W zasadzie zakupy dla gimnazjalisty do szkoły mam zrobione ale jeszcze pojedyncze egzemplarze są jeszcze brakujące. To druga placówka oferukjąca m.in. podręczniki, którą odwiedziłam w celu orientacji cenowej słownika i jak się ostatecznie okazało to właśnie tutaj zakupu dokonałam. Nie dość, że słownik kosztował tu 18 zł (0,90 zł taniej) to jeszcze otrzymałam 10% rabatu i w sumie zapłaciłam 16,20 zł, to jakby nie patrzeć o 3,70 zł mniej niż w poprzedniej księgarni mi oferowano, nawet chwili się nie wahałam, tylko kupiłam od razu. Prawdziwie przyjazny sklep nie tylko dla klienta ale także dla systemu kształcenia. W sklepie tym można zakupić bardzo szeroki asortyment towarów, nie tylko podręczniki, m.in. artykuły szkolne i biurowe (długopisy, zeszyty, kredki, nożyczki, wycinanki, spinacze, zszywki, taśmy, pióra – drogie firmowe i tańsze zwykłe, naklejki, papier pakowy kolorowy i szary, segregatory, akcesoria na biurko, etc.), zabawki dla dziewczynek chłopców w różnym przedziale wiekowym ( samochodziki, klocki, lalki, gry i inne), literaturę popularno – naukową, kartki okolicznościowe, torebki na prezenty, karty do gry (talie pełne i niepełne). Sklep jest stosunkowo duży, toteż mogą tu sobie pozwolić na tak szerokie zróżnicowanie asortymentowe. Wybierać jest w czym. Obsługa to dwie, sympatyczne panie, bardzo miłe i serdeczne, klientce przede mną oferowała jedna z nich interesujące ją artykuły w kilku rodzajach, nie narzucała i nie przekonywała do zakupu droższych lecz ze spokojem czekała aż klientka sama zdecyduje o wyborze. Pełna fachowość i profesjonalizm. Aż miło być obsłużonym przez taką ekspedientkę.
Koniec ważności terminu badań technicznych samochodu to nieuchronna wizyta na stacji diagnostycznej. Ta konieczność pojawiła się w związku z samochodem mojego męża. Ponieważ nie miałam żadnego konkretnego zajęcia zabrałam się razem z nim. Ta stacja diagnostyczna mieści się przy Warsztatach Zespołu Szkół – Centrum Kształcenia Praktycznego z wjazdem od ulicy Sienkiewicza. Przyjechaliśmy na teren stacji i mąż od razu wjechał na podjazd do stanowiska badania gdyż akurat nie było innego klienta. Dookoła porządek, podjazd wyłożony równo kostką brukową. Przywitał nas niewysoki, miły, uśmiechnięty pan – pracownik, lekko siwiejący blondyn z bródką, ubrany w odzież ochronną, poprosił aby mąż wjechał na kanał i reszta czynności należała już do pracownika. Stanowisko kontroli wyposażone w niezbędny sprzęt do wykonania tych czynności więc zaczęło się sprawdzanie przydatności pojazdu do użytkowania w ruchu lądowym. Najpierw sprawdzający wizualnie ocenił stan podwozia, wchodząc do kanału na którym stał samochód – zaglądał, pukał, stukał, coś dotykał, było OK. więc zajął się stanem pod maską – płyny wizualny stan silnika. Dalej sprawdzenie stanu hamulców – wyniki odczytał na monitorze; poziom hałasu z rury wydechowej – w normie, światła okazały się emitować zbyt wysoko swoją energię. Pracownik zapytał ze zdziwieniem: Jak państwo jeździliście z tak ustawionym oświetleniem? Gdy jechałam tym samochodem po zmroku to zdarzyło mi się, że któryś kierowca mrugnął mi pomimo iż miałam krótki, no to mu „przywaliłam” moimi długimi w odwecie i tyle – mówię. Zaczęli się śmiać a pracownik mówi: tak, z kobietami tylko zacząć to zaraz oślepią skutecznie. Oj, oślepią, oślepią i to na całe życie – dodaje mój mąż i znowu śmiech. To tylko jeden fragment dialogu bo pracownik widać generalnie bardzo komunikatywny, radosnego usposobienia i w trakcie naszej wizyty tutaj nastąpiła wymiana wielu zabawnych zdań ku ogólnej radości. Rozmowa nie przeszkadzała mu w dokonywaniu czynności przeglądowych i wykonywaniu swoich obowiązków. Oczywiście prawidłowo wyregulował zbyt wysoko ustawione światła, dokonał całkowitego przeglądu i podbił dowód rejestracyjny. Cena 98 zł, dużo czy mało - to kwota obligatoryjna więc nie ma znaczenia ta kwestia. Jeśli jeździ się samochodem to pewne koszty trzeba ponosić, nie rozwodząc się nad nimi. Stację opuściliśmy w bardzo dobrych nastrojach.
