Sklep internetowy z dużym asortymentem wysokiej jakości akcesoriów dla dzieci. Strona internetowa prezentuje się bardzo ładnie, jest przejrzysta dla nowego użytkownika. Dokonałam zakupu parasolki do wózka, która miała stanowić prezent na dzień dziecka. Zapłaciłam od razu po zakupie. Byłam bardzo mile zaskoczona, gdy po kilku zakupach otrzymałam sms z systemu sklepu, iż moja wpłata wpłynęła, a towar został nadany. Podobne potwierdzenie zawierające wszystkie dane i numer zamówienia otrzymałam drogą mailową. Spodziewałam się przesyłki po dwóch dniach, a tym czasem sklep zaskoczył mnie ponownie, ponieważ już nazajutrz otrzymałam parasolkę drogą kurierską. Przesyłka była solidnie zapakowana, zawierała zakupiony przeze mnie przedmiot, paragon, wydrukowane potwierdzenie mojego zamówienia oraz jeszcze jedną kopertę listową z logo sklepu, w której znajdował się list z podziękowaniem za zakup i mały gratis mające zachęcić mnie do ponownego skorzystania z usług "Bezpiecznego Dzieciaka". Z pewnością przy kolejnej okazji po raz kolejny dokonam zakupu na tej stronie.
Przy wejściu na salę sprzedażową były dostępne aktualne gazetki oraz ulotki z ciekawymi przepisami Makłowicza. Zaraz za bramkami dostępne były koszyki - równo ułożone na kilku stosach. Moją uwagę przyciągnęło stoisko z kwiatami ciętymi i doniczkowymi. Tych pierwszych było zaledwie kilka paczek, były obwiędłe, zauważyłam, że w wiadrze w którym się znajdują nie ma wody. Kwiaty doniczkowe prezentowały się bardzo ładnie. Po drugiej stronie wyspy z kwiatami znajdował się bogaty wybór orchidei. Część z nich nie prezentowała się rewelacyjnie, tylko liście i gołe badyle. Dopiero po chwili zorientowałam się, że są one w cenie obniżonej o ponad połowę, a dla miłośnika tych kwiatów nie jest problemem "przywrócenie ich do życia". Sama wybrałam dwa interesujące okazy. W dalszej części sklepu natknęłam się na kolejne rewelacyjne obniżki cen pełnowartościowych artykułów przemysłowych posiadających uszkodzone opakowania. Niestety część z tych produktów była tak włożona do metalowego kosza, że dostęp do nich był utrudniony lub wcale nie możliwy. Udałam się na dział owocowo-warzywny. Produkty były ładnie wyłożone, wszystko wyglądało na świeże, na specjalnych stojakach były dostępne woreczki. Na stoisku z wyrobami piekarniczymi były wyraźne braki w pojemnikach na pieczywo. Zależało mi na zakupie kajzerek, jednak były niedostępne. Prawie 10 minut kręciłam się w pobliżu stoiska w nadziei, że pojawi się pracownik piekarni i będzie mógł udzielić mi informacji czy bułeczki jeszcze pojawią się w dzisiejszym dniu w sprzedaży, jednak nie doczekałam się i odeszłam. Udałam się do kasy. Były czynne 4 kasy tradycyjne, wszystkie oblężone przez klientów, więc wybrałam kasę samoobsługową. Bez problemu skasowałam swoje zakupy i uiściłam zapłatę. Przez cały czas w pobliżu znajdowała się pracownica czuwająca nad bezproblemowym działaniem urządzeń. Gdy spakowałam zakupy pożegnała mnie, również gdy dotarłam do głównego wyjścia z marketu powiedziałam "do widzenia" pracownikowi ochrony i usłyszałam odpowiedź.
