Dobrze. Sama pijalnia jest obiektem niewielkim, ciasnym, z upchanymi stolikami, co znacząco przyczynia się do trudnej obsługi. Pracownicy byli i mili i pomocni, ale sami nie orientowali się do końca w ofercie nowootwartego lokalu. Niestety bardzo długo, bo ponad pół godziny, czekaliśmy na naszą czekoladę. Widzieliśmy też, że ze względu na czas oczekiwania, wielu ludzi czekających pod drzwiami rezygnuje z wizyty w lokalu. Jakość produktu na wysokim poziomie.Na plus: Wiedza i kompetencje personelu, zachowanie personelu, oferta,cena,asortyment, wygląd miejsca obsługi. Na minus: organizacja i czas obsługi.
Cała przygoda z odwiedzinami w salonie TP/Orange rozpoczęła się od awarii liveboxa, którego dzierżawię w usługach świadczonych przez Telekomunikację Polską. Problemy z telefonem to materiał na inną ocenę, którą podejmę po rozwiązaniu niniejszej sprawy. Moja obserwacja dotyczy samych odwiedzin wcześniej wspomnianego salonu, żeby wymienić liveboxa zgodnie z poleceniem konsultanta w telefonicznym biurze obsługi klienta. Salon należy do większego kompleksu sklepów znajdującego się w Dąbiu. Robi on naprawdę dobre wrażenie. Pomimo małych gabarytów bardzo dobrze czułem się w sterylnie czystym pomieszczeniu gustownie i delikatnie przyozdobionym w kolory Orange. Po prawej stronie mieszczą się trzy stanowiska a po lewej, na ścianie, mała wystawa produktów i reklamy, oraz dwa fotele i dwie duże pufy dla oczekujących. Spokojnie usiadłem na pufie, kiedy podeszła do mnie elegancko ubrana kobieta z obsługi prosząc o cierpliwość i tłumacząc, że zaraz będzie wolny konsultant, żeby mi pomóc. Potem podeszła do już oczekującego pana i zabawiała go rozmową. Nie spotkałem się jeszcze z czymś takim i bardzo pozytywnie mnie to zaskoczyło. Kiedy mężczyzna w kolejce przede mną podszedł do konsultanta ja mogłem uraczyć miłego głosu pracującej tu pani i chwilę z nią porozmawiać. Po chwili podszedłem do wskazanego mi stolika, gdzie schludnie ubrany mężczyzna wysłuchał po co przyszedłem i poprosił o cierpliwość, kiedy będzie weryfikował zlecenie. Po dwóch minutach miałem nowego liveboxa w reklamówce, który czekał na mnie na zapleczu. Ciągle wysłuchiwałem też po drodze różnych grzecznych uwag i rad, które wydały mi się całkiem sensowne. Cała wizyta minęła naprawdę sympatycznie i nie poczułem nawet, że miałem do załatwienia niezbyt przyjemną sprawę. Ogólne poczucie zadowolenia z wizyty towarzyszyło mi cały dzień i po raz drugi zaskoczyło pozytywnie na korzyść Telekomunikacji Polskiej i Orange. Stojąca w pomieszczeniu reklama mówiąca o najwyższej jakości usług w tym miejscu okazała się szczerą prawdą.
Spragniony kolejnej porcji smacznej pizzy wybrałem się z narzeczoną do Pizza Hut znajdującego się przy w jednopiętrowym, przypominającym dom, budynku przy drodze. Jest to miejsce o tyle urocze, że nie jest częścią jakiegoś wielkiego kompleksu handlowego, czy nie stoi pomiędzy blokami, ale tak po prostu przy drodze. Jest to bardzo duży i ładny lokal. Stoliki są tak ustawione i poprzedzielane parawanami nie sięgającymi sufitu, że ma się uczucie intymności. Dekoracje są romantyczne i z gustem dobrane. Łazienki ma nowoczesne, czyste i bardzo zadbane. Wszystko na wysokim poziomie. Po wejściu odczekaliśmy chwilę, by zgodnie z witającym nas napisem poczekać na wskazanie nam miejsca przez kelnerkę. Miła, młoda dziewczyna zaprowadziła nas do stolika i wręczyła menu. Manu w tym Pizza Hut jest bardzo estetyczne i zgrabnie ułożone. Jest tu bardzo duża oferta wraz z polecanymi daniami na każdej stronie. Wprawdzie ceny w Pizza Hut są wysokie, co jest chyba największym mankamentem, ale smak pizzy jest wyborny. Po zamówieniu pizzy neapolitany i makaronu carbonara raczyliśmy się przyniesionymi napojami. Czas oczekiwania był całkiem długi, bo około 20 minut, ale tłumaczyć to może spora ilość ludzi w lokalu. Kelnerka nas obsługująca była bardzo miła, elegancko ubrana i rzetelna w pracy. Nie musiałem zbyt długo czekać na dolewkę pepsi, którą zamówiłem. Często też zachodziła grzecznie zapytać, czy czegoś nam nie potrzeba, czy nam smakuje itd. Pizza była oczywiście wyśmienita - nie spieczona, o delikatnym cieście i obfitych dodatkach, jak też makaron carbonara, chociaż było go jakoś wyjątkowo mało jak na mój gust. Wizyta w lokalu upłynęła nam bardzo miło i utwierdziła moje dobre zdanie o funkcjonowaniu właśnie tego Pizza Hut.
