Firma AnRest to właściciel KFC w Opolu zlokalizowanym w CH Karolinka, tak informuje złota, błyszcząca tabliczka z czarnymi literami umieszczona na ścianie po prawej stronie stanowisk do obsługi klienta, co oznacza, że zatrudnieni tu pracownicy to osoby tejże firmy. To bardzo młode osoby, szalenie sympatyczne, uśmiechnięte i przyjazne dla klientów. Wszyscy w ciemnych spodniach i czerwonych koszulkach – pięć dziewcząt: trzy Agnieszki, Dorota i piątego identyfikatora nie odczytałam. Pojawił się też na krótko młody, wysoki mężczyzna Tomasz, sprawujący nadzór nad obsługującymi klientów. Wszystkie dziewczyny miały upięte włosy w ogonki, nawet jeśli włosy były tylko do ramion i z tyłu głowy sterczała „kitka”, to bardzo dobrze, że zwraca się tu uwagę na to aby zminimalizować do maksimum ewentualną obecność włosa w zamówieniu. Obsługa bardzo szybka i sprawna, widać że dziewczyny zostały doskonale przygotowane do wypełniania swoich obowiązków. Stanowiska pracy były uporządkowane – kasa, terminal. W moim przypadku obsługi na kasie dokonała Dorota, która do zamówionego kubełka za 26,00 zł zaproponowała najpierw sosy do wyboru (wzięłam czosnkowy) potem dodatkowe porcje kurczaka lub frytek za 3,30 zł, na co też się zgodziłam. Znam wyroby z KFC, moi domownicy je uwielbiają, ich cena warta jest jakości. Gdy dokonałam zapłaty kartą kredytową od razu otrzymałam moje zamówienie bo jedna z Agnieszek je przygotowywała w tym czasie. Świetna organizacja pracy, sprawna obsługa i na koniec miłe słowa pożegnania „ smacznego, miłej soboty”. Nawet 5 minut tu nie przebywałam i usatysfakcjonowana mogłam się oddalić.
Ta placówka gastronomiczna KFC znajduje się w centrum Handlowym Karolinka i ulokowana jest w pobliżu Centrum Chińskiego. To była moja pierwsza wizyta w tym miejscu, tylko dlatego, że kurczaki smażone w punktach KFC nie mają sobie równych. Ten punkt znajduje się po lewej stronie od wejścia do rotundowatego budynku Karolinki. Pracownice tego punktu to bardzo młode i szalenie sympatyczne osoby, uśmiechające się do klientów i grzecznie się do nich odnoszące. Wszyscy ubrani w ciemne spodnie i czerwone koszulki z haftem KFC – pięć dziewcząt: Dorota, trzy Agnieszki, i piąty identyfikator był dla mnie nieczytelny (oddalone stanowisko). Pojawił się też na krótko młody, szczupły, wysoki mężczyzna Tomasz, sprawujący nadzór (informacja z identyfikatora) nad obsługującymi klientów. Wszystkie pracownice miały upięte włosy w ogonki, jeśli któraś miała włosy tylko do ramion to z tyłu głowy sterczała króciutka „kitka”. To może oznaczać tylko jedno, że zwraca się tu uwagę na to aby zminimalizować całkowicie „ewentualną” obecność włosa w zamówieniu klienta. Obsługa była bardzo szybka i sprawna, widać że dziewczyny zostały doskonale przygotowane do wypełniania obowiązków na zajmowanym stanowisku, gdzie wszystko było uporządkowane – kasa, terminal, żadnych zbędnych elementów. Mnie interesował kubełek, do wyboru były: 23,99 zł – 15 kawałków kurczaka (Hot Wings) + 2 porcje frytek; 26 zł – 2 Hot Wings- y + 2 Kentucky + 4 Strips-y + 2 porcje frytek; 46 zł – 30 Hot Wings-ów + 2 porcje frytek. Ja zdecydowałam się na kubełek za 26 zł. Obsługi przy kasie dokonała Dorota, która do zamówionego kubełka zaproponowała najpierw sosy do wyboru (wzięłam czosnkowy) potem dodatkowe porcje kurczaka lub frytek za 3,30 zł. Gdy zapłaciłam kartą kredytową to od razu otrzymałam moje zamówienie, podała mi je jedna z dziewczyn o imieniu Agnieszka, która przygotowywała od razu w trakcie gdy zamawiałam. Świetna organizacja pracy, super podział obowiązków, dzięki czemu sprawna obsługa. Na koniec sympatyczne słowa pożegnania „ smacznego, miłej soboty”. Nawet 5 minut tu nie przebywałam i w pełni zadowolona opuściłam punkt KFC.
