Ponieważ mojej mamie przestał działać telefon stacjonarny, zmuszony byłem zgłosić awarię do operatora. Mama ma podpisaną umowę z Telekomunikacją Polską. Na stronie internetowej znalazłem numer i zadzwoniłem. Wybierając odpowiednie opcje połączyłem się z konsultantem. Była to kobieta. Przedstawiła się i powitała mnie grzecznie. Poprosiła o podanie jakiego numeru dotyczy awaria, jakie są objawy, jak długo trwa. Pani zadawała bardzo konkretne pytania zapisując sobie wszelkie uwagi jakie zgłaszałem. Cały czas odnosiłem wrażenie, że konsultantka bardzo chce mi pomóc. Jej głos był życzliwy i miły. Obiecała, że w ciągu 48 godzin usterka powinna być usunięta. Otrzymałem numer zgłoszenia. Wszystkie informacje, które podałem zostały zapisane. Na koniec zostałem pożegnany. Pani złożyła mi taż życzenia świąteczne. Bardzo dawno nie miałem kontaktu z Telekomunikacją Polską ale jestem pod ogromnym wrażenie. Pełen profesjonalizm, naturalna życzliwość i chęć pomocy wykazany przez konsultantkę jest godny podziwu. BRAWO!!!
Wejście do sklepu było bardzo czyste. Wózki dla klientów stały równo w dużym holu wejściowym. Przy wejściu na salę sprzedaży stały koszyki dla klientów oraz stojak z aktualnymi ulotkami. Pierwsze na co się natknąłem to warzywa i owoce. Dział był bardzo zadbany, pracownik (był to pan w wieku około 50lat) uzupełniał towar (jabłka). Wszystko było równo i estetycznie ułożone. Nie zauważyłem braków w ekspozycji. Przy każdym produkcie była duża i czytelna informacja o cenie. Pieczywo było trochę gorzej zaopatrzone. Terminy ważności były do 27-30/03/2012. Wybór był trochę mniejszy niż zwykle. Na półkach panował drobny nieład. Bardzo mile zaskoczył mnie dział wędlin i serów. Towar był ładnie i apetycznie wystawiony. Przy każdej pozycji była informacja co to jest i ile kosztuje. Obsługiwała mnie pani w wieku około 50 lat. Ubrana była w firmową niebieską bluzę z przypiętym identyfikatorem. Widniało na nim imię Małgorzata. Na głowie założoną miała białą czapeczkę z logo firmy. Sprzedawczyni powitała mnie z uśmiechem i zważyła wybrany przeze mnie towar. Po wszystkim podziękowała za zakup. Przy kasach (czynne były dwie) stało dużo osób (po około 7-8 osób). Po 30-40 sekundach podeszły dwie nowe kasjerki i kolejki zmniejszyły się natychmiastowo. Kasa przy której stanąłem była czysta i uporządkowana. Płatność za zakupy przyjmowała ode mnie pani w wieku około 25 lat z dłuższymi blond włosami, ubrana w niebieską firmową koszulkę z logo firmy. Kasjerka powitała mnie z uśmiechem a po zakończeniu transakcji podziękowała za zakupy. Była bardzo miła i nawet nie byłem zawiedziony, ze nie pożegnała mnie i nie zaprosiła do ponownych zakupów. Mimo wszystko polecam ten sklep. Było tutaj czysto, alejki były drożne mimo iż w niektórych miejscach stały palety z towarem. Pracownicy rozładowywali je bowiem w bardzo sprawny sposób. Przypadkowi sprzedawcy spytani o towar nie z ich działu wiedzieli gdzie mnie skierować.
