Tym razem nie będę pisać, że cena ziemniaków 2,99 zł/opakowanie 2,5 kg jest nie wiadomo jak rewelacyjna czy bardzo wysoka bo zwyczajnie nie wiem, skończyły mi się kupione od gospodarza to po prostu „zaczepiłam” o ten sklep i kupiłam, co do wyglądu zastrzeżeń nie miałam i tyle na ten temat. Ważne, że ujemnego wrażenia nie odniosłam. Kolejnym i chyba najczęściej kupowanym tu artykułem, obok chleba 1,79 zł/bochenek 0,5 kg jest woda niegazowana 0,85 zł/2 litry i też po nią do właściwego działu się udałam, zgarniając do koszyka chleb na stoisku z pieczywem. Sklep duży, przestronny, z ogromnym wyborem asortymentów, głównie spożywczych ale także (w znacznie mniejszej ilości) prasa, serwetki (już teraz z zdobieniami wielkanocnymi), garnki emaliowane, zdobione 24,99 zł/kg i ze stali szlachetnej, szklanki, zabawki, pończochy, skarpetki, artykuły grillowe i chemiczne. Liczni klienci częściowo obsługiwani przez personel sklepu, ładnie wyglądający w odzieży ochronnej – koszule, fartuszki, na stoisku mięsnym dodatkowo czepki, każdy uśmiechnięty, miłym słowem żegnający obsłużonego kupującego. Na stoisku mięsnym obsługiwały trzy panie, na hali sklepowej widoczne były dwie, zajęte obowiązkami miały baczenie na klientów i ich potrzeby. W kasie Agnieszka, młoda dziewczyna o czarnych, długich, związanych w ogon opadający na plecy, grzeczna, uprzejma, z uśmiechem na twarzy proponowała reklamówkę, kasowała zakupy, przyjmując płatność gotówka lub za pomocą kart płatniczych. Życzliwymi słowami „miłego dnia” każdego obsłużonego żegnała.
Kilka dni temu kupiłam tutaj wafle zbożowo ryżowe 3,39 zł/opakowanie 60 g (12 listków) w ilości 3 opakowań – trzecie za 1 grosz. Szybko zastały skonsumowane bo nadają się do „przegryzania” w ciągu dnia i stąd moja wizyta bo oferta całkiem fajna i w ogólnym przeliczeniu wychodzi 2,26 zł/opakowanie. Zanim jednak dotarłam do palety z tym asortymentem już na wejściu okazało się, że inne artykuły też w moim koszyku się znajdą. Dział warzywniczy to m.in. rzodkiewka 0,99 zł/pęczek – nowalijki, witaminy, cena zadawalająca, nie minęłam obojętnie. Wszystko umieszczone w skrzyneczkach obok siebie umieszczonych, żadnych resztek, odpadków nie zauważyłam. Na stoisku mięsnym porcje rosołowe z kaczki 3,99 zł/kg też okazały się potrzebnym zakupem. Tu ekspedientka Agnieszka zważyła mi, nakleiła wydruk z wagi elektronicznej, podała dziękując za zakupy i życzyła wszystkiego dobrego. Pracownice tego sklepu kojarzę jako zawsze miłe i uśmiechnięte dziewczyny, życzliwe i przyjazne kupującym. Jako wizytówka sklepu sprawdzają się bez zarzutów. Przeszklone chłodnie czyste, żadnych śladów palców czy czegoś podobnego nie było, artykuły obok siebie poukładane, przed nimi umieszczone tabliczki z cena i nazwą. Każdy pracownik w odzieży ochronno higienicznej, charakterystycznej dla tego sklepu: kasjerki zielono bezowe, pozostali bordowo beżowe kolory, na stoisku mięsnym dodatkowo na głowie czepki przypięte spinkami. Kasjerka Jadwiga, jak zawsze uśmiechnięta i w dobrym nastroju ostatecznej obsługi dokonała i miłym tonem głosu pożegnała, nie tylko mnie ale klientów przede mną też.