Ochroniarz tego sklepu nie ma zbyt wiele do roboty z wyjątkiem nudzenia się, stał z boku przy ścianie po prawej strony od wejścia wspierając się o nią z miną obojętną bo ilość klientów to zaledwie liczba palców jednej ręki. Jeszcze nie tak dawno w sklepie przebywało maks. 10 osób, reszta w kolejce na zewnątrz a ochroniarz pilnował aby nadmiar kupujących nie wprowadzał dyskomfortu handlowego, wpuszczając taką ilość osób do środka jaka opuszczała ten mały sklep. Myślę, że taki stan rzeczy to zasługa polityki handlowej tej firmy, która tutaj zbywa artykuły poza tzw. wyborem np. naklejka nie odpowiada zawartości smakowej produktu. Ceny tych artykułów mlecznych jakie oferuje się tutaj ( Jogobella – jogurty, desery, śmietany, kefiry, sery itp.) zostały znacznie podniesione – 20-60% np. jogurt Grecki 0,80 zł/sztuka (0,30 zł więcej, wzrost 60%), jogurt naturalny 1,20 zł/sztuka (0,20 zł więcej, wzrost o 20%), Jogobella Drink 1,20 zł/sztuka (0,20 zł więcej, wzrost o 20%), Jogobella Regularis 1,30 zł/sztuka (0,30 zł więcej, wzrost o 30%), jogurty Jogobella 135 g 15,60 zł/opakowanie 20 sztuk (5 zł więcej, wzrost o blisko 50%) itd. Dostępne różne smaki ale nikt nie zagwarantuje, że zgodne z naklejką. Taki stan rzeczy to gruba przesada, stąd ilość klientów znikoma, moi znajomi, którzy też tu czasem zaglądają są tego samego zdania. Moja koleżanka i jej dzieci mają uczulenie na jagody więc przestała tu robić zakupy bo jeśli pod naklejką ze smakiem jabłkowym okaże się jogurt z owoców leśnych to będzie musiała go wcisnąć mężowi, jeden to nie problem ale jeśli wszystkie trzy się okażą takie to już może być problem. Zaopatrzyłam się tu w kefir, śmietanę i jogurt naturalny, kupiłam też smakowe Jogobella, u mnie wszystkie smaki są dopuszczalne, jednak taką podwyżkę uważam za „zbrodnię” na kliencie. W sklepie porządek pozostawiał trochę do życzenia, pal licho puste kartony ale przyłożona deska oddzielająca strefę kartonów z jogurtami to zamach dla kupujących – co chwilę się przewracała komuś na nogi. Ochroniarz z nudów mógłby ją na stałe przymocować. Jedynie miłe sprzedawczynie trochę pozytywu do ogólnego wrażenia wnosiły – uśmiechały się do klientów, grzeczne, uprzejme i wyrozumiałe, gdy któryś z klientów wyraził niezadowolenie, pytając o cenę bo ceny niby były widoczne ale nie wszystkie.
Pracownicy podjazdu tej stacji CPN chyba jakiegoś „lenia” mieli bo dwóch ich było, po obrzeżach parkingu chodzili i nie kwapili się do tego aby pomóc przy tankowaniu paliwa ciekłego, przy dystrybutorze z gazem nie było nikogo. Rad nie rad sama musiałam sobie zatankować samochód benzyna, której cena już „zwala” z nóg 5,87 zł/litr, w dodatku jest to tylko Pb 95, na Vervę nawet nie spoglądam. Za 15 litrów paliwa należy mi się tylko 90 punktów Vitay, to niewiele w porównaniu z kawą, którą też kupiłam – 150 punktów a cena 7,49 zł/kubek 420 ml do którego pracownica Justyna zaproponowała pączka za 1 zł i dodatkowe 50 punktów. Bardzo sympatyczna kasjerka o dość „konkretnej” budowie ciała, ciemne włosy związane w ogonek, okulary, czerwony sweter z nadrukiem znaku firmowego Orlen-u, grzeczna, uprzejma z uśmiechem na okrągłej twarzy. Rzetelnie traktowała swoje obowiązki, nie to co pracownicy podjazdu, jedynie ich odzież „mówiła” o tym że tu pracują bo o obowiązkach jakoś zapomnieli, na ozdobę raczej też nie wyglądali. Może zrobili sobie wolna sobotę? W sklepiku porządek, zarówno na stanowiskach kasjerek jak i przy stanowisku samoobsługowym z kawą, posadzka czysta, szklane ściany też z połyskiem czystości, w rogu stolik i dwa krzesełka, dwa regały środkowe z poukładanymi artykułami (napoje, słodycze, zabawki etc), między nimi swobodnie można przejść, zapoznać się z ofertą, także idąc do toalety. Można tu nabyć też różne akcesoria samochodowe. Na podjeździe stacji też wszystko jak należy, porządek, podłoże równe z kostki brukowej, z boku przy wejściu do sklepu, sporej wielkości kosz na śmieci. Moja wysoka, choć nie najwyższa ocena to zasługa głównie kasjerek i wyglądu tej stacji, jej obniżenie od najwyższej to zachowanie pracowników podjazdu i wysokiej ceny paliwa.
