Nieduży bar ulokowany w boksie poczekalni na poronie jest miejscem gdzie można kanapki (zapakowane w folię, przechowywane w lodówce), słodycze napoje. Do baru można wejść od obu stron peronu - wygodne rozwiązanie - w razie gdyby ktoś miał dużo bagażu nie musi biegać dookoła, lecz ma wejście pod nosem. Wpadłam do miniBaru w celu kupienia czegoś do picia na podróż.Wybrałam wodę mineralną. Bez względu na pojemność butelki wszystkie można kupić zarówno ciepłe jak i z lodówki - duży plus szczególnie biorąc pod uwagę wysokość temperatur w ostatnim czasie. Poza lodówką z wodą w barze można tez kupić colę. W lodówkach przechowywane są napoje zgodnie z ich marką, na co zwróciłam uwagę, ponieważ nie zawsze jest to przestrzegane szczególnie w małych punktach sprzedaży. Rzuciłam okiem na ceny na tablicy z wypisanym menu - stwierdzam, że są zawyżone jak w każdym punkcie sprzedaży na peronie czy w przejściach kolejowych, lecz nie są to ceny kosmiczne, np. 5 zł za kawę, 3 złote za butelkę wody 0,7 l. Sprzedaje tam miły Pan, który pojawił się za ladą niemal natychmiast po moim wejściu - fajnie, bo czasem na dworcu zastanawiam się czy Sprzedawcę wessała na zapleczu czarna dziura, czy może nie trzeba płacić ;-) W lokalu znajdują się stoliki przy których można usiąść i napić się kawy czy zjeść - dobrze pomyślane, bo czasem obładowany podróżny nie ma możliwości pochwycenia hamburgera w dłoń i zjedzenia w marszu się kawy czekając na pociąg. może, ponieważ stoliki są czyste, nie ma na nich resztek posiłku poprzedniego klienta, co niestety często zdarza się w takich miejscach. Krzesełka może nie są jakieś super wygodne, bo przytwierdzone do ziemi i ogólnie w takim oldschoolowym stylu, ale może i ma to swój urok ;-) na pewno wpisują się w klimat krakowskiego dworca kolejowego, który zmiany ustroju raczej nie odczuł jeżeli chodzi o wygląd :-) Wychodząc zauważyłam jeszcze stojak z prasą - bardzo mądrze i troch wolnej przestrzeni - również plus, bo jest gdzie zostawić bagaż w czasie dokonywania drobnych zakupów czy jedzenia. Jeszcze jeden plus - w tym barze nie śmierdzi - może niektórych zdziwi to spostrzeżenie, ale czasem w takich miejscach człowiek w ciągu pięciu minut przesiąka dziwnym zapaszkiem nieokreślonego pochodzenia.... ale na pewno nie tu.
PODSUMOWUJĄC: Jeśli wylądujesz na peronie 5 na Dworcu Kolejowym Kraków Główny, to możesz tu spokojnie sobie poczekać na pociąg - jest czysto obsługa jest miła, dba o swój lokal.Ceny w miarę przystępne. Polecam.
Sobota, piękna pogoda postanowiliśmy zatem spędzić czas w odmienny sposób i udać się na Kopiec Kościuszki. Nasz plan był taki, żeby wejść na górę, spędzić tam jakiś czas, a następnie wrócić do centrum i tam zjeść obiad. Odbyliśmy zatem bardzo przyjemny spacer, co prawda pod górkę, ale za to w cieniu drzew. Pod kopiec można tez podjechać samochodem, jednak do samego fortu mimo wszystko trzeba się wspiąć po średnio wygodnych schodach. Na górze odkryliśmy, że w forcie znajduje się restauracja z tarasem widokowym. Skuszeni wizją obiadu na tarasie stwierdziliśmy, że jednak tu zjemy i weszliśmy po schodach na górę. Zastaliśmy tam niedużą przestrzeń (pod parasolami jakieś 6, może 8 ław i parę stolików) z widokiem na północny-wschód. Większość stolików była wolna, co mnie zdziwiło, ponieważ pogoda była piękna, a na dodatek sobota... Taras obsługiwały dwie Kelnerki i jednego barmana. Sam bar sprawiał wrażenie dość prowizorycznego baru polowego, jakie spotykamy będąc np.gdzieś nad wodą ;-). Menu przybite do ściany pozwoliło nam zorientować się w cenach - bardzo przystępne: 10 złotych za kiełbaskę z grilla, a najdroższa potrawa kosztowała 17 złotych. Ogólnie taras zrobił na mnie wrażenie zaniedbanego. Na ziemi ułożone duże płyty, między którymi wysypano drobne kamyczki, spomiędzy których niestety wyrastały chwasty. Na murze otaczającym taras ustawiono kwiaty doniczkowe, lecz zapomniano o nie dbać szczególnie w tak upalne dni, więc niektóre uschły już całkiem, a reszta żyła ostatkiem sił. Stoliki troszkę zaniedbywane przez Kelnerki - w momencie, gdy od stolika obok odeszli Klienci tuż po naszym przyjściu naczynia po nich zostały sprzątnięte dopiero gdzieś w połowie naszego posiłku, co dziwi przy tak małym ruchu. Poza tym jednak obsługa dość czujna. Po niezbyt długiej chwili zjawiła się przy nas Kelnerka i podała nam Karty. Niestety i tu nieprzyjemne niespodzianka - menu składające się z jednej kartki A4 zadrukowanej z dwóch stron było brudne i nosiło tłuste znaki posiłków naszych poprzedników - lekko wstrętne ;-) W Restauracji Pod Kopcem na tarasie widokowym Klienci mogą zjeść potrawy z grilla, oferowane są wszelkie napoje, również alkoholowe; mają tez przygotowane Menu dla dzieci. Po niedługim czasie Kelnerka wróciła po zamówienie. Zapytana czym są dodatki zapisane w Menu m.in. przy kiełbasce, nie była w stanie odpowiedzieć czym dokładnie są - nie wiem zatem czy to jej pierwszy dzień w pracy, czy w tym sezonie nikt jeszcze nie zamawiał kiełbaski - w obu przypadkach niewiedza ta zdała mi się raczej śmieszna ;-) Ostatecznie powiedziała, że pewnie jest to jakaś musztarda czy coś w tym stylu - dosłownie... Wybraliśmy dwie kawy, kiełbaskę i kaszanę z grilla oraz frytki po krakowsku (podawane z boczkiem i stopionym serem). Na kawę, jak się okazało bardzo przeciętną, czekaliśmy ok. 10 minut - troszkę długo, ale ostatecznie jak człowiek siedzi i gapi się na widoczek to jakoś zleci... Następnie podano frytki po krakowsku; były smażone na świeżym oleju i ogólnie bardzo dobre, a i ilościowo było ich w sam raz na jedna osobę. Gdy byliśmy w połowie frytek podano kiełbaskę i kaszankę. Również te były świeże i bardzo dobre, obie podane z mikroskopijna bułeczką nieco śmiesznie wyglądającą na dużym talerzu (nawet palnęliśmy fotkę tak nas ten widok rozbawił :D) do tego równie zabawne przyozdobienie z rzeżuchy i pomidorka koktajlowego i musztarda. Najedliśmy się do syta i mając obiad z głowy dopiliśmy kawę, zapłaciliśmy kartą. Wychodząc zauważyłam jeszcze toaletę - płatną 1 zł (zawsze uważam za pomyłkę płatną toaletę dla Klientów jakiegokolwiek lokalu).