Planuję kupić meble kuchenne i dlatego udałem się do Jupiter Centrum. Postanowiłem przy okazji dokonać też tam zakupów w delikatesach Bomi. Przed wejściem było czysto i schludnie. Wózki równo ustawione a w stojaku stały nowe ulotki z ofertą na Wielkanoc. Dział warzyw i owoców był dobrze zaopatrzony. Przy każdym towarze była tabliczka z ceną. Dostępne były torebki foliowe do pakowania towaru. Podobna sytuacja była przy pieczywie. Tam jednak pewne tabliczki były nie przy tym pieczywie co powinny a jedno pieczywo było "bezcenne". Pani z obsługi (wiek około 30lat, wzrost około 150cm, drobnej budowy ciała) niewiele mi doradziła i odniosłem wrażenie, że jej przeszkadzam. Dział wędlin i serów był bardzo dobrze zaopatrzony ale wyboru trzeba było dokonać samemu, gdyż pani J. (ubrana w strój firmowy czerwono-brązowy) nie za bardzo chciała cokolwiek doradzić. Nie byłbym sobą gdybym nie odwiedził działu alkoholi. Młody pan z obsługi (wiek około 25lat, włosy ciemne krótko obcięte) ubrany był w strój firmowy. Okazał się on (według mnie) ekspertem od win i gdyby nie to, że wolę piwo kupiłbym jakąś butelkę. Po opuszczeniu tego działu udałem się na salę sprzedaży. Na kilku regałach świeciły tam pustki (papier toaletowy, chustki higieniczne) a w pewnych miejscach przejście było utrudnione przez stojące palety (niestety nikt się nimi nie zajmował, więc stały sobie spokojnie koło miodów i majonezów). Nikt nie próbował mi pomóc mimo moich dłuższych postojów w kilku miejscach. Pracownicy zajęci byli swoimi sprawami. Przy kasie (pierwsza przy punkcie "Lotto") kasjerka w wieku około 30-35 lat odpowiedziała na moje powitanie bez uśmiechu. podała kwotę do zapłaty i pożegnała mnie. Nie podziękowała za zakupy i nie zaprosiła do ponownych. Sklep był czysty ale mimo wszystko stwarzał wrażenie zaniedbanego. Po regałach widać było, że mają już ładnych paręnaście lat pracy za sobą. Pracownicy (poza młodym mężczyzną z działu alkoholi) byli smutni, nie widać po nich było radości z pracy. Nie tak sobie wyobrażałem delikatesy. Raczej tutaj nie wrócę bo i towar drogi. Moja ocena nie uwzględnia wrażenia z działu alkoholi bo było one wyjątkowe.
Ponieważ do fryzjera musiałem poczekać około 40 minut, postanowiłem wejść na halę sprzedaży E.Leclerc. Sklep jest po remoncie i wygląda bardzo ładnie. W związku z urodzinami firmy na całej hali wisiały plakaty informujące o tym fakcie oraz o promocjach. Wszędzie panował porządek i czystość. Regały były od siebie na tyle oddalone, że komfort wyboru był bardzo duży. Można było mijać się wózkami bez obaw o stuknięcie się bądź wjechania w towar. Regały wypełnione były w pełni asortymentem. Nie zauważyłem braków. Przy niektórych artykułach przyczepione były specjalne tabliczki np."Promocja", "Nowość". Zadbano tutaj bardzo o smakoszy herbaty (cały regał), piwa (specjalny kącik w rogu hali), nabiału zresztą zadbano o wszystkich. Zakupy robiłem bez problemu, mimo iż na hali nie zauważyłem nikogo z obsługi (oprócz pracowników będących na działach typu wędliny, warzywa i owoce, kosmetyki). Ceny niektórych produktów też były rewelacyjne (np.Herbata Tetley 124torebki za 8,99zł, napój Oshee 1l za 3,29). Przy kasie był porządek, taśma podawcza była czysta. Kasjerka (wiek około 25-30 lat, wzrost około 160cm, włosy długie jasne) ubrana w granatową bluzę bez identyfikatora, po powitaniu mnie, policzeniu wszystkich zakupów wyszła z za kasy i sprawdziła czy wózek jest pusty. Zapomniała tylko mnie pożegnać. No cóż, czasami i tak bywa.