W ramach walentynek, trochę jako koło ratunkowe, wybraliśmy się z narzeczoną do Marco Polo w Dąbiu. Restauracja bowiem, w której mieliśmy rezerwację, została zamknięta z powodu wypadku, jaki miał kucharz. Jest to mały lokal tuż przy drodze, w domku, obok którego jest mała przestrzeń z stolikami i ławkami, gdzie można usiąść w lato. W środku była walentynkowa dekoracja, czego się nawet nie spodziewałem. Może nie była bardzo wymyślna, ale te parę baloników i świeczki z wyciętymi serduszkami rozsypanymi na stole dawały poczucie wyjątkowości tego dnia. Zaraz podeszła do nas młoda, korpulentna kelnerka o bardzo miłym uśmiechu i serdecznym sposobie bycia. Zapytała czy chcemy coś do picia, zanim zamówimy coś do jedzenia. Poinformowała również o promocjach, jakie obecnie są w lokalu. Trochę zdziwiłem się, że nie ma nowego menu, które widziałem już w innym Marco Polo w centrum miasta. Zabrakło również menu z deserami, o które poprosiłem. Ja wziąłem standardowo pizzę, do której wykorzystałem kupon na bar sałatkowy, a narzeczona wzięła makaron penne w sosie śmietankowo-bazyliowym. Zamówione dania otrzymaliśmy bardzo szybko pomimo tego, że w niewielki lokal był prawie pełen. Obydwie rzeczy bardzo nam smakowały, a cena też nie była wysoka. W końcu nie zdecydowaliśmy się na deser, ale ich niskie ceny (do 13 zł) możliwe, że skuszą nas następnym razem. Szkoda, że kelnerka nie pamiętała numerków pizzy, którą zamawiałem, jakoś irytuje mnie podawanie w restauracji numeru posiłku, który zamawiam i oczekiwałbym, by kelnerzy sami je pamiętali, jeśli ich potrzebują. Było też trochę zimno w lokalu, co szczególnie odczuła moja narzeczona. Pomimo tych małych niedociągnięć wizyta w lokalu była bardzo udana i to nie tylko ze względu na wyjątkowość tego dnia, ale też dzięki bardzo miłej obsłudze i wspaniałemu smakowi potraw.
Jako miejsce spotkania ze znajomymi wybraliśmy Kawiarnię Kolonialną. To miejsce zawsze przyciąga wyjątkowym klimatem, który wytwarza przyjemny wystrój oraz ciekawe menu w którym są tak kawy, gorące czekolady jak i desery lodowe i to za cenę mniejszą niż u konkurencji w centrum handlowym Galaxy. Wybraliśmy miejsce w górnej części kawiarni, gdzie niestety wolne stoliki nie były jeszcze uprzątnięte, ale zaraz przyszła kelnerka i gdy to zobaczyła zrobiła szybko porządek i mogliśmy usiąść w wybranym przez siebie miejscu. W tej kawiarni jest samoobsługa więc po wybraniu deserów poszedłem na dół zamówić czego chcieliśmy. Niestety zabrakło wiśni, więc nie mogłem kupić wybranego deseru lodowego i musiałem zadowolić się innym. Pracownica za ladą była bardzo uprzejma, elegancko ubrana i nawet chwilę ze mną pożartowała. Desery po chwili były gotowe i trzeba przyznać, że były bardzo smaczne. Cała wizyty przebiegła w bardzo miłej atmosferze.
Robiąc przerwę w shoppingu po centrum handlowym Kaskada poszedłem z kolegą na pizzę. Nie za często bywam w Pizza Hut, bo są tam całkiem wysokie ceny, szczególnie jeśli uwzględni się wielkość pizzy. Plusem jest możliwość wyboru spośród różnych ciast do pizzy, czego szczególnie nie praktykuję, bo ciasto klasyczne, to ciasto klasyczne i już. Kolejnym plusem jest wielka dolewka, z której zawsze korzystam bo pepsi lubię i to w dużych ilościach, szczególnie jeśli mam przed sobą większą ilość pizzy. Sam lokal jest duży, jak na centrum handlowe, i bardzo elegancki - jak przystało na restaurację, nie pierwszy lepszy fast food. Kiedy tylko weszliśmy podeszła do nas kelnerka i zaprowadziła do stolika, dała menu, zapytała od razu, czy nie chcemy już czegoś do picia. Muszę podkreślić, że moje bardzo dobre wrażenie z całej wizyty to właśnie zachowanie kelnerów. Obsługująca nas kelnerka była bardzo uprzejma oraz pozytywnie nastawiona. Zostaliśmy też szybko obsłużeni pomimo bardzo dużej ilości osób w lokalu. Ilekroć, po licznych przygodach kulinarnych (szczególnie związanych z pizzą) wracam do Pizza Hut zaskakuje mnie bardzo dobry smak pizzy. Czasami rodzi się we mnie wrażenie, że jest to lokal po prostu przereklamowany, ale smak pizzy broni się sam. Bez wątpienia moja pizza (Marrakesz - polecam!) była jedną z lepszych, które przyszło mi jeść. Dobry klimat w lokalu i to, że nikt nas nie popędzał ciągłymi pytaniami, czy chcemy jeszcze coś zamówić, sprawiły, że siedzieliśmy tam prawie dwie godziny popijając pepsi i rozmawiając. Był to naprawdę miły czas i na pewno zachęcił mnie do kolejnej wizyty w tym lokalu.
W poszukiwaniu kabla ze złączem RCA (cinch) poszedłem przy okazji wizyty w centrum handlowym Kaskada do sklepu Saturn. Sam sklep jest naprawdę duży i ma szeroki asortyment produktów związanych z elektroniką i multimediami. W środku jest czysto, wszystko równo poukładane na półkach, podłoga czysta, ekspedienci ubrani wzorcowo. Może razić trochę surowość tego wszystkiego i brak polotu w standardowym dla takich sklepów wystroju, ale ja zaliczyłbym to raczej in plus. Miałem trochę problemów ze znalezieniem poszukiwanego kabla więc poprosiłem o pomoc przechodzącą pracownicę. Była tak elegancko ubrana, że aż przyjrzałem się jej plakietce, z której dowiedziałem się, że jest ona asystentką kierownika. Tym bardziej mnie zdziwiło, kiedy poprowadziła mnie między półki do działu z akcesoriami i poleciła ekspedientowi, by pomógł mi w poszukiwaniach. Bardzo miły, młody chłopak zaprowadził mnie prosto do poszukiwanego kabla i po krótkiej wymianie zdań doradził, który, z wielu wystawionych kabli wybrać. Czułem się aż lekko skrępowany uprzejmością obsługi, a całość dobrego wrażenia podtrzymała sprzedawczyni przy kasie, która uśmiechnęła się, przywitała, na zaczepkę obecnego ze mną kolegi nawet inteligentnie zażartowała. Wyszedłem czując się naprawdę dobrze obsłużonym, a szerokość asortymentu i naprawdę dobre ceny na pewno zaprowadzą mnie tu z powrotem.
