Do kina poszliśmy z mężem obejrzeć jakiś film. Kino znajduje się w centrum handlowym Bonarka, na piętrze. Przed wejściem do kina stała lada, za którą siedziało dwoje pracowników, mężczyzna i kobieta, obydwoje młodzi. Mężczyzna jeszcze wyglądał na zaangażowanego w pracę, kobieta nudziła się wyraźnie, siedziała w pozie nazywanej barową, przewracała oczami. Nad ich głowami znajdował się baner z wyświetlonymi godzinami najbliższych seansów. Przed nimi znajdowała się dość duża pusta przestrzeń, nad podłogą zawieszone były ekrany wyświetlające reklamy filmów, w podłogę były zmontowane małe elementy odbijające światło i szło się po gwiazdach. Nawet ładne. Wszystko było czyste. Stały też stojaki z karteczkami reklamującymi poszczególne filmy. Podeszliśmy do kasy. Do kas prowadziły alejki utworzone przez płotki, także trzeba było błądzić w labiryncie. Obsługiwała nas kobieta. Obsługa sprawna i szybka, pracownica uprzejma, używała zwrotów grzecznościowych. Z zakupionym biletem poszliśmy w stronę sal kinowych. Przechodziło się przez dużą, ciemną salę, koło bardzo rozbudowanej strefy z popcornem i słodyczami. Doszliśmy do pani wpuszczającej na sale kinowe. Pracownica sprawdziła nasze bilety, powiedziała, że mamy się udać na salę Raiffeisen Bank - 1. Zauważyłam, że inne sale też są nazywane nazwami firm - litości. Weszliśmy na salę małym ciemnym korytarzykiem. Na ekranie było wyświetlane logo Raiffeisena. Siedzenia były miękkie i wygodne, ale pokryte bardzo nieprzyjemnym w dotyku syntetycznym materiałem. Film był poprzedzony reklamami w rozsądnej ilości. Obraz był dobrze widoczny, dźwięk prawidłowo słyszalny. Po seansie wychodziliśmy z sali bardzo krętymi korytarzami, schodkami, przeszliśmy kilkanaście różnych drzwi, aby wreszcie wyjść z powrotem do centrum handlowego. Droga była bardzo dobrze oznaczona, co kawałek znajdowała się informacja, że do centrum handlowego w tą stronę. Cena biletu wynosiła 20 złotych.
Bardzo lubię sklepy Tchibo, lubię do nich zaglądać, lubię zapach kawy, który tu unosi się w powietrzu i lubię pooglądać różne przedmioty, które są sprzedawane. Chociaż formuła sprzedaży nie odpowiada mi. Nie lubię zmieniających się cały czas krótkich kolekcji. Wolę sklepy, w których wiem, że ubrania jesienne są jesienią, a wiosenne wiosną, a nie przez krótki okres, około tygodnia. Poza tym w sklepach w Krakowie kolekcje są różne, bo w jednym kolekcja jest z jakimś wyprzedzeniem a w innych normalnie. Szczerze mówiąc nudzi mnie coś takiego i nie mam ochoty śledzić pojawiania się czegoś tam, zastanawiania się, czy teraz są w internecie czy w takim czy innym sklepie. Niemniej od czasu do czasu coś kupuję. Kolekcje w sklepach odbieram jako chaotyczne, stawianie na półce elektroniki obok bielizny i kubków na kawę. Podczas tej wizyty w sklepie właśnie miałam wrażenie, że drażniące mnie elementy osiągnęły apogeum. Sklep był mały, wokół ścian stały regały, na środku malutkie regaliki, produkty moim zdaniem ustawione bez ładu i składu. Oczywiście w ramach tego nieładu były uporządkowane, poustawiane równo, jedno koło drugiego, z symetrycznie. W sklepie było ciasno, wyraźnie powierzchnia sklepu była za mała jak na tą ilość towaru i klientów. Przez klientów trzeba było przepychać się, ciężko było spokojnie coś sobie obejrzeć. Atmosfera w sklepie była jednak wspaniała, czuć było spokój i relaks. Do kasy były kolejki, a że większość osób oprócz ubrań kupowała też kawę i kawa była od razu mielona to obsługa trwała dość długo. Nikt jednak się nie denerwował, nie pchał, nie złościł się. Pracownice mówiły głosem spokojnym, cichym, ale wyraźnie słyszalnym. Nawiązywały kontakt wzrokowy z klientami, uśmiechały się.
