Weszłam po buty, a wyszłam ze spodniami :) Ale kobiety już tak mają :) Udałam się do TKMaxx zobaczyć czy są jakieś fajne buty. Nic mi nie wpadło w oko, ale obejrzałam też ubrania i znalazłam świetne, markowe dżinsy w bardzo atrakcyjnej cenie. Udałam się do przymierzalni, przed wejściem do niej pracownik wręcza numerek informujący o ilości przymierzanych ubrań (szczerze mówiąc nie lubię tego, czuję się zawsze jakby traktowano mnie trochę jak potencjalnego złodzieja). W przymierzalniach czysto, dobre oświetlenie, sporo miejsca i co ważne można się zamknąć. Spodnie leżały super, więc zdecydowałam się na zakup. Do kasy nie było kolejek, kasjer był uśmiechnięty, kulturalny. W sklepie było czysto i panował porzadek. Udana wizyta.
Sklep jest elegancki, bardzo ładnie zaaranżowana witryna. W środku naprawdę czysto, ubrania wiszą równiutko, dobre oświetlenie. Ceny wysokie, ale nie jest to tania marka, poza tym ubrania są bardzo ładne i dobrej jakości. Zdziwił mnie nieco fakt, że nie zostałam przywitana po wejściu do salonu, zazwyczaj w tego typu sklepach powitanie jest jednym z podstawowych standardów obsługi. Dalsza część wizyty przebiegła już poprawnie, pracownica zapytała mnie w odpowiednim momencie czy może mi w czymś pomóc, pożegnała mnie też gdy wychodziłam.
Miałam okazję być na zorganizowanej imprezie w hotelu Przylesie w Sierosławiu na ulicy Bukowskiej. Dogodny i łatwy dojazd z Poznania, nie ma problemu z zaparkowaniem samochodu. Wystrój – no cóż, to zdecydowanie nie moja bajka, nie lubię takich miejsc, ale muszę obiektywnie przyznać, że było czysto i porzadnie. Jedzenie też zdecydowanie nie moja bajka, nie jestem miłośnikiem polskiej kuchni, wielu dań w ogóle nie spróbowałam, ale z opinii współbiesiadników słyszałam, że były smaczne. To co jadłam było przyzwoite. Bez zachwytów, ale nieźle. Obsluga uprzejma, szybka. Daję +4, bo oceniamy tu w końcu szeroko rozumianą jakosć obsługi, a nie czyjeś (w tym przypadku moje) preferencje. Lokal przyzwoity, aczkolwiek kompletnie nie dla mnie.
Mieli przyjść do mnie wieczorem znajomi, ale że przez całe popołudnie nie miałam w domu prądu i nie mogłam nic przygotować poprosiłam ich o spotkanie w restauracji. Wybrałam Mykonos bo lubię to miejsce i nie zawiodłam się. W lokalu było czysto, sympatycznie, to odpowiednie miejsce na miłe, nieformalne spotkanie. W tle przyjemna muzyka, poziom głośności optymalny, nie przeszkadzający w rozmowie. Obsługa sympatyczna, uprzejma, dość szybka. Czas oczekiwania na potrawy zadowalający. Jedzenie smaczne, ładnie podane, aczkolwiek dania główne mogłyby być w mojej opinii troszkę większe. Ceny oceniam jako średnią półkę.
Wracam do domu, okazuje się, że nie ma pradu. Dzwonię więc do Enei. Uzykać połączenie z konsultantem - to chyba niemożliwe, mi przynajmniej nie udaje się. Pozostaja mi automatyczna informacja. Po wybraniu iluśtam tonowym numerów dowiaduję się, że jest awaria i ma zostać usunięta o 16. Ok, tyle wytrzymam. Nadchodzi 16, a prądu nie ma dalej. Dzwonię ponownie, tym razem termin na 18. Ostatecznie awarię usunięto około 20. Nie ma to jak sobotnie popołudnie bez prądu, zwłaszcza jak wieczorem mają przyjść goście. Cóż, z braku możliwości przygotowania czegokolwiek (mam płytę elektryczną, nie gaz) poprosiłam ich o spotkanie w restauracji w centrum.
Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego PKP działa w tak tragiczny sposób. Jest moim zdaniem coraz gorzej i nic się z tym nie robi. Na dworcu kolejki straszliwe. Jeżeli samemu nie poszuka się na forach internetowych informacji o promocji i wyraźnie nie powie się w kasie, ze chce się z niej skorzystać, to dostanie się bilet w wyższej cenie, bez uwzglednienia promocji.
