Apteka znajdująca się na nowym osiedlu, na parterze jednego z bloków. Bardzo dobrze oznaczona, z daleka ją widać. Wejście jest wygodne, z jednej strony są schody, z drugiej pochylnia dla wózków. Na drzwiach umieszczone jest informacja o godzinach pracy apteki i wykaz aptek całodobowych w mieście. Pomieszczenie apteczne jest duże, wąski, podzielone na pół kontuarem. Na oknie znajduje się wystawka ulotek reklamowych różnych preparatów, ulotki są w większości wymieszane, niektóre stoją w swoich kartonikach. Stanowiska obsługi są dwa, oba były czynne. Poczekałam chwilę w kolejce. Przy szybie oddzielającej farmaceutki od klientów znajdowały się preparaty witaminowe i inne dostepne bez recepty. Koło wejścia na drewnianej, oszklonej półeczce stały kosmetyki Vichy. Miałam do kupienia dwie proste rzeczy, potrzebne do zabiegów rehabilitacyjnych. Farmaceutka przyniosła przedmioty, skasowała, wydała resztę i do małej reklamóweczki zapakowała je wraz z paragonem. Pożegnała mnie życząc mi miłego dnia.
Dawny zamek biskupów, obecnie przekształcony na muzeum jest wart obejrzenia. Nie ma możliwości podziwiania w pełni uroków budowli z zewnątrz, z powodu trwających wokół remontów i przebudowy. Z tego samego powodu dojście do zamku jest utrudnione. Wejście do kasy z biletami jest schowane w ścianie, trudne do zauważenia. Niestety zamek był w trakcie remontu, więc dziedzińca nie dało się obejrzeć, trzeba było przemykać się pod ścianami . Natomiast sama ekspozycja fantastyczna. Zaprezentowane stare, oryginalne mury, nie upiększane na siłę. Jest kilka interesujących pomieszczeń, karcer, wędzarnia, piwnice, do których wejście jest niezapomnianym przeżyciem. Niestety nie jest nigdzie napisane, co to jest, ani że można tam wejść, ale bardzo życzliwe i sympatyczne pracownice muzeum udzielają informacji i zachęcają. Prezentowana kolekcja związana jest z mieszkańcami zamku, biskupami warmińskimi i w ogólnie z kościołem, sprzętami liturgicznymi i wyposażeniem kościołów. Bilety do zamku nie są drogie, 8 złotych normalny.
Ciekawe miejsce na Warmii i Mazurach, warte zobaczenia. Zamek łatwo jest znaleźć, znajduje się bliziutko centrum. Jest obiektem ciekawym, z odsłoniętymi elementami piwnic gotyckich i renesansową częścią mieszkalną. Dziedziniec można zwiedzać bez problemu, wejście do wnętrza kosztuje 10 złotych od osoby. Wnętrza dostępne do zwiedzania są raczej skromne, hol, klatka schodowa, duża sala i dwie mniejsze. Właścicielka oprowadzająca po zamku niespecjalnie zna się na historii regionu i zakonu krzyżackiego i nie potrafi odpowiedzieć na nieco bardziej dociekliwe pytania. Natomiast przesadnie eksponuje wątek duchów w zamku i opowiada długo i z detalami, gdzie, kiedy i w jaki sposób kogo tu straszyło. Może to interesujące dla dzieci, ale nie koniecznie dla dorosłych i właściwie było strasznie nudne. Częściowo oryginalne a częściowo zrekonstruowane wyposażenie zamku jest interesujące. Na wycieczki nie trzeba się umawiać, co najwyżej trzeba poczekać, aż przewodniczka skończy oprowadzać poprzednich zwiedzających. Nie trzeba czekać, aż zbierze się grupa, pani oprowadza nawet jedną osobę. Jeden z panów pracujących na zamku jest strasznie nachalny wobec potencjalnych klientów. Na zamku można kupić ciekawe drobiazgi, pamiątki, mapki. Jest też możliwość noclegu, w cenie 50 złotych.