Salon znajduje się w galerii hipermarketu E.Leclerc. Wejście do salonu było przestronne i całkowicie przeszklone. Wnętrze było całkowicie widoczne z pasażu handlowego. W środku stała fioletowa sofa dla klientów, ściany były białe a meble w kolorze ciemnego brązu. Oświetlenie składało się z wielu halogenów. Wszystko wyglądało bardzo elegancko i zachęcało do wejścia. Po powitaniu przez młodą panią (wiek około 30 lat, wzrost około 160cm) z długimi jasnymi włosami, zostałem poinformowany, że strzyżenie będzie możliwe za około 40 minut (około 16:00). Wróciłem o 16:00, dwójka pracowników (kobieta i mężczyzna) kończyła strzyc klientów. Na fotel usiadłem o 16:30 mimo iż fryzjerka skończyła usługę o 16:10 (tłumaczyła się, że czeka na umówionego klienta - a ja nie byłem umówiony?). Obsługiwał mnie młody mężczyzna (wiek około 25lat, wzrost około175cm, włosy ciemne krótko obcięte) ubrany "po swojemu" (nie w białej, firmowej koszulce z logo salonu). Powitał mnie z uśmiechem, zaproponował coś do picia a potem wysłuchał moich potrzeb odnośnie fryzury. Strzyżenie było szybkie, profesjonalne i dokładnie z takim efektem jakiego oczekiwałem. Włosy zostały na końcu umyte wysuszone i wymodelowane. Całość trwała 20 minut (czekanie 70 minut) i kosztowała 25 zł. W czasie jak zakładałem kurtkę obcięte włosy zostały sprzątnięte. Na końcu zostałem pożegnany z uśmiechem. Minusem był brak większej ilości fryzjerów (osiem stanowisk a tylko dwoje pracowników), gdyż w czasie mojego pobytu wchodziły osoby pytające się o możliwość skorzystania z usług.
Mimo "południowej" godziny, nie miałem problemu z zaparkowaniem samochodu. Parking był czysty i tylko kosz na śmieci przed sklepem był prawie pełny. Bramka wejściowa zapiszczała podczas mojego wejścia ale okazało się, że piszczy tak średnio co 5-7 klientów.W stojaku było tak dużo ulotek, że po wyjęciu jednej ciężko było włożyć ją ponownie. Pieczywo pachniało prawie na całym sklepie. Obok dostępne były torebki papierowe i foliowe. Na dziale z warzywami niestety nie wszystko było świeże i apetyczne (np. winogrona ciemne, pomidory na wagę). Dział "Wędliny pakowane" to raj dla smakoszy. Bardzo duży wybór bardzo smacznych wyrobów w bardzo dobrych cenach. Dział z alkoholami nie zajmował dużej powierzchni ale zawierał spory asortyment. Spacerując między regałami nie widziałem bałaganu, podłoga była czysta i tylko informacje o towarze były nad a nie przed nim (tak jak to bywa w innych sklepach). Przed kasami (otwartych było 8 stanowisk) kolejki nie były większe niż 2-3 osoby. Pracownicy ubrani byli w ciemne, firmowe koszulki z logo firmy. "Moja" kasjerka (pani M.) widząc, że rozglądam się za miejscem gdzie mam zapłacić, zaprosiła mnie do siebie. Taśma podawcza była czysta a na stojakach nie było luk po towarze. Po powitaniu, z uśmiechem dość sprawnie podliczyła moje zakupy podając kwotę do zapłaty. Na koniec usłyszałem pożegnanie i zadowolony zakończyłem dzisiejsze zakupy.
