Tym razem odczułam namacalnie niedogodność braku terminala płatniczego dla kart kredytowych w tym sklepie, co uważam za utrudnienie zakupowe całej sieci bo w żadnej Biedronce taka możliwość jest niemożliwa. Weszłam tu tylko dlatego, że czekałam na odbiór naprawianego odkurzacza z pobliskiego zakładu. Chodziłam sobie bez celu, tak bardziej rekreacyjnie i oglądałam to i owo. Wszędzie porządek – na posadzce, półkach i w koszach, przejście w alejkach między regałami swobodne. Wśród promocji moja uwagę zwrócił zestaw solniczka + pieprzniczka (młynek) 14,99 zł/komplet, ładne i efektowne w różnych kształtach, szczególnie na małe pękate beczułeczki z drewna miałam ochotę, ale nic z tego, w portfelu tylko 10 zł a do bankomatu daleko, poza tym wkurza mnie kręcenie się w kółko tam i z powrotem. Koniecznie potrzebują Biedronki terminala, dziś już takie czasy, że z gotówką raczej się nie chodzi. Biedronka zawsze miała i ma większość cen przyjaznych klientom, jednak nie zawsze można kupić to co akurat by się chciało, dziś tego doświadczyłam. Nawet zagadnęłam pracownicę Gabrielę, która na przeciwległym regale układała artykuły – dlaczego nie można u was kartą zapłacić, mam tylko dychę a tak problemu by nie było. Uśmiechnęła się z wyrozumiałością i powiedziała – no niestety, nie mamy terminali i nie pani pierwsza o tym mówi, przekazujemy to wyżej ale na razie nie na zmiany się nie zanosi. Na sklepie trzy pracownice przy wykładaniu towaru były widoczne, każda w odzieży zielono niebieskiej, włosy krótkie lub upięte, każda w spodniach i obuwiu sportowym. Jedyna co kupiłam to zapałki 0,85 zł/opakowanie 10 pudełeczek, tańszych chyba żadna placówka nie oferuje a do podpalanie gazu się przydadzą.
Tak się jakoś składa, że w ostatnim czasie dość często robie zakupy w tej placówce sieci Polo Market i muszę przyznać, że jakość obsługi nie budzi moich zastrzeżeń. Pracownicy mili, serdeczni, przyjaźnie do klientów nastawieni i niezależnie od aktualnie wykonywanych czynności, chętnie pomogą, doradzą lub poinformują, jeśli tylko zaistnieje taka potrzeba. Sama widziałam jak pracownik hali sklepowej Dariusz – młody człowiek w zielonym kombinezonie i czerwonej koszulce firmowej poprowadził starszą panią do półki z przyprawami i wyszukał jej jakieś torebki. W sklepie porządek, nienaganny można rzec, chyba że coś mi umknęło, posadzka czysta, artykuły cenami oznaczone, te w promocji na żółtych metkach. Tego dnia wiele promocji widziałam, a wśród nich m.in. karmy dla psów, jeśli ktoś ma pieska może się tu sowicie zaopatrzyć – suche karmy w większych i mniejszych opakowaniach czy też w puszkach; nawilżone chusteczki dla niemowląt 6,99 zł/72 sztuki w opakowaniu; odświeżacze powietrza w aerozolu 8,99 zł/zestaw 2 sztuk to prawdziwa okazja bo w normalnych, bez promocji cenach to trzeba zapłacić 6,99 zł/sztuka; soczki w butelkach 300 ml 1,19 zł/sztuka; najbardziej fantastyczna promocja to chleb Polski 0,99 zł/bochenek 0,5 kg w dodatku ciepły, dopiero upieczony do nabycia. Tak, tak, Polo Market to jeden ze sklepów nr 1 na rynku. Gdy stałam do kasy jako druga osoba i wodziłam wzrokiem po półce z alkoholami zauważyła dawno nie spotkanego Bachusa 13,99 zł/1 litr też w promocji, podobnie jak kilka innych trunków. Sympatyczna kasjerka pani Bogusława ubrana w gustownie wyglądającą bluzeczkę – czerwone prążki na białym tle, na niej czerwony polar ze znaczkiem firmowym sklepu. Na pożegnanie, co w zwyczaju tej placówki jest, miłego popołudnia z uśmiechem na twarzy mi życzyła.