Weekend za pasem, zakupy niedzielne czas zrobić więc wizyta w tym sklepie to normalne kroki nawet przy zakupach tzw. codziennych. Na linii kas bramka wejściowa na halę sklepu, tuż za nią owoce: gruszki 2,99 zł/kg w promocji, jabłka 2,49 zł/kg też promocyjnie. Witaminy są niezbędne więc nie można minąć tych ofert obojętnie. Dalej warzywa, seler korzeń 2,49 zł/kg w różnych wielkościach, wszystko świeże, pietruszka korzeń 3,99 zł/kg, cena mniej zachęcająca ale artykuł niezbędny. Na obu stoiskach artykuły umieszczone w skrzyneczkach, równo obok siebie ustawionych, dostępne reklamówki jednorazowe do pakowania artykułów, z boku waga do ewentualnej kontroli ilości wybranych ofert. Z boku w sąsiedniej alejce przyprawy i konserwy: zupy w torebkach Winiary w cenach 1,69 – 1,99 zł/sztuka to oferta konkurencyjna bo gdzie indziej ponad 2 zł trzeba zapłacić. Paprykarz szczeciński też miał tego dnia dobrą, promocyjną cenę 1,49 zł/opakowanie 135 g. Chleb Polski, choć bez promocji, świeży, jeszcze ciepły też ceną zachęcał 1,79 zł/bochenek 500 g, wielu klientów go brało z półki. W dziale z chemią wśród wielu promocyjnych ofert - papier toaletowy 8,89 zł/opakowanie 12 rolek, nawet Biedronka „wysiada” przy tej promocji bo zwykle oferowali w promocji 8 rolek za 9,99 zł a jakość taka sama – miękki, 3 –warstwowy z kolorowym nadrukiem. Tylko z asortymentu świeżego drobiu nie dostałam tego co chciałam ale pora moich zakupów taka, że pretensji nie mam. W kasie Iwona, młoda, uśmiechnięta dziewczyna o blond rudawych, kędzierzawych włosach, okrągłej twarzy ubrana w prążkowaną koszulę firmową. Skasowała moje zakupy, przyjęła płatność kartą i na koniec obsługi wszystkiego dobrego życzyła.
Biedronka ma stosunkowo tanie, niektóre, rzędu ekskluzywniejszego słodycze. Zaliczam do nich m.in. orzechy w polewie Monti 3,99 zł/opakowanie 240 g i orzechowe praliny Michaszki 5,29 zł/opakowanie 250 g. gdy mojej rodzinie „chce się” łakoci to często w tym sklepie robię zaopatrzenie. Przy okazji wizyty inne artykuły też często w koszyku „lądują” np. makaron nitki Dobrusia 1,19 zł/opakowanie 250 g cenowo konkurencyjny a jakością nie odbiega, papryka konserwowa 3,99 zł/słoik 650 g – podobnie. Tego dnia bezwiednie przyglądałam się artykułom ułożonym w chłodni na tylnej ścianie klepu – surówki, sałatki, wędzonki, wędliny, sery żółte, serki topione, twarogi, jogurty i inny nabiał. Uwagę moją zwróciła kiełbasa Regionalna 8,99 zł/kg o w planie miałam smażenie bigosu, pakowana w paczkach próżniowych o wadze od 0,654 – 1,237 kg (takie widziałam), wzięłam jedno z pośrednich opakowań, cena raczej niespotykana a do bigosu może się nadać. Duże zmiany w aranżacji całego sklepu dało się zauważyć już na wejściu, gdzie warzywa i owoce stały się pierwszym działem „witającym”. Takie zmiany już parę dni wcześniej w Niemodlinie miałam okazję zaobserwować. Jedynie chłodnie nie zmieniły swojego miejsca. To Dorze, że zmiany nastąpiły, to zawsze budzi dobre wrażenie i eliminuje swego rodzaju nudę ogólnego wyglądu. Choć zawsze było tu przestronnie i wygodnie do poruszania się, przestrzeń jakby optycznie jeszcze się powiększyła. Dwie pracownice widoczne na sklepie były: jedna przy chłodni, druga na stoisku z owocami, obie zajęte obowiązkami wynikającymi z ich zajęć. Kasjerka Magdalena to miła i sympatyczna dziewczyna o krótkich platynowo czerwonych włosach, choć nie lubię tego koloru, jej twarz ładnie komponowała się w zestawie z firmową odzieżą sklepu (podobnie jak inni pracownicy) w kolorze zielono niebieskim i delikatnym makijażem na twarzy. Grzeczna, uprzejma i uśmiechnięta dokonała obsługi, zapraszając na ponowne zakupy.
Co najmniej od tygodnia ten sklep oferuje ciasta z nowej cukierni „MABS” i to od tego samego czasu na potykaczu przed sklepem informacja: od dziś ciasta z nowej piekarni MABS 14,99 zł/kg. Nie rozumiem dlaczego każdy kolejny dzień to informacja „od dziś”, należałoby tą informację zaktualizować bo przestaje być prawdziwa, każdy kolejny to dzień to już nie jest „od dziś”, czyżby pracownicy tego nie wiedzieli? Może ktoś powinien ich uświadomić, może ta moja uwaga wpłynie na (swego rodzaju) kompetencje w zakresie reklamy zachęcającej klientów bo dla mnie zaczyna to być drażniące gdy każdej wizyty widzę informację, która z każdym dnie jest „bardziej” nieprawdziwa. W czasie tej wizyty, oczywiście, nabyłam wypiek z tej oferowanej cukierni – ciasto kremowe - delikatnie smaczne, nie za słodkie, po prostu pyszne i w cenie takiej jak przed sklepem oferowana. Główny cel mojej wizyty to oczywiście niektóre artykuły podstawowe – chleb „Polski” 1,79 zł/bochenek 500 g i woda niegazowana 0,85 zł/2 litry. Obie ceny nie wymagają komentarza bo bronią się same swoją przyjazną klientowi wartością a jakość tych artykułów mówi sama za siebie tym którzy ja sprawdzili, innym mogę ją polecić. W sklepie ład i porządek, wózki zakupowe w boksie po prawej stronie tuż przy wejściu jeden drugim poustawiane, po lewej stronie przy bramce „słupek” koszyków, artykuły pogrupowane asortymentami, przy nich metki cenowe widoczne. Tu i ówdzie pracownicy uzupełniający artykuły, rozpoznawalni po charakterystycznej dla Polo Marketu odzieży firmowej. Kasjerka Magdalena zaprosiła do innej kasy gdy podchodziłam do akurat czynnej, przy której już sporej długości kolejka była. Z tego powodu znalazłam się jako drugi klient do obsługi. Sprawnie kasowała kolejne artykuły, oferując reklamówkę. Na koniec miłego popołudnia życzyła. To tylko słowa ale pozytywne wrażenia budzą. Tylko informacja na potykaczu zakłóca ogólne wrażenie.
