Nadszedł czas na oddanie rozliczonych już od dawna PIT-ów. Gotowe były już od 1.5 miesiąca, ale nigdy nie było po drodze. Tym razem wybrałem się tam specjalnie. Po przyjeździe pod Urząd Skarbowy, okazało się, że na parkingu nie było wolnych miejsc. Parking, jak na tak dużą placówkę był wyjątkowo mały. Musiałem się udać w poszukiwaniu wolnych miejsc w okoliczne uliczki, a i tam z miejscami było ciężko. Gdy w końcu znalazłem, udałem się już dalej na pieszo. Po podejściu pod placówkę, najbliższe otoczenie budynku było utrzymane w najlepszym porządku. Budynek jest wyremontowany i widać, że nie szczędzili środków, tym bardziej, że Urząd został przeniesiony z centrum miasta 2 lata temu. Po wejściu głównym wejściem nastąpiło zderzenie ze ścianą ochrony, która zapytała w jakim celu tu przybyłem. Odpowiedziałem, że przyszedłem oddać PIT-y, i zostałem zawrócony do kolejnego wejścia. Wejście zarówno główne jaki te drugie, były duże i przeszklone. Szyby w nich bardzo czyste. Nad wejściem duży szyld z informacją „Urząd Skarbowy w Opolu”. Po wejściu do środka podłogi były wyłożone kafelkami, które były utrzymane w należytym porządku. Udałem się dalej po kilku schodkach w górę i stanąłem przed wejściem na salę obsługi klienta. Na sali podłoga wyłożona była linoleum, na których można było spotkać czarne rysy po butach. Wnętrze sali wykonane było ładnie i w miarę nowocześnie. Stanowiska obsługi były wyposażone w jasne blaty, które komponowały się z kolorystyką podłogi. Ludzi na sali nie było zbyt dużo, a poszczególne stanowiska nie były precyzyjnie opisane, więc podszedłem do najbliższego. Okazało się, że podszedłem do stanowiska, w którym się oddaje rozliczenia roczne. Pani mnie przywitała, która była ubrana w stylowy żakiet z subtelnym makijażem. Odebrała ode mnie oryginał i kopię rozliczenia i przeglądnęła każdą stronę w celu sprawdzenia, czy nie brakuje np. podpisów. Po sprawdzeniu podbiła pieczątki na obu rozliczeniach, przyjęto, dnia itd. Wręczyła mi kopię i poinformowała, że to wszystko. Podziękowałem więc serdecznie i pożegnaliśmy się z uśmiechem. Niestety żaden z pracowników nie posiadał identyfikatorów, a szkoda.
Podjechałem wspólnie z żoną samochodem do Biedronki, gdyż była już dość późna godzina, a nie mieliśmy nic na obiad. Wymyśliliśmy, że na obiad zakupimy sobie pierogi ruskie producenta „Swojska Chata”. Niestety parking do czystych nie należał, były na nim papierki, niedopałki i torebki foliowe. Szyby były w miarę czyste, a po wejściu do sklepu tuż przed kołowrotkami brakowało plastikowych koszyków na podręczne zakupy. Taki właśnie był mi potrzebny, więc musiałem się udać na poszukiwanie pierogów bez koszyka. Po wejściu przechodząc obok owoców, postanowiłem zakupić jeszcze jabłka i gruszki. Stoisko to akurat było świetnie uporządkowane, z dostępnymi woreczkami foliowymi. Wszystko wyglądało na świeże i niczego nie brakowało. Idąc dalej, doszedłem do chłodni, w której powinny być właśnie pierogi. Pierogi owszem były, ale tylko z mięsem. Zapytałem więc pracownika o pierogi ruskie. Pani podeszła ze mną do tego miejsca i całkiem z tyłu zaczęła wyciągać wszystkie pierogi. I tam właśnie były pierogi ruskie, a także pierogi z kapustą i grzybami. Po zaopatrzeniu się w dwie paczki pierogów ruskich zacząłem szukać ceny pod pierogami. Tego dnia próżno było szukać cen pierogów, nie było żadnej. Mając więc już pierogi i owoce, trzymając wszystko w ręku, przez co swoboda poruszania była już utrudniona. Udałem się jeszcze na stoisko z kaszkami dla dzieci, ale poszukiwanej kaszki także nie było. Wybór tego akurat asortymentu nie jest szeroki. Po drodze minąłem jeszcze dwie alejki, które niestety były brudne, plamy po wylanych płynach. Przy nabiale, przed lodówką było również coś wylane, a na tym położone zwykłe papierowe ręczniki. Chyba dosyć duże niedopatrzenie personelu, a było go dużo. Co prawda byli zajęci wykładaniem towaru na półki, ale powinni czuwać nad czystością sklepu, a tego dziś zabrakło. Po podejściu do kasy i oswobodzeniu się z zakupionego towaru, powitała mnie pani Sylwia słowami dzień dobry, spoglądając na mnie. Następnie zabrała się do skanowania produktów, co uczyniła szybko i sprawnie. Podała wyraźnie kwotę do zapłaty i okazało się w końcu, w jakiej cenie były pierogi. Szybko wydała resztę do ręki, podziękowała i zaprosiła ponownie. Nadmienić muszę, że wszyscy pracownicy byli ubrani zgodnie z obowiązującymi strojami w Biedronce i posiadali widoczne identyfikatory.
Wychodząc do CH „Karolinka” przypomniałem sobie, że mam już czekające od paru tygodni dwie pary spodni do czyszczenia. W związku z tym, że tam właśnie jest punkt pralniczy „5 a Sec”, to zabrałem ze sobą powyższe dwie pary spodni. Punkt znajduje się w holu Centrum Handlowego, ludzi akurat nie było, więc przed wejściem do hipermarketu Real podszedłem do pani, która okazała się kierowniczką pralni. W pralni panował wszędzie ład i porządek, podłogi czyste, a cała odzież była rozwieszona na wieszakach i dokładnie opisana. Była jedyną pracownicą dzisiaj obsługującą to stanowisko. Przywitała mnie, a ja przekazałem informację, że mam do czyszczenia dwie pary spodni. Rozpakowała z reklamówki spodnie i każdą parę z osobna dokładnie sprawdziła w poszukiwaniu plam oraz ewentualnych dziur, czy zaciągnięć. Ponadto sprawdzała metki, czy oby spodnie nadają się do czyszczenia chemicznego. W jednej parze spodni znalazła małą dziurkę, więc zapisała sobie powyższy ubytek, aby w razie odbioru nie mieć do nich pretensji o zniszczenie spodni. Po dokładnym zapoznaniu się ze spodniami, ometkowała spodnie i podała cenę do zapłaty. Podałem kartę City Handlowy i okazało się, że posiadacze takiej karty mają dodatkowo zniżkę na wszystkie usługi w tym punkcie w wysokości 10%. W sumie kierowniczka punktu, która ubrana była w biały wyprasowany fartuch skasowała mnie za dwie pary spodni 41,38 zł. Przyznać trzeba, iż do całej sytuacji podeszła bardzo fachowo i rozsądnie. Przy odbiorze, zapytałem panią czy plamy ze spodni zeszły? W odpowiedzi usłyszałem, iż zeszły bo w przeciwnym razie byłaby adnotacja o takim fakcie. Całość spodni była powieszona na drucianych wieszakach i zapakowana dodatkowo w folię firmową „5 a Sec”. Podziękowałem więc serdecznie za usługę. Zostałem pożegnany i zaproszony ponownie do następnej wizyty.