Podjechałam na stację by kupić papierosy. Gdy wysiadłam z samochodu rozejrzałam się po placu wokół stacji - był czysty, a otaczający go trawnik -zadbany. Weszłam do budynku. Sklep jest bardzo dobrze oświetlony, nie duży lecz przestronny. Podłoga była czysta, towary ładnie wyłożone na regałach i widocznie oznaczone cenami. Podeszłam do lady, gdzie zostałam przywitana przez kasjera. Wskazałam markę papierosów, które chcę kupić. Młody sprzedawca poprosił mnie o okazanie dowodu osobistego, a gdy to zrobiłam, podziękował i podał paczkę z ekspozytora. Podał cenę do zapłaty. Uiściłam należność kartą. Otrzymałam wydruk z terminala i paragon. Gdy odchodziłam, usłyszałam słowa "do widzenia"
W sklepie był spory ruch. Od razu po wejściu udałam się do regałów z interesującymi mnie produktami. Towary były odpowiednio wyłożone, pod wszystkim znajdowały się metki z cenami. Stanęłam na końcu trzyosobowej kolejki. Przy kasie znajdowała się akurat klientka z małym dzieckiem na rękach. Zauważyłam, że kasjerka sama pakuje jej zakupy do reklamówki, a po skasowaniu, sprzedawczyni wyszła z siatką przed kontuar i podała ją klientce tak, by było jej wygodniej. Bardzo miły gest. Gdy nadeszła moja kolej, wyłożyłam wybrane produkty na ladzie. Sprzedawczyni zapytała, czy doliczyć jednorazówkę. Miałam swoją torbę, więc podziękowałam. Kasjerka podała mi wysokość należności i zapytała czy zbieram naklejki promocyjne. Gdy odparłam, że tak, wydała mi ich odpowiednią ilość. Płaciłam kartą - transakcja przebiegła bez zakłóceń, otrzymałam wydruk z terminala i paragon. Gdy wychodziłam, obsługująca mnie pani życzyła mi miłego popołudnia.
Wybrałam się na zakupy. Gdy wysiadłam z samochodu pod marketem zadzwonił mój telefon. Numer, który nic mi nie mówił. W telefonie usłyszałam męski głos. Pan przywitał mnie i się przedstawił. Okazało się, że to kurier z oczekiwaną przeze mnie przesyłką. Męski głos zapytał mnie, czy jestem w domu, ponieważ już do mnie jedzie, za 10 minut mogę się go spodziewać. Bardzo mi zależało na szybkim odebraniu paczki, jednak wiedziałam, że w ciągu 10 minut nie zdążę wrócić do domu, po zakupach miałam do załatwienia kilka pilnych spraw, a kurier ruszał w dalszą trasę i mógłby przyjechać ponownie dopiero następnego dnia. Zapytałam, czy moglibyśmy się umówić pod marketem, w którym będę robić zakupy. Kurier bez wahania się zgodził, obiecał, że dojedzie najpóźniej w ciągu pół godziny. Udałam się do sklepu, a gdy wychodziłam mój telefon zadzwonił ponownie - kurier już na mnie czekał, zdążył w określonym przez siebie czasie. Był to młody chłopak ubrany w firmową koszulkę i z przypiętym identyfikatorem. Upewnił się, czy na pewno jestem osobą na którą czeka, po czym wręczył mi przesyłkę i dokumenty do podpisania. Zapytałam, czy możemy podejść do mojego samochodu, żebym sprawdziła zawartość paczki. Nie było problemu. Kurier cierpliwie poczekał, aż sprawdzę czy wszystko się zgadza, po czym pożegnaliśmy się i wzajemnie życzyliśmy sobie miłego dnia.
Udałam się na szybkie zakupy. Nad wejściem znajduje się tablica świetlna na której wyświetlane są godziny otwarcia i informacja, że można tu płacić kartą. Sklep jest niewielki, ale bardzo szybki. Po wejściu powitała mnie pani na stoisku kasowym nieznajdującym się tuż przy wejściu. Przez chwilę rozglądałam się po sklepie by zapoznać się z asortymentem sklepu, ponieważ odwiedziłam ten sklep o raz pierwszy. Wybór towaru jest bardzo duży, wszystko było ładnie wyłożone na regałach, dostępne dla klienta i dobrze oznaczone cenami. Wzięłam z półki wybrane produkty i udałam się z powrotem do pani przy kasie. Poprosiłam również o papierosy. Widocznie młodo wyglądam, ponieważ pracownica sklepu poprosiła o okazanie dowodu osobistego. Gdy pokazałam dokument przeprosiła i podziękowała, po czym przeszła do kasowania moich zakupów. Sprzedawczyni podała mi kwotę do zapłaty, sprawnie przyjęła płatność kartą i wydała mi paragon oraz potwierdzenie z terminala. Na pożegnanie usłyszałam uprzejme "dobranoc".
