Udałam się do apteki z plikiem recept mojej babci. Przed wejściem, jak również wewnątrz było czysto. Przede mną nie było klientów, więc podeszłam do staromodnego okienka przy ladzie. Farmaceutka, ubrana odpowiednio do swojej pracy, przywitała mnie i zapytała, w czym może pomóc. Podałam jej plik recept i karteczek od lekarza. Pani sprawnie odszyfrowała notatki i zaczęła przygotowywać leki. Musiałam kupić między innymi sól fizjologiczną, jednak nie wiedziałam w jakim opakowaniu. Farmaceutka zaproponowała, żebym zadzwoniła do domu zapytać i cierpliwie poczekała, aż to zrobię. Na jeden z kupowanych leków zaproponowała tańszy zamiennik. Co mnie pozytywnie zaskoczyło, nie było żadnych braków i udało mi się kupić wszystko, co było potrzebne. Pani sprawnie skasowała leki i zaproponowała reklamówkę jednorazową, po czym podała kwotę do zapłaty. Zapłaciłam, otrzymałam dobrze odliczoną resztę i paragon. Farmaceutka zwróciła mi również karteczkę z zaleceniami lekarskimi, którą podałam jej na początku.
Zadzwonił telefon - numer prywatny. Odbieram, miłym głosem przedstawia się telemarketerka ING z ofertą i pyta czy może zająć chwilkę. Oczywiście, chwilkę to akurat miałam. Po informacji, że rozmowa jest nagrywana, konsultantka przeszła do rzeczy. Ubezpieczenie karty debetowej. I na nic nie zdały się tłumaczenia, że oferta, mimo, że bardzo atrakcyjna mnie osobiście nie interesuje. Nie zwykłam się po chamsku rozłączać, więc słuchałam co pani ma mi do powiedzenia. Rozmowa trwała prawie dziesięć minut. Owszem, dopytałam o szczegóły oferty, jak również i o to, czy mogę się nad tym zastanowić i ubezpieczyć kartę w oddziale. Dopiero wtedy bardzo zawiedziona konsultantka skapitulowała. Przykre, że nawet w banku szkoląc telemarketerów nastawiają ich na natarczywość.
"Katiart" to sklep internetowy z półfabrykatami do produkcji biżuterii, prowadzący sprzedaż również na allegro. Świetnym rozwiązaniem jest możliwość łączenia płatności i dostawy i z serwisu aukcyjnego i bezpośrednio ze sklepu. Kontakt mailowy ze sprzedawcą doskonały - odpowiedzi na pytania dosłownie w kilka minut. Bardzo duży asortyment w przystępnych cenach. Zdjęcia i opis produktów bardzo dokładne i staranne. Realizacja zamówienia bardzo szybka - trzy dni. Do tego staranne opakowanie, by nic się nie uszkodziło.
Bladym świtem podjechałam na stację kupić papierosy. Plac stacji wydawał mi się czysty. Weszłam do budynku. W sklepie było dwóch klientów. Przy jednym stanowisku kasowym pracownica obsługiwała jednego z nich, przy drugiej kasie również obecny był młody pracownik "zajęty nic-nierobieniem", gdy klient stojący przede mną w kolejce chciał podejść do tego stanowiska, pracownik tylko pokręcił przecząco głową i nadal siedział na swoim miejscu. W sklepie było czysto, towary były dobrze wyeksponowane. Po pięciu minutach oczekiwania dotarłam do kasy. Obsługująca mnie pani, miła blondynka ubrana w strój firmowy z identyfikatorem, przywitała mnie i zapytała w czym może pomóc. Poprosiłam o podanie papierosów. Pracownica podała mi opakowanie wybranej marki i zapytała czy podać coś jeszcze, podziękowałam, więc podała kwotę do zapłaty. Podałam kartę płatniczą, pani wskazała pin-pad i poprosiła o wpisanie pinu. Po dokonanej transakcji otrzymałam paragon fiskalny i wydruk z terminala płatniczego. Kasjerka życzyła mi miłego dnia i pożegnała mnie.