Do tej Biedronki zachodzę zazwyczaj gdy jestem w EKO bo to sąsiadujące ze sobą sklepy, wystarczy przejść po przekątnej parkingu z EKO i mały skwerek, a że potrzebowałam ręczniki papierowe. Weszłam do sklepu, tuż obok bramki wejściowej na halę sklepu broszurki – Wesołych Świąt część druga z ofertą ważną od 28 marca, dość spora zawartość na 64 stronach, można sobie było do domu wziąć. Aby wziąć rolki ręczników musiałam cały sklep przemierzyć i po drodze (jak to zwykle bywa), różne artykuły w moim koszyku się znalazły bo zwyczajnie ich widok o potrzebie przypomniał, cukier 3,69 zł/kg – od dawna tylko w Biedronce kupuję bo jest tu najatrakcyjniejsza cena w okolicy, płatki kosmetyczne 2,79 zł/opakowanie 120 sztuk. Tym razem płatki kosmetyczne miały opakowania w dwóch różnych kolorach, z opisu nie wynikała żadna różnica więc zwróciłam się do jednej z dwóch młodych pracownic wykładających obok towar na dziecinnym stoisku, z pytaniem o tę różnicę i moja niewiedz została zaspokojona, okazało się, że te w niebieskim opakowaniu są gładki, natomiast w zielonym prążkowane. To pracownica, którą pierwszy raz tu widziałam Agnieszka, urodziwa twarz, kędzierzawe ciemne włosy opadające na ramiona. Mimo że od niedawna tu pracuje (tak myślę), świetnie zorientowana w towarze, to się chwali każdemu sprzedawcy, który wie co ma w sklepie. Główny artykuł ręczniki biedronkowe też nabyłam w niezmiennej cenie 3,99 zł/opakowanie dwóch dużych rolek. W kasie korpulentna pracownica o kręconych włosach, związanych w kręcony kucyk, miła, uśmiechnięta, okrągła twarz, zielona koszula firmowa sklepu idealnie pasowała do jej przyjemnego wyglądu. Sprawnie obsłużyła i zaprosiła ponownie.
Choć kajzerki nieco podrożały to jednak od czasu do czasu po ten rodzaj pieczywa się tu wybieram. Tego dnia gdy podchodziłam do sektora sklepu z pieczywem, pracownica Monika właśnie przyniosła świeże, gorące i pachnące z makiem 0,45 zł/sztuka i bez posypki 0,35 zł/sztuka. Gdy wsypała do właściwego boksu i widziała jak biorę torebkę zaproponowała: może ja pani włożę bo są bardzo gorące i może się pani oparzyć, a ja mam rękawiczkę. Uczynność godna wspomnienia o tym, skorzystałam dziękując pani Monice za tę pomoc. Usłyszałam w rewanżu miłe i sympatyczne „proszę bardzo” wypowiedziane z uśmiechem. W tym sklepie nie spotkałam się dotąd z niekompetencja i brakiem znajomości zasad obsługi. Uważam, że pracownice dbają o klienta, są zawsze miłe i przyjazne. W sklepie tego dnia też porządek był bez zarzutów. Na wejściu stoisko owocowo warzywne, na pierwszym miejscu wyeksponowane hiacynty w doniczkach 1,99 zł/sztuka (promocja), dalej w skrzyneczkach warzywa i owoce, każdy rodzaj w innej skrzynce, nad nimi ceny. Na pólkach sklepowych i w chłodniach podobnie artykuły obok siebie. Posadzka czysta, oświetlenia dużo, wszystko widoczne, swobodnie można było poruszać się po sklepie z wózkiem lub tylko z koszyczkiem. Liczne artykuły wielkanocne zgromadzone w pobliżu kas. Przy dostępnym stanowisku kasowym dość długa kolejka się już ustawiła, ja na końcu tego ogonka. Obsługująca młoda dziewczyna w okularach zawołała: Jadzia do chodź kasy! Przyszła Aleksandra i zaprosiła do sąsiedniej kasy, zjawiła się od razu i kolejka skróciła się. Sympatyczna, uśmiechnięta, zadbana twarz, jasne pasemkowate włosy ładnie ułożone, odzież zielono beżowa (fartuszek i koszulka), firmowa EKO to przyjemny widok pracownika na „finiszu” zakupów przy kasie. Nie zdarzyło się abym wyszła stąd niezadowolona.
Chyba bardzo trendy chciała być kasjerka Kinga, którą po raz pierwszy tu widziałam, starała się pozować na profesjonalistkę w zachowaniu ale słabo jej to wychodziło, w dodatku identyfikator przypięty do szlufki spodni jeansowych wcale super nie wyglądała – ani elegancko, ani nowocześnie, wręcz wieśniacko, nie obrażając wieśniaków bo wielu z nich by tego nie zrobiło. Starała się być miła, życzliwa i uprzejma – jako tako jej to wychodziło, ubrana w czerwona koszulkę, lekki makijaż na twarzy, czarne, krótkie włosy ładnie ułożone, ten wygląd bez zarzutów. Starała się zapakować klientce przede mną ciasto w papier firmowy sklepu ale jakby jej go brakowało wzdłuż za to wszerz sporo zbywało, ostatecznie udało jej się wetknąć całość do reklamówki – „brawo, sukces” spociła się przy tym bardzo. Co chwilę też koleżankę z sąsiedniej kasy o kod do niektórych artykułów pytała, najwyraźniej brakowało jej tej wiedzy. Stanowisko pracy miała uporządkowane, żadnych zbędnych rzeczy na ladzie. Klientce przede mną, a dokładniej tej, która stała przed starszą panią przede mną wydała o 5 zł za mało, klientka się zorientowała ale pani Kinga miała już zamkniętą kasę i nie było możliwości otworzenia jej po zakończeniu operacji, więc przeprosiła tą klientkę i poprosiła o chwilę cierpliwości aż skasuję stojącą przede mną panią, gdy kasa znów automatycznie się otworzy. Jednak gdy skończyła obsługę znów zapomniała wydać czekającej i sytuacja ponownie się powtórzyła. Gdy kasowała moje zakupy, poprosiłam tez o kawałek ciasta kremowego 14,99 zł/kg, o dziwo udało się obsługującej oderwać tym razem taki kawałek papieru pakowego, że wystarczyło jej do prawidłowego zawinięcia tacki z ciastem. Gdy zapłaciłam, znów pani Kinga zapomniała o klientce czekającej na swoje 5 zł. Nie wiem jak długo jeszcze stała ale wydaje mi się, że pani Kinga miała dość zajęcia na kasie bo pot z czoła lał jej się ciurkiem, minę miała nietęgą a klientka ciągle na swoje 5 zł czekała. Ta młoda dziewczyna powinna być bardziej przygotowana do zajmowanego stanowiska bo to tylko obniża wartość obsługi a ten sklep na to nie zasługuje.
