W tym sklepie chyba zawsze jest tłok. Przejścia pomiędzy półkami są wąskie, jeszcze dodatkowo były zastawione pudłami, z których pracownicy dokładali towar. Ciężko było przejść przez sklep. Sala sprzedaży była nieuporządkowana, co niestety w tym sklepie jest standardem. Na półkach brakowało towaru, stały puste pudełka. Zakupy zrobiłam. Nie dało się obejrzeć spokojnie oglądać produktów, bo popychali mnie inni klienci. Do kasy były kolejki. Czynna była tylko jedna kasa, ale szybko na szczęście otwarto drugą. Kasa brudna, na kasie stare paragony, z ciekawości obejrzałam jeden z nich, miał wczorajszą datę. Za kasami, na podłodze też leżały paragony. Kasjerka uprzejma, ale miała problem z wydaniem reszty (brak drobnych).
Weszliśmy do sklepu Ryłko w Galerii Krakowskiej bo chcieliśmy kupić dla męża eleganckie buty do garnituru. Szukaliśmy czegoś w kolorze czarnym,bez wzorów (najlepiej by było). W sklepie znajdowało się kilka osób. Jedna osoba mierzyła buty, reszta oglądało. Sklep był uporządkowany, podłoga czysta, buty poustawiane, czyste, błyszczące. Znaleźliśmy trzy interesujące modele. Kiedy oglądaliśmy produkty jedna z pracownic zaoferowała nam pomoc. Poprosiliśmy o buty w określonym rozmiarze. Dwie pary nie miały już odpowiedniego rozmiaru, ale pracownica zaproponowała przymierzenie butów w sąsiednim rozmiarze, bo mogą też pasować. Buty były rozmiarowo nawet dobre, jedna z par ładnie się prezentowała. Pracownica doradzała i zachęcała do zakupu, ale nie robiła tego nachalnie, tylko uprzejmie. Zdecydowaliśmy się na zakup. Buty zostały włożone do pudełka, pudełko do reklamówki. Pracownica zaproponowała nam zakup akcesoriów do konserwacji, poinformowała o dwóch latach gwarancji. Z akcesoriów skorzystaliśmy, zostały zapakowane razem z butami do torby. Gwarancję razem z paragonem też tam włożono, potwierdzenie z POS dostał mąż do ręki. Wszystko w miłej atmosferze.
Bardzo się cieszę, że projekt Super Obserwatora w końcu wystartował. Trochę szkoda, że coś, co miało być elitarne, a przynajmniej miało wymagać włożenia minimum wysiłku - obecność w portalu przez pół roku i minimum 5 obserwacji miesięcznie (to przecież nie były duże wymagania) stało się masowe. Z drugiej strony dobrze, że większość uczestników portalu ma dostęp do możliwości zdobywania nagród. Co do samych nagród, to przydałoby się, żeby była wśród nich większa różnorodność. Nawet nie koniecznie niższe progi (w stosunku do tych sprzed lipcowej promocji), ale wybór porównywalny z listopadowym konkursem. Fajnie też byłoby gdyby na liście 100 najlepszych obserwatorów znajdowała się informacja kto jest Super Obserwatorem. W tym momencie pewnie wszyscy, ale za 100 dni niektórzy się wykruszą. I duży plus za komunikację i informowanie uczestników o tym, że uzyskali status SO.
Astrum, możemy zapewnić Ciebie i innych Super Obserwatorów, że Klub Super Obserwatora to wciąż elitarne grono obserwatorów. Poza tym status nie jest przyznawany „na zawsze” – aby go nie stracić trzeba wykazać się aktywnością i dzielić swoimi opiniami. Szykujemy kolejne nowości w Klubie, o których na pewno wszystkich poinformujemy:) Pozdrawiamy – zespół portalu.
Chciałam w tym...