Tym razem na większe zakupy udałem się do hipermarketu Real, mieszczącego się w CH „Karolinka”. Przyznać muszę, że tego dnia wiaty na wózki do zakupów znajdujące się na parkingu Centrum Handlowego były super czyste. Wyglądały, jakby ktoś je sprzątał dosłownie przed chwilą. Po wejściu do sklepu, okazało się, że ten stan jest również utrzymany na sali sprzedaży. Wszędzie czysto, schludnie, ład i porządek. Tylko w dwóch alejkach były widoczne palety z towarem, z których produkty były wykładane na półki. Ponadto nie przeszkadzały one w poruszaniu się po sklepie i nie utrudniały dostępu do produktów, do których wszędzie był swobodny dostęp. Jednak w pierwszej głównej alejce, zaraz po wejściu do sklepu można napotkać na produkty…, no właśnie nie wiem, czy przed czwartkową promocją czy po poprzedniej promocji. Były wystawione pod szyldem „WielkaNoc-Niskie ceny”. Natomiast właśnie tych cen brakowało pod każdym z produktów, no chyba, że to forma prezentów na „Zajączka”, ale nie śmiałem zapytać. Jak zwykle pozostałe artykuły promocyjne dostępne w sklepie były doskonale wyeksponowane i opisane. Udałem się jeszcze na stoisko z warzywami i owocami, które chyba zawsze może być przykładem dla pozostałych stoisk. Tego dnia jednak każde stoisko zasługiwało na pochwałę. Po włożeniu całości zakupów do wózka, udałem się więc do kasy. Kas czynnych było sporo, a ludzi w nich po kilka osób. Większość kasjerów ubrana była w nowe firmowe koszulki, z logo „Euro 2012”. Każdy z kasjerów posiadał identyfikator. Po nadejściu mojej kolejki zostałem przywitany słowami dzień dobry, po czym kasjerka szybko i sprawnie naliczyła mi kwotę do zapłaty. Wyszło trochę dużo, bo grubo ponad 200 zł, no ale cóż trzeba płacić. Po zakończeniu płacenia kartą za wystawiony rachunek, zostałem również pożegnany. Zapakowałem wszystko do siatek i udałem się w podróż powrotną do domu.
Udałem się na większe zakupy, a w Rossmannie można spotkać też ciekawe produkty w dobrych cenach, więc wszedłem. Placówka jak zawsze widoczna z daleka, dobrze oznaczona, a szyby sklepowe nad wyraz czyste. Na nich godziny otwarcia, informacje o możliwości płacenia kartą i aktualnie oferowane produkty. Po wejściu do sklepu już na dzień dobry zostałem powitany. Przy drzwiach wejściowych dostępne plastikowe koszyki na zakupy, których było sporo. Po udaniu się zgodnie kierunkiem poruszania się, na podłodze leżały dwie większe wykładziny, które służyły do oczyszczenia obuwia podczas kiepskiej pogody. Sklep świetnie prosperujący, wszędzie czysto, podłogi lśniące, promocje doskonale opisane i widać je wyraźnie. Asortyment doskonale rozmieszczony, do wszystkiego był swobodny dostęp. Wszędzie panował ład i porządek. Oświetlenie sklepu dodatkowo daje smaczek nowoczesności. Ekspedientki sklepu ubrane w białe fartuchy, wszystkie z identyfikatorami. Głównie przybyłem tu po papier toaletowy i obiadki, a także deserki dla mojej 8 miesięcznej córki. Oczywiście nie rozczarowałem się, gdyż część produktów żywnościowych dla dzieci była w cenie promocyjnej tzn. Gerber w cenie 4,69 zł za 190 g. oraz BabyDream w cenie 3,59 zł za 190g. Udałem się więc z przepełnionym koszykiem, który musiałem trzymać dwiema rękoma do kasy. Tam siedziała kasjerka Anita, ubrana tak jak wszystkie pracownice sklepu w biały fartuch z czerwonym wykończeniem. Po podejściu zostałem miło przywitany i kasjerka szybko zaczęła skanować zakupione produkty. Każdy produkt przeze mnie zakupiony został zapakowany przez kasjerkę do reklamówek foliowych firmy Rossmann. W związku z tym, że wydałem ponad 100 zł, kasjerka Anita dodatkowo w formie bonusa zapakowała mi również mały dezodorant Axe Exicite za 1 grosz. Podano wyraźnie kwotę do zapłaty, a ja podałem kartę płatniczą. Podczas realizacji transakcji zaproponowano mi w cenie promocyjnej szampony, znajdujące się tuż przy kasie. Delikatnie podziękowałem, a pani na koniec mnie pożegnała i zaprosiła ponownie.
Byłem na spacerze z moją córką i przechodziłem obok drogerii Astor, więc postanowiłem wstąpić. Przed samym sklepem było czysto, szyby i drzwi wejściowe lśniące. Na drzwiach wejściowych widniały godziny otwarcia, a na oknach prezentowane były aktualne oferty specjalne drogerii Astor. Po wejściu do sklepu, pomimo przechodzenia obok dwóch pracownic sklepu, nikt mnie nie przywitał. Podłogi w sklepie były czyste, a w całym sklepie generalnie panował ład i porządek. Jest to bardzo mała placówka, więc poruszanie po się po sklepie jest nieco utrudnione, zwłaszcza dla mnie gdyż byłem z wózkiem. Będąc tylko z wózkiem, nie potrafiłem zakręcić do drugiej alejki. Dobrze, że nie było więcej klientów, gdyż byłby problem z minięciem się. Asortymentu całe mnóstwo, który upchnięty jest w każdą wolną szczelinę na regałach. Mnogość asortymentu na tak małej powierzchni powoduje, że człowiek ma problem z wyborem dobrego produktu. Duża część asortymentu nie mieszcząca się na półkach, stoi na podłodze tuż przy regałach. Stanowi to dodatkową trudność w poruszaniu się po sklepie. Natomiast przyznać trzeba, że często można to spotkać się bardzo dobrymi promocjami, które są dobrze wyeksponowane. Wybrałem więc dla żony balsam do ciała w super cenie 11,99 zł w 250 ml butelce firmy Dove. Udałem się więc do kasy. Po podejściu do kasy ponownie powiedziałem dzień dobry, a kasjerka miała problem z odpowiednią reakcją. Ubrana była w prywatne rzeczy, bez identyfikatora, tak jak druga z pracownic. Po szybkim zeskanowaniu dwóch produktów podała kwotę do zapłaty i zapakowała je w darmową reklamówkę foliową Astor. Po wszystkim się pożegnałem słowami dziękuje i do widzenia, a w odpowiedzi usłyszałem to samo.
