Brosma to nazwa ryby o której po raz pierwszy właśnie tu usłyszałam, gdyż oferowano z niej filet panierowany, świeżo smażony 47,00 zł/kg. Oprócz tej potrawy były jeszcze kotlety rybne 32,00 zł/kg, pozostałe potrawy rybne były jeszcze w trakcie smażenia. Od obsługującej tu młodej, drobnej budowy pracownicy dowiedziałam się, że jest to ryba morska. Mimo wysokiej ceny wzięłam oferowany tego dnia filet bo rybka smażona w tej placówce to prawdziwy przysmak, w domu nie jestem w stanie tak usmażyć fileta więc, niezależnie od ceny, tu kupuję. Lokal tej placówki przystosowany jest do sprzedaży detalicznej w jednej części i do sprzedaży z możliwością spożycia na miejscu świeżo smażonych dań rybnych z dodatkami w drugiej części (pakują też na wynos, z czego zwykle korzystam), odpowiednio w tym celu przygotowanej – przykryte czystą ceratą stoliki, przy nich krzesełka, na nich zestawy przypraw. Ładnie, tak trochę domowo prezentują się na tle dużych, naturalnych nie-kwitnących roślin doniczkowych. W obu częściach lokalu po jednej pracownicy, obie w fartuszkach wierzchnich, starsza pani była na obsłudze detalicznej, tam było dwóch klientów, młoda (ok. 20 lat) w drugiej części, gdzie ja byłam obsługiwana, tu klientów nie było, jeszcze pora zbyt wczesna i pełna oferta była w przygotowaniu, mi jednak filet już usmażony wystarczył bo taki cel mojej wizyty był. Młoda, miła ekspedientka zważyła wybrany kawałek ryby, zważyła, zapakowała na wynos, a po zapłaceniu życzyła smacznego. Sympatycznie i sprawnie, już po chyba niespełna pięciu minutach nie było mnie tam.
Chałwa fantazyjna lub sezamowa w cenie 10 zł/kg, bardzo proszę, to jest możliwe tylko w sklepie firmowym Przedsiębiorstwa Wyrobów Cukierniczych ODRA w Brzegu. Dokładniej jest to „łom chałowy” czyli kawałki batonów, które połamały się w wyniku jakiegoś błędu na taśmie produkcyjnej podczas cięcia sprasowanego bloku chałowego na batony. Można je tu kupić w opakowaniach 1 kg. To bardzo dobra i niedroga oferta handlowa. Średniej wielkości sklep w nim bardzo miła i sympatyczna ekspedientka – niemłoda, zadbana i elegancka, co dało się zauważyć mimo, że miała ubrany biały, bardzo czysty fartuch, elegancko ułożone jasne włosy, jakby wprost od fryzjera do pracy przyszła, dopasowany makijaż, zadbana twarz, zadbane dłonie, do tego uśmiech na twarzy, przyjazne spojrzenie i miły ton głosu. W sklepie porządek na posadzce, czyste: lada i przeszklone regały. Asortyment to wyroby firmowe – słodycze: ciastka, cukierki, chałwa w przeróżnym wydaniu i o różnych smakach. Ceny też bardzo zachęcające, cukierki czekoladowe poniżej 20 złotych za kilogram to prawie gratka zakupowa. Gdy miła pracownice tej placówki podała mi chałwę, zaproponowała jeszcze bombonierki 5,60 zł/sztuka, promocja, 2 zł mniej od ceny normalnej (w EKO widziałam powyżej 10 zł), wewnątrz czekoladki w 4 smakach, pewnie że wzięłam. Gdy weszłam do sklepu, obsługa innej klientki dobiegała końca, gdy moja obsługa się kończyła, już dwie panie za mną stały. Po skasowaniu zakupów, miłego dnia usłyszałam, podobnie jak klientka przede mną i pewnie te po mnie też (tak myślę). Wcześniej o tym sklepie tylko słyszałam, teraz wiem, że częściej będę tu gościć.