Chciałam w tym momencie ocenić funkcjonowanie internetowej obsługi czytelników przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Krakowie. Po pierwsze, duży plus za to, że taki system w ogóle jest wprowadzony i że funkcjonuje bez większych problemów, nie zdarzyło się nigdy, żebym nie mogła zalogować się na swoje konto. Kolorystyka strony jest stonowana, aż do przesady. Po drugie - minusy. System nie jest zbyt intuicyjny w obsłudze. Sporo czasu zajmuje mi znajdowanie różnych funkcji czy rozszyfrowywanie skrótów. System nie jest też zbyt przydatny, właściwie jedyną jego funkcją jest możliwość prolongaty książek. Mogę też sprawdzić, czy książka jest w bibliotece, ale nie mam możliwości zamówienia jej albo zarezerwowania. Jeżeli książka jest wypożyczona to nie mogę jej rezerwować, wiem tylko kiedy powinna zostać zwrócona. Nawet nie mogę sobie zapisać listy książek, które chciałabym pożyczyć, aby je potem znaleźć w bibliotece. Na początku miałam problem z zalogowaniem się. Loginem do systemu jest numer karty bibliotecznej a hasłem 4 pierwsze litery nazwiska. Szkoda, że nie ma na ten temat informacji na stronie biblioteki, powiedziała mi o tym jedna z bibliotekarek.
Fabryka Schindlera to krakowskie muzeum poświęcone drugiej wojnie światowej w Krakowie. W muzeum obowiązują limity wchodzących na daną godzinę. Można sobie jednak bez problemu zarezerwować bilet przez internet i potem odebrać go w kasie. W kasie muzeum można też kupić sobie różne pamiątki związane z muzeum, książki, przewodniki. Można płacić kartą. Pracownicy umieją po angielsku. Przed wejściem na wystawę można pobrać bezpłatny, krótki, przewodnik po wystawie. Niestety przewodnik był dostępny tylko po polsku, angielsku, niemiecku i włosku, a muzeum jest odwiedzane przez ludzi z innych krajów również. Sama ekspozycja jest bardzo nowoczesna. Nie ma tu nudnych, zakurzonych eksponatów, znajduje się dużo zdjęć, opisów, nagrań dźwiękowych kojarzonych z epoką, cenniejsze eksponaty są zamknięte w gablotach, reszty można dotknąć i poczuć. Wszystko też uzupełniają prezentacje multimedialne, wystąpienia ludzi na temat II Wojny Światowej. Ekspozycja jest dość zawiła, trzeba krążyć po korytarzach, ale wszystko jest opisane i nie ma możliwości zabłądzenia. Na wystawie można robić zdjęcia bez użycia lampy błyskowej. Wszystkie informacje są umieszczone tylko w językach polskim i angielskim, szkoda, bo ludzie nie posługujący się tymi językami są dość bezradni. Chociaż na ekranach multimedialnych mogłoby być coś dla obcokrajowców, albo kartki z wydrukowaną informacją dostępne przy wejściu. Muzeum znajduje się w budynku, w którym w czasie wojny mieściła się słynna fabryka Oskara Schindlera, stąd jego nazwa. Na parterze jest kawiarnia z pamiątkami po słynnym filmie. Muzeum mieści się kawałek od centrum, ale polecam jej zobaczenie.
Miałam sprawę do załatwienia w sąsiednim mieście, Skawinie. Będąc w mieście chciałam udać się do toalety. Pomyślałam, że skoro jest galeria handlowa to będzie w niej toaleta. Do galerii prowadzą dwa wejścia, na dole znajduje się market Tesco. Sama galeria jest mało przyjemna, ściany brudne. Przy wejściu wisiał plan, z którego dowiedziałam, się, gdzie znajdują się toalety. Na piętro wiodły schody ruchome. Oprócz mnie nie było nikogo, kto wybierał się na górę, wjechałam na górę, zauważyłam, że nie ma tam nikogo a sklepiki jeszcze są zamknięte. Nie wiem po co w takim razie schody działały cały czas, może lepiej byłoby zainstalować mechanizm uruchamiające je gdy ktoś na nie wchodzi, zamiast marnować prąd. Dotarłam do toalety. Spodziewałam się, że będzie płatna. Jednak cena zaskoczyła mnie kompletnie. Do drzwi przymocowany był mechanizm, aby wejść należało wrzucić 5 zł! Zrezygnowałam. Pochodziłam jeszcze trochę po centrum, znalazłam bardzo ciekawą restaurację. Przy wejściu, obok nazwy, był spory napis, że wchodząc akceptuje się regulamin. Nie mam pojęcia co takiego niezwykłego działo się w lokalu, że wymagało akceptacji specjalnego regulaminu, bo regulamin nigdzie nie został wywieszony. Zauważyłam też, że galeria ma podziemny parking, bardzo tani, złotówka za godzinę.