Stosunkowo rzadko wchodzę do tego sklepu i jeżeli już to najczęściej jest to kategoria przemysłowa znajdująca się na piętrze tego domu handlowego (parter to artykuły spożywcze). Bardzo duża, rozległa powierzchnia toteż różnorodność asortymentowa poza-spożywcza także w szerokim asortymencie. Z wyjątkiem mebli i części samochodowych jest tu do kupienia prawie wszystko. Tego dnia celem mojej wizyty były artykuły kosmetyczne i chyba dobrze się stało, że tu przyszłam. Po lewej stronie od schodów, które prowadzą do tego sklepu, znajduje się część działu kosmetycznego z wodami toaletowymi, perfumami i akcesoriami kosmetycznymi. Na środku mały stoli, na nim liczne wody toaletowe w szklanych opakowaniach poustawiane: męskie i zdecydowanie więcej damskich z informacją: wyprzedaż, cena 9,99 zł. Tego stolika nie ominęłam, podobnie jak dwie inne panie. Wody toaletowe doskonale sprawdzają się jako dezodoranty. Zapytałam pracownicę w jasno zielonym fartuszku a la żakiecik, która układała kosmetyki obok, o powód takiej obniżki (w niektórych pozycjach o ponad 50%), odpowiedziała grzecznie, że to końcówki, których dostaw już nie będzie. Zapach każdej wody można było sobie powąchać, paski testowe obok leżały do dyspozycji. Nie były to żadne szeroko znane firmowe wody ale zapachy przyjemne więc wybrałam sobie i mężowi po sztuce. Za niewielkie pieniądze, całkiem udane zakupy zrobiłam. Warto czasem wejść bez konkretnego celu. Obsługa miła, z żadną nieprzychylnością się nie spotkałam. Dwa stanowiska kasowe były dostępne, klienci na bieżąco byli obsługiwani, trzy inne pracownice widoczne były na sklepie. Nie żałuję, że tu weszłam, grunt to zadowolenie z zakupu i obsługi.
Bardzo ciekawe i sympatyczne życzenia powiązane z obrazkową historyjką wielkanocną, uwzględniające ideę portalu i zachowania tradycyjne dla nadchodzących świąt wielkanocnych i aktualną porę roku, umieszczone po prawej stronie w środkowej pozycji strony głównej na jakoscobslugi.pl. Pomysł dobry, zabawny i kolorowy. Umieszczone symbole świąt (kurczak, baranek, zajączek i pisanki) i wiosny (zieleń, kwiaty, pszczółka i słoneczko) połączone humorystycznym dialogiem wieńczącym życzenia dla odwiedzających portal jakości obsługi. To taki miły dodatek dla oka, dodający pozytywnej energii, która ma dobry wpływ na ogólny nastrój. Administratorzy tego portalu dysponują zasobem wiedzy, która pozwala im dbać o takie „drobiazgi” i w odpowiednim momencie nadchodzącego okresu świąt (nie tylko aktualnie wielkanocnych) składają wszystkim życzenia stosowne do zbliżających się okoliczności. To tez pewien rodzaj obsługi choć nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Takie zachowanie to przyjemność dla oka i coś w rodzaju wewnętrznej radości dostarczonej za waszym pośrednictwem. Obsługa to nie tylko spełnienie rzeczywistych oczekiwań, to także doznania niekoniecznie żądane jako dopełnienie współpracy.
DORA, dziękujemy za opinię. Jest nam bardzo miło, że nasze życzenia spodobały Ci się i wywołały uśmiech na Twojej twarzy. Pozdrawiamy, zespół portalu.
Porcje rosołowe z...