W miarę wczesna, ranna wizyta w tym sklepie daje duże gwarancje zakupu świeżego, czasem jeszcze letniego chleba, a chleb tu jest dobry bo jest to sklep firmowy PSS-u, który ma własną piekarnię gdzie pieczywo wypiekane jest tradycyjną metodą w piecu węglowym, w dodatku chleb na naturalnym zakwasie bez dodatku tzw. ulepszaczy. Gdy czasem przyjdzie mi ochota na taki zakup udaję się wtedy tutaj lub wprost do piekarni. Przed sklepem niewielki parking, na którym tylko szczęście pozwoli zaparkować, dziś go ni miałam więc tradycyjnie na poboczu drogi zaparkować musiałam. W sklepie dwie panie-ekspedientki, niemłode, po pięćdziesiątce już chyba sporo, ubrane w białe fartuchy jakby dederonowe. Nie wiem od czego to zależy ale czasem maja ubrane ładne gustowne fartuszki, w fantazyjnym fasonie, wykończone kolorowymi dodatkami i wtedy bardzo elegancko wyglądają, tego dnia takiego widoku mi zabrakło. Niby nic, tylko fartuch a ile miłego wrażenia dla oka. W sklepie czysto, porządek, bardzo jasne światło, z boku po prawej stronie koszyczki na zakupy, ułożone jeden w drugi. Wzięłam koszyczek i na wprost przy stoisku z wędlinami się zatrzymałam bo czasem zdarza mi się tu kupować. Jak zauważyłam wędliny podrożały; kiełbasa szynkowa 20,00 zł/kg (to o 1,60 zł drożej niż ostatnio gdy tu kupowałam w poprzednim miesiącu), szynka z pieca 30,00 zł/kg, też droższa. Poprosiłam o pokrojenie mi kiełbasy szynkowej w plasterki, usłyszałam miły głos ekspedientki: proszę bardzo, ile sobie pani życzy? I spełniła moje oczekiwanie, zważyła, cenę na woreczek przykleiła. Potem chlebek, miałam szczęście bo jeszcze ciepławy był, 2,65 zł/bochenek 0,6 kg lub 2,30 zł/bochenek 0,5 kg. Wzięłam większy, bułeczki żytnie – to jakaś nowość wiec tez się skusiłam 0,78 zł/sztuka. Zapłaciłam i pożegnałam się wychodząc.Obsługa miła, sympatyczna, do wyglądu placówki też przyczepić się nie można.
Podoba mi się wystrój tego sklepu, lada w niekonwencjonalnym kształcie – beczułkowatego prostopadłościanu, tapicerowanego czerwonym skajem, obok stojak ze sztuczną biżuteria (korale, bransoletki, kolczyki etc), ubrania w większości rozwieszone na wieszakach umieszczonych na stojakach sklepu oraz na uchwytach ściennych dookoła lokalu. Do nabycia tutaj odzież damska, męska i dla młodzieży – kurtki, spodnie, bluzki, t-shirty, swetry, kamizelki itp, jeans-owe i z tkanin innych. Także wspomniana biżuteria i torebki skórzane. Ceny bardzo zróżnicowane, były torebki w cenie 49,00 zł, ale także w ceni 99,99 zł/sztuka (to już jest drogo a nawet bardzo drogo, moim zdaniem), w różnych wzorach, kolorach, modelach i różnej wielkości, każda ozdobiona, albo futerkiem, albo sprzączkami, albo zamkami lub też zwyczajnie bez ozdóbek, szydełkowe też widziałam, były. Ładny t-shirt sobie tu kupiłam w czerwonym kolorze za jedyne 19,99 zł, typowo damski z lekka zdobiony. Pracownica, stosunkowo młoda kobieta, ładnie, elegancko ubrana w bluzeczkę i ciemne spodnie, makijaż na twarzy, uśmiech i przyjazne usposobienie. Zaproponowała abym przymierzyła wybraną bluzeczkę aby przekonać się czy dobrze leży ale nie chciało mi się rozbierać więc wizualnie się zorientowałam i uznałam, że będzie OK. jak pani uważa, odrzekła z wyrozumiałością w głosie, zapłaciłam i pożegnałam się. Stosunkowo nieduży lokal sklepu tworzy coś w rodzaju przytulnej placówki, być może to zasługa aranżacji sklepu, dopełnionej osoba sprzedającej.
W drodze zabrakło i płynu w zbiorniku spryskiwacza wiec wjechała na tę stacje CPN-u bo akurat trafiła się najszybciej. Stosunkowo nie duży teren stacji, dokładnie odśnieżony, nawet przód samochodu zatrzymałam pod zadaszeniem bo padający śnieg z deszczem to nie warunki na otwieranie maski samochodu pod gołym niebem. Dobrze, że nie było chętnych do tankowania bo jeden rząd dystrybutorów blokowałam. W sklepie dwoje młodych pracowników: chłopak tomek i dziewczyna Monika. Bardzo ładnie ubrani w koszule firmowe, jakie już spotkałam w czasie świąt na innej stacji Orlenu, takie inne, w prążki biało- czerwono- niebieskie. To ładna odmiana, bo przyznam, że stalowe kolory koszul już mi się opatrzyły. Oboje bardzo elegancko i tak radośnie w tych koszulach wyglądali, wysocy, szczupli zajęci byli dokładaniem towaru na półkach. Gdy weszłam Tomek natychmiast zajął się obsługą: w czym mogę pani pomóc? Usłyszałam pytanie, poprosiłam o płyn do spryskiwacza, zapytał: 2 czy 4 litry, wzięłam większy 29,99 zł/opakowanie (to sporo, żeby nie powiedzieć bardzo dużo, ale trudno, czysta szyba samochodu to jeden z elementów bezpieczeństwa), skasował, zaproponował kawę, podziękowałam, podałam kupon na dodatkowe punkty Gold Vitay i kartę na ich doliczenie. Ten uprzejmy młodzieniec sam przeciągnął kartę przez terminal, doliczając do mojego stany 1000 punktów za ten zakup. Swoja drogą to trochę szkoda, że nie było tu pracownika podjazdu i sama musiałam podnieść maskę samochodu i uzupełnić płyn, ale z drugiej strony kierowca powinien sobie radzić sam, niezależnie od płci więc nie będę się tego czepiać. Wszystko tu OK. i zastrzeżeń nie mam.
