T-Mobile miała mi dostarczyć za pośrednictwem kuriera DHL paczkę z nowym telefonem i aneksem do umowy. Przez telefon udzielono informacji, że paczka zostanie wysłana do kilku dni a o dokładnej dacie wysyłki zostanę poinformowana. Minęło kilka dni i wreszcie dzień przed dniem Wszystkich Świętych dostałam SMSa z wiadomością, że paczka została do mnie wysłana. SMS był nadany przez T-Mobile. Jakieś 10 minut później zadzwonił do mnie kurier z DHL z wiadomością, że ma dla mnie paczkę, czeka u mnie pod domem a mnie nie ma. Uważam takie telefony za nieporozumienie. Przecież skoro mnie nie ma, to raczej cudem się nie pojawię. Nie rozumiem też, dlaczego nie zostałam uprzedzona wcześniej, gdybym wiedziała, że w tym dniu mam się spodziewać przesyłki, to postarałabym się o to, żeby być w domu. Ewentualnie, skoro już kurier dzwoni, to szkoda, że nie zadzwonił wcześniej i nie umówił się na konkretną godzinę, o której i mnie i jemu pasowałoby. Pracownik, który do mnie zadzwonił był uprzejmy i sympatyczny. Zaproponował umówienie się na późniejszą godzinę lub inny dzień. Wybrałam inny dzień, od razu poinformowałam kuriera po której godzinie będę w domu. Tego dnia czekałam na kuriera od 12-tej (umówiłam się, że będę w domu od 12-tej). Koło 15 zadzwonił telefon, kurier zadzwonił, zapytał, czy jestem w domu a skoro tak, to on będzie za 10 minut. I znowu nie rozumiem. Skoro i tak dzwoni, to czemu nie umawia się wcześniej?
Z usług tej firmy skorzystałam za pośrednictwem Allegro. Firma sprzedaje cebulki kwiatowe i kłącza kwiatów. Robienie zakupów to czysta przyjemność. Wystawionych aukcji jest bardzo dużo. Kwiaty są podzielone logicznie na rodzaje i wystawione jeden za drugim, tulipany koło tulipanów, narcyzy koło narcyzów i tak dalej. W niektórych przypadkach (tulipany, krokusy) popularne odmiany i kolory, można kupować po 100 sztuk, oprócz tego ciekawsze odmiany są wystawiona po kilka sztuk, czy nawet po jednej sztuce. Każdy kwiat jest zaprezentowany na zdjęciu. W opisie aukcji są podane informacje na temat kwitnienia, rozstawu w jakim należy sadzić, wysokości, na temat uprawy i rośliny. Zamówienie zostało złożone w niedzielę po południu. Przy aukcji są jasno i prosto wyznaczone koszty wysyłki, paczka kurierska kosztuje 15 zł niezależnie od ilości zakupionych cebulek a przy zakupie za 300 zł wysyłka jest gratis. Opłaciłam zamówienie i wysyłkę. Następnego dnia dostałam e-mail, że zamówienie zostało zgrupowane, następnego dnia wieczorem już dostałam wiadomość o wysyłce. Kolejnego dnia kurier przywiózł paczkę. Cebulki były popakowane w woreczki z niewielkimi dziurkami zapewniającymi wentylację. Każdy woreczek był opatrzony zdjęciem rośliny i informacjami na temat czasu kwitnienia i rozstawu sadzenia. Ilość cebulek zgadzała się z zamówieniem.