Drobne zakupy na sobotę postanowiłem zrobić w Simply Market. Wejście do sklepu było czyste a w środku, przed wejściem na salę sprzedaży, zauważyłem równo ustawione wózki na zakupy. Przy bramce stał stojak z aktualnymi ulotkami. Pierwsze na co się natknąłem to warzywa. Było to duże stoisko z ładnie ułożonymi owocami i warzywami. Ceny były duże i czytelne tak jak i nazwa towaru do którego się odnosi. Dwójka młodych pracowników (kobieta i mężczyzna) ubranych w stroje firmowe, dokładała towar. Mimo to alejki nie były blokowane a na dziale panował porządek. Na dziale "Pieczywo" był też bardzo duży wybór (jak zawsze gdy tu jestem). Dział "Wędlin i serów" zaskoczył mnie. Towar był bardzo ładnie wystawiony. Wędliny wyglądały smakowicie a ceny i nazwy były przy każdym produkcie. Obsługą były dwie starsze panie, które na zmianę obsługiwały klientów i dokładały towar. W pobliżu kas, tak jak na całym sklepie było czysto i tylko młody pan (brak identyfikatora, wiek około 25lat, wzrost około 180cm, krótkie ciemne włosy) z obsługi zostawiając paletę z napojami przed kasami zablokował przejście. Dyskutował z dwoma innymi młodymi pracownikami o tychże napojach nie zwracając uwagi na zator jaki spowodował. Kasjerka była panią w wieku około 40-45 lar (wzrost około 160cm). Szybko, sprawnie i z uśmiechem policzyła moje zakupy. Pożegnała się ze mną i zamknęła kasę idąc na przerwę. Pracownicy ubrani byli w koszulki firmowe ale za zachowanie pana od palety obniżam jednak ocenę dzisiejszej wizyty.
W związku z otwarciem nowego sklepu, znalazłem w skrzynce pocztowej gazetkę firmową "Biedronki". Sklep znajduje się blisko mnie więc udałem się po zakupy. Przed wejściem było bardzo czysto. W gablocie wisiała aktualna ulotka a na szybach przyklejone były plakaty z ofertą sklepu. Po wejściu zauważyłem wielu chętnych do dokonania atrakcyjnych zakupów. Czerwone, duże koszyki na kółkach były ustawione przed wejściem na salę sprzedaży. Dalej niestety było już znacznie gorzej. W alejkach stały palety z towarem. Pracownicy ubrani w stroje firmowe sprawnie rozładowywali je, jednak przejścia były częściowo blokowane. Spytani jednak o położenie różnych towarów bez pomyłki wskazywali konkretny regał czy alejkę. Owoce i warzywa wystawione były ładnie i apetycznie ale dostęp do nich był utrudniony. W kolejnej alejce stał duży koszyk z pustymi kartonami ale osoby z obsługi przy nim nie było. Tutaj też przejście się blokowało. Nad każdym towarem wisiała cena z opisem, jednak jakieś szalonej okazji nie było. Obserwując pracowników zauważyłem ich napięcie i zdenerwowanie. Wyglądało to tak jakby sklep był otworzony za wcześnie lub towar przyjechał za późno i dopiero teraz (koło południa) jest wystawiany. Wszystkie kasy były otwarte. Na półkach towar był ustawiony równo i pod odpowiednimi plakatami. Na podłodze widać było w niektórych miejscach (np. koło regału z rybami) ślady wózków widłowych. Przy kasach jednak było czysto i panował tam porządek a kasjerzy pracowali sprawnie (przy każdej kasie nie stało więcej niż 2-3 klientów). Ogólnie uważam, że pewne niedociągnięcia to wynik pierwszego dnia działalności, ale zakupów tutaj dzisiaj mimo to nie dokonałem.
