Po niespecjalnie udanej wizycie w Inglocie w Kupcu Poznańskim odwiedziłam stoisko Inglota w King Crossie. I tu było znacznie lepiej, można by rzec wzorcowo. Stoisko było idealnie czyste, na czarnych powierzchniach nie było nawet śladu kurzu czy zabrudzeń. Każdy kosmetyk był wyraźnie opatrzony ceną, wszystkie testery było do dyspozycji klientów. Bardzo miła i kompetentna obsługa. Pracownica widząc, że oglądam cienie do powiek zagadała mnie, zaproponowała swoją pomoc w doborze właściwego odcieniu. Z rozmowy widać było, że pracownica ma sporą wiedzę na temat kosmetyków, nie obca jest jej też analiza kolorystyczna i rozróżnianie typów urody. Wizyta zakonczyła sie zakupem, kupiłam cienie. Otrzymałam poprawną ilość reszty oraz gratisowy aplikator do cieni.
Obsługa w Salonie Yves Rocher jest naprawdę wzorowa, na jej przykładzie można by uczyć sprzedawców innych sklepów jak pracować z klientem.
Najlepszym dowodem na to może być fakt, że weszłam do środka tak od niechcenia, by zobaczyć co mają nowego, jakie są promocje, bez zamiaru kupna czegokolwiek, a wyszłam z dwoma kosmetykami.
W sklepie jest czysto, kosmetyki są równo poukładane, ładnie wyeksponowane. Gdy oglądałam kremy podeszła do mnie pracownica i w miły, naturalny sposób nawiązała rozmowę. Kobieta była bardzo uprzejma, pogodna, miała sporą wiedzę i widać, że rozmowa na temat kosmetyków, makijażu sprawia jej przyjemność. Podeszła mnie w taki sposób, że sama nie wiem jak, ale poczułam, że bardzo chcę coś kupić :)
Wyszłam ze sklepu z zakupami i bardzo zadowolona.
Bardzo podoba mi się fakt, że Jakość Obsługi slucha swoich użytkowników. Po wprowadzeniu klubu superobserwatora pojawiły się liczne głosy, że progi nagród gwarantowanych są za wysokie - jako odpowiedź ze strony portalu pojawiła się promocja obniżająca je o połowę. Przypadł mi też do gustu fakt, że zapytano nas, jakie nagrody chcielibyśmy, by pojawiły się w programie. To fajna sprawa mieć świadomość posiadania pewnego wpływu na funkcjonowanie portalu i dodatkowa motywacja, by jak najlepiej zapamiętywać wszystkie wizyty w punktach handlowych, usługowych, a następnie starannie je opisywać.
Karolino, dziękujemy za miłe słowa. Zawsze powtarzamy, że Klub Super Obserwatora jest dla naszych użytkowników, dlatego jesteśmy otwarci na ich propozycje i sugestie. Wprowadziliśmy już katalog z nowymi nagrodami, mamy nadzieję, że się Tobie spodobał :) Pozdrawiamy – zespół portalu.
Pomieszczenie jest niewielkie,...
Pomieszczenie jest niewielkie, czyste i co najważniejsze w tak upalny dzień jak dzisiejszy, klimatyzowane. Weszłam do środka, w sklepie obecna była jedna sprzedawczyni i jedna klientka. Gdy nadeszła moja kolej pracownica uprzejmie, z uśmiechem przywitała mnie i zapytała co podać. Wiedziałam, że chcę chleb, tylko pytanie jaki? Wybór był spory, więc zdałam się na pomoc pracownicy. Powiedziałam tylko, że chciałabym jakiś krojony, raczej ciemny i co może mi polecić. Kobieta wskazała trzy rodzaje pieczywa i krótko o każdym opowiedziała. Dzięki jej wskazówkom wybrałam chleb, okazał się być świeży, dobrze wypieczony i smaczny. Ceny bardzo przystępne.
Koło sklepu M&M przechodzę prawie codziennie. Do wejścia do środka zachęciła mnie bardzo fajna bluzka, którą dostrzegłam przez okno wystawowe.
Sklep oferuje odzież używaną, ale dobrej jakości, starannie wyselekcjonowaną. Bardzo miła obsługa, zauważyłam, że sprzedawczyni zna już cześć klientek po imieniu, wie jaki stel preferują, jakie ubrana im się podobają. Obsługa potrafi doradzić, dobrać, chętnie proponuje ubrania. Interesująca mnie bluzka okazała sie być na mnie za duża, pracownica od razu pokazała mi dwie inne rzeczy, które jej zdaniem mogły mnie zainteresować, ale aż tak mi one nie przypadły do gustu. Sklep polecam paniom, które lubią się fajnie ubrać za małe pieniądze.
