Bilety na seans w piątkowy wieczór zarezerwowałam przez internet. Odebrałam je następnego dnia - dzięki temu w kinie mogliśmy zjawić się kwadrans przed filmem, nie przejmując się drobiazgami w rodzaju kolejek przy kasie. Zajęliśmy miejsca, przygasły światła, zaczęto wyświetlać mniej lub bardziej głupawe reklamy. Sala kinowa była wypełniona może w jednej trzeciej... Kiedy reklamy dobiegły końca, przyszedł czas na zapowiedzi nowych premier filmowych. Właśnie wtedy, nie wiedzieć czemu, na salę kinową zaczęły dosłownie "wlewać się" tłumy ludzi, parami albo większymi - nawet kilkunastoosobowymi - grupami. Błąkali się między miejscami, w ciemnościach, oświetlając sobie drogę komórkami, w poszukiwaniu swoich miejsc. Niektórzy zatrzymywali się na środku, zasłaniając innym ekran i medytowali nie wiadomo nad czym. W międzyczasie zaczął się film... Spóźnialscy - nie bacząc na to - nadal skoncentrowani byli na swoich poszukiwaniach. Gdzieś na drugim końcu sali ktoś awanturował się, że to jego miejsce, taki numer ma na bilecie, więc ktoś inny ma natychmiast zwolnić jego fotel, bo on koniecznie musi usiąść na swoim. Film trwa, ale jak tu go oglądać, skoro wokół panuje jeden wielki chaos? Obsługa Kinoteki albo nie interweniowała, albo nie było tego widać. W końcu tym, którzy nie mogli znaleźć sobie miejsca, doniesiono rozkładane krzesła, by mogli usadowić się przy głównym przejściu między rzędami. Chodzę do kina dość często, ale czegoś takiego nie widziałam nigdy. Wydaje mi się, że w kinach obowiązuje (a na pewno powinna obowiązywać) zasada, że po zgaszeniu świateł rezerwacje miejsc nie obowiązują. Może egzekwowanie tej zasady ograniczyłoby nieco zamęt, jaki przyszło mi oglądać. Mam nadzieję, że więcej się to nie powtórzy.
Umówiłam się ze znajomymi po pracy w Belgian Chocolate Club na Chmielnej. To jeden z ostatnio otwartych (a może najnowszy?) lokal tej sieci. Większość stolików była zajęta, na szczęście dla naszej niewielkiej grupy znalazł się wolny stolik odpowiednich rozmiarów. Lokal już od wejścia sprawia wrażenie ciepłego i przytulnego. Od progu klientów kusi sporych rozmiarów pralinkowa ekspozycja, z której trudno cokolwiek wybrać przez nadmiar możliwości. Karty z menu dostaliśmy szybko. Chocolate Belgian Club to nie tylko pralinki i pitna czekolada. Można napić się tu kawy (różne rodzaje, od latte po espresso, jak również mrożone), herbaty (także spory wybór) i oczywiście czekolady - na ciepło, na zimno, w wersji deserowej, mlecznej, białej. Można także zjeść lody z genialnym gęstym sosem czekoladowym i kupić czekoladowe prezenty w rozmaitych wariantach. Zamówiłam deserową czekoladę na zimno z kawałkami marcepanu (14 zł), a do tego 3 trufle i 2 pralinki. Później dodatkowo - herbatę. Zamówienie zostało zrealizowane w ciągu kilkunastu minut. Do czekolady dodawany jest dodatkowo imbirowy herbatnik, natomiast do kawy każdego typu - gratisowa pralinka. Deserowa czekolada była pierwszorzędna (tym, którzy w czekoladzie cenią przede wszystkim słodycz, polecam czekolady mleczne - z relacji znajomych wynika, że mleczna jest wyraźnie słodsza od gorzkiej). Marcepanu w pucharku było naprawdę sporo. Pralinki - znakomite (z chilli i zieloną herbatą), trufli nie trzeba polecać :). Lokal czynny jest od 10 do 23, co od razu wyróżnia go na plus na gastronomicznej mapie Warszawy, gdzie o 22 większość tego rodzaju przybytków zamyka swe podwoje. Miejsce warte odwiedzenia.