Bardzo szybka reakcja na nieprawości innych obserwatorów jak na jakość obsługi przystało. Jeden z obserwatorów bez skrupułów skopiował moją obserwację i zamieścił ja jako swoją, tyle tylko, że rzekomo dokonaną gdzie indziej. Plagiaty to prawdziwa plaga. Nie wyłowiłam tego sama lecz uwagę na to zwrócił mi inny obserwator anonimowo (rzecz jasna). Wysłałam w tej sprawi e-mail do portalu www.jakoscobslugi.pl przedwczoraj w okolicach północy i dziś na mojej skrzynce pojawiła się informacja o podjętych krokach w stosunku do plagiatora, a dokładniej plagiatorki. Uznanie za szybką reakcję i działanie, to zachowanie godne jakości obsługi, reagujecie błyskawicznie i niech tak zostanie. Szkoda, że reklamacje składane do np. sklepu czy sprawy zgłaszane w urzędach, nie mają tak szybkiego „biegu”. W języku prawniczym termin niezwłocznie ma wymiar 14 dni, u Was ten termin funkcjonuje w dosłownym tego słowa znaczeniu – natychmiast, nim minęła druga doba. Mam nadzieję, że druga informacja o skopiowaniu przez Anulę drugiej mojej obserwacji będzie miała podobny finał, bo wysłałam e-mail już w tej sprawie. Zasady fair play obowiązują wszędzie i każdego, nad tym czuwacie.
DORA, każdy użytkownik naszego portalu powinien przestrzegać regulaminu i kierować się wspomnianą zasadą fair play a także szanować cudzą pracę i wysiłek. Dlatego szybko reagujemy na tego typu sytuacje i podejmujemy odpowiednie kroki, by użytkownik, który „korzysta” z obserwacji innych już tego nie robił. Pozdrawiamy, zespół portalu.
Głównie świeży chlebek...
Głównie świeży chlebek zamierzałam tu kupić ale niestety nie było. Pracownica Agnieszka zaproponowała abym poczekała to mi upiecze, zapytałam jak długo, okazało się że ok. 15 minut, to nie tragedia więc uznałam, że zaczekam i po sklepie sobie pochodziłam. Jak to często w takiej sytuacji bywa, w moim koszyku różne artykuły „wylądowały”. Na regale z sałatkami pasteryzowanymi kilka promocji, wśród nich buraczki – wiórki 1,85 zł/słoik 510 g. Na stoisku z chemia liczne odświeżacze powietrza w promocji Brie 8,99 zł/opakowanie 2 sztuk, pracownica właśnie je wykładała, różne zapachy – lawenda, konwalia, cytrus i japoński ogród, zwłaszcza ten ostatni wart był zakupu więc nawet się nie namyślałam za długo, upewniając się wcześniej u wykładającej towar czy aby na pewno jest to właściwa cena. Tak chodząc po sklepie pomyślałam, że wodę niegazowaną przydałoby się kupić i tu niespodzianka – wody Turniczanki brak. Po chwili na stoisku pojawił się pracownik Dariusz z wózkiem napakowanym napojami, zapytałam o szukana wodę i usłyszałam, że przykro mu bo niestety nie ma, właśnie czekają na towar. Trudno, przyjrzałam się innym rodzajom niegazowanych wód i znalazłam Glacier 0,69 zł/1,5 litra, to też niezła cena więc na próbę wzięłam. Chodząc między regałami sklepowymi nie zauważyłam niczego co mogłoby krytyce podlegać, posadzka czysta, na regałach porządek, metki przy artykułach widoczne, cisza, spokój, klienci nieliczni z uwagi na niedzielę, pracownicy w odzieży firmowej sklepu w kolorze zielono czerwonym. Chlebek gorący pracownica sama do torebki mi włożyła bo ja rękawicą nie dysponowałam. Kasjer – sprzedawca pani Bogusława uprzejma i sympatyczna kobieta w bluzeczce w biało czerwone prążki i na wierzchu bluza polarowa ze znaczkiem firmowym sklepu, po skasowaniu zakupów miłego dnia mi życzyła.
Bardzo krótką, niespełna pięciominutową wizytę na tej stacji zaliczyłam, tylko po dużą, czarną, gorzką, gorącą kawę tu wstąpiłam,. Niewielki sklepik przy średniej wielkości podjeździe stacji z sześcioma stanowiskami do tankowania Pb, ON i LPG. Podjazd równo kostką brukową wyłożony, po prawej stronie od wjazdu myjnia, cały obiekt na niewielkim wzniesieniu usytuowany. Dwie pracownice Monika i Basia przywitały mnie miłym „dzień dobry” z uśmiechem na twarzy. Podeszłam do pierwszego z brzegu stanowiska kasowego (były dwa) i poprosiłam o dużą, czarną, gorzką kawę 7,49 zł/420 ml, podając dwie karty – płatniczą i punktową Vitay. Pani Monika skasowała moje zamówienie, sama przeciągnęła kartę punktową przez terminal, doliczając 200. Zapytałam czy kawę mogę uzupełnić wprost do mojego kubka, zgodziła się i powiedziała co trzeba zrobić gdyby mój kubek nie mieścił się w automacie bo był nieco wyższy od tych jednorazowych. Tak szybko lubię sprawy załatwiać, zwłaszcza gdy czas mnie „goni”. W sklepiku czysto, jasno i przyjemnie. Po prawej stronie, tuż przy wejściu stojak z mapami, obok okrągły stolik z krzesełkami, dalej prasa na stojaku, za nią akcesoria samochodowe (żarówki, linki holownicze itp.), dwa zgrabne regały z artykułami spożywczymi na środku, między nimi przejście swobodne. Dzień po dniu tu się zatrzymałam więc od wczoraj nic się nie zmieniło, oprócz obsługujących pracownic.