Musiałem się wybrać do pobliskiego Eko, jedynego sklepu w okolicy w celu wymiany pustych butelek piwa na pełne. Barek był już pusty, a pić się będzie chciało, zwłaszcza podczas dzisiejszego meczu Ligi Mistrzów. Najbliższa okolica sklepu był w miarę czysta. Szyby czyste ale jedynie w drzwiach wejściowych. Pozostałe pozostawiają wiele do życzenia. Na drzwiach wejściowych, oprócz godzin otwarcia został wywieszony duży żółty papier, na którym widniały specjalne oferty i zniżki na konkretne produkty. Po wejściu do sklepu, od ostatniego razu zmieniło się jedynie tyle, że została umyta podłoga. Co z tego, skoro w całym sklepie można było znaleźć sporo papierków, czy potarganych kartoników. W niektórych miejscach, podłoga i tak była niedomyta. Zaraz na początku sklepu stoisko z warzywami i owocami, które w tym wypadku zasługiwało na pochwałę. Wszystko uporządkowane, a wszystkie produkty wyglądały na świeże. Woreczków foliowych było pod dostatkiem. Zakupiłem więc parę gruszek i udałem się do stoiska z napojami i piwem. Puste butelki zostawiłem w kasie. Umożliwiła mi to kasjerka, abym nie chodził po sklepie z butelkami. Po dojściu na miejsce okazało się, że moje ulubione piwo Żywiec jest w promocji po 2,89 zł za butelkę 0,5 l. Zapakowałem więc parę butelek i dodatkowo do siatki zapakowałem jeszcze piwo Namysłów niepasteryzowane, które ma bardzo krótki termin przydatności do picia. Przyznać muszę, że jest wyborne więc zawsze biorę tylko jedno, gdyż termin zdatności do picia jest krótki. Po wszystkim udałem się do kasy, a tam czekała już na mnie kasjerka Ewelina, gdyż ludzi było mało. Ta pani zawsze kiedy jestem w tym sklepie, tryska energią i dobrym humorem. Zawsze uśmiechnięta, co sprawia, że zakupy w tym sklepie są przyjemniejsze. Powitała mnie już wcześniej, gdy oddawałem butelki, więc od razu przystąpiła do kasowania. Podliczyła i podała wyraźnie kwotę do zapłaty. Szybko zapłaciłem i jeszcze zamieniłem z kasjerką parę zdań na temat kończącej się promocji z nożami, gdyż tychże noży brakuje, a ja mam jeszcze nie wymienione punkty. Po wszystkim podziękowałem i pożegnaliśmy się. Wszyscy pracownicy ubrani byli w standardowe stroje, które obowiązują w sklepach Eko.
Na stację wstąpiłem podczas powrotu do domu. W związku z tym, że w większości przypadków korzystam właśnie z tej stacji, a paliwa coraz mniej to skorzystałem z niej. Tankujących klientów sporo nie było, ale systematycznie pod dystrybutory podjeżdżały kolejno samochody. Ja również nie musiałem czekać i od razu podjechałem pod dystrybutor z gazem. Jest tylko jeden, więc musiałem wyjść z samochodu i zadzwonić dzwonkiem w celu sprowadzenia personelu, gdyż w Polsce gazu samodzielnie tankować nie można. Szkoda, bo czas wizyty byłby krótszy, a obsługa była przy kasie, a tak zdarzają się kolejki w kasie podczas tankowania gazu. Najbliższe otoczenie stacji utrzymane zawsze wzorowo, tak było i tym razem. Po chwili oczekiwania wyszedł do mnie pracownik stacji, na identyfikatorze napisane miał „Praktykant”. Ubrany w ciepłą kurtkę i odblaskową kamizelkę. Powitał mnie podchodząc do mnie i zapytał za ile tankujemy? Odpowiedziałem do pełna i operacja tankowanie rozpoczęta. Na stacji w pobliżu koszy na śmieci dostępne foliowe rękawiczki. Po zakończeniu tankowania pan powiedział proszę, a ja podziękowałem i udałem się w stronę kasy. Przed wejściem do środka, na zewnątrz stacji wystawione produkty w ofercie specjalnej. W większości są to płyny do spryskiwaczy oraz węgiel drzewny do grilla. Po wejściu do środka wszędzie panował ład i porządek. Do całości asortymentu był swobodny dostęp. Gdy podszedłem do kasy, to w międzyczasie powrócił pan z wojaży tankownia gazu i poprosił mnie do swojej kasy. Zapytał o fakturę czy paragon. Podałem kartę płatniczą i kartę na punkty Payback. Szybko mnie skasował, podał kwotę do zapłaty i poprosił o potwierdzenie transakcji kodem PIN. Na zakończenie podał sumę punktów Payback znajdujących się na mojej karcie i życzliwie mnie pożegnał.