Rzadko zdarza mi się iść do kina o tak późnej porze, ale nie było innej, dobrej dla mnie godziny. Przeważnie jestem z usług Multikina zadowolony, ale dzisiaj niestety bardzo mnie obsługa zawiodła. Zawodów początek zaczyna się do samego kupna biletu. Panie, które siedziały przy kasach już się wylogowały i kazały pójść do baru, gdzie też sprzedają bilety. Tam znowu wielkie kolejki i to jeszcze bardzo powoli idące do przodu. Sprzedawca przed nami mimo, iż się grzecznie przywitał, to w czasie obsługi wydawał się bardziej zaabsorbowany rozmową z kolegą niż obsługiwaniem nas. Sami ekspedienci byli bardzo schludnie ubrani, ale szybkość ich pracy była bardzo niska. Późna pora nie usprawiedliwia obsługiwania przez 4 minuty jednego klienta. Kolejny zawód to ceny biletów. Za film 3D w Multikinie ostatnio płaci się, nawet w zwykły dzień - w poniedziałek, po 17.00 godzinie - 21 zł za bilet studencki. To naprawdę dużo i wydaje się że konkurencja, której nie ma wiele, oferuje lepsze ceny (w Heliosie 18 zł!). Mimo, że do filmu pozostały 2 minuty wejście było zagrodzone taśmą, obok której mieliśmy już przejść, gdy w końcu przyszła obsługująca pani, która patrzyła na nas jak na winowajców tego, że musi pracować o tak późnej porze. Straszny był też stan ubikacji. Jeśli obiekt jest otwarty o takiej porze powinny też pracować osoby sprzątające ubikacje. Smród był nie do opisania, podłoga była brudna a mydła do umycia rąk w ogóle nie było! Naprawdę ogromny minus za ich stan. Po wejściu na salę kinową nikt nie rozdawał okularów, sami musieliśmy dojrzeć dalej stojący stojak na okulary, jak i na końcu seansu je odłożyć, nie mówiąc o tym, że śmietnik, który jest wystawiany po seansie przy wyjściu był już pełen. Oczywiście wymieniłem tylko wpadki, ale reszta rzeczy w Multikinie była jak zwykle w porządku - film zaczął się punktualnie, siedzenia były wygodne i czyste, okulary są wygodne (lepsze dla mnie, który nie noszę okularów na co dzień, bo są lepiej wyprofilowane niż w Heliosie). Martwi mnie tylko, że klienci, którzy przychodzą na późniejsze seanse, są traktowani jak klienci drugiej kategorii.
Pizzeria Pomiędzy leży w urokliwym, ale niezbyt często uczęszczanym, odrestaurowanym Starym Mieście Szczecina. Łatwo ją rozpoznać po zimowym ogrodzie - czyli szczelnym, białym namiocie, gdzie osoby palące mogą spokojnie siedzieć w zimie, bo jest tam w miarę ciepło. Jest to na pewno wielką zaletą dla palących, ale troszeczkę szpeci to miejsce i nie robi dobrego pierwszego wrażenia. W środku wszystko jest na naprawdę wysokim poziomie. Stoły i kanapy bardzo solidne i nad wyraz wygodne, można się w nich wręcz położyć. Piwnica lokalu jest na tyle dobrze oświetlona i schludna, że nie ma się uczucia
"klitki", czy "bunkra". W restauracji może się pomieścić naprawdę wiele osób i lokal nie świecił dzisiaj pustkami. Przy paru stolikach grano w "scrabble" przy innych siedziały wtulone pary - klimat naprawdę dobry. Obsługa jest bardzo miła i widać, że stara się zauroczyć klienta. Dwie panie, które widziałem, trochę sobie nie radziły z natłokiem osób i z jednym natrętnym panem, ale i tak trzeba powiedzieć, że zachowywały się bardzo profesjonalnie i tak też wyglądały - dobrze ubrane, uśmiechnięte, pozytywnie nastawione do klienta. Na pizzę musieliśmy trochę czekać i zapomniano o zamówionym sosie, ale w tak dobrej atmosferze nie dało się mieć jakichkolwiek pretensji - czas mijał jak szalony. Sama oferta jest spora, ale dominują liczne drinki. Ceny są bardzo pozytywne - tak pizzy jak i deserów lodowych, które zmówiliśmy (rzadko widuje się Banana Split za 11 zł!). Pizza była bardzo smaczna - dużo dodatków, wysoki standard pod względem estetycznym. Brakowało mi trochę jakiegoś narzędzia do przełożenia pizzy z drewnianej podstawki na talerzyki, ale reszty nie mogę się przyczepić. Ciasto w pizzy było jednak trochę za suche i nie przypadło mi aż tak bardzo do gustu, jednak na tle innych restauracji cała pizza wypada wyśmienicie. Ponad 2 godziny spędzone w lokalu wspominam bardzo dobrze i polecam go wszystkim, którzy znajdą się w tej okolicy.
