Przechodziłam koło sklepu Schubert w Centrum Handlowym Bonarka. Zauważyłam wystawę sklepu jubilerskiego. Na sklepem było wyraźne, złote logo salonu. Wystawa była piękna. Na białym tle były powystawiane różne elementy biżuterii, pierścionki, bransoletki i wisiorki. Szyba była czysta, wystawa również, każdy element był na swoim miejscu. Spodobała mi się jedna z bransoletek. Weszłam do środka. Rozejrzałam się. Salon był niewielki, ładnie urządzony, czysty i oświetlony. W centralnej części zauważyłam wyspę z wystawionymi pierścionkami czy obrączkami. W wyspie stała jedna z pracownic. Z tylnej części sklepu wyszła jeszcze jedna pracownica, ubrana w czarny, dyskretny strój. Przywitała się ze mną i zapytała w czym mi pomóc. Zapytałam o bransoletkę z wystawy, o to, czy jest w innych kolorach. Okazało się, że niestety nie. Zainteresowała mnie ta bransoletka, ponieważ miała nietypowy kształt. Zapytałam, czy utrzymuje się w tej samej pozycji, czy element dekoracyjny nie przekręca się na ręce. Pracownica zapewniła mnie, że nie. Wyjęło z witryny bransoletkę, zaprezentowała mi jej zakładanie na rękę, przymierzyłam. Zapytałam o cenę. Pracownica mówiła miłym, ciepłym przyciszonym głosem.
Grycan w Centrum Handlowym Bonarka ma postać małej kawiarenki umieszczonej w pasażu, na parterze. Kawiarenka jest bardzo kameralna. Składa się ze stoiska z ladą z lodami i kilku stolików przy których można sobie usiąść. Stoliki są oddzielone od pasażu doniczkami z kwiatkami. Podeszłam do lady. Zauważyłam wystawiony nad stoiskiem cennik z produktami. Cennik niektórych produktów były też wystawione na ladzie. Bardzo przejrzyście i przyjaźnie dla klienta, lubię firmy, które takie rzeczy umieszczają w widocznym miejscu. W ladzie chłodniczej były umieszczone lody, duży wybór smaków, opisane nazwami, ładnie udekorowane. Pracownica zapytała co dla mnie. Zapytałam, co wchodzi w skład przysmaku Grycana. Dowiedziałam się, że są to dwie gałki lodów, bita śmietana i posypka. Poprosiłam o ten przysmak. Pracownica skasowała 5,50, poprosiła o drobne. Wzięła w papierową serwetkę wafelek, zapytała, jakie gałki chcę i przygotowała deser. Podała mi go, wzięłam i usiadłam przy stoiku. Przy stolikach były miękkie fotele. Można też było przejrzeć sobie menu, w którym była opisana historia firmy. Lody w menu były przejrzyście opisane, z podaniem składników, liczby gałek i ceną. Znowu przejrzyście i sympatycznie. W części kawiarnianej stał kosz na śmieci, można było wyrzucić zużyte serwetki.
Sklep mieści się w małym pawilonie przy rondzie Matecznego. Weszłam do sklepu, zwabiona informacją o wyprzedaży obuwia letniego. Oglądając w sklepie bardzo duży wybór butów mojej ulubionej marki pożałowałam, że nie zajrzałam tu wcześniej. Niestety z moich rozmiarów już prawie nie było. Zaopatrzenie było niezłe, można sobie było wybrać buty w różnych fasonach i stylach, wygodne i na szpilkach. Oprócz butów w sklepie była też niewielka oferta biżuterii, bardzo ładnej i efektownej. Buty były czyste, półki też. Na podłodze nie było śmieci ani plam. Na butach były ceny i rozmiary. Szkoda, że nie było informacji, które rozmiary jeszcze są dostępne. Zauważyłam, że wiele sklepów w czasie wyprzedaży udostępnia takie informacje, co bardzo ułatwia kupowanie, nie trzeba za każdym razem pytać pracowników. Personel sklepu stanowiła jednak pracownica. Nie zachęcała do kontaktu, nie odzywała się do klientów, nie proponowała mierzenia butów ani w żaden sposób nie zachęcała do zakupu. Miała bardzo mocny makijaż, bardzo rzucający się w oczy, i cały czas była skupiona na poprawianiu swojej fryzury.