Udałem się do najbliższego sklepu osiedlowego, którym jest EKO w celu nabycia produktów potrzebnych na niedzielny rosół. Niestety pomimo szczerych chęci, tak po sąsiedzku nie mogę o tym sklepie za dużo dobrego powiedzieć. Już przed wejściem do sklepu, jego najbliższe otoczenie pozostawia wiele do życzenia. Różnego rodzaju śmieci, niedopałki, a kosz na śmieci chyba jeszcze przedwojenny. Szyby w sklepie nawet powiedziałbym były wręcz bardzo brudne. Mnóstwo pozostałości kleju, czy taśmy klejącej po ogłoszeniach czy plakatach. Do tego wszędzie były opalcowane. Na drzwiach sklepowych widnieją godziny otwarcia. Sklep jest bardzo mały, więc zaopatrzymy się tu tylko w najbardziej potrzebne produkty do codziennej egzystencji. Po wejściu do sklepu podłogi w większości sklepu były w opłakanym stanie. Brudne, wszędzie plamy, pozostałości po różnych produktach. Mam wrażenie jakby sprzątali tu tylko raz na tydzień. Chyba kierownictwu sklepu nie zależy na dobrym wizerunku, a że to jedyny sklep w okolicy, to ludzie tu zawsze przyjdą i dlatego nie przywiązują większej wagi do czystości sali sprzedaży. Atutem tego sklepu są alejki, w których towar jest należycie uporządkowany i do wszystkiego jest swobodny dostęp. Na warzywach i owocach dostępne woreczki foliowe. Po zrobieniu zakupów udałem się więc do kasy. Kas tylko dwie, w większości czynna tylko jedna, ale przy napływie klientów reakcja jest natychmiastowa i otwierana jest druga. To rzeczywiście jeden z niewielu atutów tego sklepu. Kolejnym atutem, chyba już ostatnim jest obsługa sklepu, czyli personel. Zawsze uśmiechnięty, miły i pomocny. Dopiero od niedawna personel został zaopatrzony w identyfikatory z imieniem, chociaż nowe uniformy są już od dość dawna. Kasjerka Gosia ubrana w kremową koszulkę i zielony fartuszek, właśnie otwierała drugą kasę, do której się udałem. Przywitała mnie, sprawnie skasowała wszystkie produkty i podała kwotę do zapłaty. Wydała resztę i dodatkowo przekazała mi jeden punkt Eko do programu lojalnościowego, w którym po zebraniu odpowiedniej ilości pkt. można nabyć różnego rodzaju noże. Jeden pkt Eko to zakupy na kwotę 15 zł. Na koniec z uśmiechem mnie pożegnała.
Wybrałem się do Makro w poszukiwaniu prezentu urodzinowego dla znajomego. Po przyjechaniu na parking okazało się, że ludzi w sklepie będzie sporo. Parking bardzo duży, za to w większości zadaszony. Na parkingu dostępne wózki na zakupy, a przy nich kosze na śmieci. Zarówno parking, jak i strefa wejścia do sklepu były czyste. Szyby sklepowe utrzymane w należytym porządku. Po wejściu do przedsionka, można zauważyć na plastikowych plandekach oferty specjalne w aktualnej sprzedaży. Po wejściu na salę sprzedaży, najpierw trzeba przeskanować kartę aby dostać się dalej. Hala sklepowa ogromna, największa tego typu w Opolu. Podłogi betonowe, ale za to utrzymane na wysokim poziomie. Tylko na stoisku z piwem znalazłem rozbitą butelkę, która leżała tam już od jakiegoś czasu. Asortymentu całe mnóstwo, można się tu zaopatrzyć w prawie wszystko. Ceny jak na taki rodzaj sklepu, uważam że są zbyt wysokie. Niejednokrotnie w różne artykuły spożywcze czy przemysłowe można się zaopatrzyć taniej w niewielkich supermarketach. Towar poukładany na bardzo wysokich metalowych regałach. Produkty z oferty specjalnej znajdują się przeważnie w metalowych koszach, wzdłuż głównych alejek. Pomimo mnogości asortymentu, wszystko uporządkowane, opisane, do wszystkich artykułów jest swobodny dostęp. Alejki szerokie, które bez problemu pozwalają na mijanie się z innymi klientami sklepu. Tylko przy głównych alejkach, gdzie są metalowe kosze z ofertami specjalnymi, miejsca jest trochę mniej ale również można się swobodnie poruszać. Znalazłem więc ciekawy prezent w postaci szklanek, kubków, kieliszków i kufli przygotowanych pod Euro 2012. Na stosiku z alkoholami szeroki wybór różnych win z każdego zakątka świata, do tego przeróżne alkohole wysokoprocentowe. Po zrobieniu jeszcze paru innych zakupów udałem się do kasy. W związku z dużą ilością kupujących, kas otwartych było sporo. Przy każdej siedziały panie ubrane w granatowe polary i z żółtym napisem Makro. Do tego zawieszka na smyczy z identyfikatorem. Po podejściu do kasy pani mnie przywitała, a następnie poprosiła o kartę Makro. Zeskanowała ją i zapytała, czy faktura, czy paragon. Zakupy były dla mnie więc paragon. Szybko zeskanowała zakupione produkty, a następnie podała kwotę do zapłaty. Sprawnie wydała resztę, podziękowała, pożegnała się i zaprosiła ponownie. Szkoda, że w tym sklepie tak jak w „Biedronce” nie można płacić kartą.
Umówiłem się z kolegą na spotkanie, ponieważ dawno już nie wiedzieliśmy się. W związku z tym, że w Opolu na Zaodrzu do wyboru takowych miejsc na spotkanie przy piwie, jest mało to padło właśnie na Restaurację „Paradis”. Mieści się ona przy wjeździe do Opola od strony Krapkowic, obok stacji Viva. Przed wejściem do środka teren restauracji utrzymany wręcz wzorowo, ze sporym parkingiem. Bardzo czysto, a dodatkowo oświetlenie chodnika dodaje uroku temu miejscu, zwłaszcza wieczorami. Obiekt jest dość nowy, więc z zewnątrz budynek również prezentuje się doskonale. Wejście do restauracji to masywne drzwi drewniane z małą szybką, czyste i w kolorze brązowym. Okna budynku, których jest sporo są czyste, a na pierwszym z nich obok wejścia widnieją godziny otwarcia. Zaraz po wejściu zostaliśmy szybko przywitani przez dwie panie zza baru, który znajduje się naprzeciwko wejścia. Następnie zaprosiły nas do środka, a jedna z nich zaprowadziła na salę, mając przy sobie dwie karty menu. Ludzi było bardzo mało, bo oprócz nas były jeszcze tylko dwie osoby. Na podłodze kremowe kafelki, w tym również połowa z pełnym połyskiem, które były bardzo czyste. Do dyspozycji gości przeznaczone są dwie sale: restauracyjna oraz balowa na pierwszym piętrze. Obie urządzone elegancko z nutką nowoczesności, w tym duży telewizor LCD z Cyfrowym Polsatem. W chłodne dni dodatkowo rozpalają kominek w