To bardzo mały sklepik na wprost Starostwa Powiatowego w Kluczborku oferujący pieczywo, ciastka i napoje. Pod dużym napisem nad drzwiami wejściowymi „Pieczywo & Ciastka” widnieje informacja, że należy on do Piekarni z Kujakowic lub piekarnia ta zaopatruje ten sklep w oferowane tu wypieki. Stosunkowo nieduży parking przed sklepem bardzo dokładnie odśnieżony i posypany piaskiem. Zadbano tutaj o bezpieczeństwo klientów. W sklepi starsza pani obsługuje, bardzo rozmowna i sympatyczna, miły głosik i radosne usposobienie (to dało się odczuć już w pierwszych słowach) wyraźnie wzbudziły moja sympatię. Krótko obcięte blond włosy, biały, czysty fartuch, brak biżuterii, brak makijażu jako takiego, idealnie komponowały się z oferowanymi tu głównymi artykułami: chleb, bułki, ciasta ciastka. Gdy weszłam kończyła obsługę jakiejś swojej znajomej (tak wywnioskowałam), którą serdecznie pożegnała i w tym samym tonie mnie przywitała, choć nie byłam jej znajomą i pierwszy raz tu gościłam. Chciałam tylko bułkę słodka, wymieniła trzy rodzaje nadzienia – budyń, jagoda, marmolada, adwokat 1,30 zł/sztuka, zapytałam o pączki, sytuacja podobna, cena taka sama. Rozbroiła mnie ta sytuacja bo artykuły te były na półce za ladą i nie były w zasięgu mojego wzroku. W małej chłodni na wprost wejścia były tylko „zwiastuny” ofert. Ostatecznie wzięłam po jednej sztuce bułkę i pączka. Na eklera też się zdecydowałam 1,50 zł/sztuka i ten wybór był ekstra, ale później do tego „doszłam”, mogłam więcej wziąć, dla rodziny. Musze przyznać, że w bardzo dobrym nastroju opuściłam ten mały, sympatyczny sklepik
Dwóch „ostro” pracujących pracowników przy odśnieżaniu podjazdu zastałam już przy wjeździe na tą stację. Obaj w odzieży zimowej w kolorach firmowych, oznaczonych znakiem – logo Orlenu. Starszy w pobliżu dystrybutora z gazem, wykorzystujący chwilowy brak klientów i drugi o wiele młodszy przy wjeździe na stację. Śniegu dużo więc mieli co robić, większość podjazdu była już odśnieżona gdy wjeżdżałam. Widać naocznie pracownicy solidnie przykładają się do swoich obowiązków i dla komfortu pobytu klienta zrobią wszystko. Zaparkowałam możliwie najbliżej wejścia do sklepu co w tym momencie nie wadziło innym tu stojącym samochodom. W sklepie był akurat jeden pracownik przy jednym z dwóch stanowisk kasowych, młoda dziewczyna Beata, niewysoka, ok. 1,55 może do 1,60 m wzrostu, włosy ciemny blond, upięte, charakterystycznie okrągłe, niebieskie oczy, sympatyczna twarz. Przyjęła moje zamówienie na Hot Doga 4,49 zł/sztuka i duża kawę 6,99 zł/kubek 400 ml, do Hot Doga zaproponowała napój z dodatkową ilością punktów Vitay ale kawa mi wystarczyła 200 pkt, skasowała moje zamówienie, zapłaciłam, wtedy zajęła się przygotowaniem przekąski na wynos (zgodnie z moja sugestią) a ja, w międzyczasie oczekiwania, obsłużyłam się przy kawiarce. Kawa dla mnie to podstawa jako napój, bez niej nie funkcjonuję. Po chwili byłam już w samochodzie i ruszyłam w dalszą drogę, słysząc wcześniej na koniec mojej obsługi życzenie „miłego dnia”.
Musiałam kupić sobie kawę do pracy więc po drodze wstąpiłam do tego sklepu. Jakie miłe zaskoczenie mnie tu spotkało bo Jacobs zielona w cenie 19,99 zł/0,5 kg, inne placówki już w cenie 25 zł sobie „krzyczą”. Brawo Polo Market, jesteście góra, nie po raz pierwszy zresztą. Zapach świeżego pieczywa powiódł mnie na to stoisko, na wprost „paluch serowy” jeszcze ciepły, jak się okazało wypiekany na miejscu 1,39 zł/sztuka, też wzięłam, co tam, spróbuję i jak się później okazało, był naprawdę smaczny. Mimo rannych godzin klientów tu było całkiem sporo, nawet na stoisku mięsnym 5 osób stało, dwie sprzedawczynie obsługiwały, ubrane jak na tym stanowisku przystało, rękawiczki foliowe na ręce do kontaktu z tym asortymentem wykorzystywały. W sklepie ład i porządek, czysta posadzka, artykuły posegregowane na regałach i w koszach. Miejsca sporo, swobodnie między pólkami przemknęłam. W kasie nr 4 pracownica Marta, schludnie wyglądająca, ładnie się uśmiechająca, nawet makijaż jej nie był potrzebny – twarz sama w sobie urodziwa. Zaproponowała reklamówkę, skasowała moje dwa artykuły, nawet terminal kart płatniczych jakoś dziwnie szybko zadziałał, co wyraziłam z zadowoleniem do obsługującej mnie Marty, uśmiechnęła się życzliwie i powiedziała: widocznie na linii nie ma jeszcze zbyt dużego obciążenia. Na odchodne miłego dnia mi życzyła i zajęła się następnym klientem, którego równie miło i serdecznie przywitała.