Zakupy w Tchibo to sama przyjemność. Naprawdę. Kiedy przechodzimy pasażem obok dolatuje nas cudowny zapach palonej kawy. W środku nie ma zbyt wielu klientów. Kilka osób ogląda ubrania na wyprzedaży, dwie osoby stoją przy kasie, dwie lub trzy osoby piją kawę. Na środku stoi ekspres do kawy i prezentująca do pracownica. Pracownica jest dość bierna, nie zaprasza do obejrzenia ekspresu, stoi tylko koło niego. Sklep jest czyściutki, nie ma śladu kurzu, porozrzucanych produktów ani innego nieporządku. Kawy dość drogie, zauważyłam, że nie ma żadnej w promocyjnej cenie, promocja obejmuje jedynie kapsułki. Zainteresowały mnie nowe napoje kawowe, zwłaszcza napój udekorowany czekoladą. Zamówiłam go sobie i siadłam odpocząć nieco w przytulnym wnętrzu. Teraz pisząc komentarz chciałam sprawdzić jak napój się nazywał i nie umiałam na stronie tchibo.pl znaleźć takiej informacji. Szkoda, bo fajnie byłoby w internecie, na stronie firmy, poczytać o na przykład nowościach a potem iść spróbować.
Uwielbiam lakiery do paznokci tej firmy, zawsze przechodząc koło stoiska je oglądam i często na coś się pokuszam. Stoisko ma postać wyspy w pasażu sklepu. Tego dnia akurat szukałam raczej podkładu. Przechodzą przystanęłam i zaczęłam je oglądać. Stoisko obsługiwała młoda dziewczyna. Była zajęta rozmową z koleżanką. Kiedy podeszłam nie przerwała rozmowy tylko stanęła koło mnie. Testery podkładów wyglądały bardzo nieprzyjemnie, brudne, całe upaprane płynem z opakowania. Próbowałam je użyć, ale szczerze mówiąc wyglądały tak obrzydliwie, że odechciało mi się. Sprzedawczyni stała naprzeciwko mnie, dalej plotkowała z koleżanka a na mnie popatrzyła pytająco. Nie przywitała się ze mną, nie zaproponowała mi żadnej pomocy ani w ogóle nie odezwała się do mnie. Podkładów było kilka rodzajów i kolorów. Ponieważ nie używałam kosmetyków z tej firmy do tej pory chciałam się czegoś o nich dowiedzieć. Ale w końcu uznałam, że nie będę przeszkadzała pracownicy. Zrezygnowałam z zakupów i odeszłam od stoiska.
Sklep mieści się w Centrum Handlowym Bonarka. Sklep zajmuje bardzo dużą powierzchnię. Wybór towaru w sklepie jest ogromny. Sklep jest czysty, nie ma palet ani wózków zagradzających przejście. Towary na półkach dobrze rozmieszczone, nie zasłaniają jeden drugiego. Przy towarach łatwa do odnalezienia cena. Weszłam do sklepu w poszukiwaniu ładowarki do baterii dużych, R20. Znalazłam bez problemu ładowarkę, ale miałam problem z dobraniem baterii, nie wiedziałam czym różnią się poszczególne rodzaje baterii. Poprosiłam o pomoc pracownika. Mężczyzna zostawił swoją pracę i podszedł ze mną do półki. Opisał różnicę w pojemności baterii, pomógł mi dobrać odpowiednie baterie. Zakup zrobiłam, ładowarka był dość droga (około 100 zł), ponieważ była to duża ładowarka na wszystkie możliwe rodzaje baterii. Trochę szkoda, w zupełności wystarczyłaby mi mniejsza tylko na R20, ale jak dowiedziałam się od pracownika takich nie mają w ogóle w sprzedaży i wątpi, czy w ogóle są produkowane. Do kas nie było kolejek, kasjerka bardzo uprzejma. Duży plus dla sklepu, można dostać fakturę od razu przy kasie, nie trzeba iść po nią do POK.