Pestar odkryłam dzięki portalowi Mydeal, który oferował ich karmę dla psów, z zakupy której zyski przeznaczone będą na cele charytatywne.
Strona internetowa sklepu przejrzysta, łatwa w obsłudze. Prosty sposób zakupu i zapłaty, czytelne warunki dostawy. Ceny atrakcyjne, ale asortyment jak dla mnie nieco ubogi. Nie udało mi się znaleźć wszystkiego, co chciałam kupić dla psa. Za pośrednictwem sklepu można zasięgnąć również porady lekarza weterynarii, gdy ma się wątpliwości jaki produkt wybrać. Co godne pochwały sklep jest współogranizatorem akcji "zerwijmy łańcuchy", co jest dla mnie kolejnym argumentem my robic zakupy właśnie u nich.
Sklep z bielizną Oysho mieści się w galerii handlowej Malta na parterze. W sklepie było czysto, panowal porządek, słychać było przyjemną dla ucha muzykę. Krolują pastelowe kolory. W sklepie spory wybór ładnej bielizny, ceny przystępne, zwłaszcza biorąc pod uwagę przeceny. W sklepie były dwie pracownice. Obie zajęte były układaniem bielizny na środku sklepu. Witały przy tym wchodzących, ale nie proponowały im swojej pomocy. Byłam w sklepie dość długo oglądając asortyment, ale nie zaproponowano mi porady. Nic nie wzbudziło mojego zainteresowania na tyle, by dokonać zakupy. Gdy opuszczałam sklep jedna z pracownic pożegnała mnie.
Miałam ochotę na coś slodkiego, na dworze ciepło, więc najlepsze wydały mi się lody. Weszłam do Grycana, bo bardzo lubię to miejsce. Czysto, chłodno i miło dla oka. Nie było kolejki, co nie ukrywam, ucieszyło mnie. Ogromny wybór lodów, jak zwykle bardzo długo zastanawiałam się co by tu wybrać. Mnóstwo kolorów, lody pięknie się prezentowały. Smakowo jak zwykle okazały się być również bardzo dobre. Obsługa miła, uśmiechnięta i kontaktowa. Ceny przystępne. To miejsce ma wszystko, czego oczekuję po lodziarni i po raz kolejny wyszłam stamtąd zadowolona.
Wizyta u psiego fryzjera jest zawsze stresem, chyba dla mnie nawet większym niż dla mojego psa. Od lat jestem wierna jednej fryzjerce i regularnie chodzimy wyłącznie do niej. To przemiła, ciepła osoba, która widać, że kocha zwierzęta i ma do nich rękę i serce. Salon jest niewielki, przyjemny, czysty. Przed salonem zawsze miska z wodą dla pupili. Tym razem wizyta również udana w 100%. Planowo, punktualnie, pies pięknie umyty i ostrzyżony, wyglądający na zadowolonego. Ceny przystępne. Nic więcej mi nie potrzeba i za 3 miesiące znowu pojawimy się w Pankracym.
Ciąg dalszy szukania eleganckiego ciucha dla mamy. Tym razem stawiamy na Monnari. Sklep duży, przestronny. Elegancko, bardzo czysto, porządek. Ubrania czyste, wyprasowane, równo powieszone. Dobre oświetlenie. Ceny dość wysokie, nawet mimo przecen. Obsługa nie wykazywała inicjatywy własnej. Pracownica znajdowała sie za ladą, nie podeszła do nas, czy do żadnej innej klientki w tym momencie przebywającej w sklepie. Pani również nie powitała nas i nie pożegnała. Podsumowując: sklep typu chłodna elegancja. Elegancko, ale przyjęcie dość zimne. Żaden ciuch nie wpadł mamie w oko, więc ruszyłyśmy dalej.
.