Pociąg przyjechał opóźniony i w czasie podróży opóznienie to uległo jeszcze zwiększeniu. Stan pociągu – szkoda gadać. Gorąco, głośno, brudno i śmierdząco. Brudne fotele, odrażające poplamione i podarte zasłonki, toalet urągająca wszelkim zasadom higieny. Niby w pociągu nie można spożywać alkoholu, ale jeśli robi to jeden z pracowników kolei (podróżujący, nie będący w pracy) to konduktor nie zwraca na to uwagi. Masakra, podczas podróży naszymi kolejami zawsze mam wrażenie, że jesteśmy nie w Europie w 21 wieku, gdzieś w zamierzchłej przeszłości albo kraju trzeciego świata.
Niektóre firmy prowadzące telemarketing nie znają znaczenia słowa nie albo nie przyjmują go do wiadomości. ING najwyraźniej jest jedną z nich. Jakiś czas temu podczas rozmowy telefonicznej z pracownikiem tej firmy powiedziałam, że nie jestem zainteresowana żadnym spotkaniem, ofertą i proszę aby wiecej do mnie nie dzwonic, jak będę zainteresowana to odezwe się sama. Niestety, minęło może poltora miesiąca i znowu do mnie dzwonią. Ten sam scenariusz rozmowy, rownie trudno zakonczyc rozmowę bo pracownik ma słowotok i na każdą odmowę reaguje kontrargumentem. Litości! Nie jestem zainteresowana oznacza dosłownie właśnie to. Nie znaczy to może, zastanowie się czy cokolwiek w tym stylu. Nie oznacza nie.
Podjeżdżam na stację – porządek, czysto, sporo wolnych dystrybutorów. I najważniejsze cena znowu poniżej 5 zł. Co prawda tylko1 grosz i oczywiście dalej jest to niesamowicie drogo, ale i tak się cieszę.
Tankuję, wchodzę do środka, przy okazji zamierzam też sprawdzić totka. Bez kolejki podchodzę do kasy, uśmiechnieta, ubrana w strój firmowy pracownica wita mnie. Zadaje standardowe pytania (paragon/faktura, karta na punkty itp.) ale robi to w sympatyczny, nie mechaniczny sposób. Kupuję jeszcze nowy kupon totka, płacę, wychodzę. Pracownica uprzejmie żegna mnie. Szybko, sprawnie, miło.
Przechodząc koło sklepu Jeżyk na Strzeleckiej zobaczyłam napis, że oferują bilety MPK, weszłam więc do środka. Sklep jest średniej wielkosci, wystrój nie robi najlepszego wrażenia. Podeszłam do kasy (nie było przy niej żadnego klienta) i poprosiłam o 1 bilet. Kasjerka, dość opryskliwym tonem, powiedziała: „chwileczkę, przecież obsługuję”. Hmm, ciekawe, przy kasie nikogo nie było. Po chwili pojawił się jakiś mężczyzna z napojem w ręku, wszedł przede mnie, zapłacił i wyszedł. Wtedy to kobieta podała mi bez słowa bilet, również bez słowa przyjęła zapłatę. Zero zwrotów grzecznościowych, żadnego przywitania. Sklep oceniam jako niezbyt zachęcający.
Umówiłam się do kosmetyczki. Kontakt telefoniczny z salonem bardzo dobry. Wyznaczonego dnia pojawiłam się na miejscu. Miła recepcjonistka uprzejmie, z uśmiechem przywitała mnie, a że byłam trochę za wcześnie poprosiła bym usiadła i poczekała, zaproponowała mi coś do picia. Do gabinetu weszłam punktualnie, zaprowadzona tam przez sympatyczną kosmetyczkę. W każdym miejscu salonu było czysto, panował tam idealny porządek, miły zapach. Kosmetyczka była taktowna, uprzejma, dokładnie wyjaśniała mi wykonywane czynności. Zabieg wykonała w pełni profesjonalnie, delikatnie. Można było się odprężyć, zrelaksować. Ceny dość atrakcyjne, są rabaty promocje dla stałych klientów.
Umówiłam się do dermatologa. Przychodnia jest niewielka, bardzo mało poczekalnia, ale schludna, czysta. Nie było tłoku, więc taka ilość miejsca okazała się być wystarczająca.