Przed wejściem do C.H. Real zauważyłem bardzo dużo niedopałków papierosowych leżących w wycieraczce. Daszek nad drzwiami wejściowymi był bardzo brudny. Na ścianach korytarza prowadzącego do środka wisiały gabloty z aktualnymi ulotkami. Przejście było czyste i przestronne. Przy głównym wejściu na halę sprzedażową wisiały duże plakaty informujące o promocji z okazji 15 lat REAL. Przy punkcie obsługi klienta stały kosze podarunkowe, które można indywidualnie zamawiać. Na sali panowało lekkie zamieszanie związane z przebudową sklepu. Po całej powierzchni handlowej spacerowali pracownicy ubrani w koszulki informujące o zmianach i o chęci pomocy. Bardzo dobry i praktyczny pomysł. Mimo zamieszania wszystko dzięki pracownikom znalazłem bez tracenia czasu i nerwów. Specjalnie atrakcyjnych ofert nie znalazłem a to co kupiłem było w podobnej cenie jak w innych hipermarketach. Gorzej było przy kasie. Samo miejsce było czyste i posprzątane, towary równo poustawiane, taśma na której kładzie się towar umyta. Kasjer (młody, wysoki mężczyzna z kolczykiem w brwi nad prawym okiem, ubrany w niebieską koszulkę z logo "Golden Serwis") odbiegał jednak jakością od reszty sklepu. Siedział niedbale na fotelu jasno sugerując, że jest znudzony pracą. Brak wyraźnych odpowiedzi na moje pytania i zero uśmiechu skojarzyło mi się z czasami PRL-u, których ten człowiek nawet nie może pamiętać. Dziwne, tyle przed nim a on ... Moja ocena dotyczy hali sprzedażowej i tylko "Zachowanie i wygląd personelu" odnosi się do kasjera.
Lokal z alkoholami usytuowany był przy Pl.Zawiszy. Z zewnątrz widać cały asortyment dzięki dużym szklanym witrynom. Po wejściu do środka powitała mnie pani (wiek około 50lat, wzrost około 165cm). Na półkach ustawiony był równo różny alkohol. Nie było przerw ani luk między butelkami, etykiety skierowane były wprost na klienta. Na każdej butelce była metka z ceną. Asortyment bardzo szeroki, od różnych piw, przez wódki, koniaki po spirytus. Zaletą tego sklepu było też to, że alkohole sprzedawane były w różnych pojemnościach (od 0,1l do 1,0l). Pani widząc moje zakłopotanie bardzo chętnie zaczęła mi doradzać. O każdym trunku powiedziała kilka słów, podając też jego cenę. Po wybraniu i zapłaceniu, butelka została zawinięta w papier i spakowana do torebki foliowej. Cena trochę duża ale do zaakceptowania. Minusem jest to, że otrzymałem tylko potwierdzenie płatności kartą ale już paragonu fiskalnego nie. Obsługa bardzo miła, życzliwa i kompetentna. Sklep czysty i przytulny.
Na krótką bądź dłuższą pogawędkę polecam lokale Coffeeheaven. Lokal znajdował się przy przystankach autobusowych więc miejsce idealne na chwilę wytchnienia. W środku było dużo klientów. Wolny był tylko jeden stolik, pewnie czekał na mnie. Nie zauważyłem miejsca na powieszenie kurtki więc wykorzystałem do tego krzesło. Z zamówieniem poszło trochę trudniej. Duży asortyment kaw, napoi, ciastek godny pochwały. Pani przyjmująca zamówienie (wzrost około 165cm, wiek około 30lat) nie sprawiała wrażenia osoby zadowolonej. Nie odpowiedziała na powitanie, na jej twarzy ani przez chwilę nie zagościł uśmiech. Przyjęła beznamiętnie zamówienie, zapłatę i poprosiła o przejście do kolegi po odbiór napoi oraz ciastek. Nie spytała też o kartę firmową ani jej nie zaproponowała. Konsumpcja była z mieszanymi odczuciami: czekolada i "Magnocino" były pycha ale ciastka "Carmel Shortbread" twarde i trochę zmrożone. Pomieszczenie było czyste i przytulne. Cukier, łyżeczki równo poukładane. Szyby były trochę brudne z zewnątrz ale taka już pogoda, że pewnych rzeczy się nie zmieni. Ogólnie bardzo pozytywne wrażenia, tylko ta cena za wysoka.