Podeszłam do lady. Nad ladą widziałam kolorowe banery ze zdjęciami produktów i cennikiem. Za ladą siedziała młoda dziewczyna. Na mój widok stanęła i przywitała mnie. Powiedziałam, że chciałabym mały zestaw, cheseeburger i frytki. Pracownica przyjęła zamówienie, podała mi cenę. Wyjęłam portmonetkę, w której miałam sporo nazbieranych drobnych. Zapytałam pracownicę, czy nie chce drobnych. Pracownica ucieszyła się. Wysypałam drobne, pracownica wybrała sobie pięć złotych. Była bardzo miła, uprzejma, serdeczna. Zachowywała się w sympatyczny, naturalnych sposób. Po przyjęciu pieniędzy podała mi dwie serwetki, ułożyła na nich kanapkę i frytki, powiedziała mi, co układa, poinformowała mnie, ze rachunek jest w środku, w serwetkach. Poinformowała mnie również, że dołożyła mi do zamówienia kupon, który uprawnia mnie do zniżki 15% przy zakupie zestawu. Zapytała, czy mam ochotę na keczup do frytek. Siadłam zjeść. Kanapka była smaczna, frytki bardzo słone.
Niewielki sklep osiedlowy, urządzony typowo, jak sklepy tej sieci. Z zewnątrz sklep jest ozdobiony kolorami zielonymi, typowymi dla Żabki. Okna i drzwi były czyste. Weszłam do sklepu. Wejście klienta było sygnalizowane dźwiękowo. Personel sklepu składał się z jednej pracownicy. Kiedy weszłam do sklepu pracownica stała za ladą, obejrzała mnie, nie odezwała się do mnie. Weszłam do sklepu, podeszłam do chłodni. Była nawet ładnie zaopatrzona, produkty były poukładane. Nie przy wszystkich znajdowały się ceny. Sklep był czysty, wręcz ascetyczny. Towary były poukładane, przy większości były ceny. Podłoga, półki były czyste. Kiedy wychodziłam ze sklepu pracownica nie odezwała się na pożegnanie.
Podeszłam do sklepu Biedronka. Przed sklepem stały ogrodzone wózki. Pod wózkami było trochę papierków. Szyby w drzwiach prowadzących do sklepu były brudne, z zaciekami i plamami. Strefa wejścia też nie była uporządkowana, na ziemi widać było śmieci. Podłoga na sali sprzedaży była brudna, widać było na niej plamy. Półki było dobrze zatowarowane. Stoisko z warzywami i owocami i artykułami nieżywnościowymi w koszach były uporządkowane i czyste, produkty były opisane cenami, stoiska wyglądały prawidłowo. Przeszłam przez sklep, sala sklepowa była zastawiona regałami i poruszanie się było dość trudne. Udałam się do kasy. Czynne były dwie. Stanęłam w kolejce do jednej z nich. Przy kasie brakowało towarów, gum do żucia, baterii. Obsługiwał młody chłopak z plakietką "Uczę się". Obsługiwał szybko, sprawnie. Za kasami na ziemi leżały paragony, zmięte paragony leżały na stoliku do pakowania towaru.
Robiąc zakupy w hipermarkecie musiałam też kupić kosmetyk dla kogoś innego. Ponieważ nie znam się na kremach dla pań ponad pięćdziesięcioletnich postanowiłam poradzić się pracownicy. Poproszona o pomoc podeszła ze mną do półki i zaczęła wyszukiwać kremy odpowiednie. Zadawała mi też pytania co do tego, jaki powinien być to krem, jakie mieć właściwości, czy mam jakąś preferowaną markę. Podobało mi się ułożenie produktów na dziale, wszystko było logicznie poukładane, podzielone w zależności od rodzajów, promocje Skarbonki były oznaczone jako promocje Skarbonki, pod produktami były ich ceny. Podłoga, półki były czyste. Następnie udałam się do kasy. Przy kasie pracowała pani ubrana nieco nieodpowiednio jak na stanowisko. Miała na włosach dekoracyjną chustkę i bardzo świecące i duże kolczyki. Była nieuprzejma, kontakt z klientem ograniczała do "Karta Skarbonka jest?" "Reklamówkę dać?" i podanie ceny. Nie wysilała się też w nawiązanie kontaktu wzrokowego i nie witała ani nie nie żegnała się z klientami.
