Żywność, zioła i przyprawy to główny asortyment tego sklepu.Z żywności oferują: różne rodzaje mleka w proszku dla dzieci i niemowląt, kaszki, odżywki, produkty Bobo -Vita itp. Zioła to głównie opakowania wszelkiego rodzaju ziół sypkich i w saszetkach do parzenia expresowego - nagietek,szałwia, kłącze tataraku,mięta i tak można wymieniać bez końca, ponadto mają też leki produkowane na bazie ziół,krople, wyciągi z ziół, wszelkiego rodzaju przyprawy ziołowe - majeranek, kurkuma,imbir,koper, gotowe mieszanki do kiszenia np. ogórków itd. Poza wymienionymi artykułami dostępne są tu także: pieluchy jednorazowe,butelki dla maluchów, smoczki, gryzaczki,grzechotki,środki higieniczne, ziołowe cukierki, tik-taki,zasypki,kremy,środki pielęgnacyjne.To bardzo potrzebny (o czym świadczy ruch klientów) i jeden z najlepiej zaopatrzonych sklepów w tym miasteczku, w bardzo dobrej lokalizacji - centrum miasta.Lokal sklepu jest średniej wielkości,jasny, dobrze oświetlony,towar poukładany z oznaczonymi cenami widocznymi na pierwszy "rzut"oka, nic nie wadzi wchodzącym i wychodzącym klientom. Obsługa miła,życzliwa, sympatyczna,dobrze zorientowana w posiadanym asortymencie, ale to nic dziwnego bo to sami właściciele, którzy mają wiedzę bieżącą w"ruchu towarowym", nie zatrudniają dodatkowego pracownika i świetnie sobie radzą, nic nie umyka ich uwadze. w sklepie dostępne są też niektóre słodycze, ale bez przesady - nie mają np. chipsów co jest bardzo chwalebne, gdyż nie należą one do tzw "zdrowej żywności", natomiast inne sklepy są wręcz, powiedziałabym, przeładowane nimi. Ceny też nie przerażają - to ważny atut.Ja tu wstąpiłam po: cukierki łagodzące na gardło"5 ziół"- 4,79 zł/op., szałwię - 2,65 zł/op., przywrotnik - 4 zł/op., krwawnik - 2,30 zł/op. Zioła maja pakowane w torebkach po 50g, wszystkie z atestem bezpieczeństwa dopuszczającym do obrotu, Wszystko czego dziś potrzebowałam z tego sklepu zakupiłam bez zbędnego oczekiwania. Klienci praktycznie wchodzili i wychodzili, obsługa była na bieżąco, mimo iż w sklepie jest tylko jedno stanowisko kasowe.Można powiedzieć "ciągły ruch", a to też świadczy o potrzebie istnienia tego sklepu.Jedna z klientek odbierała w sklepie wyniki analizy laboratoryjnej, gdyż tego typu usługi pośrednictwa są też w zakresie możliwości właścicieli,
W tym sklepie zakupy robię od czasu do czasu,właściciel ma renomę dobrego producenta, gdyż prowadzi nie tylko handel ale także ubój i produkcję wyrobów masarniczych ale cenami przewyższa wielu co też nie jest tajemnicą.Zbliżam się do sklepu, ekspedientki na progu sklepu konwersują, nic dziwnego klientów brak a i godzina zbliżająca się ku końcowi pracy. Podchodzę "dzień dobry" panie zapraszają. Wchodzę do środka , mały sklepik, głównie wędliniarski z którego przejście jest do drugiego pomieszczenia-sklepiku z artykułami co najmniej wątpliwymi jak na "sąsiedztwo" mięsa i wędlin (nawet przez ścianę)-zabawki, sztuczne kwiaty (tyle zauważyłam przechodząc), kuriozum prawdziwym jest pojazd dla dziecka ustawiony pod ścianą z boku ( pewnie w tamtym pomieszczeniu się już nie zmieścił).Pracownicy powinni wiedzieć, że pewne artykuły nie tyle nie powinny ale wręcz nie mogą ze sobą sąsiadować zbyt blisko ( gdzie higiena).Na półkach i w przeszklonej chłodni towaru dużo, a nawet ogrom jak na godzinę zbliżającą się ku końcowi handlu (do 17-ej), na pewno już dzisiaj tergo nie sprzedadzą, ceny "przodujące" schab z kością prawie 15 zł/kg (w EKO w prawie tej cenie bez kości można kupić), schab bez kości ponad 20 zł/kg ( przeszli samych siebie,to rodzinny interes, nie mają pośredników handlowych a "łupią" ile się da), ten asortyment mnie nie interesował w kwestii zakupu.Ja chciałam kiełbasę szynkową i "kruchą", obie drogie jak "diabli"ale czasem trzeba "dać radość podniebieniu"i pozwolić sobie na odrobinę "szaleństwa smakowego", no więc biorę : szynkowa(już przeze mnie sprawdzona smakowo) prawie 22 zł/kg - 0,5 kg (ot taki kawałeczek), krucha (bardzo smaczna) prawie 19 zł/kg - 2 pętka ,prawie 0,5 kg, zapłaciłam blisko 20 zł i jedzenia za wiele nie ma, no ale trudno ,sama chciałam. Obsługa owszem nie powiem ,bardzo miła, panie uprzejme, uśmiechnięte, ubrane w fartuszki jak na sprzedawczynie przystało, tylko ,że w tych fartuszkach stały też na progu sklepu gdy przyszłam i cały kurz z ruchliwej ulicy na pewno na nich osiadał, tak że z jednej strony OK, ale z drugiej byle jak.Jedyne co na "medal" to szybka, sprawna obsługa, bo wizyta w sklepie trwała do kwadransa.Złośliwy powiedziałby "nie żądaj zbyt wiele, ciesz się chwilą" i pewnie tez miałby odrobinę racji.
Z usług tej myjni korzystam od czasu do czasu ( z wyjątkiem okresu zimowego), mycie ręczne z woskowaniem i odkurzaniem to wydatek rzędu 40 zł, po jakimś czasie stali klienci płacą 30 zł.Tym razem przywiozłam męża po odbiór samochodu z warsztatu znajdującego się obok, kolejki do myjni nie było a klient właśnie odjechał wiec skorzystałam. Dwóch pracowników natychmiast zajęło się moim samochodem.Najpierw auto zewnętrznie dokładnie zmoczono, potem wodę połączono z szamponem, spłukano pianę, następnie woskowanie, polerowanie i auto umyte.po tych zbiegach odkurzanie, bardzo dokładne - od bagażnika, poprzez półkę, siedzenia ,wycieraczki, wszystkie zakamarki i podłogę.Solidnie "miejsce w miejsce", na końcu wyczyszczono szyby, sprzątanie kompleksowe - obsługa "full - wypas", mogłam zapłacić i odjechać. Pracownicy "uwijają' się jak mogą odziani w kombinezony i odpowiednie obuwie, mili, życzliwi, skorzy do żartów, jak większość mężczyzn,zwłaszcza gdy zjawiają się kobiety i nie ma w tych słowach ani odrobiny złośliwości, tak to już jest,że "kobiety łagodzą obyczaje". Ten zakład to jedno pomieszczenie wewnątrz budynku i teren przy zakładzie dzielony razem zakładem Auto-Naprawy, nie ma wyraźnej granicy, toteż otoczenie pozostawia wiele do życzenia, bo przypomina swoiste składowisko rzeczy niepotrzebnych - resztki aut, jakieś opony i wiele innych "gratów". Pewnie pracownicy nie mają czasu na porządkowanie, albo nie do końca im się chce.Nie wiem jak inni, ale ja z obsługi jestem zadowolona, choć widok otoczenia mnie nie zachwycił.