Pomimo, że zarzekałam się, że już nigdy do tego sklepu nie wrócę, postanowiłam, że skoro mam po drodze, a zakupy muszę i tak gdzieś zrobić, to sprawdzę czy coś się zmieniło. Niestety, pozytywnego zaskoczenia nie było:brudna podłoga, braki w towarze, owoce i warzywa wyłożone byle jak. Im dalej tym nie lepiej. Na dziale przemysłowym wszystko, nie powykładane, a powyrzucane byle jak, pidżamy na wieszakach ledwo się trzymały, rajstopy nieoznaczone cenami w ogóle. W części gdzie towary wyłożone są w koszach, bajzel jeszcze gorszy - wszystko miedzy wszystkim i nie tam gdzie powinno, nieodpowiednie ceny, na nieodpowiednich koszach. Dodatkowo, (z resztą jak zwykle w tym Tesco) alejki pomiędzy regałami pozastawiane platformami do rozwożenia towaru. "Dział" z musztardami niedostępny w ogóle, do wyrobów piekarniczych trzeba było się przeciskać, podobnie do alkoholi. Jeden wielki nieład i ani cienia pracowników, którzy choćby próbowali coś z tym zrobić.Jeden jedyny plus, to miła pani na stanowisku kasowym, do którego podeszłam z tylko jednym produktem z mojej listy zakupów, ponieważ reszty nie sposób było znaleźć.Kasjerka przywitała mnie,zapytała o kartę Club Card. Poinformowała mnie o wysokości należności, po uiszczeniu zapłaty wydała dobrze odliczoną resztę i paragon.
Podczas wizyty w centrum handlowym nabrałam ochoty na lody. Udałam się więc do Lodomanii na parterze. Przywitała mnie pani w firmowym stroju. W chłodni w gablocie widocznych było ponad dziesięć rodzajów lodów, każdy smak był udekorowany. Pracownica z uśmiechem przyjęła moje zamówienie, była bardzo uprzejma. Sprawnie nałożyła dwie gałki wybranych przeze mnie lodów do wafelka chrupiącego wafelka w kształcie stożka, który został obłożony serwetką i umieszczony w specjalnym stojaczku. Zapłaciłam i otrzymałam resztę położoną na specjalną tackę. Pani życzyła mi smacznego. Lody - pychotka! Chętni wrócę tam ponownie.
Chciałam kupić przysmak dla fretek. Weszłam do sklepu i zostałam powitana rzez panią na stanowisku kasowym. Przed zakupem postanowiłam się porozglądać. Sklep był czysty, jednak dało się wyczuć charakterystyczny dla tej branży zapach. Na regałach ładnie wyeksponowano karmy i akcesoria dla zwierząt, jednak alejki pomiędzy regałami są bardzo wąskie. Na samym końcu sklepu znajdują się akwaria ze zwierzątkami. Wszystkie wyglądały na odżywione i zadbane. Wróciłam do sprzedawczyni i powiedziałam czego potrzebuję, niestety pani powiedziała, że w asortymencie sklepu jest tylko sucha karma zawierająca odpowiednie składniki odżywcze. Pracownica była bardzo miła i uprzejma, obiecała, że postara się zamówić jakieś frecie przysmaki. Na pożegnanie zaprosiła mnie do regularnego odwiedzania sklepu.
Podeszłam do "wyspy" Teletorium zainteresowana telefonem. Gdy pojawiłam się w zasięgu pracownika zostałam przywitana. Powiedziałam, jakim modelem telefonu jestem zainteresowana. Pracownik potwierdził, że ma go akurat na stanie. Zapytał czy zależy mi na nowym, czy używanym egzemplarzu. Gdy stwierdziłam, że póki co jest mi to obojętne, jaki oglądam, pan podał mi telefon używany. Zapytałam czy mogę załączyć aparat, na co otrzymałam zgodę. Podczas gdy oglądałam sprzęt, pracownik udzielał mi informacji o tym modelu. Po zakończeniu "oględzin" zapytałam o cenę. Pan podał mi koszt zarówno telefonu nowego jak i używanego. Podziękowałam, a pracownik pożegnał mnie słowami "do widzenia".
Zostałam poproszona o zaniesienie telefonu znajomego do serwisu. Mega Centrum okazało się małym, ciemnym sklepikiem. Mimo to w środku panował porządek, w szklanej gablocie było bardzo dużo wyeksponowanych telefonów do sprzedaży. Przy wysokim narożnym kontuarze znajdował się pracownik. Przedstawiłam mu swój problem i zapytałam o koszt naprawy. Pan poinformował mnie, że nie jest w stanie określić usterki, a od tego uzależniona jest cena, więc podał najniższy i najwyższy możliwy koszt naprawy. Ze względu na to, że nie zdążyłby rozłożyć już sprzętu, ponieważ za chwileczkę miał zamykać sklep, zaproponował, bym pozostawiła telefon do naprawy, a on zadzwoni gdy będzie gotowy. Gdy uzgodniliśmy szczegóły poprosiłam o jakieś pokwitowanie tego, że pozostawiam u niego sprzęt. Póki co, jestem zadowolona z podejścia do klienta.