Przyszłam tu w oczekiwaniu na zamówioną w pobliskiej kawiarni pizzę (miała być gotowa za 15 minut). Liczne wyprzedaże artykułów mikołajkowo – świątecznych zastałam w cenach od 20-30 zł, kilka w cenie 40 zł – zabawki, patery w kształcie ryby, mini maszyny do szycia i inne. Mimo wielu klientów jakoś te artykuły nie budziły specjalnego zainteresowania, a może tylko w czasie mojej obecności tak było, przyznam że mnie też jakoś nie zachwyciły choć duże, wręcz ogromne ceny rzucały się w oczy. Wszystko poukładane, uporządkowane. Za to nowe promocje, zwłaszcza zabawki edukacyjne Wader-a były oblegane 6,99 zł/sztuka. Pojawiły się też saperki składane, przez moment miałam ochotę na zakup, zwłaszcza że zima się wreszcie „zjawiła” ale uznałam, że mam tego typu sprzęt w piwnicy a kolekcjonerem nie jestem. Za to cukierkom czekoladowym Mix na wagę się nie oparłam i wzięłam do woreczka foliowego (leżały obok) trochę orzechowych i jogurtowo-wiśniowych 19,49 zł/kg, na wadze dostępnej na warzywach mogłam zważyć sobie ilość. Fasola biała „Jaś” 2,99 zł/opakowanie 0,5 kg to dobra oferta cenowa, chyba nawet najlepsza na tle innych placówek, które w granicach 3,50 zł oferują. Przechodząc w okolicach stoiska z chemią uwagę moja zwróciły zapałki o których zapominałam przez ostatnie trzy dni więc wzięłam, 0,85 zł/opakowanie 10 pudełeczek, w innych sklepach cena zaczyna się od 1,20 zł. Gdy okazało się, że czas oczekiwania na pizzę minął, udałam się do kasy. Tu kasjerka Jolanta, blondynka, nie długie, do szyi włosy z daleka się uśmiechała i przywitała mnie bo właśnie odchodził obsłużony klient. Ubrana w odzież zieloną z niebieskimi wykończeniami, zaproponowała reklamówkę, skasowała 11,68 zł do zapłaty, wydała resztę i pożegnawszy zaprosiła na ponowne zakupy.
Pizza na podwieczorek – bardzo proszę, rodzinie trzeba sprawić przyjemność, od czasu do czasu. Wybrałam się do pizzerii ale w poniedziałki nieczynna wiec sąsiadująca kawiarnia Inka była w pobliżu, na witrynie okiennej oferta „pizzy prosto z pieca”, postanowiłam skorzystać. Wewnątrz lokalu półmrok, ściszona muzyka w tle, stoliki i krzesełka przystrojone jasną tkaniną, na każdym stoliku bukiecik i świeczka, mocno oświetlony bar. Czysto, schludnie i bardzo ładnie, szklane naczynia wręcz lśniące nad barem. Pracownica w ciemnym odzieniu, uśmiechnięta, młoda dziewczyna, włosy upięte. Poprosiłam o małą pizzę, poinformowała mnie, że mała pizza ma średnicę 10 cm, średnia – 20, duża – 30, ceny od 10 zł/sztukę. To mnie trochę zaskoczyło bo Toś innego niż w pizzerii ale zdecydowałam się na średnią, podała mi kartę z ofertami pizzy a tu nazw mnóstwo z wyszczególniona zawartością, Piccolo, Tropicana, Margarita, Serowa itd., nie sposób spamiętać. Co więcej, w dalszej rozmowie dowiedziałam się, że niektóre składniki można zamienić innymi np. grzyby na boczek, kawałki kurczaka lub szynkę itp. Wybrałam Ricottę 14,50 zł do zapłaty plus 1,00 zł za pakowanie na wynos. Zapłaciłam a obsługująca powiedziała, że trzeba ok. 15 minut poczekać więc postanowiłam udać się do pobliskiej Biedronki. Gdy wróciłam Pizza już na mnie czekała, ja na nią nie musiałam.