W zasadzie mam zakupy dla gimnazjalisty ale jeszcze pojedyncze sztuki są brakujące. To jedna z dwóch księgarni, które odwiedziłam i jest to ta przegrana z konkurencją, nie dlatego że ubogi asortyment lecz dlatego, że poszukiwany przeze mnie słownik był tu zwyczajnie droższy, kosztował 18,90 zł. Zaopatrzenie ta mała księgarnia ma super, można tutaj dostać każdy podręcznik, każde ćwiczenia, a także ksiązki innych kategorii. Jeśli akurat na stanie nie ma poszukiwanej pozycji, pracownik księgarni zwyczajnie ją sprowadzi. Taka sytuacja miała miejsce z klientką przede mną, z którą pracownica umówiła się na wtorek (dziś sobota) po odbiór zamówionej książki – klientka potrzebowała podręcznik z dziedziny prawa dla studentów. W lokalu tej księgarni jest bardzo mało miejsca dla klientów, powierzchnia jakieś 1 x 2 m, książki są poukładane na półkach, praktycznie dookoła ścian, część na podłodze ( z braku miejsca), do większości z nich, a właściwie do prawie wszystkich dostęp ma tylko pracownik. Trochę tu ciasno, jak na mój gust. Jedno okno wystawowe z ładnie skomponowaną dekoracją z książek i małych „bibelotów”, czysto, nigdzie nie widać nawet kurzu. Nabyć tu można także kartki okolicznościowe – imieninowe, urodzinowe, weselne, na chrzciny i inne okoliczności życiowe. Pracownice to dwie osoby: jedna młoda, urodziwa dziewczyna o czarnych włosach; druga starsza, dość pokaźnej budowy ciała. Obie miłe, sympatyczne, uśmiechnięte i dobrze zorientowane w tym co w sklepie jest dostępne. Gdy weszłam, dwie klientki były obsługiwane przez pracownice, chwilę poczekałam – jakieś 4-5 minut, zapytałam o cenę poszukiwanego podręcznika, usłyszałam odpowiedź od razu „z głowy” 18,90 zł, podziękowałam i wyszłam aby sprawdzić jak się ta kwestia ma w księgarni nieopodal. Zawsze mogę przecież wrócić. Jednak, jak się później okazało nie wróciłam bo oferta cenowa drugiej księgarni była nieporównywalnie lepsza. Tak to jest w warunkach gospodarki wolnorynkowej.
O dziecka lubiłam różne konkursy jako dobrą zabawę i tak mi do dzisiaj zostało. Jakieś 2-3 dni temu, przeglądając którąś ze stron internetowych wyświetlił mi się konkurs – chcesz wygrać 1000 zł (kto by nie chciał), wypełnij kupon, liczy się czas. Znalazłam regulamin, przeczytałam i wypełniłam. Wyświetliły się gratulacje, propozycja dalej zabawy ale już zrezygnowałam i zajęłam się tym co było docelowym zamiarem w Internecie. Dziś zadzwoniła komórka, odebrałam i usłyszałam radosny, wręcz szczebioczący głos, właściwie głosik młodej dziewczyny, która przedstawiła się jako Agnieszka, zapytała czy ma przyjemność rozmawiać z pełnoletnim użytkownikiem telefony, potwierdziłam, następnie zapytała jak się nazywam, podałam dane. Bardzo mi miło, w związku z tym, że wypełniła pani kupon na naszej stronie internetowej gratuluję bardzo dobrego czasu, ma pani ogromna szansę wygrać 1000 zł – szczebiocze ta miła dziewczyna. Szansa to jeszcze nie wygrana – mówię przekornie. Tak to prawda ale pani czas jest imponujący – kokietuje mnie – a to duży atut, wręcz najważniejszy w naszym konkursie, będę mocno trzymała kciuki aby pani się udało w losowaniu. To bardzo miłe z pani strony, szkoda że chuchnąć na te kciuki nie mogę przez telefon – dodaję. Proszę mi wierzyć, że bardzo, bardzo mocno trzymane kciuki nie muszą być ochuchane – zapewnia mnie dziewczyna. Dalej poinformowała mnie o czasie ewentualnej wygranej i poprosiła o poświęcenie jeszcze chwili czasu na przedstawienie oferty Play – a. Zgodziłam się więc pokrótce przedstawiła mi ofertę, nie powiem bardzo interesującą, rozmów za 29,90 zł/miesięcznie. Ja generalnie mam 3 telefony, których zawarte umowy kończą się za ponad rok wiec kolejny czwarty to już byłoby „skrzywienie komórkowe”. Dziewczyna się tym nie zraziła, podziękowała za rozmowę, powiedziała, że ma nadzieje jeszcze ze mną porozmawiać, czego i ja nie wykluczyłam. Każdy sposób jest dobry na zdobycie klienta i taki z pewnością był główny cel tego konkursu, jednak tutaj przeprowadzony w sposób bardzo miły, nie narzucający, wręcz zabawowy. Nie mam nic wspólnego z operatorem Play – a, jednak rozmowa była bardzo miła, serdeczna, nie zobowiązującą i co najważniejsze – nie miała charakteru „naciągactwa” choć poinformowano mnie o godnej przemyślenia ofercie na telefon komórkowy. Wprawiła mnie w bardzo dobry nastrój popołudniowo – wieczorny.