Recepcjonistka bardzo miła, uprzejma, uśmiechnięta, sympatyczna. Na tym plusy się kończą.
Byłam umówiona na określoną godzinę , punktualność nie jest najwyraźniej mocną stroną tego miejsca, bo lekarka pojawiła się w przychodni jakieś 20 minut później, a przede mną weszło jeszcze kilka osób.
Gdy nadeszła moja kolej weszłam do gabinetu. Lekarka przywitała mnie i zapytała z czym do niej przychodzę. Odpowiedziałam, że ze zmianami na skórze, na skutek czego kobieta spojrzała na mnie (raczej przelotnie) i zadała 1 pytanie - czy używam kosmetyków? Podkreślam: nie jakich używam, ilu, od kiedy, tylko CZY ich używam. Hmm, chyba trudno znaleźć kobietę, która nie używa ich wcale, więc pytanie jak dla mnie mało sensowne, ale niech będzie, nie jestem specjalistą. Potwierdziłam, że używam kosmetyków. Lekarka nie zapytała o nic więcej, tylko wręczyła mi receptę, mówiąc, że mam tym smarować zmiany. Nie powiedziała co mi jest, co mi przepisuje, w jakim celu. Żadnej diagnozy, wyjaśnienia, nic. Sama zasugerowałam możliwą diagnozę, kobieta przytaknęła, że to może być to.
Szczerze mówiąc poczułam się potraktowana jak w fabryce: recepta i następny proszę. Cała wizyta trwała może 2 minuty. W moim odczuciu mój problem został całkowicie zlekceważony.
Po powrocie do domu z ciekawości wrzuciłam w google nazwę leku i okazało się, że maść zawiera sterydy, o czym mnie nie poinformowano. Po bliższym przyjrzeniu się recepcie stwierdziłam, że i tak nie mogę jej wykupić, bo... lekarka zapomniała przystawić pieczątkę.
Cóż, dalej nie wiem na 100% co mi jest i szczerze mówiąc po tak krótkim wywiadzie lekarskim zaczynam mieć obawy, ze lekarka też może tego nie wiedzieć, więc zamierzam udać się do innego lekarza. Tym razem już prywatnie, bo NFZ po raz kolejny się kompletnie nie sprawdził.
Sklep jest dość duży, o prostokątnym kształcie. Między niektórymi wieszakami jest jednak nieco mało miejsca, jest trochę ciasno. Spory wybór ubrań Vero Moda, atrakcyjne ceny. Podczas przecen można tam kupić naprawdę fajne ubrania za naprawdę małe pieniądze, trzeba jednak czasem poświęcić na to sporo czasu, bo często ubrania są na stołach, nieco porozrzucane, trzeba przebierać by coś znaleźć. Ubsługa sympatyczna, zazwyczaj to młodzi, energiczni ludzie. Ogólnie w sklepie jest przyjemna, luźna atmosfera.
Ostatnio jestem w tej Biedronce prawie codziennie. Tym razem weszłam żeby kupić sobie coś do zjedzenia na szybko. Przed sklepem było czysto, w środku również. Trochę zaskoczył mnie brak ulotek reklamowych, zazwyczaj jest ich kilka rodzajów. W środku panował porządek, palety w pierwszej alejce były równo ułozone, do wszystkich towarów był swobodny dostęp, artykuły w koszach były porządnie ułożone. Czynne były dwie kasy, kolejki były bardzo krótkie, obsługa miła. Również zaopatrzenie sklepu oceniam pozytywnie
Do Carrefoura weszłam tylko dlatego, że miałam 15 minut do odbioru pizzy w Pizza Hut i chciałam ten czas jakoś wykorzystać. Zaraz po wejściu spostrzegłam, że w sklepie jest bardzo brudno. Brudna podłoga – i to nie tylko świeże zabrudzenia, tam brud był dosłownie wżarty w posadzkę, kurz na półkach, brud przy kasach, niestarannie poukładany towar na półkach. Warzywa i owoce w większości wyglądały na nieświeże albo dla odmiany całkowicie niedojrzałe (np. Kompletnie zielone banany). Wzięłam tylko coś do picia i poszłam do kasy. Czynne były trzy stanowiska kasowe, do każdego z nich były kolejki, które posuwaly się bardzo wolno. Kasjerka nie przywitała mnie. Nie polecam tego sklepu.