Lubię Inglota i ostatnio coraz częściej przekonuję się o jakości ich kosmetyków, ale stoisko tej firmy w Kupcu Poznańskim nie przypadło mi o gustu. Moje pierwsze zastrzeżenie dotyczy braku cen. Zazwyczaj na większości stoisk przy kosmetykach są wyraźne ceny, więc od razu wiemy ile co kosztuje. Tu tego nie było, w niektórych miejscach były jedynie niewyraźne pozostałosci po cenach. Poza tym na stoisku było nieco kurzu, zabrudzeń. Byłam zainteresowana pudrem, ale nie wiedziałam ile on kosztuje, a nie chciało mi się czekać, aż pracownica skonczy rozmowę z innę klientką odpuściłam sobie więc zakupy. Stoisk Inglota jest w Poznaniu sporo, wybiorę jakieś robiące lepsze wrażenie.
Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że Netia jest najgorszą firmą, z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia. Czas trwania umowy to wielkie przepychanki, ciągłe problemy (najpierw z podłączeniem internetu, potem z jego działaniem). Na infolinii spotkałam się z tak złą obsługą, że jest to aż niewyobrażalne. Każdy konsultant udzielał innych informacji, żaden nie ponosił odpowiedzialności za swoje słowa. Co więcej: ewidentnie okłamywali klienta. Np. jedna osoba mówiła, ze urządzenie zostało do mnie wysłane, by po tygodniu od innej osoby dowiedzieć się, że nic takiego nie miało miejsca, a urządzenia nie przekazano nawet do wysłania. Ale w końcu okres współpracy z tą firmą mam za sobą. I myślałam, że na tym koniec moich kontaktów z Netią. Ale nie. Średnio raz w tygodniu ktoś z Netii dzwoni do mnie albo pisze proponując swoje, pożal się Boże, usługi. Za każdym razem mówię to samo: są państwo najgorszą firmą jaką znam i nie wezmę od państwa nic nawet za darmo, ale to nie działa. Dzwonią dalej. A ja na sam dźwięk słowa Netia dostaję gęsiej skórki...
Przechodząc koło Telepizzy zauważyłam plakat informujący, że w każdy poniedziałek mała pizza za 5zł. Był akurat poniedziałek, a na widok smacznie wyglądającej pizzy na zdjęciu ślinianki zaczęły mi mocniej pracować, nie mogłam się więc powstrzymać i weszłam do środka. Przecież taka okazja nie może mi przejść koło nosa! Lokal w miarę czysty, aczkolwiek nieco zaniedbany. Do kasy, przy której składa się zamówienia, kolejka, co chwilę ktoś podchodzi bez kolejki by odebrać swoje zamówienie, powinni to jakoś lepiej rozwiązać bo robi się zamieszanie i czas oczekiwania się wydłuża. Gdy nadchodzi moja kolej zamawiam promocyjną pizzę – do wyboru z szynką lub pieczarkami, wybieram pieczarki. Pracownica informuje mnie, że będzie do odbioru za 15 minut i wręcza paragon. Opuszczam lokal, wracam po kwadransie. Podchodzę do kasy, niby bez kolejki, a w praktyce do mniejszej kolejki, bo przede mną dwie inne osoby czekają na odbiór swojego zamówienia. Coś ktoś pomylił, pracownica udaje się na zaplecze, chyba szukać zaginionej pizzy. W końcu dostaję swoją pizzę. Jest na papierowym talerzu, dość sucha, brzegi kluchowate, całość nijaka, bez smaku. Przekonałam się już kilkakrotnie, że może być tanio i dobrze, tym razem było tylko tanio. Zapłaciłam tylko 5zł, więc strata niewielka, ale gdybym zamówiła dużą pizzę za normalną cenę, a dostała większą wersję tego „specjału” to byłabym nieźle wkurzona.
Po ostatniej nieudanej wizycie w jednym z poznańskich Carrefourów powiedziałam sobie, że nigdy więcej tam już nie pójdę. Przekonałam się jednak, że powiedzenie nigdy nie mów nigdy ma sens. Tym razem do wybrania się do Carrefoura zachęciła mnie cena konkretnego produktu, a mianowicie stojącego wentylatora. Wg reklamy kosztował on 59zł, czyli taniej niż na allegro. Nie było więc wyjścia – trzeba było schować dumę do kieszeni i przeprosić się z Carrefourem. Przed sklepem parking pełny, znalazłam miejsce daleko od wejścia. W wiatach z wózkami bałagan, jakieś śmieci, w wózkach papiery. Weszłam do środka, wentylatory znajdowały się w widocznym miejscu, w alejce na wprost wejścia. Obejrzałam, wzięłam i gdybym w tym momencie poszła od razu do kasy, to byłabym zadowolona. Ale przypomniało mi się, że muszę kupić kilka jeszcze rzeczy, więc ruszyłam w głąb sklepu. I to był błąd. W sklepie był bałagan, ponadto bardzo nie podobał mi się układ marketu – nic nie mogłam znaleźć. Szukałam doniczek, w końcu musiałam się zapytać przechodzącej pracownicy gdzie je znajdę, okazało się, że były za częścią spożywczą sklepu, przy warzywach. Zauważyłam tanie arbuzy, ale wyglądały na stare. Szczytem wszystkiego była jednak mozzarella. A raczej mozzarella widmo. Była cena (atrakcyjna zresztą), były woreczki z płynem, tylko mozarelli w nich nie było! Wzięłam do ręki kilka, wszędzie to samo. Mozzarella najwyraźniej się rozpłynęła. Takie cuda możliwe są chyba tylko w Carrefourze.