PODSUMOWUJĄC: Moim zdaniem Restauracja posiadająca taras widokowy powinna o niego dbać. Przecież to najlepszy sposób, żeby zapewnić sobie miejsce w pamięci Klienta. Kelnerki, choć uśmiechają się miło i są uprzejme są niekompetentne i nie dbają o przestrzeń w należyty sposób. Myślę, że taki taras mógłby być świetnym miejscem na obiad, spotkanie z przyjaciółmi, a nawet na romantyczną kolację, jednak brak odpowiedniej opieki nad tym miejscem skutecznie zapobiega powstawaniu takich pomysłów przynajmniej w mojej głowie. Sytuacje ratuje jedynie jedzenie - trzeba przyznać jest świeże i bardzo dobre.
Mam bardzo duże zastrzeżenie co do funkcjonowania bankomatów ING Banku Śląskiego czy raczej systemu zarządzania bezobsługowymi wypłatami pieniędzy. Na co dzień bankomaty działają ok - wypłaty można dokonać bez większych problemów i choć ograniczono paletę nominałów jakie można wypłacać (kiedyś można było wypłacić pośród innych również nominał 10 PLN, teraz już takiej opcji nie ma) to nie mam do nich zastrzeżeń dopóki działają - nigdy bowiem nie wiadomo kiedy bankomaty te działać będą a kiedy nie będą. To za sprawą przerw technicznych zarządzanych przez Bank Śląski, a dotyczących funkcjonowania bankomatów. Przerwy te mają miejsce co prawda zazwyczaj nocą (co sugeruje mi ich planowanie) choć i w dzień się zdarzają, a ja niestety mam do nich pecha - niejednokrotnie zdarzyło mi się już, że zostałam nocą bez pieniędzy, ponieważ Bank Śląski ma przerwę techniczną. Muszę tu zaznaczyć, że przerwy te dotyczą nie tylko bankomatów samego ING Banku Śląskiego, lecz w ogóle możliwości wypłaty środków z konta ING BŚ również w innych bankomatach: taka sytuacja zdarzyła mi się właśnie nocą 11 lipca na stacji benzynowej BP, gdzie znajduje się bankomat Euronetu: po włożeniu karty, wprowadzeniu PINu i wyborze kwoty wyświetliła się informacja, że dokonanie tej operacji jest niemożliwe; zdarza się niekiedy, że brakuje środków na koncie i to właśnie jest powodem niemożności wypłaty pieniędzy, lecz jestem w stu procentach pewna, że nie to było przyczyną mojego problemu, ponieważ przed wyjściem z domu sprawdziłam stan dostępnych środków na koncie za pośrednictwem ING BakuOnLine, a ponadto wyświetlony komunikat nie mówił o braku dostępnych środków, lecz o problemie z nawiązaniem połączenia z Bankiem. Oczywiście przy kasie również nie było możliwości zapłaty - nie wiem jak Bank Śląski zechciałby rozwiązać sytuację, gdybym na przykład przez taką przerwę nie mogła zapłacić za paliwo - czy obsługa stacji miałaby mi je odessać z baku?...
Bankomaty generalnie mają służyć Klientom w czasie, gdy nie mogą oni wypłacić pieniędzy bezpośrednio w banku. Uniemożliwianie Klientom co jakiś czas dokonywania tej jakże wygodnej operacji uważam za nieporozumienie, a wręcz skandal i świadectwo całkowitego braku wyobraźni ze strony ING Banku Śląskiego.
Uważam, że przerwy te mają miejsce zbyt często - trudno mi powiedzieć jak często, lecz tak jak wspomniałam nie pierwszy raz zdarzyło mi się nocą zostać pozbawioną możliwości wypłaty pieniędzy - a założenie, że zarządzanie ich nocą nie skomplikuje życia Klientom jest rozumowaniem beznadziejnie błędnym i świadczy o skrajnym niezrozumieniu potrzeb Klienta, dając bowiem za przykład ludzi właśnie nocą podróżujących, poprzez pracujących, a skończywszy na bawiących się mogę łatwo wykazać, że w godzinach nocnych istnieje takie samo zapotrzebowanie na funkcjonowanie elektronicznego systemu płacenia i wypłacania pieniędzy.
Jeżeli ING Bank Śląski nie radzi sobie z techniczną stroną swego funkcjonowania do tego stopnia, że potrzebuje co pewien czas przerwy technicznej, to uważam, że powinien przyjrzeć się temu zjawisku i może ustalić konkretne dni i godziny kiedy taka przerwa ma nastąpić i poinformować o tym swych Klientów dajmy na to SMSami kilka lub kilkanaście godzin wcześniej po to, by nie stawiać ludzi w głupiej sytuacji. Jeżeli natomiast są to przerwy zupełnie nieprzewidywalne, to może INGBŚ powinien zastanowić się nad zmianą systemu operacyjnego - niestety nie znam się na technicznej stronie obsługi bankomatów ze strony banków, więc nie bardzo wiem co mogę tu jeszcze zasugerować, jednak istniejąca sytuacja jest raczej nie do przyjęcia i mnie jako Klienta BŚ dość skutecznie od niego odstrasza.
PODSUMOWUJĄC: O ile bankomaty BŚ działają nie ma z nimi problemów, jednak przerwy techniczne zarówno pod względem ich istnienia w ogóle, jak i ich częstotliwości i nieprzewidywalności uważam za skandal i jawne lekceważenie potrzeb Klienta.
Dotarłam na stację benzynową BP późnym wieczorem w celu zrobienia zakupów na imprezę po tym jak okazało się, że pobliski sklep całodobowy nie akceptuje kart płatniczych. Oczywistym wyborem jest więc skierowanie swoich kroków na stację dwa kroki dalej, znajduje się tam bowiem bankomat Euronetu (+), a zresztą na stacji kartą też na pewno można sobie zapłacić. Otóż niekoniecznie... Bankomat działał co prawda, lecz gdy usiłowałam wypłacić pieniądze odmawiał tej operacji, lecz nie ze względu na "brak środków", lecz ze względu na niemożność połączenia z bankiem, czy coś w tym stylu. Zgłosiłam ten fakt Pani Ekspedientce - nie sprawiała wrażenia jakoś zaskoczonej, jakby to było całkiem normalne i odpowiedziała na moja uwagę, że pewnie jest jakaś przerwa techniczna, bo często w tych godzinach banki takowe zarządzają. Cóż zatem począć? - zaczęłysmy wraz z kumpelą rozglądać się za piwem, które chciałysmy kupić. Ona znalazła swoje, aj natomiast nie. Wybrałam zatem inne. Piwo było ciepłe, choć znajdowało się w lodówce. Pragnę dodać iż 11 lipca był jednym z tych niesamowicie upalnych dni, więc ciepłe piwo w lodówce to dla mnie nieporozumienie. Nie mając specjalnie innego wyjścia, gdyż liczba gatunków piwa na tej stacji była bardzo ograniczona, wzięłam ten ciepły browar i skierowałyśmy się ku kasie. Koleżanka płaciła kartą - bez problemów. Okazało się jednak, że to z moim bankiem coś jest nie tak, gdyż kiedy przyszła moja kolej pojawił się ten sam problem. Można było się tego domyślić, jednak spróbowałam i nic. koleżanka zapłaciła zatem kartą za mnie. Pani Była cierpliwa, choć ogólnie dość obojętna.