Przed sklepem potykacz z napisem: ćwiartki z kurczaka 3,99 zł/kg, bardzo dobra oferta lecz niestety ja się na nią spóźniłam, trudno moja wizyta tutaj to tylko przypadek bo przypomniałam sobie, że w domu kawa się skończyła, a dla mnie to podstawowy artykuł spożycia. Gdy ostatnio tutaj byłam niezbyt dokładnie popatrzyłam co znajduje się po lewej stronie od wejścia do sklepu, dziś już wiem: kwiaciarnia Sonia, salonik prasowy Kolporter i jeszcze jedno pomieszczenie do zagospodarowania. Hala sklepowa duża, tuż za bramka przejściową na sklep warzywa i owoce, wszystko w skrzyneczkach, nad nimi ceny, dalej kawy do wyboru i herbaty, znalazła żółtą Tchibo 13,99 zł/500 g, to o 1,29 drożej niż w Biedronce ale też o 50 g więcej w opakowaniu, po przeliczeniu wyszło mi 3 grosze lepsza cena 50 gramach z korzyścią dla Polo Marketu. To taki szczegół bo w zasadzie można uznać te ceny za wzajemnie porównywalne w stosunku do innych placówek. Skoro już tu byłam to wodę mineralną Turniczankę też wzięłam 0,85 zł/2 litry. W kasie nr 5 starsza pani (ok. 55 lat) Wiesława, blond farbowane, krótkie włosy, miła, sympatyczna, z uśmiechem powiedziała „dzień dobry” gdy podchodziłam, zaproponowała na wstępie reklamówkę, potem skasowała moje artykuły, poprosiłam jeszcze o ciastka, których na wagę wybór był tu duży, a wśród nich m.in. herbatniki „Rozety” z cukrem 13,99 zł/kg, herbatniki „Delicte” w czekoladzie 10,99 zł/kg, obie ceny bardzo dobre, nie wygórowane. Gdy moja obsługa trwała, stanęły za mną trzy osoby wiec pani Wiesława uruchomiła dzwonek przywołujący innego kasjera, który zjawił się niemal natychmiast w sąsiedniej kasie – młoda dziewczyna Urszula. Obie kasjerki w koszulkach firmowych sklepu, obie z identyfikatorem, obie życzliwe dla klientów. To wystarczy by obsługa zasłużyła na uznanie.
Na świeżo wysprzątaną toaletę tego dnie trafiłam w czasie wizyty na tej stacji Orlenu, jeszcze nie-doschnięta posadzka i bardzo mocny, przyjemny aromat w powietrzu to zdradzały. Czyste lustro, woda bieżąca zimna – ciepła dostępne, ręczniki papierowe też. Jedynie otwarty (rozwalony) pojemnik z papierem toaletowym jakoś nie komponował się z całością. W sklepie porządek, przejście między dwoma regałami środkowymi swobodne. Jakieś zmiany zauważyłam w ekspozycji artykułów, woda mineralna zmieniła regał, znalazła się bliżej akcesoriów samochodowych, może to i dobrze, podobna zmiany są wskazane, pozwalają zachować czujność, niwelując rutynę tu – poruszania się po sklepie. Oba stanowiska kasowe były dostępne do obsługi, młode pracownice Beata i Karola w gotowości czekały, obie uśmiechnięte, przyjaźnie patrzyły na mnie, ubrane oczywiście w odzież firmową Orlenu, każda z identyfikatorem.. Zamówiłam Hot Doga 4,49 zł/sztuka, panna Beata zaproponowała z napojem 3,99 zł/0,5 litra, zgodziłam się, to dodatkowe 100 punktów, oferta lepsza niż przy paliwie, którego cena jest nieporównywalnie wyższa. Do tego papierosy, niestety 11,80 zł/paczka (zawsze można rzucić palenie więc nie skomentuję ceny). Moje zamówienie zostało sfinalizowane, punkty Beata sama mi doliczyła przeciągając kartę przez terminal, przygotowała Hot Doga na wynos, napój wzięłam sobie sama z półki. Szerokiej drogi i smacznego mi życzyła gdy odchodziłam od stanowiska.
Informacja dla klienta to ważna zmiana jaką zastałam przy wjeździe na ten CPN, przed dystrybutorami duża tablica z napisem: Pb 95 proszę tankować z lewej strony dystrybutora; poczułam, jakbym miała wpływ na tę miłą odmianę bo już pisałam o uciążliwym objeżdżaniu stacji gdy okazało się, że w związku z awarią zatankować się nie da i trzeba ustawić samochód z drugiej strony dystrybutora, ale zanim się to udało trzeba było ponownie kolejkę odstać. Teraz, ku wygodzie klientów, taka sytuacja się raczej nie zdarzy. Te opinie chyba jednak mają wpływ na obsługę. Z uwagi na warunki zimowe dziś postanowiłam zatankować benzynę Pb 98, która jest tu dostępna pod nazwą PB super Plus 98 w cenie 5,64 zł/litr, uważam, że to wysoka cena tego paliwa ale zamiennika tego artykułu nie ma na naszym rynku więc mimo narzekania klient musi zatankować jeśli chce jechać, a może narzekać nie warto bo tylko ponury nastrój budzi. Właśnie odjechał klient więc mogłam od razu tankować. Na stacji czysto, porządek, obok kasy płyn do spryskiwaczy z ofertą ceny i liczby punktów Vitay możliwych do zyskania przy zakupie, ulotki reklamowe, nowa gazetka Vitay. W okienku kasowym młoda pracownica Natalia, ładnie wyglądała, zadbana, miła, sympatyczna dziewczyna, na koszule firmową Orlenu miała założony czerwony bezrękawnik firmowy, gorącą kawę zaproponowała, gdyby były tu Hot Dogi to na drogę pewnie bym wzięła a kawę dopiero co w domu wypiłam więc moje paliwo skasowała i punkty należne doliczyła. Szybko, sprawnie, miło i serdecznie. Tak lubię, bez czekania w kolejce.
