Sklep sieci ABC, jest głównym punktem życia społecznego turystów w Wetlinie - Stare Sioło. O każdej godzinie w przedziale otwarcia sklepu jest tam bardzo dużo klientów. Obsługują zazwyczaj trzy pracownice na dwóch stanowiskach kasowych. Wygląd obsługi nie budzi zastrzeżeń, ubiór jest zawsze czysty i schludny. Pracownice na bieżąco uzupełniają bogaty, różnorodny asortyment w sklepie. Tworzy się spontanicznie jedna kolejka, po czym kasjerki proszą o przejście do kasy, która aktualnie się zwalnia. Pracownice są bardzo miłe dla klientów, nawet jeżeli niektórzy z nich znajdują się pod silnym wpływem alkoholu. Pracownice poza wiedzą dotyczącą towaru, z uśmiechem udzieliły mi również informacji dotyczących szlaków turystycznych w Parku Narodowym. Paragony fiskalne zostawiane przez klientów są na bieżąco zabierane przez kasjerki, więc leżą tylko prez maksymalnie kilka minut przy kasie, obsługa jest szybka i sprawna.
Po przyjeździe do Cisnej, udałem się wraz z partnerką do karczmy Troll, w której stołowałem się kilka lat wcześniej podczas pobytu w Bieszczadach. Wystrój lokalu był bardzo prosty, wszędzie było jasne drewno, zarówno meble były z niego wykonane, jak i ozdoby ścian. Zamówiłem pierogi ruskie, pierogi z kapustą oraz piwo. Kelner zapytał, przy którym stoliku będziemy siedzieli, gdyż jest dużo klientów i podadzą zamówienie już do stolika. Po chwili podano piwo, ponieważ właśnie wymieniali beczkę na nową. Za kilka minut przyniesione zostały pierogi ruskie - pyszne i dokładnie takie jak zamówiłem, jednakże minusem lokalu było to, że zamówienie dla dwóch osób nie zostało przyniesione od razu. Pierogi, które zostały przyniesione jako drugie okazało się, że są z kaszą zamiast z kapustą. Poinformowałem o tym fakcie kelnera. Bardzo przeprosił i powiedział, że zaraz zostaną przyniesione nowe. Co też praktycznie za chwilę się stało. Zachowanie personelu po tej pomyłce było bardzo na miejscu, jednakże czas obsługi nie był satysfakcjonujący. Po posiłku chciałem udać się do toalety, więc zapytałem się kelnera gdzie jest. Skierował mnie do piwnicy, jednakże zastrzegł, że jest problem z prądem, bo właśnie naprawiają coś w skrzynce energetycznej. W podziemiach panowała ciemność i trzeba było korzystać z toalety przy otwartych drzwiach, aby cokolwiek widzieć, a przecież wystarczyłyby zwykłe podgrzewacze rozstawione w toalecie. Nie jestem w pełni zadowolony z tej wizyty w lokalu.
Po przyjeździe do Cisnej, w Bieszczadach udałem się do lokalu "Siekierezada". Lokal urządzony jest w tradycyjny sposób z bieszczadzkimi motywami. Pełno w środku jest rzeźb i ozdób przedstawiających różne wizerunki diabłów oraz na ścianach i suficie porozwieszane są poroża. W lokalu była duża kolejka a tylko jedna barmanka obsługiwała. Jednakże bardzo szybko i fachowo radziła sobie zarówno z nalewaniem piwa, jak i z przyjmowaniem zamówienia na posiłki gastronomiczne. Ubrana była czysto i schludnie. Obejrzałem kartę dań, nie była zbyt bogata, jednakże ceny w porównaniu na region i szerzącą się pocztą pantoflową ogromną renomę lokalu były bardzo atrakcyjne. Asortyment, pomimo że nie wyszukany, to zawierał wszystko to co w Bieszczadach człowiek potrzebuje. Zamówiłem piwo i usiadłem przy ladzie w oczekiwaniu na realizację zamówienia. Kelnerka bardzo szybko przyniosła mi piwo, w międzyczasie wypełniając zamówienie na dwa inne gotowane posiłki. Wygląd miejsca obsługi nie pozostawia zastrzeżeń, wszechobecny klimat sprawia, że to naprawdę bieszCZADOWY lokal.