Nie jestem fanką sportu i nie interesowałam się wyścigiem Tour de Pologne w ogóle. Natomiast musiałam się nim zainteresować o tyle, że jego ostatni (chyba) etap przebiegał przez miasto w którym mieszkam i musiałam sobie jakoś poradzić z przemieszczaniem się po mieście. Trasa wyścigu krzyżowała się i pokrywała z ważnymi pod względem komunikacyjnym ulicami. Utrudnienia były nieuniknione. Muszę jednak przyznać organizatorom, że zrobili co tylko było w ich mocy, aby jak najmniej utrudniać życia mieszkańcom. Już kilka dni przed przy planowanej trasie wyścig pojawiły się plansze informujące o utrudnieniach i planowanych objazdach. W dniu wyścig wyłączano z ruchu poszczególne ulice umieszczając informacje odnośnie tego i wyznaczając objazdy. Autobusy zostały puszczone drogami jak najbardziej zbliżonymi do swoich oryginalnych tras, chociaż niestety na przystankach nie było informacji o tym, że tędy będą jechać. W czasie trwania wyścigu policja czuwała nad organizacją ruchu. Na trasie przejazdu pojawiły się zakazy parkowania w tym dniu. Wieczorem, kiedy wyścig już dobiegał końca, ulice były udostępniane tak szybko, jak było to możliwe. Wyścig jeszcze trwał, a na ulicach zwolnionych już ściągano oznaczenia wyścigu, sprzątano pachołki i przywracano ruch. Szybko puszczone komunikację zbiorczą na stałe trasy, chociaż tutaj brakło jakiejkolwiek informacji, nie było wiadomo, czy autobus przyjedzie na ten przystanek czy nie.
Robiłam mały zakup przy stoisku grill. Zdziwiło mnie, że była duża kolejka - pięć czy sześć osób. Obsługiwał młody chłopak. Być może zaczynał pracę na tym stanowisku, bo nie zawsze umiał sobie zgrabnie poradzić z pakowaniem. Kiedy stanęłam miał spakować cztery udka z kurczaka. Spakował je do jednej papierowej torebki, gimnastykował się jak spakować całość do jeszcze jednej papierowej torebki. W końcu uznał, że to nie jest możliwe i przepakował udka po dwa do podwójnej torebki, potem całość do foliowego worka. Obsługa reszty klientów szła mu zgrabniej. Produkty w ladzie grzewczej były ładnie ułożone, wyeksponowane. Pracownik pozwalał klientom wybierać kurczaki i respektował ich wybór, pakował te wskazane. Obsługiwał z śmiechem i zaangażowaniem, bardzo sympatycznie. Starał się jak najszybciej rozładować kolejkę. Ja kupowałam łazanki na wagę. Najpierw zważył puste pudełko, wytarował, następnie nałożył łazanek, wybił cenę, zapakował, uprzedził mnie, żebym uważała, żeby pudełko się nie otwarło. Pożegnał mnie. Lada i waga były czyste, co świadczy bardzo dobrze o pracowniku, nie jest łatwo utrzymać czystość tam, gdzie ma się do czynienia z płynnymi tłuszczami.