Korzystając z okazji dnia babci poszliśmy całą rodziną do nowo powstałej restauracji Santorini na Pomorzanach skuszeni dobrą opinią tej marki, obecnej w Szczecinie na ulicy Tkackiej. Sam budynek, w którym jest wiele różnych sklepów jest obskurny, ale lokal w środku robi bardzo dobre wrażenie. Wprawdzie brak tam wykwintności czy dużej ilości ozdób, ale urzeka prostota, schludność i bardzo dobry dobór kolorów i dodatków. Dobrze zrobione było również oświetlenie, które dodawało całości splendoru. Przywitał się z nami jedyny obecny kelner i pomógł złączyć ze sobą stoły, żebyśmy mogli wygodnie razem usiąść. Ponieważ celem głównym była pizza zamówiliśmy 3 w całkiem niewielkiej cenie spośród naprawdę sporej ilości do wyboru (zastanawialiśmy się chyba z 10 minut - a dodać trzeba, że pizze to tylko mała część oferty). Minusem był brak większej ilości zwykłej coca-coli, były bowiem tylko wersje light, które nie każdemu odpowiadają. Sam kelner był bardzo grzeczny, elegancko ubrany (nawet rzekłbym bardzo elegancko - prawie na galowo) i w miarę ogarniający całą naszą grupę i jej skomplikowane życzenia. Na pizzę czekaliśmy całkiem długo biorąc pod uwagę to, że byliśmy jedynymi klientami, ale kelner przemyślnie zaproponował, że 3 pizzę dostawi (jeśli oczywiście chcemy) trochę później, żeby była gorąca. Pizza była bardzo dobra, dodatki świeże, ciasto nienaganne. Brakowało mi trochę wyrazistości w smaku, a jedyna ostra pizza (z chili) nie była wcale ostra, ale wcale nam to nie przeszkadzało. Czas spędziliśmy bardzo miło i ze spokojem mogę polecić wizytę w tej pizzerii, tym bardziej, że w okolicy jest to jedyny tak solidny lokal gastronomiczny.
Pracuję z muzyką na co dzień, nigdy jednak nie miałem wielkiej pasji do tańca. Do zajęć w szkole pana Terleckiego namówiła mnie narzeczona, która znalazła interesujący groupon dzięki któremu weszliśmy na zajęcia tańca towarzyskiego dla par. Trafić tam nie jest łatwo a i okolica taka nieprzyjemna. Stara kamienica na ul. Kolumba nie wydaje się kryć w sobie tak ciekawego miejsca. Sam lokal nie jest ultranowoczesny ale bardzo schludny. W przedsionku ustawione są dwie duże kanapy a z boku jest zaimprowizowana lada. Są też dwie malutkie szatnie, gdzie można ubrać się w coś wygodniejszego. Ogólnie trochę ma się wrażenie tymczasowości i trochę nieładu, ale też można się poczuć bardzo swobodnie. To co jednak naprawdę ważne - sala taneczna - jest naprawdę porządne. Dobry parkiet, duże i przede wszystkim czyste lustra, porządek - człowiek przenosi się w zupełnie inne miejsce. Wszyscy są uśmiechnięci, mili - naprawdę dobra atmosfera dla czegoś tak intymnego jak taniec. Najważniejsi są tu jednak instruktorzy i szkoleniowcy - ich referencje, których skrót można poczytać na stronie internetowej naprawdę powalają. Są to profesjonaliści wysokiej klasy, a ceny zajęć z nimi nie przerażają. Oferta jest też naprawdę urozmaicona. Prawie 20 rodzajów zajęć to pokaźna liczba. Zajęcia zaczęły się punktualnie. Prowadził je pan Marcin Terlecki, który jest największym atutem tego kursu. Miły, radosny, pełen pozytywnej energii, wyglądający jak model z plakatu markowych perfum. Jestem naprawdę zachwycony jego profesjonalnym podejściem do zajęć i kulturą osobistą jaką prezentuje. Tak jak głosił opis zajęć było wiele humoru i niesamowitej przyjemności z tańca. Nigdy bym nie powiedział, że parę prostych kroków okraszonych dawką humoru i pozytywnej energii oraz towarzystwem odpowiedniej partnerki (przede wszystkim) może dać tyle przyjemności. To było bardzo dobrze spędzone 85 minut. To z jaką łatwością pan Terlecki uczył nas kolejnych kroków oraz dobra atmosfera sprawiły, że aż chce się więcej i na pewno zostanę na tym kursie na dłużej.
Tym razem na obiad z narzeczoną wybraliśmy się do pizzerii Marco Polo. Bardzo lubię ten lokal i muszę przyznać, że jest lezy w bardzo dogodnym miejscu. Dlatego też, jest tam przeważnie wiele osób. Bardzo kusząca jest również zniżka 30%, z której można skorzystać do godz 15, a nie do 14 jak w wielu lokalach. Daje to możliwość zjedzenia obiadu o normalnej godzinie za naprawdę niską cenę. Normalnie ceny w Marco Polo są w miarę wysokie, ale nie tragiczne, tym bardziej, że po każdej wizycie otrzymuje się jeszcze bony rabatowe, z których umiejętnie korzystając można naprawdę dużo zaoszczędzić. Lokal jest bardzo przytulny - niewielki, ale bardzo dobrze urządzony. Dekoracje są na naprawdę wysokim poziomie. Nie ma tam przypadkowych elementów, a całość wraz z pięknie wymalowaną w weneckie krajobrazy ścianą dają poczucie wyjątkowości miejsca, do którego mogłyby dążyć inne lokale. Naprawdę tylko naśladować! To miejsce spokojnie mogłoby posłużyć za lokal na pierwszą randkę. Schludnie jest również w łazience. Cieszą w niej małe rzeczy - światło, które zapala się samo, czystość, zawsze pełen pojemnik z papierowymi ręcznikami, estetyczne wykończenia. Bardzo pozytywnie zaskakuje obsługa. Ledwo podeszliśmy do stolika kelnerka już przyniosła nam menu. Niedługo czekaliśmy też aż przyjdzie po zamówienie. Zamawianych rzeczy nie zapisywała, lecz notowała w pamięci - ładnie to wygląda. Sama kelnerka była nie tylko grzeczna, ale też schludnie ubrana - wszystko czyste, idealnie wyprasowane. Na pizzę i zapiekankę włoską czekaliśmy pomimo tłumów tylko 15 minut. Pizzę jadałem lepszą, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że mi nie smakowała. Nie brakowało w niej dodatków, nie miała przypalonego ciasta - ogólnie bardzo porządna pizza. Cała wizyta upłynęła nam w bardzo miłej atmosferze. Człowiek po takim miejscu naprawdę dużo bardziej surowo podchodzi do oceny innych lokali. Z czystym sercem polecam!