dolnej sali, który daje niepowtarzalne ciepło i atmosferę. Karta menu gwarantuje dla każdego coś dobrego, w tym specjały kuchni polskiej i śląskiej. Szybko po zajęciu miejsc pani zapytała, co panowie sobie życzą? A że chcieliśmy się napić piwa, to poprosiliśmy o dwa lane Żywce w cenie 6 zł 0,5l. Trochę dużo jak na miejsce na wylocie z Opola, ale w większości na Zaodrzu są tzw. „speluny…” więc dobre i to. Nie musieliśmy długo czekać, bo dosłownie po chwili kelnerka przyniosła nam dwa Żywce w kuflach z rączką. Podziękowaliśmy, a pani zapytała czy podać coś jeszcze? Zamówiłem sobie pizzę 40 cm za 21 zł, z szynką i pieczarkami. Przyznać muszę, że pizza była bardzo dobra, a że dodatkowo popijałem piwem, to nic więcej do szczęścia nam nie było trzeba. Na zakończenie spotkania poprosiliśmy o rachunek, który kelnerka podała szybko w zamykanej okładce. Zapłaciliśmy z małym napiwkiem, a kelnerka posprzątała nasze miejsce spotkania. Podziękowała i zaprosiła nas ponownie do wizyty. Przy wyjściu miło nas pożegnano. Naprawdę wspaniałe miejsce, ze świetną atmosferą i pyszną kuchnią. Ceny są zróżnicowane, ale każdy powinien coś dla siebie tu znaleźć
Sklep ten znajduje się na terenie Centrum Handlowego „Turawa-Park”. Przechodziłem obok tego sklepu i przyciągnęły mnie wywieszki widoczne z daleka, informujące nas o obniżce w dniu dzisiejszym na cały asortyment dżinsowy w wysokości 20%. W związku z tym, że odzież dostępna w tym sklepie do mnie przemawia, a dodatkowo jedne z moich ulubionych spodni nie nadają się już za bardzo do użytku, postanowiłem wstąpić i poszukać coś dla siebie. Szyby sklepowe były bardzo czyste, sklep dobrze oświetlony więc większość asortymentu widać już z korytarza centrum handlowego. Placówka jest bardzo obszerna, główny trakt sklepu w innym kolorze, a boczne alejki w innym jaśniejszym kolorze. Całość dobrze wykonana, podłogi czyste, a lustra w przymierzalniach nie były opalcowane. Dodatkowo sklep przystosowany do wózków inwalidzkich, a w przymierzalni dostępna również obszerna przymierzalnia dla tego rodzaju klientów. Ponadto w przymierzalniach widoczne na dużych abażurach rozpisane wszystkie rozmiary dla mężczyzn, kobiet i dzieci, jako pomoc w doborze odpowiedniego rozmiaru. Całość asortymentu ułożona tematycznie z podziałem dla kobiet, mężczyzn i dzieci. Do wszystkiego swobodny dostęp, ale niektóre alejki zbyt przeładowane odzieżą i przejście między niektórymi wieszakami jest utrudnione. Ponadto mnogość asortymentu wpływa też na zbyt dużą ilość jednego rodzaju towaru na półkach czy wieszakach. W sklepie była miła obsługa, ale mało widoczna, gdyż ubrana była tak jak zwykli klienci sklepu. Jednak można ich zlokalizować, a następnie poprosić o pomoc, gdyż chętnie służą pomocą. Personel dobrze poinformowany i orientujący się w sprzedającym asortymencie. Zabrałem się więc za przegląd spodni dżinsowych. Po sporych ilościach wizyt w przymierzalni w końcu znalazłem odpowiadający mi rozmiar spodni, kolor i fason. Dodatkowo zakupiłem jeszcze koszulę dla mojej mamy na prezent urodzinowy. Muszę przyznać, że w tym sklepie mógłbym bez problemu ubrać się od stóp do głowy, tym bardziej, że ceny są zróżnicowane ale w większości przystępne. Żona również wybrała dla siebie koszulę, więc mogliśmy się udać w końcu do kasy. Przy kasie zostaliśmy serdecznie przywitani przez młodą pracownicę sklepu. Tam również można dostać gazetki reklamowe, z których wynikało iż w poniedziałek na całą kolekcję damską będzie 20% zniżki. Dlatego też koszule, które chcieliśmy zakupić odłożyliśmy z myślą o ponownej wizycie w poniedziałek. Obsługa przy kasie była sprawna, do tego rabat na spodnie w wysokości 20%. Po zapłacie spodnie zostały zapakowane w reklamówkę firmową, a następnie zostaliśmy pożegnani i zaproszeni do ponownej wizyty w poniedziałek.
Byłem w CH „Turawa Park” więc postanowiłem wstąpić z żoną do sklepu i zapoznać się z nową ofertą butów na wiosnę i lato. Do sklepu wchodzi się prosto z korytarza Centrum Handlowego. Większość dwóch ścian jest oszklona, a szyby w nich są wyjątkowo czyste. Za nimi wystawione najnowsze oferty obuwia wiosenno-letniego dla kobiet, mężczyzn, a także dzieci. Po wejściu na salę sklepową już na początku zostaliśmy serdecznie przywitani przez pracowników sklepu znajdujących się za ladą kasową. Obsługi w sklepie było wyjątkowo dużo, ale ludzi tego dnia również nie brakowało więc na pewno była potrzebna. Wszyscy pracownicy sklepu ubrani byli w pomarańczowe T-Shirty, na których z przodu reklama „Spring m Summer”, a z tyłu logo CCC. Sklep wyjątkowo spory pod względem obszaru, było w nim bardzo czysto. Kafelki duże kwadratowe, w kolorze jasny beż, lśniące. Do tego lada w podobnym kolorze, prosta ale zarazem nowoczesna. Pomimo jasnych kafelków brudnych plam nie było. Oferowanego asortymentu obuwniczego cały ogrom, zarówno dla kobiet, mężczyzn i dzieci. Począwszy od butów sportowych, przez zwykłe półbuty do eleganckich butów wyjściowych. Do tego mnóstwo różnego rodzaju dodatków tj. wkładki do butów, sznurówki, pasty itp. Cały asortyment świetnie uporządkowany na różnego rodzaju półkach. Wszystko dobrze wyeksponowane, a dodatkowo świetnie opisane na pudełkach. Do każdego rodzaju butów swobodny dostęp, w większości w całej rozmiarówce. Każdy na pewno znajdzie tu coś dla siebie. Sklep dobrze oświetlony, w którym dobrym pomysłem było wszystkie znajdujące się w nim filary okleić lustrami. Efekt nowoczesności i przestronności osiągnięty niewielkim kosztem, ale dobrym pomysłem. Dodatkowo cała sala jest klimatyzowana. Biorąc pod uwagę ilość klientów w sklepie, to trochę brakowało miejsc siedzących do przymierzenia butów, biorąc pod uwagę część sklepu z butami dla płci pięknej. Uzupełnieniem sklepu były wystawione na większości półkach stojących w środkowej części sklepu, różnego rodzaju torebki damskie. Ceny zarówno butów jak i torebek bardzo zróżnicowane, więc ze znalezieniem dla siebie czegoś dobrego nie powinno być problemu.