Kilka dni temu w tym sklepie oglądałam produkty do pielęgnacji włosów i dzisiaj wróciłam dokonać zakupu. Niestety, pod względem jakości obsługi pracownicy i firma nie popisali się zupełnie. Sklep dość luksusowy. Wystrój prosty, mający kojarzyć się z produktami naturalnymi. Świetnie, właśnie coś takiego chciałam kupić i tego oczekiwałam. Weszłam i podeszłam od razu do półki z produktami do włosów. Zaczęłam oglądać maseczkę do włosów jeszcze raz. Zdziwiłam się, że nie było na niej informacji w języku polskim. Jedynie po francusku i angielsku. Dziwne, byłam przekonana, że według prawa polskiego na produktach sprzedawanych w Polsce musi być informacja w naszym języku. Podeszła do mnie pracownica i zaoferowała pomoc. Zapytałam ją, dlaczego nie ma informacji po polsku. Dowiedziałam się, że jest po francusku i po angielsku. Tyle dostrzegłam sama. Zwróciłam pracownicy uwagę, że jesteśmy w Polsce i produkt jest sprzedawany tutaj. Dowiedziałam się, że na dole słoiczka jest informacja po polsku. Faktycznie, była, aż nazwa produktu. Pracownica powiedziała, że to tak, żeby klientki wiedziały co to jest. Nie kontynuowałam tematu, spodziewałabym się po firmie, że będzie im się chciało opisać słoiczek maseczki za 100 złotych trochę lepiej, ale widocznie firma stawia na światowe klientki. Pracownica opisała mi skład produktu i jego działanie. Odnośnie produktu dowiedziałam się, że jest w nim zawarty olej z pięciu roślin, rośliny zostały wymienione i wśród nich była angelica. Zainteresowała mnie, bo nie wiedziałam co to jest. Zapytałam, dowiedziałam się, że po polsku to jest dzięgiel. No to nie można było tak od razu? Chciałam zobaczyć jaka jest konsystencja produktu i powąchać go. Okazało się, że nie ma testera. Zdecydowałam się na zakup. Pracownica podeszła z moimi dwoma produktami do kasy. Zaczęła się sugeracja kolejnych produktów. Do włosów, wód zapachowych, kremów do ciała. Jak powiedziałam, że lawendowy ładnie pachnie od razu zaproponowano wodę o zapachu lawendy. Z jednej strony miło, ale z drugiej strony za dużo w tym było nachalności. Kremy miały wystawione testery. Potem zaczęła się dyskusja o zapisaniu się do jakiegoś klubu tej firmy. Karty fizycznie nie ma, mam za każdym razem podawać nazwisko. Przy następnym zakupie dostanę kosmetyczkę i coś tam ekstra będzie z okazji urodzin. Ok, założyłam. Dowiedziałam się, że SMS będzie wysyłany raz w miesiącu, więc nie jest zbyt męczący no a dzięki temu będę wiedzieć, co się dzieje w firmie. Stwierdziłam, że mi tych SMSów, które dostaję wystarczy do szczęścia i okazało się, że wystarczy e-mail. Założyła mi pani kartotekę. Moje zakupy zostały spakowane w papierową torebkę, dostałam też katalog i dwie próbki. Miło, że pracownica omówiła jakie próbki mi daje i jak mam ich użyć. Na zakończenie dowiedziałam się jeszcze, że od któregoś tam sierpnia będą jakieś tam nowe produkty. Ogólnie sklep sympatyczny, ale spodziewałabym się więcej informacji o produktach, możliwości przetestowania i rozmowy z pracownikiem kompetentnym, a nie wciskanie mi czegokolwiek więcej.
Do Saturna zajrzałam, bo chciałam zobaczyć, co jest w ofercie z notebooków lub netbooków. Dział rozczarował mnie zupełnie. Zajmował bardzo dużą część sklepu, kilka wysp ze sprzętami różnych firm i półki z komputerami. Niestety nie było zupełnie co oglądać i w czym wybierać. Na wyspach stały po dwa, trzy modele, reszta pusta, nawet nie usiłowano sprawiać wrażenia, że coś tam miało stać, nie ustawiano akcesoriów ani nic podobnego, nie starano się zapewnić pustki. Na wyspach leżały jakieś ulotki pozostawiane przez klientów, przypadkowe, też nikt nie usiłował tego sprzątać ani poprawiać. Na półkach było jeszcze mniej ciekawie. Chciałam obejrzeć netbooki, teoretycznie były na półkach w dwóch miejscach. W jednym miejscu nie było ich w ogóle, nic, pustka, w drugiem miejscu były dwa lub trzy modele, powyłączane, opalcowane, brudne, plus dwie sztuki komputerków składających się z osobnego monitora i stacji na niego. Przy nich stali dwaj dwaj chłopcy w wieku gimnazjalnym i bawili się jakimiś grami. Podłoga była czysta. Karteczki z cenami i specyfikacjami wisiały za listwami. O ile się zorientowałam, dotyczyły tych modeli, które były wystawione. Pracownik przebywał w pobliżu, ale nie interesował się klientami.