PODSUMOWNIE: Ogólnie Stacja Benzynowa BP przy ul. Conrada zrobiła na mnie wrażenie "biednej. Zauważyłam braki w asortymencie i to nie tylko jeśli chodzi o piwo. Maja tam osobne stoisko z jedzeniem, którego półki były częściowo puste, co wskazuje na to, że są nastawieni raczej na klientów dziennych, co dziwi, bo przecież ludzie podróżujący nocą powinni zastać tam taki sam wybór jedzenia i napojów jak za dnia. Dodatkowo ciepłe napoje z lodówki to pomyłka, a Pani, która sprawia wrażenie jakbyśmy ja obudziły nie poprawia sytuacji. Nie wiem tez co stałoby się, gdybym przyjechała na tę stację samochodem w celu zatankowania i chciała płacić kartą, a nie miałabym ze sobą towarzystwa - czy odsysaliby mi paliwo z baku, ponieważ bank ma przerwę techniczną? Chyba powinni to jakoś załatwić, albo przynajmniej być na bieżąco i wywieszać jakąś informację - nie wiem w każdym razie mógłby być tego powodu problem. Ogólnie zatem nie polecam tej stacji.
Odbieram telefon - Obsługa Klienta... Na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie przepadam za tego typu telefonami i najczęściej udaje mi się skutecznie spławić dzwoniącego. Zdarza się, że trafię na kogoś wyszkolonego - czy też dobrze obeznanego w temacie , kto spławić tak łatwo się nie da i potrafi utrzymać mnie na linii nie tylko czyniąc zainteresowaną, ale też np. rozbawioną. Nie jest to jednak w moim przypadku takie łatwe i takie okazało się dla Pani z Biura Obsługi Klienta Orange :-) Telefon odebrałam w całkiem niedługi czas po wstaniu - jeżeli chodzi o mnie to duży błąd dzwoniącego :-) - akurat zeszłej nocy pracowałam do późnej godziny i istniała duża szansa, że rozmowy nawet nie będę pamiętać :-). Można zatem dobierać lepiej pory wykonywania telefonów, a ponieważ trudno dogodzić wszystkim najlepiej moim zdaniem zapytać, czy pora jest odpowiednia dla Klienta na rozmowę - jeśli tak, to super, ale jeśli nie, to wystarczy dopytać o porę odpowiedniejszą - nie tylko pozostaje wrażenie, że Obsługa Klienta faktycznie jest na niego uwrażliwiona, ale też daje szansę przedstawienia oferty: Klient wie, że o danej godzinie otrzyma kolejny telefon i jest bardziej skupiony i nastawiony, ale to tylko moja skromna opinia.... Rozmowa trwała bardzo krótko :-) Dodam jeszcze, że posiadam telefon na kartę dlatego telefon takowy mnie zaskoczył - najczęściej dzwonią do tych z abonamentem, a tu proszę... Dość miła Pani, której nazwiska nie miałam przyjemności poznać (nie przedstawiła się) poinformowała mnie, że na moim koncie znalazły się nowe, bardzo korzystne oferty, które chciała mi przedstawić i poprosiła o podanie orientacyjnej wysokości doładowań mojego konta. Odpowiedziałam, że chętnie, ale najpierw chciałam poznać te oferty, które, jak to pani sama określiła, już się na moim koncie znalazły. Pani odrzekła, że właśnie do określenia tego potrzebna jest informacja o doładowaniach (nawiasem mówiąc to skoro oferty ZNALAZŁY się na moim koncie, to co tu jeszcze określać, ale pewnie się czepiam). Odpowiedziałam, że nie ma sprawy - podam, ale najpierw :-) niech mi Pani powie czy te oferty w ogóle mi się opłacają, ponieważ za dwa miesiące zamierzam zmienić sieć (!)... I tu Pani odpowiedziała, że skoro zamierzam opuści te sieć, to bardzo jej przykro i... DO WIDZENIA :-) Czyli nie tylko nie sprzedała nowej super oferty, ale dodatkowo nie zrobiła nic, żeby swojego Klienta, czyli mnie powstrzymać przed odejściem z sieci. Powiem więcej - ta Pani przekonała mnie, że oferta z którą dzwoniła nie była wcale atrakcyjna - gdyby była to rozmowa toczyłaby się nadal, bo skoro ja chcę zmienić sieć, to muszą istnieć tego jakieś powody, a Pani ze swa nową super ofertą może mnie odwieść od tej decyzji i przekonać mnie o jej irracjonalności... Nie padło pytanie "dlaczego chce pani opuścić sieć" - odpowiedziałabym, że ze względu na ceny połączeń i smsów, a wtedy Pani mogłaby mnie zasypać możliwościami jakie daje Orange w zakresie tanich usług. Mogłabym odpowiedzieć cokolwiek, a Pracownik Obsługi Klienta (dobrze przygotowany do rozmowy) powinien moim zdaniem wręcz zarzucić mnie ofertami i nie pozwolić mi odejść z sieci.
PODSUMOWUJĄC: Pracownicy Biura Obsługi Klienta Sieci Orange nie są moim zdaniem dostatecznie przygotowani do rozmów z Klientem. Wnioskuję to po krótkiej rozmowie telefonicznej, która odbyła się o godzinie mnie nie odpowiadającej, Pani nie zrobiła tak naprawdę nic, żeby mnie przekonać do nowych ofert, a poinformowana o moim zamiarze odejścia z sieci skapitulowała zupełnie. Była bardzo miła i zachowywała się kulturalnie, ale pozostawiła wrażenie, że sieć Orange nie dba o Klientów, którzy nie są zadowoleni z jej usług i nie posiada oferty, dla której warto byłoby rozmawiać za jej pośrednictwem. Cóż... Bye bye Orange...
Całkiem przypadkiem zajrzałam do małego saloniku Kolportera w poszukiwaniu kilku tygodników do poczytania. Zaczęłam się rozglądać po stojakach. Sprzedawczyni stała za ladą, a w rogu na krześle siedziała jeszcze jedna młoda kobieta - nie wiem czy druga sprzedawczyni, czy jedynie koleżanka tej pierwszej, ale zachowała się bardzo uprzejmie, gdy zorientowała się, że przesuwam wzrokiem po stojaku, który trochę zasłania. Chciała wstać, lecz zatrzymałam ją, ponieważ nie przeszkadzała mi - podkreślam to uprzejme zachowanie, gdyż niejednokrotnie zdarza się, że ludzie nie mają takiego wyczucia, a to ważne. Moje poszukiwania po gazetach nie umknęły również uwadze Pani Sprzedawczyni: zapytała, czy szukam czegoś konkretnego, co również rzadko się zdarza a już szczególnie w punktach tego typu. W spokoju wybrałam w końcu kilka gazet, a nie mogąc znaleźć jeszcze jednego zapytałam czy go dostanę. Pani wskazała mi szukane wydawnictwo i na tym zakończyły się moje zakupy. Przy kasie dorzuciłam jeszcze papierosy i gumy do żucia. Towar porozkładany jak należy - podetknięty Klientowi pod ręce w odpowiednim miejscu ;-) Jeżeli chodzi o asortyment to trudno wymagać, żeby tak małej powierzchni zmieściła się cała prasa świata ale z tego co zauważyłam najpopularniejsze magazyny dostaniemy bez problemu. Obsługa miła, aktywna i szybka.