Właściwie udałam się tu jedynie po żel do kąpieli, gdy ostatnio tu byłam kupiłam niedrogo o zapachu owoców egzotycznych, bardzo miły w zapachu i tonacji orzeźwiającej, co doskonale sprawdza się w upalne dni lata. Sklep duży, asortyment handlowy zróżnicowany jakościowo i ilościowo, zapewniona swoboda poruszania się między regałami sklepowymi, towar pogrupowany – przyprawy, owoce, warzywa, artykuły mączne, słodycze, kosmetyki, artykuły do sprzątania itd. Na sklepie widoczni pracownicy, rozpoznawalni po charakterystycznych koszulkach w czerwonym kolorze firmowym. uzupełniający artykuły na półkach, wszędzie porządek, oświetlenie pełne, metki cenowe przy artykułach, bardzo dużo metek w kolorze żółtym oznaczającym cenę promocyjna danego artykułu. Klienci mogą zaopatrzyć się w wózek lub koszyk przed wejściem do części zakupowej sklepu. Zanim poszłam na stoisko kosmetyczne po główny „cel” mojego zakupu przeszłam się między półkami. Na stoisku z warzywami wszystko poukładane, świeże, dorodne, nie zauważyłam niczego wątpliwej jakości. Zdecydowanie przystępna cena cebuli 1,99 zł/kg , nawet EKO i Biedronka „wysiadają” bo to warzywo jest tam o wiele droższe. W sumie niczego konkretnego nie potrzebowałam więc udałam się na stoisko kosmetyczne, znalazłam żel kąpielowy Shower Melon i okazało się, że trafiłam na promocję, cena to tylko 2,29 zł/ op. 300 ml. Klientów na sklepie kilku, może kilkunastu, w każdym bądź razie jedno stanowisko kasowe obsługujące w tym czasie było w zupełności wystarczające. Zakupów nie miałam wiele, raptem dwa produkty ale dla przyzwoitości zapytałam pracownicę Beatę: czy jest wyznaczony jakiś minimalny limit kwotowy co do zapłaty kartą płatniczą? Nie, może pani płacić u nas kartą już od złotówki – odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. To się chwali, w wielu sklepach są wyznaczone limity np. od 10 zł, a nawet w niektórych od 30 zł , bo i z takim się spotkałam. Kasjerka Marta, miła, sympatyczna, młoda dziewczyna, włosy ciemny blond, upięte z tyłu głowy, urodziwa twarz, skasowała moje zakupy zaraz po podejściu, zaproponowała reklamówkę i z uśmiechem pożegnała się.
Dostałam dziś od tej sieci dwa sms-y: jeden normalnie, standardowo z podziękowaniami za dokonana wpłatę, ale drugi, po pół godzinie „wkurzający”, z informacja, że zalegam z płatnością faktury za czerwiec. Gdyby tak było to już dawno zablokowano by mi możliwość wykonywania połączeń bo aktualnie dobiega końca druga dekada sierpnia. Dzwonie na infolinię, trochę „pod - juszona”, odsłuchałam kolejno komunikatów, wybrałam właściwą opcje i czekam. Bardzo szybko, bo nie minęła nawet minuta usłyszałam miły głos: dzień dobry, sieć Orange, Agnieszka, w czym mogę pomóc ?: otrzymałam dzisiaj dwa sms-y, pierwszy informujący o wpłacie i za jakiś czas drugi z informacją ,że zalegam z wpłatą, może mi pani to wyjaśnić?; czy sprawa dotyczy telefonu z którego pani dzwoni?; tak; już sprawdzam, proszę o chwilę cierpliwości; po chwili słyszę – tak zalega pani z płatnością bieżącej faktury; to jakiś żart – mówię; nie proszę panią to nie jest żart; więc wyjaśniam jej – w ubiegłym miesiącu miałam niedopłatę 6 zł, w rozmowie telefonicznej uzgodniłam z pracownikiem, że kwotę tę doliczę do bieżącej faktury, tak zrobiłam i nie powinnam mieć zaległości; proszę o chwilę cierpliwości, wejdę w pani historię i sprawdzę jak ona wygląda. Trwało to może minutę, a może nie i po chwili pracownica mówi : tak oczywiście ma pani rację, bardzo przepraszam, powinnam była od razu to sprawdzić, pani jak najbardziej jest w porządku, to błąd systemu księgowania, już wysyłam informację do działu technicznego aby dokonano korekty, pani wpłaty są zgodne z tym co pani mówi, jeszcze raz przepraszam. Pożegnałyśmy się, życząc sobie miłego dnia. Dzwoniąc na infolinię byłam nieźle poirytowana, natomiast gdy usłyszałam miły, łagodny i pełen życzliwości głos pracownicy to sama też złagodniałam. Rozmowa przebiegła w atmosferze pełnej życzliwości, szybko i sprawnie co oznacza, że pracownica doskonale porusza się po programie firmy i w „mig” znajduje wymagane informacje i co najważniejsze, po sprawdzeniu przyznała się do własnego błędu – to cenna zaleta, ja nie byłam w stanie sprawdzić czyj jest błąd i mogła mi wcisnąć każdą bajeczkę, jednak tego nie zrobiła.
Spotkałam dawno nie widzianą koleżankę więc postanowiłyśmy usiąść pod parasolem na zewnątrz tej kawiarni, usytuowanej w samym centrum miasta. Gorąca letnia pogoda pozwalała na ulokowanie się w tym miejscu. Weszłyśmy do środka aby coś sobie zamówić, wewnątrz przyjemny chłód, stoliki ustawione wzdłuż ścian, swobodne przejście przez środek, porządek, oświetlenie wystarczające, duże okna na frontowej ścianie ozdobione firaną. Podeszłyśmy do wysokiego baru, przywitała nas miła, sympatyczna dziewczyna w stroju ,można uznać, kawiarnianym (cokolwiek to znaczy), zamówiłyśmy kawę, po lampce czerwonego wina i po porcji lodów, rachunek prawie 60 zł – to i dużo i mało, zależy jak na to spojrzeć. Zapytałam: za ile zgłosić się po zamówienie, bo usiądziemy na zewnątrz?; proszę sobie usiąść, ja przyniosę do stolika – odpowiedziała z uśmiechem pracownica. I faktycznie, po chwili ( jakieś 3-4 minuty, poczucie czasu zanika gdy się rozmawia) miałyśmy na stole nasze zamówienie a obsługująca nas dziewczyna powiedziała: proszę zostawić naczynia na stole, ja sprzątnę gdy panie odejdą. Rozmawiałyśmy dość długo, w pewnym momencie pojawiła się pracownica ponownie i zapytała czy życzymy sobie coś jeszcze zamówić ale podziękowałyśmy, zabrała naczynia po lodach i kawie i oddaliła się. Dopiłyśmy wino i tez poszłyśmy. Ostatnio gdy tu byłam, doświadczyłam niezbyt sympatycznej obsługi, dziś jednak wrażenia zgoła odwrotne.