Uzupełniające zakupy sobotnie w Biedronce to przeważnie dobra decyzja. W super cenie marchewkę tego dnia oferowano 0,97 zł/kg, dorodna i świeża, pietruszka już w mniej fantastycznej cenie ale też nie w „zabójczej” 3,47 zł/kg, też świeża, też ładna, korzenie selera bardzo duże (1,87 zł/kg) ale poprosiłam, będącą w pobliżu pracownicę Jolantę o przekrojenie, spełniła moje oczekiwanie bez namysłu i po chwili miałam do wyboru – ćwiartkę lub połówkę. Ogórki szklarniowe 5,97 zł/kg to też całkiem przyzwoita cena naprzeciw np. warzywniaka w którym wcześniej byłam, tam oferowano po prawie 9 zł/kg. Wszystkie warzywa poukładane w skrzyneczkach kartonowych, dookoła czysto, na uchwycie dostępne woreczki foliowe, z boku waga do dyspozycji klientów aby skontrolować ilość wybranych artykułów. Jogurty to standard zakupowy 0,65 zł/sztuka, nigdzie taniej kupić nie można. Gdy zmierzałam do kasy usłyszałam dzwonek przywołujący trzeciego kasjera bo dwie kasy były coraz bardziej oblegane i zobaczyłam tą samą Jolantę, która obsługiwała mnie na sklepie, jak zmierza w kierunku kasy nr 4, więc stanęłam i byłam pierwsza. Przypadkiem moje oczekiwanie skróciło się do minimum. Ogólne wrażenie po zakupach w Biedronce mam na ogół bardzo dobre i tym razem też nie inaczej.
Gdy nie zdążę zrobić sobie śniadania do pracy to przeważnie wstępuję do Hert-a. Mały sklepik czynny już od wczesnych godzin każdego dnia tygodnia (oprócz niedziel) zlokalizowany w jednym z pomieszczeń DH Zefir. Pieczywo mają tu zawsze świeże, pachnące i chrupiące, wybór tak duży, że im dłużej się człowiek zastanawia tym trudniej się zdecydować. Tego dnia przywitały mnie dwie panie pracujące tutaj Kasia i Gienia. Pierwsza mnie obsługiwała, druga układała ciasta i ciastka tortowe w chłodni, obie ładnie wyglądały w fartuszkach firmowych w kolorze białym z czerwonymi wykończeniami, zadbane i uśmiechnięte. W kącie przy okrągłym stoliku siedziała sobie starsza pani, na stoliku świecznik z pięcioma świecami drabinkowo ustawionymi, dookoła czysto, jasne oświetlenie i zapach świeżego pieczywa unoszący się ponad całością. Ceny jak ceny ani przesadnie wysokie, ani zniewalająco niskie, chleb pełnoziarnisty 2,70 zł/bochenek, bułka jogurtowa 1,62 zł/sztuka, pyszna i warta polecenia z bogatym nadzieniem, precel z makiem 0,80 zł/sztuka. Gdy weszłam, obie pracownice przywitały mnie z uśmiechem na ustach miłym głosem, pani Kasia zapytała: co dla pani? Następnie podała artykuły, skasowała i nie minęło 5 minut, gdy byłam już w samochodzie w drodze do pracy.
Wiedziałam, że z pracy dość późno wrócę więc obiad musi być szybki aby podwieczorkiem go nie nazwać. Uznałam, że wstąpię do tej Biedronki w drodze do pracy, kupię kapustę i makaron, na łazanki będą w sam raz. Od razu swoje kroki na warzywnicze stoisko skierowałam, ład, porządek, wszystko w skrzyneczkach posortowane, na uchwycie woreczki foliowe. Dobrze, a nawet bardzo dobrze trafiłam bo główki kapusty były do wyboru w przeróżnej wielkości i mogłam wybrać małą, a nawet malutką – na max 2 razy do wykorzystania 0,67 zł/kg, potem na innym stoisku makaron „Pastani” 2,29 zł/opakowanie 500 g, jeszcze drożdżówka na II śniadanie 1,15 zł/sztuka i już mogłam udać się do kasy. Nie miałam czasu oglądać innych artykułów, niczym nie zakłócony mój pobyt tutaj to też duży atut organizacji tego sklepu. Na stoisku z pieczywem pracownica dokładała chleba do kosza. W kasie Gabriela, dziewczyna „słusznej” budowy, niewysoka, krótkie blond włosy, z lekka podczesane na ”baczność”, miła, sympatyczna, uśmiechnięta, moją obsługę zakończyła słowami zapraszającymi ponownie na zakupy. Bardzo krótka to była wizyta, 5 może 8 minut ale zakończona pełnym powodzeniem zamierzonego zakupu. Sprawnie, szybko, bez zakłóceń.