Obserwacja dotyczy sposobu rozpatrzenia wystąpienia o likwidację szkód odniesionych w wyniku wypadku samochodowego. Przed rozpatrzeniem zgłoszenia należało wypełnić dużą liczbę przesłanych przez PZU formularzy, nie do końca zrozumiałych we wszystkich punktach przez osobę ubezpieczoną. Ubezpieczony zobowiązany był równiez do sporządzenia kilku egzemplarzy dodatkowych oświadczeń i pism, co łącznie zajęło kilka godzin czasu. Bardzo złożona i zbiurokratyzowana metoda rozpatrzania wniosków o uzyskanie odszkodowania. Obsługa telefoniczna w przypadku dodatkowych pytań i niejasności bardzo uprzejma i pomocna. Niestety do ubezpieczonego nie dotarło również pisemne zawiadomienie o decyzji PZU w sprawie przyznania odszkodowania.
Brak zastrzeżeń co do wiedzy i kompetencji personelu obsługującego. Udzielano wyczerpujących informacji. Pracownik PZU był cierpliwy, wyrozumiały i miły. Duże zastrzeżenia można mieć do organizacji i czasu pracy. Około godziny 17 do dyspozycji interesntów było tylko jedno stanowiskao (plus kasa), co skutkowało długim oczekiwaniem na swoją kolej. Pewne zastrzeżenia można mieć też do klimatyzacji, która zowstała zaprogramowana zbyt mocno. Wiatr hulał po głowie.
Po wybraniu artykułu na stronie internetowej tegoż sklepu, wybrałam akurat moniotor do komputera po atrakcyjnej cenie! Drogą elektroniczną kontrolowałam moją rezerwację , która po 2 dniach przeszła w opcje do odebrania osobistego w salonie na Wryńskiego. Postanowiłam zadzwonić wcześniej,Pani uprzejmnie poinformowała mnie, że monitor mogę juz odebrać. Po kilkunastu minutach zjawiłą się w salonie. Bardzo szybko zostałam obsłużona ok. 10 min. Poinformowano mnie o gwarancji, serwisie ,odpowiedzianao na zadawane pytania. Jestem bardzo zadowolona z zakupu, obsługi.
Szanowna Pani Urszulo.
Dziękujemy za powierzone nam zaufanie, polecamy się na przyszłość!
Po urlopie,przeglądając dokumenty...
Po urlopie,przeglądając dokumenty finansowe stwierdziłem,że termin opłaty składki ubezpieczeniowej PZU ŻYCIE S.A. mojej i żony za m-ce 08-10.2009 roku minął dnia 31.08.2009.Biorąc powyższe pod uwagę udałem się do znajdującego się przy.ul.1-go Maja Oddziału PZU w Suwałkach. Pierwszą rzeczą na którą zwróciłem uwagę były znaczne ubytki gresu na schodach wejściowych,mogące przyczynić się do powstania wypadku np.skręcenia stawu skokowego itp.,za które ewentualne odszkodowania wypłaca m.in.PZU Zycie.Wygląd sali obsługi klienta nie budzi zastrzeżeń,wszystko na tzw.wysoki połysk.Kilkuosobowa kolejka do kasy w parę minut została zlikwidowana.Kasjer ubrany schludnie,miły w obyciu ,z odpowiednim podejściem do klienta.Stoisko obk kasy obsługiwane przez Panią w wieku ok.40 lat zajmuje się obsługą klientów posiadających już lub chcących posiadać polisę na życie w tym Towarzystwie.Usłyszałem jak pracownica PZU usiłuje namówić klientkę na zmianę warunków ubezpieczenia z jednoczesnym podwyższenie składki o parę zł miesięcznie.Czyniła to w sposób tak subtelny i przekonywujący,że klientka przystała na jej propozycję.W okienku z wypłatą świadczeń obsługiwane były dwie osoby/prawdopodobnie małżeństwo/ w sposób bardzo uprzejmy,pracownik tłumaczył klientom coś stonowanym,przyciszonym głosem mając na uwadze zapewne fakt,że petenci ubrani byli na czarno,co może świadczyć o ich żałobie a ich pobyt w PZU był z tym związany.Ogółem mogę stwierdzić,że ta placówka ,poziom obsługi ,profesjonalizm zasługuje /pomimo ubtków w schodach wejściowych/ na pozytywną ocenę.