Do piekarni pobiegłam rano, bo nie miałam pieczywa na śniadanie. Czynna jest od godziny siódmej rano. Byłam w piekarni piętnaście minut później. Była już w pełni przygotowana do działania. Pomieszczenie piekarni było czyste, przed piekarnią stały wystawione stoliki dla klientów. Wewnątrz, w ladzie chłodniczej leżały ciastka i kanapki. Lada była czysta, nie było na niej smug ani zacieków. Nie było żadnych okruszków, śmieci. Przy produktach znajdowały się ich nazwy i ceny. Przy kanapkach były karteczki opisujące mniej więcej ich skład. Wszystko to wyglądało apetycznie i smakowicie. Poprosiłam o kawałek chleba kresowego. Pracownica zapytała czy pokroić. Powiedziałam że tak, i że proszę o mniej więcej połowę tego, co leżało na półce. Pracownica pokroiła całość i połowę spakowała a połowę zważyła dla mnie. Zostało to zapakowane w woreczek, zaklejone, zapłaciłam za tyle, ile dekagramów kupowałam. Pracownica ubrana w czyste, firmowe ubranie, z częściowo zasłoniętymi włosami i w firmowym fartuszku. Obsługa miła, używała zwrotów grzecznościowych, witała i żegnała klientów.
Byłam w Galerii Krakowskiej. Postanowiłam od razu zajrzeć do Carrefoura i kupić sobie coś na jutro na śniadanie. Nie lubię tego sklepu, ale miałam go po drodze. Weszłam do sklepu. Z przyjemnością zauważyłam, że sala sklepowa jest oświetlona, że podłogi w sklepie są czyste. Produktów było bardzo dużo a wymiary sklepu są niewielkie, więc było ciasno. Przeszłam przez alejkę na przeciwko wejścia. Była zastawiona koszami z artykułami szkolnymi. Potem przeszłam główną aleją. Była zastawiona koszami z artykułami spożywczymi. Weszłam w boczna alejkę, odległości regałów od siebie były małe. Dział z warzywami i owocami był moim zdaniem nielogicznie urządzony, owoce były oddzielone od warzyw, nie umiałam znaleźć wag, musiałam prosić o pomoc w znalezieni ich pracownicę. W końcu udałam się do kasy. Do pierwszej wolnej nie mogłam stanąć, bo była tylko dla klientów płacących kartą Carrefour. Stanęłam do następnej. Przede mną stały dwie osoby mające po dwa produkty. W kolejce spędziłam kilka minut, obsługa trwała bardzo długo. Boks kasowy był czysty ale w miejscu, gdzie kasjerka odkładała produkty leżały stare paragony.
Do sklepu weszłam w poszukiwaniu bielizny. Chciałam kupić sobie szorty. Sklep jest niewielki, bardzo gęsto zastawiony stojakami z bielizną, koszulami nocnymi i kostiumami kąpielowymi. Jasno oświetlony. Wnętrze sklepu było czyste, podłoga, stojaki i bielizna. Ciężko było w pierwszej chwili zorientować się w asortymencie, więc poprosiłam o pomoc pracownicę. Nie było w sklepie innych klientów poza mną. Pracownica była tylko jedna. Zapytałam ją. Okazało się, że szortów w ogóle nie ma, pracownica zaproponowała mi bieliznę wyszczuplającą. Nie do końca chodziło mi to, wolałam coś z bawełny, a nie sztucznych włókien. Porozmawiałam z pracownicą na ten temat. Niestety nie potrafiła podać mi składu materiału, z dużym wysiłkiem odnalazła go na metce. Na pytanie o inne kolory powiedziała, że nie ma i nie wiadomo kiedy będzie i czy w ogóle coś innego będzie, a jak się wyprzeda to co jest, to nie wiadomo czy w ogóle coś będzie. Podziękowałam za informacje i wyszłam ze sklepu, pożegnana przez pracownicę.