Korzystam z programu Payback. Zaczęłam z niego korzystać głównie dlatego, że zbierałam wcześniej punkty na BP i nie chciałam ich stracić przy przejściu BP na Payback. Ponieważ miałam dość sporo punktów wybrałam nagrodę z katalogu BP, którą odebrałam na stacji. Uzbierałam też trochę punktów i w lecie odebrałam kolejną nagrodę w BP, która została mi przesłana do domu. Aktualnie program Payback zupełnie nie motywuje mnie do robienia zakupów w określonych sklepach. Oferty specjalne, pozwalające zbierać więcej są bardzo ograniczone i pozwalają na uzyskanie niewielkiej ilości punktów, a standardowe zbieranie zajęłoby bardzo dużo czasu, więc nawet nie staram się. Co mnie zraża do programu? Przede wszystkim mikroskopijna ilość punktów za zakupy. Bardzo duża ilość punktów potrzebna do wybrania trochę ciekawszych nagród. Zmieniające się nagrody – nie mam możliwości zaplanowania, że zbieram na coś konkretnego, bo zanim pozbieram, to nagrody już bardzo dawno może nie być. Przeszkadza mi również krótki czas obowiązywania punktów – trzy lata, który sprawia, że łatwo je można stracić. Do korzystania zniechęcają mnie też warunki wykupu częściowego produktów. Można za produkty zapłacić częściowo punktami częściowo gotówką, niestety jest to bardzo nieopłacalne i przy małej ilości punktów (minimum 500) w większości przypadków bardziej opłaca się po prostu kupić produkt w sklepie. A żeby uzyskać 500 punktów należy wydać co najmniej 100 złotych (w realu) lub znacznie więcej na BP i Allegro, więc skórka robi się nie warta wyprawki. W obecnym układzie nie mam żadnej motywacji do robienia zakupów w sklepach należących do programu. Chociaż widzę, że trochę się zmienia na plus, bo kiedyś ceny wykupu były jeszcze mniej korzystne niż w tym momencie. I przybywa też sklepów należących do programu.
Podjechaliśmy na stację zatankować. Ponieważ chcieliśmy LPG musieliśmy wezwać pracownika. Po kilku minutach czekania przyszła pracownica. Zaczęła od tego, że zwróciła nam uwagę, że nie powinniśmy stawać tak blisko dystrybutora, bo nie zachowujemy odpowiedniej odległości od pojazdu stojącego po jego drugiej stronie. Wygłosiła to z ciężką pretensją w głosie. Używamy samochodu od dość dawna i nigdy do tej pory nikt na żadnej stacji nie zwrócił nam na to uwagi. Pracownica nie mówiła, że mamy zaparkować inaczej, tylko podłączyła LPG i zaczęła tankować. Następnie udaliśmy się do środka zapłacić. Znalazłam w portfelu, że mam dwie karty przeznaczone do zbierania punktów na Statoilu. Prawie z nich nie korzystam, bo rzadko na tych stacjach tankujemy. Pokazałam pracownikowi je obie i zapytałam, czy jest możliwość sprawdzenia ile punktów jest na której. Na przykład na Shellu nie stanowi to żadnego problemu. Okazało się, że tutaj się nie da. Powiedziałam, na którą w takim razie należy nabić punkty. Niestety po nabiciu też nie można było sprawdzić ich ilości. Pracownik z wszystkimi wątpliwościami odsyłał do firmy zarządzającej programem partnerskim. Oprócz braku możliwości dowiedzenia się czegokolwiek na temat punktów pozostałe elementy obsługi przy kasie uważam za prawidłowe. Pracownik był uprzejmy, życzliwy, powitał nas, pożegnał, mówił wyraźnie i zrozumiale. Sala sprzedaży i teren stacji benzynowej były czyste.