Czwartek to jeden z dwóch dni w tygodniu gdy pojawiają się nowe promocje w Biedronce. Czekając na koleżankę, która miała do mnie dojść postanowiłam zobaczyć co nowego się pojawiło. Mix cukierków czekoladowych w cenie promocyjnej 19,49 zł/kg, przy nich białe papierowe torebki z napisem trzy-poziomowym: Biedronka - codziennie niskie ceny – wrzuca na luz. Trochę do torebki wrzuciłam, dzieci będą zadowolone i mąż łasuch też. Jabłka pakowane po 1,5 kg 3,47 zł/opakowanie – witaminy zimą są wskazane. Obok jogurtów 0,65 zł/135 g, też obojętnie nie przeszłam. Weszłam zobaczyć a już w koszyku trochę miałam. Odświeżacz Air Wick z czasowym rozpylaczem 17,95 zł/zestaw z urządzeniem – dawno tego szukałam więc nie mogłam sobie darować. W koszach z promocjami m.in. komoda salonowa trzy-skrzydłowa 179,00 zł/sztuka, warta zakupu jeśli ktoś miałby ochotę, rowerek treningowy 189 ,00 zł/sztuka, pewnie chętni się trafią, dzbanek żaroodporny 9,99 zł/sztuka itd. można jeszcze parę artykułów wymienić, ale nie o to chodzi. Biedronka dba aby każdy klient znalazł coś dla siebie przydatnego w każdej dziedzinie życia. Mankamentem jest fakt, że nie można tu płacić kartą kredytową, to ułatwiłoby zakupy wielu klientom, mi na pewno. W sklepie czysto, jasno i przestronnie, reklamówki i woreczki foliowe dostępne tam gdzie jest to niezbędne – warzywa, owoce, pieczywo, cukierki „luz”. Pracownicy widoczni, po strojach sklepowych rozpoznawalni, każdy z identyfikatorem. W kasie Dorota, dziewczyna o kędzierzawych blond włosach, w ogonek związanych, lekko pucata, uśmiechnięta z życzliwością odnosząca się do klientów. Biedronka to przyjazny sklep.
Jeżeli mi się zdarza to bardzo rzadko być w jednej placówce handlowej dwa razy w ciągu dnia. Dziś mi się to zdarzyło, w drodze powrotnej zaistniała i potrzeba i konieczność wjechania na tą stację paliwową i bynajmniej, nie w celu zakupu wiodącego artykułu. Zaparkować udało mi się w pobliżu wejścia do sklepiku, nie wadząc innym kierowcom przy dystrybutorach tankującym, miejsca jest tu na tyle. Starszy wiekiem pracownik podjazdu tankował gaz klientowi do samochodu, niewysoki mężczyzna (ok. 1,60 m) w kombinezonie firmowym Orlenu, rękawicach i w czapce. W sklepie jedna kolejka do obu kas, przy obu klienci obsługiwani i jeden w kolejce. Rozglądałam się bezwiednie po lokalu, gdy w pewnym momencie usłyszałam – zapraszam. To młody pracownik Tomek patrzył na mnie z uśmiechem więc zrozumiałam, że to do mnie bo klient przede mną stał już przydługiej kasie do pracownicy Karoli. Poprosiłam o Hot Dogi zapakowane na wynos 4,49 zł/szt., zaproponował do nich napój ale podziękowałam, miałam przygotowaną kartę Vitay na punkty (100 pkt. Za 1 Hot Doga) więc gdy zapłaciłam, sam przeciągnął kartę punktową. Przygotowanie 4 sztuk wymagało kilka minut oczekiwania więc wykorzystałam ten czas na skorzystanie z toalety. Czysta, pachnąca, dostępne wszystko co powinno tutaj być, nic dodać, nic ująć. Po wyjściu Tomek właśnie kończył pakowanie na wynos mojego zamówienia. Wręczając mi, podziękował za zakupy, życzył smacznego, szerokiej drogi i miłego dnia. Miły, sympatyczny młodzieniec. Oboje pracowników przy kasie wyglądali elegancko w swoich firmowych strojach. Na tej stacji raczej nie spotykam się z negatywami obsługi choć zdarzało mi się „minusowa”. Moja dzisiejsza „dubeltowa” wizyta to też miłe wrażenie.