Początek nie najlepszy. Pacjent zostaje skierowany przez lekarkę z przychodni na SOR, leży w łóżku zdezorientowany, wystraszony. Na SORze nie można dowiedzieć się niczego, godzinami czeka się na jakikolwiek znak od personelu, zaczyna się w ogóle wątpić, czy personel pamięta jeszcze o tobie. Komunikacja personelu z pacjentem - nie istnieje. Dowiadujesz się, że przewożą cię do innego szpitala na konsultację, nie wiesz po co, na co, nic. Potem przyjęcie na oddział. Decyzja podjęta poza toną, po prostu dowiadujesz się, że cię gdzieś przewiozą. Szpitalny oddział czysty. Czyste ściany, podłoga, łazienki, czysta pościel na łóżkach. Zagęszczenie na oddziale bardzo duże, pacjenci leżą na łóżkach na korytarzach. Dla pracowników to zupełnie normalne, widocznie tak jest zawsze. Po całym dniu niepewności w końcu lekarka udziela jakieś informacji. Ciężko dowiedzieć się od pielęgniarki jakie lekarstwa zostały zaaplikowane i co mają na celu. O rozmowie z lekarzem nie ma co marzyć. Jedzenie w szpitalu dość smaczne i w zupełności wystarczające. Kilka dni leczenia mija. W szpitalu znajduje się labirynt korytarzy, kiepskie oznaczenie gdzie znajduje się jaki oddział. Osoba odwiedzająca nie ma szans trafić nie pytając o drogę. Ale szpital ogólnie robi dobre wrażenie. Gdyby tylko w czasie pobytu w szpitalu lekarze okazaliby trochę więcej serdeczności i można by łatwiej dowiedzieć się na temat swojego zdrowia powiedziałabym, że szpital jest bardzo dobry.
Wygodne buty to podstawa. Ponieważ dni były upalne chciałam sobie kupić jakieś ładne balerinki na płaskim obcasie, najchętniej z materiału. Przechodząc koło sklepu zajrzałam do środka. Sądząc po lokalizacji i wyglądzie sklep aspiruje do grona lepszych sklepów. Wewnątrz były trzy pracownice.Klientów było kilkoro. Buty ustawione na półkach, na szklanych stołach po środku. Ekspozycja czysta, ładnie wyglądająca, zachęcająca do obejrzenia. Do tego aspektu nie mam zastrzeżeń. Pracownicy natomiast koszmarni. Panie kompletnie nieruchawe, bez żadnej inwencji. Obejrzałam kilka par butów, nikt nie zaproponował mi pomocy. Zapytałam się jednej z pań pracownic czy są jakieś letnie buty tekstylne. Pani gestem brody wskazała mi na której półce je znajdę. Było tam kilka par interesujących, w cenie około 100 złotych za parę. Pooglądałam, chciałam przymierzyć. Musiałam sobie znaleźć, gdzie w sklepie są stopki. Znalazłam, obejrzałam buty, z tych które chciałam mierzyć nie było mojego rozmiaru. Nikt nie zaproponował mi pomocy, pani dopiero na wyraźną prośbę udzieliła informacji, czy taki rozmiar jest i przyniosła pudełko. Po przymierzeniu uznałam, że ten model na nodze wygląda nieciekawie, poprosiłam o inny kolor. Ten również został mi przyniesiony. Ekspedientka nie okazała żadnych emocji, z zupełnie obojętną miną, bez cienia uśmiechu, życzliwości, zachowywała się jak robot. Kiedy mierzyłam buty też nikt nie usiłował mi pomóc, doradzić, zaproponować czegoś innego lub dodatkowego. Przymierzyłam jeszcze trzecią parę butów, też żadnej pomocy i reakcji. Podziękowałam i wyszłam ze sklepu, nie miałam ochoty wyciągać od pracownic informacji co to innych rozmiarów czy kolorów, w końcu nie są jedynym sklepem w Krakowie.