W tej placówce przeważnie wesoło, dzisiaj już przed wejściem dało się słyszeć śmiech i radosne niezobowiązujące, gaworzenie, tak „o wszystkim i o niczym” pracowników z jakimś obsłużonym klientem, któremu widać poczucia humoru nie brakowało i na odchodne nie omieszkał też żartem „rzucić”. Przywitały mnie radosne, uśmiechnięte twarze pracownic ubranych tradycyjnie w gustowne, białe fartuszki z kolorowymi wykończeniami. Nie zjawiam się tu codziennie ale kiedy już przyjdę to chlebka od nich sobie nie odmówię, wypiekanego tradycyjną metoda, choć nie najtańszego 2,65 zł/bochenek 0,6 kg . Dobre i świeże niektóre wędliny to też jeden z atutów tego sklepu, szynka 28 zł/kg – to bardzo drogo ale parę plasterków trzeba kupić bo jest to wyrób w którym konserwanty nie dominują (jest zwięzła i nie wyciekają z niej płyny); kiełbasa szynkowa 19,60 zł/kg – to cena względna na tle innych placówek handlowych; pasztet drobiowy 8,10 zł/kg – to przyzwoicie, zwłaszcza, że jest pyszny. Natomiast nie za bardzo podobało mi się małe stoisko warzywne; cebula prawie 4 zł/kg – miękkawa i mało zachęcająca, pomidory ładne ale bardzo drogie prawie 6 zł/kg, worek z ziemniakami na posadzce a dookoła mnóstwo ziemi – tu potrzebna byłoby inne rozwiązanie eksponowania tego artykułu. Poza tym w sklepie porządek, ceny wyeksponowane na metkach przy poszczególnych artykułach, miejsca dla klientów sporo, jasno i atmosfera stworzona przez pracowników bardzo sympatyczna i przyjazna.
Szał promocyjnych cen artykułów szkolnych nadal trwa ale obok pojawiają się też inne a wśród nich artykuły samochodowe K-2 , przeznaczone do pielęgnacji, wygodne w użyciu (spray) – cockpit, kołpaki, szyby, zapachy Air Wick, każdy w cenie 7,99 zł/opakowanie. Ponadto są też odświeżacze powietrza Air Wick Elektro do mieszkań w opakowaniu Duo w cenie 19,99 zł/komplet, to bardzo dobra cena i warto kupić bo jakość jest rewelacyjna. Bardzo smaczne jogurty „Wyśmienite” o różnych smakach, z kawałkami owoców 0,65 zł/op. 135 g., kawa Tchibo ciągle w bezkonkurencyjnej cenie 11,99 zł/op. 450 g., makaron „nitka” 1,19 zł/op. 250 g. To tylko niektóre aktualne oferty tego sklepu bo asortyment oferowany jest bardzo szeroki i wymienić go nie sposób. Stoisko z warzywami uporządkowane, wszystko świeże i ładnie wyeksponowane. Sezon na pomidory trwa więc ich cena też sezonowo niska 1,27 zł/kg, obok brzoskwinie w cenie niewiele ponad 2 zł/kg, cytryny trochę droższe 4,49 zł/kg ale to owoce importowane więc nie mogą być prawie darmo zbywane. Drogie natomiast jabłka bo w cenie blisko 5 zł/kg, to przyznam nie do końca jest dla mnie jasne, przecież jabłka powinny być jedną z podstaw żywienia, cena skłania jednak do wybiórczego spożycia tego owocu. Cena cebuli też nie zachwyca, blisko 3 zł mimo sezony także na cebulę. Jest godzina popołudniowa więc póki co jedna kasa swobodnie służy obsłudze klientów, którzy w rytmie prawie płynnym odchodzą od kasy. Kasjerka Agnieszka, dziewczyna „mocnej” budowy, miła, sympatyczna, uśmiechnięta, krótkie włosy, odzież firmowa, wita podchodzącego klienta miłym „dzień dobry”, proponuje reklamówkę, na pożegnanie dziękuje za dokonane zakupy i zaprasza na ponowne. Szybko i w przyjaznej klientowi atmosferze jest tu każdy obsłużony.