Spędziliśmy trochę czasu podczas podróży na groby i na cmentarzu i wiedzieliśmy, że jeszcze dość długo potrwa, zanim wrócimy do domu, a poczuliśmy się głodni. Postanowiliśmy zjeść coś na szybko na mieście. Zauważyliśmy, że przechodzimy obok budki mieszczącej w sobie bar. Weszliśmy zobaczyć, co jest tam ciekawego. Wnętrze urządzone jest zupełnie przeciętnie, kilka stołów i krzeseł koło nich. Nie było tu zbyt przytulnie. Nad barem znajduje się informacja o produktach dostępnych w menu, razem z promocjami. Promocje uznałam za nieco zabawne, na przykład hamburger + cola + frytki w zestawie kosztuje 9,50, a bez zestawu 10 zł. Cóż, 50 groszy naprawdę nie jest jakąś super okazją cenową wartą podkreślania na czerwono. Zdecydowaliśmy się jednak na skorzystanie z tej promocji kupienie jednego z zestawów. Do lady podeszła pani w wieku około 40 lat i powitała nas. Powiedzieliśmy do chcemy. Pani nabiła na kasę, nalała Coca – Coli i przyjęła pieniądze. Poinformowała nas, że na resztę trzeba chwilę poczekać. Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Zauważyłam, że organizacja obsługi trochę szwankuje. Odbywała się na zasadzie – przyjęcie zamówienia, zrealizowanie go, wydanie i dopiero przyjęcie zamówienia od następnego klienta. Ponieważ niektóre potrawy (np frytki) muszą chwilę się piec i nie jest do tego konieczna asysta pracownika więc można by w tym czasie przyjąć kolejne zamówienie i zacząć je przygotowywać. W lokalu pracowały dwie kobiety, klientów było niewielu a i tak była kolejka. Dostaliśmy nasze jedzenie. Było ciepłe i dość smaczne. Podane było na tekturowych tackach, zapakowane w papier. W samym lokalu nie ma toalety, jest na piętrze powyżej, w restauracji. Nie jest najgorzej, jeżeli człowieka dopadnie głód zawsze można zjeść.
Firma teoretycznie jest hurtownią artykułów fryzjerskich. Piszę teoretycznie, bo kilkakrotnie kupowałam tutaj kosmetyki, zawsze jedną, dwie sztuki i nigdy nie miałam z tym problemów. Z firmą zapoznałam się poprzez Allegro, gdzie również sprzedają. Towary można odebrać osobiście w ich sklepie, można też wejść z ulicy i kupić. Jeżeli kupuje się poprzez Allegro ceny są nieco wyższe. Sklep jest nieźle zaopatrzony, ale bez pomocy pracownika nie można zupełnie zorientować się w jego ofercie. Duża ilość towarów jest zgromadzona na bardzo szczupłej przestrzeni i praktycznie nie ma możliwości wypatrzenia tego, co się chce, o wszystko trzeba się dopytywać. Ułożenie towaru robi wrażenie chaotycznego, nieuporządkowanego i zabałaganionego. W sklepie są dostępne kosmetyki profesjonalne. Niestety pracownicy nie potrafią pomóc w doborze odpowiedniego produktu, bardzo zależy im na sprzedaniu i wciskają cokolwiek się da. Produkty sprzedawane w sklepie nie są tanie, ale liczyłam, że są dobrej jakości i pomogą mi w problemach z włosami. Niestety zupełnie nie pomogły, a kupiona w sklepie farba z utleniaczem tylko pogorszyła stan włosów. Być może utleniacz był za mocny, ale pod względem doboru zdałam się na pomoc pracownic. Pracownice w nieprzyjemny i pogardliwy sposób wyrażają się o produktach innych firm, których nie mają w sprzedaży. Uważam, że sklep nie jest wart polecenia, chyba, ze ktoś świetnie zna się na produktach i wie dobrze czego chce.
Niestety MPK nie stanęło na wysokości zadania w tak trudnym dla nich dniu jak dzisiejszy. Ze względu na spodziewane problemy z parkowaniem udaliśmy się na groby korzystając z komunikacji miejskiej. Ponieważ miały być uruchomione specjalne linię dowożące ludzi do cmentarzy myśleliśmy, że będzie to bezproblemowe. Niestety, okazało się, przede wszystkim, że autobusy kursowały tylko do najbliższych cmentarzy, co skazywało pasażerów na przesiadki. Zdziwiło mnie to, bo kiedyś miały trasy bardziej zróżnicowane. I najgorsze, jeździło ich stanowczo za mało, przez co w autobusach panował tłok niemiłosierny. Na przystankach przy cmentarzach oczekiwały tłumy ludzi, które z biedą i wysiłkiem mieściły się, albo i nie do podjeżdżających pojazdów. Niestety, źle oszacowano ilość potencjalnych korzystających. Na plus przemawia dobra organizacja, zamknięcie części ulic dla zwykłego ruchu i wydzielenie specjalnych tras dla MPK. Dobrze też, że ustawiono specjalne przestanki, co ułatwiało nieco przesiadki. Ale ogólnie niestety było fatalnie.