Udałam się do sklepu na niewielkie zakupy. Musiałam kupić między innymi słonecznik łuskany. Podeszłam do pracownika na dziale warzywa i owoce i zapytałam go, gdzie mogę znaleźć słonecznik łuskany na wagę. Pracownik bardzo się zaangażował w pomoc w znalezieniu dla mnie słonecznika. Najpierw skonsultował się z kolegą, potem z drugim kolegą, potem jeszcze poszedł na magazyn. W końcu powiedział mi, że słonecznika łuskanego nie ma. Było to o tyle dziwne, ze słonecznik znalazłam w następnej alejce, na bazarku. Niestety pracownik nie za bardzo orientuje się w towarze sprzedawanym w sklepie. Pracownik był uprzejmy i szczerze zaangażowany. Stoisko z warzywami i owocami wyglądało jak zawsze, produkty pod regałami, wagi brzydkie, poobklejane taśmą klejącą. Pracownicy porządkowali produkty i przeglądali, czy nie ma pośród nich produktów zepsutych.
Wzięłam udział w promocji z nagrodami gwarantowanymi za 50% punktów. Sama promocja bardzo mi opowiadała. Starałam się zebrać punkty na wybraną nagrodę. Opinie pisałam w miarę posiadanego czasu. Przed końcem promocji zauważyłam, że są dość duże opóźnienia w dodawaniu opinii. Ostatnią opinie dodawałam dzień przed końcem promocji (w sobotę w nocy). Liczyłam się z tym, ze opinia może nie zostać dodana na czas, ale nie uważałam tego za problem, uznałam, że najwyżej zmienię moje zamówienie. W niedzielę wieczorem zauważyłam, że nie zdążę zebrać wystarczającej ilości punktów i zamówiłam kilka drobniejszych produktów, aby wykorzystać punkty. Przed zamówieniem upewniałam się, że czas działania promocji nie zmienił się. W poniedziałek przeczytałam e-mail z informacją, że promocja została przedłużona. Wszystko byłoby fajnie, gdyby ta informacja przyszła dzień wcześniej, wówczas spokojnie pozbierałabym sobie punkty na nagrodę w tych najbardziej wartościowych. Nie żałuję tego co zamówiłam, ale uważam, że jeżeli firma chce poważnie traktować uczestników zabawy, którą sama zorganizowała powinna taką informację zamieszczać wcześniej. W końcu jesienią podczas podobnej promocji powiadomiliście o przedłużeniu przed końcem promocji.
Klub Super Obserwatora stworzyliśmy z myślą o naszych użytkownikach i dla nich, dlatego zależy nam na tym, by Super Obserwatorzy byli zadowoleni z nagród, promocji i innych akcji organizowanych w jego ramach. Astrum, z uwagi na to, że dowiedziałaś się o przedłużeniu Gorącej Promocji po złożeniu zamówień, mamy dla Ciebie propozycję. W tej wyjątkowej sytuacji, zamówienia nagród możemy jeszcze anulować i przywrócić Twoje punkty. Szczegółowe informacje wysłaliśmy w mailu do Ciebie. Pozdrawiamy – zespół portalu.
Postanowiłam pozbyć się...