Do kas kolejki. I znowu mówię: nigdy więcej. Oby nie do następnego razu.
Benzyna ma aktualnie tak astronomiczną cenę, że każda wizyta na stacji przyprawia mnie o ból serca. Wiem, że to nie jest oszczędność, a czasem wręcz przeciwnie, ale tankuję teraz częściej za mniejsze kwoty. Mam jakąś barierę psychologiczną by zatankować do pełna i zapłacić tyle kasy, jestem więc ostatnio częstym gościem na stacji.
Było niedzielne popołudnie i na stacji było pełno. Musiałam czekać, aż zwolni się dystrybutor. Było czysto, panował porządek, dostępna była szczotka i woda do czyszczenia szyb. Po zatankowaniu weszłam do środka, tam również było czysto. Czynne były dwie kasy, przy każdej z nich było 2 klientów. Gdy nadeszła moja kolej zbliżyłam się. Pracownik chyba powitał mnie. Chyba bo wymamrotał coś pod nosem, założyłam że było to powitanie. Podałam mu kartę payback i kupon upoważniający mnie do uzyskania poczwórnej ilości punktów. Pracownik zapytał tylko „faktura czy paragon” i podał kwotę do zapłaty. Poinformował mnie też ile mam punktów na koncie i ile doszło w dniu dzisiejszym. Gdy odchodziłam od kasy nie pożegnał mnie.
Byłam z mamą na zakupach i weszłyśmy do Deichmana. W dalszym ciągu trwają przeceny, pojawiły się też już buty z nowej, jesienno – zimowej kolekcji. Całość – pomieszanie z poplątaniem. Nowa kolekcja jest przemieszana ze starą, buty w obniżonych cenach znajdują się pomiędzy obuwiem w regularnej cenie, przez co aby wszystko obejrzeć i coś znaleźć trzeba poświęcić sporo czasu i bardzo uważnie się rozglądać. Znacznie lepiej byłoby moim zdaniem, gdyby wszystkie buty przecenione zgrupować w jednym miejscu, ułatwiłoby to oglądanie towaru.
W sklepie panował porządek, było jednak za mało obsługi. Na sali sprzedaży nie widziałam zadnego pracownika, a do kasy była spora kolejka. Musiałyśmy w niej stanąć by kupić akcesoria do butów - pracownica dość miła, ale czas oczekiwania długi.
Weszłyśmy do Moltona, bo moja mama szukała jakieś eleganckiego ciucha na wesele. Sklep przestronny, bardzo jasny. Panował w nim idealny porządek, ubrania wisiały równo, były dobrze wyeksponowane, łatwe było je przeglądać. Ponadto w sklepie było naprawdę czysto. Odzież dość ładna, ale raczej drogo (i to mimo przecen). Bardzo sympatyczna sprzedawczyni, wyglądała na faktycznie zmartwioną faktem, że sukienka „nie leży”, próbowała zaproponować coś alternatywnego. Miała pozytywne nastawienie, była uśmiechnięta, kontaktowa. Wizyta nie zakończyła się jednak zakupem, bo mamie nic nie przypadło do gustu na tyle by podjąć decyzję.
Wczoraj udałam się do centrum pieszo, samochód tym razem został w garażu. Miałam zamiar wrócić do domu tramwajem, więc przed Kupcem Poznańskim podchodzę do automatu by nabyć bilet. Wybieram na wyświetlaczu właściwy bilet – normalny za 2 zł, wkładam do maszyny 2 złote. Po chwili otrzymuję bilet – ulgowy za 1zł!! No i co teraz? Drobnych więcej nie mam, potrzebnego biletu też nie. Ten otrzymany mogę komuś oddać, ale nie zmienia to faktu, że jestem 1 zł do tyłu i nie mam jak wrócić do domu. Muszę iść rozmienić pieniądze i szukać miejsca gdzie mogę kupić bilet, bo drugi raz w tym automacie nie mam ochoty ryzykować i narażać się na stratę kolejnych pieniędzy. Kiepskie to udogodnienie, co oszukuje pasażerów.