Jeśli jakiś wyrób spożywczy jest podejrzanie tani to zwykle kojarzy mi się nie z promocją, tylko chęcią pozbycia się artykułu ze sklepu w związku z dobiegającym końca terminem przydatności do spożycia. Dziś jednak okazało się coś wręcz odwrotnego – konserwy turystyczne po 0,99 zł/sztuka, jakie udało mi się zakupić mają termin do lipca 2013 roku, to może oznaczać, że dopiero je wyprodukowano – prawdziwa okazja cenowa bez żadnego „kitu”. W sumie przybyłam tu tylko po kajzerki 0,29 zł/sztuka i polędwicę sopocka do chleba 13,90 zł/kg (promocja, o 4 zł taniej), ale prawda jest taka, że zazwyczaj coś się dobierze, zwłaszcza w EKO gdzie promocje i obniżki są na porządku dziennym, czasem nawet bardzo mile zaskakujące. W sklepie aż roi się od cen umieszczonych na żółtych kartkach oznaczających promocje. Już widnieje informacja, że za dwa dni przez okres trzech dni będzie można kupić: brzoskwinie po 2,99 zł/kg, wafelki Grześki 0,69 zł/szt. (o 50 groszy mniej), ser żółty 13,99 zł/kg (o 5 zł mniej), śledzie po wiejsku 6,99 zł/słoik (o 3 zł mnie). Czy akurat przyjadę po te produkty, tego jeszcze nie wiem ale istotnym jest fakt, że już klienta się informuje aby „przykuć” jego uwagę i zachęcić do zakupów na przyszłość. W sklepie porządek, wszystko poukładane jak należy, towary podzielone asortymentami, kurzu na półkach nie widać, warzywa świeże, ceny wyeksponowane, nie sposób ich nie widzieć, obsługa miał, serdeczna, widoczni od razu, po strojach firmowych sklepu rozpoznawani. W kasie, która mnie obsługiwała pracownica Jola, bardzo sympatyczna dziewczyna, uśmiechnięta, komunikatywna, reklamówkę zaproponowała, jak zawsze. W sumie moja wizyta w tym sklepie to jakieś 15-20 minut. Trzy stanowiska kasowe zapewniały płynny ruch klientów
Właśnie zbierałam się do wyjścia gdy zadzwonił domofon, odebrałam i słyszę: listonosz, mam list polecony dla męża: ja właśnie wychodzę, zaraz będę na dole to odbiorę – mówię; dobrze, dziękuję – odpowiada listonosz – kobieta. Na dole jeszcze raz przywitałyśmy się, to bardzo sympatyczna, niemłoda już wiekiem kobieta ale za to bardzo młoda duchem i sposobem bycia, zawsze uśmiechnięta i życzliwie nastawiona do innych. Miała już przygotowany dla mnie list i dokumenty do podpisu potwierdzające jego dostarczenie. Współczuję pani w taki upał nosić od klatki do klatki tą torbę – mówię; no kochana, co zrobić, taka praca, upał, deszcz czy śnieg, to nie ma znaczenia – mówi z uśmiechem, bez użalania się nad sobą, bez wymyślania że praca np. parszywa, że ciężko bo upał straszliwy itp. To kobieta rozumiejąca swoje obowiązki i wynikające z nich czynności. Trzeba zanieść list na górę to go zaniesie i nie traci przy tym dobrego humoru, a jak nie musi nieść to podziękuje za to ktoś zejdzie do niej. Ja zeszłam, bo w ogóle wychodziłam a mimo to mi dziękowała. Gdyby zostawiła w skrzynce awizo też nic by się nie stało, jedynie trzeba było by udać się na pocztę po odbiór ale ona jednak gotowa była iść do mnie na górę, dźwigając przy tym torbę pełna listów. Jeszcze chwilę pożartowałyśmy i z uśmiechem pożegnałyśmy się. Nasz kontakt nie trwał nawet pięciu minut ale był bardzo przyjazny i radosny. Pracownica ubrana w uniform pocztowy, dziś bez rękawów, przeznaczony na letnie upały, ozdobiony znaczkiem firmowym, na głowie czapka z daszkiem. Ludzie listy piszą, mimo „doby Internetu” i to piszą nie mało bo torba listonoszki była wypchana „po brzegi”.
W torebce kobiety podobno można znaleźć wszystko – tak mówią złośliwi, ja niestety, dziwnym trafem nie znalazłam w swojej chusteczek higienicznych a właśnie były mi potrzebne. Obok drogeria Douglas –a no to weszłam. Przyjemny, świeży aromat w powietrzu, orzeźwiający bardzo, na pierwszy rzut oka po wejściu daje się odczuć poczucie porządku, blasku dodaje oświetlenie. Sprzedawczyni, zajęta inną klientką przywitała mnie z uśmiechem, stanęłam obok i czekam bo jakoś nie miałam ochoty chodzić między regałami, tym bardziej ,że już dziś odwiedziłam inną drogerię i tam dokonałam zakupów. Ekspedientka właśnie doradzała kupującej w sprawie kremu do twarzy Niwea Visage, muszę przyznać, że byłam pełna podziwu dla wiedzy jaką dysponowała pracownica choć moja obecność nie trwała długo bo zaraz pojawiła się inna sprzedawczyni i zapytała czego sobie życzę, widząc że stoję obok a nie „buszuję” między regałami. Powiedziałam: poproszę tylko paczkę chusteczek higienicznych; proszę bardzo, które sobie pani życzy? – mówi, pokazując mi 6 różnych kolorystycznie opakowań - Zapachowe czy zwykłe, tańsze czy droższe? - ciągnie miłym głosem dalej młoda dziewczyna, włosy ładnie ułożone średniej długości do ramion, schludnie ubrana i jednocześnie elegancko wyglądająca. Z lekka „zbaraniałam”, zwykle sprzedawcy chcą zbyć towar jak najdroższy, a tu proszę, wybór i decyzja należą do klienta. Mają klasę i trzymają wysoki pozom obsługi. Jeżeli są o zapachu mięty, to bardzo proszę – odpowiedziałam; te za 1,20 zł czy za 1,84 zł – ciągnęła ekspedientka; te które są miękkie, nie szorstkie w dotyku; obie są miękkie, różnią się producentem; to proszę tańsze – zdecydowałam. To tylko chusteczki a jaki dialog się wywiązał. Byłam zachwycona opuszczając ten sklep. Oby wszędzie była taka obsługa.