Obsługa w sklepie Fotojoker w Auchan na Bielanach we Wrocławiu jest bardzo fachowa i rzetelna. Chciałam wywowłać zdjęcia. Sprzedawca pomógł mi w obsłudze urządzenia do wyboru zdjęć, cierpliwie tłumacząc jego funkcje. Ponadto zasugerował mi najlepszy rozmiar zdjęć, a także wybór odpowiedniego papieru. Zapytany ponadto o aparaty fotograficzne, wykazał się dość dużą znajmością sprzedawanych przez siebie produktów. Podczas obsługi zachowywał wszelkie zworty grzecznościowe. Jednakże jako klient jestem zawiedziona ceną odbitek, które w porównaniu do inncy sklepów są dosyć drogie. Ponadto nie do końca jestem zadowolona z jakości wywołanych zdjęć, gdyż wyglądają nieco "sztucznie", brak w nich naturalności.
Wybrałam się z całą rodziną na niedzielny obiadek. Tym razem cel padł na restaurację Apollo w Zbrosławicach. Jest to lokal oferujący dania kuchni greckiej. Poniżej moje spostrzeżenia:
- Personel bardzo miły, potrafił bardzo dobrze odpowiedzieć na pytania. Jednak firma mogłaby się postarać o bardziej profesjonalny ubiór Pań kelnerek - ten obecny bez jakichkolwiek zasad, mam wrażenie że kelnerki ubierają się wg własnych gustów.
- Oferta dań bardzo ciekawa, są dania na duży i mały głod. Ceny bardzo przyzwoite jak na dużą porcję.
- Czeka się długo na zamówione danie ale widocznie świadczy to o tym, że dania są przygotowywane na bieżąco.
- Nie podoba mi się wystrój lokalu. Wygląd lokalu i kelnerek powinien być dostosowany do atmosfery miejsca i typu kuchnii.
Ale zdecydowanie polecam ten lokal, można naprawdę i smacznie się najeść.
Bardzo często odwiedzam ten sklep, lubie bardzo robic tam zakupy.Zawsze gdy jestem przejazdem coś zakupie.
Wystrój sklepu bardzo ciekawy przejrzysty dobrze umieszczone buty aczkolwiek troche zbyt dużo butów miesci się na pólkach wyprzedażowych mam wrażenie że zaraz pospadają z dużej ilośc. Zapach sklepu bardzo przyjemny i świezy.
Jednak jakoś obsługi i kultura ekspedientek bardzo mnie zraziła. Będąc w sklepie zada ekspedientka nie powitała mnie wręcz zignorowały moją obecnośc w sklepie. Gadając na boku sklepu. W dodatku jedząc.Miałam wrażenie, że weszłam do sklepu w nie odpowiedniej porze przeszkadzając Pania w konwersacji na temat swojego wyglądu.
Witam! Po wizycie u okulisty zmuszony zostałem nabyć okulary kompletne nowe. W tym celu udałem się do wymienionego w tytule salonu optycznego. Zostałem obsłużony w bardzo uprzejmy sposób. Wybór oprawek tanich i solidnych, co dla mnie jako studenta jest bardzo ważne, był dość spory. Realizacja zamówienia trwała jeden dzień. Dużym plusem jest również możliwość darmowej regulacji i drobnych napraw oprawek nawet dla osób nie będących klientami salonu. Ogólnie bardzo polecam.
Moja wizyta w urzędzie skarbowym podyktowana była koniecznością zdobycia dokumentu stwierdzającego, iż darowizna wolna jest od podatku. Owy dokument był mi niezbędny do notariusza. Potrzebowałem go na ten sam dzień. Urzędniczka była osobą bardzo miłą i wyrozumiałą. Dokument na który powinienem czekać jeden dzień wystawiła w pół godziny, co oceniam bardzo pozytywnie. Jednak niezbędny znaczek skarbowy musiałem nabyć w Urzędzie miasta w Jaworze odległym od skarbówki o ok 2 km co według mnie jest rzeczą niedopuszczalną. Naprawdę musi być tak, że nie ma możliwości nabycia znaczka na miejscu? Sądzę że nie.
Dziś wybrałam się do Biedronki. Na parkingu przed sklepem jest dużo miejsca, więc bez problemu zaparkowałam auto.
Wchodzę do sklepu - oczywiście tłum ludzi, bo to sobota - ale ku mojemu zadowoleniu wszystkie 4 kasy były czynne.
Koszyk musiałam wybierać, bo niektóre były uszkodzone.
Sklep przestronny. Towary ładnie poukładane. Warzywa i owoce wyglądały na świeże. Cen nie trzeba było szukać - wszystkie pod albo nad produktami. Woreczki foliowe były wyłożone przy warzywach i owocach oraz przy pieczywie. Termin przydatności do spożycia na tych produktach, które oglądałam był ważny.