PODSUMOWUJĄC: Niby zwykły Salonik Prasowy, a pozostawia miłe wrażenie. Zwracam na niego uwagę, aby podkreślić, że w czasie najdrobniejszych zakupów Obsługa potrafi nam poprawić humor lub go całkowicie popsuć - tu natomiast na pewno go nie stracimy.
W oczekiwaniu na dotarcie znajomych do Centrum postanowiłam usiąść w ogródku Folii. Stoliki porozstawiane w dobrej odległości od ogrodzenia i od innych stolików co pozwala na to, by goście przy każdym z nich czuli się swobodnie. Muszę przyznać, że blaty stołów są czyste. Na każdym stoi wazonik ze świeżymi kwiatuszkami, czyste popielniczki i świecznik z zapaloną świeczką. Zaznaczam to, ponieważ niestety nie zawsze na krakowskim Rynku obsługa dba o wygląd stolików. Tutaj ewidentnie dbają o nie systematycznie. Na Kelnerkę z kartą czekałam 5 minut - dla mnie to odrobinkę za długo, ale nie rażąco. Człowiek akurat się rozsiądzie, odsapnie i jak zacznie się zastanawiać ile będzie czekał na reakcję Kelnerek i za chwilkę któraś z nich podchodzi. Kelnerki w czarnych fartuchach, zadbane, uśmiechnięte - super. Po kolejnych 5 minutach Kelnerka wraca po zamówienie. Zamawiam bezalkoholowe piwo. Czekam na nie minut 15 - troszkę długo. Wiem, że Kelnerka musi po moje piwo zejść do piwnicy, wiem też że poza mną jest dużo innych stolików, ale trwa to za długo szczególnie w tak upalne dni. Niektórzy kliencie siadają w takim ogródku niekoniecznie dla atmosfery Rynku, lecz właśnie żeby ugasić pragnienie, więc napoje powinny być podawane szybciutko. Siedzę więc sobie, sączę piwko a tu pojawia się jakiś za przeproszeniem żul i zaczyna mi coś zza ogrodzenia bełkotać - nie wsłuchuję się, ale zapewne chce pieniądze albo papierosa. Kelnerka reaguje natychmiast i uprzejmie, lecz stanowczo prosi delikwenta, żeby nie zaczepiał Klientów. Ten odchodzi więc, lecz po chwili wraca i zaczepia kogoś innego. Nie słyszę co mówi, lecz sądząc po wyrazie twarzy jest już mniej miła, co zrozumiałe. To skutkuje - gościu odchodzi i nie wraca ponownie. Trudna sprawa z tym żebractwem, bo takich delikwentów jak ten Pan jest więcej i bardzo często zaczepiają klientów knajpek siedzących w ogródku a to o złotówkę, a to o papierosa. Dziewczyny muszą być czujne i stanowcze, ponieważ nieciekawie pachnący pan stojący nad twoim stolikiem, kiedy akurat jesz obiad czy popijasz drinka nie jest tym o czym marzymy. Doceniam reakcję. Tymczasem dopijam piwko i chcę zamówić następne. Nie ma raczej mowy o tym, żeby Kelnerka zauważyła, że skończyłam, więc czekam jakąś chwilę i w końcu zaczepiam inną, która akurat przechodzi w pobliżu. Brunetka z modnie obciętymi włosami wpasowuje się w styl Folii tym bardziej, żę z tego co wiem, to urządzają tam takie imprezy, na których obecny jest.... fryzjer. Nie wiem na czym akcja dokładnie polega, ale może warto się zorientować. W końcu nie co dzień zdarza się wyjść na imprezę w jednej fryzurze a wrócić w innej - co dziwne - lepszej ;-) Wracając do drugiej Kelnerki - jest też zdecydowanie bardziej ruchliwa niż ta, która mnie obsługuje. Cały czas ją gdzieś widzę, wszędzie jej pełno, widać, że dba o swoje stoliki. Po kolejnych 15 minutach dostaję moje zamówienie i od razu, w celu uniknięcia oczekiwania, aż Kelnerka spojrzy w moim kierunku, proszę o rachunek. Otrzymuję go niemal od ręki. Zawsze bawi mnie taka sytuacja - na najprostsze zamówienie czekasz i czekasz, ale rachunek dostajesz w ciągu 15 sekund - trochę tak jakby to żebyś już sobie poszedł było ważniejsze niż to, że nadal siedzisz przy stoliku i zamawiasz, ale może się czepiam ;-) Zwróciłam też uwagę, że nie skierowano mojej uwagi na jakąkolwiek pozycję w Menu. Po prostu podano mi je do stołu na samym początku i przyjęto zamówienie bez słowa. Czasem warto zagadnąć Klienta - może jakiś dobry koktajl lub coś innego wyróżniającego menu tego Klubu - nie chodzi o to by Klienta naciągać, lecz grzecznie zaproponować, wykazać zainteresowanie.
PODSUMOWUJĄC: Ogródek folii to przyjemne miejsce - widać, że Obsługa o niego dba. Troszkę mniej za to dba o Klientów, ale też bez przesady z tym brakiem dbałości. Kelnerki miłe, choć troszkę wolne, ale za to nie wszystkie. Na pewno tam wrócę, ale będę pamiętać, że Kelnerkom trzeba dać czas.