Pomysł pójścia do kina 5D pojawił się ze strony mojej narzeczonej jakiś czas temu. Oczywiście kiedy pojawił się kupon zniżkowy nie mogłem jej odmówić. 9 zł to nieduże pieniądze, a rozrywka wydawała się całkiem ciekawa. Samo "kino" znajduje się w Centrum Handlowym Turzyn na 1 piętrze. Oszklone szyby pozaklejane są mało estetycznie plakatami "filmów" puszczanych co 20 minut. Same filmy są bardzo krótkie - do 20 minut, a większość ledwo przekracza 10. My poszliśmy na "4:13 do Katowic", który był jedynym obrazem dla dojrzalszych widzów. Reszta to naprawdę infantylne, wtórne i jakby na siłę robione produkcje, co widać bo żenujących trailerach, które można obejrzeć na stronie internetowej kina. Filmów jest mało i gdyby nie "4:13 do Katowic" w ogóle nie byłoby na co pójść. Na wstępie powitał nas pan za ladą - schludnie ubrany, uśmiechnięty. Jak na ekspedienta zachowywał się trochę nonszalancko. Bilet otrzymaliśmy jeden, zamiast dwóch, w dodatku urwany nierówno i z byle jakim miejscem wpisanym na odwrocie, bo jak pan stwierdził możemy sobie siąść gdzie chcemy, bo i tak ludzi będzie tylko dwoje. Weszliśmy z opóźnieniem, a i tak okazało się że nie na tę godzinę co trzeba bo są ponad 20 minutowe opóźnienia. Kompletny brak profesjonalizmu! Samo wejście do jedynej sali - jak do bunkra, albo do łazienki w centrum handlowym. Kolory wszędzie blade, niemiłe dla oka. W samej sali jest mniej niż 30 miejsc. Film okazał się nudny - sensacja to tam była chyba tylko w nazwie. Ot taka historia z namysłem nad samosądem jaki może sprawić ojciec zgwałconej córki jej oprawcy, w dodatku było wiele nieścisłości i niekonsekwencji w fabule. Efekty specjalne, które mają być główną atrakcją nie zachwycają. Sam obraz jest naprawdę ładny - trójwymiar w pełnej krasie. Jednak bańki mydlane i błyski na przedstawianej imprezie śmieszą - nie bawią. Wstrząsy, gdy jedzie się pociągiem, pojawiają się z parosekundowym opóźnieniem. Nawiew na twarz nie dość, że pojawia się w bezsensownych momentach, to jeszcze jedna z dmuchaw miała chyba problemy z łożyskiem bo rzęziła jak trzydziestoletni trabant. Zapach, który miał się pojawiać, był ledwo wyczuwalny i z niczym, co na ekranie się pojawiało, zupełnie się nie kojarzył. Pryskająca w twarz woda, kiedy w bohater zabija nożem oprawcę córki trafiając go prosto w twarz, to już w ogóle przesada. Ogólnie bardzo słabo. Wyszedłem z poczuciem zmarnowanych 20 minut i na pewno nigdy więcej do takiego miejsca się nie wybiorę, chyba że z dziećmi na jedną z tych infantylnych produkcji, które dumnie prezentują się na plakatach przed wejściem (chociaż nie wiem czy nawet w szlachetnym celu dania dzieciom rozrywki dałbym się tam jeszcze zaciągnąć).
O prawdziwych pasztecikach może mówić w Polsce tylko Szczecinianin. Paszteciki to historia mojego dzieciństwa. Zawsze po zakupach na os. Słonecznym szliśmy z mamą spałaszować dwa paszteciki z barszczem. Od kiedy jeżdżę regularnie do centrum moim numerem jeden jest założony na początku lat 70-ych Pasztecik na ul. Wyszyńskiego. Nie jest to może bar idealny, czy fast-food roku, ale smak pasztecików przyciąga do niego jak najsilniejszy magnes. Już z daleka widać szyld w charakterystycznych kolorach, które są nieodłączne również w środku. Niepozorne wejście, jeszcze brzydszy środek. Oprócz małego plastikowego stolika i barowych krzesełek są tam tylko miejsca stojące, cały czas te same od zamierzchłych czasów powstania tego lokalu. Jak dla mnie coś cudownego - człowiek czuje się jakby zatrzymał się w tym miejscu czas. W środku ciasno, szczególnie, gdy jest dużo ludzi, zza lady widać z tyłu kuchnię urządzoną w brzydkie kafelki, a maszyny wyglądają jakby zaraz miały wylądować w muzeum. Wszystko jednak czyste, schludne i zadbane tak, że nie przeszkadza człowiekowi poczucie archaiczności tego miejsca. Pani za ladą uśmiechnięta, grzeczna, schludnie ubrana. Z klientem wita się i żegna miłym słowem, uśmiechem. Czas realizacji jest błyskawiczny dzięki przemyślanym rozwiązaniom - jak podgrzewane miejsce, gdzie czekają już zrobione paszteciki, by nie trzeba było czekać na każdy jeden. Ja wziąłem pasztecika z mięsem, narzeczona - z pieczarkami i serem. Szkoda tylko że nie było pasztecików z kapustą i grzybami. Cena - 2,9 zł to całkiem dużo w porównaniu do konkurencji, ale za taki smak warto zapłacić. Do tego oczywiście nieodłączny barszcz czerwony - robiony z wywaru z buraków - nie z kupowanego koncentratu - i to czuć! Jest coś niesamowicie klimatycznego w możliwości postania z bliską ci osobą nad wysokim stołem i spędzania krótkiej chwili rozmowy na delektowaniu się tym tłustym, a tak przepysznym delikatesem. Paszteciki to jedna z niewielu wyłącznych marek Szczecina. Jak byłem mały dziwiłem się, że np. w takiej stolicy nie mogę kupić swojego ukochanego pasztecika. Te na Wyszyńskiego są zaś pośród wielu - jednymi z najlepszych. Ich smak pozostał mi w ustach jeszcze do teraz.