Przechodziłam koło stoiska Poczty Polskiej w Centrum Handlowym Czyżyny. Ponieważ wyjątkowo nie było do okienek kolejki zerknęłam na dostępne znaczki pocztowe. Znalazłam dwa bloczki, które już dawno temu chciałam sobie kupić. Podeszłam do okienka. Obsługiwała młoda dziewczyna, która uprzejmie zapytała mnie, w czym może pomóc. Była ubrana w białą bluzkę. Na jej stanowisku pracy panował dość duży rozgardiasz, leżały jakieś papierki i artykuły biurowe. Ponieważ nie miałam przy sobie zbyt dużo pieniędzy zapytałam ją, ile kosztują wskazane przeze mnie dwa arkusiki znaczków. Dziewczyna odwróciła się w stronę zaplecza i zawołała koleżankę, żeby jej powiedziała, ile będą kosztować. Koleżanka udzieliła odpowiedzi. Uznałam, że stać mnie na jeszcze jeden arkusik, który ukazał się nie dawno i zapytałam, ile jeszcze ten z minerałami kosztuje. Znowu powtórzyła się sytuacja z koleżanką i wołaniem o pomoc. Tym razem odpowiedź została udzielona gromkim głosem z zaplecza, ale z pewną zwłoką. Dziewczyna przy okienku już stwierdziła, że sobie policzy (po prostu wartość poszczególnych znaczków), kiedy koleżanka zawołała. Zakupiłam trzy arkusiki i zapytałam pracownicę, czy będzie miała mi je w co zapakować. Znaczki są przedmiotami delikatnymi i nie mogą ulec pognieceniu w transporcie. Pracownica skinęła głową, przyniosła mi z zaplecza dużą, dość sztywną kopertę i zapakowała do niej walory. Zapłaciłam, pracownica poprosiła o końcówkę drobnymi. Wydała mi resztę i życzyłyśmy sobie dobrej nocy.
Udałam się do Carrefoura ponieważ przypomniałam sobie, że kończy się w domu chleb, a w zasadzie inne sklepy były już pozamykane. Po wejściu na salę sprzedaży zauważyłam, że jest w sklepie bardzo dużo klientów. Udałam się na stoisko z warzywami i owocami kupić kilka rzeczy dla teściowej, którą jeszcze zamierzałam odwiedzić. Produkty na stoisku były świeże, w dużym wyborze i wyglądały apetycznie. Nie było czuć nieprzyjemnych zapachów. Duży plus dla firmy za wagę, na której zostały umieszczone duże i wyraźne symbole produktów, jest je o wiele łatwiej znaleźć. Pieczywo było w niewielkim wyborze, trochę chleba pieczonego w Carrefourze, którego nie lubię i chlebki tostowe. Było też trochę bułek, z reklamą porównującą cenę z reala i Carrefoura (w Carrefourze 11 groszy). Normalnego, w miarę mało chemicznego chleba były ostatnie dwie, trzy sztuki. Z zakupami udałam się do kasy. Kolejki były niewielkie, po dwie, trzy osoby. Kasjerka przy kasie nie odzywała się do klientów, ani dzień dobry, ani podania kwoty zakupów, ani do widzenia. Zapłaciłam, zabrałam zakupy i wyszłam.
Tragiczny wygląd stoiska z warzywami i owocami w Auchanie to już widać tradycja. Niestety była już dość późna godzina i nie miałam czasu ani ochoty jechać na zakupy gdziekolwiek indziej, więc postanowiłam wybrać tutaj co się da. Po pierwsze, bardzo deficytowym towarem były małe, foliowe woreczki i trzeba się było ich naszukać. Chciałam kupić ziemniaki, ale te na wagę były bardzo brzydkie, kompletnie zzieleniałe i pełne jakiś parchów i zadziorów. Na pocieszenie trzeba przyznać, że tanie, po 98 groszy. Niemniej nie zdecydowałam się na nie, kupiłam już zapakowane w siatkę, też nie piękne, ale zawsze lepsze. Chciałam też wziąć pomidory. Były niedojrzałe, w dużej części zielone, reszta po prostu miękka i psująca się. Usłyszałam, jak pracownicy pomiędzy sobą rozmawiają o tym, że trzeba przywieźć pomidory i zapytałam jednego z nich, czy przywiezie nowe. W odpowiedzi pracownik warknął „Przecież się nie rozdwoję”. Nie wiem, czy była to odpowiedź na tak czy na nie. Chyba jednak na tak, bo po jakimś czasie przyjechały skrzynki z nowymi pomidorami. Dzięki temu udało mi się wybrać pomidory w miarę ładne, czerwone, twarde i jak się w domu okazało dość smaczne. Kupowałam też paprykę, zielona była gnijąca, czerwona i pomarańczowa były dobre. Z owoców źle wyglądały banany, żółte, ale pokryte brązowymi kropkami, jabłka i winogrona wyglądały dobrze. Pozostałe warzywa też były świeże i niezepsute. Podłoga na stoisku była czysta, ale na całym terenie stoiska czuć było bardzo nieprzyjemny zapach psującej się żywności. Czyli – owoce i warzywa w Auchanie kupować tylko w ostateczności.