Wybrałam się do salonu EMPiK Megastore w celu kupienia płyty na prezent. Miałam już jedną na uwadze, więc po wejściu zaczęłam się za nią rozglądać oglądając przy okazji inne. Nie było wiele osób - zaledwie kilka. Z obsługi na sali dwie osoby: jedna Pani stała za kasą, drugą znalazłam po chwili za jednym z regałów i zapytałam czy dostanę konkretną płytę. Pani odpowiedziała, że jest i zaprowadziła mnie. Wskazała poszukiwane wydawnictwo i wróciła do swoich zajęć. Obejrzałam jeszcze kilka innych płyt i skierowałam swe kroki ku kasie, gdzie chciałam dokonać zapłaty. Transakcję przerwała nam pewna kobieta mówiąca zdaje się po rosyjsku. Chyba chciała kupic czekoladki, lecz jak zrozumiałam z gestów, ponieważ nie znam rosyjskiego, chciała kupić trzy paczki, a na półce była tylko jedna i na dodatek otwarta (!) - ktos musiał spróbować sobie i zostawił reszte na półce nie płacąc (świadczy to też o uwadze Sprzedawców) Pani za kasą była całkowicie bezradna głównie dlatego, że nie rozumiała prostego języka gestów, co dziwne, bo to dość uniwersalny język i przy odrobinie "trzeźwego" umysłu czy tez dobrej woli da radę się dogadać z każdym. Zaczęła tłumaczyć coś po angielsku, żeby Klientka poszła sobie na górę i że ona nie rozumie. W międzyczasie zdążyłam zapłacić za swoja płytę. Zostałam jednak przy tej kasie udając, że przeglądam informacje o koncertach wiszące za plecami Pani przy kasie i czekałam na rozwój wydarzeń. Jednak akcja nie nabierała żadnego tempa, Panie nadal nie mogły się porozumieć, a mnie troszkę się spieszyło, więc skierowałam swe kroki ku wyjściu. Pomyślałam tylko, że w sumie mogłabym pomóc na migi się dogadać Pani Ekspedientce, lecz doszłam do wniosku, że ona bierze pieniądze za obsługę Klienta i skoro czuje się dobrze w takich sytuacjach, a komuś kto ją zatrudnił nie zależy na tym, aby Sprzedawcy byli rezolutni, komunikatywni i sprytni, to tym bardziej mnie nie powinno. Ogólnie w salonie było raczej czysto, w płytach panował względny, choć nie idealny porządek. Muzyka z głośników zdawała mi się nieco zbyt absorbująca. Możliwe, że nie przeszkadza ona Klientom odsłuchującym płyty na słuchawkach, lecz dla wybierających mogłaby być odrobinkę ciszej.
PODSUMOWUJĄC:
W zasadzie wszystko odbyło się szybko i "bezboleśnie", lecz zawsze doceniam, kiedy obsługa zaczyna czarować i proponuje jakieś inne produkty wykazując zainteresowanie Klientem: w tym przypadku miło byłoby usłyszeć np. o innej płycie w stylu tej, którą się interesowałam, Pani mogłaby zaproponować jej przesłuchanie - a nóż wzięłabym obie płyty... Mogłaby też zapytać czy znam inne płyty tego samego wykonawcy, które z reszta później znalazłam sama, a znajdowały się w zupełnie innym miejscu niż nowości, co akurat zrozumiałe... Niestety do tego żeby Klienta zatrzymywać i zaciekawiać trzeba mieć serce i pewną wiedzę o tym co się sprzedaje - a takiego wrażenia nie pozostawiają Sprzedawcy w Megastore EMPiK przy Rynku Głównym w Krakowie, nie wspominając o tym jakie wrażenie pozostawiła całkowicie bezradna Pani przy kasie. Niewybaczalne jest dodatkowo jedno jedyne pudełeczko z czekoladkami na całym stojaczku i to na dodatek otwarte. Krótko mówiąc EMPiK na w swych piwnicach troszkę bałaganu ;-) choć oczywiście płytę zawsze człowiek sobie znajdzie wybierze i też będzie zadowolony, a że nie zakochany no to cóż - bywa :-)
Muszę przyznać, że Księgarnia Znaku w Krakowie na ul. Sławkowskiej jest jedną z moich ulubionych. Mieści się na niedużej przestrzeni, mimo tego nigdy nie wyszłam stamtąd bez książki lub bez solidnego planu na zakup i zawsze znajdzie się jakiś kącik, żeby się wybranej lekturze uważniej przyjrzeć przed zakupem. Dobrzy autorzy, dobre ceny, ładne wydania. Książki są w dobrym stanie - zdarza się w różnych księgarniach, że książki mają poniszczone okładki czy pozaginane strony - myślę, że dobry stan sprzedawanych w "Znaku" książek świadczy o tym, że zawsze ktoś z obsługi jest na sali i kupujący bardziej się pilnują i lepiej traktują oglądane przez nich wydania, choć nigdy nie czułam się tam tak jakby ktoś patrzył mi na ręce. Ponad to w Księgarni jest czysto, a książki leżą poukładane w nienagannym porządku. ogólnie miejsce to sprawia wrażenie bardzo dobre - taka księgarnia w starym stylu: nieduża, ale zawsze się znajdzie coś dla siebie, do tego miła atmosfera - czego chcieć więcej? Pomocna obsługa jest rewelacyjnie zorientowana w asortymencie. Nie zdarzyło mi się usłyszeć zdawkowej odpowiedzi w stylu "Wie Pani dopiero mieliśmy dostawę" czy też "Proszę chwilę zaczekać" i tu rozpoczyna się wielkie szukanie, które zajmuje wieki, a Klient i tak pozostaje lekko zagubiony, co zdarza się i to nie tylko w dużych księgarniach. Można się tam zaopatrzyć w dobra lekturę i z zakresu historii i sztuki oraz w "lżejsze" książki i wiele innych. Kiedy pytam o konkretną dziedzinę zawsze dostaję od obsługi kilka ciekawych propozycji czy to z nowości czy to spośród pozycji, które już jakiś czas są na rynku. Tak jak ostatnio: szukałam książki na prezent - traktującej o polityce, o historii, o obecnej sytuacji na świecie. Zagadnęłam Panią Sprzedawczynię licząc na to, że zaproponuje mi kilka tytułów: tak jak się spodziewałam pokazała mi kilka książek, które dopiero co się ukazały i w sumie zaproponowała mi ich 5 i odpowiedziała na pytania na temat innych wybranych przez mnie samodzielnie. Najchętniej kupiłabym wszystkie, jednak mimo iż książki nie są tam stosunkowo drogie nie było mnie stać na takie zakupy. Poprzeglądałam więc w spokoju jeszcze raz wybrane książki ostatecznie zdecydowałam się na trzy, które dobrałam patrząc również na ceny. Po zsumowaniu cena i tak była odrobinę za duża na moje możliwości, jednak Pani Sprzedawczyni uratowała mnie - gdy przy kasie zapytałam czy jest możliwość otrzymania jakiejś ulgi z uśmiechem przytraknęła i obdarowała mnie 10% zniżką. Byłam rozanielona.
Wydawnictwo Znak posiada też sklep internetowy, którego działania nie miałam co prawda okazji sprawdzić w praktyce, lecz na pewno za jej pomocą można się zorientować w nowościach i promocjach. Patrząc na obsługę na miejscu nie mam powodów podejrzewać, że sklep internetowy jest prowadzony niesolidnie.
Dodatkowo Księgarnia raz na jakiś czas zaprasza wybitnych autorów, którzy siadają przy stoliczku i czekają w określonych godzinach na czytelników - można przyjść zamienić z nimi kilka słów i dać do podpisania książkę. Świetny pomysł! - zdarzyło mi się nieraz, że sprawiłam w ten sposób komuś super niespodziankę: książka niebagatelnego autora i jeszcze z autografem!
Księgarnia posiada również profil na pewnym zagranicznym bardzo popularnym portalu społecznościowym, gdzie na bieżąco informuje Klientów o tego typu wydarzeniach, promocjach i nowościach.
PODSUMOWUJĄC: Jeżeli szukasz niebanalnej książki w przystępnej cenie to dobrze trafiłeś. Obsługa jest uprzejma i pomocna. Księgarnia oferuje zniżki, promocje i raz na jakiś czas możliwość złapania autografu jednego z autorów. Byle tak dalej!