Koło sklepu jest niewielki parking i miejsce do rozładunku towaru. Teren był uprzątnięty i czysty. Na chodniku nie było śmieci. W końcowej części parkingu znajdowała się wiata pod którą stały wózki, równo ustawione w rzędy. Na ścianie wisiała gablota reklamowa, czysta, z aktualnymi plakatami. W strefie wejścia na podłodze były papierki. Kiedy weszłam na salę sprzedaży zauważyłam, że w sklepie jest wielu klientów. Jest to spowodowane sąsiedztwem wielu akademików. Stoisko z warzywami i owocami było bardzo dobrze zaopatrzone, można było na nim znaleźć świeże i apetycznie wyglądające warzywa i owoce. Stanęłam w kolejce do kasy. Do kas były spore kolejki. Zauważyłam, że od strony magazynu do kas ciągnie się smuga brudnej podłogi. Do kasy nie było łatwo się dostać ze względu na ciasną przestrzeń koło kasy. Dojście blokował słup i ustawione w przejściu czerwone koszyki na zakupy. Sprawiało to, że ciężko się manewrowało metalowym koszykiem i wyciągało z niego zakupy. Kasjerka obsługiwała sprawnie, ale nie zachowywała form grzecznościowych, nie uśmiechała się ani nie nawiązywała kontaktu wzrokowego z klientami. Resztę i paragon rzuciła mi na blat boksu. Zauważyłam że zarówno boks przy którym byłam obsługiwana jak i inne nie jest uporządkowany, w miejscu, gdzie kasjer odkłada produkty leżą jakieś drobiny w rodzaju soli, koło kas są pozostawione rolki kasowe a materiały reklamowe były rozrzucone. Za kasami podłoga nie była uprzątnięta, na ziemi leżały paragony, wózki sklepowe stały pozostawione przez klientów. Nikt nie dbał też o dostarczenie czerwonych koszyków do strefy wejścia, klienci, którzy chcieli z nimi wejść musieli wchodzić do strefy za kasami.
Podchodząc do sklepu Biedronka obejrzałam gabloty reklamowe wiszące na bocznej ścianie sklepu. Były czyste i aktualne. Teren przed sklepem był czysty, wózki stały ustawione w równych rzędach, pod kółkami wózków widać było papierki. Weszłam do sklepu. W strefie wejścia na szybach wywieszone było ogłoszenie o pracę, kartka była w złym stanie, ponaddzierana. Na szybach były ślady taśmy klejącej. Weszłam na salę sprzedaży. Klientów nie było wielu. Sklep ogólnie był uporządkowany i zatowarowany. Nie było widać dużej ilości pustych opakowań zbiorczych, pustych kartonów. Podłoga była czysta oprócz miejsca przy stoisku z warzywami i owocami, gdzie były plamy. Na stoisku z warzywami i owocami były puste kartony po produktach. Waga była brudna. Przy stoisku pojawiły się pracownice i zaczęły dokładać towar. Czynne były dwie kasy, do obu były znaczne kolejki. Przed kasą leżały nierozpakowane jeszcze tygodniki telewizyjne. Kasjerka obsługiwała szybko i sprawnie. Była uprzejma i w czasie obsługi stosowała zwroty grzecznościowe. Wydając mi resztę rzuciła ją na blat boksu. Za kasami stały wózki na zakupy pozostawione przez klientów.
Plac przed sklepem był czysty, ale po przyjrzeniu się odkryłam, że pod stojakiem na rowery leżą śmieci a filary podtrzymujące daszek nad wejściem są nieestetycznie oklejone reklamami. Plakaty reklamowe. były aktualne. Weszłam do sklepu. Podłoga przy wejściu była bardzo brudna, w okolicach kosza na śmieci sprawiała wrażenie niewycieranej od kilku dni. Kosz nie był przepełniony. Wzięłam wózek na zakupy i weszłam. W sklepie było bardzo wielu klientów. Sklep jest niewielki, więc niewygodnie się po nim poruszało. Podłoga była brudna, w niewielkim zakresie poplamiona, ale po prostu brudna. Na półkach leżały kartony pozostawione przez pracowników dokładających towar. Zostawiłam wózek w pierwszej alei i udałam się w głąb sklepu. Wózek zostawiłam, ponieważ ciężko byłoby mi przechodzić przez sklep pełen klientów. Kiedy wróciłam do wózka zauważyłam, że jedna z pracownic zaczęła odkładać do niego puste kartony. Na sali dwie pracownice dokładały towar. Stoisko z warzywami i owocami wyglądało prawidłowo, produkty były świeże i apetyczne. Po zakończeniu zakupów stanęłam w kolejce od kasy. Czynne były trzy kasy, czyli wszystkie kasy w sklepie. Kolejki były bardzo długie. Z podjechaniem do kasy miałam niewielki problem, gdyż koło kasy stał stojak z tygodnikiem telewizyjnym, blokującym trochę przejazd. Kasjerka była zmęczona, nie witała ani nie żegnała klientów. Kiedy stałam w kolejce zauważyłam, że największym problemem kasjerów jest wydawanie reszty i rozmienianie pieniędzy. Dwie panie i pan cały czas pytali się nawzajem o rozmienienie pieniędzy. Na kasach było bardzo dużo starych paragonów. Z wyjechaniem z kasy też miałam problem ponieważ koło kasy stały czerwone koszyki na zakupy blokujące wyjazd. Strefa za kasami była nieuporządkowana, na ziemi leżały paragony.