W ofercie sklepu internetowego jest bielizna, rajstopy oraz stroje kąpielowe. Wybór produktów jest na prawdę bardzo duży, jednak ich opis odrobinę kuleje - w przypadku materiału z jakiego stworzona jest bielizna, informacji trzeba szukać na stronie danego producenta, podobnie sprawa się ma z dokładnymi wymiarami. Plusem sklepu jest to, że wybrana rzecz raz "wrzucona do koszyka" już tam pozostaje oraz to, że można dodać własną opinię o zakupionym produkcie. Dodatkowo bardzo czytelnie przedstawione są sposoby dostawy, kilka firm kurierskich, a także możliwość dostawy poprzez paczkomaty. "Oleńka" oferuje też liczne promocje, umożliwia zapisanie się do newslettera, by być na bieżąco. Myślę, że sklep powinien zostać jeszcze odrobinkę dopracowany, a zakupy tam będą przyjemnością.
Po bardzo długim czasie postanowiłam ponownie skorzystać z internetowego Empiku. Muszę przyznać, że strona jest dla mnie mało czytelna, za dużo wszystkiego na niej na raz. Zanim znalazłam płytę analogową, której szukałam minęło sporo czasu. Cena w sklepie internetowym niewiele niższa niż w salonie stacjonarnym, a przewidywany czas realizacji zamówienia, o zgrozo - sześć dni. Gdyby nie to, że muszę wykorzystać posiadaną kartę prezentową, pewnie zdecydowałabym się na zakup gdzie indziej. Kolejny minus - opis płatności kartą oraz to, w jaki sposób sprawdzić jej ważność i saldo, również napisane w bardzo "zagmatwany" sposób. Trzeba się nieźle "naskakać" po stronie, żeby znaleźć konkretne informacje. Sam proces składania zamówienia i uzupełniania danych jest w miarę "przyjazny", dostawa, w przypadku odbioru w którymś salonie - darmowa. Kwestia która również mnie zirytowała, to brak możliwości przypisania na stałe numeru karty programu lojalnościowego do konta - trzeba to robić przy każdym zamówieniu osobno. Po złożeniu zamówienia od razu otrzymałam jego potwierdzenie na adres mailowy, przy czym już po fakcie zakupu zostałam poinformowana, że zamówienie "wyjdzie" 5 września + czas dostawy - czyli już nie sześć, a ponad dziesięć dni... Coś czuję, że to był mój ostatni zakup w sklepie internetowym Empiku...
W sklepie internetowym "Sagala" można kupić biżuterię importowaną między innymi z Indii, Ekwadoru i Peru. Gama kolorystyczna strony internetowej od razu przywodzi na myśl świat orientu, jest bardzo prosta i przejrzysta w formie. Duże zdjęcia produktów umożliwiają dokładne przyjrzenie się biżuterii. Dokonanie zakupu oraz wybór płatności i sposobu dostawy jest nieskomplikowany. Moje zamówienie zostało zrealizowane w ciągu 3 dni, towar w żaden sposób nie odbiegał od zaprezentowanego na zdjęciu. Biżuteria dotarła do mnie nie uszkodzona i bardzo solidnie zapakowana, wraz z dołączonym dowodem zakupu.
Zapadła noc i pech chciał, "zabrakło" prądu, a mi zostało jeszcze sporo do zrobienia. Z przerwą w dostawie prądu równoznaczne było z brakiem dostępu do internetu. Zadzwoniłam więc na numer infolinii, który do tej pory należał do Vattenfall. Pozytywnie mnie zaskoczyło, że numer jest aktywny i nawet nie musiałam długo czekać na połączenie. Konsultantka która odebrała telefon uprzejmie się przedstawiła i zapytała w czym może pomóc. Zapytałam, co jest powodem wyłączenia i jak długo potrwa przerwa. Kobieta poprosiła o podanie lokalizacji budynku, po czym udzieliła mi konkretnej odpowiedzi, poinformowała mnie również że najpóźniej za dwie godziny wszystko wróci do normy i zapytała czy może pomóc w czymś jeszcze. Podziękowałam, konsultantka życzyła mi dobrej nocy i zakończyłam połączenie. Awaria została usunięta jeszcze wcześniej niż było to przewidywane, więc po 40 minutach mogłam wrócić do swoich zajęć.