Na dworcu autobusowym w Sanoku, planowany odjazd autobusu do Rzeszowa przewoźnika PKS Rzeszów był o godzinie 17.45. Autobus do godziny 17.50 nie był podstawiony na stanowisko, pomimo że była to stacja początkowa. Ze stanowiska widać było, że autobus stoi w innej części dworca a kierowca je posiłek. Po podjechaniu na stanowisko, kierowca w bardzo niemiły sposób informował podróżnych, że należy się śpieszyć, bo już mamy opóźnienie. Pytał również w niepoprawny językowo sposób: "po co się pcha z tym plecakiem? na schodach będzie go trzymał?" Po informacji, że w Rzeszowie mam 2 minuty na przesiadkę na pociąg z dworca PKP, odpowiedział: "to będzie miał minutę" i kazał plecak włożyć do luku, pomimo że nie było zbyt dużo pasażerów w pojeździe. Po zajęciu miejsca chciałem ustawić sobie fotel, aby ponad dwugodzinna podróż upłynęła przyjemniej. Kierowca stwierdził: "co tam fotel rusza, ledwo ruszyliśmy. Katakulpować się będzie, co?" Ani razu kierowca nie odpowiedział na pożegnania wysiadających pasażerów. Przynajmniej przewoźnik w swoich ulgach handlowych przewidział ulgi dla studentów, jednakże w wymiarze jedynie 20%. Wygląd autobusu wewnątrz jest jedyną pozytywną rzeczą, którą można było zaobserwować w tym kursie.
W dniu 03.05.2012 korzystałem z usług przewoźnika Veolia Transport, który obsługuje większość linii kursowych w Bieszczadach i na Podkarpaciu. Chciałem dostać się z Wetliny do Sanoka. Na tabliczce przystankowej w Wetlinie bardzo wyraźnie oznaczone były legendą poszczególne kursy. Ponad 70% z nich prowadzone są tylko w wakacje, więc zadzwoniłem na numer infolinii podany na tabliczce. Odebrał bardzo sympatyczny pracownik. Po przedstawieniu zagadnienia wymienił mi wszystkie kursy jakie są przez całą dobę realizowane z Wetliny. Nie tylko tego przewoźnika, a następnie poszukał skomunikowanych połączeń do Rzeszowa. Autobus przyjechał z kilkuminutowym opóźnieniem, ale podczas trasy je nadrobił i do Sanoka przyjechał nawet kilka minut przed planowanym czasem. Kierowca był bardzo miły, chciałem kupić bilet ulgowy dla studenta, poprosił o dokument uprawniający do zniżki, a następnie żartując z uśmiechem na twarzy wydał mi bilet. Cena była bardzo przystępna. Autobus, pomimo że nie stanowił pojazdu wyższej klasy był zadbany. Podróż minęła bardzo szybko.
W dniu 04.05.2012 oczekując na pociąg w Krakowie wybrałem się do placówki Mc Donald`s w Krakowie. Lokal jest czynny w weekend do godziny 4.00 nad ranem. Po wejściu do placówki zauważyłem, że personel dba o porządek w lokalu. Co kilka minut pracownik zabierał pozostawione przez klientów tace. Stojąc przy kasie zostałem bardzo szybko i sprawnie obsłużony. Zamówiłem lody w waflu, zostały mi podane w odpowiedniej konsystencji. Na sali konsumpcji oraz przy ladzie nie zauważyłem żadnych śmieci. Toaleta również była świeżo posprzątana, dozownik z mydłem był pełen a suszarka do rąk sprawna. Personel wyglądał schludnie, pracownicy ubrani byli w firmowe ubrania. Lokal jest godny polecenia.