Dokładniej chodzi o zachowanie słowne w wypowiedziach rzecznika Komendy Głównej Policji inspektora Mariusza S w programie „Tak Jest” prowadzonym przez redaktora TVN 24 (i w tej stacji) pana Andrzeja Mrozowskiego. Rozmowa dotyczyła działań w związku z zaginięciem półrocznej Magdy ze Śląska i odnalezieniem jej zwłok dzięki sprawnym czynnościom i działaniom głównie detektywa pana Krzysztofa Rutkowskiego. Sceptycyzm, arogancja i lekceważenie jaki towarzyszyły tym wypowiedziom zasługują na słowa najwyższej rangi krytyki. Uważam, że to wstyd i hańba dla policji i bynajmniej nie za działania tylko za ignorancje wobec pana Krzysztofa, który wykonał robotę należącą do organów ścigania – doprowadził matkę tego nieszczęsnego dziecka do przyznania się i podania faktycznych powodów zaginięcia córeczki. Degradowanie tych działań i osiągniętych efektów, wręcz oskarżanie uważam za niegodne postawy policjanta sprawującego tak ważne stanowisko w kraju. Jeśli takie wytyczne miał od przełożonych to gratuluję drogi do regresu działań. Dla mnie kompetencja jest przyznanie się do np. braku możliwości działań a nie publiczne deklasowanie skutecznych działań innych. Tylko wygląd pan inspektor miał nienaganny i dobrze prezentował się przed kamerą – dopasowany, dobrze leżący mundur, biała koszula, krawat, nienagannie zaczesane krótkie włosy i okulary w cieniutkich, prostokątnych oprawkach – tylko na wystawę go postawić jako wzór wyglądu. To jednak jest tylko dodatek, który nie załatwi reszty. Dobrze, że rozmowa trwała tylko 15 minut (i tak za długo), to ograniczyło i tak spory zasób przekazanych niegodziwości. Dziwi tylko pewny wzrok do kamery podczas wypowiedzi.
Ta obserwacja dotyczy konferencji prasowej transmitowanej przez TVN 24, zorganizowanej przez Prokuraturę Okręgową w Katowicach na tle Godła państwowego i dużego napisu umieszczonych na niebieskim tle. Prokurator i jednocześnie Rzecznik prokuratury pan Mariusz Ł przedstawił aktualny stan w sprawie zaginionej półrocznej Magdy ze Śląska, której zwłoki odnaleziono dzięki działaniom biura detektywistycznego Rutkowski. Bardzo mętnie i wymijająco odpowiadał pan rzecznik na pytania zadawane przez fotoreporterów m.in. RMF, Radio eska, Radio Zet, TVN i innych stacji, zwłaszcza gdy pytano o działania detektywa w tej sprawie, co więcej posunął się do stwierdzenia, że skomplikowały one działanie prokuratury. To nie tylko ignorancja i lekceważenie dla osiągniętych wyników lecz także brak elementarnych podstaw zachowania dla uznania osiągniętych, pozytywnych skutków dochodzenia, prowadzonego niezależnie od działań policji i prokuratury. Działanie detektywa przyczyniły się także do ograniczenia wydatkowania finansów publicznych, które były źródłem finansowania tygodniowych, daremnych poszukiwań zaginionej. Pan prokurator nie zdobył się nawet na zwykłe dziękuję wobec tego człowieka. To brak podstaw savoir vivre. Kompetencją to on może się wykazał, ale w „zamącaniu” rzeczywistości. Aby zachować twarz, wystarczyło powiedzieć np. zawiedliśmy, procedury nie są dość skuteczne, nie mięliśmy narzędzi, możliwości etc. Tylko, że takie wyznanie byłoby przyznaniem się do, także nieudolności, a prokuratura nie dopuszcza takiego stanu faktów. Wygląd prokuratora Mariusza, moim zdaniem, też pozostawiała trochę do życzenia, nie dopięta pod szyją, ciemna koszula niezbyt dostojnie prezentowała się pod ciemną marynarką, tylko krótko obcięte włosy i łysiejąca głowa były OK. Moim zdaniem, pewne zawody (prokurator do nich należy) zobowiązują do elegancji, zwłaszcza jeśli jest to wystąpienie publiczne, szacunek odbiorcom się należy. Ale co tu mówić o odbiorcach jak nawet zasługi są pomijane i to pewnie dlatego, ze nie ma możliwości przypisania ich sobie. Nie mierzyłam czasu trwania konferencji ale była i tak za długa, bo pochwalić się nie miał czym pan Mariusz.