"Szybko, sprawnie, terminowo' - tak można określić usługi tego zakładu naprawczego. Miałam już konieczność skorzystania z usług tego warsztatu, ale tym razem to samochód mojego męża wymagał naprawy a konkretnie - hamulce.Na tą wizytę umówił się w zeszłym tygodniu i wcale nie był tym faktem zmartwiony - wiadomo dobry fachowiec ma zawsze dużo pracy (zwłaszcza w tej branży), ale warto na niego poczekać.Gdy wczoraj przyjechaliśmy na umówiona godzinę jeden z boksów był już przygotowany i mąż wjechał od razu na kanał, zostawił kluczyki i na odbiór umówił się na dzisiaj pomiędzy godz. 14-ą a 15-ą. Przywożę męża do warsztatu, a tu jego samochód wyprowadzony, na kanale stoi już jakiś inny, no tylko się cieszyć, w dzisiejszych czasach terminowość nie zawsze cechuje zleceniobiorców, tutaj pracownicy dbają o renomę.Nie przyjmują samochodów na zapas, aby trzymać klienta, tylko umawiają się na określony termin dając tym samym możliwość skorzystania z innego zakładu, słowem nie trzymają klienta "siłą"- pełne predyspozycje do istnienia na "rynku".Budynek zakładu to warsztat z dwoma boksami naprawczymi wyposażonymi w kanał, liczne narzędzia i jakieś urządzenia typu podnośniki (chyba, nie znam się na tym), na pewno są one potrzebne przy remontach pojazdów. W warsztacie jak to w warsztacie czuć smary i inne zapachy typowe dla tego miejsca, pracownicy w kombinezonach, usmarowani, trudno wymagać czegoś lepszego - taka praca. Zboku warsztatu kantorek pełniący rolę biura - telefon ,drukarka,komputer, radio umilające czas pracy w warsztacie, biurko i nieład totalny, chyba od "wieków" nikt tu nie sprzątał, nawet pajęczynki. Jeśli szefowi to nie przeszkadza to nic mi do tego. Mąż zapłacił za usługę 400 zł co, jak sam stwierdził, nie jest jeszcze "rozbojem" zważywszy na markę pojazdu i rodzaj usterki, nie wypowiadam się w tej kwestii ,bazuję na jego opinii.Otoczenie warsztatu nie wygląda ciekawie, bardziej rodzaj jakby złomowiska, 6 zdezelowanych aut, które na pewno na drogę nie wyjadą , bo ich wygląd to bardziej "resztki" niż jako taka całość, może składają złom aby go później sprzedać, to też jest jakiś sposób działania, nie twierdzę, że zły, ale taki jest fakt wyglądu.Droga dojazdowa do warsztatu też trochę "sfatygowana" ale da się jeszcze przejechać - może poprawią.Fachowość pracowników jest bez zarzutu, jeśli w samochodzie jakaś część nie musi być jeszcze wymieniana, ale za jakiś czas będzie, pracownik o tym informuje, a nie wymienia na siłę co tylko się da, zwrócił uwagę mężowi na jakieś końcówki, które tak do pół roku jeszcze posłużą, ale trzeba mieć to już na uwadze.Klientów maja sporo, kierownik tylko wpisuje terminy w kalendarzu i obsługuje bieżące drobne naprawy. Przy mnie zapisywał gościa na 24-ego, to zachowanie godne pochwały, nie każe zostawiać samochodu aby już go mieć, jak klientowi będzie za długo zawsze może poszukać innego mechanika.
Jessica to bardzo ładne imię (przynajmniej mi się podoba) ale traci na wartości przy istnieniu miejscowego sklepu o tej nazwie, po wyjściu z którego nasunęła mi się tylko jedna myśl:"Charyzma handlu w nabijaniu klientów, jak tylko się da", a to za sprawą ładnych damskich czółenek na obcasie typu "szpilka", którymi w ubiegłym roku byłam bardzo zainteresowana i nie był to sklep Jessica, tylko obuwniczy w Brzegu, który bardzo lubię bo wiele par tam kupiłam w cenach bardzo przystępnych wprost od producenta, a tych kupić nie mogłam ze względu na brak rozmiaru. Opisywany tutaj sklep Jessica to handel artykułami używanymi, podobna z krajów zachodnich. Wielokrotnie przechodziłam obok ale jakoś nie przyszło mi na myśl ,aby tam wejść.Tym razem jednak weszłam, manekin na oknie wystawowym prezentował letnią sukienkę w kolorze wrzosowym toteż nie zaszkodziło wejść i obejrzeć - to nie kosztuje. Pokonałam 3 schodki i jestem w środku. Lokal sklepu spory, mimo dużej ilości towaru poukładanego na 2 stolikach swoboda poruszania się zapewniona bez konieczności ocierania się o innych klientów, nawet gdyby było ich np. dziesięciu,ale w sklepie pusto, tylko ja i nie zdradzająca zadowolenia ekspedientka za ladą., która odburknęła na moje "dzień dobry".Pytam o cenę sukienki, nie wiedziała, zdjęła manekin z wystawy,odsłoniła założone bolerko i ukazała się cena 10 zł oraz rozmiar 36, podziękowałam i przeprosiłam za kłopot, nie odpowiedziała, najwyraźniej jeszcze bardziej niezadowolona brakiem mojego zainteresowania kupnem. Mimowolnie skierowałam wzrok na półkę z butami i torebkami a tam znajome, wspomniane wcześniej buty, podchodzę, oglądam, brak oznak chodzenia, ktoś sobie tylko zadał trud aby sprawić wrażenie używania - zabrudził podeszwy na których brak oznak zadeptania, niedbale zerwał cenę tamtego sklepu (wiem jak tamten sklep metkuje) i w innym miejscu nakleił swoją - 30 zł. Cena fabryczna tych butów w Brzegu była 29 zł/para, potem gdy rozmiary "mało chodliwe" nie sprzedawały się spadła do 19 zł, jedna para bardzo długo stała na półce rozm. 41, a cenę obniżono do 9 zł.Wiem co pisze, te buty miałam przyjemność śledzić na bieżąco, mając niedosyt wtedy zakupu z braku rozmiaru dla mnie. Tera trafiam na towar, który doskonale znam tu w Jessice w cenie "mnie powalającej", upewniam się czy aby na pewno, ekspedientka potwierdza łaskawie poirytowana i znacząco patrzy na moje stopy, z pewnością widzi, że to nie mój rozmiar, odstawiam i jeszcze chwilę rozglądam się po sklepie,nic nie kupię ale popatrzyć mogę (chyba mnie nie wypędzi).Ubranka dla niemowląt po 3 zł/szt, ale za 2 szt.5 zł tylko wygląd bardziej ścierek do podłogi.Przejrzałam parę sztuk odzieży na wieszakach, ceny od 10 zł w" górę" nie warte zainteresowania. Jedyna zaleta sklepu to idealny porządek, kto miał cokolwiek poprzewracać jak klientów brak. Odwiedzone niedawno przeze mnie POLO to istny "gwar zakupów", mimo że ciasne lokal-owo, a tutaj cicho, pusto ponuro i niesympatycznie i drogo (jak na jakość i pochodzenie) chociaż wszystko poukładane.Pewnie przypadkiem ktoś tu wejdzie - jak ja dzisiaj.