Sklep firmowy Pierre Cardin na Św. Jana będzie zlikwidowany z końcem lipca 2010. Z tej okazji mają tam obniżkę i to bardzo korzystną. Karteczka na drzwiach informująca o przecenie przyciągnęła moją uwagę, gdyż właśnie poszukiwałam jakiejś ładnej koszuli lub krawata na prezent. Weszłam. Dwie Panie z obsługi zjawiły się momentalnie. Zaczęłam oglądać krawaty. Kiedy skomentowałam, że te które mi się spodobały są grube, a ja szukam cienkiego Pani od razu podeszła i pomogła mi wybierać. Pomogła mi dobrać krawat do garnituru, który jej opisałam co było miłe i zaoszczędziło mi chwilkę czasu. Podrzuciła tez kilka rad jak dobierać krawaty i koszule tak, aby wszystko było zgodne z zasadami, choć o to nie pytałam co doceniam, ponieważ czasem ludzie nie wiedzą pewnych rzeczy, ale wstyd im się przyznać, a takie spontaniczne niezobowiązujące rady pomagają w ubieraniu się z klasą.Zainteresowałam się też koszulami i tu również mogłam liczyć na jej wskazówki - szukałam jak najcieńszej więc powyjmowała mi kilka z równiutko ułożonych stosików, żeby zaprezentować. Ostatecznie nie zdecydowałam się, gdyż mimo na prawdę korzystnych obniżek koszule były dla mnie za drogie. Przyszło do płatności i tu miałam pewien problem jak się okazało. Ani na karcie nie miałam wystarczającej ilości środków ani w portfelu nie było całej sumy, jednak gdyby dodać obie sumy to spokojnie by mi starczyło. Pani zaproponowała zatem, że obciąży mi rachunek pewną sumą, a resztę zapłacę w gotówce. Nie zaskoczył mnie sam fakt istnienia takiej możliwości, lecz to że Pani Ekspedientka nie robiła żadnych min czy nie marudziła, lecz zaproponowała rozwiązanie. Bardzo miłe szczególnie, że czasem ludzi krępują się takich sytuacji nie wiedzą jak z niej wybrnąć, a ta Pani zachowała się z klasą, co świadczy o wyczuleniu na Klienta i kulturze osobistej. Nabiła na terminal określoną sumę, resztę przyjęła w gotówce i zaczęła pakować towar. Zdziwiło mnie, że ta druga Pani, która cały czas stała dwa kroki od nas nie zajęła się pakowaniem krawata w czasie gdy jej koleżanka czekała na transfer itd., ale ostatecznie wszystko poszło szybko, więc nie był to duży problem. Krawat został zapakowany w folię ochronną a następnie w firmowe, ładne, papierowe pudełko (dobrała pudełko do marki krawata - nie zawsze Ekspedientki przykładają do tego należytą uwagę), a ja zabrałam zakup i wyszłam ze sklepu.
Nie przyszło mi do głowy, żeby otwierać pudełko i wyciągać krawat zanim dałam go w prezencie, bo taki był cel tego zakupu. Obejrzałam krawat dokładnie zanim został zapakowany, więc wiedziałam, że nie ma skaz itp. Nie zwróciłam jedynie uwagi na to, że na wieszaczku od tegoż krawata tkwi dumnie cena :) tak więc obdarowany dostał ode mnie krawat wraz z informacją ile za niego zapłaciłam (i tak półbiedy, że cena była tą sprzed przeceny - nigdy nie wiadomo czy ktoś by sie nie obraził, że dostał coś z przeceny ;-) ) - i w zasadzie nie wiem czy to moja wina czy tej Pani, choć wiedząc, że krawat ma być prezentem to wydaje mi się, że powinna tę nieszczęsną cenę odkleić. Nie mam jednak wielkich pretensji, bo sytuację udało się obrócić w żart.
W salonie było czysto, towar poukładany dość starannie i powywieszany z pomysłem na to jak ułatwić klientowi oglądanie. Jednak przy firmach tej klasy ceny, jak i informacja na drzwiach powinny być na jakiś ładnych tabliczkach - może z nazwa danej firmy, może z ceną sprzed i po obniżce, ale na pewno nie na złożonych kartkach A4 z tandetnym czarnym wydrukiem - rozumiem, że zamykają, ale to nie znaczy, że niedbalstwo jest dozwolone ;-)
Wybraliśmy się do Galerii Echo w poszukiwaniu spinek do koszuli. Natknęliśmy się na Sunset Suits tuż po wejściu, gdyż sklep ten umieszczony jest w pobliżu wejścia do Galerii od strony północnej. W sklepie poza nami jeden klient, który po chwili wyszedł, więc zostaliśmy sami. Zaczęliśmy się rozglądać po towarze. Zapewne znacie to uczucie kiedy zdajecie sobie sprawę, że jesteście całkowicie sami w sklepie, nikt na was nie patrzy i macie wrażenie, że możecie bezkarnie zrobić co wam się żywnie podoba ;-) A więc to uczucie towarzyszyło nam przez pewna chwilę - dodam, że troszkę zbyt długą... Widzimy, że mają jakieś przeceny, lecz o dokładna cenę trzeba dopytać - jakoś nie mogłam jej znaleźć na jednaj z koszul, która mnie zainteresowała. W końcu Pani Ekspedientka wychodzi za ladę. Zostawia otwarte drzwi na zaplecze, więc można sobie rekreacyjnie poobserwować druga Panią Ekspedientkę siedzącą na krześle i metkującą towar czy coś w tym rodzaju. Nie słysząc pytania w czym może nam pomóc pytamy o spinki. Są wyeksponowane pod szklaną ladą. Czystą ladą. Zainteresowały nas dwa modele, Pani nam je zaprezentowała, ale bez żadnych dodatkowych pytań w stylu "Na jaką okazję państwo potrzebujecie te spinki". Zdecydowaliśmy się kupić jedną parę spinek, zapłaciliśmy, a że nie usłyszeliśmy żadnej zachęty do dalszych zakupów czy też jakiejś propozycji w stylu "Mamy nowe modele koszul - może są Państwo zainteresowani" (szukamy ostatnimi czasy również koszul...) czy też "A może są Państwo zainteresowani kupnem krawata - niedawno przyszły piękne" (krawatami tez jesteśmy zainteresowani...) rozejrzeliśmy się chwilę i opuściliśmy sklep.
PODSUMOWUJĄC: Sklep zadbany (pomijając dość tandetne informacje o przecenach, które jak sądzę w eleganckim sklepie powinny być przygotowane na ładnych tabliczkach przyciągających uwagę, a nie robiących wrażenie przeceny na targowisku) z warunkami do swobodnego przyjrzenia się ubraniom, poprzymierzania, powybrzydzania i takie tam, jednakże obsługa kompletnie nie zachęca do tego typu działań. Wchodzisz, kupujesz, albo nie i wychodzisz. Żadnej kurtuazji, bajerów, dodatkowych pytań, którymi niekiedy sprzedawcy potrafią tak zaczarować klienta, że choćby i nie potrzebował tego krawata czy tej koszuli, to kupi, będzie zadowolony i na dodatek wróci po następną... Zakładam zatem, że Panie nie posiadają odpowiednich kompetencji do doradzania Klientom, bądź nie mają na to specjalnej ochoty. Błąd. Ogólnie zatem firma robi wrażenie jakby niespecjalnie zależało jej na Klientach.