Na lokal natrafiliśmy przypadkiem przechodząc przez Jasło i rozglądając się, za miejscem, gdzie moglibyśmy coś zjeść. Na ulicy natknęliśmy się na reklamę lokalu Amigo i postanowiliśmy zajrzeć do środka. Wejście było wąski i nieco ukryte, także, gdyby nie reklama to nie zauważylibyśmy go. Wystrój lokalu był dziwny, utrzymany w tonacji czerwonej. Później zauważyliśmy, że w tym lokalu jest też klub nocny, zabawna sytuacja, w dzień restauracja, w nocy klub. Kelnerka przyszła bardzo szybko, zaprezentowała nam menu. Ucieszyliśmy się, bo było dostępnych kilka kompletnych zestawów obiadowych, w cenie trochę ponad 10 złotych za zestaw. Kelnerka przyszła ponownie. Wypytywaliśmy ją o proponowane dania. Bez problemu i z uśmiechem opowiadała, co wchodzi w skład, jaka jest zupa, jaki rodzaj ryby, jaka surówka. Zamówiliśmy obiady. Trochę się zastanawialiśmy, co dostaniemy, bo w lokalu nie było w ogóle klientów, tylko my, więc nie byliśmy pewni jakości potraw. Dostaliśmy nasze obiady, bardzo elegancko podane. Okazały się świeże, ciepłe i pyszne. Stoliki w lokalu były niewielkie, w sam raz dla dwóch osób. Siedzenia miękkie, podłoga, obrusy czyste, toaleta również, czysta z papierem toaletowym, ciepłą wodą i zapasem mydła. Restaurację polecam, oferowała typowe dania, pierogi, smażone kotlety, ryby z ziemniakami i surówką, bardzo smaczne w niewysokiej cenie. Obsługa bardzo miła.
Ten sklep z mięsem został otwarty nie dawno. Przede wszystkim nie odpowiada mi jego lokalizacja. Znajduje się wewnątrz sklepu Simply, jednak jest osobnym sklepem, z osobną kasą, więc za kupione tam produkty należy zapłacić bezpośrednio na stoisku, zaś za zakupy zrobione w sklepie płaci się przy kasie. Jest to trochę niewygodne. Sklep Simply jest ciasny, więc przejście całą salę sprzedaży nie jest wygodne. Natomiast samo stoisko „U rzeźnika” jest rewelacyjne. Można tu kupić podstawowe rodzaje mięs w cenach podobnych do hipermarketów i sporo różnych wędlin. Dużą zaletą jest nie najgorszy wybór wędlin lepszych, łącznie z kiełbasami z dziczyzny. Ceny przystępne. Sprzedawczynie były ubrane w czyste, wyprasowane fartuszki z logo firmy. Sprzedawczynie były uprzejme, grzecznie i cierpliwie podawały małe ilości wędlin (kilka plasterków) i wybierały kawałki mięsa zgodnie z życzeniem klienta. Przy stoisku była dość duża kolejka, około 5 - 6 osób. Obsługa starała się obsługiwać szybko i sprawnie.
Udałam się na zakupy do Auchana. Zaraz po wejściu na salę sprzedaży natknęłam się na stoisko ze zniczami i chryzantemami. Pracownicy nie panowali nad utrzymaniem porządku. Klientów było sporo. Zaczęłam sama wyszukiwać znicze. Część z nich znajdowała się na półkach, większość na paletach na podłodze. Wybór był niewielki. Nie wszystkie palety ze zniczami nie miały zamieszczone ceny. Większość była plastikowych, niektóre szklane. Wśród szklanych było mnóstwo potłuczonych, pękniętych, z ostrymi szklanymi krawędziami i pełno okruchów szkła. Nie zauważyłam żadnego pracownika, które starałby się to uprzątnąć, chociaż było to dość niebezpieczne, ponieważ ludzie przepychali się nad paletami i było całkiem realne ryzyko pokłucia się. Wybrałam sobie kilka modeli, sprawdziłam ich ceny i zaczęłam oglądać chryzantemy. Były bardzo ładne. Trochę trudno się było zorientować ile kosztują, ponieważ były poumieszczane różne ceny, uzależnione od wielkości doniczek, a nie do końca wiadomo, jaką średnicę ma która doniczka. Na szczęście doniczki miały ponalepiane malutkie karteczki z kodem kreskowym i średnicą, niestety nieczytelne na przykład dla osób ze słabym wzrokiem. Doniczki były poustawiane ładnie i estetycznie.