Dom weselny Rege w Bieńkowicach odwiedziłam jako gość młodej pary. Lokal prezentuje się bardzo ładnie, posiada zadbane obejście i duży parking. Jednak po wyjściu samochodu pierwsze, zachwycające wrażenie zostaje dosłownie zabite przez fetor z sąsiadującej z lokalem kurzej fermy. Lokal wewnątrz posiada 3 sale - każda z odrębnym wejściem. Wesele w którym uczestniczyłam odbywało się na "Sali Kryształowej". Bardzo rzadko spotykane w tego typu lokalach stoły - zamiast podłużnych - okrągłe, po 12 osób strasznie przypadły mi do gustu. Kelnerki w odpowiednich strojach sprawnie uwijały się na sali, pomiędzy podawanymi daniami nie było "przestoju" podczas którego na stołach piętrzyły by się puste naczynia. Kolejne pozytywne zaskoczenie- damska toaleta: na blacie przy umywalkach koszyczek z "niezbędnikiem" - zapasowe rajstopy, plastry, igła i nici, a nawet zapasowe silikonowe ramiączka do staników. Minus lokalu - przy TAKIM sąsiedztwie brak jakiegokolwiek miejsca wydzielonego wewnątrz lokalu dla osób palących i jednoczesne zmuszanie ich do wychodzenia na zewnątrz, co w momencie częstego otwierania drzwi pod koniec imprezy zaowocowało "wejściem" zapachów do przedsionka lokalu, który w pewnym momencie zaczął się mieszać z zapachem świeżo przygotowanych potraw podawanych na kolację. Lokal piękny, obsługa sprawna i wszystko pięknie, ale ze względu na sąsiedztwo mimo wszystko, z bólem serca nie polecam, szczególnie upalnym latem.
Wraz z moim chłopakiem udałam się do "Chaty" by coś przekąsić. Tuż po wejściu zostaliśmy przywitani przez personel - kobietę i mężczyznę. Zaopatrzyliśmy się w kartkę z menu zawierającym pizze z podajnika na ścianie. Kobieta zapytała czy może przyjąć zamówienie. Poprosiliśmy o czas do namysłu, pani zniknęła w kuchni. Zdecydowaliśmy się na pizzę "pepperoni". Po kilku minutach pojawił się pracownik, złożyliśmy zamówienie. Pan zapytał, czy pizza ma być bardzo pikantna, czy zrobić ją delikatniejszą oraz czy dodać sos i napoje. Poprosiliśmy o pizzę w wersji bardzo ostrej z sosem czosnkowym i jedną wodę mineralną. Pracownik wyjął wodę z lodówki i przelał do szklanki, po czym podał kwotę do zapłaty. Zapłaciliśmy, otrzymaliśmy dobrze odliczoną resztę i paragon. Udaliśmy się do stolika. Wybraliśmy stolik w kameralnej wnęce. Lokal jest bardzo klimatyczny, ściany wyłożone są kamieniem, króluje drewno. Minusem lokalu zdecydowanie jest oświetlenie - kinkiety stylizowane na stare latarenki świetnie oddają nastrój, jednak dają mało światła, co w praktyce sprawia, że jest po prostu ciemno, zbyt ciemno i można się pokusić o stwierdzenie, że ledwo co do talerza widać. Na realizację zamówienia czekaliśmy około 10 minut. Po tym czasie obsługujący nas wcześniej pracownik przyniósł dwa nakrycia i pizzę wraz z sosem, życzył nam smacznego i odszedł. "Pepperoni" zawierała wszystkie składniki opisane w menu i faktycznie nie żałowano nam papryczek. Niestety pewna sprawa zmusiła nas do wcześniejszego opuszczenia lokalu, więc nie zdążylibyśmy zjeść całej pizzy na miejscu. Udałam się do kontuaru, po kilku sekundach pojawił się również pracownik. Zapytałam, czy mogę prosić o zapakowanie połowy pizzy na wynos. Pan odpowiedział, że nie ma problemu, udał się za mną do stolika, wziął blaszkę z pizzą i udał się do kuchni. Udaliśmy się za nim do lady ze stanowiskiem kasowym, gdzie trzymaliśmy naszą pizzę już odpowiednio zapakowaną. Zanim wyszliśmy pracownik pożegnał nas i zaprosił do ponownej wizyty w lokalu.
