimo iż od tego miesiąca nic nie ruszyło w rejonie, o którym piszę. Zła organizacja pracy!
Na koniec mała kontrowersja, choć żadna nowość - czy KZKGOP planuje zatrudnić w końcu profesjonalistów do kontroli biletów? Bo ci, których teraz spotykamy są chamscy, wyłudzają łapówki (dla studentki bez biletu mandat to około 20-30 zł do ręki kontrolera) i podchodzą do ludzi, których się nie boją.
PODSUMOWANIE: gdyby nie wysokie ceny taksówek i paliwa, brak konkurencji dla KZKGOP - zbankrutowaliby już dawno. Mimo monopolu na tym rynku mają problemy finansowe, co odbija się na złych warunkach oferowanych usług. Stan tramwajów się poprawił w przeciągu ostatnich lat, problem logistyczny istnieje, jak istniał. Chyba nikt, kto powinien, nie interesuje się tym problemem.
Auchan to jedyny hipermarket na tę chwilę, w którym robię cotygodniowe zakupy. Regularnie rezygnowałam z poprzednich, głównie ze względu na złą jakość obsługi albo oszukiwanie w cenach. Tutaj dotychczas było wszystko w porządku, ale od jakiegoś miesiąca się psuje.
Często zmieniana jest ekspozycja, co z jednej strony wpływa na plus, ale z innej - czasem ciężko coś znaleźć i człowiek niepotrzebnie traci dużo czasu. Ponadto żeby kupić mięso drobiowe typu pierś kurczaka na kilogramy, trzeba przyjechać w środku tygodnia, bo w pt albo sob możemy dostać tylko i wyłącznie pakowane w tacki (a takiego nie kupuję, bo wiem co robią w innych hipermarketach z takim mięsem, więc dlaczego miałoby być inaczej tutaj?). Poza tym jakość mięsa się strasznie popsuła. Podczas smażenia mielonego nie trzeba dodawać oleju, bo wytapia się tyle, ze nawet powinno się go trochę odlać, a z kolei na drobiowym pozostają resztki kości i innych wnętrzności (kiedyś tak nie było). Generalnie ceny są jednymi z najniższych, o ile nie najniższe w moim regionie (wg moich obserwacji). Obsługa stara się jak może, pracuje dobrze, ale na tak ogromną liczbę kas zazwyczaj otwarta jest maksymalnie 1/3. W kolejce trzeba stać po 15 minut i więcej. Nawet wczoraj, a był to wtorek.
Tydzień temu na zakupach kupowałam jogurty, miała być promocja (na wieczku cena sugerowana przez producenta 1,29 zł; na cenniku widniało 1,28zł). Przy kasie okazało się 1,84zł. Poszłam się upomnieć wtedy o resztę, bo kupowałam kilka tych jogurtów i kilka złotych do zwrotu było. Wczoraj również kupiłam. Tym razem tylko 2, z czego jeden spadł pani kasjerce na podłogę (nikt nie wie jak to się stało), brudząc buta mężczyźnie stojącemu za nami. Pani kasjerka poszukiwała jakiejś szmatki, żeby sobie przetarł obuwie, ale nie znalazła, więc pan pozostał z różową plamą po moim truskawkowym jogurcie na prawym bucie. Myślałam, że skoro tydzień temu pani wydająca mi różnicę w punkcie reklamacyjnym raportowała przy mnie komuś przez telefon, że jest zła cena, to ta cena uległa zmianie. Otóż nie.
Jedyny plus dla konsumentów w ostatnim tygodniu był taki, że osoba odpowiedzialna za zgodność cen chyba ma złe dni, bo cena jednego z materacy z pompką zamiast około 200 zł, wynosiła równe 100zł. Wczoraj nie było ani materacy, ani kartki z ceną, wszystko poszło. Pytanie czy do domów konsumentów, czy do magazynu?