Wraz z moim chłopakiem wybrałam się na pizzę. Przed godziną 16.00 otwarta jest tylko część lokalu dla niepalących w której znajduje się pizzeria. Weszliśmy do lokalu. Od progu unosił się apetyczny zapach wypiekanego ciasta. Stoliki były czyste, na ścianie dostępne były kartki z wydrukowanym menu. Po dosłownie kilku sekundach przy barze pojawił się pracownik by przyjąć zamówienie. Poprosiłam o wybraną pizzę i wodę mineralną. Pracownik zapytał czy woda ma być gazowana. Kiedy potwierdziłam, grzecznie przeprosił i zapytał czy może nie być schłodzona. Nie przeszkadzało mi to, więc potwierdziłam. Zapytał również czy do pizzy podać sosy i ile podać nakryć. Gdy udzieliłam niezbędnych informacji obsługujący mnie pan podał cenę do zapłaty. Otrzymałam resztę i paragon, po czym udaliśmy się do stolika. Wybraliśmy miejsce na dworze. Obejście było czyste, sąsiadujące stoliki również. Po niespełna 20 minutach, mimo, że pracownik był sam i pełnił funkcję kucharza, barmana i kelnera, a w lokalu znajdowali się jeszcze inni klienci, otrzymaliśmy naszą pizzę. Dobrze wypieczoną, ze wszystkimi zamówionymi składnikami. Kelner życzył nam smacznego i się oddalił.
Mój chłopak za niedługo musi zmienić okulary, więc będąc w pobliżu odwiedziliśmy Salon Wrzos. Pomieszczenie jest bardzo jasne i przestronne. Po prawej stronie znajduje się kontuar ze stanowiskiem kasowym, na środku umiejscowiony jest stolik przy którym klienci mogą usiąść i skonsultować się z pracownikiem salonu. Na ścianach zamontowane są ekspozytory z bardzo dużym wyborem oprawek znanych firm, które można przymierzać. Gdy weszliśmy pracownica rozmawiała z innymi klientami siedząc przy stoliku. Pomimo, że powiedzieliśmy "dzień dobry" nawet nie podniosła głowy, by na nas spojrzeć. Przez prawie pół godziny oglądaliśmy oprawki, na żadnych nie zauważyłam cen. W tym czasie pracownica przeszła do stanowiska kasowego, lecz nadal zajęta innymi klientami nie odezwała się do nas ani słowem. Wyszliśmy niczego się nie dowiedziawszy.
Do salonu wpadłam dosłownie na chwilę by zaopatrzyć się w katalog obrączek ślubnych. Wewnątrz znajdowały się trzy pracownice, starannie ubrane w czarne zestawy spódnic z żakietami i białe koszule. Szybko rozejrzałam się po gablotach wystawowych - biżuteria była pięknie wyeksponowana. Jedna z pań zapytała w czym może mi pomóc, więc zapytałam o interesujący mnie katalog do przejrzenia w domu. Pracownica wskazała specjalny stojak tuż przy wejściu i poinformowała mnie, że dostępne są katalogi obrączek, pierścionków zaręczynowych oraz magazyn ich sieci jubilerskiej na sezon letni tego roku. Zaproponowała również bym zapoznała się z kolekcjami przedstawionymi na stronie internetowej. Przez cały czas pracownica była bardzo miła i uprzejma. Zanim wyszłam zaprosiła mnie do ponownej wizyty w sklepie, na oględziny "na żywo" biżuterii, która spodoba mi się w katalogu.