Swoisty rodzaj odmiany aranżacji sklepu dał się zauważyć już od wejścia do sklepu od czasu mojej ostatniej tu wizyty. Stoisko warzywno owocowe tuż po wejściu na halę sklepu się znalazło, na nim porządek, skrzyneczki równo obok siebie ułożone. Wśród całej „gamy” ofert pomarańcze na pierwszym miejscu 2,67 zł/kg (promocja) cieszyły się powodzeniem wśród klientów do których ja też dołączyłam. Nieco dalej marchewka 2,29 zł/opakowanie 1 kg, też uznałam że w domu pewno nie ma już. Głównym celem mojej wizyty były frytki na które moja rodzina już od co najmniej dwóch dni miała ochotę, tylko ja jakoś czasu nie miałam. Chłodnie z mrozonkami umieszczone za warzywami, odnalazłam szukany artykuł 8,95 zł/opakowanie 2,5 kg, to bardzo dobra cena. Skoro frytki to też olej był mi potrzebny ale jakoś go nie znalazłam po przejściu dwóch obszernych alejek więc wróciłam do stoiska z warzywami gdzie pracownica Wioletta wykładała towar i zapytałam o olej, bez namysłu zostawiła te prace i z uśmiechem powiedziała: proszę za mną pokażę pani. Młoda, sympatyczna dziewczyna o włosach w korze bordo, ubrana w ciemne spodnie, koszulkę zieloną z niebieskimi dodatkami, przepasana niebieskim fartuszkiem. Cztery kasy były dostępne więc stanęłam pryz tej od której właśnie inna klientka odchodziła. Kasjerka Dorota z daleka przywitała mnie z uśmiechem, zaproponowała reklamówkę i sprawnie skasowała moje zakupy, na koniec dziękując za wizytę zaprosiła na ponowną, dziękując za obsługę przewrotnie dodałam, że na pewno przyjdę.
To stosunkowo niewielka stacja paliw (np. w porównaniu z Niemodlinem) jeśli chodzi o zajmowaną powierzchnię ulokowana przy bardzo ruchliwej ulicy miasta Opola jednak zagospodarowanie tego terenu to swego rodzaju majstersztyk bo 8 stanowisk do tankowania, lokal sklepu, budynek myjni, stanowisko do odkurzania i z kompresorem oraz miejsca parkingowe to wystarczająco dużo ofert rozmieszczonych tak aby jeszcze można było swobodnie wjechać i wyjechać. Celem mojej wizyty było tankowanie benzyny. Gdy zbliżałam, się do dystrybutora, pracownik podjazdu, młody człowiek od razu podszedł gotowy do tankowania, gdy wysiadłam przywitała mnie z uśmiechem i zapytał: ile paliwa dla pani? 25 litrów benzyny proszę. Proponuję Vervę. Jaka jest różnica w cenie? 25 groszy. Chwila wahania z mojej strony i decyzja: dziękuje, pozostanę przy Pb 95, 5,72 zł/litr, to i tak wysoka cena. Proszę bardzo – usłyszałam ton zrozumienia w jego głosie i udałam się do kasy w sklepie. Lokal nieduży, jeden, niewysoki regał środkowy z artykułami spożywczymi, pozostałe (prasa, akcesoria samochodowe itp.) rozmieszczone dookoła przy ścianach. Dwóch pracowników Kasia, szczupła dziewczyna o blond upiętych włosach i Kamil, postawny, wysoki, młody mężczyzna o krótko, bardzo króciutko obciętych włosach, prawie ich widać nie było. Oboje ubrani w koszule kolorowo prążkowane, na szyi przewieszone apaszki a la krawaty czerwono granatowe. Elegancko w tym wyglądali. Mili, grzeczni, uprzejmi, kulturalni. Obsługiwała mnie Kasia pytając o kartę Vitay na punkty o której zupełnie zapomniałam, to miło że pracownica czuwała nad tą kwestią, bo tego dnia doliczono mi 150 punktów. Miło, sprawnie, sympatycznie obsługa się zakończyła.