Około godziny 10.30 wszedłem do pizzerii Pizza Hut w Warszawie przy ulicy Puławskiej 14. Od razu po wejściu podszedł do mnie pracownik, z miłym uśmiechem na twarzy zapytał czy życzę sobie stolik dla jednej osoby. Zapytałem czy jest możliwość skorzystania z Internetu bezprzewodowego i poprosiłem o stolik przy gniazdku elektrycznym. Pracownik podał menu i zaproponował lunch w cenie promocyjnej - zupa oraz danie główne. Karta dań była bardzo dobrze zaprojektowana, graficzne przedstawienie produktów oraz przystępne ceny świadczą o dobrej jakości lokalu. Rozbudowałem zestaw o napój z dolewką oraz deser. W ulotce informacyjnej znajdującej się na stolikach była informacja, że jeżeli lunch zostanie podany w czasie dłuższym niż 15 minut, klient nie płaci za posiłek. Pracownicy świetnie zorganizowali czas i wszystkie pozycje zostały podane przed upływem 15 minut czasu oczekiwania. Pracownicy byli bardzo uczynni. Jeśli zauważyli, że kończy mi się napój, od razu podchodzili pytając czy życzę sobie dolewkę. Lokal wyglądał na regularnie sprzątany, a pracownicy byli ubrani czysto i schludnie w stroje firmowe. Bardzo polecam ten lokal.
Lokal gastronomiczny "BAR Sandacz" jest położony w środku lasu, na peryferiach Inowłodza. W dniu obserwacji przed lokalem znajdowało się bardzo dużo samochodów, z racji odpustu w pobliskiej parafii. Myślałem, że nie będzie miejsc aby zjeść obiad. Na szczęście się zawiodłem. Obsługa była bardzo miła, porcje ryby były odpowiednio dobrane do zamówienia i pomimo dużej kolejki, bardzo szybko podane. Oferta lokalu była bardzo bujna. Stojąc w kolejce, nie słyszałem, żeby czegoś zamówionego z karty przez gości nie było akurat na stanie. Ceny w lokalu nie są wygórowane: od 4,5 do 7 zł za 100gr. ryby.
Większość stolików ustawionych jest na zewnątrz budynku, pod plastikowym daszkiem. Co sprawia, że możliwość obcowania z naturą podczas posiłku jest bardzo dobrze odbierana.
W dniu dzisiejszym odwiedziłem lokal gastronomiczny Bukowina Piwnica. Wystrój lokalu jest bardzo specyficzny. Główna sala obita jest styropianem imitującym kamienie. Toaleta jest czysta, bogato zaopatrzona w papier. W lokalu obecni byli właściciele, mile mnie przywitali i zapytali co podać. Poprosiłem o piwo i zestaw obiadowy. W zestawie był mielony, ziemniaki i ćwikła. Zestaw okazał się dosyć dużą porcją, w rozsądnej cenie 10 zł. Nie musiałem zbyt długo czekać, po kilkunastu minutach obiad był podany. Właściciele również sobie nałożyli i zjedli - czuć było prawdziwie rodzinną atmosferę. :)
Po zjedzeniu obiadu i wypiciu piwa, zostałem serdecznie pożegnany. Życzyli mi miłego dnia i zapraszali do ponownego odwiedzenia lokalu.
W dniu 12.09.2011 odwiedziłem jedną z placówek szkoły językowej Speak Up w Łodzi. Siedziba szkoły była bardzo łatwa do znalezienia. Na froncie kamienicy wisiał duży przykuwający uwagę baner. Kiedy wszedłem do środka, przywitała mnie Pani w recepcji. Powiedziałem jej, że byłem telefonicznie umówiony na 10.30. Uśmiechając się miło, sprawdziła w bazie, po czym wskazała mi miejsce gdzie mam poczekać na konsultanta. Po kilku minutach (jeszcze przed 10.30), podeszła do mnie konsultantka i zaprosiła na rozmowę. Opisała mi w przystępny sposób styl prowadzenia zajęć, po czym zaproponowała ustalenie obecnego poziomu znajomości języka na platformie multimedialnej. Po krótkim teście, wydrukowała wyniki i prowadziliśmy dalszą rozmowę. Cały czas była miła, a jej schludny wygląd świadczył o jakości podejścia do klienta. Konsultantka przedstawiła mi indywidualny koszt zajęć, do poziomu który by mnie interesował, oraz gwarancję jego osiągnięcia. Jeżeli zdecydowałbym się w szybkim czasie rozpocząć kurs, przedstawiony mi został również trzymiesięczny rabat. Wszystkie informacje były przekazywane w sposób logiczny i kompetentny.