Upał, gorąc i ilość wypitej wody zaczęły dawać mi się we znaki i zaistniała konieczność skorzystania z pewnego miejsca więc wjechałam na podjazd tej stacji aby skorzystać głównie z toalety. Podjazd równy, wyłożony kostka brukowa, miejsca do zaparkowania całkiem sporo. Przy dystrybutorach też swoboda duża dla tankujących. Ja jednak w pierwszym odruchu udałam się do toalety. Czysto, przyjemny zapach w powietrzu to zawsze robi dobre, pierwsze wrażenie po wejściu do takiego miejsca. Dostępna woda bieżąca i suszarka do rąk, czyste lustro, niestety brak ręczników papierowych i nawet nic nie wskazuje aby kiedykolwiek tu były. Moim zdaniem to błąd. Zawieszona na ścianie karta kontroli czystości toalety zdradza bieżącą inspekcję tego stanu higieny. Na ścianie wieszak na torebkę lub płaszcz i wieszak w specyficznym kształcie z informacją: wieszak dla motocyklisty – to pewnego rodzaju „novum”, dotąd na żadnej stacji nie trafiłam na tego rodzaju udogodnienie dla tej grupy kierowców. To bardzo pomysłowe rozwiązanie na umieszczenie kasku. Sklep tej stacji to lokal średniej wielkości, również czysto, oferowane artykuły rozmieszczone na półkach przyściennych i środkowych regałach, między którymi zachowana jest swoboda przejścia. Zakupiłam jeszcze wodę mineralną na dalszą podróż, butelka 0,5 litrowa w cenie 2,18 zł, to całkiem sporo ale tego rodzaju placówki nie „grzeszą” zbytnim obniżaniem cen, które i tak są względne, zwłaszcza w gospodarce wolnorynkowej, a taką mamy obecnie w kraju. To ma swoje i wady i zalety, zależnie od punktu widzenia. Pracownicy stacji obecni akurat w czasie mojej wizyty to młody chłopak Marek i pani w średnim wieku, której identyfikator najwidoczniej gdzieś się zapodział. Oboje uśmiechnięci, serdeczni, przyjaźni. Generalnie nie ma co się czepiać.
Skoro już byłam w Centrum Handlowym Solaris to dlaczego by nie wejść do New Yorker –a, tym bardziej że duże napisy przy wejściu informują o fantastycznych obniżkach i nic dziwnego sezon letni dobiega końca i nadchodzi konieczność zmiany kolekcji. Obniżki i bonifikaty zawsze są OK. i warto zobaczyć co jest w ofercie, może akurat coś przypadnie do gustu. Po ilości klientów można wnioskować, że zainteresowanie spore – przeglądają, przymierzają, niektórzy zasięgają informacji u pracowników obsługujących w tym sklepie. Mimo sporego zainteresowania ze strony klientów, w sklepie nie było zamieszania i harmideru, ubrania rozwieszone na wieszakach umieszczonych na stojakach, pogrupowane asortymentem – spodnie ze spodniami, bluzy z bluzami itp. Niektóre ubrania poskładane na półkach, nic nie jest zmieszane ani poprzewracane. W sklepie porządek i zapewniona swoboda poruszania się. Pracownice też miłe, uśmiechnięte, pomagające klientom, gdy tylko sobie tego życzą, nie są natrętne i nie próbują niczego wciskać o zakupie klient decyduje sam. Ja weszłam tu bardziej z czystej ciekawości niż zamiarem konkretnego zakupu więc pomocy nie potrzebowałam ale byłam świadkiem gdy klientka nieopodal korzystała z pomocy pracownicy i na koniec uznała, że jeszcze musi się zastanowić w jakim kolorze kupić bluzkę. Pracownica, młoda dziewczyna, schludnie wyglądająca z uśmiechem odpowiedziała: proszę bardzo i nawet „cieniem miny” nie zdradzała niezadowolenia, że klientka nic nie kupiła mimo czasu jaki poświęcił jej pracownik lecz od razu zajęła się innym klientem. Mimo młodego wieku, podejście profesjonalne.