Postanowiłam pozbyć się kilkunastu zbędnych książek. Ponieważ gdzieś zauważyłam reklamę portalu tablica.pl postanowiłam wypróbować ten portal. Reklamuje się jako portal z ogłoszeniami lokalnymi. Przede wszystkim portal jest bardzo prosty i intuicyjny w obsłudze. Ogłoszenia podzielone są na kilkanaście podstawowych kategorii i podkategorii. Nie ma problemu z wyborem odpowiedniej kategorii i umieszczeniem w niej przedmiotu. Aby dodawać własne ogłoszenia nie trzeba się nawet logować, można dodać je od razu. Możemy też założyć konto i zalogować się i wtedy mieć większą kontrolę nad ogłoszeniami, chociaż jeżeli się nie zalogujemy to możemy i tak kontrolować nasze ogłoszenie za pośrednictwem linka, który otrzymujemy przy dodawaniu ogłoszenia. Dużą zaletą jest całkowita bezpłatność portalu i możliwość dodawania bezpłatnie do ośmiu zdjęć. Ogłoszenia są dodawane na jakiś określony czas, 90 dni, ale z możliwością przedłużania. Przeczytałam regulamin i przejrzałam uważnie go po kątem ilości ogłoszeń, nie znalazłam informacji co do ilości ogłoszeń. Kiedy zaczęłam dodawać okazało się, że jest ograniczenie co do ilości - 50 sztuk. Można sobie dowolnie ustawić poziom prywatności, udostępniać czy nie swój numer telefonu, można ujawnić lub nie adres. Odzew na ogłoszenia był dość szybki, już następnego dnia napisała do mnie osoba zainteresowana jedną z książek.
Do sklepu zajrzałam z ciekawości, aby zobaczyć jakie buty są oferowane. Sklep ma postać pomieszczenia długiego i wąskiego. Wzdłuż ścian są ustawione lady z butami i środkiem również jest poprowadzona lada. Modeli dużo, ale moim zdaniem przesadnie awangardowe i jakoś nie wyglądały na wygodne. Buty były w cenach wyprzedażowych, ale pomimo tego dość drogie. W sklepie obsługiwały dwie pracownice, jedna siedziała przy kasie oglądając jakieś dokumenty, druga przechodziła po sklepie, poprawiała buty. Nie proponowała pomocy, chociaż w sklepie było kilka klientek. Na regale leżała metkownica i papierki pozostałe po naklejaniu metek. Podłoga i pozostałe części ekspozycji były czyste.
Do KFC wpadłam, ponieważ chciałam coś zjeść na szybko. Restauracja znajduje się w pasażu CH Bonarka. Podeszłam do lady. Obsługiwało czterech czy pięciu pracowników. Byli ubrani w nowe firmowe stroje, z ładnymi brązowymi fartuchami. Nad głowami pracowników znajdowały się kolorowe, banery reklamowe, prezentujące między innymi nowe kanapki. Banery były dobre, kanapki były ładnie i apetycznie zaprezentowane, umieszczone były też ceny kanapek, razem z zestawami. Bardzo obrazowo i wygodnie dla klientów. Pracownica obsługi zaprosiła mnie do kasy. Powitała mnie słowami "dzień dobry". Powiedziałam, że chce jeden z zestawów B-smart. Pracownica potwierdziła moje zamówienie i zaproponowała mi dodatkowy deser. Podziękowałam. Pracownica podała mi kanapkę i frytki, wydała resztę i paragon. Zauważyłam, że na ladzie leżało bardzo dużo paragonów pozostawionych przez klientów, obsługa nie sprzątała tego. Zostałam pożegnana i pracownica życzyła mi smacznego. Do zestawu dostałam dwie serwetki. Kanapka była smaczna, frytek była spora ilość.
Centrum handlowe znajdujące się przy jednej z głównych ulic miasta. Galeria mieści się na parterze i piętrze budynku. Dojazd samochodem jest znośny, komunikacją miejską też. Pod sklepem jest duży, kryty parking. Nigdy nie ma tu problemu z zaparkowaniem. W centrum handlowym jest sporo butików, ponieważ do centrum zagląda niewielu klientów nie ma tu wielkiego problemu z kolejkami i tłokiem. Część restauracyjna jest dość skromna, właściwie ogranicza się do McDonald's. Brak tu jakiejś fajnej kawiarenki, w której można by sobie posiedzieć. Góra i dół w centrum jest skomunikowana za pośrednictwem wind i schodów ruchomych. W kompleksie jest też kino Cinema City. W pasażach galerii umieszczone są niby fontanny, zbiorniki z płynącą wodą. Nie są w dobrym stanie, widać było że są zniszczone i wymagałaby remontu.