Podróże kształcą, wizyty w różnych placówkach uczą. Tego ranka byłam świadkiem sytuacji o której nie miałam pojęcia, że może być rzeczywistością. Jeden z klientów poprosił o końcówkę do kompresora bo chciał sprawdzić stan powietrza w oponach, pracownica Justyna powiedziała, że za chwilę gdy klient odda bo musi zwrócić mu dowód wypożyczenia. Zanim skończyła mówić wszedł młody mężczyzna, oddał końcówkę i ta sama pracownica zwróciła mu dowód rejestracyjny i od kolejnego klienta poprosiła o tzw. zastaw, ten klient również zostawił dowód rejestracyjny. Trochę zdziwiła mnie ta sytuacja bo czasami zdarzało się, że korzystałam z kompresora i jego końcówka zawsze była przy urządzeniu na zewnątrz. Moje zdziwienie wyraziłam głośno, wdając się w rozmowę z młodym człowiekiem Pawłem, który obsługiwał mnie przy kasie. Z tego dialogu wynikło, iż zdarzyło się już kilkakrotnie, że taką końcówkę zwyczajnie im ukradziono i pracownicy musieli ponieść koszty rzędu 150 zł za tą stratę więc wprowadzono rodzaj zastawu typu fant. To może drażnić wielu klientów ale zagarnianiu mienia trzeba zapobiegać, tak to jest że za nieuczciwość jednych muszą cierpieć inni, jeśli można uznać to za cierpienie. Pozytywnym aspektem takiej sytuacji jest brak opłaty za wypożyczenie końcówki do kompresora. Pracownicy obecni tego ranka na stacji to wspomniani Paweł i Justyna oraz młody mężczyzna pracownik gospodarczy podjazdu. Dwaj pierwsi z którymi miałam do czynienia to grzeczni, uśmiechnięci, pogodnego usposobienia i komunikatywni ludzie, elegancko ubrani stanowią pozytywną „wizytówkę” tej placówki. Ład i porządek w sklepiku i na podjeździe stacji to tylko pozytywne dodatki całego wizerunku (wg mnie).
W tej instytucji miałam do załatwienia sprawę związana z zajmowanym stanowiskiem pracy. Pierwsze wrażenie przy wejściu niczym nie zachwyca – duża półkolista, drewniana, czarna, jakby brama-wrota, niezbyt efektowna ze względu na widoczny „znak” czasu, przez którą przejście konieczne jest sygnalizowanie domofonem, po chwili dzwonek i można wejść. Dalej mało efektowny korytarz z odrapanymi i przybrudzonymi ścianami, stare, drewniane, widocznie zadeptane i zużyte schody na piętro i dopiero drzwi wejściowe bezpośrednio do tej instytucji to okazałe, nowoczesne „zjawisko” w ciemnym lśniącym kolorze borda z błyszczącymi na „złoto” tabliczkami informacyjnymi i dzwonek z boku. Po naciśnięciu drzwi otworzyła stosunkowo młoda kobieta ubrana w ciemną, długą do kostek sukienkę, ciemne kręcone włosy opadały na ramiona, bardzo delikatny makijaż i uśmiech na twarzy. Po przywitaniu się powiedziałam o sprawie, która nie tu przywiodła, zaprowadziła mnie do jednego z pomieszczeń w którym urzędowały trzy młode, sympatyczne panie, które na mój widok przyjaźnie się uśmiechnęły. W pokoju były cztery urządzone stanowiska pracy, na każdym porządek, na oknach żaluzje poziome w jasnym kolorze, w pełni nowoczesne biuro. Pracownice schludne i eleganckie jednocześnie, uśmiechnięte i przyjazne. Mimo dużej ilości światła dziennego pomieszczenie doświetlone sztucznie. Pani, która mnie tu przyprowadziła zwróciła się do pani Beaty aby ta udzieliła mi informacji. Uzyskałam tu wszelkie niezbędne wiadomości związane z moją sprawą, wyczerpująco analizując kwestię z jaką tu przybyłam. W ciągu 15 może 20 minut uzyskałam wszelkie informacje, otrzymałam też dodatkowe kontakty do osób, które mogą mi być przydatne w przyszłości. Lubię gdy w instytucjach pracują kompetentni pracownicy, którzy z zaangażowaniem i pełną odpowiedzialnością traktują petenta. Instytucja ta wspiera lokalny rynek m.in. poprzez doradztwo i organizację szkoleń np. w sprawach realizacji projektów dofinansowanych z funduszy unijnych lub też w ramach realizacji zadań oświatowych. Wizyta tutaj na pewno będzie owocna.