Podsumowanie: ceny niskie, zachęcają do przejechania 6 km raz na tydzień, mimo iż odległość do konkurencyjnych sklepów jest mniejsza. Mięso kiepskiej jakości, do tego słabo dostępne. Za duże kolejki przy kasach i problem z aktualizacją cen w bazie danych. Poza ty, bardzo sympatyczne panie w dziale reklamacyjnym.
Klub Studencki. Od soboty taka nazwa będzie kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z meliną. O godzinie prawie 3 nad ranem nadal ściągano za wejście, co było dla mnie niezwykłym zaskoczeniem. Byłam pierwszy raz, więc myślę sobie, że w takim razie klub musi dobrze wyglądać. Pomyłka jedna wielka. Mało miejsc siedzących, w pomieszczeniu gdzie owe miejsca znaleźliśmy okazało się, że jest bardzo brudno. Brudne podłogi, na stolikach niedopite alkohole, których nikt nie ma czasu sprzątnąć. W końcu pojawiła się kelnerka, która chodziła z koszykiem takim jaki jest np. Auchanie, tylko, ze bodajże szarym. Wrzucała tam szklanki, butelki i popiół z popielniczek (w koszyk z otworami?). Zatem nie dziwię się, że jest brudno. Piwo zostało podane w plastikowym kuflu, cena była w porządku, choć czuć było, że jakości nie najlepszej. Poza tym wystrój i ciasnawe pomieszczenia chyba nie najlepiej wpływały na gości, bo przechodząc przez parkiet do pokoju z sofami kilku postawiło się na mojego chłopaka bez powodu. Toalety całkiem czyste, bar mały. I zdziwił mnie neon "EB"w jednym z pomieszczeń. Może warto pomyśleć o remoncie? Ponadto odbieram wrażenie, że ludzie wpadają tam na imprezę tylko ze względu na tani alkohol i że może spotkają tam swoją sympatię, która mieszka w bloku obok i od szkoły średniej z przyzwyczajenia się tam pojawia.
Podsumowanie: Nie wiem za co ściągany jest wstęp, bo klub wygląda obskurnie. Obsługa średnia. Nie podobało mi się. Więcej tam się nie pojawię.
Wybraliśmy się ze znajomymi na imprezę do Fantasy Parku. Przybyliśmy na miejsce dopiero około 23, więc byliśmy nastawieni, że męska część będzie musiała uiścić opłatę (brak zniżki dla studentów). Szkoda, że ochroniarze i Pani, która zbierała opłaty, nie poinformowali nas, że klub jest pełny, nie ma wolnych miejsc, o parkiecie nie wspominając. Po godzinie coś się zwolniło i udało się części z nas usiąść. Wystrój klubu jest bardzo dobry, trochę mały parkiet. Nikt nie pilnuje, by papierosy były gaszone w popielniczce, a nie na dywanie (część ze stołami do bilarda). Ceny alkoholi bardzo się zmieniają. Jakiś czas temu płaciliśmy zupełnie inne ceny za te same alkohole, tzn za browara dziś 8 (było 7), a wódkę z lodem i cytryną 9 (było 13). Barmani pracują na pełnych obrotach, choć w kolejce trzeba trochę poczekać (czasem nawet 15 minut). Jak na ilość ludzi wpuszczanych do klubu, to bar jest za mały, za mała ilość barmanów. Ale drinki są dobre. Każda osoba zatrudniona w FP w zalezności od pełnionej funkcji ma swój "uniform", co korzystnie wpływa na spostrzeganie "pubu". Po północy pojawił się pierwszy problem w klubie. Wyłączyła się muzyka. Na szczęście zdarzenie miało miejsce tylko raz. Denerwujący są za to ochroniarze. Ich zachowanie jest często bardzo skandaliczne. O ile pozytywnym jest, że pilnują bardzo dobrze porządku, o tyle w kontaktach interpersonalnych mają problemy. Gdy ktoś w klubie zagwizdał - od razu stawali na baczność i szli w głąb sali, by znaleźć tę osobę. Nie wiem tylko czym zasłużyły sobie 2 młode dziewczyny, z których jedna przez godzinę stała przed wejściem, bo ochroniarz nie chciał ją wpuścić (a bawiła się już wcześniej i w środku zostało jej towarzystwo, ale ona wejść nie mogła), z kolei druga została wyniesiona w sposób bardzo specyficzny, a mianowicie ochroniarz niósł ją, trzymając za górną część ud, ona w pozycji wyprostowanej. Po godzinie od drugiej sytuacji zanosiło się na bójkę przed klubem, na szczęście nie doszło do niej. Ponadto ochrona nie wpuszczała nowych do klubu dopiero koło 1 w nocy, kiedy było już puściej niż o godzinie 23. Pytanie dlaczego? Czyżby nie chcieli przedłużać z powodu kilku klientów czasu pracy?