Wyszłam zniesmaczona , nie kupiłam nic - zresztą nie zamierzałam,obsługa "z łaski na uciechę", towar w cenach "dla naiwniaków", nic dziwnego że kupujących brak, "klienci to nie idioci - swój rozum mają"i chwała im za to. Obsługująca najpierw powinna się wiele nauczyć, a potem brać się za "biznes".Jest tu bo jest, dla samego "bycia"(moim zdaniem).
To jedna z dwóch Biedronek w Grodkowie, rzadko tu zaglądam, a to głównie z powodu przyzwyczajenia do tego z ulicy Grunwaldzkiej, ten sklep na Kościuszki jest stosunkowo "młody", od jakichś 2 lat otwarty. Dziś tu udałam się na małe zakupy typu mleko, masło, warzywa i obejrzeć promocje "poniedziałkowe". Lokal sklepu nie duży, ale ogromny, 5 "alejek" między regałami do swobodnego poruszania się bez obawy o strącenie lub przewrócenie czegokolwiek, nawet jeśli ktoś porusza się na wózku inwalidzkim , czy prowadzi wózek z dzieckiem.Pracowników sklepu widać z daleka za sprawą odzienia ozdobionego znakiem firmowym, po sklepie przechadza się strażnik. Pracownicy krzątają się przy półkach, jeden wyjechał na urządzeniu czyszczący posadzkę, bo pogoda z lekka deszczowa i klienci z butami "nanoszą" błoto, jak widać obsługa stara się na bieżąco uprzątać, nie wadząc przy tym klientom.Kieruję się do chłodni,mijając napoje i pieczywo, które raczej mnie nie przekonuje do zakupu, masło ponad 4 zł/kostka - biorę, margaryna 1,49 zł/ kostka - biorę, ser Mozzarella tarty 4,19 zł/opakowanie 150g - biorę, ser żółty Salami w plasterkach 5,29 zł/opak. 300g - biorę, oles słonecznikowy 4,34 zł/litr - biorę, marchewka ,pietruszka, seler - za duży, ale na moją prośbę pracownik mi przekroił więc biorę pół,oglądam oferty promocyjne, nic ciekawego tym razem co mogłoby mi się przydać - jakieś narzędzia, koszulki, tarki do jarzy, szafki - nic dla mnie, chusteczki higieniczne - biorę. Staję do kasy (dwie czynne),"ogonki po 6 i 7 osób, do pozostałych kas nikt nie przychodzi, przecież na sklepie są pracownicy, czyżby nie mieli uprawnień na "kasę?", no ale stoję, czas mi się dłuży, bo klienci przede mną mają pełne wózki, ja tylko parę rzeczy w koszyku. Doczekałam się, kasjerka miła, uprzejma ,życzliwa, uśmiechnięta, proponuje reklamówkę ale mam swoją torbę. Właściwie to jak zaobserwowałam kasjerki mają chyba obowiązek sprzedaży reklamówek bo w każdym sklepie proponują - niemal wciskają, to już nie jest w porządku bo klient jeśli potrzebuje to sam poprosi, no ale trudno widocznie mają taki "przykaz", stojąc w kolejce zauważyłam na ich twarzach lekki "zawód" jeśli klient odmawia i pełną radość jeśli bierze. Firma w tym względzie przeszła "samą siebie", ale "biznes to biznes" a "utarg to pieniądz".Choć trudno dziwić się pracownikom to jednak wrażenie zostaje u klienta.Kasjerka mi skasowała towar na kwotę 30,54 zł. Prawdę mówiąc niewiele mam, no ale trudno "robisz zakupy to płać", w innym sklepie za te artykuły zapłaciłabym jeszcze więcej, bo ot chociażby ser żółty jest gdzie indziej w cenie ponad 20 zł za kg i nie ma opakowania hermetycznego. Tak że, w sumie, nie powinnam narzekać, a jednak człowiek ma jakieś mieszane uczucia.Zapłaciłam , kasjerka podziękowała i zaprosiła ponownie.
Jest bardzo wcześnie a to jeden z nielicznych sklepów czynny o tej porze więc się do niego udaję "po drodze" aby kupić coś na szybkie śniadanie do "przełknięcia w biegu". W małym przedsionku sklepu, na parapecie dużej witryny siedzi sobie 2 panów, jeden spożywa piwo z puszki,drugi się chyba zastanawia co zrobić bo puszkę tylko trzyma w ręce, miny mają "nietęgie", widać niezadowolenie a może tylko zwykły "kac". Ktoś powinien im uświadomić, że picie piwa w tym miejscu to co najmniej niestosowne,ale co mnie to obchodzi.Wchodzę do sklepu, dziewczyny jak zawsze miłe,uprzejmie, mimo wczesnej pory, w pełnej gotowości do pracy, w strojach pracowniczych przyodziane.Pytam o słodkie bułeczki, są, biorę 2 sztuki, drogie jak "diabli" - 1,35 zł/szt,ale trudno,jedną zwykłą - 0,80 zł też wzięłam, tak na wszelki wypadek gdyby mi w drodze głód dokuczył,gumę do żucia - ponad 2 zł, niech będzie, wodę mineralną i papierosy - zapłaciłam prawie 18 zł, choć zakupy można powiedzieć "doraźne",trudno z "realiami " się nie dyskutuje.W sklepie kilku klientów, sami panowie - biorą głównie bułki i piwo,jeden wziął tylko gazetę, wszyscy, jakby zgodnie "psioczą" na ceny, ekspedientki starają się jak mogą usprawiedliwiać ten fakt, nadrabiając miną,uśmiechem i uprzejmością, nawet zgrabnie im to wychodzi - w tym względzie profesjonalizm, wiedzą jak rozładować "niezadowolenie klienta", dbają też o to aby do kasy nikt długo nie czekał, obsługują na bieżąco co trudne nie jest przy dwóch stanowiskach i małej ilości kupujących.W sklepie porządek, czyściutko, posprzątane, jasno, przestronnie, towar, w zasadzie,asortymentem na półkach poukładany, tylko napoje w butelkach plastikowych po staremu na posadzce stoją i nikt jeszcze nie pomyślał o lepszym miejscu dla nich. Znicze i wkłady zapasowe do nich też jakby "towarzystwo" mają nie "swoje" - cebula, ziemniaki, pomidory. przylegając do prasy.Szybko mnie obsłużono i ruszyłam w drogę bo na godzinę 8-ą musiałam być u celu.Gdy wychodziłam w przedsionku sklepu pijących piwa już nie było.