Do sklepu weszłam w poszukiwaniu bielizny. Sklep mały, ale jasno oświetlony. Klientek było dużo i dwie lub trzy pracownice. Bielizna była wyeksponowana, różne modele, kolorowe. Ładnie wyeksponowane, posortowane według rodzajów, z cenami umieszczonymi na każdym produkcie. Z boku znajdowało się stanowisko kasowe, nie było przy nim pracownicy. Znalazłam modele, które mnie interesowały. Były w dość ciekawej promocji, jeżeli kupowało się koszulkę i majteczki równocześnie, to płaciło się tylko 99 zł, cena koszulki. Zainteresowały mnie szczegółowe wymiary, ale niestety nic takiego nie było na metce, chciałam znaleźć miarkę krawiecką i zmierzyć sobie sama, ale nie było nic takiego na widoku. Usiłowałam podejść porozmawiać z ekspedientką, ale cały czas podchodziła do innych klientów i nie miała dla mnie czasu. Po chwili dałam sobie spokój i poszłam poszukać innego sklepu.
Chciałam podziękować za zorganizowanie konkursu i przedłużenie go. Ponieważ w ostatnim dniu lipca chciałam wykorzystać punkty zgromadzone, powybierałam przedmioty, zamówiłam. Następnego dnia otrzymałam e-mail z informacją o przedłużeniu promocji. Napisałam obserwację, w której wyraziłam swoje niezadowolenie z faktu, że uczestnicy nie zostali powiadomieni o tym wcześniej. Obserwacja została dodana i jeszcze w tym samym dniu dostałam od serwisu e-mail. Zaproponowano mi wycofanie zamówionych nagród i przywrócenie punktów. E-mail był bardzo miły, spersonalizowany, z moim imieniem w nagłówku. Odpisałam, że w takim razie proszę o anulowanie. Dostałam kolejny mail, w którym potwierdzono anulowanie i życzono mi powodzenia w zbieraniu punktów. Naprawdę poczułam się zadowolona z bycia uczestniczką portalu Jakość Obsługi, firma poważnie nas traktuje.
Astrum, cieszymy się, że jesteś zadowolona z rozwiązania, które zaproponowaliśmy. Jak już pisaliśmy, zależy nam na tym, żeby Super Obserwatorzy byli zadowolenia z uczestnictwa w Klubie, bo przecież stworzyliśmy go specjalnie i z myślą o nich. Ostatnio wprowadziliśmy także nowy katalog nagród. Mamy nadzieję, że nowe nagrody spodobały się Tobie i pozostałym Klubowiczom, bo w końcu to Wy je wybraliście:) Pozdrawiamy – zespół portalu.
Do sklepu weszłam...
Do sklepu weszłam obejrzeć ubrania. Przy wejściu są zachęcające reklamy obiecujące zniżkę 30% na przecenioną kolekcję przy zakupie szortów (o ile dobrze reklamę zrozumiałam). Sklep był duży, ubrania były podzielone na damskie i męskie. Było dość dużo kolekcji jesiennej i trochę ubrań letnich. Produkty poukładane były na stołach i wisiały na wieszakach. Wszystko wyprasowane, czyste, ładnie wyeksponowane. Obejrzałam kilka modeli, ładne, dość drogie. Nie spodobało się że, że na metkach z ceną była umieszczona bardzo duża metka z ceną w Euro. Cena była napisana dużymi czcionkami, w innych walutach małymi i było to bardzo mylące. To jedyny element, który nie odpowiadał mi. Obsługa w sklepie była trudna do zauważenia, nie podchodziła do klientów, w ogóle była trudna do zauważenia.
City Handlowy założył swoje stanowisko w pasażu centrum handlowego Bonarka. Stanowisko na ustawiono w celu sprzedaży kart kredytowych. Stoisko jest ładne, estetyczne, kolorowe, w firmowych kolorach, opatrzone logo. Koło stoiska kręciło się kilka młodych osób zajmujących się sprzedażą. Mężczyźni byli ubranie w koszule i krawaty, dziewczyny w ciemnych kolorach. Witali przechodzących klientów bardzo uprzejmie. Jedna z dziewczyn zagadnęła mnie i zaczęła ze mną rozmawiać. Zaprosiła mnie do stanowiska, w taktowny sposób zapytała, czy moje zarobki są wystarczające na ubieganie się o kartę. Opowiedziała mi o karcie, przedstawiła jej zalety w samych superlatywach. Pokazała mi katalog, opowiedziała o zniżkach u partnerów, dowiedziałam się, że z racji bycia abonentką Play miałabym za darmo kartę dożywotnio. Kiedy usiłowałam się dowiedzieć na temat kosztów okazało się, że właściwie żadnych nie ma. Rozmowa była miła, pracownica sympatyczna. Kiedy wypytywałam o regulamin dowiedziałam się, że jest dostępny na stronie internetowej. Na zakończenie rozmowy dostałam katalog, ulotkę i numer telefonu do dziewczyny, która zachęcała do założenia karty.