Na stacji panował niewielki ruch. Plac stacji był czysty, nigdzie nie widziałam śmieci ani plam paliwa. Przy dystrybutorach były dostępne jednorazowe rękawiczki. Jako pasażerka samochodu udałam się do budynku stacji po kawę. Od razu po wejściu usłyszałam słowa "dzień dobry". Mimo wczesnej pory i niewielkiej ilości klientów czynne były dwa z trzech stanowisk kasowych. Udałam się do jednego z nich i poprosiłam o 2 kawy. Młody pracownik, zapytał czy mają być białe czy czarne, po czym udał się je przygotować. W między czasie dołączył do mnie mój chłopach, który zakończył tankowanie samochodu. Gdy obsługujący mnie pan wrócił z kawami podałam numer dystrybutora by zapłacić również za tankowanie. Pracownik stacji zapytał czy posiadam kartę programu lojalnościowego oraz podał kwotę do zapłaty. Dokonywałam płatności kartą, więc pracownik wskazał mi pin-pad, poprosił o wpisanie pinu i zatwierdzenie go. Otrzymałam paragon i wydruk z terminala. Zanim odeszliśmy od kontuaru obsługujący nas pan wskazał jeszcze stoliczek na którym znajduje się cukier do kawy i plastikowe sztućce, a następnie życzył nam miłego dnia i nas pożegnał, by zająć się kolejnym klientem.
Mimo świątecznego dnia, byłam zmuszona wymienić butlę gazową w kuchence. Wraz z moim chłopakiem pojechaliśmy w tym celu na Orlen. Ominęliśmy kolejkę samochodów oczekujących na tankowanie i zatrzymaliśmy się na parkingu przy budynku w którym znajduje się sklep. Plac stacji był czysty, nie zauważyłam żadnych śmieci ani plam z paliwa. Weszliśmy do punktu handlowego. Podłoga była czysta, towary ładnie wyeksponowane i odpowiednio oznaczone cenami. Udaliśmy się do wolnego stanowiska kasowego, przy którym była pracownica w firmowej koszuli. Powiedziałam, czego potrzebuję. Pani poinformowała mnie o cenie, zapytała o kartę Vitay, przedstawiła bieżące promocje i powiedziała, że za moment pojawi się pracownik obsługujący gaz. Wyszliśmy przed budynek i w tym samym momencie był już przy nas pracownik placowy. Przywitał nas i zapytał w czym może pomóc. Po otrzymaniu odpowiedzi poprosił o pustą butlę gazową, którą schował do specjalnego, zabezpieczonego kontenera stojącego na brzegu placu, a w zamian wydał nam nową, pełną i zapytał czy pomóc ją zanieść do samochodu, ale podziękowaliśmy i poradziliśmy sobie sami. Pracownik pożegnał nas i zaprosił do ponownego korzystania ze stacji.
Wraz z przyjaciółką wybrałam się na kawę. Ze względu na ciepły dzień drzwi wejściowe "Wiejskiej Chaty" były otwarte. Weszłyśmy, gdy mijałyśmy bar zostałyśmy przywitane przez panie z obsługi. Zajęłyśmy stolik w odległej części sali. Wystrój restauracji jest adekwatny do nazwy, króluje drewno, jest bardzo przytulnie i kameralnie. Po kilku minutach pojawiła się kelnerka z menu w ładnych drewnianych oprawach, każdej z nas podała po jednej karcie, uprzejmie zapytała czy już coś podać, gdy podziękowałyśmy, zniknęła by dać nam czas do namysłu. Gdy zjawiła się ponownie złożyłyśmy zamówienie, które przyjęła z uśmiechem. Nasze kawy zostały podane bardzo szybko, kelnerka ponownie zapytała, czy będziemy zamawiać coś jeszcze, a gdy poinformowałyśmy ją, że już na pewno nie, grzecznie zapytała czy może zabrać karty, by nie przeszkadzały na stole. Gdy wychodziłyśmy udałyśmy się do baru, by uregulować rachunek. Tym razem obsługiwała nas inna pani. Zapytała nas za co będziemy regulować rachunek i czy będziemy płacić razem czy osobno. Podała kwotę do zapłaty i wydała resztę na specjalną tackę, a także wydała paragon. Na pożegnanie życzyła nam miłego dnia i zaprosiła nas do ponownego odwiedzenia lokalu, z czego z pewnością z przyjemnością skorzystamy.