Podsumowanie: klub wygląda bardzo dobrze, ale zdaję sobie sprawę, że takie jest odgórne zarządzenie i każdy z tej serii wygląda podobnie. Natomiast jeżeli chodzi o personel to przyczepię się tylko do ochroniarzy, którzy zachowują się mało kulturalnie. No i jeszcze jeden mały aspekt... rozumiem, że toalety należą do CH, w którym klub się mieści, ale żeby przed sobotnią imprezą nie zadbać o to, by były drzwi w toaletach (2 na 4 toalety w damskiej miały drzwi).
Ikeę odwiedzam sporadycznie, ale zawsze jestem bardzo zadowolona. Miła obsługa, wspaniałe wnętrza, pełne inspiracji. Do tego możliwość wypróbowania mebli, materiały do naszkicowania rozstawienia mebli w pomieszczeniu i inne. Część rzeczy ma śmiesznie niskie ceny, część wysokie, zatem każdy znajdzie coś dla siebie. Świetnie zrobiona strona internetowa, na której można sprawdzić dostępność mebli. A drobne rzeczy, dodatki, wystrój wnętrz? Dobry jakościowo. 2 lata kupiliśmy patelnię teflonową z promocji i do dziś wygląda jak nowa od wewnątrz. Jak długo stoi się w kolejce, to dostaje się kupon na kawę i ciastko. Jestem doprawdy bardzo zadowolona i cieszę się, że mam teraz tak blisko do Ikei :)
Podsumowanie: niemalże wszystko na 5+. Może tylko trochę denerwujący są ludzie stojący przy restauracji, którzy chcą "wcisnąć" ci kartę kredytową.
Tesco W SCC całodobowe. Ponoć. W rzeczywistości wchodzi to 23,5h. Pojechaliśmy na duże zakupy cotygodniowe. Ze względu na pracę mojego chłopaka, nie mieliśmy możliwości jechać kiedy indziej. O północy wkładaliśmy już ostatnie rzeczy do koszyka. Wtedy dowiedzieliśmy się, że od północy przez pół godziny kasy będą zamknięte. W koszyku mieliśmy mrożonki, lody i inne rzeczy wymagające chłodzenia. Łączny czas znalezienia tych wszystkich produktów zajął nam blisko godzinę. Ugryźliśmy się w język i czekaliśmy, bo nie chcieliśmy tego powtarzać następnego dnia. Czy jest informacja gdzieś, że o północy kasy są nieczynne? Nie ma. Przynajmniej nie było. Dopiero minutę przed północą rozpoczął się ten przewspaniały komunikat, którym większość z ludzi w sklepie była zaskoczona. Ponadto wszystko ok, mięso wydaje się nawet świeże, choć słyszałam od koleżanki, że tego paczkowanego nie kupować, bo jest czyszczone mechanicznie-chemicznie-magicznie ;] A poza wszystko łatwo można znaleźć, duży wybór rzeczy, tylko ze czasem drożej niż w osiedlowym sklepie. Obsługa typowa - komu chce się pracować za śmieszne pieniądze na kasie? Dlatego nie dziwię się, że panie się nie przykładają często do obowiązku.