Byłam bardzo głodna, a musiałam jeszcze zostać na mieście, więc wpadłam coś szybko zjeść. Lokal restauracji jest mały, ciasny, o wiele za mały jak na ruch jaki tam panuje. O tej porze właściwie ciężko znaleźć wolne miejsce, przy którym można by usiąść. Do kas były kilkuosobowe kolejki. Pracownicy zachowywali się zgodnie ze standardami, dzień dobry, do widzenia, życzę smacznego i zapraszam ponownie, proponowali też zakupienie dodatkowych produktów lub powiększenie porcji. Lokal był sprzątany co jakiś czas, na stolikach stały pozostawione przez klientów tace, na podłodze dało się zauważyć frytki. Pracownicy byli zajęci obsługą, co kilkanaście minut ktoś przechodził i sprzątał. Jedzenie było ciepłe, świeże, dość smaczne, zgodne ze standardami firmy. Podane bardzo szybko, kanapki i frytki przygotowywane było na bieżąco.
Sklep idealny. Weszłam do sklepu w poszukiwaniu jednego z elementów wyposażenia domu. Na odpowiednim dziale zaczęłam oglądać elementy. Po dosłownie minucie podszedł do mnie pracownik i zaproponował pomoc. Starał się bardzo dokładnie poznać parametry (wymiary), sprzętu, który chciałam kupić. Miałam trochę problemów z podaniem mu tych danych, okazało się, że chcę dokupić komponent do czegoś, co było produkowane kilka lat temu i może nie być kompatybilne. Pracownik bardzo się starał, nie było dla niego problemem pokazywanie mi kolejnych elementów, przywiózł dużą drabinę i podawał mi produkty z górnych części regału. W końcu wybraliśmy element, który powinien pasować. Pracownik upewnił mnie, że jeżeli ten element nie będzie pasował, mogę go przymierzyć w domu zwrócić w dowolnym sklepie sieci, nawet nie koniecznie w tym, w którym kupowałam. Podeszłam do kasy. Pracownica przy kasie była uprzejma, witała się, żegnała, stosowała zwroty grzecznościowe. Również upewniła mnie co do możliwości zwrotu. Element nie pasował, dwa, trzy dni później przyjechałam go oddać. Pracownicy nie robili mi żadnych problemów, przyjęli zwrot i zwrócili gotówkę. Pracownik pomógł mi znaleźć nowy element, tym razem pasujący. Sklep jest bardzo czysty, produkty stały na swoich miejscach, nie było problemu z przejściem.
Cukiernia mieści się w niewielkim lokalu w centrum miasta. Lubię tu zaglądać bo mają dość smaczne wyroby. Ostatnio jednak zaskoczyli mnie bardzo negatywnie. Lokal, w którym mieści się cukiernia był bardzo dawno nie remontowany. Staroświecki wygląd mógłby dodać uroku, ale obecnie lokal zmienia się w ruinę. Na podłodze płytki odpadają, farba na ścianach stara i brudna, na ścianie karteczki z cenami, brudne, przyniszczone, pisane byle jak, odręcznie, niekoniecznie to co jest podane w cenniku można kupić. Na przykład napoje są ładnie wypisane, ale w naturze "skończyły się". Lada z ciastkami wyglądała strasznie, pełno było na niej okruchów ze starych ciastek, podobnie jak na wadze - można było zobaczyć przekrój towarów sprzedawanych od rana. Pracownica ważyła na tej wadze kolejne ciasta, nie wiedziała potrzeby starcia. Najgorsze jednak było to, że z zaplecza wyszła jeszcze jedna pracownica z zapalonym papierosem. Mnie się odechciało zakupów. Widać, że i szefostwo i pracownicy bardzo zaniedbują lokal. Jest to dość dziwne, bo nie mogą narzekać na brak klientów, w czasie kiedy zastanawiałam się co kupić przez sklep przeszło kilka osób, które zostawiły razem ponad 100 zł. Kasjerka miła, umie nawiązać kontakt z klientami, umie porozmawiać na różne tematy, wita się żegna. Niestety zupełnie bezradna wobec klientów angielskojęzycznych, nie umie powiedzieć nic.