Gorąca, czarna, gorzka kawa, pączek i papierosy to był wystarczająco dobry powód dla mnie aby zatrzymać się na tej stacji paliw o bardzo wczesnej, rannej porze tego dnia. Pracowników było tu więcej niż klientów – ja i starszy pan. Przy kasie młody, wysoki, szczupły, o krótkich, ciemnych włosach pracownik Paweł, ubrany w popielata koszulę ze znaczkiem firmowym Orlen-u, z uśmiechem kończył obsługę starszego pana i zaraz zajął się moimi potrzebami zakupowymi: kawa 7,49 zł/420 ml, pączek – oponek czekoladowy 1,00 zł/sztuka (rabat 2,69 zł bo zakupiony razem z kawą), papierosy 9,80 zł/paczka 20 sztuk i ta cena nie podlega dyskusji bo jest odgórnie, państwowo stała i taniej tego artykułu nie wolno sprzedawać. Sprawnie, szybko i grzecznie zostałam obsłużona. Inna pracownica, niewysoka, o ciemnych włosach dziewczyna kończyła porządkowanie pomieszczeń strefy toalet za pomocą Mop-a, jeszcze inna, wysoka postawna młoda kobieta Justyna o ciemnych, średniej długości włosach do ramion zajęta była przy drugim stanowisku kasowym. Starszy pan pracownik podjazdu krzątał się po placu stacji porządkując tu i ówdzie jakieś drobne śmieci zgarniając je miotłą na łopatę. Mimo wczesnej godziny porannej i braku konkretnej ilości klientów żaden z pracowników nie siedział z nudów. Każdy miał coś do roboty. Gdy odchodziłam obsłużona usłyszałam życzenia miłego dnia i każdy z obecnych w sklepie z uśmiechem mnie pożegnał. Tak miło upłynęła ta krótka poranna wizyta.
To moja koleżanka zachwycała się chlebem Baltonowskim z EKO, pieczonym na miejscu. Tego dnia postanowiłam to sprawdzić więc przejeżdżając zatrzymałam się na przy-sklepowym parkingu i udałam się do sklepu. Minęłam uporządkowane stoisko warzywno-owocowe, potem chłodnie z nabiałem za którymi znajduje się pieczywo. Były jeszcze dwa chlebki nie do końca ostygnięte więc je wzięłam, cena 1,00 zł/bochenek 250 g, to całkiem dobra oferta. Mijając chłodnię widziałam jak jedna z pracownic odziana w czerwoną koszulkę i spodnie uzupełniała jogurty w chłodni, inna po przeciwnej stronie uzupełniała konserwy na regale. Czysta posadzka, przestrzeń w alejkach do poruszania się. Nie miałam specjalne potrzeby zakupowej ani natchnienia do oglądania artykułów więc udałam się z bochenkami chlebów do kasy. Przed kasami paleta wafli zbożowo ryżowych, nad nimi informacja, że przy zakupie 2 opakowań (3,39 zł/opakowanie 60 g – 12 wafli) trzecie za 1 grosz. Gdy stałam przed nimi, kasjerka Jadwiga miłymi słowami zachęcała mnie do kupna, nie musiała tego robić bo ten artykuł znam i kupuję ale to miło, że zachęca klienta, ja oczywiście wzięłam bo wszyscy moi domownicy lubią te wafelki „przegryzać”. Kasjerka Jadwiga to bardzo sympatyczna kobieta o swoistym uroku osobistym, zawsze uśmiechnięta, zadbana i bardzo przychylna klientom o takim łagodnie przyjaznym tonie głosu. EKO to jeden z tych sklepów w których lubię robić zakupy, niekoniecznie duże.
Dział kosmetyczno gospodarczy tego sklepu znajduje się na piętrze – rozległa powierzchnia i szeroka rozpiętość asortymentu: do ogrodu (np. grabki, łopatki), do mieszkania (np. naczynia, garnki, kosze, serwety, obrusy, odświeżacze), dla kobiet (np. rajstopy, pomadki, cienie do powiek), dla mężczyzn (np. skarpetki), dla dzieci (np. oliwki, pampersy, smoczki), dla drobnych remontów (np. farby, pędzle, gips, silikon) i wiele innych. Wszystko podzielone działami, przy artykułach widoczne ceny, towary rozmieszczone na regałach, stojakach lub odpowiednio przystosowanych wieszakach. Moja wizyta to drobne kosmetyki codziennej pielęgnacji – krem do rąk i pomadka do ust. Krem do rąk rumiankowy mogłam wybrać z całej gamy dostępnych – tańsze i droższe, wybrałam w cenie „wyśrodkowanej” 2,70 zł/tubka z ochroną 12 – godzinną. Pomadki też były w dość szerokiej gamie cenowej i kolorystycznej, ta którą wybrałam 6,50 zł/sztuka w pasującej mi barwie o perłowej tonacji. Do pracownicy, która mnie obsługiwała zwracano się pani Ulu – kobieta w średnim wieku o blond – białych włosach, jako jedyna nie miała fartuszka ubranego, pozostałe dwie pracownice miały ubrane bordowe, fantazyjnie szyte, średniej długości (do bioder) wdzianka – fartuszki. Wszystkie pracownice miłe, grzeczne i chętne do zaspokojenia potrzeby klienta. Gdy zapytałam o szukaną pomadkę, młoda dziewczyna wskazała mi od razu kilka propozycji, mogła sprawdzić za pomocą testera i zdecydować. Gdy zdecydowałam co do zakupu, druga skasowała i w przeciągu 5 może 7 minut opuściłam piętro sklepu.