Porcje rosołowe z kaczki to co jakiś czas kupuję w tym sklepie bo gdzie indziej jakoś na ten artykuł nie trafiam. Cena 3,79 zł/kg to niewiele, zważywszy że trzy porcje z tego robią, a rosół z takim dodatkiem - palce lizać. Tego dnia dodatkowo trafiłam na cenę promocyjną ćwiartek tylnych z kurcząt 4,99 zł/kg, grzechem byłoby nie kupić. Ekspedientka Monika, drobna dziewczyna w okularach, zadbana twarz, upięte włosy, elegancko wyglądała w bordowo beżowym odzieniu firmowym sklepu. Dokładając do tego uśmiechniętą twarz i miły ton głosu, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że uprzejmość dla klienta jest tu zachowana. W gablocie chłodniczej wszystkie mięsne artykuły obok siebie poukładane, oddzielone mięso drobiowe od wieprzowego i wołowego, porządek, szyby chłodni przejrzyste, ceny widoczne. W ciągu chłodni znajdują się też różne surówki i potrawy rybne (po grecku, po wiejsku, rolmopsy, wędzone, etc), też oddzielone od siebie i pozostałych asortymentów. Przy stanowisku kasowym akurat klientów nie było więc stać nie musiałam, kasjerka Aleksandra przywitała mnie uśmiechem, zaproponowała najpierw batoniki w promocji, potem reklamówkę i nie okazała niezadowolenia gdy podziękowałam i odmówiłam. Skasowała moje drobne zakupy, wymieniając w miedzy czasie ze mną nieistotne, aczkolwiek sympatyczne zdania o zmiennej tego dnia pogodzie (w marcu jak w garncu). Wygląd jej nienaganny – twarz zadbana, włosy ułożone, odzież zielono beżowa, firmowa EKO. W tym sklepie zawsze dobrze się czuję podczas zakupów. Dobrze traktowany klient to zadowolony klient.
Jeszcze w pracy byłam gdy zadzwoniła koleżanka z dość odległej miejscowości, że będzie przejazdem i na kawę wstąpi po południu. Do kawy żadnej „słodkości” nie miałam ale to nie problem bo Polo Market niedaleko, dlatego w drodze z pracy bez namysłu zatrzymałam się na dość sporym przysklepowym parkingu. Przed sklepem potykacze z napisami informującymi o promocyjnych cenach wybranych artykułów, z boku kosz-popielnica. Swoje kroki od razu na stoisko alkoholowo cukiernicze ze stanowiskiem kasowym po lewej stronie od wejścia skierowałam, nie wchodząc w ogóle na halę sklepową. Tu stało trzech klientów więc szybko przejrzałam oferty umieszczone za oszkloną szafką chłodniczą. Wybór bardzo duży w cenach droższych, powyżej 20 zł/kg i tańszych już od 14,99 zł/kg. Te tańsze to od jakieś czasu dostawa z nowej cukierni, ciesząca się dużym powodzeniem bo jakość tych wypieków warta jest uznania. Kasjer – Sprzedawca Marta bardzo sprawnie obsługiwała klientów, miła, grzeczna i uprzejma, łagodnie przyjazny ton głosu, uśmiech na twarzy, słowem pełna kultura słowa i zachowania, do tego schludny wygląd (czerwona koszulka, długie włosy związane z tyłu głowy opadały na plecy, twarz prawie naturalna). Nie czekałam długo, a gdy nadeszła moja kolej i powiedziałam ż jakieś dwa kawałki ciasta bym chciała od razu poleciła te z MABS-a po 14,99 zł/kg, zachwalając ich walory i przedstawiając kolejno ich skład. Nie musiała tego robić, ja też jej nie przerywałam. Zważyła mi kawałki o które poprosiłam, zgrabnie zapakowała, zapłaciłam kartą (to duża wygoda przy okazji zakupów) i na koniec usłyszałam miłe, sympatyczne słowa: wszystkiego dobrego, miłego dnia.
Do spaghetti wszystko w domu miałam oprócz mięsa mielonego. Na stoisku mięsnym tego sklepu miałam nadzieję kupić ten artykuł. W promocji tym razem ze świeżyzny do zmielenia nic nie było, ani karczku, ani szynki, ani łopatki. Wszystko obok siebie poukładane, porządek, szyby chłodni przejrzyste, ceny widoczne. Gdy tak stałam chwilę przed gablotą chłodniczą z miną niezbyt zadowoloną, podeszła jedna z pracownic tego stoiska i miłym głosem zapytała: może podać coś pani? Chciałam jakieś mięso do zmielenia na spaghetti ale nic w promocji nie widzę, wszystko w normalnych cenach – mówię; no tak, dziś nic nam w promocji nie przyszło – odpowiedziała głosem wyrozumiałym i dodała: ale mogę pani zaproponować pakowane mięso mielone, ładnie wygląda, nie jest takie zmiażdżone – papka, tylko widoczne są kawałki mielenia i dość fajnie nam schodzi 5,99 zł/500 g. To mnie zainteresowało, tym bardziej, że wcześniej tego nie zauważyłam choć leżało w gablocie niemal przede mną. W tym sklepie zawsze potrafią doradzić klientowi, wystarczy powiedzieć jakie ma oczekiwanie. Nie wiem jak na imię miała ta ekspedientka ale wyglądała stosownie do pracy na tym stanowisku: czepek, włosy upięte z tyłu głowy, nawet grzywka schowana pod czepkiem, bluzeczka koszulowa jasna w prążki, na niej fartuszek zielono czerwony (w kolorze czepka), Obok stoiska mięsnego pieczywo – chleb obowiązkowo z tego sklepu 1,79 zł/bochenek 500 g, każdy bochenek w torebce firmowej sklepu zapakowany, każdy obok siebie ułożony, ład zachowany. Jeszcze na stoisku warzywnym cebula – tu do wyboru: biała 1,49 zł/kg, czerwona 2,99 zł/kg, ładne główki, twarda. Tu też porządek, warzywa w oddzielnych kuwetach tekturowych, oznaczone cenami. W kasie Jolanta tego dnia, miła i uprzejma, jak zawsze. Uśmiech na twarzy, miłe słowa dla klientów, aż chce się tu zakupy robić.