Późna, jak na sobotnie zakupy pora, ale nie zawsze się uda na czas, tym bardziej że dzień miałam wyjazdowy. W nadziei kupna jakiegoś mięsa udałam się tutaj, bo w poprzednim sklepie nie udało mi się wszystkiego nabyć. Na parkingu przed sklepem raptem 4 samochody, pewnie spóźnialscy mojego pokroju, sklep czynny tylko do godziny 20.00 a może raczej aż do 20.00, jak dla mnie jest OK, dla pracujących chyba "trochę mniej".Wchodzę do sklepu ,klientów niewielu, przy kasie stoi jeden, zmierzam w kierunku stoiska z mięsem, po drodze "zaczepiam" o pieczywo - biorę 6 świeżych bułeczek (jeszcze ciepłe) 0,29 zł/szt., mijając cukier "rzucam okiem"okiem na cenę - 5,49 zł/kg "rozbój" myślę, przy stoisku z mięsem pełne zadowolenie - na rosół co trzeba dostałam, schab, karczek jeszcze dostępne, wzięłam jedno i drugie - zamrożę ,będzie na "zaś" bo ceny promocyjne - 15,99 zł/kg i 9,99 zł/kg.Wracam do kasy, po drodze majonez, przydałby się ale prawie 9 zł/słoik, jeszcze się obejdę.Widzę na posadzce coś się komuś rozsypało i dziwne, że tego nie uprzątnięto, ale pracownicy też już zmęczeni i posprzątają pewnie po zamknięciu (godzina 20.00 tuż tuż), a może nikt jeszcze tego nie zauważył, trochę to dziwne bo 2 pracowników uzupełnia towar na półkach, tu jakby odrobinę kompetencje zawiodły, ale trzeba zrozumieć człowieka .Jednak mimo zmęczenia ( bo sobota to dzień "wariacji zakupowych") starają się być mili, uprzejmi i życzliwi, doradzają jak mogą, tego nie można im odebrać. Przy kasie mówię do obsługującej żartobliwie "idźcie już do domu, sobota też wam się należy", uśmiechnęła się serdecznie i odpowiada "już niedługo". Pracownicy na tle klientów widoczni, każdy w odzieniu wierzchnim ochronnym. Szybko zostałam obsłużona i mogłam udać się do domu "pomieszkać" w dniu dzisiejszym.
Sobota, późne popołudnie, późno wróciłam, zakupów na niedzielę jeszcze nie zrobiłam więc wstępuję do sprawdzonych sklepów. Najpierw Biedronka, może uda mi się jeszcze coś sensownego kupić. parkuję pod sklepem ,wchodzę do środka,klientów całkiem sporo, biorę koszyk i między półki ruszam. Woda mineralna po drodze - biorę 2 butelki 1,75 litra po 1,89 zł za sztukę, cukier 3.49 zł/kg biorę, makaron 1,39 zł/opakowanie biorę 2 szt.,ćwikła 2,29 zł/słoik biorę, kurczaki - brak (w zasadzie sama sobie jestem winna - za późno, ale z drugiej strony o klientów trzeba dbać, nawet tych spóźnionych), schab - drogi jak diabli - 6 cienkich plasterków 400g prawie 8 zł - daruję sobie, może w EKO będzie tańszy, najwyżej tu wrócę, bułki - 2 twarde, nie biorę, pączki mnie nie interesują choć poniżej 1 zł/szt.,szczypiorku brak, rzodkiewka - zwiędły pęczek, daruję sobie, no chyba to wszystko, zmierzam do kasy a tu kolejka 6 osób, stoję i czekam, kasjerka 3 razy dzwoniła po koleżankę do sąsiedniej kasy, wreszcie się zjawiła. Tak się rozglądam pracowników jakby nie widać, zawsze się kręcą, doradzają a tu dzisiaj "kliencie radź sobie sam", wygląda na to ,że na sobotnie popołudnie firma ogranicza ilość pracowników.Jakiś Pan szukał brzoskwini w puszce to przyszedł do kasy się zapytać bo na sklepie był tylko ochroniarz (widać nowa twarz, więc nic dziwnego, że jeszcze dobrze nie zorientowany), można go było rozpoznać po ubraniu pracowniczym. Po sklepie swobodnie poruszali się klienci bo o przestronność i oświetlenie firma tu zadbała.Dziś tu jedynie wygląd sklepu zasługuje na pełną pochwałę, bo porządek - towar poukładany ,śmieci nie widać. Doczekałam się obsługi przy kasie i pospiesznie opuściłam sklep.Nie chcę się czepiać, może to tylko jakaś nieudana chwila codziennej egzystencji, ale tak jakoś mam niedosyt.
Czekając na męża w okolicy Dworca PKS , zaparkowałam przy małym sklepiku na szybie którego widniał napis: Papierosy Kawa Słodycze. ponieważ czas mi się dłużył a papierosy mi się kończyły i pragnienie zaczynało dokuczać, postanowiłam wejść i zaspokoić moje aktualne potrzeby. Obok sklepiku mały ogródek z krzesełkami i stolikami pod parasolem - całkiem przyjemny widok, przy jednym stoliku młoda kobieta z dzieckiem spożywają lody,zdawałoby się - porządeczek jak należy "prawie poziom europejski", zdziwił mnie jednak brak szyldu nad drzwiami wejściowymi.Wchodzę do środka a tu właściwie pustki - jakieś pojedyncze sztuki zapalniczek, 4 opakowania kawy i kilka batoników. "ooo nieczynne?"i zamierzam się wycofać,"proszę, proszę" - zaprasza miłym głosem dziewczyna lekko zakatarzona "czynne, tylko przygotowujemy się do malowania i towar jest już wyniesiony do magazynu, co pani podać", "papierosy LM miętowe i jakiś napój, najlepiej wodę mineralna niegazowaną w małej butelce", "wodę mam tylko 1,5 litra", "a inny napój?","Fanta, Coca-Cola,Red-bul i w kartonikach dla dzieci", "niech będzie w kartoniku brzoskwiniowy lub cytrusowy, jeśli jest", "tak zaraz przyniosę", podliczyła na kartce, podała kwotę 12,48 zł i udała się na zewnątrz, w sklepie, a właściwie na progu sklepiku ( wielkość lokalu to ok. 2x3 m ) został jakiś mężczyzna. po chwili dziewczyna wróciła, przyniosła towar dla mnie, wzięła pieniądze i NIE dała mi paragonu.Wszak każdy handlowiec powinien wiedzieć, ze paragon to obowiązek w handlu, niezależny od warunków. Właściwie czynne czy nieczynne, bo do końca trudno się zorientować, jedno jest pewne "płać kliencie i spadaj" bo tak się poczułam, bardzo szybko zostałam obsłużona. A swoją droga faktycznie ,pomieszczenie, aż prosiło się o remont - ściany szare z kurzu i brudu z odstającymi tu i ówdzie "wiórkami" starej farby, półki też renowacji proszą.Ja rozumiem remont, przygotowania, ale skoro jest taka potrzeba (rozumiem potrzeby) to chyba właściciel powinien darować sobie w tym dniu sprzedaż, bo zostawia to niesmak i odrazę u przypadkowego klienta (jak ja), no ale widać podejście ma w stylu "pieniądz ponad wszystko". Może kiedyś jeszcze tam zajrzę, ot tak "dla zwykłej, ludzkiej ciekawości" zobaczyć czy komfort handlowy jest lepszy. Bardzo możliwe, że trafiłam na zły czas, o złej porze dla tego sklepiku i dlatego "mieszane" odczucia ze wskazaniem na nieciekawe mi pozostały.