Wracając do domu ze spaceru, mijałem delikatesy mięsne „Grot”. W związku z tym, że uwielbiam świeżą i soczystą szyneczkę, na pieczywo postanowiłem wstąpić. Przed wejściem do sklepu było czysto. Świetnie utrzymane szyby i okna powodowały, że warto było zerknąć przynajmniej przez okna do sklepu. Większość tych szyb i okien fachowo oklejona naklejkami informującymi nas, że mamy do czynienia z niedużym sklepem firmowym „Delikatesy mięsne – marki Grot”. Na drzwiach wejściowych można dostrzec godziny otwarcia. Można tu nabyć szeroką gamę prawdziwych tradycyjnych wędlin, mięs wołowych, cielęcych, wieprzowych oraz drobiu. Szczególnie polecana jest marka własna pod nazwą Beczka Grotowska. Ponadto można tu dodatkowo nabyć różnego rodzaju sałatki oraz surówki. Wszystkie te produkty umieszczone są w dobrze przygotowanych lodówkach – chłodniach, których szyby są niezwykle czyste. Lodówki te ciągną się przez całą długość sklepu. Naprawdę jest w czym wybierać. Każdy produkt starannie ułożony, opisany ceną i nazwą. Ponadto poza typowymi rzeczami w tym sklepie, dodatkowo możemy się tu zaopatrzyć w podstawowe produkty tj. napoje, przyprawy głównie „Prymat”, makarony, mąki itp. Wszystkie pracownice były ubrane w białe fartuchy, a na głowach miały symboliczny daszek na gumce w kolorze żółtym i nazwą sklepu „Grot”. Dwie ekspedientki obsługiwały dwóch klientów, w tym mnie, a trzecia pani cały czas próbowała sprzątać, chociaż jak dla mnie to nie było już czego tam sprzątać, ponieważ sklep utrzymany był doskonale. Wszędzie panował ład i porządek. Zapytałem więc panią o dobrą szynkę bez konserwantów, dodatkowo aby była soczysta. Poleciła mi więc firmową polędwicę z beczki, która była w cenie 39,95 zł za kg. Trochę dużo, ale prawdziwa szynka musi być w cenie. Wziąłem więc 20 dkg. Tak na marginesie po powrocie do domu okazało się, że jest wręcz wyśmienita w smaku, a dodatkowo soczysta. Pani elegancko zapakowała wszystkie pokrojone kawałki najpierw w papier firmowy „Grot”, a następnie zapakowała do reklamówki foliowej. Nadmienić muszę, że w dbałości o czystość i higienę sprzedaży ekspedientka wszystkie czynności tj. krojenie, pakowanie itp. wykonywała w rękawiczkach foliowych. Po skasowaniu mnie odpowiednią kwotą, którą wyraźnie podała, życzyła smacznego i zaprosiła mnie ponownie na zakupy do tego sklepu.
Idąc z córką na rehabilitację przechodziłem obok sklepu Pepco. W związku z tym, że jeszcze miałem trochę czasu, to postanowiłem wstąpić. Przed wejściem do sklepu było czysto, a tuż przed drzwiami stał rozkładany szyld z aktualnymi ofertami specjalnymi sklepu Pepco. Okna sklepu lekko przyciemniane, ale za to bardzo czyste. Na drzwiach wejściowych informacja o godzinach otwarcia oraz o możliwości płacenia kartą. Zaraz po wejściu do sklepu musiałem się zacząć rozbierać, gdyż tu zawsze temperatury są wyższe niż w pozostałych miejscach. Sklep niewielki, za to asortymentu całe mnóstwo. Dzięki mnogości przede wszystkim odzieży dla dzieci, ale także młodzieży i dorosłych alejki w sklepie są bardzo wąskie i sztuką jest minąć się z kimś z przeciwka, nie potrącając się. Podłogi w sklepie były czyste. Pomimo wielu produktów ciasno uporządkowanych, rozwieszanych, do wszystkiego był w miarę swobodny dostęp. Jeszcze jedna rzecz jest uderzająca, która bardzo się rzuca w oczy. Są to dwa kolory dominujące wśród odzieży dla dzieci do 2 roku życia. Przede wszystkim kolor różowy w różnych możliwych odcieniach, to kolor dla dziewczynek. Natomiast dla chłopców króluje tu kolor niebieski, także w możliwie wielu odcieniach. Jedno trzeba przyznać, sklep ten jest przykładem na to, że dla chcącego zawsze się tu trafi coś bardzo taniego. Jak już tu wszedłem, to postanowiłem poszukać jakieś lżejsze czapeczki dla mojej córeczki, gdyż ciepłe dni szybką nadciągają i będą już coraz częściej normą. Mnogość asortymentu spowodowała, że nie potrafiłem wspólnie z żoną czapeczek odszukać. Z pomocą przyszła nam pracownica sklepu, która nas zaprowadziła do miejsca, w którym znajdowały się owe czapeczki. Po chwili poszukiwań wybraliśmy czapeczkę, która naszym zdaniem będzie dobra. Nie muszę chyba dodawać, w jakim była kolorze. Jeszcze szybka wizyta w kasie. Pani mnie ładnie przywitała, skasowała 4,99 zł – to chyba nie dużo jak za czapeczkę. Po wszystkim zapytała, czy zapakować czapeczkę do siatki. Zgodziłem się, tym bardziej, że owa reklamówka była darmowa. Pożegnała mnie i zaprosiła ponownie. W międzyczasie z powodu panujących tu temperatur, moja córka się obudziła ze snu. Cały sklep wypada dobrze, tylko te tropiki są niezwykłym utrudnieniem dla klientów robiących tu zakupy.