Koleżanka uświadomiła dodatkową przydatność reklamówek z Biedronki – jako worki do kosza na śmieci, duże, mocne i niedrogie, taniej wychodzą niż worki do kosza w rolce. Bez namysłu weszłam głównie po te reklamówki bo właśnie worki do kosza mi się dwa dni temu skończyły. Będąc w Biedronce, nawet w konkretnym celu i tak zwykle między regałami przechodzę patrząc czy aby coś dodatkowego w domu mi się nie przyda. Tego dnia (promocje poniedziałkowe) trochę ofert było ciekawych, aczkolwiek mi nie przydatnych np. pojemniki plastikowe Cuvier-a na wagę 29,99 zł/kg – z ciekawości mniejszy zważyłam na wadze dostępnej na warzywach, okazało się 15 dag to by do zapłaty niewiele ponad 4 zł wyszło. Jeśli ktoś potrzebuje to warto bo dodatkowo miarka w środku była. Były też noże 17,99 zł za tasak lub komplet 3 sztuk, nawet jakieś panie się zastanawiały. Tak przeglądając różne artykuły trafiłam olej słonecznikowy z zawartością 5% oliwy z oliwek 5,99 zł/litr – to w moim koszyku się znalazło. Na stoisku owocowym ładne, dorodne truskawki, czerwienią zapraszające w pojemnikach 250 g w promocyjnej cenie 2,49 zł/pojemnik, wprawdzie hiszpańskie ale jeden pojemniczek – czemu nie. Jogurty wyśmienite z chłodni w różnych smakach (brzoskwiniowe, gruszkowe, jagodowe i malinowe) po 0,65 zł/opakowanie 135 g obowiązkowo wzięłam. W kasie młoda dziewczyna Jolanta, blondynka w zielonej koszulce firmowej sklepu, miła, grzeczna, uśmiechnięta i przyjazna podczas obsługi sprawnie wykonywała swoje obowiązki, widać było wprawę i profesjonalizm. Standardowo zaprosiła ponownie na zakupy.
Zwykle w poniedziałki robie większe zakupy lecz tego poniedziałku, wyjątkowo nie było takiej potrzeby ale to nie oznaczało wcale, że o Polo Market nie „zaczepię”. Bo gdzie indziej jak nie tu kupię bardzo dobry, świeży i jeszcze nie do końca ostygnięty chleb i w dodatku za 1,79 zł/bochenek 500 g, albo wodę mineralną niegazowaną w cenie 0,85 zł/2 litry. Te artykuły ostatnio tylko tu kupuję. Tego dnia na stoisku z pieczywem było jeszcze cos czego tu nie widziałam, o kupieniu nie wspomnę – jakby rogaliki francuskie. Obsługującą obok ekspedientkę ze stoiska mięsnego zapytałam czym są nadziewane, odpowiedziała, że w środku mają masło. Na moje zdziwienie powtórzyła to łagodnym tonem głosu i z przyjaznym uśmiechem na twarzy dodała, że są po 0,99 zł/sztuka. Pieniądze prawie żadne więc uznałam, że trzeba spróbować. Przy kasie pani Agnieszka też bardzo sympatyczna pracownica, kończyła obsługę młodego mężczyzny i po powitaniu skasowała moje zakupy, proponując wcześniej, starym zwyczajem, reklamówkę. Z wystawionego paragony wynikało, że ten rogalik to popularny Croissant tylko jego zawartość niepopularna, przynajmniej dla mnie. W sklepie niczego co by na krytykę się nadawało nie zauważyłam – ład i porządek, zarówno na półkach sklepowych jak i na stanowiskach pracowniczych, miła i sympatyczna obsługa przyjaźnie nastawiona do kupujących. Standard wysoki i tak trzymać.
W tym sklepie PSS-u mają najlepsze w mieście bułki – pizzówki, pieczone w swojej firmowej piekarni, nie raz się o tym przekonałam, dlatego bardzo wczesnym rankiem się tu udałam aby kupić kilka sztuk dzieciom do szkoły, sobie i mężowi do pracy – świeże, pulchne, nie spieczone, rozpływające się w ustach 1,35 zł/sztuka. Sklep czynny jest od godziny 5-tej i od tej pory można tu robić zakupy każdego rodzaju w wybranym asortymencie spożywczo przemysłowym. Pierwsza, znacznie większa, część sklepu to prasa i artykuły spożywcze, dalej w głębi mniejsza część to trochę artykułów przemysłowych (piorące, czyszczące i inne). Jak na godzinę „grubo” przed siódma to ruch tu był nie mały. Dwie kasy, przy obu po 2, 3 klientów, jedni obsłużeni wychodzili, inni wchodzili. Głównie bułki kupowali, ktoś też o papierosy prosił. Dwie kasjerki i jedna sprzedawczyni na sklepie były w tym czasie widoczne. Nawet sprawnie szła im obsługa obecnych kupujących, ja wyszłam po jakichś 5 minutach z zamierzonym zakupem. Pracownice miłe i uśmiechnięte, wszystkie w fartuszkach, każda zadbana, rozmowne i skore do żartów. Całkiem sympatyczna, lightowa atmosfera tu panowała, można było sobie humor poprawić. Wygląd sklepu nie zasługiwał na krytykę bo wszędzie czysto, pieczywo na regale i w koszach uporządkowane. Przyjemny „obrazek” ogólny sklepu, życzliwa obsługa, narzekanie byłoby nie na "miejscu".