Tym razem wstąpiliśmy z mężem ,aby skorzystać z WC, zakupić Hot-dogi skorzystać z kompresora, tankowanie nas nie interesowało bo bak mieliśmy wypełniony ilością paliwa wystarczająca. Kompresor był sprawny więc mąż zajął się oponami a ja udałam się "za potrzebą".w toalecie czyściutko, woda przy umywalce zimna- ciepła, karta kontroli czystości zdradza informacje bieżącej kontroli,pachnąco ,aż przyjemnie wejść i skorzystać.Tłoku w sklepie nie było, klienci wchodzili i wychodzili w zasadzie na bieżąco, bo kolejka do jednej kasy (2 dostępne) 2-3 osób to żadna kolejka.Obsługujące dziewczyny w odzieży firmowej Orlenowskiej miłe, uśmiechnięte,życzliwe, skore do zażartowania z klientem.Tym razem nie było dodatkowej osoby do przyrządzania gorących przekąsek, więc obsługujące kasy same musiały je przygotować a to już wydłużało czas oczekiwania ,mimo iż kolejka prawie żadna, klient przede mną brał 6 sztuk Hot- dogów , to wydłużyło znacznie moje oczekiwanie na obsługę, gdybym stanęła do kasy obok, poszłoby szybciej, trudno "mój pech", a swoją drogę to nie rozumiem dlaczego tylko czasami jest tu dodatkowa osoba do obsługi, przecież gorące przekąski to dodatkowe stanowisko, komuś zabrakło wyobraźni - właściciel o "czymś" nie do końca pamięta, przecież to duża stacja, dobrze rozplanowana do obsługi ,przy głównej drodze do autostrady i Opola, a więc bardzo ruchliwej.Zakupiłam to co chciałam, zaoferowano mi do tego napoje punktowane VITAY, skorzystałam bo w końcu za 2 napoje zapłaciłam niecałe 7 zł, a punktów zyskałam 200, gdybym za tą kwotę zatankowała paliwo otrzymałabym tylko 6 punktów, zakupy są tu lepszą ofertą punktową niż tankowanie paliwa - człowiek coś wleje do baku, dużo zapłaci a punktów ubogo za 1 litr 6, a cena 5,19 zł. No to co to za interes, ale samochód na "wodę nie pojedzie" więc klient i tak po paliwo przybędzie.Na ternie stacji czyściutko, pracownicy podjazdu o wygląd dbają, każdy papierek "naniesiony" przez wiatr jest zaraz uprzątnięty.
Swego rodzaju "pseudo sztuka" w formie "pseudo graffiti" to wizytówka dworca PKS w Niemodlinie. Miałam okazję obejrzeć to "zjawisko"w czasie gdy mój mąż realizował umówione spotkanie w tym mieście.Zaparkowaliśmy w pobliżu tego miejsca.Koszmarny widok "już z głównej ulicy"rzuca się w oczy", mimo ,że obiekt znajduje się w głębi terenu a nie tuż przy trasie.To obszerny plac z umieszczonym po środku obszarem zieleni (rodzaj jakby ogromnego klombu), gdzie przyroda sama "dozuje" sobie roślinność - trawy, krzewy, chaszcze, tu i ówdzie stokrotki - samosiejki, dookoła asfaltowa nawierzchnia w stanie dobrym do przejazdu dla autobusów.Zanim weszłam wyjechał jeden.Za tym obszarem zieleni stoi długi budynek, którego jedyną zaletą jest zadaszenie dla podróżnych chroniące przed ewentualnym deszczem i słońcem - i tylko tyle.Obraz tego budynku godny pożałowania. Miejsce bardziej przypomina teren spotkań dla niewyżytych, sfrustrowanych,nudzących się osobników, którzy dali upust swojemu niezadowoleniu na ścianach budynku,zostawiając spray-owe "bohomazy".dookoła brudno - puszki z piwa, butelki po napojach ,papierki, ławki w takim stanie ,że od samego patrzenia "robi się niedobrze"- połamane, brudne, dawno nie malowane, kosze poniszczone.Rozkład jazdy "jeszcze czytelny", nad zamkniętymi starymi drzwiami "resztki"informacji "Poczekalnia", okienko kasowe okratowane, nieczynne zasłonięte "szmatą" imitującą zasłonkę. "Tragicznie to wygląda" zagadnęłam spacerującą starszą Panią z pieskiem, "bo to już jest prawie nie używane, autobusy tu nie zajeżdżają, przystanek jest przeniesiony", ja - "przecież widziałam jeden wyjeżdżał", napotkana -"a to może się pomylił, albo przejechał tak, bo czasem ktoś tu jeszcze przyjdzie, podobno ten teren jest do sprzedania, czy już go sprzedano". a to dobre, teren podobno do sprzedania, czy sprzedany, każdy może wejść, brak informacji, zabezpieczeń - niby Dworzec PKS a jakby pustostan. Właścicielom zabrakło wiedzy , inwencji lub kompetencji co do zabezpieczenia terenu,jeśli jest nieużytkiem, ale jaki to nieużytek skoro autobus wyjeżdżał,trudno się połapać i zrozumieć o co w tym chodzi.Jedynie znak "zakaz wjazdu - za wyjątkiem PKS" daje do zrozumienia, że piechotą można wejść, więc weszłam.Właściciel obiektu nie ma wyobraźni - jeśli coś jest nieużywane powinno być zabezpieczone przed wstępem niepowołanych osób, na razie póki co jest to miejsce publiczne, wątpliwego widoku, sprzyjające jedynie, jak mniemam,nocnym spotkaniom tzw. marginesu, bo oferta dla podróżnych ,póki co - żadna, dla mieszkańców - wyprowadzić pieska.