Sklep znajduje się w centrum handlowym Plaza. Kiedy do niego weszłam zauważyłam, że w środku jest kilka pracownic i kilkoro klientów. Pracownice chodziły, jedna poprawiała ekspozycję, druga nosiła pudełka i układała je. Pracownice nie podchodziły do klientów i nie proponowały pomocy, nawet w sytuacji, gdy klienci wyciągali pudełka z butami i mierzyli kolejne pary. Na sali sprzedaży były dostępne stopki i łyżki, chociaż stopki były poukrywane za torebkami i ciężkie do znalezienia. Podłoga i ekspozycja była czyste. Buty stały na regałach i wyspach ustawionych z pudełek butów. Przejścia pomiędzy wyspami były wąskie i po sklepie nie poruszało się dobrze. W sklepie nie było czuć żadnych zapachów, co uważam za zaletę, bo nie lubię sklepów, w których czuć nieprzyjemny zapach sztucznych tworzyw. Buty były w przecenie i można było kupić bardzo dużo różnych butów w bardzo przystępnych cenach.
Bardzo fajny sklep w centrum handlowym Bonarka. W sklepie jest bardzo dużo drobiazgów służących do dekoracji domu i w ogóle uprzyjemniające życie, torebki, szaliki, różne drobiazgi, które można dać w prezencie. Powierzchnia sklepu jest stosunkowo niewielka. W sklepie jest bardzo dużo różnych produktów, poustawianych na stołach i regałach. Pomiędzy nimi są bardzo wąskie przejścia albo nie ma ich w ogóle i czasami kilka stołów trzeba obchodzić dookoła. W ogóle poruszając się po wnętrzu trzeba być bardzo ostrożnym żeby czegoś nie zrzucić. Sporo produktów było w promocyjnej cenie, na wyprzedaży. W sklepie było kilka pracownic, ale same nie odzywały się do klientów, udzielały pomocy tylko jeżeli się do nich zwróciło bezpośrednio. Przy kasie była jedna pracownica. Przedmioty delikatne, wrażliwe na obicie i uszkodzenie, były pakowane osobno w papier i potem w reklamówki. Pracownica przy kasie uprzejma, powitała mnie, obsługiwała używając zwrotów grzecznościowych. Kiedy odchodziłam od kasy pracownica pożegnała mnie.
Do sklepu udałam się z reklamacją bluzeczki, która puściła na szwie. Rozprucie nie było wielkie, ale nie podobało mi się, że rozpruła się po dwóch - trzech tygodniach używania. Sklep robił dobre wrażenie. Przy wejściu znajdowały się informacje odnośnie wyprzedaży. Zaraz za wejściem zauważyłam wieszaki z nową kolekcją, w ciemniejszych, stonowanych kolorach. Sporo było też ubrań z kolekcji letniej, w większości przecenionych o 50%. Sklep był czysty. Podeszłam do kas. Ktoś stał w kolejce, ktoś był obsługiwany. Jedna z pracownic podeszła do kasy i zaprosiła mnie. Podałam jej bluzkę i paragon, wyjaśniłam problem. Pracownica zapytała, czy nie zechciałabym sobie wybrać czegoś innego w zamian. Obejrzałam kilka produktów i przymierzyłam sobie kilka innych bluzek. Przymierzalnie były czyste, jasno oświetlone, było ich sporo, wystarczająca ilość dla klientek. Z wybranym towarem wróciłam do kasy. Wówczas pracownica zapytała, czy nie chciałabym jednak tej reklamowanej bluzeczki, za odpowiednio niską cenę. Panie zaproponowały mi upust ponad 50%. Zgodziłam się dobrałam towarów do ceny przewyższającej oryginalną cenę bluzki i podałam kasjerce. Podała mi do podpisania formularz zwrotu, dokonała zwrotu produktu i naliczyła ponownie w obniżonej cenie. Resztę dopłaciłam, okazało się, że mogę dopłacić kartą 3 złote. Pracownica zapytała o kartę lojalnościową. Obsługa uprzejma, jestem zadowolona z rozwiązania sytuacji.