Moja wizyta w tej placówce gastronomicznej była bardzo krótka jakieś 5 może 6 minut. Celem jej był zakup jedynie Sezonowych ciasteczek o smakach jabłkowym i owoców leśnych – smaczne, wręcz pyszne, świeżutkie i chrupiące w cenie 3 zł/szt. Czy to dużo czy mało pozostawiam jako kwestię wtórną i wartość względną. W lokalu 5 stanowisk do obsługi wiec „z marszu” podeszłam do jednego z nich, które akurat było wolne i od razu zapytała o interesujący mnie asortyment. Pracownica Marta, przywitała mnie z uśmiechem i lekko zatroskana powiedziała, że akurat się skończyły i następna partia się piecze, przepraszając przy tym za zaistniałą sytuację, powiedziała że potrwa to do 5 minut i zapytała czy zaczekam; tak, oczywiście – mówię. Skasowała 15 zł i dodała, że dodatkowe ciastko będę miała gratis, poprosiła abym usiadła i zaczekała, ona przyniesie mi gdy będą gotowe. Usiadłam i faktycznie, nie minęło 5 minut, może jakieś trzy (naciągane) i już uśmiechnięta, grzeczna, miła dziewczyna, ubrana w koszulkę w kolorze firmowym, przyniosła na tacy zapakowane moje zamówienie, powiedziała: proszę uważać bo są bardzo gorące, życzę smacznego. Obsługa super. W lokalu czysto, trochę gwarno – to zasługa klientów, a zwłaszcza towarzyszących im dzieci; gdy klienci odchodzili od stolika natychmiast pojawiał się pracownik i wycierał ten stolik, nigdzie nie widać było okruszków czy pozostawionych resztek. Niektórzy klienci obsługiwani byli na zewnątrz z okienka wprost do samochodu. Zestawy żywieniowe w ofercie bardzo, bardzo różnorodne od lodów, ciasteczek i kanapek poprzez BigMc –i do zestawów z bardziej lub mniej urozmaiconym asortymentem charakterystycznym dla tego typu placówki, zestawy dla dzieci dodatkowo z zabawkami. Pracownicy bardzo przyjaźnie nastawieni do klientów w bardzo zmyślnych koszulkach firmowych w kolorze czerwonym z ciekawie wkomponowanym na koszulce białym znakiem firmowym. Chwilę tu byłam, zadowolona lokal opuściłam.
Nie chciało mi się wczoraj jechać na stację paliw więc siłą rzeczy musiałam zrobić to dziś rano bo wskaźnik paliwa informował mnie, że w baku niestety prawie „pustynia” a dzisiejszy dzień to dla mnie „wjazdówka”. Ładnie trafiłam bo klient akurat płacił za swoje paliwo więc podjechałam z drugiej strony dystrybutora i mogłam od razu tankować. Dziś nie będę się czepiać zbyt bliskiej odległości rozmieszczenia dystrybutorów bo mi to w niczym nie wadzi, co więcej jeden dystrybutor nie do użytku – awaria, jak informuje zawieszona kartka, to też dziś nie ma dla mnie znaczenia. Pracownica Natalia, miła, sympatyczna, uśmiechnięta dziewczyna, zadbana, włosy upięte z tyłu głowy - blond z pasemkami, skasowała mój zakup 5,19 zł/litr – to wysoka cena ale pracownik nie jest temu winien. Mój rachunek to 103, 94 zł, jakieś 300 km na tym tankowaniu spokojnie przejadę. Na podjeździe tej stacji nic się nie zmieniło i pewnie długo jeszcze nie zmieni, ubytki w nawierzchni tu i ówdzie to ciągle standardowy obraz i wjeżdżając trzeba to robić w miarę uważnie tak jak jej stan też można określić „w miarę równy” z naciskiem na stwierdzeniem „w miarę”. Moja wizyta na tej stacji nie trwała długo, praktycznie wszystkie czynności wykonałam „z marszu” – podjechałam, zatankowałam, zapłaciłam, pracownik doliczył mi punkty VITAY i odjechałam. Taki tryb mi się podoba.
Będąc w CH Solaris nie sposób nie wejść do Yves Rocher (przynajmniej dla mnie), jako stały klient i użytkownik niektórych kosmetyków tej firmy, nie mogę ominąć tego sklepu. Bardzo miłe, sympatyczne, uśmiechnięte pracownice tego sklepu to młode dziewczyny, zawsze ubrane w firmowe mundurki, bardzo twarzowe i dopasowane do figury każdej ekspedientki. A wszystkie szczupłe, zgrabne, zadbane, aż miło tu wejść i dokonać zakupu. Po wejściu klienta nie narzucają mu od razu swojej pomocy lecz dają chwilę na „oswojenie” się z asortymentem zanim do niego podejdą. Ja przyszłam tu z konkretnym zamiarem więc jedna z ekspedientek zajęła się mną od razu. Trwa wakacyjna promocja więc ceny choć na ogół wysokie teraz są bardziej niż przystępne bo rabaty rzędu 30 – stu, 40 – stu i 60 – ciu procent to prawdziwa okazja. Szeroka gama kosmetyków zarówno męskich jak i damskich jest bardzo dobrej jakości i każdy może dobrać tu cos dla siebie. Bardzo chwalę sobie kremy nawilżające na noc i na dzień oraz perfum Evidense, zakupiłam to dzisiaj, ekspedientka zaproponowała jeszcze żel do tej perfumy bo cena też bardzo przystępna, zresztą nawet bez promocji jego cena to niewiele ponad 30 zł za 100 ml. Pracownica, kasując mój towar przypomniała też o karcie stałego klienta na której przystawiła mi pieczątki za dokonane zakupy (14 sztuk), które później mogę wymienić na kosmetyki w zależności od poziomu zgromadzenia pieczątek ( są trzy poziomu, każdy po 15 pieczątek) – to taki dodatek zachęcający dla klienta. Ponadto otrzymałam jeszcze próbki kremów, będących w ofercie tej firmy oraz próbki perfum. W sklepie lśniący porządek, błysk – wysoki połysk, z pewnością doskonałe oświetlenie nadaje taki ton. Artykuły bardzo ładnie wyeksponowane dookoła sklepu i na jednym regale środkowym, wszystko oznaczone cenami i nazwami, widoczne na pierwszy „rzut” oka.