Skuszony ofertą promocyjną udałem się na zakupy. Przed wejściem na halę sprzedaży stał stojak na ulotki. Panował na nim bałagan: gazetki leżały, stały, niektóre poprawnie a niektóre "do góry nogami". Wózki na większe zakupy stały przed wejściem do sklepu natomiast koszyki na kilka towarów stały już wewnątrz. Stoisko z prasą było przestronne z dużą ilością tytułów. Tu jednak też panował bałagan. Czasopisma były pomieszane a część pognieciona. Na wprost wejścia ustawione były regały z towarami promocyjnymi. Pracownicy (kobieta i mężczyzna) ubranych w firmowe ubrania dokładali towar na półki. Dział warzywa-owoce był bardzo dobrze zaopatrzony. Towary były wystawione przestronnie, dostęp do nich był wygodny. Nad regałami wisiały nazwy i ceny konkretnych produktów. Ceny i jakość średnia (np.: banany 4,99zł/kg, cytryny 2,99zł/kg). Do koszyka wybrałem też napoje w bardzo dobrych cenach (np.: "3 cytryny" 2,49zł/2l, "Oshee" 2,39zł/750ml) i kosmetyki z promocji (np. żel "Palmolive" 10,00zł/2x250ml, szampon "Schauma" 6,90zł/2x250ml). Przy towarach promocyjnych umieszczone były dodatkowe informacja, na czym polega promocja i ilu produktów dotyczy. Przy kasie było czysto, wykorzystane koszyki stały z boku. Przejście było wygodne i widoczne. Kasjerka (tęga pani w wieku około 55 lat) powitała mnie z uśmiechem i w szybki sposób zarejestrowała sprzedaż. Przed płaceniem poinformowała mnie za jakie produkty dostanę częściowy zwrot pieniędzy. Była miła i uczynna. Po przyjęciu płatności kartą podziękowała za zakupy i poczekała aż spakuję swoje rzeczy i dopiero wtedy zaczęła obsługiwać następnego klienta. Bardzo mi było miło spotkać się z taką postawą w hipermarkecie.
Na sobotnie śniadanie nie miałem nic. Ponieważ głód był duży postanowiłem udać się do najbliższego sklepiku osiedlowego. Mieści się on na parterze bloku mieszkalnego. Przed wejściem do sklepu było czysto. Na szybie znajdowała się czytelna informacja o godzinach otwarcia oraz o tym, że za zakupy można płacić kartami płatniczymi. Wchodząc usłyszałem dzwonek przy drzwiach, który informował o moim pojawieniu się. Wewnątrz powitała mnie z uśmiechem młoda (około 25lat), wysoka kobieta (wzrost około 170cm). Była to jedyna osoba z obsługi. Przy drzwiach stały równo ustawione koszyki na zakupy. Wykorzystując jeden z nich zacząłem wybór "śniadaniowy". Najpierw pieczywo - wybór duży jak na mały sklepik (powierzchnia około 40m2), potem nabiał - wybór nieduży. Dorzuciłem jeszcze herbatę, cytrynę i pomidorki - warzywa świeże i ładnie ułożone. Na regałach towar był równo i czytelnie oznaczony więc całe zakupy nie trwały więcej niż 5 minut. Przy kasie zaproponowano mi ciasto. Wybrałem makowiec "Smakowiec" i piernik. Kasjerka wszystko sprawnie podliczyła, zapakowała, podała sumę do zapłaty. Wydając towar poinformowała mnie ile jest reszty. Na twarzy kasjerki cały czas gościł uśmiech, od powitania aż do pożegnania i zaproszenia na kolejne zakupy. Sklep był czysty, na pólkach brak było luk po towarze ale ceny wysokie (średnio 20-30% wyższe niż w supermarketach).
Przed sklepem było czysto, pod wiatą stały wózki klientowski a kosz na śmieci był prawie pełny. Po wejściu do środka zauważyłem w stojaku brak ulotek z ofertą promocyjną. W szklanej gablocie prezentowane były nagrody dla stałych klientów. Na salonie znajdowały się koszyki dla klientów i wózki na nie. Mimo późnej pory towary na dziale nabiałowym były równo poustawiane i tylko w kilku miejscach były luki w towarze. Wędliny też leżały równo w ladzie ale ich bladość nie zachęcała do zakupu. Wybór pieczywa był na tyle dostateczny aby każdy mógł kupić coś co lubi. W sklepie panował ogólnie porządek i jedyny poważny mankament to kasy. Otwarte były tylko dwie a klientów było 14. Stanie w kolejce zajęło mi około 15 minut - dużo za dużo. Kasjerka, u której płaciłem, była osobą w wieku około 55 lat, bardzo kontaktową i rzeczową osobą. Dokładnie sprawdzała warzywa i owoce czy aby posiadają odpowiednie etykiety. Była przy tym miła i uczynna. Nie zapytała mnie tylko o kartę "Rodzinka" ale ja o tym pamiętałem.