W sklepie Vobis oglądałam dyski przenośne. Wyszłam do Komputronika, żeby zobaczyć jak wygląda oferta konkurencji. Na początek plus – sklep jest dobrze oznaczony, nawet na drugim końcu pasażu znajduje się tablica wskazująca do niego drogę. Sklep zajmuje dość duże pomieszczenie. Towary są rozmieszczone w szklanych gablotach na ścianach. W sklepie pracowały dwie kobiety. Podeszłam do jednej z nich i zapytałam o dyski przenośne. Pracownica pokazała mi gablotę, w której się znajdowały, pokazała, że są różne pojemności. O cenach wspomniała dopiero na moje pytanie. Niektóre produkty miały ceny w gablocie, w przypadku innych musiała je sprawdzać. Jej odpowiedzi były skąpe, wymuszone i wcale nie usiłowała zainteresować mnie produktem. Ogólnie jej prezentacja była mało dynamiczna i nieinteresująca. Ceny porównywalne z innymi sklepami. Wybór produktów był dość skromny. Podziękowałam i wyszłam, pracownica pożegnała mnie. W sklepie było czysto, pracownice miały na sobie bluzy z logo firmy.
Sklep idealny. Ponieważ dzień wcześniej udałam się do sklepu tej samej sieci i uznałam, że informacje, jakie zostały mi tam udzielone nieco mijają się z prawdą, weszłam do sklepu Vobis. Interesowały mnie dyski przenośne. W sklepie znajdował się jeden pracownik i żadnych klientów. Kiedy tylko weszłam zostałam przez pracownika powitana. Podeszłam do odpowiedniego regału i zaczęłam je oglądać. Modele były takie same jak w tym poprzednim sklepie. Podeszłam do pracownika. Zapytałam, czy nie mógłby mi udzielić informacji na temat tych urządzeń. Pracownik powiedział, że oczywiście. Powiedział mi jakie są rodzaje dysków, czym się różnią, jakie są ich pojemności, w jaki sposób urządzenie podpina się do komputera i które modele wymagają zasilacza, które nie. Poinformował mnie też o cenach produktów różnych marek. Mówił pewnie, wykazywał się dużą znajomością tematu i umiał przekazać ważne informacje. Na zakup urządzenia jeszcze się nie zdecydowałam, ale gdybym była zdecydowana je kupić, to zrobiłabym wtedy w tym właśnie sklepie.
Sklep jest dobrze zaopatrzony, znalazłam w nim odzież zarówno nieformalną jak i bardziej elegancką. Na manekinach były zaprezentowane gotowe zestawy, bardzo ładnie dobrane i dobrze eksponujące walory kolekcji. Sklep był dobrze urządzony, z wygodnymi, szerokimi przejściami, łatwym dostępem do półek i wieszaków. Niestety ubrania nie były posegregowane według rozmiarów, co zmuszało do przeglądania ich w poszukiwaniu właściwego. Oprócz ubrań można było w sklepie znaleźć też torebki i biżuterię. Ubrania były czyste, wyprasowane, staranie porozwieszane. W sklepie panował porządek, całość była dobrze oświetlona. Wnętrze było przestronne. Pracownik powitał mnie w kilka minut po wejściu, zaproponował mi również pomoc. Pracownicy dobrze orientowali się w asortymencie, sprawnie pomagali wyszukać inne rozmiary. Sklep wart polecenia.