To mąż zadzwonił, abym w drodze powrotnej na podwieczorek Zapiekanki z Orlenu kupiła więc zaistniała konieczność powtórnej wizyty na tej stacji. Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody ale do placówki handlowej – owszem. Żaden to problem zatrzymać się i spełnić życzenie rodziny. Ruch taki umiarkowany, kilku klientów tankujących, kilku w kolejce do kasy, ja jednym z nich. Trzy pracownice były do dyspozycji – Asia (blondynka), Justyna (czarna) i Ewelina (ciemny blond), dwie przy kasach, trzecia przygotowywała gorące przekąski. Dobry podział obowiązków, sprawna organizacja, szybka obsługa. Cena zapiekanki Margaritta 5,99 zł/sztuka – całkiem spora, dość bogato wypełniona dodatkami – ser, szynka, grzybki itp. Obsłużyła mnie Justyna, Ewelina przygotowała zapiekanki na wynos. Jakieś 15 minut spędziłam w sklepie ale przygotowanie wymagało czasu więc to nie był dla mnie problem. W sklepie porządek na posadzce, czyste i higieniczne stanowiska pracy, liczne reklamy, nawet możliwość nadania kuponu Lotto – tego jakoś dotąd nie zauważyłam. Obsługa sympatyczna w przyjaznej postawie dla klientów. Na podjeździe pracownicy gospodarczy byli zajęci tankowaniem samochodów klientów, nawet szyby i lampy samochodowe im przecierali. Każdy tu swoje obowiązki traktuje poważnie z profesjonalnym podejściem.
Ostatnie dni sporo jeżdżę więc jestem częstym gościem na stacjach paliw, gdzie nie tylko paliwo można zatankować lecz także nabyć różne artykuły w drodze niezbędne jak choćby słodycze, napoje czy przekąski. Ta stacja jest przeważnie na trasie moich podróży i mogę powiedzieć, że moje doświadczenia są, jak dotąd, pozytywne. Tego ranka wstąpiłam tu po kubek dużej, czarnej, gorącej kawy. Gdy weszłam do sklepiku od razu usłyszałam powitanie „dzień dobry” młodego pracownika Pawła, szczupły, wysoki mężczyzna, krótkie włosy, koszula firmowa, sympatyczna, uśmiechnięta twarz. Zanim udałam się do kasy uruchomiłam ekspres aby moja kawa już się napełniała do kubka. Obsługujący Paweł zaproponował babeczkę do kawy, jednak ja poprosiłam o pączka z Milki, powiedział: proszę bardzo, tylko sprawdzę czy jeszcze są bo nocna zmiana mogła sprzedać. Były więc jeden wzięłam. W zestawie z kawą pączek to kwota 1 zł/sztuka, bez kawy 3,69 zł/sztuka, no to jak tu nie wziąć, w dodatku sama kawa to 150 punktów Vitay, razem z ciastkiem to już 200 punktów. Interes lepszy niż przy tankowaniu paliwa, gdzie za 1 litr jest 6 punktów a cena 5,78 zł/litr Pb 95. Za zakupiony zestaw zapłaciłam raptem 8,49 zł i 200 punktów mi doliczono. Bardzo szybko, bardzo sprawnie, niemal z marszu opuściłam sklep tej stacji paliw, pożegnana słowami „miłego dnia” przez pana Pawła. Cicho, czysto i bardzo spokojnie było w czasie mojej wizyty, taki sobie miły poranek. Podjazd wysprzątany choć pracowników nie widać było, zresztą przy dystrybutorach też kierowców nie było.
Mimo dokuczającego z lekka głodu nie zamierzałam zatrzymywać się na tej stacji jednak potrzeba fizjologiczna to „siła” wyższa i ostatecznie się zatrzymałam na uboczu na małym parkingu miejsca nie było. Jakiś spory ruch – aut wiele, pracownicy podjazdu (dwóch mężczyzn) nie byli w stanie obsłużyć wszystkich kierowców przy ośmiu stanowiskach jednocześnie. Jeden (starszy pan w ubraniu roboczym) był zajęty przy stanowisku z LPG, drugi starał się w pierwszej kolejności pomóc paniom-kierowcom. Do toalety kolejki nie było więc skorzystałam z niej od razu. Czysto, pachnąco i przyjemnie, sprawne urządzenia, dostępny papier i ręczniki jednorazowe, czyste lustro, lśniące kafelki na ścianie i podłodze. Skoro już się zatrzymałam to głód też postanowiłam odrobinę zaspokoić Hot Dogiem. Długo na obsługę czekać nie musiałam bo dwa stanowiska w pełni dawały sobie radę z obsługą, pracownice Asia (czarne włosy, drobna dziewczyna) i Justyna (wysoka, postawna w okularach) sprawnie spełniały swoje obowiązki. Justyna do Hot Doga zaproponowała napój w zestawie i wtedy 100 pkt Vitay więcej, wzięłam 7UP, razem 7,29 zł do zapłaty, to niewiele jak na 200 punktów, które mi doliczono. Miła, sympatyczna obsługa, dziewczyny grzeczne i uprzejme o sympatycznych, uśmiechniętych twarzach.