Reserved w Galerii Echo to duży sklep z częścią z asortymentem dla kobiet, dzieci i mężczyzn. Miejsca jest dość, aby poszukać czegoś dla siebie w każdej części za wyjątkiem tej dla kobiet :-) Mam wrażenie, że kobiety to dla tej firmy lwia część Klienteli, więc mogłoby być trochę więcej przestrzeni, a raczej mogłaby ona być lepiej zorganizowana. W zasadzie sklep dobrze utrzymany, choć na stojaku z bransoletkami znalazłam takie, które powinny się znaleźć w koszyczku z przecenionymi, ponieważ mają skazy. A taki koszyczek istnieje - stoi na ladzie i znajdują się w nim właśnie takie drobiazgi z wadami - mniejszymi większymi, ale są po obniżonej cenie. jeżeli zatem sklep wychodzi z założenia, że organizuje takie miejsce, to powinien dbać o to, aby na stojaku z towarem w normalnej cenie znajdował się towr tylko w stu procentach wartościowy - oczywiście zdarza, się, że nieostrożny klient uszkodzi towar i odwiesi go z powrotem na "pełnowartościowy wieszak", jednak obsługa powinna byc albo bardziej wyczulona, albo lepiej zorganizowana. Jednak co do uprzejmości Sprzedawców nie mozna się przyczepić. "Dzień dobry", "do widzenia" z usmiechem, bardzo miło. Akurat w momencie, gdy odwiedzałam ten sklep skończyły im się.... torby na zakupiony towar. Bardzo mnie to zdziwiło, gdyż uważam, że co jak co, ale do takiego niedopatrzenia nie powinno dojść nigdy. Ja kupowałam jedynie bransoletki a do tego miałam ze sobą pojemną torbę, więc nie było problemu, ale gdybym postanowiła zrobić tam większe zakupy to musiałabym zabrać rzeczy w rękach... dziwi to tym bardziej, żę klient nie płaci jakiś minimalnych sum za towar. Można by nawet rzec, że ceny są troszkę zawyżone - bądź co bądź Reserved jest marką sprzedającą ubrania codzienne i choć nie są to rzeczy marnej jakości, to też nie są one wykonane z takich materiałów ani zaprojektowane w aż tak oryginalny sposób, aby bluzka na lato kosztowała stówę itd... Ponadto nie było kolejki, obsługa przebiega sprawnie.
PODSUMOWUJĄC: Sklep ogólnie robi dobre wrażenie, jego wielkość nie pozwala na przepychanie się klientów między sobą, lecz, można by te przestrzeń lepiej wykorzystać. Ciuchy nie walają się po ziemi, jak to niekiedy bywa i jest czysto. Obsługa jest miła, lecz jakby się Panie serdecznie nie uśmiechały, to nie mogę pominąć złej organizacji - torby na zakupy po prostu bezwzględnie muszą być w każdej chwili, a asortyment powinien być lepiej kontrolowany pod kątem skaz. Ceny trochę zawyżone, ale bez szaleństwa. Projekty przeciętne.
Poszłam do Galerii Świętokrzyskiej w celu znalezienia kilku drobiazgów na prezent. Nie miałam sprecyzowanego ani konkretnego sklepu ani produktu, w którym chciałabym dokonać zakupu. Moja uwagę przyciągnął malutki sklepik umieszczony na rogu, w samym środku Galerii. Stosunkowo dużo biżuterii rozlokowanej na tej małej powierzchni przyciąga uwagę. Asortyment systematycznie porozwieszany zgodnie z kolorami (niebieski do niebieskiego, biały do białego itd.), co ułatwia wybór. Między stojakami nie ma zbyt wiele miejsca, lecz moim zdaniem jest go na tyle, by nie rozglądać się bez przerwy czy się w któryś z nich nie wejdzie. Niestety wyboru nie ułatwia Pani sprzedawczyni, która poza rozglądaniem się i przyjmowaniem zapłaty nie jest zainteresowana klientami - nie wiem czy wynika to z konieczności, bo będąc samej pośród tylu drobnych przedmiotów łatwo przeoczyć ewentualną kradzież, czy ze względu na niechęć, w każdym razie nie proponuje pomocy w wyborze. Wiem, że wiele klientek lubi się porozglądać, samej pooglądać biżuterię i wybrać to co najbardziej pasuje, ale niejednokrotnie zapytanie "czy mogę w czymś pomóc" jest zawsze miłym ukłonem w stronę klienta, który ogólnie czuje się zauważony. Obeszłam kilkakrotnie cały ten maluśki sklepik dokładnie przyglądając się produktom, wciąż nie wzbudzając zainteresowania i w końcu wybrałam dwie pary kolczyków w różnych kolorach. Podeszłam do kasy, aby zapłacić i w zasadzie na tym zakończyłyby się moje zakupy, gdybym przypadkiem nie zauważyła papierowych ozdobnych firmowych opakowań idealnych na zapakowanie biżuterii na prezent, ułożonych co prawda przy kasie, lecz początkowo jakoś ich nie dostrzegłam - myślę, że Pani sprzedawczyni powinna zawsze zaproponować zakup takiego pudełka - nigdy nie wiadomo z jakiej okazji klient dokonuje zakupu i czy zauważył, że takie pudełeczka są dostępne.
Podsumowując: Są sklepy, gdzie dba się o klientelę znacznie bardziej - nie chodzi o to, by wisieć na kliencie i zasypywać go deszczem pytań i propozycji, ale dopytanie czy można pomóc w wyborze i zaproponowanie drobnego dodatkowego zakupu nie tylko pozostawia wrażenie, że firmie zależy na klientach, ale też że sprzedawcom zależy na firmie, bo przecież Klient płaci... I am to firma proponująca dużo dodatków dla kobiet, dbająca o rozmieszczenie ich i wykorzystanie powierzchnie. Ceny są bardzo przystępne, choć biżuteria nie jest wykonana ze szlachetnych materiałów. Ogólnie stawiam +1, ponieważ poza brakiem zainteresowania klientem wszystko jest ok ;-)
Wizyta Montera dekodera została zapowiedziana między godziną 17 a 19. Pan przybył tuż po 17. Musze przyznać, że był bardzo miły, szybki i kompetentny. Miał trochę problemów z dekoderem ze względu na stare okablowanie w ścianach, jednak poradził sobie i wszystko działa bez zarzutów. Bardzo jasno i zwięźle objaśnił sposób obsługi dekodera tak, że po jego wyjściu nie mieliśmy żadnych wątpliwości z czym to się je. Niezłą niespodzianką, godną pochwały, było to, że zamiast zwykłego dekodera przyniósł nam.... dekoder HD i to bez żadnych dopłat. Jak nam wyjaśnił było to spowodowane tym, że na stanie brakło im zwykłych dekoderów, a jak to ujął "Klient nasz pan", a chodziło mu o to, że przecież nie będą zmieniać daty montażu z tak prozaicznych powodów jak brak dekodera - po prostu przywożą inny model - nieważne, że droższy w ofercie. Miła niespodzianka i bardzo rzadko spotykane zachowanie w stosunku do klienta. Ponadto Pan zostawił nam numer telefonu mówiąc, że gdyby były jakiekolwiek problemy czy wątpliwości, to żebyśmy dzwonili od razu do niego, to przyjdzie i pomoże. Ogólnie instalacja przebiegła szybko i sprawnie, a po Panu Monterze pozostało miłe wrażenie.