Dziękujemy za zamieszczoną opinię na temat naszego Banku. Cieszymy się, że zarówno jakość naszej obsługi, jak i oferta produktowa spotkały się z Pani uznaniem. Mamy nadzieje, że wkrótce dołączy Pani do grona naszych Klientów. Jesteśmy do Pani dyspozycji zarówno w oddziale Banku, jak również pod numerem infolinii CitiPhone 801 32 24 84. Pozdrawiamy, Biuro ds. Jakości i Współpracy z Klientem
Sklep mieści się...
Sklep mieści się na dwóch piętrach Galerii Handlowej Bonarka. Kiedy weszłam do sklepu z przyjemnością zauważyłam, że jest w nim bardzo duży wybór towaru. Sala sklepowa była bardzo czysta,bardzo jasno oświetlona. Ubrania były porozwieszane na wieszakach, nie było żadnych leżących pod nimi, ubrania były wyprasowane, nie znalazłam pomiętych czy w złym stanie. Trochę ciężko było je oglądać, bo większość z nich była bardzo ciasno ułożona, trudno było coś obejrzeć. Trochę trudno było się zorientować w rozkładzie sklepu, ciężko, kolekcje były ułożone moim zdaniem chaotycznie. Piętra były połączone schodami ruchomymi, bardzo wygodnie. Rozmiarówka w sklepie obejmowała nawet duże rozmiary. Modele ładne. W sklepie dostępne były zarówno ubrania jesienne jak i reszta wyprzedaży letniej.
Do restauracji podeszłam, ponieważ miałam ochotę na pysznego loda. Przed ladą restauracji stało kilka osób. Za ladą było kilkoro pracowników. Większość z nich miała plakietki "uczę się". Pracowali szybko, ale i tak czas oczekiwania był dość długi. Lada była czysta, za ladą, w miejscy gdzie stają ekspresy do kawy, gdzie są nalewane napoje też było czysto. Przy kasach pracowało trzech czy czterech pracowników, kolejni im pomagali i podawali na tace. Zostałam przez jednego z pracowników zaproszona do kasy i powitana. Złożyłam zamówienie, pracownik nie zaproponował mi niczego więcej, podał cenę, zapłaciłam. Ktoś inny podał mi loda na tacę. Kasjer położył łyżeczkę do lodów na tacę. Kasjer przystąpił do obsługi kolejnego klienta, nikt mnie nie pożegnał ani nie życzył smacznego.
Stoisko znajduje się w pasażu Galerii Handlowej Bonarka. Ma postać oszklonej wyspy. Przy stoisku znajdowała się jedna pracownica. Siedziała koło regału, który miał oszklone półki. Produkty były pozamykane w szafkach. Nie można było samodzielnie niczego wziąć do ręki, ani zapoznać się z produktami. Szyby były czyste, półki i produkty też. Przy produktach nie było widać cen, nie było też informacji, jakiego rodzaju produkty to są. Podeszłam do pracownicy i zapytałam ją produkty do pielęgnacji. Pracownica zaprowadziła mnie do jednej z półek, pokazała produkty, wyjęła jeden, dała mi obejrzeć. Nie umiała podać informacji na temat składu i właściwości produktów. O cenę każdego produktu musiałam pytać. Ogólnie uważam robienie zakupów za mało komfortowe.