Ponieważ byłam w pobliżu postanowiłam podejść do stanowiska Play zapytać o warunki przedłużenia umowy na jeden z numerów jakie w Playu mam. Stoisko miało postać wyspy po środku pasażu. Wewnątrz wyspy znajdowało się dwóch pracowników, jeden zajęty obsługą klienta. Podeszłam do drugiego pracownika, przywitałam się i zapytałam, czy u niego mogę zasięgnąć informacji na temat oferty jaka jest przygotowana dla numeru abonenckiego przy przedłużaniu umowy. Pracownik w bardzo nieprzyjemny i opryskliwy sposób poinformował mnie, że żadna oferta nie jest przygotowywana dla nikogo specjalnie. Zdziwiłam się i zapytałam jak w takim razie wygląda możliwość przedłużenia umowy. Pracownik pokazał mi jakąś ulotkę i poinformował mnie zdawkowo o ofercie. W dalszym ciągu był nieprzyjemny. Ponieważ nie udało mu się mnie jeszcze zniechęcić (tylko dlatego, że wiedziałam że nie będzie mi się chciało iść do innego punku Play i postanowiłam jakoś się z nim dogadać) zapytał w końcu do kiedy tą umowę mam. Podałam mu mój dowód, numer telefonu, wybrałam abonament i dokonałam przedłużenia jej na następny rok. Trzeba przyznać sieci na plus, że procedury przedłużania umowy są proste i szybkie. Na koniec pracownik zaproponował mi skorzystanie z promocji - możliwość otrzymania nagrody, jeżeli przekonam kilka osób do przeniesienia numeru po Play. Podziękowałam i odeszłam. Oferta nawet znośna, obsługa niesympatyczna.
Do kawiarni weszłam ze znajomymi. Kawiarnia znajduje się w centrum miasta, przy jednej z ulic wychodzących z Rynku. Wystój kawiarni jest taki sobie, kolorystyka raczej sina i zimna, ściany jasnozielone, krzesła szare. Od strony ulicy Szewskiej są okna, przez które można obserwować ludzi chodzących ulicą. W kawiarni obowiązuje samoobsługa, to znaczy podchodzi się do stanowiska z kasą na środku kawiarni, zamawia się tam, płaci, potem samemu odbiera i zanosi do stolika. Można płacić kartą. W ofercie są kawy, herbaty, koktajle, soki, ciasta, gofry. Wszystko dość smaczne i świeże. Ceny jak na centrum Krakowa umiarkowane. Siedzenia niespecjalnie wygodne. W lokalu znajdował się wieszak na kurtki. Podłoga, stoliki, lada, lodówki - wszystko czyste, bez kurzu, plam. W chłodni ciasteczka ułożone na podstawkach, czyste, nie zniszczone, bez okruszków rozsypanych w koło. Mały zgrzyt pod koniec wizyty - toaleta w lokalu jest płatna i to także dla ludzi którzy w lokalu jedli i pili.
Do salonu Empiku weszłam skuszona ofertą kalendarzy. Były wyeksponowane na regale zaraz za wejściem i potem na dużej powierzchni parteru sklepu (sklep mieści się a trzech poziomach). Były poukładane według rodzajów, kolorów okładek, cen, wymiarów. Wybór duży, ceny też nie małe. Sklep czysty, podłoga, półki czyste, nie zauważyłam śmieci, plam ani kurzu. Oświetlenie nieco ciemne, myślę, że lepiej bym się czuła w jaśniejszym sklepie. Klientów było niewielu, z pracowników nie zauważyłam nikogo. Na parterze asortyment taki sobie, kalendarze, pamiątki z Krakowa, zeszyty, jakieś świeczki i inne drobiazgi, ozdoby świąteczne (4 listopada!) i trochę książek, nowości i hity. Zabrałam jeden z kalendarzy i podeszłam do kasy. Koło siebie znajdowały się dwie, przy jednej była kartka, że proszą o korzystanie z sąsiedniej kasy, przy drugiej nie było nikogo. Stanęłam i poczekałam, po dwóch - trzech minutach przyszła pracownica, odblokowała kasę, skasowała, zapytała czy zbieram punkty Payback i przyjęła pieniądze. Zapytała czy dać reklamówkę na towar, pożegnałyśmy się i wyszłam.