Będąc pod koniec lutego w Urzędzie Dzielnicy Ochota zostałem pogardliwie potraktowany przez pracownicę Biura Obsługi Klienta. W związku z tym faktem napisałem e-mail ze skargą do kierowniczki Urzędu. Po dwóch tygodniach dostałem odpowiedź, która nie w pełni mnie satysfakcjonowała. Ponieważ była zbyt ogólnikowa i "nijaka" napisałem raz jeszcze. Tym razem już po paru dniach otrzymałem wyjaśnienie. Było ono bardzo rzeczowe, obiektywne i bez emocji. Same konkrety i fakty. Bardzo się ucieszyłem z faktu, że moje zażalenie zostało poważnie potraktowane i rzetelnie wyjaśnione. Żal po ostatniej wizycie w Urzędzie minął i wspólnie z kierowniczką doszliśmy do wniosku, że był to tylko incydent. Pełen szacunek i podziw dla Pani Kierowniczki Urzędu.
Jako prezent na Dzień Kobiet wybrałem płyty CD z muzyką miłosną. Gdy wchodziłem do sklepu, w stojakach ustawione były gazetki z aktualną ofertą. W kasie stał jeden kasjer (młody mężczyzna, wzrost około 185cm) a obok niego pracownik ochrony (mężczyzna w średnim wieku, wzrost około 180cm). Żaden z tych panów nie odpowiedział na moje powitanie. Płyty CD oraz DVD były równo, alfabetycznie i tematycznie poustawiane na regałach. Pracownicy (zauważyłem trzech młodych panów w wieku około 25-30lat) ubrani byli w stroje firmowe z logo firmy Saturn. Przy kasie stała jedna osoba. Kasjer powitał mnie, podał kwotę do zapłaty i przyjął należność. Nie pożegnał mnie, nie podziękował za wizytę i nie zaprosił do ponownych zakupów.
W dniu kobiet postanowiłem udać się ze swoją boginią do kawiarni na coś słodkiego. Wybraliśmy Pertutti w C.H.Blue City. Lokal nie był zapełniony, bez problemu znaleźliśmy wolny stolik. Po chwili podeszła do nas młoda pani (wzrost około 165cm) w czarnym stroju firmowym, przywitała się i podała karty. Wybór był duży, od tanich zestawów po droższe. Szybko wybraliśmy desery lodowe i czekaliśmy na ich podanie. W między czasie przyjrzałem się lokalowi od wewnątrz. Było czysto, stoliki opuszczane przez klientów były szybko sprzątane. Zajmowała się tym bardzo młoda i ładna pani (wzrost około 155cm) ubrana w brązowy strój firmowy. To ona pierwsza z uśmiechem powitała nas wchodzących do lodziarni i ona też przyniosła zamówione lody. Wewnątrz lokalu znajdował się kącik dla dzieci, w którym mniejsze i większe pociechy mogą się wyszaleć. Bardzo dobry pomysł. Desery były bardzo smaczne i podane w stylowych pucharach. Szczególnie polecam Frutti di Bosco. Kasjerka przyjmując płatność podziękowała za wizytę i zaprosiła do ponownej.