Zbulwersowało mnie zachowanie prowadzącej magazyn „Świat” pani Katarzyny K.Z która jako pracownik tej stacji i gospodarz tego programu zachowała się bardzo nieprofesjonalnie i stronniczo, zarówno wobec zaproszonych gości jak i telewidzów, demonstrując wyraźnie swoją niechęć do jednego z zaproszonych. Gośćmi programu byli: prywatny detektyw, pan Krzysztof R i rzecznik komendy głównej pan Mariusz S. Poruszana sprawa dotyczyła zaginionej półrocznej Magdy na Śląsku, której matka w pierwotnej wersji utrzymywała porwanie dziecka, jednak w wyniku działań prywatnego detektywa sprawa okazała się znacznie bardziej makabryczna. Tylko postępowanie pana R. powstrzymało dalsze nakłady finansowe na bezsensowne poszukiwania zaginionej i skupienie się organów bezpieczeństwa na ukierunkowane już działania. Pani Katarzyna, wtórując rzecznikowi komendy nie wyraziła słów uznania dla prywatnego detektywa, które w tej konkretnej sprawie należały mu się jak „psu kość”. Taka ignorancja i lekceważenie dokonań to typowe dla tych, którzy nie sprawdzili się w swojej dziedzinie, w tym przypadku organa ścigania, dla których pełne zwolennictwo wykazała w programie prowadząca – obiektywizmu i niezależności reporterskiej „zero”. Rozległą i jasną wiedzę wykorzystała wbrew ogólnie przyjętej normie: każdemu to co mu się należy. Ten program „skopała”: komendzie – przychylność i prawie uznanie, na co nie zasłużyła a temu co sprawę rozwiązał – napiętnowanie i zarzuty. Jedynie wygląd pani Katarzyny bez większych zarzutów – ciemne, proste opadające na ramiona włosy, ciemne odzienie z przypiętym mikrofonem, wystające z fotela kolana świadczyły o tym że miała sukienkę lub spódniczkę, twarz zadbana i bojowy jej wyraz ukierunkowany głównie na detektywa Krzysztofa. Sam wygląd nie nadaje jakości prowadzonego programu lecz sposób jego prowadzenia a tu profesjonalizmu zabrakło, choć tą panią zawsze uważałam za profesjonalistkę w swoim fachu. Tu jej postawa zawiodła, przynajmniej mnie.
To z dzieckiem musiałam się tutaj udać bo gorączka się pojawiła i inne niepokojące oznaki. W przychodni dziecięcej troje rodziców było, którzy czekali na dalsze czynności, już po zbadaniu ich dzieci. Doktor Józef w długim kitlu, starszy, łysiejący pan przyjął nas niemal od razu po „rozpłaszczeniu” dziecka, zbadał gardło, osłuchał płuca i oskrzela i stwierdził – angina. Wypisał receptę z lekami, przekazał zalecenia co do postępowania. Miał bardzo specyficzny, rzadko spotykany sposób wypowiadania się – mówił bardzo szybko i trzeba było uważnie słuchać jego słów, jednak gdy coś okazało się niezrozumiałe, powtórzył starając się trochę wolniej jednak po chwili „wchodził” na swoje normalne „obroty” głosowe. Starał się wszystko jak należy przekazać. Przychodnia ładnie urządzona, wszędzie czysto, higienicznie, na ścianach obrazki dziecięce – motylki, kwiatki, chmurki, słoneczka etc. Oddzielne pomieszczenie do rozebrania dziecka, oddzielny gabinet do badania i jeszcze kilka innych pomieszczeń. Wszystkie gabinety usytuowane po jednej stronie, druga to okna i krzesełka przy ścianie dla oczekujących. Korytarz to bardzo długi prostokąt. Posadzka i ściany czyste, jasne i takie „radosne” w ogólnym wrażeniu. Przychodnia ta mieści się na pierwszym piętrze budynku będącego kiedyś siedzibą pogotowia ratunkowego. Wizyta oczywiście była darmowa w ramach podpisanego kontraktu z NFZ.