Rzadko chodzę na zakupy do Biedronki. Nie dlatego, żeby mi coś w niej nie odpowiadało. Najzwyczajniej nie jest mi do niej po drodze. Dzisiaj w oczekiwaniu na autobus postanowiłem zrobić szybkie zakupy właśnie tam. Przy wejściu stały równo ułożone koszyki. Jak dla mnie były trochę za duże. Może dla takich "szybkich" klientów przydałyby się jeszcze jakieś mniejsze - wygodniejsze? W środku pozytywnie zaskakuje czystość. Jak na trochę śniegowo-deszczowy dzień to podłoga lśniła. Przyjemnie było też patrzeć na równo ułożone produkty (jestem pod tym względem pedantem), chociaż trochę przeszkadzało bardzo ciasne ułożenie półek i wąskie przejścia, co przy dużej ilości ludzi zmuszało do przeciskania się między nimi. Ponieważ nie miałem czasu orientować się gdzie co jest, podszedłem od razu do młodej pracownicy, by zapytać o poszukiwany przeze mnie produkt. Sama ekspedientka była ubrana w "mundurek" który pozostawiał trochę do życzenia. Może nie był brudny, ale porządnie podniszczony. Rozumiem, że pracuje ona tutaj fizycznie, ale można by zadbać o lepszy stan tych ubrań. Na moje zapytanie pani przerwała pracę przy układaniu produktów i ku mojemu zdziwieniu nie pokazała mi palcem i nie tłumaczyła co gdzie jest, tylko prawie że za rękę zaprowadziła prosto do produktu. Przyzwyczajony jestem raczej do obsługi Reala czy Tesco, gdzie nie można marzyć, by pracownik podszedł z tobą i pokazał gdzie jest poszukiwana rzecz. Ciężko mi określić w pełni kompetentnie asortyment sklepu. Ceny są bardzo przystępne, ale brakowało mi szerszego wyboru np. herbat czy kaw. Gdy już znalazłem wszystkie potrzebne mi rzeczy poszedłem w kierunku kas. Muszę zaznaczyć, iż nie spodziewałem się takich tłumów o tej godzinie. W pierwszej chwili bałem się, że nie zdążę na autobus. Jednak otwarte wszystkie kasy i bardzo sprawna praca ekspedientek sprawiła, że po minucie stałem już przy kasie. Bardzo zadbana i uśmiechnięta pani przywitała mnie i bardzo sprawnie nabiła wszystko na kasę. Widząc, że mam przy sobie jeszcze dwie torby pomogła nawet zapakować rzeczy do reklamówki, o którą szkoda, że nie zapytała czy potrzebuję, bo przypomniałem sobie o tym na tyle późno że musiała ją oddzielnie nabić. Całość zakupów trwała niecałe 10 minut co mogę spokojnie przypisać nie tylko swoim umiejętnościom ale też bardzo sprawnej obsłudze sklepu. Na pewno dzisiejsze pozytywne wrażenie zostanie mi na dłużej i kto wie, może w przyszłości właśnie tutaj, w oczekiwaniu na autobus, będę robić te mniejsze zakupy.
Nie mam zbyt dużych wymagań co do usług fryzjerskich i nie chodzę do fryzjera zbyt często ale tak wielu fryzjerów wyznaje jakąś dziwną "nowomodę", że trudno mi znaleźć miejsce, gdzie zostanę obcięty tak, że wychodzę po prostu usatysfakcjonowany. Poza tym przyzwyczajam się do miejsca które raz mi przypadnie do gustu. Tak jest właśnie z małym salonem fryzjerskim w Szczecinie-Dąbiu. Sam salon nie powala na kolana - mały, ciemny, niepozorny. Sprzęt mimo iż zadbany i nowy nie daje poczucia ekstrawagancji i polotu. Po prostu fryzjer. Oczywiście jest tu bardzo czysto i nie można się doczepić do porządku jaki stale panuje przy miejscu pracy. Siła tego miejsca tkwi jednak bardziej w pracujących tam paniach. Miłe, skromnie ale schludnie ubrane, rozmowne, bardzo sympatyczne, zawsze uśmiechnięte. Nawet na powitanie i pożegnanie odpowiadają uroczym chórkiem. Na fryzjerstwie się nie znam, ale ja jestem z samej usługi bardzo zadowolony. Przede wszystkim czas. Nie ma tam wielkich kolejek a klienci są obsługiwani bardzo sprawnie. Włosy aż fruwają od tempa pracy i nie ma tam nic z lekceważącego podejścia do "zwykłego podcięcia", które charakteryzuje wypicowane panienki w polecanych, wielkich salonach. Jest tu też bardzo tanio. Kiedy w centrum za podcięcie zapłaciłem 25 zł zacząłem doceniać, że tutaj płacę zaledwie 15 zł. Wychodząc po prostu czuję, że zostałem dobrze obsłużony, że nie jestem tam anonimowym, kolejnym klientem z którego trzeba zedrzeć kasę. Pani, która mnie obcinała z nieudawaną troską wsłuchiwała się w moje uwagi i poprawiała co trzeba z cierpliwością. Doradziła w kwestii pielęgnacji, podsunęła parę dobrych rad. Całość zrobiona delikatnie i z wyczuciem. Ja na pewno będę tam wracał. Moim włosom do szczęścia więcej nie trzeba.