Na początku października odbierałam jedną z nagród z programu - blender. Nagrodę przeznaczyłam na prezent dla mojej mamy. Zamówienie poszło gładko i prosto - system prowadzi użytkownika za rękę i nie ma żadnego problemu z tym, nie ma sytuacji, że nie wiadomo co wpisać czy nacisnąć, wszystko jest bardzo intuicyjne. Ponieważ produkt był przeznaczony na prezent wpisałam inny adres wysyłki, niże mój. Oczywiście po wysłaniu zamówienia dostałam standardowy tekst, że zamówienie zostało przyjęte i że czas realizacji jest do 21 dni. Po dosłownie kilku dniach dostałam kolejny mail informujący, że zamówienie jest gotowe do wysyłki i niedługo potem informację, że zostało wysłane. Informację tą dostałam w czwartek, w poniedziałek rano mam zadzwoniła, że kurier z paczką właśnie u niej był. Od zamówienia blendera do otrzymania go minął około tydzień. Czas realizacji doprawdy imponujący. Niestety okazało się, że blender nie do końca wygląda tak jak się spodziewałam, że zdjęciu w serwisie miał dodatkową trzepaczkę do ubijania piany, ten otrzymany nie miał jej. Napisałam do serwisu w tej sprawie. Dowiedziałam się, że model jest prawidłowo oznaczony, natomiast zdjęcie faktycznie jest inne. Firma podziękowała mi za zwrócenie uwagi i w ramach podziękowania obiecała wysłać bilet do Multikina. Po około dwóch tygodniach dostałam list polecony z biletem w środku. Serwis Jakość Obsługi naprawdę potrafi obsługiwać na wysokim poziomie. Dziękują, pozdrawiam i oby tak dalej.
Astrum, dziękujemy za opinię. Cieszymy się, że jesteś zadowolona z działalności Klubu Super Obserwatora i realizacji wysyłki klubowych nagród. Czekamy na kolejne zamówienia nagród i życzymy powodzenia w zbieraniu punktów :) Pozdrawiamy, zespół portalu.
Wizytę w sklepie...
Wizytę w sklepie zaliczam do wyjątkowo udanych. Piątkowe popołudnie, na sali sklepowej sporo klientów. Pomimo tego przy wejściu na sklep stoją przygotowane koszyki zarówno metalowe jak i małe czerwone, razem z wózeczkami pod nie. W głównej alei wielu klientów chodzących po sklepie. Boczne alejki łatwe do przejścia, nie ma w nich pudeł z których pracownice wykładaliby towar, lub tych pudeł jest niewiele i są ustawione w taki sposób, że nie blokują przejścia. Towary są wyłożone na półkach, pojedyncze produkty leżą na podłodze, ale przy tej ilości klientów to nic niezwykłego, zawsze coś komuś może spaść. Podłoga, półki czyste. Na dziale z owocami i warzywami pracownik segreguje cytryny i odrzuca do pudełka ze śmieciami uszkodzone. Na tym dziale ładnie pachnie. Produkty świeże, wyeksponowane. Zamierzałam kupić warzywo, przy którym nie było ceny. Zapytałam o cenę jednego z pracowników. Ponieważ ceny na stoisku nie było pracownik przeprosił mnie, odszedł na chwilę od stoiska i po chwili wrócił, poinformował mnie o cenie. Obsługa sympatyczne. Podeszłam do kas. Czynnych było bardzo dużo, prawie połowa. Przy kasach nie było kolejek, kasy były puste, albo obsługiwana była jedna osoba. Kasjerka, która mnie obsługiwała była bardzo uprzejma, zapytała czy mam kartę Auchan, powitała mnie, pożegnała i życzyła miłego dnia. Zakupy zostały zapakowane w foliowe, firmowe reklamówki.
Sklep mieści się na parterze Galerii Krakowskiej. Zajmuje powierzchnię dużą. Sala jest oświetlona. W powietrzu czuć lekki, ale niezbyt przyjemny zapach tworzywa sztucznego. Wnętrze raczej niedoświetlone, ciemne. Po prawej stronie od wejścia jest obuwie damskie, po lewej męskie. Podłoga czysta, chociaż dość zniszczona, na wykładzinie widać ślady plam. Półki, obuwie czyste. Pracownika trudno zauważyć, dwie pracownice znajdowały się przy kasie, na sali nie widziałam żadnej. w sklepie było dość dużo klientów. Miejsc do mierzenia butów było mało, ale były to wygodne pufy. Przy regałach widniały pojemniki ze stopkami i zarazem miejsca, gdzie można wyrzucić zużyte stopki. Obok były przymocowane łyżki do butów. Przy butach znajdowały się ich ceny, wyraźnie przy tych, wyeksponowanych, przy innych mniej widoczne.