O godzinie 22.20 podjechałem na stację paliwową Orlen. Przy dystrybutorze przede mną stał jeden samochód. Czekałem dziesięć minut odkąd poszedł do budynku zapłacić zanim wrócił. Kiedy podjechałem do dystrybutora obsługiwał mnie młody mężczyzna w wieku lat około 20.Prosiłem żeby zatankował 50 litrów, a on zatankował za 50 zł. Co mnie w ogóle nie satysfakcjonowało, bowiem miałem wyruszyć w dłuższą trasę. Po wejściu do budynku zauważyłem na podłodze przy kasie kilka paragonów. Przede mną stały 3 osoby, kolejka przesuwała się bardzo wolno. Pani kasjerka na szczęście była całkiem miła, czym rekompensowała sobie trochę opieszałość. Za 20 minut podjechałem na stację jeszcze raz, i zatankowałem jeszcze 30 litrów. Obsługiwał mnie ten sam mężczyzna, wobec czego głośno i wyraźnie powiedziałem co ma zrobić. Tym razem się na szczęście już nie pomylił. Obsługa przy kasie także poszła sprawniej. Pani potraktowała mnie już prawie jak "stałego klienta", ciepło się uśmiechnęła i wyczuwałem w jej głosie dużo pozytywnych emocji. Jednakże dlatego, że musiałem wracać zatankować jeszcze raz przez nieporozumienie, nie jestem do końca zadowolony z obsługi.
Budynek, w którym mieszczą się delikatesy Sam Scan z zewnątrz przyciąga uwagę - na północnej elewacji namalowane jest graffiti klienta z wózkiem na zakupy. W dniu dzisiejszym środku panował generalnie porządek. Towary na półkach są ułożone w sposób przejrzysty i łatwy do odnalezienia potrzebnych artykułów. Część kasjerek była ubrana zwyczajnie, nie zauważyłem u nich firmowych ubrań. Na początku czynna była jedna kasa z dwóch oraz kasa z alkoholami. W kolejce stały cztery osoby i wtedy inna kasjerka otworzyła drugą kasę. Zapytałem czy można zapłacić kartą. Takie transakcje są obsługiwane. Co mnie ucieszyło, bo często w osiedlowych sklepikach jest możliwość zapłaty tylko gotówką.Pani przy kasie była miła, nie dość, że przywitała mnie werbalnie i nawiązała kontakt wzrokowy to jeszcze pozwoliła sobie zażartować z pewnej sytuacji, która miała miejsce.
Udałem się do szpitala ze skierowaniem do poradni diagnostycznej na badanie Echo serca. Po wejściu na korytarz, zapytałem pielęgniarkę, gdzie na takie badanie się można zapisać, wskazała mi pokój, do którego powinienem iść. W tym pokoju mi powiedziano, że oni już tych badań nie robią i jedynym rozwiązaniem jest badanie na oddziale wewnętrznym. W pokoju lekarskim siedziało dwóch lekarzy, pielęgniarka i stażysta. Po zobaczeniu skierowania, lekarz powiedział, że nie przeprowadzi badania, bo nie ma ludzi - personel jest na urlopach. Po spytaniu, gdzie mogę przeprowadzić takie badanie, odpowiedział, że mogę nawet i w Zakopanem. Był bardzo nieprzyjemny. Na korytarzu oddziału panował względny porządek.