Ponieważ ta pizzeria znajduje się najbliżej mojej uczelni często tam bywam - prawie co tydzień. Tym razem byłem tam ze swoją dziewczyną. Na zewnątrz czuć zapach pizzy, który zachęca do wejścia. Wrażenie psuje trochę obskurne otoczenie - porozrzucane liście, walające się śmieci. Sytuacji nie ratują plastikowe wejściowe drzwi, które wydają się po prostu tandetne. Całe szczęście o dobre pierwsze wrażenie dbają pracownicy. Wszyscy nie zajęci obecnie pracą stoją za ladą i czekają z uśmiechem na klientów zawsze uprzedzając ich serdecznym "dzień dobry" czy co tam pora dnia nakazuje. W lokalu nie ma zwyczaju wskazywania miejsca, więc poszliśmy do wybranego przez siebie stolika. Mimo iż jest to niewielki lokal to jest dobrze zagospodarowany. Spokojnie można by przyjąć i obsłużyć w nim 50 osób.Jest też ładnie udekorowany - w takim włoskim, z akcentami morskimi, klimacie. Cieszą małe drobiazgi - poustawiane na oknach ozdobne skrzyneczki z butelką wina, miniatura wozu, "pamiątki" znad morza. Na środku ściany jest duży ekran na którym albo lecą jakieś teledyski, albo, o tej porze, jest tam animacja akwarium, która uspakaja w tym popołudniowym czasie. Zanim zdążyłem zdjąć płaszcz już mieliśmy podane menu - od niedawna w nowej szacie graficznej i ze sporą liczbą nowych artykułów - szczególnie napojów (czekolad, kaw itp.). Podoba mi się również dbałość o czystość w lokalu i ogólne wrażenie porządku. Kelnerka czekająca na nasze zamówienie do razu wypatrzyła kiedy zamknąłem menu i przyszła odebrać zamówienie. Zamówiliśmy pizzę gigant i napoje, co nie wyniosło nas zbyt drogo, gdyż o tej porze jest w pizzerii rabat na pizzę. Na szczęście pani nie pytała o numerki w karcie menu i mogłem spokojnie podać nazwy i nie szukać jakie mają numery, co mnie zawsze bardzo irytuje. Pani kelnerce zajęło chwilę zrozumienie pytania o promocję z muffinami, która była reklamowana na zewnątrz ale to tylko drobny szczegół. Czekając odwiedziłem łazienkę, która jest mała, ale bardzo zadbana. W tle leciała spokojna muzyka włoska, która nie karała moich uszu ciągle eksploatowanym przez takie lokale radiowym dudnieniem. Na pizzę czekaliśmy niedługo i była całkiem smaczna, ale już któryś raz z kolei zauważyłem, że jest za mocno przypieczona. Ciasto w pizzy to podstawa i nie mogę nie zauważyć, że to spory brak profesjonalizmu - pozwolić pizzy by tak się spiekła, że brzegi są wręcz czarne. Zmusiło mnie to do odkrajania brzegów tak, by mój delikatny żołądek nie musiał potem tego odchorowywać. Oddać jednak muszę, że dodatki do pizzy są bardzo, ale to bardzo obficie obecne. Jak pizza z mięsem, to z mięsem, a nie drobno pokrojonym "mięskiem". Warzywa też widać były świeże, bo czuć było dobrze mi znany aromat, towarzyszący tylko dobrym składnikom. Gdy porządnie się najedliśmy korzystając z ładnych talerzyków w kształcie trójkątnego kawałka pizzy i czystych sztućców (to nie jest wcale oczywiste!) otrzymaliśmy rachunek w ładnym etui i zostaliśmy grzecznie spytani czy nam smakowało. Ogólnie obsługa na naprawdę wysokim poziomie - młoda pani, uśmiechnięta, elegancko ubrana, pozytywnie nastawiona - tak powinno być wszędzie. Wyszliśmy po godzinie bardzo zadowoleni, chociaż cały czas miałem żal o te spieczone ciasto - no ale o pizzę idealną nie jest tak łatwo.
Przygodę z Telekomunikacją Polską zakończyliśmy 6 lat temu próbując innych dostawców usług telekomunikacyjnych. Były to po drodze: Tele2, netia, a na końcu prywatny dostawca "osiedlowy". W końcu jak marnotrawni synowie postanowiliśmy wrócić do Telekomunikacji Polskiej. Wpłynęły na to: słaby kontakt z poprzednim dostawcą i bardzo konkurencyjne ceny w Telekomunikacji Polskiej. Najpierw pojechałem z ojcem 20 grudnia do punktu Orange, gdzie swoje usługi sprzedaje także TP. Mój rodzic nie uznaje czytania informacji suchych (czytaj: na internecie) i wolał posłuchać co mu mają do zaoferowania. Miejsce bardzo schludne, przestrzeń niewielka, ale bardzo dobrze zagospodarowana. Ekspedienci mili, elegancko ubrani. Konsultantka miała bardzo dużo materiałów promocyjnych, którymi chętnie się dzieliła. Spokojnie przez 15 minut tłumaczyła wszelkie niuanse licznych promocji proponowanych przez TP. Nie orientowała się w 100% w ofercie, ale braki wiedzy uzupełniała na bieżąco w dokumentach, które miała na komputerze. Wszystko bardzo profesjonalne. Poczułem, że to już nie ta sama firma co 6 la temu. Wyszliśmy podpisawszy umowę na 2 lata na internet i telefon - wszystko za 109 zł z wydzierżawionym nowym liveboxem w cenie. Oferta obejmowała telefon na stacjonarne za darmo (na komórki 30 gr za minutę - też pozytywne zaskoczenie), internet o prędkości 10 Mbit/s - więcej niż oferował jakikolwiek inny dostawca usług telekomunikacyjnych (do tej pory 8 Mbit/s na moich przedmieściach to była maksymalna prędkość). Pani umówiła nam pracowników na 27 grudnia (tuż po świętach!), by sprawdzili łącze. Panowi przybyli o umówionej godzinie i dosłownie parę minut pomajstrowali i wszystko było gotowe. Po godzinie mój internet pięknie działał (łącze rzeczywiście ma prędkość 10 Mbit/s) a telefon uruchomił się zgodnie z zapowiedzią po paru kolejnych godzinach. Panowie byli bardzo profesjonalnie ubrani, grzeczni i fachowi (nawet wchodząc do domu buty o wycieraczkę dokładnie wytarli żeby nie nabrudzić). Sama instalacja liveboxa jest banalnie prosta i nie przysporzyła nawet mojemu rodzicowi większych problemów. Miłym zaskoczeniem była możliwość podłączenia normalnego telefonu do sieci VoIP co zaoszczędziło nam kosztu kupna specjalnego aparatu. Do teraz wszystko działa bez żadnych przerw i usterek (reset działania neostrady po 24h był zmorą użytkowania internetu na moim osiedlu 6 lat temu). Ogólnie bardzo duże zaskoczenie. To co było koniecznością parę lat temu (nikt nie dostarczał internetu o zadowalającej mnie prędkości na moim osiedlu oprócz TP) teraz stało się przyjemnością - i to za niewielkie pieniądze.