Przejeżdżając postanowiłam tu zrobić zakupy i przyjrzeć się „nieco” tej placówce handlowej, bo w tym sklepie tej sieci byłam pierwszy raz. Na dość sporym parkingu bez problemu zaparkowałam, ku mojemu zadowoleniu, w pobliżu wejścia dzięki czemu kurtki zakładać nie musiałam. Hala sklepowa znajduje się tutaj po prawej stronie od wejścia, po lewej jest coś w rodzaju pasażu z małymi sklepikami (jeden był na pewno – z kwiatami, drugi – nie jestem pewna już teraz). Nie zwróciłam uwagi gdzie stały wózki ale przy przejściu przez bramkę na sklep od razu „rzuciły” mi się w oczy koszyczki, a to mi wystarczyło. Wystrój sklepu podobny jak w innych placówkach tej sieci, na wstępie warzywa i owoce, wszystkie w skrzyneczkach poukładane, naprzeciw makarony i mąki. W alejkach między regałami pełna swoboda poruszania się, klienci z wózkami nie musieli się miedzy sobą „przeciskać”, wszystkie artykuły miały ceny widoczne, przed nimi lub nad nimi w zależności od tego jak i gdzie się znajdowały – na regale czy w koszach. Na stoisku z wędlinami pracownica Stanisława obsługiwała klientów zgodnie z kolejnością z jaką podchodzili, mimo iż ustawiali się w różnych miejscach i trzeba przyznać, że mimo obsługi danego klienta miała „uwagę” na to kto kiedy podchodzi. Część wędlin na promocji, poleciła mi kiełbasę „dworską” na promocji 13,99 zł/kg bo „dobrze” się sprzedaje i nadaje się też na zimno, tak do ‘ręki” (miała rację). Na końcu stoiska sery żółte w plasterkach i w blokach, ceny też różne, np. Gouda 13,99 zł/kg (promocja), Chedar 19,99 zł/kg. Majonezów na promocji nie było, szkoda, ale Winiary 400 g + 10% gratis 5,09 zł/słoik to też nie wygórowana cena. Myślałam, że wody nie-gazowanej Turniczanki nie ma ale pracownica Ewa, będąca na sklepie zaprowadziła mnie do właściwego miejsca i woda się znalazła. Kasjerka Bogusława, miła, sympatyczna kobieta, po zakończeniu obsługi miłego dnia życzyła. Wszyscy pracownicy tu bardzo mili i sympatyczni, każdy w odzieży firmowej sklepu, na stoisku mięsnym dodatkowo w czepku na głowie mimo krótkich włosów. Pracownica na hali sklepowej miała koszulę w prążki biało-czerwone. Całkiem tu miło i przyjaźnie, podobnie jak w innych sklepach tej sieci.
Budynek tego urzędu to ogromny gmach w którym mają swoją siedzibę władze miasta Opola i województwa. Moja wizyta tutaj miała miejsce w Sali Herbowej. Jak mówi sama nazwa tego pomieszczenia, powinny znajdować się tutaj głównie herby jako wiodący wystrój. Herby są, tylko 10 sztuk, jak się zorientowałam – miast powiatowych (nie wszystkich, bo powiatów jest 12) a myślę, że w województwie znalazłoby się wiele więcej miast posiadających takie symbole i sala herbowa Urzędu Wojewódzkiego jest odpowiednim miejscem do ich umieszczenia, tym bardziej że jest tu sporo miejsca na ścianach (w odcieniu stonowanej zieleni) do zagospodarowania. Przygotowana do spotkania sala nie budziła moich zastrzeżeń – trzy długie ciągi stolików, krzesełka drewniane z tapicerowanym siedziskiem, dwa kandelabry z licznymi dwu-poziomowo rozmieszczonymi żarówkami świecowymi, wzdłuż boczne lampy oświetleniowe. Stół prezydialny, za nim 6 osób prowadzących spotkanie, każdy ubrany elegancko jak na urzędnika przystało: kobiety garsonki, mężczyźni garnitury. Każdy prowadzący z pełną kulturą i zakresem swojej dziedziny przedstawił swoją część treści spotkania. Ściana główna, za stołem prezydialnym dwukolorowa – po przekątnej, w kolorze pomarańczowo –ceglasto - łososiowym jedna część i zielonym druga. W centralnym miejscu tej ściany dwie flagi: polska i unii europejskiej. Wzdłuż jednej ze ścian bocznych okna na całej długości z żaluzjami również w kolorze stonowanej zieleni. Parkiet już wysłużony, zadeptany i widać na nim „znak czasu” użytkowania ale czysty, wysprzątany. Bardzo dużo osób było uczestnikami tego spotkanie, jednak miejsca dla nikogo nie zabrakło, organizatorzy zadbali o taką ilość, że kilka jeszcze było wolnych. W pomieszczeniu nie czuło się zaduchu, klimatyzacja doskonale spełniała swoje zadanie. Ogólnie wrażenie dobre ale, moim zdaniem, wymaga pewnych dopracowań. Całość spotkania trwała długo, tego wymagała tematyka, ale przebiegała sprawnie, zgodnie z założonym harmonogramem.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.