Na chemii rozlany płyn do prania, którego nikt nie sprzątnął i który tak sobie wsiąkał w pudełko.
Poza tym wszędzie czysto.
Personel ubrany w firmowe fartuchy. Panie były miłe i chętnie udzielały informacji pytającym klientom. Kiedy nadeszła moja kolej Pani powiedziała do mnie: "dzień dobry, poproszę ... zł, i do widzenia" oraz podała mi paragon.
Biedronka zrobiła na mnie dobre wrażenie: niskie ceny i dobra jakość produktów.
Kupowałam 2 bilety (normalny i ulgowy) na trasie Gdynia-Chałupy oraz bilety powrotne. Kobieta w okienku zaproponowała mi skorzystanie z promocji, polegającej na tym, iż przy zakupie biletów w jedną stronę bilet normalny będzie kosztował mnie o dwadzieściakilka procent mniej, a wracając mogę z tą samą zniżką kupić bilety w Chałupach. Widząc moje wątpliwości (punktu sprzedaży biletów w Chałupach nie ma od lat) powiedziała, że kupując bilet w pociągu też powinnam upomnieć się o tę zniżkę, bo konduktor-sprzedawca siedzący w pierwszym wagonie raczej mi jej nie zaproponuje, a w ten sposób pojadę w obie strony prawie jak na zniżce studenckiej. Z propozycji skorzystałam, kupiłam bilety w jedną stronę, podobnie jak z rady, aby przypomnieć konduktorowi o promocyjnej cenie. Pochwała do kobiety za: umiejętne sprzedanie informacji o promocji, przekonanie mnie do kupna biletów w jedną stronę (zakup w obie jest wygodniejszy) oraz za chęci poinformowania ludzi o możliwości skorzystanie z promocji. Często jeżdżę na trasie Białystok-Warszawa Centralna, i jeśli sama nie upomniałam się o zniżkę (bilet weekendowy, wakacyjny itp) to panie z kasy NIGDY nie zaproponowały mi kupna tańszego biletu, od razu taksowały normalną cenę.
Kupowałam groszek ptysiowy na stanowisku piekarniczym w Delikatesach PSS Społem w Białymstoku. Ponieważ nie wiedziałam dokładnie, ile może warzyć torebka, powiedziałam do ekspedientki, że potrzebuję ok 20 dkg, bo myślę, że tyle wystarczy na zupę dla 6 osób. Kobieta uśmiechnęła się do mnie i zapytała, że skoro chcę 20 dkg i często używam groszku do zup, to może zechcę nabyć kartonik, w którym jest 30 dkg. Zawahałam się przez chwilę, a ona (pomimo paroosobowej kolejki za mną) zaproponowała, że przyniesie z zaplecza i pokaże mi karton, żebym mogła zadecydować. Kiedy zobaczyłam, ile to jest 30dkg groszku ptysiowego, to zmieniłam zdanie - stwierdziłam, iż wystarczy, ale ... 10 dkg (kto by przypuszczał, że te groszki są takie lekkie!). Pani odważyła mi 1/3 opakowania i przy okazji zagaiła rozmowę o tym, że to przecież ręczna robota (kto by przypuszczał..) i że trzeba mieć anielską cierpliwość do smażenia takiego czegoś. Na koniec uśmiechnęła się ponownie i jak zwykle zaprosiła do kolejnych zakupów w sieci PSS. Reasumując przyznaję punkty dla kobiety za: niewymuszoną i naturalną uprzejmość i żyłkę handlową (zamiast 20 dkg proponowała sprzedaż nieco większej ilości, co zaoszczędziło by jej pracy przy odważaniu żądanej ilości i zwiększyło obroty stanowiska)
Wybrałam się z koleżanką na spacer. Stałyśmy trochę przy kasie, bo nikogo nie było. W sumie można było wejść, ale postanowiłyśmy być uczciwe. W końcu przyszła pani, która nawet na nas nie spojrzała. Cały czas rozmawiała przez komórkę. Czekamy, aż skończy, a ona tylko pokazuje ręką gest mówiący "dawać pieniądze". Mówimy cichutko, żeby jej tylko nie przeszkadzać, że chcemy ulgowe. Wydała nam bilety i paragon. Kiedy odchodziłyśmy wciąż rozmawiała. Może trzeba znaleźć pracę w centrum telefonicznym? Z kolei panie pracujące w szklarni i palmiarni są jak najbardziej kompetentne. Podawały nam informacje o interesujących nas roślinach i były dla nas miłe.