Wybraliśmy się na obiad. Nie pierwszy raz wylądowaliśmy w Sphinxie, więc postanowiliśmy zamówić coś innego, ja wzięłam lasagne. Podano nam jedzenie po około 15 minutach od zamówienia, lecz na samo przyjęcie zamówienia trochę musieliśmy poczekać. Lasagne nie przypadło mi do gustu. Stare mięso, za dużo tłuszczu, za dużo bazylii. Mógł ktoś poinformowac mnie wcześniej, że jedzenie będzie tak bardzo tłuste. W połowie obiadu pewien mężczyzna zaczął naprawiać drzwi. Coś chyba wiercił, szlifował - w każdym razie używał elektrycznego, bardzo głośnego urządzenia. Pewna para, która czekała na zamówienie, wyszła, bo nie dało się tam wysiedzieć, ale my musieliśmy dokończyć. W końcu mój chłopak, który się bardzo tym zdenerwował, zawołał kelnera i kazał przyprowadzić sobie menadżera. Pan menadżer powiedział, że nie mają kiedy indziej tego zrobić i muszą teraz, że nas przepraszają i tyle. Poszedł sobie. Inna firma, szanująca swoich klientów, dałaby w ramach przeprosin jakiegoś drinka czy deser, ale tutaj nic. Suche przeprosiny.
Podsumowanie: Oprócz shoarmy nie polecam nic. Obsługa marna, brak szacunku dla klienta. Po lasagne miałam zatrucie.
Vistula w SCC. Pierwsze skojarzenie? Okropna obsługa!
Zamierzaliśmy kupić garnitur dla mojego chłopaka. Przyszliśmy ubrani "bardziej wyjściowo". Obsługa była względnie dobra, choć z doradzaniem średnio (doradzano kroje garniturów, które nie pasowały do sylwetki mojego chłopaka). Nic nie kupiliśmy.
Następnym razem podczas ogólnych zakupów postanowiliśmy kupić jemu koszulę. Byliśmy ubrani dość sportowo. No i się zaczęło. Na wstępnie zignorowano nas, dając nam do zrozumienia, ze takich tu nie chcą (gdzie jest napisane że ludzi w sportowych butach nie obsługują?). Zadaliśmy konkretne pytanie, dostaliśmy niekonkretną odpowiedź, a mianowicie, że koszule są z tyłu. Myślały chyba, ze się nas pozbędą, ale poszliśmy, bo bardzo chcieliśmy kupić tę koszulę. Kiedy mój mężczyzna wybrał sobie kilka modeli, poszliśmy do przymierzalni. w Tej chwili pojawiły się obie obok nas. Nic do nas nie mówiły, ale patrzyły nam się dosłownie na ręce! Drzwi od przymierzalni były częściowo otwarte, bo wisiałam na nich i podglądałam jak mój chłopak się przebiera, a ekspedientki jak wściekłe sępy, krążyły wokół i kontrolowały czy czegoś nie kradniemy. Totalna obraza! Na końcu, kiedy już nerwy nam puściły i zaczęliśmy głośno o nich dyskutować, mimo to bardzo kulturalnie, chyba zrobiło im się głupio, bo jedna podeszła i zapytała się, czy w czymś pomóc. Po 15 minutach spędzonych w sklepie?!
Podsumowanie: NIE, NIE I JESZCZE RAZ NIE! Nigdy więcej. Nigdy w żadnym sklepie nie czułam się tak, jak tam. Potraktowano nas jak potencjalnych złodziei, ponieważ przyszliśmy w dżinsach i adidasach? Takie coś to tylko w Polsce, jak powiedział mój chłopak. Dziwne, że w innych sklepach z tym się nie spotkałam. Ceny zawyżone.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.