Weszłam do Empiku obejrzeć ofertę materiałów do nauki języków obcych. Sala sklepowa jest zastawiona regałami z książkami, czasopismami i innymi drobiazgami, jednak nie ma problemu z przechodzeniem pomiędzy półkami, zostawiono odpowiednie odstępy. Podłoga była czysta. W sklepie zapach był neutralny, nie było czuć żadnego. Półki i produkty oświetlone światłem łagodnym, nie męczącym. Wybór materiałów do nauki języków obcych duży, można znaleźć coś do nauki większości popularnych języków, zarówno w formie płyt, książek, słowników i innych multimediów. Na wszystkich produktach znajdowały się ceny. Trochę nie odpowiadał mi brak możliwości zapoznania się z wydawnictwem przed zakupem, prawie wszystko było pofoliowane. Niestety nie jest do dla mnie komfortowe, chciałabym przed kupieniem zobaczyć w jakiej formie są nagrania, czy są wyraźne, jak wygląda podręcznik. Wzięłam sobie butelkę wody mineralnej, podeszłam z nią do kasy. Przy kasie jedna pracownica coś tłumaczyła klientce, obok stał inny pracownik, zaprosił mnie do drugiej kasy, obsłużył uprzejmie, stosując zwroty grzecznościowe.
Pasmanteria w Galerii Krakowskiej to jedna z najdroższych pasmanterii w Krakowie. Nie jest zbyt dobrze zaopatrzona, ale ma dwie zalety. Jest czynna w niedzielę i mam ją po drodze. Potrzebowałam dokupić sobie guzik do sweterka, nie miałam czasu zrobić tego w tygodniu, więc wybrałam się w niedzielę. Pasmanteria jest dość duża. Sprzedawane są w niej zarówno ręczniki, koraliki do robienia biżuterii, maszyny do szycia, hafciarki i akcesoria do szycia i robótek. Guziki były wyłożone na ladzie, w ogromnych segregatorach sztruksowych, ponaszywane. Podzielone były mniej więcej kolorami. Przy guzikach nie było cen. Jedna pracownica znajdowała się w obszarze maszyn do szycia i przyglądała się dwóm klientkom (mnie i jeszcze jednej kobiecie), dwie kolejne pracownice zajęte były sprzątaniem, jedna siedziała na drabinie i przecierała półkę z góry, druga zajęta była na dole, obie wesoło gawędziły na prywatne tematy. Sklep był czysty, nie zauważyłam kurzu, śmieci ani plam. Sala była jasno oświetlona. Na ścianach znajdowały się różne przedmioty związane z robótkowaniem. Przy produktach były ceny. Wybrałam guzik i spojrzałam w stronę pracownic. Ta stojąca na ziemi zapytała, co dla mnie będzie. Pokazałam jej guzik i powiedziałam, że taki proszę. Pracownica znalazła na półce stosowne pudełko, znalazła w nim guzik, podała mi go zapakowany w woreczku i podała cenę. Dałam zgodne pieniądze, pracownica wydała mi paragon. Nie pożegnała mnie na zakończenie obsługi.