W poszukiwaniu odpowiednich haków na wkręty do sufitu z betonu, aby móc powiesić huśtawkę mojej córce, wybrałem się do marketu OBI. Sklep ten posiada dość spory parking, jak na miejsce w którym się znajduje. Ludzi w sklepie nie mogło być dużo, gdyż wyjątkowo tego dnia można było zaparkować samochód przed samym wejściem do sklepu. Parking był w miarę czysty, a przed wejściem można było dostrzec ochronę, która pilnowała porządku. Szyby w drzwiach wejściowych do sklepu były czyste. W przedsionku dostępne dla gości sklepu toalety, które były utrzymane w nienagannym stanie. Jest jeszcze drugie wejście, które bezpośrednio prowadzi do działu „Ogród”. Przed tym wejściem, ogrodzona ekspozycja drzewek na działki, ogródki itp. Po wejściu do sklepu głównym wejściem, podłogi były bardzo czyste. Asortymentu naprawdę mnóstwo, każdy wolny centymetr był wykorzystany do maksimum. Pomimo tego, przyznać muszę, że do wszystkich artykułów był swobodny dostęp, a alejki przejezdne. Wszystkie artykuły promocyjne były ustawione w pobliżu głównej alejki, które były oznaczone dużymi żółtymi plandekami. Nie dało się niczego przeoczyć. Mnogość produktów nie wpływała na chaos, a wszystko to ułożone na wysokich regałach sięgających do sufitu. Na żadnym z tych regałów nie dało się już wcisnąć żadnej, nawet drobnej rzeczy, po prostu niczego nie brakowało. Wszystkie działy były odpowiednio opisane i dobrze oznakowane. Od mojej ostatniej wizyty pozmieniali stoiska miejscami, więc nie umiałem się w tym odnaleźć. W centralnym punkcie sklepu była informacja, z której nie omieszkałem skorzystać. Szybko jeden z pracowników mnie skierował w odpowiednie miejsce do alejki nr 10, gdzie znajduje się stoisko z narzędziami. Udałem się tam sam, ale duży wybór haków spowodował moje niezdecydowanie. Z pomocą przyszła pracownica sklepu ubrana w firmowy strój, pomarańczowa bluzka z napisem OBI i niebieski polar-bezrękawnik. Pomimo tego, że pomocy udzielała mi kobieta w wieku ok. 40 lat, to zrobiła to bardzo fachowo. Wytłumaczyła, które haki się nadają do huśtawek, a które nie. Dodatkowo doradziła, które będą najbezpieczniejsze. Do tego zaproponowała karabińczyki, aby linka huśtawki i sam hak nie wyślizgnęły się z uchwytu. Zapakowała do woreczka, nakleiła cenę i udałem się do kasy. Otwarte były dwie, w każdej z nich po 3 osoby, które miały dość sporo produktów w wózkach. Po krótkim oczekiwaniu otwarto kolejną kasę, do której się od razu udałem. Tam miła pani Joanna powitała mnie, szybko zeskanowała produkty i podała kwotę do zapłaty. Po zapłaceniu, zapakowałem w firmowe i darmowe torby foliowe zakupione haki, karabińczyki oraz kołki. Jeszcze szybkie pożegnanie i opuściłem sklep. Nadmienić muszę, że na sali sprzedaży znajdowało się sporo pracowników sklepu, którzy służyli pomocą i wszyscy byli ubrani w firmowe stroje.
Odwiedziłem hipermarket Real głównie z jednego powodu. Musiałem i chciałem nabyć posiłki dla mojej 7 miesięcznej córki, czyli obiadki, zupki, deserki i mleko. Przyznać muszę, że tą wizytą byłem bardzo miło zaskoczony. Skłamał bym, gdybym zechciał cokolwiek złego powiedzieć na temat dzisiejszej wizyty. Tym bardziej, że ostatnimi czasy, podczas moich wizyt wygląd sklepu, jak i obsługa pozostawiała wiele do życzenia. Chyba wszystkie podejmowane we wcześniejszych wizytach działania przez obsługę miały na celu doprowadzić sklep do efektu końcowego. I chyba właśnie dzisiaj byłem świadkiem takiego efektu. Wszystko lśniło, podłogi, regały, kasy i tak długo jeszcze można by wymieniać. Wszystkie stoiska były zaopatrzone w ogromną ilość asortymentu, który był wyśmienicie uporządkowany, opisany i do wszystkiego był swobodny dostęp. Już przy samym wejściu specjalne oferty były świetnie wyeksponowane. Rzucały się z daleka w oczy, a w szczególności promocja kawy Jacobs, jak i konkurs prowadzony przez producenta. Główną wygraną był samochód Audi Q3, który był wkomponowany między zielone kawy, gotowy do obejrzenia. Oczywiście samochód ten, także był w kolorze sprzedawanej kawy. Ponadto artykuły promocyjne były super opisane, które z daleka wpadały w oczy poprzez duże żółto-czerwone dykty z napisami „Promocja”, podwieszane na linkach pod sufitem sklepu. Nie dało się ich przeoczyć. W miejscach trudniej dostępnych, oferty promocyjne były opisane na żółtych karteczkach. Przechodząc przez każdą możliwą alejkę, nigdzie nie natknąłem się na zalegające palety, puste kartony czy obsługę wystawiającą towar na półki. Jak zwykle super wyglądało stoisko z warzywami i owocami, ale pozostałe stoisko dzisiaj zasługiwały na pochwałę. Tylko z jednym małym wyjątkiem, poszukiwałem małe wieszaki dziecięce na ubrania, które już wcześniej w tym sklepie zakupiłem. Gdy napotkałem dwie panie z obsługi na hali sprzedaży, żadna nie umiała mi udzielić pomocy, gdyż były słabo zorientowane w topografii sklepu. No cóż, każdemu się może zdarzyć. Poza tym mała niespodzianka na stosiku z octem, który miałem na liście zakupów. Potrzebowałem zakupić najtańszy, czyli Ocet firmy Tip. Pod octem opis, produkt najtańszy i dwie ceny tego samego produktu. Z lewej strony widoczna cena 1,26 zł, a z prawej 1,33 zł. Niby tylko różnica 7 groszy, ale chodzi o zasadę. Nie będę mówił, która cena była aktualna, bo na pewno każdy, że w takich przypadkach rzadkością jest, aby cena niższa była tą prawdziwą. W sklepie ludzi było nadzwyczaj mało, a przykładem tego były kasy, które w większości świeciły pustkami. Za to kasjerki pomimo małej ilości klientów, nie nudziły się i czyściły swoje miejsca pracy, jak również wycierały taśmy podające do kasy. Po podejściu do kasy, pani od razu oderwała się od czyszczenia i donośnym głosem mnie powitała. Następnie sprawnie obsłużyła, a zakupów w wózku miałem wyjątkowo dużo. Po zeskanowaniu produktów podała wyraźnie kwotę do zapłaty i poprosiła o kartę na punkty Payback. Wszyscy kasjerzy byli ubrani w białe koszule i ewentualnie niebieskie polary. Po dokonaniu transakcji kartą, pożegnała się i zaprosiła ponownie na zakupy. Tak więc po dzisiejszej wizycie „czapki z głów” dla obsługi za efekt końcowy.