Apteka miała widoczny szyld i czyste okno wystawowe. Weszłam do środka, pomieszczenie jest średniej wielkości, czyste. W porównaniu do innych aptek, w których zazwyczaj kupuję leki miejsce to wydało mi się dość ubogo wyposażone, brak tak charakterystycznych dla części aptek pólek wypełnionych Vichy itp. Tu na niektórych regałach było dość pusto.
Gdy weszłam do środka w pomieszczeniu nikogo nie było, jedynie z zaplecza wydobywał się głos. Okazało się, że to pani farmaceutka rozmawia przez komórkę, ale na mój widok natychmiast zakonczyła rozmowę i przywitała mnie. Kobieta była sympatyczna, uprzejma. Szybko dokonałam zakupu leku (wiedziałam co chcę, więc nie potrzebowałam porady), płatność kartą poszła sprawnie.
W sobotni wieczór odwiedziliśmy wraz ze znajomymi „Tivoli”. Od razu po wejściu dosłownie uderzyła nas fala gorąca - w lokalu nie ma klimatyzacji, co w połączeniu z upałem panującym na dworze stwarzało bardzo wysoką temperaturę. Generalnie było jak w saunie, miałam wrażenie, że pot skraplał się na ścianach. Byliśmy jednak naprawdę głodni i nie chciało się nam szukać wolnego stolika w innej pizzerii, postanowiliśmy więc zostać.
Wystrój lokalu jest bardzo prosty (drewniane stoły i ławy, cegły na ścianach), ale dzięki trafnie dobranym dodatkom powstała przyjemna dla oka całość. Jest czysto i przytulnie.
Obsługa pozostawia jednak moim zdaniem sporo do życzenia. Zajęliśmy miejsca, następnie musieliśmy czekać około 5 minut, aż kelnerka przyniesie nam karty. Kobieta wręczając menu nie przywitała nas, powiedziała tylko „proszę” i zaraz poszła dalej.
Czas oczekiwania na przyjęcie zamówienia to kolejne kilka minut. Zamówiliśmy dwie duże pizze, panowanie wybrali piwo, a ja z koleżanką zdecydowałyśmy się na wino, zachęcone reklamową tabliczką umieszczoną na środku stolika. Wskazałyśmy obsługującej wspomnianą tabliczkę, zaznaczając które konkretnie wino nas interesuje. Ku naszemu zaskoczeniu pracownica poinformowała nas, że cena wina jest inna, wyższa niż podana na reklamie -zgodnie z aktualnie obowiązującym cennikiem kieliszek jest o 1zł droższy. Wzbudziło to w nas spore rozgoryczenie – 1 zł to niewielka różnica (a właściwie prawie żadna), ale liczy się zasada. Mogłabym zrozumieć błąd w cenie w obszernym jadłospisie, ale skoro coś się specjalnie oddzielnie promuje, to ceny powinny być poprawne. Próbowałyśmy negocjować z kelnerką, niestety pozostała niewzruszona. Ostatecznie zaakceptowałyśmy wyższą cenę, ale niesmak pozostał. Pozostała również tabliczka z nieaktualną ceną, pracownica nie zabrała jej. Może to polityka lokalu? Kusić klienta niższymi cenami, licząc, że niewielką różnicę zaakceptuje bez mrugnięcia okiem?
Napoje zostały nam dostarczone szybko, ich jakość jednak nie była zadowalająca – piwo było dość ciepłe. Po około 20 minutach otrzymaliśmy pizze. Ich wielkość była zgodna z opisem, były bardzo ciepłe, na tym jednak pozytywy się kończą. Ciasto było zbyt wyschnięte, a ilość dodatków bardzo mała. Słyszałam kiedyś określenie „pizza myśliwska” (trzeba polować na dodatki) – to idealna wręcz metafora.
Po spożytym posiłku szybko dokonaliśmy zapłaty i jak najszybciej opuściliśmy lokal, panująca tam wysoka temperatura nie zachęcała do przedłużenia wizyty.
Podsumowując: lokal jest dość tani, niestety z niskimi cenami idzie w parze niezbyt wysoka jakość.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.