Do Towarzystwa udałam się, ponieważ widziałam kiedyś ogłoszenie, że prowadzą kursy języka słowackiego. Próbowałam zasięgnąć wiedzy na ich stronie internetowej, ale tam informacje były nieaktualne, znajdowała się jeszcze informacja o naborze od lutego. Na drzwiach kamienicy w której znajduje się Towarzystwo jest mała tabliczka z nazwą. Nie ma informacji na którym piętrze się znajdują. Weszłam do środka. Przy drzwiach był domofon, ale drzwi były otwarte. Weszłam na piętro i stanęłam przed drzwiami z nazwą „Towarzystwo Słowaków w Polsce”. Nie było podanych godzin otwarcia. Zadzwoniłam. Usłyszałam kroki w środku. Po chwili drzwi otwarła mi kobieta. Zaprosiła mnie do środka. Wnętrze było czyste, ale pełne różnych dokumentów, książek. Zapytałam o kurs. Pracownica powiedziała, że owszem organizują je. Poinformowała mnie, że spotkanie organizacyjne będzie 5 października, że rok nauki (od października do czerwca), ze spotkaniami raz w tygodniu po półtorej godziny kosztuje 400 zł, że zajęcia odbywają się w tym budynku, piętro wyżej i że najprawdopodobniej będą trwały od 17:30. Dowiedziałam się też, że warunkiem zapisania się na kurs jest zapłacenie za cały rok nauki z góry. Ponieważ byłam zdecydowana na zapisanie się zapłaciłam od razu, pracownica wydała mi rachunek. Pracownica poinformowała mnie o planowanej liczebności grup. Ogólnie z obsługi jestem bardzo zadowolona. Konkretnie, rzeczowo i życzliwie.
Znajoma osoba zauważyła ubranie, które sobie kupiłam w C&A i chciała kupić takie samo. Udałyśmy się więc do sklepu razem. Zaraz przy wejściu znajdowała się informacja, że w ten weekend na asortyment damski i młodzieżowy jest 20% obniżki. W czasie gdy byłam na sali sprzedaży i oglądałyśmy towar komunikat ten został powtórzony kilkakrotnie. Sala była duża, czysta, jasno oświetlona. Ubrania na wieszakach były rozwieszone, w dużym wyborze, ale nie stłoczone, nie ściśnięte, oglądało się wygodnie. Wszystko było czyste, wyprasowane. Na każdej sztuce znajdowała się cena, rozmiar. W sklepie znajdowały się lustra, w których można się było przejrzeć podczas mierzenia akcesoriów, dodatków, czapek, szali, bluz, płaszczyków. Przymierzalnia była duża, składała się z kilku kabin, czysta. Kabiny niewielkie. Przy kasie nie było żadnego pracownika, po podejściu do lady trzeba było chwilę odczekać, aż podeszła kasjerka. W czasie gdy nie było nikogo przy kasie zajmowała się porządkowaniem towaru. W domu, po obejrzeniu towaru, okazało się, że jedna sztuka odzieży miała cenę obniżoną o 20% od ceny na metce, druga nie. Nie było już czasu wracać do sklepu i tłumaczyć tego, ale mimo wszystko dziwne potraktowanie.
Drogeria A propos ma niewielkie rozmiary, mieści się w dwóch pomieszczeniach w kamienicy. Od ulicy oddziela ją niewielki skrawek ogrodzonej ziemi. Otoczenie sklepu jest czyste. Przy wejściu i w oknach wystawowych znajdują się często plakaty reklamowe lub ogłoszenia o jakiejś specjalnej promocji dla klientów. W pierwszym pomieszczeniu znajduje się kasa. Oba pokoiki są bardzo gęsto zastawione regałami z produktami, jeden koło drugiego. Pośrodku ustawione są też regały dodatkowe. Całość jest szczelnie zapełniona produktami. Wybór w sklepie jest duży. Towary zarówno tańsze jak i z górnej półki. Pracownice są uprzejme, ale niezbyt kompetentne, nie potrafią doradzić, maja problemy z omówieniem różnic pomiędzy jednym a drugim produktem. W sklepie można płacić kartą.
Chciałam coś zjeść na szybko. Ponieważ byłam w centrum handlowym Bonarka weszłam w strefę fast-foodów i barów. Większość stolików była zajęta. Kosze na śmieci były przepełnione, wysypywały się z nich puste opakowania po produktach spożywczych. Co jakiś czas przez strefę przechodziła pracownica, oglądała przepełnione kosze, wyciągała je, plastikową tacką (tą, na których podawane są potrawy) ubijała w koszu śmieci, zbierała tacki i szła dalej. Robiło to bardzo nieprzyjemne wrażenie. Jeden z koszy miał urwane drzwiczki zasłaniające pojemnik na śmieci. Przez salę przeszedł pracownik z workami foliowymi, powymieniał niektóre kosze. Pracownica przechodziła też przez salę, na niektórych stolikach ścierała blaty, zmiatała śmieci, pozostałości odpadków spożywczych. Ogólnie pracownicy dbali o czystość sali, nie podobała mi się jedynie metoda ubijania śmieci tackami dla klientów.