Kupiłam żel pod prysznic, gdyż miałam kupon rabatowy, który okazałam przy kasie. Wcześniej, gdy wchodziłam do sklepu nikt mnie nie przywitał i nie podszedł, by ewentualnie pomóc, czy doradzić. Dwie panie wolały ze sobą rozmawiać i robiły to nawet, gdy podeszłam do kasy. Żadnego kontaktu wzrokowego z klientem. Dorzucono mi (dosłownie) ulotki promocyjne, reklamujące najnowsze produkty. "Mamy teraz taką ofertę. Może się pani zapoznać" - usłyszałam nudnym głosem. Nie było też pytania o kartę stałego klienta. To ja o niej przypomniałam. I mimo moich problemów z włożeniem zakupu do torebki nie dostałam siateczki. Pani wróciła do rozmowy z koleżanką.
Zakupiłam w Opolu bilet na pospieszny do Krakowa. Musiałam jednak po drodze wysiąść i coś załatwić w Katowicach. Niestety, okazało się, że nie ma żadnego pospiesznego z Katowic, tylko Inter Regio i osobowy. Podeszłam do konduktora w Interregio i zapytałam, czy na moim bilecie dojadę do Krakowa. Nie. Nadzieję miałam na osobowy. Zapytałam nawet czy muszę coś dopłacić, ale pan grzecznie polecił mi zamianę biletu w kasie. Podał też sposoby, jakimi mogę się dostać do Krakowa. Problem w tym, że nie zdążyłabym wymienić biletu przed odjazdem. Ruszyłam z ciężkimi torbami do kas, gdzie wyjaśniłam moją sytuację. Pani powiedziała, że to dziwne, iż sprzedano mi bilet na pospieszny z Katowic, gdyż w najbliższych godzinach nie ma żadnego. Zaproponowała TLK jadący za godzinę, ale z dopłatą 5 złoty. Co innego mogłam zrobić? Wymieniłam na ten bilet. A pomyśleć, że chciałam jechać z Katowic osobowym, ale posłuchałam rady pani w kasie w Opolu, by jechać całą trasę pospiesznym: "bo taniej wyjdzie". Właśnie widzę jak taniej... Dobrze, że mogłam wymienić i spotkałam się ze zrozumieniem. I błagam, uruchomcie te ruchome schody, bo się wykończę (i pewnie nie tylko ja) wchodząc z walizami na peron.
W lipcu br.byłam w PZU aby sie ubezpiczyc od OC wychowawcy.przy stanowisku jakim bylam przyjmowana zaskoczył mnie ogromny bałagan na biurku!to powodowalo ze pani nie mogla sie odnalezc w papierach!Pozytywnie mnie zaskoczyl swoja wiedza,na kazde pytanie jakie jej zadawałam odpowiadała bez wahania!Zaczeła mi wyliczac składke na dany termin,doradzała z korzyscia dla mnie!bylam pod wrrazeniem a nawet zaskocczona z uprzejmosci obsługi!tylko mi sie nie podobal ten bałagan co powodowalo przedluzenie obsługi poniewaz byl problem w odnalezieniu sie!!
Naprawde polecam odwiedzenia placowki Pzu w sosnowcu....miesci sie w okolicach dworca pld w s-cu..nie znam dokładnego adresu!
Kolejny bank, który odwiedzam. Zainteresowany kredytem gotówkowym postanowiłem odwiedzic oddział znajdujący się w Łodzi. Okazało się, że obsługa nie do końca jest zainteresowana klientami. Przed wejściem stoją pracownicy i palą papierosy. W środku, pomimo tego że nie było klientów, nie zostałem należycie obsłuzony. Miałem poczucie, że pracownicy chcą jak najszybciej, po łebkach, klienta odprawić, by móc zająć sie swoimi sprawami. Mam nadzieję, że to tylko mój pech, ale ponieważ ofertę bank ma ciekawą, spróbuję w innym oddziale. Jeden punkt za ofertę.
Supermarket jeszcze pachnie nowością ponieważ był niedawno otwarty. Ciemne mable ładnie się komponują z jasną podłogą i dużą ilością oświatlenia, starowane akcenty dekoracji. Wszystko czyste, produkty podokładane na półkach. Jedno co mnie najbardziej raziło to brak aktualnej ceny, bądź wogóle nie było ceny przy produkcie i nie widziałam czytnika (być może jest) gdzie mogłam sprawdzić cenę, Więc zdziwiła mnie duża wysokość kosztów na paragonie.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.