Potrzebowałem się wybrać trochę dalszą podróż więc musiałem się udać do stacji BP, która była po drodze w kierunku Nysy. Bak prawie pusty, za to klientów na stacji więcej niż zwykle. Otoczenia stacji godne polecenia, zawsze panuje tu ład, a czystość przykuwa wzrok. Po paro minutowym czasie oczekiwania, podjechałem więc pod dystrybutor z gazem. W międzyczasie, z drugiej strony podjechał inny samochód tankujący gaz. Więc kierowca tamtego samochodu wezwał obsługę w celu dotankowania samochodu. W tym czasie spokojnie sobie zainstalowałem przejściówkę do gazu. Po obsłużeniu samochodu obok, pracownik od razu podszedł do mojego, przywitał się i zapytał, za jaką kwotę tankujemy. Oczywiście bak musiał być pełny, to też tak powiedziałem. Dotankowane więc rozpoczęte. Podczas tej operacji zaobserwowałem, że dla chętnych, zwłaszcza dla kobiet są dostępne foliowe rękawiczki. Mają chronić przed zabrudzeniem, więc chyba są potrzebne. Po wszystkim podziękowałem, a pracownik stacji udał się do kolejnego samochodu, czekającego na dotankowanie. Przy wejściu do wnętrza stacji stały w ofercie promocyjnej płyny do spryskiwaczy. Szyby i okna czyste, a na nich duże reklamy z ofertami ciepłych bułek do zakupienia w Wild Bean Cafe. W środku wszędzie było czysto, dla klientów kafejki dostępnych było kilka stolików z krzesłami. Kasa była czynna tylko jedna, gdyż drugi pracownik obsługiwał klientów tankujących gaz. Po dłuższym czasie oczekiwania, do drugiej kasy powrócił z wojaży przy LPG drugi pracownik, do którego się skierowałem. Wcześniej się z nim witałem, więc od razu przeszliśmy do konkretów, czyli zapłaty. Zapytał czy będzie faktura, poprosił o kartę Payback i podał kwotę do zapłaty. Podałem jednocześnie kartę Payback i kartę płatniczą. Szybko wbił kwotę, więc poprosił o wbicie kodu PIN i potwierdzenie zielonym przyciskiem. Po szybkiej realizacji zapłaty, podał łączną liczbę pkt na karcie Payback i wydał promocyjny kwit na podwójną ilość pkt przy kolejnym tankowaniu. Całość operacji mimo pewnego czasu oczekiwania przebiegła jednak w miłej i spokojnej atmosferze.
Wybrałem się do „Biedronki” na trochę większe zakupy. Parking przed sklepem był w połowie zapełniony, a to zwiastowało trochę klientów w sklepie. I rzeczywiście, w sklepie ruch większy niż zwykle. Przed samym sklepem było czysto, tylko w strefie wózków można było dostrzec trochę śmieci. W gablotach aktualne oferty, szyby w nich czyste. Od jakiegoś czasu obok gablot stoi również bankomat. To chyba ukłon w stronę ludzi narzekających na brak możliwości płacenia kartą. Po wejściu do sklepu po lewej stronie na podajnikach aktualne gazetki i czerwone koszyki na podręczne zakupy. Zmiany jakie nastąpiły w ostatnim czasie w tym sklepie wpłynęły na przypływ klienteli. Głównie dotyczyły rozmieszczenia poszczególnych stoisk w inne miejsca. Dzięki temu ten sklep zrobił się bardziej przestrzenny i z każdego miejsca widać 70% artykułów znajdujących się na poszczególnych stoiskach. Również świetnie wyeksponowane są artykuły promocyjne, znajdujące się w centralnym punkcie w metalowych koszach. Do wszystkiego jest swobodny dostęp, a nad koszami wiszą abażury informujące nas o promocyjnych ofertach. Stoisko owoców i warzyw godne polecenia. Kolorowo, szeroki wybór asortymentu. Na tym stoisku, jak również na pieczywie dostępne woreczki foliowe w dużych ilościach. Jeszcze jedna rzecz przykuła mój wzrok, a mianowicie zamrażarki, w których panował wyjątkowy ład i porządek. Ponadto produktów w nich było również wyjątkowo dużo. Przy robieniu zakupów natknąłem się na pracownicę sklepu zbierającą puste kartony i układającą towar na regałach. W chłodni nabyłem margarynę do smażenia Palma, która jest tu chyba najtańsza w mieście, za 1,89 zł 250g. Po włożeniu potrzebnych artykułów do wózka, udałem się do kasy. Po drodze mijałem jeszcze bardzo bogato wyposażone stoisko z winami. Naprawdę wybór wyśmienity. Przed kasami dostępny był tygodnik „Kropka TV”, a pod nimi dostępne reklamówki dodatkowo płatne. Były czynne dwie kasy, w jednej było trzech klientów w kolejce, a w drugiej tylko jeden. Wydawało mi się, że kasa z mniejszą ilością klientów jest właśnie zamykana, ale zobaczyła to kasjerka i od razu zaprosiła mnie do kasy. Przywitała mnie i czekała, aż wszystkie produkty znajdą się na taśmie. Dopiero po tym zaczęła skanować wszystkie produkty. Podała głośno kwotę do zapłaty i wydała resztę na tackę mówiąc kwotę reszty. Na koniec podziękowała i zaprosiła ponownie na zakupy. Całość raczej dobrej opinii zepsuła jedna z kas, przy której była dość duża czarna plama, po rozlanym płynie.
Zajechałem do tej apteki podczas powrotu do domu. Musiałem wejść, gdyż we wcześniejszej aptece nie posiadali dwóch potrzebnych mi preparatów. Przed wejściem było czysto, a do apteki prowadziły schody i podjazd dla wózków inwalidzkich i dziecięcych. Okna w drzwiach czyste, a na nich duże naklejki z godzinami otwarcia i informacja o możliwości płacenia kartą. W środku podłogi czyste, wystrój apteki był nowoczesny, przestronny i dobrze doświetlony. Naprzeciw wejścia pod sufitem podwieszony telewizor LCD i lecące na nim oferty promocyjne poszczególnych lekarstw i preparatów. Na tle całej apteki bardzo ładnie się komponował i dodał nowoczesności. Ludzi było mało, dzięki temu nie musiałem czekać w kolejce, więc od razu zostałem obsłużony. Zostałem głośno powitany, zaproszony do kasy i szybko obsłużony. Niestety ale w tej aptece również brakowało jednego produktu, ale farmaceutka zaproponowała mi zamówienie go, i możliwość odebrania w dniu następnym. Była przy tym miła i uśmiechnięta, ubrana oczywiście w biały fartuszek. Po obsłudze i zapłacie zostałem pożegnany i jednocześnie przy tym zapakowano mi zakpiony lek w foliową reklamówkę. Skierowałem się więc do wyjścia, przy którym po lewej stronie stała nowoczesna waga z możliwością mierzenia wzrostu. Zaś po prawej stronie stał agregat z wodą ciepłą i zimną. Do tego dostępne jednorazowe kubki. Przy samym wyjściu z apteki stał również plastikowy kosz na śmieci i ewentualnie zużyte kubki na wodę. Tak więc wizyta okazała się szybka, miła, a obsługa kompetentna. Pracownicy byli komunikatywni i ubrani odpowiednio do miejsca. Widać, że klient należy tu do najważniejszych, a właścicielom zależy na zadowoleniu klienta.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.