Tego dnia postanowiła zakupy „niedzielne” zrobić w tym Polo Markecie i przy okazji „kości rozprostować” bo wracałam do domu z trasy. Za bramką prowadzącą na halę sklepową dział warzywno – owocowy: seler – korzeń 1,99 zł/kg, przygotowane także ćwiartki i połówki korzenia, przekrojone bo „okazy” duże były, pietruszka 3,49 zł/kg – ceny przyznać muszę „przyjazne” kupującym, wszystko świeże, jakby dopiero z ogródka zebrane. W dziale mięsno -wędliniarskim trzy pracownice, dwie obsługiwały, trzecia porcje przygotowywała – kroiła, ważyła, pakowała i metki naklejała. Obsługiwała mnie Renata – wysoka, postawna blondynka z włosami związanymi w ogonek z tyłu głowy, ubrana w czerwono zieloną odzież firmową sklepu, na głowie czepek, podpięta grzywka. Promocje ćwiartek z kurczaka 4,99 zł/kg, szyjki drobiowe 2,99 zł/kg, tyle do rosołu mi starczyło, resztę w domu miałam. Poprosiłam jeszcze parę plasterków ogonówki, też w promocji była 13,99 zł/kg, Snacki drobiowe ładnie wyglądały i też w promocji były 13,99 zł/kg, ekspedientka powiedziała, że ładnie „schodzą”, koleżanka obok zachwalała ich smak mówiąc, że jej dzieci bardzo lubią te kiełbaski więc też parę sztuk poprosiłam. Gdy wszystko do koszyka otrzymałam usłyszałam dziękuje i życzenia miłego dnia. Na pieczywie chleb polski 0,99 zł/bochenek 500 g, pyszny, w promocji na jaką raczej żaden sklep się nie odważy, drożdżówki w koszu leżały, bardzo do Biedronkowych podobne tyko w cenie o 16 groszy niższej (0,99 zł/sztuka – tyle co 0,5 kg chleb polski). Polo Market jest konkurencyjny dla wielu placówek handlowych i nawet osławioną Biedronkę wyprzedza. Kasjerka Bogusława, kobita dobrze po czterdziestce (myślę), ciemne upięte w ogon włosy, zadbana twarz, ubiór elegancki – koszula firmowa i bluza też ze znaczkiem Polo Marketu, sympatyczna, kulturalna i przyjazna w obsłudze. Podobnie jak jej koleżanki miłego dnia mi życzyła.
Dość spory tłok samochodowy na podjeździe tej stacji zastałam, widać jakieś przewozy postój sobie zrobiły, jednak miejsce do parkowania udało mi się znaleźć. Do toalety nie musiałam czekać zbyt długo dwie panie przede mną. Toaleta czysta (posadzka, urządzenia, lustro, ściany, drzwi), pachnąca, dostępne: papier toaletowy, woda bieżąca i ręczniki papierowe, w małym przedsionku na ścianie karta czystości toalety na bieżąco monitorowana. Mimo, tak jakby oblężenia (na pierwszy rzut oka po wjechaniu na podjazd) kolejek do dwóch dostępnych i pracujących kas, jako tako nie było – trzy osoby to żadna kolejka. Obsługiwały dwie pracownice: starsza – Ala i o wiele młodsza Karina, miłe, sympatyczne, grzecznie i z pełną kulturą odnosiły się do klientów. Trzecia, również młoda dziewczyna zajmowała się przygotowywaniem przekąsek gorących. Takie rozwiązanie bardzo mi się podoba – do kasy kto inny, do żywności też. Taki obrazek nie zawsze tu się widzi, choć mimo to zastrzeżeń nie mam. Poprosiłam o Hot Doga 4,49 zł/sztuka aby zabić „mały” głód i czarną kawę. Gdy panna Karina kasowała moje zamówienie i „pilotowała” doliczenie punktów Vitay, inna pracownica zajęła się jego przygotowaniem, kawę z automatu sama sobie wzięłam. Pożegnano mnie miłym smacznego i życzeniem miłego dnia. Na podjeździe stacji starszy pan – pracownik podjazdu (odzież to zdradzała i czynność) zajęty był przy dystrybutorze tankowaniem gazu LPG. Każdy pracownik przy swoich czynnościach, dbający o wygodę klientów – tak powinno wszędzie być.
Tylko po dużą, czarną kawę, będąc w drodze tu wstąpiłam do kubka termicznego by ogrzać się w ten mroźny dzień. Na równym, kostką brukową wyłożonym podjeździe stacji dwóch kierowców tankujących swoje auta, z prawej strony myjnia, miejsca dużo, zatrzymałam się w pobliżu drzwi wejściowych do sklepu. Po prawej stronie wejścia stojak z mapami, obok okrągły stolik z dwoma krzesełkami dalej wyeksponowane akcesoria samochodowe (linki holownicze i inne), dwa małe regały z artykułami spożywczymi na środku. Po wejściu przywitały mnie dwie uśmiechnięte pracownice Sandra i Basia, ubrane w koszule firmowe, na nich gustowne, pikowane, czerwone kamizelki ze znaczkiem firmowym Orlenu. Basia ciemne włosy upięte. Sandra mnie obsługiwała, młoda, szczupła blondynka o blond białych włosach, okrągłej twarzy której uroku dodawały bardzo długi rzęsy podkreślone czarnym tuszem. Poprosiłam o kawę, skasowała, zapłaciłam 7,49 zł/420 ml, zapytała o kartę Vitay, podałam, doliczyła mi 200 punktów i udałam się do automatu kawowego. Mały automat tu mają, który tylko małe porcje napojów podaje więc musiałam dwa razy „knefel” wcisnąć aby dużą porcję otrzymać. Gdy tak stałam i czekałam aż mój kubek się napełni zobaczyłam ofertę już na tłusty czwartek (prawie dwa tygodnie jeszcze), że przyjmują już zamówienia na pączki 15,90 zł/10 sztuk i 500 punktów Vitay. Nie powiem, ze to okazja jeśli o cenę idzie, natomiast punkty są OK. Gdy odchodziłam od ekspresu pani Basia ubiegła mnie pożegnaniem, uśmiechem i miłego dna życzyła. Sandra obsługiwała klienta, który wszedł.