Dawno już nie kupowałam „pikantnego palucha”, pysznego i pulchnego, wręcz w ustach się rozpływającego. Dwie pracownice tego ranka tu zastałam: młodziutka Ewa (szczupła, niewysoka blondynka z włosami do ramion) i starsza Gienia (drobnej budowy blondynka, krótkie włosy, makijaż na twarzy). Obie w śnieżno białych firmowych fartuszkach z czerwonymi wykończeniami. W sklepiku ciepło, czysto i bardzo jasno. Po prawej stronie przy wejściu mały, okrągły stolik, na nim kompozycja biało żółtych kwiatów w koszyku z dodatkiem zielonych liści, przy stoliku krzesełko. Pani Gienia zajmowała się kasowaniem zakupów klientów, pani Ewa podawała towar, pakując go do torebek papierowych, taki podział obowiązków i usprawnienie pracy. Pan przede mną kupił mały chlebek 2,25 zł/sztuka, 3 „czarne” bułki 0,57 zł/sztuka i dwie pizzerii 1,88 zł/sztuka. Myślę, że cena tego chleba jest stosunkowo wysoka (ja wolę z Polo Marketu), bułki nie odbiegają znacznie od innych placówek, natomiast pizzerii kiedyś kupiłam i do gustu mi nie przypadły smakowo (zbyt słone) no i o jakieś 50 groszy droższe niż PSS-owskie (a tam są wyśmienite). Nie wszędzie wszystko może być najlepsze. Ja wzięłam kilka „pikantnych” paluchów (dla rodziny też) 1,38 zł/sztuka i bułkę – drożdżówkę 1,34 zł/sztuka z serem i marmoladą, inne smakowo też były. Pracownice miłe i uprzejme dla klientów, z uśmiechem do każdego „podchodziły”, sprawnie wykonując swoje obowiązki nie pozwalały aby wizyta w sklepie zbytnio się wydłużała dla kupujących.
Od czasu do czasu muszę zrobić drobne zakupy w sklepie papierniczym i wtedy najczęściej zachodzę do Office – Art. Dziś taki trochę niestandardowy zakup – jajeczka styropianowe do zdobienia i dekoracji mieszkania, nadchodzi Wielkanoc i starym zwyczajem takie działania podejmuję. Dwoje pracowników tu zastałam: średniej wysokości i kobietę – młoda, miła, grzeczna, uśmiechnięta o imieniu Karolina (tak zwracał się do niej kolega), schludnie ubrana o sympatycznej twarzy; oraz mężczyznę ciut niższego od pani Karoliny, z lekka łysina mu się tworzy na czołem, okrągła twarz, przyjazne spojrzenie, normalny, codzienny ubiór mężczyzny – spodnie koszulka, sweter. Gdy zapytałam o jajeczka styropianowe pani Karolina pokazała mi trzy rodzaje: małe, średnie i stosunkowo większe. Wzięłam po kilka sztuk małych i średnich w cenie 0,80 i 0,90 zł/sztuka. Tu, jak sięgnę pamięcią, ceny nie wymagają komentarzy bo bronią się same, na ile znam ten sklep. W stosunkowo niedużym pomieszczeniu można kupić artykuły szkolno biurowe, zabawki a także dokonać wydruku dokumentu lub jego kserokopii. Liczność oferowanych artykułów nie jest przeszkodą w dokonywaniu zakupu ani zapoznania się z ofertą sklepu. Wszystko umieszczone jest na wielopoziomowych regałach, część też znajduje się na podłużnej ladzie (długopisy, pióra, ołówki w pojemnikach). Usługi wykonywane są w drugim pomieszczeniu. Lubię tu robić potrzebne zakupy z oferowanych artykułów nie tylko ze względu na ceny lecz także ze względu na sympatyczną i przyjazną obsługę.