Sklep znajduje się w Bonarka City Center, na piętrze. Sklepik jest niewielki. Wystawa była czysta, z wyeksponowanymi nowościami kosmetycznymi. Przy wejściu stał stand z ulotkami. Weszłam do środka. Na przeciwko wejścia znajdował się stand z kosmetykami kolorowymi. Podeszłam i wzięłam z niego produkt, po który przyszłam. Stand był czysty, produkty były równo ułożone, widać było testery różnych podkładów, cieni, pudrów. Po prawej stronie od wejścia znajdował się regał z produktami do higieny osobistej i zapachowymi. Po lewej stronie znajdowały się kremy. Produkty były wyeksponowane, z nazwami, cenami i testerami. Produkty będące w promocji miały podkreśloną cenę promocyjną. Sala była czysta. Do kasy była mała kolejka – dwie lub trzy osoby. Odczekałam w kolejce. Kasjerka przyjęła mój produkt, kartę rabatową, zapytała o kartę stałego klienta. Wydała mi gratisową kosmetyczkę, zaproponowała jakiś produkt będący obecnie w promocji. Obsługa uśmiechnięta i uprzejma.
Weszłam do sklepu zrobić małe zakupy. Sklep mieści się w centrum miasta, w dużej sali dawnego kina. Weszłam. Wchodząc zauważyłam, że na szybach są pozostałości taśmy klejącej. Za drzwiami stały poukładane koszyki na zakupy. Weszłam na salę. Na sali było bardzo duże zagęszczenie regałów i dodatkowych promocyjnych stanowisk i trudno było się pomiędzy nimi poruszać. Dodatkowo w alejkach stały wózki z towarem, który pracownicy rozpakowywali i wózki zmniejszały niewielką przestrzeń alejki. Przy wózkach nie było żadnego pracownika dokładającego towar. Chciałam kupić coś na stoisku z mięsem i wędlinami. Do stoiska była kolejka co najmniej 8 osób. Obsługiwały dwie pracownice i czas oczekiwania na obsługę był bardzo długi. Podłoga na sali była brudna, z plamami. Do kas stały kolejki, kasy były czynne dwie na trzy możliwe. Kasjerka mało uprzejma, kasowała nie odzywając się do klienta, ograniczała się do podawania kwoty do zapłaty. Po sklepie chodził ochroniarz nieżyczliwie i natarczywie przyglądają się klientom. Ceny jak na centrum miasta umiarkowane, ale poza tym sklep przeciętny.
Do pizzerii wpadliśmy na szybki obiad, nie mieliśmy w tym dniu czasu gotować. Mieliśmy jeść w trójkę. Najpierw przyszłam sama. Dzień był gorący, z przyjemnością usiadłabym na zewnątrz, ale były tylko dwa stoliki, oba zajęte. Nad stolikami były parasole. Weszłam do środka. Prawie wszystkie miejsca były wolne. Usiadłam, podeszła do mnie kelnerka i podała kartę. Wybrałam pizzę, odłożyłam kartę, po chwili przyszła kelnerka. Złożyłam zamówienie i powiedziałam jej, że potrzebuję trzy nakrycia. Zamówiłam też napój. Dostałam trzy talerze, trzy komplety sztućców i trzy szklanki. Do pizzy były dwa sosy, niestety bardzo ubogie, kiedyś dawano pełny dzbanuszek sosu, teraz dostałam około połowy. Pizzę przyniesiono szybko. Była smaczna, dobrze upieczona. Kiedy zjedliśmy i jeszcze chwilę siedzieliśmy kelnerka pozbierała puste talerze. Powiedzieliśmy, że chcielibyśmy zapłacić kartą, kelnerka przyniosła rachunek i terminal. Lokal przyjemny, czysty, utrzymany w ciepłych barwach. W lokalu dostępne były gazetki reklamowe opisujące sezonowe dania i najnowsze wydarzenia w sieci Da Grasso.