Chleb to zakup codzienny i ostatnio przeze mnie tu dokonywany. Tego dnia miła niespodzianka, zamiast ceny 1,85 zł/bochenek 500 g gdy ostatnio kupowałam, cena promocyjna 0,99 zł/bochenek, aż żal że na zapas nie da się kupić. Na półce z pieczywem bochenki jeszcze bardzo ciepłe były a w piecu następna partia się piekła. Obok papierowe torebki z napisem sklepowym do pakowania pieczywa w różnych kształtach – podłużne wąskie na bagietki (też wypiekane) i krótsze, szersze na chleb i kajzerki. Bo różny asortyment jest tu wypiekany. Za pieczywem w ciągu jest stoisko z działam: mięso, drób, wędliny, sery. To ostatnie było w zakresie mojego zainteresowania bo ostatnio też odkryła, że sery żółte są tu w miarę sensownych cenach, tego dnia ser Podlaski wzięłam pokrojony w plasterki 18,99 zł/kg. Pracownica (koszulka czerwona, fartuszek, czepek na głowie) na tym stoisku przygotowywała kolejne porcje, krojąc w plasterki bo widać było już braki w chłodni, klienci mogą tu sobie wybrać większą lub mniejszą porcję wg własnego uznania bo przygotowane są różne. Pracownik hali sklepowej Łukasz (po stroju charakterystycznym dla sklepu i identyfikatorze można się było zorientować) przemierzał sklep z jakimiś dokumentami – papierami. W dziale z napojami standardowo woda niegazowana Turniczanka w cenie bardziej niż przystępnej i niezmiennej, póki co, 0,85 zł/2 litry. Kasjerka Jolanta o ciemnych krótkich włosach, sympatycznym wyrazie twarzy z uśmiechem i życzliwością obsłużyła każdego z oczekujących w czteroosobowej kolejce i słowami „miłego dnia” zakończyła obsługę.
Kajzerki z EKO na śniadanie to było życzenie mojej rodziny więc bez namysłu wskoczyłam do auta i tu przyjechałam bo te z Polo Marketu jakoś zwolenników w mojej rodzinie nie znalazły, choć są tańsze jednak takie jakby za bardzo nadmuchane. Jeszcze gorące trafiłam, rumiane i pachnące 0,35 zł/sztuka, obok torebki papierowe do ich zapakowania wiec kilka sztuk wzięłam. Nieopodal wystawione makarony „nitka” 1,19 zł/250 g, cena taka jak w Biedronce więc też wzięłam bo niedziela niedaleko. Jak zwykle, gdy jestem, przez sklep się przespaceruję, tym bardziej że tłoku nie było choć klientów wielu, jednak swoboda poruszania się po sklepie w pełni zapewniona, szerokie przejścia między regałami na których artykuły poukładane i w metki cenowe zaopatrzone. W dziale ze słodyczami wpadły mi w „oko” suche wafle wiec pomyślałam, że może z jakimś kremem zrobię więc wzięłam 2,09 zł/opakowanie (taniej niż w Polo Markecie). Skoro miałam wafle to do chłodni po margarynę wrócić się musiałam. W chłodni też wszystko posegregowane: jogurty z jogurtami, śmietany obok, margaryny i masła też razem, wzięłam margarynę Palmę 2,29 zł/250 g. gdy do kasy podchodziłam przy której stało 4 klientów w kolejce, pojawiła się inna kasjerka Jadwiga i miłym głosem zaprosiła do kasy obok, ładnie uczesane ciemne, krótkie włosy, delikatny makijaż, odzież firmowa w kolorze beżowo zielonym, uśmiech na twarzy, życzliwość i sympatia w zachowaniu w stosunku do klientów. Miło, sprawnie, kulturalnie.