Potrzebowałem wypłacić z banku trochę pieniędzy więc udałem się do oddziału Polbank. Z zewnątrz szyby oklejone były folią reklamową z postacią Justyny Kowalczyk. Po wejściu do środka okazało się, ze jestem jedynym klientem. Na moje ogólne powitanie nikt mi nie odpowiedział. Trzy osoby z obsługi (jeden pan i dwie panie) zajęte były swoimi sprawami. W kasie nie było kasjerki ale na drabinie stal mężczyzna w stroju roboczym i malował kaseton. Drugi mężczyzna, też w stroju roboczym stał oparty o drabinę. Gdy zbliżyłem się do kasy, pojawiła się z zaplecza kasjerka i zamiast mnie powitać poinformowała mnie, że muszę poczekać. Po tym zdaniu wróciła do rozmowy z malarzem ignorując fakt iż stoję cały czas przy kasie. Po 5 minutach pani zasiadła i wypłaciła mi pieniądze. Nie usłyszałem słowa przepraszam, że musiał pan chwilę poczekać czy czegoś w tym znaczeniu. Obsługa była szybka, beznamiętna i bez uśmiechu. Nie zaproponowano mi żadnej oferty, spełniono tylko to co chciałem. Sam bank był czysty ale meble miały bardzo widoczne ślady zniszczenia. Nie tak powinien wyglądać bank "Mistrzyni Justyny Kowalczyk" i nie taka powinna być w nim obsługa.
Bank widoczny jest z daleka. Wszystkie szyby oklejone były folią reklamującą placówkę Citi Handlowy. Przed wejściem było czysto. Po wejściu do środka nie zostałem powitany przez nikogo, mimo iż byłem jedynym klientem a obsługi trzy osoby (same panie ubrane w stroje firmowe). Podszedłem do kasy i dopiero tutaj mnie przywitano. Kasjerka była młodą osobą z rudymi włosami. Na identyfikatorze zaznaczone było iż dopiero się uczy. Bardzo dobry pomysł szczególnie dla nerwowych klientów. Po załatwieniu sprawy z którą się tutaj pojawiłem pani zaproponowała mi specjalną ofertę kredytu. Gdy podziękowałem, zaproponowała mi zaopatrzenie się w kolejną kartę kredytową na atrakcyjnych warunkach. Odebrałem ulotkę informacyjną, pożegnałem się i opuściłem bank. Kasjerka podziękowała za wizytę i zaprosiła do ponownego odwiedzenia placówki. Jak zwykle było tutaj czysto i przestronnie. Ulotki ustawione były w stojakach a na biurkach pracowników panował ład i porządek.
Dziękujemy za Pana opinię na temat pracy naszego oddziału w Warszawie przy ulicy Majewskiego 18. Cieszymy się, że zarówno jakość obsługi, jak i wygląd naszego oddziału spotkały się z Pana pozytywnym odbiorem. Pragniemy zapewnić, że Pana uwagi zostały przekazane do Dyrektora ww. oddziału. Mamy nadzieję, że w naszej przyszłej współpracy damy Panu wiele powodów do zadowolenia. Pozdrawiamy serdecznie, Biuro ds. Komunikacji Elektronicznej z Klientem.
Ponieważ należy płacić...
Ponieważ należy płacić rachunki w terminie udałem się do oddziału PGNiG. Kasa mieści się w nowym budynku. Na zewnątrz było czysto. Po wejściu do środka powitał mnie pracownik ochrony (niewysoki mężczyzna, lat około 60, ubrany w czarny strój firmowy) tłumacząc od progu, że urządzenie wydające numerki jest zepsute. Poprosił o chwilę cierpliwości i zaraz zaprowadził mnie do wolnej kasy. Przy każdej z sześciu czynnych kas znajdowało się krzesło dla klienta. Kasjerka (szczupła kobieta w wieku około 55lat) nie odpowiedziała na moje powitanie. Z marsową miną przyjęła moje rachunki, podliczyła należność, przyjęła pieniądze, wydała resztę wraz z rachunkami. Wszystko beznamiętnie, bez uśmiechu. Sprawiała wrażenie znudzonej i zmęczonej pracą. Przykre to, bo przecież to ja pozbywałem się pieniędzy a nie ona. Czysta i zadbana sala kasowa była przestronna z dużą ilością miejsc siedzących. Mimo iż klientów było 5-6 to nikt nie czekał dzięki otwarciu dużej ilości kas. Kasjerki nie były ubrane w jednolite stroje firmowe.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.