Na wejściu do sklepu mnóstwo promocji warzywno owocowych a wśród nich rzodkiewka 0,88 zł/pęczek to bardzo przystępna cena i trzy pęczki w moim koszu na zakupy się znalazły. Nie planowałam tego zakupu bo co innego mnie tu przywiodło ale Polo Market to taki sklep gdzie często kupuję artykuły niezaplanowane i jednocześnie potrzebne, skłaniają do tego liczne i częste promocje a właściwie tutaj trwa pasmo promocji, zmieniają się tylko artykuły. Wszystko jest widoczne, ładnie wyeksponowane, ułożone tak aby klientowi jak najmniej umknęło. Kawa Tchibo żółta ciągle na promocji choć o 1 zł więcej na paczce 250 g niż w ostatnich dniach gdy ją kupiłam, kawa Jacobs zielona w atrakcyjnej cenie się pojawiła 17,99 zł/opakowanie 500 g. Ser żółty do chleba był główną przyczyną i tam też się udałam gdzie był dostępny – na końcu sklepu, ostatni w ciągu za wędlinami. Chłodnia z serami prawie „świeciła” pustkami ale jedna z pracownic właśnie przygotowywała paczuszki w kawałkach i krojone w plasterki. Spojrzałam na cennik co w promocji maja – Edamski, Morski i Sokół. Zapytałam ekspedientkę czy mogłaby mi pokroić Edamski w plasterki tak około 25 dag. Tak, proszę bardzo powiedziała i już wzięła właściwą kostkę do pokrojenia, ale zapytała czy próbowałam ser Sokół, zachwalając jego walory smakowe, dałam się namówić 17,99 zł/kg więc wzięła część pokrojonych plasterków tego sera, zważyła i nakleiła metkę. Bardzo miła, uśmiechnięta i uprzejma dziewczyna w czepku (rodzaj toczka) na głowie i fartuszku wierzchnim, ochronnym. Idąc do kasy przeszłam przez alejkę środkową w której znajdują się wody mineralne różnych producentów, mnie interesowała Turniczanka 0,85 zł/2 litry, nadająca się też do parzenia kawy. Kasjerka Agnieszka miała tego dnia swoje czarne, długie włosy upięte w japoński kok, delikatny makijaż na twarzy, uśmiech i sympatyczny głos, ubrana w czerwoną koszulkę ze znaczkiem firmowym sklepu. Po podliczeniu i skasowaniu zakupów miłymi słowami żegnała każdego obsłużonego klienta.
Sklepy z używaną odzieżą to nie do końca i nie zawsze odzież używana w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przekonałam się tego dnia w tej placówce do której bardziej instynktownie, trudno powiedzieć dlaczego, niż za konkretną potrzebą. Po prostu przechodziłam i weszłam. Czterech klientów było w środku i pracownica, niezbyt ciekawie wyglądająca na pierwszy ”rzut” oka (krótkie blond włosy z pasemkami ciemnymi, mało gustowny makijaż, spodnie jeans, jakiś sweter, kamizelka) ale bardzo sympatyczna i miła co mogłam zaobserwować w kontaktach z będącymi tu już klientami. Ubrania rozwieszone dookoła sklepu dwupoziomowo na wieszakach oraz na czterech rzędach stołów porozkładane. Przeszłam przejrzałam to i owo (bluzeczki, spódniczki, spodnie, sukienki itp.), uwagę moją zwróciła jeans-owa marynarka – żakiet wisząca na wyższym poziomie. Gdy tak się jej przyglądałam pracownica po chwili zapytała: może chciałaby pani bliżej się przyjrzeć? Zdejmę jeśli pani chce. Nie do końca przekonana zgodziłam się, obsługująca wzięła odpowiedni przyrząd i podała mi marynarkę. Okazało się, że jest to nowy, nie noszony jeszcze artykuł, przymierzyłam, pasujący z wyjątkiem okolic biustu ale bez zapinania ok. Zapytałam o cenę, usłyszałam 15 zł, nadal nie byłam zdecydowana, chwilę podyskutowałam z pracownicą i powiedziałam, od niechcenia: 15 zł, może za 10. Pracownica powiedziała: dobrze, niech będzie. No i kupiłam. Potem się okazało, że dobrze zrobiłam. Prawie żadne pieniądze wydałam, nową odzież z firmową wszywką H&M kupiłam. W firmowym sklepie zapłaciłabym nieporównywalnie więcej.
Drogą a nawet bardzo droga drożdżówkę kupiłam w tej cukierni bo cena 2,10 zł/sztuka to, moim zdaniem, przesada. Złośliwy mógłby powiedzieć, że mogłam nie kupować bo nieopodal na sąsiedniej ulicy jest inna, którą już miałam okazje opisać tutaj i drożdżówki ma cokolwiek tańsze. Przed tym małym, bardzo małym sklepikiem, jakieś 2 x 1 m wielkości powierzchni dla klientów, duży potykacz na chodniku z napisem: pieczywo na naturalnym zakwasie bez polepszaczy. Przyjmujemy zamówienia na ciasta i kołacze. Każda forma zwrócenia uwagi klienta jest dobra. Na drzwiach wejściowych obok informacji z godzinami otwarcia przyklejona kartka: znaleziono klucze, i formacja w sklepie. To plus, że kluczy nie wyrzucono lecz podano informację, „zakręcony” lub nieświadomy zguby klient, gdy się zorientuje może trafi tutaj. W cukierni młodziutka, szczuplutka pracownica, ubrana w fartuszek wierzchni z deseniem podłużnych prążków niebiesko białych właśnie kończyła obsługę starszej pani. Szybko zlustrowałam asortyment: drożdżówki z jabłkiem, serem, makiem oraz wiśnią i serem, wszystkie 2,10 zł/sztuka. Małe kawałki ciast – resztek w cenach 21-24,50 zł/kg. Wszystko, z wyjątkiem drożdżówek, w przeszklonych chłodniach. Wszędzie czysto i schludnie, jak na cukiernię i oferowane produkty przystało. Za plecami pracownicy pieczywa jeszcze spora ilość: chleb zwykły, graham, wiejski, różne bułeczki. Obsługująca miłym głosem z uśmiechem na twarzy zwróciła się do mnie przyjaznym tonem głosu: co dla pani? Drożdżówkę z jabłkiem proszę. Proszę bardzo odpowiedziała i po chwili, grzecznie pożegnana opuściłam cukiernię.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.