Sklep internetowy oferujący soczewki kontaktowe, płyny do ich przechowywania oraz preparaty do oczu. Strona jest utrzymana w delikatnej niebieskiej kolorystyce i na pierwszy rzut oka prezentuje się bardzo profesjonalnie. U góry strony znajdują się kategorie produktów, poniżej banner z ofertą oraz poradnik kupującego. Pozytywne wrażenie zrobiło na mnie umieszczenie w widocznym miejscu numeru telefonu, co umożliwia kontakt ze sklepem bez zbędnego szukania na stronie zakładki "kontakt". Natomiast rażącym niedopatrzeniem jest dla mnie brak wyszukiwarki produktów - trzeba samodzielnie, "ręcznie" przejrzeć całą ofertę, żeby sprawdzić, czy to czego się szuka w ogóle w ofercie sklepu jest. Brakuje również możliwości sortowania listy produktów wg. nazwy lub ceny. Koszt dostawy jest zachęcająco niski, a sklep podobno gwarantuje dostawę w ciągu 24 godzin, jednak nigdzie nie podano w jaki sposób przesyłka jest dostarczana. Uważam, że sklep wymaga dopracowania.
Strefa wejścia na halę sprzedażową była uporządkowana, dostępna była bardzo duża ilość koszyczków na zakupy, równo poustawianych na stosy. Przy punkcie obsługi klienta znajdowały się bukiety kwiatów ciętych - były świeże. W pierwszej alejce panowała wyprzedaż. Produkty były podzielone według asortymentu i poustawiane na drewnianych paletach, co sprawiało wrażenie niedbałej ekspozycji. W alejce "w poprzek" marketu również znajdowały się wyspy z artykułami o obniżonej cenie. Każde stanowisko było wyraźnie opatrzone ceną, w jakiej znajdują się tam produkty. Jednak sam towar rzucony był niedbale, tak, że nie było możliwości dojścia do niektórych rzeczy. Obsługa sklepu krzątająca się po hali była ubrana w fioletowe koszulki nawiązujące do Euro 2012, każdy pracownik posiadał identyfikator. W alejce z alkoholami panował jako taki porządek. Trunki na regałach były ładnie wyeksponowane i odpowiednio oznaczone karteczkami z cenami, jednak po środku alejki znów znajdowała się paleta z alkoholami w "piłkarskich" opakowaniach - panował na niej bałagan i braki, nie widziałam również informacji o cenach. Udałam się do kasy. Do każdego stanowiska była kilkuosobowa kolejka. Ze względu na to, że miałam w koszyku tylko 2 produkty rozejrzałam się za kasą ekspresową, jednak to stanowisko było nieczynne, więc stanęłam w kolejce. Młoda kasjerka, mimo, że widziałam ją na tym stanowisku już nie pierwszy raz pracowała jakby w zwolnionym tempie. Gdy nadeszła moja kolej nie zostałam przywitana, pani bez słowa zaczęła skanować moje zakupy, sama musiałam się upomnieć o zeskanowanie karty programu lojalnościowego. Po skasowaniu, kasjerka poinformowała mnie o wysokości zapłaty, po czym przyjęła gotówkę, wydała mi dobrze wyliczoną resztę i paragon. Odchodząc od kasy nie usłyszałam pożegnania.
Po wejściu do sklepu zauważyłam panią przy stanowisku kasowym umieszczonym od razu przy drzwiach. Mimo, że nie obsługiwała klientów, nie odpowiedziała mi "dzień dobry". W sklepie panował ciężki do zniesienia upał i było duszno. Zaczęłam się rozglądać. Stojaki z wieszakami z odzieżą były oznaczone widocznymi z daleka kartkami z informacją o przedziale cenowym danych ubrań. Na parterze sklepu, gdzie znajduje się odzież damska, niektóre ubrania były bardzo niedbale powieszane na wieszaki i nie zauważyłam żadnego pracownika, który by to poprawiał. Udałam się na piętro, gdzie znajduje się odzież męska, dziecięca i obuwie. Spodobały mi się buty, jednak nigdzie nie znalazłam żadnych "jednorazowych" skarpetek czy podkolanówek, których mogłabym użyć do przymiarki. Nie było też w pobliżu nikogo z obsługi, kogo mogłabym o to zapytać. Zauważyłam, że klientki mierzą obuwie na gołe stopy. To zniechęciło mnie do zakupu. Przez całą, trwającą około dwudziestu minut wizytę w sklepie, odniosłam wrażenie, że personel w ogóle nie interesuje się klientami. Wychodząc ponownie minęłam panią na stanowisku kasowym, moje pożegnanie zostało zignorowane.