Chcę pochwalić niesamowicie miłą obsługę pociągu PKP Tanie Linie Kolejowe na trasie Kraków Główny-Kielce. Trzy osoby obsługi znajdujące się w pociągu były uśmiechnięte, miłe i bardzo serdeczne. Kupowałam bilet u kierownika pociągu i mogłoby się zdawać sytuacja banalna, a Pan poprawił mi humor swoja otwartością i poczuciem humoru. Ponadto, jeszcze przed odjazdem pociągu, miałam problem z telefonem komórkowym, a mianowicie padła mi w nim bateria. Poszłam więc się zapytać czy w pociągu znajdują się jakieś gniazdka elektryczne. Niestety takowych nie było. I w tym momencie maszynista rozbroił mnie propozycją, żebym dała telefon do podłączenia u niego w kabinie. Ładowałam go jakiś czas i na jednym z przystanków odebrałam w pełni naładowany i dzięki temu mogłam wykonać kilka ważnych telefonów. Rzadko spotyka się w polskich pociągach tak miłą obsługę - byle takich pracowników było więcej.
Nie będę się dodatkowo rozwodzić na temat wyglądu pociągu, bo choć akurat było czysto to wszyscy wiemy, że wagony pozostawiają dużo do życzenia... Czas przejazdu był taki jak napisano w rozkładzie - żadnych opóźnień.
Infolinia Lufthansy z mojej perspektywy prezentuje się bardzo dobrze. Nagranie powitalne na automatycznej sekretarce nie jest długie (co jest dla mnie plusem, ponieważ czasami na infoliniach sekretarka przemawia baaaardzo długo). Również na połączenie z operatorem czekałam bardzo krótko. Dzwoniłam chcąc dowiedzieć się czy lecąc do Chicago przez Dusseldorf z Warszawy zdążę na samolot w miejscu przesiadki. Miałam wątpliwości, ponieważ z biletu wynikało, że czasu na przesiadkę będzie mało. Rzeczowy Pan, którego nazwiska nie poznałam, ponieważ się nie przedstawił, poinformował mnie, że czas na przesiadkę powinien w zupełności wystarczyć popierając odpowiedź stwierdzeniem, że w przeciwnym razie ich system w ogóle nie odszukałby możliwości takiego połączenia. Zapytałam więc co się stanie jeśli warunki pogodowe nie pozwolą na zamknięcie się w podanych na bilecie ramach czasowych, na co odpowiedział, że mój bilet zostanie bezpłatnie przebookowany, a jeśli okaże się, że lot będzie następnego dnia Lufthansa pokryje koszty noclegu. Dowiedziałam się zatem dokładnie wszystkiego co mnie interesowało i zostałam uspokojona, choć przyznam że mężczyzna po drugiej stronie linii mógłby być odrobinę bardziej przystępny w rozmowie, co oczywiście nie znaczy, że był niegrzeczny czy niechętny.
Telefoniczna obsługa basenu na wysokim poziomie. Uprzejma Pani poinformowała mnie nie tylko o cenach i godzinach otwarcia w odpowiedzi na moje pytanie, ale też sama z siebie poinformowała kiedy basen jest niedostępny dla osoby z ulicy ze względu na rezerwację i doradziła kiedy na basenie najczęściej nie ma zbyt wielu osób.
Sam obiekt nie jest bogaty, ale utrzymany w czystości i nie brak w nim niczego co ważne dla pływaka.
Na basenie jest czysto, zarówno pod względem hali jak i wody. Ratownik aktywnie czuwa nad bezpieczeństwem pływających. Woda ma odpowiednią temperaturę - ani za zimna ani za ciepła, więc nie trzeba się czaić zanim się do niej wejdzie.
Do dyspozycji są deski do pływania w dużej ilości.
Na ścianie wisi sekundnik, więc można sobie kontrolować czas przepływu, a dodatkowo jest drugi zegar pokazujący czas rzeczywisty.
W szatniach również jest czysto. Szafki zamykane na porządne kłódki. Jest przebieralnia. Toaleta również utrzymana w należytym porządku.
Na korytarzu są suszarki do włosów i lustro.
Szatnia na odzież wierzchnią jest bezpłatna.
Obiekt przystosowany do użytku dla osób niepełnosprawnych.
Pieniądze, które wysłałam za pośrednictwem innego banku na rachunek odbiorcy będącego klientem PKO BP nie doszły do odbiorcy. Po złożeniu reklamacji w banku, z którego pieniądze wyszły okazało się, że po jego stronie jest wszystko w porządku, lecz jak dowiedzieli się pracownicy nazwa odbiorcy nie zgadzała się z numerem rachunku. Sprawdziliśmy numer konta z dokumentami właściciela rachunku - wszystko się zgadzało. Ostatecznie okazało się, że bank PKO BP otwierając rachunek wpisał w dokumentach mojego odbiorcy nieprawidłowy numer konta, które w rzeczywistości należało do kogoś innego. Tam tez trafiły pieniądze. W banku PKO BP nie poinformowano nas ile będzie trwało załatwienie tej sprawy, lecz na szczęście poszło to szybko i w ciągu kilku dni od złożenia reklamacji pieniądze zostały zwrócone prawidłowemu odbiorcy.
Dziękujemy za zgłoszenie. Z każdej opinii i oceny wyciągniemy wnioski, aby poprawiać jakość obsługi Klientów.
złożyłam reklamację, ponieważ...
złożyłam reklamację, ponieważ pieniądze które wysłałam za pośrednictwem Banku On-line nie dotarły na konto odbiorcy mimo tego, że zarówno numer rachunku jak i nazwa odbiorcy były prawidłowe. Reklamacja została załatwiona bez żadnych przeszkód i problem został rozwiązany. Pracownicy telefonicznego biura obsługi klienta byli mili i kompetentni. Ostatecznie okazało się, że wina nie leżała po stronie Banku Śląskiego, lecz banku odbiorcy. W czasie składania reklamacji poprosiłam o potwierdzenie telefoniczne i pisemne - zostałam poinformowana telefonicznie o wyniku działań podjętych przez Bank Śląski, a po kilku dniach otrzymałam pismo. Wszystko jak należy z kulturą i w ramach zapowiadanego terminu załatwienia sprawy.
W lokalu jest czysto i obsługa jest uprzejma, lecz nierzetelna. Zamawiając na wynos pizzę podzieloną na dwie różne połówki z konkretnie wskazanymi składnikami, które maja się znaleźć na każdej z nich zrobiono pizzę ze składnikami co prawda takimi jak chcieliśmy, lecz pomieszanymi na połówkach. Nie było ruchu, nie czekaliśmy długo. Nie przyszło nam jednak do głowy żeby sprawdzić jaka pizza znajduje się w pudełku. Zjedliśmy ją, była świeża i smaczna, ale gdyby w grę wchodziła na przykład alergia pokarmowa na składniki, to ktoś zostałby głodny...
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.