Idąc chodnikiem wzdłuż ulicy Sienkiewicza zobaczyłam przed jednym ze sklepów sporą grupkę stojących ludzi. Wiedziona ciekawością skierowałam się w tym kierunku "Jak za starych pamiętnych czasów schyłku PRL-u" pomyślała "gdzie tłum ludzi tam na pewno towar". Zanim doszłam sklep otworzono i zgromadzeni zniknęli w środku. Podchodząc bliżej, widzę sklep POLO z używanym towarem z importu. Witryna sklepowa oklejona informacjami zapraszającymi typu "okazja, dziś wszystko po 3 zł", "zapraszamy".Ekspedientka wystawiła "potykacz" też z tymi hasłami.Ciekawe co i w jakim stanie można kupić za 3 zł,wejdę zobaczę - to nic nie kosztuje.Wewnątrz tłum ludzi, gear i unoszące się ubrania - ludzie niemal wyrywają sobie z rak, każdy łapie co może, ogląda i zatrzymuje lub odkłada. W sklepie ciasno, klienci przeciskają się między sobą, dużo miejsca zajmuje duży stół po środku podzielony na "boksy" z towarem, reszta ubrań uporządkowana na wieszakach, na półkach jakieś zabawki,buty - nieciekawe.Towaru, nie powiem< dużo a nawet bardzo dużo, 1 kabina - przymierzalnia w głębi, oblężona bo wielu chce z niej skorzystać. Młoda dziewczyna obsługująca ten sklep stara się panować nad gwarem i kontrolować sytuację - ochoczo odpowiada na pytania, informuje klientów o asortymencie i jego położeniu - widać wie co ma i gdzie tego szukać, wychodzących zaprasza na poniedziałek bo będzie miała dużo "fajnego towaru z Anglii" jak twierdzi.Miła, sympatyczna, robi wszystko co moze aby "interes się kręcił"-chwała jej za to.Rzut oka na odzież - całkiem,a nawet bardzo przyzwoita,nawet w bardzo dobrym stanie. Z brzegu na wieszakach bluzeczki, przeglądam (skoro już tu weszłam),małe większe, duże,bardzo duże, o! jest coś jakby dla mnie,zdjęłam, oglądam a tu klientka obok - widzę ma na nią ochotę,"to będzie na Panią w sam raz" mówi ekspedientka " i kolor do ciemnych włosów idealny a tylko 3 zł, na upalny dzień idealna" - dziewczyna wie jak zachęcić i sprzedawać, tym bardziej że nie wciska tzw."kitu" bo faktycznie bluzka nie ma oznak zniszczenia, właściwie wygląda jak nowa, no to kupiłam, a tu klientka obok pyta czy jest jeszcze jedna, " nie, była tylko 1 sztuka" -pada odpowiedź.Takim sposobem zrobiłam okazyjny zakup za niewielkie pieniądze. Choć tłum w sklepie nie zachwycał to jednak wiele osób chwaliło sobie to miejsce. No cóż "medal ma zawsze dwie strony".Lokal przydałby się tylko większy.
Na mojej karcie VITAY zebrałam ponad 10 tys. punktów, co uprawnia mnie do zatankowania paliwa za kwotę 100 zł z dopłatą 50 zł i odjęciem ze stanu 9900 punktów. Nie jest to aż taka rewelacja, ale skoro punkty naliczane są przy okazji - dobre i to.Pojechałam na miejscowy Orlen, sobota,godzina cokolwiek wczesna, szybko załatwię - myślę, a tu zdziwienie! Z jednej strony dystrybutora kolejka, z drugiej - samochód ciężarowy "się tankuje" i ze względu na gabaryty blokuje dostęp do trzeciego stanowiska, dodatkowo jedno stanowisko nieczynne z informacją przepraszającą. Zły, bardzo zły układ rozmieszczenia dystrybutorów - zbyt blisko siebie, zbyt ciasno, zbyt duże skupienie. Stanęłam w kolejce i czekam "w baku posucha - prawie pustynia, wyjścia nie mam", kolejka z wolna się przesuwa. Kierowca stojący za mną wysiadł w pewnym momencie i zmierza w kierunku sklepiku - a właściwie "budki obsługującej", chwila czasu, wraca poirytowany, "nawet kibla tu nie mają" słyszę słowa gniewu do współtowarzysz podróży, w lusterku wstecznym widzę rejestrację, obca,pewnie przejazdem, więc się nie dziwię, że zły "jak człowieka przyciśnie to nie ma zmiłuj",dla miejscowych brak WC nie budzi zaskoczenia. Fakt faktem, ale bodaj "toy -toy-a " by postawili, zawsze to jakieś rozwiązanie "wygody" dla podróżnych i można by powiedzieć "mała rzecz a ucieszy".A tak w ogóle na tej stacji wiele wymaga modernizacji, bo jak na-razie czas się tu jakby zatrzymał, jedynie ceny paliwa się aktualizują na bieżąco i są bardzo bieżąco wysokie. Po pół godziny udał mi się zatankować 19,27 litra w cenie 5,19 zł/litr. Idę do kasy, a tu dziewczyna, zadbana (owszem), w stroju firmowym (też), ale jakby niewyspana, niezadowolona, narzekająca na zły dzień i fakt, że pracuje. "Jak trzeba to trzeba"-staram się ją pocieszyć, ale na niewiele to się zdało, lekko przetarła oczy aby makijażu nie rozmazać i odrzekła z rezygnacją"no właśnie"."Zdjęła" punkty z mojej karty, zapłaciłam 50 zł, można powiedzieć "tanio zatankowałam", jeśli nie licząc odjętych punktów.Pierwsza w tym dniu załatwiona przeze mnie sprawa w warunkach co najmniej niekomfortowych,aż strach pomyśleć, jaki dzień mnie czeka, ale jestem optymistką, może nastrój tej dziewczyny mi się nie udzieli - ranne słonko zwiastuje "ładny" dzień, chociaż w pogodzie, mimo tzw. "zimnego ogrodnika-Bonifacego".