Co jakiś czas otrzymuję na skrzynkę mailową reklamy sklepu chocolissimo.pl. Z okazji zbliżających się urodzin koleżanki postanowiłam odwiedzić stronę by zapoznać się z ofertą i ewentualnie przystąpić do zakupu. Sklep faktycznie posiada bogatą ofertę niebanalnych, rzekomo ręcznie robionych wyrobów z czekolady idealnych na prezent praktycznie na każdą okazję. Ceny produktów są dosyć wysokie. Sama strona internetowa stworzona jest bardzo gustownie, tło w kolorze brązu od razu przywodzi na myśl smakowite pralinki, jednak sprawia, że czytanie informacji jest nieco utrudnione. Dosyć dużo czasu zajęło mi znalezienie informacji dotyczących możliwych sposobów płatności oraz formy nadania zakupionego przedmiotu. Zdecydowanym minusem jest brak możliwości dostaw podczas weekendu.
By dojść do restauracji trzeba przejść przez bramę pomiędzy kamienicami. Miejsca można zając na jednym z dwóch poziomów lokalu lub przy sprzyjającej pogodzie-na dworze. Wraz z moim chłopakiem weszłam do środka. Ledwo przekroczyliśmy próg "zaatakowała" nas przechodząca kelnerka chcąca przyjąć zamówienie, mimo, że jeszcze nawet nie zdążyliśmy zerknąć na menu. Miała na sobie białą koszulę. Zaopatrzyliśmy się w kartę i zajęliśmy miejsce przy stoliku na placu wokół budynku. Wewnątrz ze względu na upał, było zbyt ciepło i duszno, pomimo otwartych okien. Otoczenie było czyste, sąsiednie stoliki również. Przejrzeliśmy menu. Z zaskoczeniem odkryłam, że ceny są bardzo przystępne. Lokal oferuje duży wybór sushi, jak również innych potraw. Na stronie z daniami rybnym i owocami morza, we wszystkich potrawach zamiast gatunku umieszczone było ogólnikowe pojęcie "ryba", więc z podjęciem decyzji wstrzymałam się do pojawienia się kelnerki, która pojawiła się po około 10 minutach. Była to inna pani, niż ta, którą spotkaliśmy wewnątrz restauracji, również odpowiednio ubrana. Była bardzo uprzejma i miła. Wyjaśniła mi, że tajemnicza ryba z menu to filet z mintaja. Oboje zdecydowaliśmy się na potrawę "kurczak w pięciu smakach", kelnerka zapytała, czy podać coś do picia. Po przyjęciu zamówienia zniknęła, by po około kwadransie pojawić się z potrawami. Sztućce zostały podane jedynie owinięte w cienką papierową serwetkę i zwyczajnie, bez żadnego talerzyka położone na stole. Porcje zamówionych przez nas dań były zaskakująco duże w porównaniu do ceny, jednak samo danie nie wyglądało zbyt apetycznie. Nie wiem również skąd pomysł na nazwę owego kurczaka, ponieważ smak nie miał z nią nic wspólnego. Nie podano nam żadnych serwetek poza tymi w które owinięto sztućce. Po posiłku ponownie udaliśmy się do wnętrza lokalu by uregulować rachunek. Kątem oka zauważyłam, że jedna z kelnerek łagodzi sytuację z niezadowolonym z podanej potrawy klientem. Do nas podeszła pani, która do tej pory nas obsługiwała. Poprosiliśmy o rachunek, kelnerka podała kwotę do zapłaty. Minusem restauracji jest to, że nie ma możliwości płacenia kartą. Po uiszczeniu należności, zanim wyszliśmy, zostaliśmy zaproszeni do ponownego odwiedzenia lokalu.
Strefa wejścia do marketu była czysta, dostępne były koszyki na zakupy oraz aktualne gazetki reklamowe. Od razu po wejściu udałam się na dział ogrodowy. Alejki pomiędzy podestami z kwiatami są bardzo wąskie, miniecie się dwóch osób stanowi problem. Rośliny na hali wyglądały na zadbane i odpowiednio nawodnione, jednak bardzo chaotycznie oznaczone cenami. Sprawdzenie cen roślin doniczkowych pod czytnikiem to nie lada wyzwanie, więc udałam się w tym celu do stanowiska obsługi, przy którym znajdowały się dwie pracownice. Zanim zwróciły uwagę na moją obecność minęło około pięciu minut, ponieważ były zajęte czym innym - jedna używała komputera, druga rozmawiała przez telefon. Gdy w końcu jedna z nich zapytała w czym może mi pomóc poprosiłam o sprawdzenie cen. Okazały się zupełnie inne niż wynikało to dal mnie z metek cenowych na podestach z których je wzięłam. Podziękowałam i udałam się do "ogrodu" na zewnątrz. Tam również znalazłam duży wybór roślin, zarówno kwiatów jak i drzewek ogrodowych. Tutaj oznaczenie cenami było zdecydowanie lepsze. Udałam się z powrotem do wnętrza sklepu. Było strasznie gorąco i duszno, co zniechęciło mnie do dłuższego pobytu w markecie. Ze względu na to, że nie zdecydowałam się na żaden zakup, halę opuszczałam przez wyjście przy punkcie obsługi klienta, przy którym stała grupka osób, co przy wąsko ustawionych barierkach znów stanowiło utrudnienie.