Sklep MIX Electronics mieści się w budynku, gdzie jest dużo różnych firm, nie mniej jednak łatwo go znaleźć. Wejście jest od elewacji frontowej z dużym napisem nad drzwiami. Gdy wszedłem do środka, był tam tylko jeden sprzedający. Spojrzał na mnie i nadal siedział za ladą bawiąc się jakimiś kablami. Dopiero po kilku minutach zapytał w czym może pomóc. Poprosiłem o pomoc przy wyborze pralki. Podałem parametry, które mnie interesują. Niestety nie mieli nic spełniającego moje oczekiwania w magazynie. Mężczyzna powiedział, żebym spytał w przyszłym tygodniu, to może już coś będzie. Otrzymałem gazetkę reklamową - obecnie obowiązującą. W między czasie w sklepie pojawiło się dwóch mężczyzn, którzy zaczęli wystawiać nowy sprzęt na półki. W pomieszczeniu panował porządek. Wszystkie telewizory były włączone i transmitowały muzykę. Zauważyłem małe zainteresowanie potencjalnym klientem.
Szanowny Kliencie.
Dziękujemy za umieszczenie swojej opinii.
Nieustannie pracujemy nad tym, aby dostosować nasz asortyment do potrzeb Klienta.
Zapraszamy ponownie!!
Do badanej placówki...
Do badanej placówki wszedłem o godzinie 13:25. Budynek jest bardzo dobrze oznakowany, nie ma problemów z trafieniem do niego. Przy trzech stanowiskach punktu obsługi klienta siedziały tylko dwie panie - jedno okienko było nieczynne. W korytarzu było dwóch mężczyzn, którzy czekali w kolejce. Obie panie miały służbowe ubrania i widoczne identyfikatory. Podszedłem do jednej z nich i zapytałem czy jest czynne, bo kolejka była tylko do drugiej z nich. Po przedstawieniu swojej sprawy - chciałem ubezpieczyć samochód - skierowała mnie do pokoju w korytarzu, ponieważ tam się tym zajmują. Pomieszczenie znalazłem bez problemu. Kobieta w środku była mniej formalnie ubrana, miała na sobie biały sweter. Była bardzo miła. Poprosiła, żebym usiadł i chwilkę poczekał, a ona w tym czasie posprzątała stół, bo było na nim dużo porozrzucanych dokumentów. Kiedy skończyła opowiedziałem jej, że chcę przenieść ubezpieczenie samochodu z innej firmy. Fachowo wypytała mnie o konkretne parametry ubezpieczanego modelu, posiadane zniżki, a także porozmawiała ze mną na tematy bardziej prywatne - co mnie zaskoczyło pozytywnie.
Po przeprowadzonej analizie, podczas której odwróciła w moją stronę monitor, żebym widział co się dzieje i jakie opcje mi oferuje, podała mi cenę OC i zwróciła uwagę na możliwość zakupu dodatkowej usługi Auto Pomoc. Napisała mi na kartce ceny i postawiła swoją pieczątkę wraz z numerem kontaktowym, gdybym się zdecydował na jej propozycje. Poza bałaganem na biurku nie zauważyłem żadnych innych oznak brudu w budynku. Bardzo kompetentny personel.
Dnia 20 grudnia o godzinie 12.38 zadzwoniłem do Biura Obsługi Klienta sieci Orange. Czekałem około 6 minut na zgłoszenie się konsultanta. Rozmawiałem z panią Sylwią Pyszniak. Pani była miła, bardzo dokładnie a przy tym grzecznie i spokojnym głosem odpowiedziała na moje pytania. Czuć było w jej głosie pewność i kompetencje. Orientowała się w wielu zagadnieniach, na które prosiłem o odpowiedzi. W pewnym momencie poprosiła o chwilę cierpliwości i musiała poszukać danych dotyczących mojej indywidualnej oferty. Niestety nie mogła mi do końca pomóc, ale to nie jej wina, tylko oferty operatora, w której nie do końca niektóre rzeczy są od początku zrozumiałe. Kobieta w czasie rozmowy ze mną wyjaśniła mi dokładnie wszystkie aspekty, których do końca nie byłem pewien. Po zakończonej rozmowie dostałem od operatora wiadomość SMS z podziękowaniem za rozmowę.