To duża firma Cateringowa Marciniak, która zajmuje się obsługa wielu instytucji, miałam do czynienia z jej ofertami żywieniowymi jako uczestnik różnych spotkań, z racji wykonywanego zawodu, organizowanych przez różne instytucje w Opolu (Urząd Marszałkowski, Urząd Miasta). Tym razem było to w Domu współpracy Polsko Niemieckiej w Opolu, gdzie podczas przerw serwowano różne smakołyki w zależności od pory dnia. Ładnie przystrojony stół bukietem kwiatów na białym obrusie, w serwetniku serwetki ze znakiem firmowym i napisem „Marciniak”, czysta, lśniąca, biała zastawa, termosy – dzbanki z kawą srebrne, z herbata białe. Patera z owocami też bukiet przypominała z wykorzystaniem pióropusza z ananasa fantazyjnie obłożonego mandarynkami, bananami, winogronami, kiwi i jabłkami. Już przed rozpoczęciem spotkania i w czasie przerwy śniadaniowej ciastka, bułki – drożdżówki w trzech rodzajach nadziewane, cytryna i śmietanka też zapewnione. Podczas przerwy obiadowej zaserwowano „Bogracz” i świeże, chrupiące pieczywo. Tzw. „szwedzki stół” był na bieżąco porządkowany z używanych naczyń – talerzyki, filiżanki, łyżeczki. Obecności pracowników nie było widać tylko efekty ich czynności – doskonale zorganizowana dyskrecja działań świadczy o wysokich kompetencjach - obsłużyć jak należy nie pokazując obecności, takie zachowanie zasługuje na uznanie. Swoje czynności wykonywali podczas zajęć uczestników w których też brałam udział, szwedzki stół był w innym pomieszczeniu. Wiele dobrego usłyszałam o tej firmie od miejscowych osób współuczestniczących w tym spotkaniu, którzy już te firmę znają. Mówili oni o rozmiarach jej działań i zasięgu, także o popularności wśród większości instytucji i urzędów ze względu na dobrą jakość świadczonych usług cateringowych i konkurencyjne ceny. Firma ta zajmuje się tez obsługą uroczystości rodzinnych. Wiedzieli jak zdobyć rynek lokalny i wiedzą jak się na nim utrzymać, to świadczy o wysokich kompetencjach szefostwa i fachowości zatrudnianych pracowników.
Tym razem do czarnej, porannej kawy pracownica tej stacji Beata zaproponowała nowość – pączek z „Milki” w zestawie z kawą za 1,00 zł/szt., czemu nie, do kawy coś słodkiego nawet w drodze się nadaje, tym bardziej że Milka ma swoją renomę smakową wypracowaną. Razem za zestaw jedynie 8,49 zł zapłaciłam, to całkiem przyzwoita kwota nie nadająca się do narzekania. Standardowo, duża kawa do kubka termicznego aby po łyczku sobie spożywać. Druga pracownica Monika, korzystając z chwilowego braku klientów przecierała mopem posadzkę choć specjalnych zabrudzeń nie zauważyłam. Obie dziewczyny elegancko wyglądały w jednakowych koszulach i ciemnych spodniach, do tego sympatycznie uśmiechnięte powitały mnie uprzedzając moje „dzień dobry” gdy weszłam. Sklep średniej wielkości ale przestronnie urządzony – 2 niewielkie regały środkowe z artykułami, reszta ofert dookoła na regałach i stojakach. Pracownik podjazdu na zewnątrz zajęty drobnymi porządkami w czystym stroju roboczym, gdy wychodziłam udał się w kierunku podjeżdżającego pod dystrybutor samochodu, to oznaczać może tylko jedno – swoje stanowisko pracy i wykonywane obowiązki traktuje poważnie i z pełną odpowiedzialnością. Tak być powinno i zmieniać się nie może, chyba że na lepsze bo podobno nigdy nie jest tak dobrze, aby nie mogło być lepiej. Standard i jakość obsługi jest tu na wysokim poziomie, przynajmniej w czasie tej mojej wizyty.