Strona internetowa jest bardzo przejrzysta i czytelna nawet dla nowego użytkownika, wyszukiwarka umożliwia bezpośrednie odnalezienie produktu upatrzonego w papierowym katalogu firmy. Po wybraniu czegoś z asortymentu od razu wyświetlają się dostępne rozmiary i warianty kolorystyczne. Dodawanie produktów do koszyka jest bardzo czytelne. Wybór opcji płatności również nie sprawia żadnego problemu.
W Galerii Auchan znajduje się maleńki punkt pocztowy. Pani za ladą była odpowiednio ubrana i miała przypięty identyfikator, gdy zostałam przywitana. Na bocznej ladzie znajdował się długopis i wszystkie rodzaje druczków pocztowych. Chciałam nadać przesyłkę. Podałam pracownicy paczkę i odpowiedni, wcześniej wypisany blankiet, sprawdziła czy jest prawidłowo uzupełniony i zwróciła moją uwagę na brak podpisu. Podała mi długopis i zważyła pakunek. Sprawnie i wprowadziła dane do komputera i podała cenę. Gdy płaciłam, poprosiła o drobne. Zanim wyszłam usłyszałam pożegnanie.
Sklep jest przestronny i bardzo dobrze oświetlony. Gdy weszłam, od razu zostałam zauważona i przywitana przez obsługę. Ubrania schludnie wisiały na wieszakach, również na manekinach były ładnie połączone w ciekawe zestawy. Wszystko było odpowiednio oznaczone metkami z cenami. Zainteresowała mnie bluzka na manekinie, jednak nie zauważyłam jej na żadnym wieszaku. Poprosiłam o pomoc sprzedawczynię. Zapytała o rozmiar jakiego potrzebuję i szybko podała mi ubranie. Udałam się do przymierzalni. Pomieszczenie było czyste, nie znajdowały się tam żadne pozostawione przez klientów ubrania. Zdecydowałam się na zakup. Udałam się do kontuaru ze stanowiskiem kasowym. Sprzedawczyni podała cenę bluzki, poskładała ją i zapakowała do reklamówki. Gdy odchodziłam, życzyła mi miłego dnia.
Z grupką znajomych odwiedziłam ponownie Wiejską Chatę. Lokal był czysty, wystrój jak zwykle nastrajał pozytywnie. Klientów nie było wielu. Wchodząc mijaliśmy bufet, jednak nie spotkaliśmy nikogo z obsługi, więc sami wzięliśmy sobie menu, by ograniczyć czekanie. Krótką chwilę po tym, jak zajęliśmy stolik pojawiła się kelnerka. Zamówiliśmy napoje i poprosiliśmy o czas do namysłu nad potrawami. Na napoje nie czekaliśmy długo, gdy je otrzymaliśmy złożyliśmy zamówienie na dwie pizze. Krzątająca się po lokalu obsługa z okazji trwającego Euro 2012 miała na sobie koszulki w barwach narodowych, kelnerki miały czarne spodnie, natomiast kelner pod przewiązanym w pasie fartuchem ubrany był w krótkie spodenki a do tego sandały. Nie wyglądał odpowiednio do pracy na tym stanowisku. Na pierwszą pizzę oczekiwaliśmy prawie pół godziny. W menu oznaczona była jako bardzo ostra, jednak w rzeczywistości okazało się zupełnie inaczej. Druga pizza dotarła na nasz stolik po kolejnych 40 minutach... zdecydowanie zbyt późno. Również nie smakowała tak, jak powinna, biorąc pod uwagę podane w menu składniki, choć prezentowała się bardzo apetycznie, na ładnym wyglądzie zalety pizzy się kończyły. Po skończonym posiłku udaliśmy się do bufetu by uregulować rachunek. Musieliśmy poczekać kilka minut, aż pojawi się ktoś z obsługi.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.