Jeszcze w pracy byłam gdy zadzwonił mąż i zapytał co na drugie danie do obiadu planuję, pomysłu nie miałam więc zapytał czy spaghetti byłoby możliwe. Dla mnie to „raj” bo sama nie muszę wymyślać więc powiedziałam, że w drodze do domu potrzebne zakupy zrobię no i podjechałam do Polo Marketu. Na stoisku mięsnym ekspedientka Agnieszka odcięła mi chudy kawałek łopatki 10,99 zł/kg (akurat promocja była), zmieliła, zapakowała i miłego dnia na odchodne życzyła, ubrana w odzież ochronną firmową, na głowie czepek w kształcie toczka, też w kolorze stroju i ze znaczkiem firmowym sklepu. Na stoisku z przyprawami: zaprawa do sosu pomidorowego 1,65 zł/opakowanie 30 g, koncentrat pomidorowy 1,59 zł/słoiczek 200 g. Idąc w kierunku stoiska z makaronami mijałam liczne żółte metki cenowe świadczące o promocjach po których wiodłam wzrokiem i ptasie mleczko zauważyłam 6,49 zł/500 g, czemu by nie. Na makaronach cztery rodzaje Spaghetti z czego trzy w cenach promocyjnych, wzięłam jeden z nich 2,29 zł/500 g. Przy stanowisku kasowym Jolanta w czerwonej koszulce z długim rękawem obsługiwała jedna klientkę, która brała Murzynki – coś jakby ciepłe lody, zapytałam o cenę 0,50 zł/sztuka więc gdy przyszła moja kolej do obsługi też o kilka stuk poprosiłam, dzieciaki się ucieszą. Należycie zostałam obsłużona przez tę uprzejmą kasjerkę – sprzedawczynie i na pożegnanie życzyła mi miłego dnia, podobnie gdy z mięsnego odchodziłam. Lubię robić tu zakupy bo zawsze są udane.
Ten sklep polecił mężowi nasz znajomy gdy okazało się, że diesel mojego męża „skapitulował” przed mrozem i akumulator (zaledwie roczny) nie wydolił więcej niż cztery „kręcenia”. W sklepie tym można zaopatrzyć się w bardzo szeroki asortyment (głównie elektro- i nie tylko), m.in. kosiarki Stihl-a (większe, mniejsze i całkiem spore), szlifierki, wiertarki, nasiona, sadzonki, konewki, szpadle, łopaty, grabki, pazurki, doniczki, ziemię, preparaty do pielęgnacji roślin i wiele innych. Weszliśmy do tego średniej wielkości sklepu, tak około 6x6 m, asortymenty artykułów poustawiane/układane na półkach i podłodze (kosiarki), przy każdym metka z cena i nazwą, ład i porządek zachowany, swobodne poruszanie się też zapewnione, klientów nie było, byliśmy jedyni. Mąż powiedziała: podobno u pana można kupić prostownik; najpierw sprzedawca zapytał czy chce mąż ładować akumulator samochodowy, gdy mąż potwierdził, odpowiedział - teraz mam tylko taki mały Prostownik Einhell do ładowania akumulatorów o pojemności 12-60 Ah, do samochodowych się nadaje, prąd wyjściowy ładowanie ma 4 Amper: to mi nie przeszkadza, a w jakiej cenie? 68 zł – padła odpowiedź. Po krótkiej wymianie zdań na temat zimowych problemów z samochodami w żartobliwym tonie, zapłaciłam za ten zakup, mąż był z niego zadowolony, ja w tej „materii” jestem absolutny laik. Jeśli mąż uznał to za zadawalający i nie drogi zakup, mogę tylko się z tym zgodzić.
Choć znajomy polecił mojemu mężowi inny sklep to jednak tutaj zajrzeliśmy też, bardziej dla rozeznania co do cen prostowników na rynku bo tak się złożyło, że diesel mojego męża skapitulował przed mrozem i akumulator (zaledwie roczny) nie wydolił. Był prostownik 6 A 12 V/15 Ah, cena 118 zł/szt. Ponieważ był to tylko rekonesans (znajomy rekomendował inny sklep) więc mąż jedynie się z zapoznał z ofertą. Miła starsza pani tu pracująca, bardzo zadbana, schludnie ubrana - spodnie, sweter, upięte w kok blond włosy, udzieliła pełnej informacji o posiadanym prostowniku, jak się okazało jedynym egzemplarzu w tym momencie (ja w ogóle się na tym nie znam), uprzejma, sympatyczna i życzliwa, nie okazała ignorancji i niezadowolenia gdy na razie podziękowaliśmy za udzielone informacje i okazanie nam towaru. W sklepie porządek na posadzce i na ustawionych w kształcie litery „L” ladach, artykuły na półkach poukładane (np. farby w sprayu, zapachy samochodowe, jakieś części) lub na ściennych listwach rozwieszone (rafki rowerowe), część także na ladach wyłożona (breloczki, zaciski, paski) z boku na posadce poukładane kołpaki w różnych wzorach i rozmiarach, ich ceny od 45 zł za komplet. Gdy wychodziliśmy, stojący za nami pan poprosił ten prostownik, który oglądaliśmy. Jest jeszcze parę miejsc w miasteczku gdzie jest możliwy zakup takiego urządzenia, zakładając że będzie dostępny w sprzedaży.