Chciałam zrobić szybkie zakupy. Przy bramkach w strefie wejścia był pokaźny, równo ułożony stos koszyków, więc zaopatrzyłam się w jeden z nich i weszłam na halę sprzedażową. Mimo dużej przestrzeni w sklepie jest ciasno, alejki między regałami wydają mi się zbyt wąskie. Z powodu złudzenia ciasnoty w sklepie panuje atmosfera bałaganu, a na półkach mimo pozornego ładu trudno znaleźć poszukiwane produkty. Za kontuarem z mięsem zauważyłam dwie plotkujące pracownice, które nie raczyły powiedzieć "dzień dobry" gdy przechodziłam. Udałam się do chłodni z nabiałem po drożdże. Towar był wyłożony równo, jednak bardzo nieprzejrzyście, więc dosyć długo musiałam szukać, w końcu poprosiłam o pomoc przechodzącą pracownicę, która również musiała przez pewien czas przyglądać się zawartości chłodziarki zanim wskazała mi poszukiwany produkt, nie wyglądała przy tym na zadowoloną z faktu, że zawracam jej głowę. Ponownie wróciłam do alejki ze słodyczami, jednak nie zdecydowałam się na zakup ze względu na niekorzystne, zawyżone ceny. Udałam się do kasy. Przy stanowisku kasowym po mojej lewej stronie nie było nikogo, skierowałam się do drugiej kasy, naprzeciwko, do której była kilkuosobowa kolejka, na szczęście kasjerka bardzo sprawnie sobie radziła i nie musiałam długo czekać. Pani, która mnie obsługiwała powitała mnie, skasowała moje produkty, podała cenę końcową zakupów, gdy zapłaciłam wydała resztę kładąc monety na ladę podczas gdy pakowałam swoje produkty. Gdy odchodziłam, powiedziałam "do widzenia" jednak nie usłyszałam na pożegnanie żadnej odpowiedzi.
Odwiedziłam salonik Kolportera w związku z promocją producenta przypraw. Sklep był bardzo czysty, towary przejrzyście wyeksponowane, ceny artykułów innych niż prasa jak zwykle w takich punktach- zawyżone Zostałam powitana przez pracującą tam panią. Była dobrze ubrana i posiadała identyfikator z imieniem. Obsługiwała mnie w bardzo uprzejmy i grzeczny sposób, sprawnie przeliczyła ikonki wycięte z opakowań potrzebne do odbioru "nagrody", po czym zniknęła na zapleczu by za chwileczkę wręczyć mi mój upominek, przy czym użyła słów proszę i dziękuję, a gdy wychodziłam zanim usłyszałam "do widzenia" sprzedawczyni życzyła mi miłego dnia i zaprosiła do ponownego odwiedzenia sklepu.
Od progu widać było, że w sklepie panuje chaos i bałagan. Klientów było sporo, a personel nie nadążał z obsługą. Na podwójnym stanowisku kasowym znajdowała się tylko jedna pracownica, pomimo,ze kolejka była dosyć długa. Na wieszakach cześć odzieży wisiała byle jak, cześć w ogóle w innym miejscu niż powinna. Na ekspozytorze z obuwiem, spodobały mi się buty, a w zasadzie but, jeden, bez pary i metki z ceną, ale za to z dużym plastikowym zabezpieczeniem antykradzieżowym,zamocowanym w sposób uniemożliwiający jednoznaczne stwierdzenie, czy obuwie jest wygodne i jak rzeczywiście wygląda na nodze. Ze względu na to, że na całej powierzchni sklepu nie udało mi się znaleźć brakującego buta, ani takiej samej pary, zaczęłam rozglądać się za pracownikiem, który mógłby mi wskazać gdzie wybrany przeze mnie towar się znajduje. Po 10 minutach próśb bym jeszcze chwilę poczekała, zjawiła się młoda dziewczyna, której przedstawiłam swój problem, spojrzała na wybrany przeze mnie but i zapytała skąd go wzięłam, po czym rozpoczęła poszukiwania, dwa razy znikając mi przy tym z pola widzenia. Drugi but znalazł się po kwadransie intensywnych poszukiwań. Pracownica która mnie obsługiwała była miła i uprzejma, lecz dało się zauważyć jej zdenerwowanie sytuacją, natłokiem klientów i obowiązków do wykonania. Podziękowałam jej za pomoc i przymierzyłam buty, a dziewczyna odeszła. Niestety nie zdecydowałam się na zakup i nie wiedziałam co dalej z butami zrobić, ponieważ nie miały one swojego miejsca (w miedzy czasie, na ich miejscu na ekspozytorze pojawiła się inna para), a nie lubię "rozrzucać" towaru po całym sklepie, zapytałam wiec o to,pracownicę na stanowisku kasowym i usłyszałam, że mam je po prostu postawić na podłodze... Przestało mnie dziwić, dlaczego w sklepie panuje taki nieład, a pracownicy nie nadążają z porządkowaniem. Wyszłam pozostawiając buty, tak jak mnie proszono, praktycznie na środku sklepu...
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.