Przy okazji tankowania paliwa na stacji Shell zostałam poinformowana o promocji łączonej z Lidlem. Kiedy podjechałam podszedł do mnie pracownik i zaproponował zatankowanie 20 litrów paliwa i odebranie w zamian bonu o wartości 15 zł do Lidla. Zgodziłam się. W tym momencie dowiedziałam się, że 20 litrów to jak zatankuję V-Powera, jeżeli inne paliwo to 25 litrów. Zgodziłam się na V-Powera. Pracownik był uprzejmy, miał na sobie dość czysty firmowy strój. Cały teren stacji był uporządkowany, nie było śmieci, kilka plam oleju i wyczuwalny zapach paliwa, ale to normalne w takim miejscu. Podeszłam do kasy. Nie było kolejki, zostałam od razu obsłużona. Pracownica zaproponowała mi jakiś zakup dodatkowy, zapytała o kartę, skasowała ponad 100 zł i wydała bon do Lidla. Ku mojemu zdziwieniu okazał się, że bon można zrealizować przy zakupach powyżej 100 zł! Szkoda, ze o czymś takim nie raczył poinformować mnie pracownik który namówił mnie na zatankowanie paliwa. Kiedy wyraziłam pracownice swoje niezadowolenie z tej sytuacji pani wzruszyła ramionami i powiedziała, że taki jest regulamin i mogłam zapoznać się z nim wcześniej. No cóż, jeżeli będę w przyszłości namawiana na jakąś promocje na Shellu to niestety nie mogę liczyć na to, że zostanę o promocji poinformowana rzetelnie, muszę się dopominać o regulamin. Na razie musiałam wydać ponad 100 zł i muszę wydać jeszcze raz tyle, żeby odzyskać 15 zł. Może i opłaca się, bo zawsze coś to jest, ale interes taki sobie a w dodatku nie podejrzewałabym Shella o wciskanie tak chamsko produktów.
Do reala udałam się w celu obejrzenia walizek na kółkach i ewentualnego zakupu jakiejś. Wybór był dość duży, ale większość walizek była umieszczona wysoko na półkach, niedostępna dla zwykłych ludzi. Niektóre były poustawiane na wyspie w alei na przeciw wejścia, ale to przeważnie były takie mniej ciekawe i brzydsze modele. Na stoisku z walizkami były ładniejsze. Ekspozycja ogólnie przeciętna, walizki w wielu przypadkach brudne, z poodrywanymi cenami. Znalazłam walizkę dość ładną, nie małą, ale też nie ogromniastą, w cenie przystępnej, około 130 zł. Trochę czasu zajęło mi wybranie najczystszego modelu i takiego najmniej zdewastowanego. Z wybraną walizką i jeszcze kilkoma drobiazgami udałam się do kasy. Kolejka była kilkuosobowa. Kiedy nadszedł mój czas kasjerka powitała mnie i zaczęła oglądać walizkę. Kod nie chciał wejść. Kasjerka zapytała mnie, ile ta walizka kosztowała. Odpowiedziałam. Wówczas kasjerka zaczęła wstukiwać jakieś kody i w końcu coś weszło. Wówczas do kasy został poproszony pan ochroniarz. Wezwanie brzmiało "Mam tu walizkę za rzekomo 129 zł". Zaczęłam zastanawiać się, czy to jakieś sprawdzanie mnie czy co, ale jeżeli kasjerka miała wątpliwości co do podanej przeze mnie ceny to mogła po prostu zadzwonić na dział a nie wyskakiwać z tym "rzekomo". Okazało się, że ochrona nie tyle interesuje się wartością walizki co jakimiś kwitkami które musi podbić kasjerce. Rozumiem, gdyby pracownicy sprawdzili kieszenie walizki, czy czegoś nie wynoszę, ale nic takiego nie nastąpiło. Ochroniarz podszedł, nie przywitał się. Ochroniarz z kasjerką otworzyli główną komorę, podyskutowali o cenie 129 zł, ochroniarz nadał komunikat do monitoringu, że pani kupuje walizkę za 129 zł, podbił kasjerce jakieś papiery i bez słowa opuścił nas. Cena walizki taka sobie, kwota zakupów zwyczajna, niejednokrotnie za zwykłe spożywcze zakupy w tym sklepie płaciłam więcej i nikt nie cudował, cyrk odstawiony przez pracowników niezły. Jeżeli chciałabym coś w tej walizce wynieść, to małe, płaskie przedmioty mogłabym spokojnie. Czyli procedury dla procedur.