To nieduży sklep na uboczu centrum miasteczka oferujący bieliznę damską, męska i młodzieżową – piżamy, koszule nocne, slipy, figi, biustonosze, pończochy, rajstopy, skarpety, podkoszulki etc w różnych rozmiarach i kolorach. Po prawej stronie od wejścia i na wprost długa lada w kształcie litery „L”, po lewej stronie na kratownicy ściennej rozwieszone biustonosze i figi, w rogu stojak z rajstopami i pończochami. Część artykułów na manekinach, część na półkach i część ułożona na ladzie. To co bardzo mi się tutaj podoba to przymierzalnia na zapleczu tak usytuowana, że nie ma obawy aby przypadkiem odchylająca się kotara stwarzała widok dla klientów będących w sklepie. To bardzo dobre i pomysłowe rozwiązanie bo przymierający ma zapewnioną pewnego rodzaju intymność. Obsługująca starsza pani, na pewno po pięćdziesiątce, bardzo zadbana i elegancka o wyrazistych rysach twarzy, miła, sympatyczna i uprzejma. Nie zraziła się tym, że po przymierzeniu pięciu biustonoszy, nie kupiłam żadnego lecz wręcz zapraszała na przyszły tydzień bo będzie miała nowy towar. To bardzo profesjonalne podejście. Ceny już nie takie zachęcające (np. biustonosz 62,00 zł/sztuka czy 54 zł/sztuka, figi 18 zł/sztuka) ale dobrej jakości bielizna zawsze kosztowała sporo i kosztować będzie. Jeśli trafi się tańsza to jej jakość też będzie gorsza bo zawsze coś jest kosztem czegoś.
Chyba na dobre przekonam się na chleb polski 1,85 zł/bochenek 0,5 kg, mimo iż jest on na miejscu z mrożonego wypiekany okazuje się, że też może być i jest pyszny, a przy okazji można też inne zakupy tu zrobić. Tego dnia np. jabłka tuż po przejściu przez bramkę na halę sklepu , cena promocyjna 1,99 zł/kg świeże, dorodne, dojrzałe, lekko miękkawe i smaczne (co później się okazało). Nieopodal rajstopy w promocji, różne kolory o grubości 40 DEN w cenie 2,99 zł/sztuka, też warto kupić. Celem wizyty był tylko chleb ale zanim do niego doszłam już dwa asortymenty w koszyku miałam. Na sklepie widoczni trzej pracownicy byli (dwie dziewczyny i wysoki chłopak) ubrani w odzież firmowa Polo Marketu wykładali towary na półki: średniej wysokości dziewczyna o ciemnych włosach – artykuły chemiczne, drobna blondynka – artykuły w chłodni z nabiałem, wysoki blondyn z bródką – na stoisku z ciastkami. Przeważnie obsługiwana jestem w kasach 1 lub 3, tego dnia jednak kasa nr 4 była dostępna, tu kasjerka, młoda dziewczyna o okrągłej twarzy i blond rudawo kędzierzawych włosach, miła, uprzejma dla klientów, z uśmiechem na twarzy każdego witała, sympatycznie obsłużyła i także z uśmiechem żegnała życząc miłego popołudnia.
To ostatni miesiąc promocji Vitay w której zyskuję dodatkowo 500 punktów na zimowy płyn do spryskiwacza więc przy okazji tankowania benzyny Pb 98 po (niestety dużo) 5,69 zł/litr i po 6 punktów za każdy litr, wzięłam też ten płyn 29,99 zł/4 litry (podstawowe + dodatkowe, łącznie 1000 punktów, choć cena nie niska). To spowoduje, że następne tankowanie to będę miała wymianę części zebranych punktów na paliwo. Na stacji kolejka 5 samochodów ale stali oni do Pb 95 lub ON więc po chwili, gdy zrobił się możliwy dojazd do dystrybutora z Pb 98 po prawej stronie mogłam uzupełnić bak. Bardzo kiepsko, „żergoląco” chodził ten dystrybutor ale zatankować się udało. Pracownica Natalia, trochę zziębnięta dziewczyna, widać mróz na dworze nie pozostawał obojętny dla jej małego pomieszczenia w kształcie bardziej kiosku niż nowoczesnego sklepu. Okienko do płacenia za zakupy na tej stacji jest dobre latem ale zimą się nie sprawdza, niestety, także dla płacących jeśli trzeba w kolejce stać. Mimo zziębnięcia, pracownica starała się zachować standardy obsługi, miła, uśmiechnięta, zadbana i życzliwa dla klientów, gorącą kawę lub herbatę proponowała. Na koszuli firmowej w kolorze popielatym miała sweter i polar, czerwone ze znaczkiem firmowym Orlenu. Każdego żegnała z uśmiechem na twarzy.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.