Do banku weszliśmy z mężem wpłacić pieniądze w kasie. Placówka urządzona skromnie ale elegancko, utrzymana w firmowych kolorach i firmowym wystroju placówek Aliora. Na podłodze leżały śmieci. Jedno stanowisko kasowe było czynne, był przy nim obsługiwany klient. W głębi znajdowały się dalsze stanowiska i widziałam, że przebywa tam klientka i obsługująca ją pracownica. W oddziale znajdował się monitor, na którym wyświetlane były wiadomości i reklamy banku, między innymi reklama konta z usługą concierge, gdzie pracownica banku przynosi klientowi siedzącemu w parku bukiet kwiatów dla jego dziewczyny. Mój mąż poszedł do stanowiska i wpłacił pieniądze. Zapytał też pracownicy co ma zrobić, żeby jemu jakaś pani przyniosła taki bukiet. Pracownica popatrzyła na męża jak na kosmitę i przez długą chwilę milczała, po czy zaczęła się jąkać, że musiałby skorzystać z ubezpieczenia. A w końcu powiedziała, że to jest okienko kasowe i ona tu nie udziela informacji, jak mąż chce, to ma iść to koleżanki, bo u niej robi się kolejka. Było to o tyle zabawne, że oprócz nas dwojga w tej części banku nie było nikogo innego. Chcieliśmy po prostu dowiedzieć się czegoś więcej o tej usłudze, ale w takim układzie zrezygnowaliśmy. Mąż odwrócił się od kasjerki w stronę wyjścia, dziewczyna zrobiła pod jego adresem grymas. Ogólnie zachowała się mało profesjonalnie. Wyszliśmy z banku.
Lody z tej cukierni cieszą się opinią najlepszych lodów w Krakowie. Lokal szczyci się tym i przy wejściu wywieszone są fragmenty różnych gazet zawierające pochwalne peany na cześć lodów Starowicza. Przechodząc obok postanowiłam się skusić. Lody można kupić przez okienko zrobione od ulicy, bez konieczności wchodzenia do środka. Obsługiwał młody, uprzejmy chłopak. Do wyboru było tylko kilka podstawowych smaków lodów, cena zbliżona do cen w mieście. Zajrzałam też do środka cukierni. Pomieszczenie było średniej wielkości, z jednej strony znajdowała się lada, chłodnie z ciastkami, z drugiej strony stoliki dla klientów. Miejsca przy stolikach były pozajmowane, przy ladzie cały czas pojawiały się osoby kupujące, pracownica obsługiwała uprzejmie i spokojnie, wszystkich witała, żegnała, doradzała i starannie pakowała produkty, aby jak najmniej uszkodziły się w czasie transportu. Naprawdę, pełny profesjonalizm. Obejrzałam sobie ciastka pokazane w chłodni, wyglądały zachęcająco, bardzo apetycznie, miały nazwy wybitnie związane z Krakowem, jak Bona, Zygmunt (w kształcie nawiązującym do słynnego dzwonu). Cena ciastek to około 6 zł. Myślę, że warto tu zajrzeć, miejsce jest naprawdę przyjemne.
Kawiarnia znajduje się na Wzgórzu Wawelskim. Ponieważ miałam sprawę do załatwienia na Wawelu postanowiłam usiąść na chwilę delektować się miejscem. Kawiarnia ma tras widokowy, z wygodnymi siedzeniami, pod parasolami. Trzeba uważać w którym miejscu się siada, ponieważ częściowo widok przesłania szyb maszynowni (ładny, ceglany budynek, ale widok na Kazimierz jest ładniejszy). Zamówić jedzenie można sobie w kasie lub podchodzi kelnerka. Ja zamówiłam w kasie, zapłaciłam, pani z obsługi powiedziała żebym sobie usiadła. Pracownica przy kasie umiała opisać potrawy znajdujące się w menu i doradzić. Po dosłownie minucie dostałam picie, po chwili kelnerka przyniosła mi sztućce, po ok 10 minutach zamówione naleśniki. Smakowały jak naleśniki, poprawnie, ale żaden szał. Podane na ładnie udekorowanym talerzu. Cena rozsądna, 9 zł za dwie sztuki. Kelnerki sympatyczne, uśmiechnięte, zwracające się bardzo grzecznie. Obsługa dyskretna. Toaleta znajduje się dość daleko od kawiarni, trzeba przejść przez sklepiki z pamiątkami. Jest czysta, ale to raczej zasługa pracowników Wawelu niż lokalu.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.