Z serwisu aukcyjnego allegro korzystam już parę lat (od kiedy mogę - od 18 roku życia). Po dzisiejszym kupnie części do samochodu stwierdziłem, że muszę opisać parę pozytywnych zmian, które wpływają bardzo pozytywnie na moją ocenę tego serwisu. Pozytywnie zaskakuje ilość rzeczy, które można kupić na Allegro. Kiedy zepsuły mi się zaciski na hamulcach w moim starym Seacie nie wierzyłem, że znajdę coś przydatnego na allegro. Okazało się że jest tam ponad 40 interesujących mnie aukcji! W ten sposób niewielkim kosztem mogę wymienić uszkodzoną część. Dzięki płacę z Allegro przesyłki docierają teraz do mnie o wiele szybciej. Nie muszę się martwić kiedy pieniądze wpłyną na konto sprzedającego, wszystko zależy tu ode mnie. System sam zapamiętuje jak dokonywałem ostatniej wpłaty co oszczędza mi czasu poszukiwania mojego banki pośród licznych ikonek. Nie muszę nawet wpisywać swoich danych adresowych. Wybieram już spośród raz wprowadzonych. Rzeczy małe, ale ile czasu oszczędza się w przypadku kupowania wielu rzeczy. Bardzo dobrze zrealizowany jest system wspólnego płacenia za parę kupionych rzeczy. System sam widzi co kupiłem i pozwala wybrać kilka rzeczy, bym mógł zapłacić za nie wspólnie. Najczęściej przy wyborze wysyłki za pomocą kuriera zakupiona rzecz jest u mnie w domu po 1-3 dniach. Nie lubię chodzić za jedną rzeczą na zakupy i bardzo mnie cieszy możliwość odebrania zakupu we własnym domu. Dla mnie to ogromna oszczędność czasu. Tym bardziej, że produkty są o wiele tańsze od tych w normalnym sklepie. Czasami niweluje to koszt wysyłki ale najczęściej i tak jestem do przodu o te parę złoty. Bardzo podoba mi się nowy układ treści. Trochę czasu zajęło mi przyzwyczajenie się, ale doceniam, że nie muszę np. otwierać nowego okna by zapoznać się z komentarzami tylko mogę obejrzeć ładne zestawienie w "chmurce". Szukanie potrzebnych produktów jest dla mnie teraz możliwe nawet w czasie jazdy autobusem dzięki aplikacji na androida. A o moje bezpieczeństwo w transakcji dba Program Ochrony Kupujących - czego chcieć więcej!
Moją negatywną przygodę chciałbym zacząć od pozytywów. Codziennie dojeżdżając na studia widzę zmiany jakie ZDiTM stara się wprowadzać na lepsze - "nowe" autobusy, milsi kierowcy, system moBilet itd. Ostatnia przygoda jednak nastawiła mnie bardzo negatywnie do naszej miejskiej komunikacji. Coraz częściej nasze miasto nie radzi sobie z korkami na Prawobrzeżu. Modernizacja ul. Struga powoduje całkowite zakorkowanie tej części miasto około godziny 16.00. Parę dni wcześniej odległość 7 km z Basenu Górniczego autobus pokonał w godzinę i piętnaście minut. Tego dnia jadąc linią 77 na Bukowe trafiłem szczęśliwie na spóźniony o pół godziny autobus i jadący tuż za nim drugi autobus tej samej linii. Wracając myślałem, że dzięki zajezdni na Słonecznym i mądrej polityce logistycznej autobusy nie będą jeździć jeden za drugim. Jakże się myliłem! Na przystanek na os. Bukowym przyszedłem o 18.55. O godzinie 19.30 zmarznięty zadzwoniłem na dyspozytornię. Odebrał jakiś pan, nie przedstawiając się, tylko znudzonym głosem pytający" tak?". Podałem powód mojego telefonu i zapytałem kiedy mogę oczekiwać spóźnionego autobusu. Starałem się być w miarę uprzejmy, ale bardzo zirytował mnie pretensjonalny głos po drugiej stronie, który twierdził, że są korki w mieście więc autobusy tak już jeżdżą i nic się na to nie da poradzić. Oczywiście nie wiedział kiedy autobus będzie i nie okazywał najmniejszej chęci zbadania tej sprawy. Po zakończeniu rozmowy czekałem jeszcze do 19.45 kiedy przyjechał autobus. Najpierw jeden, potem niedługo następny, a po drodze widziałem jeszcze spóźniony trzeci. Pocieszające, że był to "nowy" Solaris z porządną klimatyzacją, więc mogłem chociaż w cieple przebyć podróż, aczkolwiek autobus był w stanie tragicznym - brudny, duszny i śmierdzący. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, by w XXI wieku nie było logistycznego rozwiązania dla takiej sytuacji i żeby obsługa infolinii w dyspozytorni była tak nieuprzejma.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.