Weszłam do Zary rozejrzeć się. Sklep znajduje się w centrum handlowym Bonarka. Zajmuje bardzo duży lokal na parterze i pierwszym piętrze. Oba piętra są ze sobą skomunikowane za pomocą schodów ruchomych i windy. Części sklepu są podzielone na ubrania damskie, męskie, dziecięce, różne serie. Łatwo się w sklepie odnaleźć, łatwo nawigować pomiędzy poszczególnymi działami. Towar jest podzielony logicznie. Sklep jest oświetlony, chociaż światło jest dyskretne, nie jest całą sala jasno oświetlona. Towary wywieszone na wieszakach ładnie wyglądały. Były czyste, wyprasowane. Z przyjemnością obejrzałam kolekcję jesienną. Zauważyłam też resztki kolekcji letniej, w wyprzedaży. Każdy element ubrania wisiał na wieszaku, buty były poukładane. Nie było ubrań pod wieszakami. Pracownicy byli ubrani w dyskretne czarne ubrania. Nie podchodzili do klientów nie proszeni.
Do sklepu weszłam obejrzeć torebki. Sklep rozczarował mnie. Był wprawdzie duży i dobrze zaopatrzony, ale nie robił dobrego wrażenia. Ustawienie towaru było chaotyczne i nielogiczne. Towar nie był dobrze wyeksponowany. Walizki były poustawiane jedna przy drugiej. Torebki były poupychane w małych regałach, trzeba było każdą wyciągać, żeby zobaczyć jak wygląda. W sklepie były też ubrania, wisiały upchane na wieszaku. Produkty wydawały się być dobrej jakości, torebki skórzane. Ceny dość wysokie. W sklepie były dwie pracownice, jedna stała przy kasie, druga chodziła po sklepie o coś poprawiała. Po jakimś czasie podeszła do mnie i zapytała czy szukam czegoś konkretnego. Nie zrobiła tego życzliwie, raczej z musu. Podziękowałam, popatrzyłam jeszcze przez chwilę i wyszłam. Sklep był czysty, czuć był w nim zapach skóry i jakiegoś innego tworzywa. Ogólnie wyszłam rozczarowana.
Do sklepu zajrzałam, ponieważ sprzedają tu buty mojej ulubionej firmy. Sklep miał ładną wystawę, z butami razem z cenami. Nad wejściem widniało logo firmy. Weszłam do środka. Sklep był duży. Podzielny na część dla kobiet i mężczyzn, chociaż jak przekonałam się podział nie był zbyt dokładnie przestrzegany. W sklepie były regały z wystawionymi butami. Każdy egzemplarz był opisany ceną. Obejrzałam resztki wyprzedaży obuwia letniego i zaczęłam oglądać jesienną kolekcję. Po jakimś czasie z zaplecza wyszła pracownica i podeszła do mnie, zaproponowała mi pomoc. Zapytałam ją buty określonej firmy. Powiedziała, że letnie obuwie znajduje się na półce koło kasy, modele jesienne nie przyszły jeszcze. Niestety pracownica nic nie umiała mi powiedzieć konkretnego na temat tego, kiedy dostawy można się spodziewać, ograniczała się do mówienia, że przyjdą na pewno, bo zawsze przychodzą.
Do sklepu weszłam, ponieważ spodziewałam się znaleźć w nim ofertę kosmetyków naturalnych, nie szkodliwych. Szukałam czegoś, co pomogłoby mi rozwiązać problemy z włosami. Przed sklepem stały ustawione wiązki lawendy, była też reklama zachęcająca. Weszłam do środka. Powierzchnia sklepu była mała. Czuć było przyjemny zapach delikatnych kosmetyków. Były dwie pracownice z obsługi, jedna z nich stałą przy kasie, druga opowiadała jednej z klientek o produktach. W sklepie było kilkoro klientów. Przez kilka minut pracownica rozmawiała z klientką. Obejrzałam sobie produkty wystawione na półkach. Wybór produktów w sklepie średni, nie było tu setek produktów i wypełnionych półek. Ceny bardzo wysokie. Pracownica skończyła rozmowę i podeszła do mnie. Zaproponowała mi pomoc. Zapytałam o produkty do włosów. Zaprowadziła mnie do półki, na której stały. Zapytała o rodzaj włosów i jakiego produktu szukam. Omówiła mi kilka rodzajów produktów. W czasie rozmowy widać było, że zna się na produktach, umiała o nich opowiadać w sposób kompetentny i przekonujący.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.