Do wizyty w tym zakładzie zmusiła mnie mnie awaria złotej bransoletki, zresztą z wszelkimi awariami mojej biżuterii bądź zakupem nowej, tam właśnie się udaję .Zmierzając we właściwym kierunku spotkałam koleżankę, z którą już jakiś spory okres czasu nie widziałam się więc uznałyśmy, ze ona pójdzie ze mną do złotnika a potem trochę pospacerujemy i pogadamy bo w zasadzie "czas nas nie gonił". Weszłyśmy do środka, wnętrze przyjemne, oświetlone, składające się jakby z dwóch pomieszczeń, widać powiększono bo gdy byłam ostatnio był to o wiele mniejszy lokal. Przy ścianach poustawiane przeszklone, dodatkowo oświetlone gabloty, wypełnione licznymi rodzajami biżuterii srebrnej i złotej z ozdobnymi kamieniami i bez. Powiększenie lokalu świadczyć może jedynie o wzroście zapotrzebowania ze strony klientów.Jak pamiętam tego jubilera,od kiedy rozpoczął swoją działalność ,stał się konkurencyjny w stosunku do innych handlowców oferujących ten rodzaj asortymentu. Miła, uśmiechnięta pracownica wysłuchała mnie, potem udała się na zaplecze aby upewnić się u złotnika co do naprawy - lutowanie i pod-prostowanie dwóch załamań , wypisała zlecenie z kwotą 10 zł za naprawę, aż moja koleżanka zadziwiła się, że tak tanio, bo ona płaciła za samo lutowanie srebrnego łańcuszka (u innego złotnika) 10 zł, a złotego 25 zł, obsługująca tylko się uśmiechnęła , ale nie skomentowała słów mojej koleżanki, która ciągnęła "już nigdy tam nie zaniosę, będę tutaj przychodzić", ekspedientce zrobiło się miło bo już wiedziała, że przybędzie kolejny klient.chwile porozmawiałyśmy jeszcze ,żartując sobie z konkurencji. gdy moją sprawą zajmowała się jedna pracownica, druga - doradzała będącym w sklepie innym klientom, prezentując posiadane oferty - a wybierać było w czym. obie z koleżanką też sobie pooglądałyśmy i popodziwiały cuda jakie można tutaj nabyć - zegarki, kolczyki, pierścionki, bransoletki, klipsy, i wiele innych "świecidełek". Po wyjściu ze sklepu moja koleżanka nie mogła sobie darować, że nigdy nawet pomyślała, aby tutaj wejść i za każdym razem jak coś potrzebowała to załatwiała to gdzie indziej i w dodatku jaki krótki termin wykonania - za 4 dni ( w tym sobota,niedziela).Przyjemnie udać się do sklepu w którym sprawnie i szybko załatwią sprawę.Pracownica jeśli czegoś nie jest pewna to zwyczajnie idzie upewnić się u fachowca bo nie jest brakiem kompetencji nie wiedzieć lecz udawać, że się wie.Kompetentny w swoim fachu człowiek zawsze potrafi uzupełnić niewiedzę i obsługująca mnie Pani najpierw upewniła się, potem mnie poinformowała i wypisała zlecenie.
Podjechałam na parking koło sklepu o godz. 6.55 , czynne 7.00-21.00, wysiadłam z samochodu, stanęłam jako 5-ty klient w oczekiwaniu na otwarcie. Chwila czasu pojawia się pracownik i otwiera sklep zanim jeszcze ratuszowy zegar wybije godzinę siódmą - to się nazywa punktualność, choć klientów niewiele o ,bądź co bądź, porze jeszcze wczesnej. Ku mojemu zdziwieniu otwarte zostały drzwi wejściowe, których nigdy nie używano i właściwie zawsze myślałam, że jest to część przeszklonej ściany, bo zwyczajnie nie przyglądałam się temu dokładniej, a tu proszę - zabezpieczenie na wypadek awarii głównych drzwi wejściowych, która właśnie miała miejsce. Firma postarała się i zachowała przewidywanie. Wszak tzw. "złośliwość rzeczy martwych" to nieodzowne zjawisko życia codziennego.Wchodzimy do środka, lokal wita porządkiem, przyjemnym aromatem a pracownicy miłym "dzień dobry" i "zapraszamy", dwóch klientów wzięło wózki na zakupy, pozostali (w tym ja) zadowolili się koszyczkami, Swoje kroki skierowałam prosto do stoiska z mąką i cukrem, po drodze wzięłam wodę mineralną, bez której obejść się nie mogę atu jest "tania jak barszcz" 1,89 zł za butelkę pojemności 0,75 litra, w cały mieście taniej się nie kupi.Swobodnie podeszłam do docelowego stoiska i najpierw "lustruję" ceny, a tu proszę: maka tortowa za 1,49 zł/kg -biorę, poprzedni sklep wycenił na kwotę o 100% wyższą, cukier - 3,65 zł/kg, biorę bo mam wrażenie, że taniej raczej nie znajdę, znając realia handlowców, po drodze do kasy jeszcze kisiel - 1,39 zł za opakowanie 3 sztuk i już mogłam udać się do kasy.Klientów zaczęło przybywać, co dla tego sklepu jest standardem, ale nie zakłócało to swobody poruszania się między półkami nawet tym ,którzy pchali przed sobą wózki na zakupy.. Ceny przy artykułach widoczne na pierwszy "rzut" oka - duże, wyraźne cyfry, pracownicy życzliwi,chętnie udzielą informacji, wskażą towar, nawet zażartują; jeśli ktoś ma inne zdanie ma do tego pełne prawo, osobiście w dniu dzisiejszym nie mam nic do zarzucenia.Szybko, sprawnie i bez zbędnej zwłoki zostałam obsłużona.
"Wstałam rano jak skowronek" i chciałam zrobić szybkie zakupy, ot takie tam; świeże pieczywo, mąka cukier "coś" do chleba.Udałam się do sklepu popularnie zwanego "Edenem" (właściwie nie wiem dlaczego "utarła" się taka nazwa ) ale mają swoją piekarnię, chleb pieczony na naturalnym zakwasie (a więc zdrowy) no i przy okazji może resztę potrzebnych artykułów kupię bez zbędnego "podróżowania" po innych sklepach bo zależało mi na czasie.Dziewczyny z obsługi miłe, uprzejme, życzliwe,uśmiechnięte, jak zawsze - w pełni komunikatywne.Ruszyłam najpierw w kierunku stoiska z mąką, bez problemu przemieszczając się między półkami z towarem, patrzę na ceny a tu prawi "kosmos", 3 rodzaje mąki w cenach od 2,60 - 2,96 zł/kg, myślę "NIE! to przesada, Biedronka na pewno ma taniej, nie pamiętam aby tam cena przekroczyła 2 zł", zrezygnowałam. Potrzebny mi jeszcze cukier, patrzę cena 5,30 zł/kg "zdzierstwo w biały dzień"- poszukam tańszego gdzie indziej, czyżby pracownik zamawiający towar brał od pierwszego lepszego dostawcy nie negocjując cen, a może po prostu "łupią klienta jak mogą".Idę dalej po jakąś wędlinę, uff szynkowa kiełbasa w cenie 18,10 zł/kg - wzięłam kawałek 30 dkg, jeszcze pieczywo - chlebek świeżutki, pachnący, jeszcze prawie "gorący", ale bułeczki niestety piekarzom się nie udały - twardawe i bardziej jakby podsuszone niż upieczone, więc sobie "darowałam". Zapłaciłam i szybko sklep opuściłam.Mimo sprawnej, miłej ,życzliwej obsługi wyszłam na wskroś zadowolona - miało być szybko na zakupach, a tu muszę udać się do innego sklepu bo o ile bez maki mogłabym na upartego się jeszcze obejść to bez cukru ani rusz.W sklepie było jeszcze 4 klientów, w tym jedna mama z dzieckiem w wózku i choć w sklepie można poruszać się w miarę swobodnie, to jednak idąc z wózkiem trzeba uważać aby nie poprzewracać stojących na posadzce butelek z napojami ,wprawdzie butelki plastikowe, ale jest to niedogodność. Nie wiem dlaczego jeszcze obsługa sklepu nie zrobiła z tym mankamentem porządku.Pracownicy w zachowaniu i wyglądzie bez zarzutów, jak na handlowców przystało, a mimo to "czegoś im brakuje"- wygląd i zachowanie to dopiero początek "całego procesu handlowego".