Bardzo lubię to centrum handlowe. W tygodniu jest w nim prawie zupełnie pusto, w weekendy też nie ma zbyt wielu kupujących (w każdym razie w porównaniu z innymi centrami handlowymi w Krakowie). Centrum mieści się na dwóch poziomach - parterze i piętrze. Nie ma w nim hipermarketu spożywczego, jedynie delikatesy Alma, niewielkie. W centrum jest kino Cinema City i zlokalizowany obok kompleks restauracyjny. Do wyboru są fast foody jak i restauracje. Stolików jest bardzo dużo, ale nie ma wrażenia przytulności, wiec niespecjalnie lubię tu jeść. Strefa restauracyjna utrzymana jest w porządku, pod stolikami nie było resztek jedzenia, stoliki i krzesła były czyste. W centrum jest bardzo dużo butików różnych firm, odzieżowych, z butami, dodatkami i kosmetykami. Ponieważ nie ma wielu klientów kupuje się bardzo komfortowo. Jeżeli coś zauważyło się w innym sklepie danej sieci, ale nie ma już poszukiwanego rozmiaru czy koloru dobrze jest zajrzeć do sklepu tej sieci zlokalizowanego w Galerii Kazimierz, często można znaleźć to, czego się szuka. Dojazd do galerii środkami komunikacji publicznej jest utrudniony, nic nie dojeżdża w bezpośrednie sąsiedztwo, trzeba iść dość daleko. Parking samochodowy jest ogólnie duży, ale rozdzielony na wiele małych parkingów na różnych piętrach i korzystanie z niego nie jest komfortowe. Pietra sklepu są połączone schodami ruchomymi, windami i klatkami schodowymi, chociaż te ostatnie są bardzo poukrywane. Toalety są duże i czyste, niestety w korytarzu bardzo odległym od części sklepowej, zlokalizowane tylko w jednym miejscu.
Stoisko z mięsem i wędlinami znajdujące się w pasażu sklepu Kaufland. Asortyment mieści się w jednej ladzie chłodniczej, ale zarazem jest wystarczający, żeby każdy wybrał coś dla siebie. Obsługiwały dwie pracownice. Do lady podchodzi się bezpośrednio z pasażu. Przed ladą stało kilku klientów. Podeszłam. Nie było ustawionej kolejki. Pracownica skończyła obsługiwać klienta i zwróciła się do mnie. Zapytałam ją o skład jednego z produktów i pracownica udzieliła mi odpowiedzi. Wybrałam kilka produktów dla siebie. Zostały zważone, zapakowane w papier i następnie w foliowe reklamówki. Całość została zapakowana w jeszcze jedną reklamówkę. Pracownica podała mi kwotę do zapłaty. W punkcie można płacić kartą albo gotówką. Zapłaciłam, dostałam zakupy i paragon. Obsługa uprzejma, stanowisko czyste, szyby czyste. Wędliny i mięsa robią wrażenie świeżych i wyglądają apetycznie.
Weszłam do sklepu w celu zrobienia zakupów. Po przekroczeniu bramek wzięłam plastikowy koszyk do ciągnięcia za sobą. Na sali sprzedaży było niewielu klientów. Podłoga była czysta. Towar na półkach był poukładany, produkty opisane cenami. Aleje główne były zastawione wyspami z dodatkowymi ekspozycjami. Utrudniało to poruszanie się po sklepie. Przy stoisku z wędlinami była dość duża kolejka. Zauważyłam, że przy wyrobach pojawiły się tabliczki, na których oprócz nazwy i ceny był też podany skład. Wprawdzie był napisany bardzo małą czcionką i niechlujnie włożony i źle się czytało, ale zawsze jakaś informacja była podana. Podeszłam do kasy. Przy kasach stały bonety po lodach, puste i brudne. Przy kasach nie było kolejek. Taśma przy kasie była czysta. W miejscu, gdzie kasjerka odkłada skasowane produkty leżały paragony. Kasjerka nie witała się, tylko od razu przystępowała do kasowania. Obsługiwała szybko.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.