Kupowałam ostatnio w Pizza Hut kawałek pizzy na wynos i tak mi zasmakował, że zapragnęłam więcej. Tym razem również zdecydowałam się wziąć na wynos. Lokal na Murawie był prawie pusty, było w nim bardzo czysto. Podeszłam do kasy, miła pracownica przywitała mnie. Pokazałam jej kupon promocyjny (dwie pizze prostokątne za 32,90zł) i zapytalam, które mogę wybrać. Kobieta wyjaśniła mi, dokonałam wyboru i zapłaciłam. Otrzymałam paragon i informację, że mam się zgłosić za 15 minut z paragonem po odbiór pizzy. Tak też zrobiłam – pizze już na mnie czekały, świeże i ciepłe. Okazały się być bardzo smaczne. Bardzo przypadała mi do gustu cena, w promocji zapłaciłam naprawdę niedużo.
Podjechałam na stację po płyn do spryskiwacza. Teren zewnętrzny stacji czysty i uporządkowany. Kosze na śmieci nie były przepełnione. Weszłam do środka, w pomieszczeniu również czysto, panowal porządek. Nie było kolejki, więc od razu, bez czekania moglam zapłacić. Ceny dość wysokie, ale na stacjach benzynowych niestety zawze jest drogo. Pracownica była uprzejma, używała zwrotow grzecznościowych, otrzymałam paragon z kasy fiskalnej.
Udałam się do Biedronki po sok pomarańczowy i coś słodkiego. Przed sklepem czysto, w środku również. W wejściu aktualne gazetki reklamowe. Na stoisku z pieczywem i warzywa-owoce dostępne torebki foliowe. Ogolnie w sklepie niezłe zaopatrzenie, ceny atrakcyjne. Czynne były dwie kasy, gdy zaczęły się tworzyć kolejki otwarto trzecią kasę. Kasjerka bardzo miła, usmiechnięta. Przywitala mnie, wyraźnie podała kwotę do zapłata, wydała mi poprawną ilość reszty i zaprosiła do ponownych odwiedzin sklepu.
Miałam okazję być uczestnikiem konferencji zorganizowanej w hotelu Sheraton. Dobra lokalizacja w centrum miasta, zdecydowanie gorzej z mozliwością zaparkowania. Eleganckie wejscie, po lewej stronie recepcja. Recepcjonista uprzejmy i miły, ale wydaje mi się, że używanie zdrobnień (np. pięterko) jest trochę nie na miejscu w tej klasy hotelu. Przed recepcją stał stolik z napojami w dzbankach, elegancko przystrojonymi świeżymi owocami.
Konferencja doskonale zorganizowana, wygodne krzesła, dobre nagłośnienie, odpowiednia temperatura. Podczas przerw niezly katering - napoje i doskonałe małe przekąski, elegancko podane. Kelnerzy eleganccy, kulturalni.
Kolacja w formie bufetu, jedzenie ciepłe, bardzo smaczne. Generalnie obsługa bez zarzutu.
Poczułam, że łapie mnie przeziębienie, poszłam więc do apteki po aspirynę. Okna czyste, strefa wejścia również. W środku czysto, porządek. Czynne były dwa okienka, przede mną w kolejce była 1 osoba. Gdy nadeszła moja kolej farmaceutka miło przywitała mnie. Poprosiłam o aspirynę – kobieta zapytała czy ma to być aspiryna musująca czy do połykania i zaznaczyła, że ta musująca jest akurat w promocji, wskazując przy tym na gazetkę. Faktycznie, cena leku była atrakcyjna, więc na to się zdecydowałam. Zapłaciłam gotówką, otrzymałam paragon. Pracownica miło pożegnała mnie.
Poczułam, że łapie mnie przeziębienie, poszłam więc do apteki po aspirynę. Okna czyste, strefa wejścia również. W środku czysto, porządek. Czynne były dwa okienka, przede mną w kolejce była 1 osoba. Gdy nadeszła moja kolej farmaceutka miło przywitała mnie. Poprosiłam o aspirynę – kobieta zapytała czy ma to być aspiryna musująca czy do połykania i zaznaczyła, że ta musująca jest akurat w promocji, wskazując przy tym na gazetkę. Faktycznie, cena leku była atrakcyjna, więc na to się zdecydowałam. Zapłaciłam gotówką, otrzymałam paragon. Pracownica miło pożegnała mnie.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.