Sklep jest dość duży. Wystrój jest utrzymany w tonacji ciemnej. Ubrania w sklepie są powieszone na na wieszakach albo poukładane w kostkę na stołach. Niestety ubrania nie są traktowane przez obsługę zbyt starannie, bardzo dużo z nich, nawet z tych wiszących jest pomiętych i z pozostawionymi nitkami pozostałymi po szyciu. Nie wygląda to estetycznie i nie zachęca do kupowania. Pracownicy sklepu starają się zwiększyć sprzedaż, zachęcają do zakupów informując przez głośniki o promocjach. Podczas mojej wizyty w sklepie poinformowano klientów o wyprzedaży swetrów, informując, że do kupienia są swetry w cenie od 20 złotych. Podano też lokalizację wyprzedaży – przed kasami. Obejrzałam swetry, jednak najtańszy jaki znalazłam kosztował 40 złotych, za 20 złotych były jedynie bolerka. Pracownicy obsługiwali sprawnie, przy kasach nie było kolejek. W sklepie było czysto. Muzyka była dość głośna, ale nie na tyle, żeby utrudniała zakupy.
Ten sklep prowadzi sprzedaż dużej ilości bielizny i trochę ubrań. Z zewnątrz i na pierwszy rzut oka robi bardzo dobre wrażenie. Wnętrze jest jasno oświetlone, utrzymane w ciepłych barwach, z wyposażeniem drewnianym lub imitującym drewno. Produkty sprzedawane w sklepie były w dużej mierze wykonane z naturalnych włókien, takich jak bawełna. Ponieważ interesuje mnie noszenie tego rodzaju ubrań postanowiłam poszukać, czy nie znajdę tu czegoś dla siebie. Obejrzałam trochę bielizny, ale nie wydała mi się specjalnie dobrze zaprojektowana. Być może to tylko wrażenie, przy użyciu okazałaby się wygodna, ale ponieważ była dość droga nie widziałam sensu ryzykowania i kupowania jej. Udałam się jednak w głąb sklepu. Obejrzałam tutaj figi damskie popakowane w pakiety po trzy sztuki, podzielone mniej więcej na rozmiary i rodzaje, ściśnięte na wieszaku tak bardzo, że nie było możliwości wyjęcia jednego, bez zrzucenia innych. Na szczęście jedna z pań z obsługi zaoferowała mi swoją pomoc. Powiedziałam, że chciałabym zobaczyć jak wygląda rzeczywisty rozmiar, ponieważ na opakowaniu oprócz S, M i L nie ma żadnych dokładniejszych danych. Okazało się, że panie mają taką przykładową paczkę otwartą i można sobie bieliznę obejrzeć. Obejrzałam, podziękowałam i wyszłam ze sklepu. Pracownice pożegnały mnie.
Ten sklep z artykułami dla zwierząt mieści się w pasażu Centrum Handlowego Czyżyny. Znajduje się w dużym pomieszczeniu. Przy wejściu są wystawione dwa duże akwaria, z czystą wodą, ładnymi, zadbanymi rybkami i gęstą obsadą roślinną. Akwaria są zadbane i dobrze świadczą o pracownikach firmy. W sklepie znajduje się sporo małych zwierzątek, takich jak myszki, koszatniczki. Zwierzątka są w małych terrariach po środku sklepu. Terraria są wysypane trocinami, zwierzątka mają dostępną wodę i pokarm. Nad terrariami umieszczone są napisy proszące o nie pukanie w szybę, co jest logiczne, bo nie ma potrzeby denerwowania zwierząt. Na tylnej ścianie sklepu umieszczono bardzo duża ilość akwariów, z rybami i roślinami. Ryby są podzielone na trzy zbiorniki, w zależności od ceny. Ryby mają jasno oświetlone, dobrze dotlenione akwaria, z czystą wodą. Widać, że i tutaj pracownicy dbają o zwierzęta. Oprócz tego w sklepach można kupić różnego rodzaju karmy dla zwierząt mniejszych i większych – od psów olbrzymów do myszy, ptaszków i rybek. Niektóre rzeczy, jak na przykład witaminy dla kota można kupić na sztuki, co jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Pracownicy starają się doradzić klientom. Kiedy byłam zainteresowana zakupem nie znanej mi wcześniej karmy dla bocji i zapytałam o nią pracownika, powiedział mi, że tą karmą są karmione ryby u nich w sklepie i zaprosił mnie do obejrzenia w akwarium jak ryby ją jedzą, gdzie okazało się, że niestety nie może mi pokazać, bo rybki już wszystko zjadły. Polecam sklep, lubię do niego zaglądać i robić tu zakupy.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.