Mój mąż sprawił mi wczoraj niespodziankę i kupił bluzeczkę w tym sklepie, niestety, jak to chłop, nie do końca wiedział jaki rozmiar powinien kupić i okazało się, że jest odrobinę za duża, popatrzył i „na oko” wydawała mu się OK., a może to był sygnał, że powinnam przytyć?! W każdym bądź razie powiedział, że mogę ją w sklepie wymienić bez problemu na inną. Ponieważ dzisiaj miałam sprawę do załatwienia w Opolu, nie omieszkałam odwiedzić Centrum Handlowe Solaris i m.in. ten sklep i to z konkretną potrzebą. Na samym wejściu natknęłam się na ekspedientkę, która porządkowała stoisko z kolekcją. Mimo swojego zajęcia przywitała mnie miłymi słowami z uśmiechem na twarzy, miła, sympatyczna, zadbana kobieta W sklepie panował lad i porządek, kolekcje odzieży oznaczone czytelnie i o - metkowane. Ja udałam się do kasy i zapytałam o możliwość wymiany bluzki, którą w dniu wczorajszym zakupił mój mąż. Sprzedawczyni przy kasie nie oponowała i zgodziła się bez problemu, powiedziała, że może przyjąć nawet zwrot bluzki i wypłacić mi pieniądze, jeśli bym sobie życzyła, ale ja wolałam inną bluzkę lub taką samą o rozmiar mniejszą. Byłam bardzo mile zaskoczona postawą życzliwości i przychylności dla mnie jako klienta. Słyszy się, że zwykle zwrot pieniędzy nie wchodzi w rachubę (tu kwota prawie 50 zł), zwłaszcza jeśli to jest towar nie uszkodzony, handlowcy najczęściej uznają, że pieniądze, które zapłaci klient nie mają prawa do niego wrócić, a tu proszę – pełna kultura handlowa, chęć zadowolenia klienta na wysokim poziomie. Pracownica znalazła właściwy rozmiar i bez problemu dokonała wymiany i uprzejmie mnie pożegnała, zapraszając jeszcze do odwiedzin tego sklepu. Ogromy plus dla tej placówki handlowej za życzliwość i sympatię dla klientów. W sklepie znajdowali się inni pracownicy porządkujący poszczególne działy lub udzielający informacji innym klientom. Gustownie z zachowaniem tzw. "smaku" wyeksponowane artykuły odzieżowe, specyficzny, przyjemny zapach, unoszący się w sklepie i muzyka w tle dodają swoistego uroku i uzupełniają atmosferę sklepu.
Stoisko piekarnicze Alma Market-u w Centrum Handlowym Solaris -a jest godne uwagi i zasługuje na pełną pochwałę. Bardzo lubimy, ja i moja rodzina croissanty - zawsze świeżutkie i kruche, dlatego ilekroć tu jestem, zazwyczaj zaglądam do tego sklepu. Oferują tu także pyszne i ciepłe bagietki czosnkowo-ziołowe (palce lizać). Zresztą oferta piekarnicza jest tu bardzo bogata – bułeczki, różne rodzaje chleba itd. Po kilka sztuk kromek ciemnego chleba jest pakowane w folię i są na wagę. Pracownicy to młodzi ludzie ubrani stosownie do wymogów asortymentu handlowego w odzież firmową, włosy krótkie lub upięte z tyłu głowy, uśmiechnięci, mili, serdeczni, grzeczni, i przyjaźnie nastawieni do klientów. Swoje czynności wykonują zgodnie z wymogami higieny – w foliowych rękawiczkach. W tym lokalu jest bardzo czysto i w powietrzu unosi się przyjemny aromat świeżego pieczywa. Pieczywo poukładane jest na półkach i na ladzie – jest co wybierać, ile tylko „dusza zapragnie” i portfel pozwoli. Akurat dzisiaj przytrafiło mi się dłuższe czekanie w kolejce, ale jakość wypieków jest tego warta, bez względu na cenę i wydane pieniądze bo zapłaciłam blisko 20 zł. Jeśli ktoś tu jeszcze nie był to polecam, zajrzyjcie bo warto, nikt się nie zawiedzie.
Przechodząc obok weszłam do tego sklepu ponieważ moją uwagę zwróciła bardzo ładna bielizna znajdująca się w witrynie wystawowej sklepu. Przywitały mnie miłe i uprzejme pracownice - sprzedawczynie schludnie, elegancko ubrane, delikatny makijaż na twarzy, zadbane włosy i dłonie, uśmiechnięte, powiedziały „dzień dobry” zanim ja to zdążyłam zrobić. Zapytałam od razu o bieliznę wystawową ale okazało się, że nie ma mojego rozmiaru. Jedna z pań zaproponowała bardzo podobny fason, pokazała mi jeszcze inne modele, tkanina miła dla ciała, przyjemna w dotyku, wykończenie porządne, cena też nie niska, ale przekonałam się już, że dobrze wykonana bielizna musi kosztować i lepiej jest kupić mniej ilościowo ale w najwyższej jakości niż dużo, byle czego. Sprawdza się tu powiedzenie mojej koleżanki „tanie mięso, psy jedzą”. Ekspedientka fachowo doradziła w wyborze (a wybierać było w czym), elegancko zapakowała wybraną przeze mnie bieliznę, zapłaciłam ponad 100 zł. W sklepie panował idealny porządek, oferowane artykuły ułożone na półkach i rozwieszone na wieszakach, pełna swoboda poruszania się, miejsca sporo, no i jakoś tak miło i przytulnie w tym sklepie. Można by rzec – aura profesjonalnej obsługi nadaje ton atmosferze sklepowej. Gdy jedna pracownica zajmowała się moją osoba, druga służyła radą i pomocą innym klientom.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.