Poszedłem do placówki nowo powstałego banku AliorBank na ulicy Piotrkowskiej 43 w Łodzi. Teren chodnika przed lokalem był czysty. W witrynach były duże plakaty z nazwą banku.Kiedy wszedłem do pomieszczenia zauważyłem dwa stanowiska obsługi klienta, z których działało jedno. Przy nim stał jeden mężczyzna i właśnie otwierał sobie konto. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Na środku stał słup, w którym było przeznaczone miejsce na ulotki. Na podłodze nie było żadnych śmieci a witryny były czyste - nie było widać żadnych zacieków. Stanąłem w kolejce. Czekałem około 5 minut. Kiedy podszedłem do punktu pani przywitała mnie grzecznym "dzień dobry" oraz miłym uśmiechem. Nie zauważyłem u niej identyfikatora, ale na koniec otrzymałem wizytówkę. Obsługiwała mnie pani Aleksandra K. Była ubrana elegancko, bardzo podobnie do wizerunku przedstawianego w reklamach i na plakatach banku. Powiedziałem jej, że chciałbym otworzyć sobie konto. Poprosiła mnie o dowód osobisty. Cała procedura trwała ok. 10 minut. Musiałem podpisać 8 formularzy. Rozmowa z nią była przyjemna. Pracownica była bardzo kompetentna. Udzieliła mi wyjaśnień dotyczących prawie wszystkich moich pytań. O jedno z nich powiedziała, żebym napisał jej o tym w e-mailu. Po zakończeniu rozmowy dostałem od pani długopis. Na koniec zostałem poproszony o ocenienie jakości obsługi pracownika na ekranie dotykowym znajdującym się przy stanowisku obsługi.
O godzinie 15.50 wszedłem do pawilonu, gdzie znajduje się bar "Bonanza" na dworcu Fabrycznym w łodzi przy peronach. W pomieszczeniu było kilka osób. Dwie grały na automatach wypłacających pieniądze. Za ladą nie było nikogo z obsługi. Poczekałem około dwóch minut i dopiero wtedy kobieta, która siedziała przy jednym ze stolików dla klientów i rozmawiała z inną osobą spytała się czy coś podać. Okazało się, że to była ekspedientka. Wydawała się być niezbyt szczęśliwa, że jej przeszkodziłem w rozmowie. Zamówiłem zestaw frytki burger i cola. W napoju było zbyt dużo lodu, przez co płynu nie była taka objętość za jaką zapłaciłem. Natomiast niektóre frytki były aż spalone. Od razu po obsłużeniu mnie, ekspedientka wróciła do stolika i dalej rozmawiała z tą drugą kobietą. Kiedy wszedł następny klient, spytała z poirytowaniem: "Będzie pan coś zamawiał?". Była niezbyt miła. Na podłodze lokalu leżało kilka serwetek, które dodawane są do posiłków i opakowania od słomek do napojów. Chciałem skorzystać z toalety, niestety nie było takiej w pomieszczeniu. Spytałem dlaczego, pani odpowiedziała mi, że przecież na dworcu jest to po co ma być.
O godzinie 11.31 dodzwoniłem się do sklepu Neonet w Opocznie. Telefon odebrała kobieta. Po głosie można ocenić, że młoda. Chciałem uzyskać informację na temat zakupu lodówki na studencką kieszeń. Poinformowałem, że jedynym parametrem, na którym mi zależy jest cena. Poleciła mi dwa proste modele. Zapytałem o możliwość zakupu na raty. Uzyskałem informację, że taka możliwość istnieje. Dowiedziałem się, że jedynym dokumentem potrzebnym do zakupów ratalnych jest dowód osobisty. Jednak nie mogę skorzystać z tej możliwości, ponieważ mam status studenta i nie pracuję. Poprosiłem, żeby pani powiedziała mi jakie jest oprocentowanie w tym sklepie. W tym momencie bardzo podniosła głos, że to wszystko zależy od produktu i nie da się tego jednoznacznie określić. Poprosiłem o wycenę dla tego konkretnego modelu, którą mi podała w ratach na rok. Zaprosiła mnie do sklepu, żeby osobiście zobaczyć model, który by mi odpowiadał.
Treść obserwacji usunięta na podstawie art. 14 ustawy z dnia 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz. U. z 2002 r., Nr 144, poz. 1204 ze zm.).
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.