Dość dawno temu zadzwonił do mnie telefon. Dzwoniła pani z wydawnictwa "Who is Who". Przez telefon była bardzo miła, wręcz słodka jak miód. Zaproponowała mi umieszczenie informacji o sobie w nowej edycji "Who Is Who". Nie bardzo rozumiejąc, dlaczego mam to zrobić, usiłowałam protestować, jednak ciekawość zwyciężyła i dałam się wciągnąć w rozmowę. Pani zaproponowała mi spotkanie z redaktorem, odnośnie mojej notatki biograficznej. Znowu nie wytrzymałam i z ciekawości się umówiłam. Miejsce spotkania miałam sama wybrać, mogło to być jakieś miejsce publiczne lub moje mieszkanie, godzinę też miałam ustalić sama. Wybrałam jedną z kawiarni w Krakowie. Redaktor na spotkanie przyjechał punktualnie. Przeciętny mężczyzna, w średnim wieku, ubrany zwyczajnie w golfik i marynarkę. Zaczął mi opowiadać o wydawnictwie "Who IS Who", o tym, jak to kolekcjonują życiorysy ciekawych osób i zachęcił mnie do podania jakiejś notatki biograficznej na swój temat, poinformował mnie, że jest to bezpłatne, mogę dodać zdjęcie (to już kosztuje) i następnie, za kilka miesięcy, mogę sobie kupić tą edycję, za cenę około 200 zł. I cały prestiż prysł. Do tej pory naiwnie myślałam, że do "Who Is Who" dodawani są ludzie którzy czymś się wyróżniają, ciekawi, interesujący, którzy zrobili coś niezwykłego. Okazuje się jednak, że są to ludzie, co do których jest rokowanie, że będą skłonni wydać 200 zł na opasły tom, w którym im będzie poświęcone pół szpalty. I tyle. Żałosne. Przy czym moja notatka biograficzna nie była w żaden sposób weryfikowana, mogłam o sobie napisać co tylko chciałam i na co by mi fantazja pozwoliła. Pan naciskał bardzo, więc dla świętego spokoju podałam mu kilka zdań o sobie, podpisałam papiery, że zgadzam się na publikację i pożegnałam się. Kilka miesięcy później dostałam moją notkę do wglądu, potem kilkakrotnie przyszła mi oferta zakupu książki. Notka przyszła mailowo, oferta i mailowo i pocztą tradycyjną.
Osobiście w przypadku Yves Rochera preferuje robienie zakupów w salonach. Moja mama dostaje od nich ulotki reklamowe z możliwością zamawiania paczek do domu. Będąc u niej obejrzałam taką ofertę. Przede wszystkim zdziwiłam się, że przy zamawianiu w ten sposób kosmetyki są sporo tańsze. Nie byłam wstanie porównać wszystkich, ale pamiętałam ceny niektórych w sklepach i ze zdziwieniem zauważyłam, że kosmetyki w cenie około 10 - 12 zł są o nawet o kilka złotych tańsze. Nie wiem jak wygląda różnica w cenie dla innych produktów, ponieważ w sklepach też ceny się zmieniają. Za minus oferty korespondencyjnej muszę uznać jej pewną nieczytelność. Oferta składa się z blankietu zamówień, kilku różnych ulotek, częściowo produkty zamawia się poprzez wpisywanie kodów, częściowo poprzez przyklejanie znaczków, gdzieś się tam zaznacza ptaszki i ogólnie odniosłam wrażenie, że to zabawa dla małych dzieci. Do tego za zakup za dość niewielką kwotę można dostać masę gratisów, torby, torebki itp. Są gratis, jeżeli kupi się za 49 zł, ale znowu trzeba się pobawić i powypełniać jakieś śmieszne kuponiki. Jeżeli kupi się za 100 zł przesyłka jest gratis. Można zamawiać poprzez wysłanie listu lub telefonicznie. Ogólnie ofertę oceniam jako bardzo atrakcyjną, nawet atrakcyjniejszą niż w sklepach.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.