Od niedawna można w tym sklepie kupić bardzo dobre wypieki w cenie 14,99 zł/kg, tego dnia wybrałam cisto kremowe, polecał je bardzo Grzesiek – pracownik obsługujący kasę, przy której te ciasta były dostępne. Sprawnie odciął kawałek jaki wskazałam, zapakował i podliczył wszystkie moje zakupy. Rzadko się chyba zdarza aby mężczyzna tak sprawnie, w takim dziale się realizował. Dość postawny, wysoki mężczyzna, około trzydziestki, ubrany w czerwona koszulkę, króciutkie włoski, miły głos, grzeczne podejście do klientów. Pozostali pracownicy też podobnego zachowania i podejścia do wykonywanych obowiązków. Ekspedientka na mięsnym Agnieszka (drobna dziewczyna), po wydaniu mi zakupionych artykułów powiedziała: bardzo pani dziękuję i miłego dnia życzę. Takie słowa nie tylko dobrze o placówce świadczą ale też budzą sympatię klientów i pewnie dlatego jest tu przeważnie spory ruch. Dodając do tego przyjazne ceny wielu artykułów, jak choćby wspomniana cena ciast od nowego dostawcy (informacja już przed sklepem), to prawie radość kupowania. W kolejce do kasy stanęłam jako czwarty klient, w krótkim czasie za mną ustawił się spory ‘ogonek”, który inna z pracownic „rozładowała” zapraszając do jednej z czterech pozostałych stanowisk kasowych. Dbają tu o klientów i ich wygodę. Ład i porządek w sklepie standardowo na wysokim poziomie, zarówno co do oferowanych artykułów jak i ogólnego wizerunku sklepu.
To od koleżanki dowiedziałam się o promocyjnej cenie Schaby ekstra b/k 16,99 zł/kg. To dobra cena i warta większego zakupu tego artykułu, tym bardziej ze kotlety schabowe to smaczne i lubiane danie (przynajmniej dla moich domowników). Mimo stosunkowo późnej pory jak na zakupy były jeszcze ładne kawałki tego mięsa, postawna ekspedientka Agnieszka odcięła mi na życzenie dwa wybrane, ładne kawałki schabu, zważyła, zapakowała. Obsługa miła, sympatyczna, z uśmiechem na twarzy, bez grymasu że mam „życzenia”. W kasie Aleksandra, równie miła, grzeczna i sympatyczna, zadbana i ładnie wyglądająca w beżowo zielonym odzieniu firmowym. Aktualnie trwa promocja na szklanki firmowe Carlsberg-a, ale trzeba kupić 6 sztuk tego piwa aby dostać jedną szklankę – ładną, ozdobioną dodatkowo logo „EURO 2012”, jedna butelka piwa to koszt ponad 3 zł. Jeśli ktoś jest miłośnikiem piwa zbierze niezły komplet, mam nadzieję że mój mąż „przerzuci” się na ten rodzaj. Pierwsze 6 sztuk mu kupiłam i jedną szklankę dostałam. Nie zastanawiam się czy to dobra, czy zła decyzja lub oferta. Reklama tak działa i klient często się jej poddaje. Im większa pomysłowość producenta i chęć współpracy po stronie sprzedawców (tutaj EKO) tym większe zadowolenie klienta – w tym wypadku moje ze szklanki. Lubi zakupy w tym sklepie, grzeczni i uprzejmi pracownicy a dokładniej pracownice bo ostatnio same panie tu widuję. Ład i porządek w sklepie, artykuły na półkach ułożone z widoczną informacją o cenie w poszczególnych działach, nie za głośna muzyczna z tekstem reklamowym uprzyjemniająca czas pobytu na zakupach.
Jajka – niespodzianki to taki mały drobiazg dla dzieci, słodki bo z czekolady, radosny bo w środku jest najczęściej zabawka, czasem historyjka. Tym razem idąc na kawę do koleżanki uznałam, że jakieś smakołyki dzieciakom kupię. W sklepie po staremu, najpierw alejka z napojami po lewej stronie, po prawej chrupki, soczki; dalej pieczywo, naprzeciwko makarony i inne podobne artykuły. Nie mogłam znaleźć jajek niespodzianek w dziale ze słodyczami więc zapytałam przechodzącego ochroniarza, z uśmiechem powiedział proszę bardzo i zaprowadził mnie w okolice koszy z artykułami gdzie było mnóstwo ułożonych opakowań (po 3 sztuki) szukanych jajek 6,49 zł/opakowanie, wzięłam dwa opakowania, to dało 6 sztuk – więcej niż potrzebowałam ale moje dzieci też mają frajdę z takiego zakupu. Udałam się do kasy, trzy były dostępne do obsługi więc podeszłam do tej od której właśnie odszedł obsłużony klient. Kasjer Marcin to grzeczny i sympatyczny pracownik, szczupły mężczyzna z blond bródką, ubrany w koszulkę zieloną ze znaczkiem firmowym sklepu, sprawnie obsłużył, podziękował i zaprosił ponownie. Zazwyczaj w Biedronce mam pozytywne doświadczenia po zakupach: pracownicy uprzejmi, w sklepie porządek, artykuły poukładane i oznaczone metkami. Jeśli jakiś zmieni miejsce, każdy pracownik zaraz je wskaże klientowi gdy tylko ten zwróci się z zapytaniem.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.