Ten sklep rzadko odwiedzam bo czasy swojej konkurencyjnej świetności ma on dawno za sobą, ale ze względu na potrzebę zakupu specyficznego rodzaju makaronu "rzadko chodliwego", więc nie przez każdego handlowca sprowadzanego, udałam się właśnie tutaj.Lokal sklepu jest bardzo duży, ale towaru taki ogrom, że na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie "przeładownia" dzięki czemu swoboda poruszania się po nim jest bardzo ograniczona i trzeba też uważać aby nie postrącać artykułów z pólek, klienci niema się o siebie ocierają. pracownicy, owszem w fartuszkach, tyle tylko,że wygląd tych fartuszków nie zachwyca - zwykłe, najzwyklejsze jakby właścicielowi nie zależało, aby pracowni już samym wyglądem zachęcał klientów. Pracownicy jakby z lekka przerażeni poruszają się jakby "nerwowo", gdy jakiś klient zapytał o położenie orzeszków ziemnych, dziewczyna palcem wskazała gdzie ma się udać i odeszła w pośpiechu, zostawiając klienta "radź sobie sam". Nie wiem czy to bardziej brak profesjonalizmu, czy też obawa, że szefostwo zaraz ją "o piórka", że się obija, w sklepie jest monitoring, więc może "wielki brat patrzy'. ja udałam się na stoisko z makaronami, a tam tłok bo przejście jest tak wąskie między pólkami, że 2 osoby szukające towaru na przeciwnych półkach nie mają szans aby stanąć obok siebie. Odczekałam i w końcu dotarłam do pożądanej półki. Niektóre ceny mnie "powaliły" gdy zobaczyłam prawie 7 zł z opakowanie 250 g, znalazłam mój makaron, ale oznaczone były 2 różne ceny a na opakowaniach nie było naklejonych metek, jedna cena bliska 7 zł, druga poniżej 4 zł, wzięłam po 1 paczce i idę do kasy, kasjerka sprawdza i okazuje się, że taki sam makaron jest w różnych cenach, oczywiście wzięłam ten tańszy 3,85 zł. pytam skąd taka różnica i słyszę zdziwioną pytaniem odpowiedź "nie wiem, może to już nowa cena, bo przecież towar z każdej dostawy ma nowe ceny" - zabrzmiało to tak jakbym popełnił co najmniej nietakt pytając.Tak sobie myślę, że pracownicy to nawet chcieliby się postarać, ale szefostwo ,w pogoni za zyskiem, popełnia jakieś błędy, które dają takie a nie inne odczucia klientowi.Jedyne moje zadowolenie, że poszukiwany makaron kupiłam w przyzwoitej cenie.
Dziś Biedronka mnie nie zawiodła - spełniła oczekiwania, zaspokoiła potrzeby i zadowoliła "w miarę możliwości'. Wróciła do sklepu przestronność dla swobodnego poruszania się, wśród klientów nawet 2 niepełnosprawne osoby na wózkach swobodnie się zaopatrywały, jedna z osób obsługi sklepu podawała towar z wyższych pólek bo z wiadomych przyczyn z wózka nie można wszystkiego dosięgnąć. pracownicy uśmiechnięci mili, uprzejmi, skorzy do żartów - tak "trzymać". Dziś czwartek - dzień nowych promocji, zakupiła pomidory 3,75 zł/kg, komplet (3 szt)żeli kąpielowych 9,99 zł/szt, bidon dla dziecka ozdobiony samochodzikiem 12,99 zł/szt, obejrzałam liczne nowe promocje, ale nic więcej by mi się nie przydało więc udałam się do kasy ( tu musiałam swoje odczekać bo klientów było cokolwiek sporo, tylko 2 kasy obsługiwały), a tam miła, sympatyczna i uśmiechnięta kasjerka, skasowała moje zakupy, podziękowała za przybycie i zaprosiła ponownie, na te słowa odpowiedziałam "nie omieszkam skorzystać". Do tego sklepu warto przyjść i nie tylko z powodu konkurencyjnych ogromnej większości cen, ale także dla w pełni profesjonalnej obsługi, swobody poruszania się po lokalu, przejrzystości asortymentu i doznań czysto ludzkich "jak Cię obsłużą, tak Ci minie reszta dnia".
Ta obserwacja jest dość nietypowa, jak mi się wydaje, bo nie dotyczy samego Urzędu jako takiego lecz terenu nad którym urząd ma "pieczę", a do jej zapisania sprowokował mnie czysty przypadek. Pokonując odległość między jednym sklepem a drugim musiałam przejść przez plac przy Ratuszu - rynek. Z daleka zauważyłam stojące grupy ludzi i przyglądające się iluminacjom uruchomionej fontanny więc też przystanęłam aby popatrzeć i podziwiać to nowe zjawisko w naszym miasteczku. Efekty mówiły same za siebie - po prostu "cudo" na miarę współczesności. W upalne dni dla mieszkańców i przyjezdnych, którzy np. zmęczeni przysiądą na rozmieszczonych ławeczkach będzie to prawdziwa gratka , ale nie do końca (a może to tylko moje przypuszczenia, które się nie sprawdzą gdy nadejdą upały) bo zdecydowanie brak mi w tym miejscu "zieleni". Teren wokół Ratusza jest właśnie na ukończeniu rewitalizacji tego miejsca - kostka kamienna wokół, fontanny w formie niecek z systemem iluminacji podświetlane nocą i posadzone drzewka, które obecnie są w fazie powolnego "wypuszczania" pierwszych listków, natomiast brak mi tu skwerków zieleni, które nadawałyby ton spokoju, relaksu i odprężenia. Jestem daleka od podważania kompetencji rządzących, projektantów i wykonawców, ale mam nieodparte wrażenie, że drzewka nie rozwiną się na tyle aby w gorące i upalne dni dać cień i ukojenie tym, którzy przysiądą na ławeczkach a same fontanny tego nie zastąpią.Może się okazać, że w upalne lato teren wokół Ratusza będzie przypominał swego rodzaju "kamienną pustynię", zamiast miejsce tętniące "życiem", bo zamiast czerpać przyjemność z pobytu w pobliżu tryskającej wody, ludzie będą uciekać gdzie "pieprz rośnie" aby zaznać ochłody i ukojenia. Być może się mylę, ale czas pokaże. Póki co "marnie widzę" ofertę "przyjemności"
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.