Udałam się do marketu Nomi celem zakupienia szkła wodnego. Nie znałam dokładnie nazwy tego produktu, więc od razu postanowiłam zgłosić się do pracownika obsługi. Nie miałam żadnego problemu z odszukaniem go, bezpośrednio po wejściu zauważyłam ich aż dwóch. Zwróciłam się do jednego z nich z pytaniem, czy otrzymam taki właśnie produkt. Ekspedient od razu zaprowadził mnie do odpowiedniego regału. Zapytał ponadto, jaką ilością jestem zainteresowana. Zaproponował szkło o objętości 0,5; 1,0 oraz 5,0l. Podał butelkę z półki, po czym odszedł, nie pytając, czy jeszcze w czymś może mi pomóc. Butelka ze szkłem była bardzo mocno zakurzona, nieco brudna. Obok stała inna z nieco odkręconą i wygiętą zakrętką. Zważając na fakt iż substancja jest drażniąca, było to nie tylko nieestetyczne, alei mogło okazać się szkodliwe. Powędrowałam do kasy, przy której znajdowały się 4 osoby. Po krótkiej chwili zjawiła się kasjerka przy drugim stanowisku kasowym i zaprosiła część klientów do siebie, co skróciło czas obsługi. Skasowała i wydała resztę, nie podziękowała jednak za dokonany zakup, a także nie zaproponowała żadnej formy zapakowania towaru, na ladzie leżały foliowe reklamówki, nie pożegnała się ze mną. Cena za szkło okazała się nieco zawyżona, za 1,0l butelkę zapłaciłam 11,85zł. W wyszukiwarce internetowej znalazłam szkło wodne w cenie 3,8/0,5 l.
Dzisiaj dokonałam zakupu paliwa na stacji Lotos w Opolu. Ogólnie oceniam tą placówkę na mocne 4. Personel jest kompetentny, orientuje się w branży paliwowej. Pracownicy są mili, uprzejmi i pomocni dla klientów. Korzystam z usług tej stacji bardzo często i nigdy nie zaobserwowałam, aby personel podchodził w sposób lekceważący czy to do mnie, czy do jakiegoś innego klienta. Nie zdażyła się również taka sytuacja, aby którykolwiek z pracowników wykonywał inne czynności na stacji przed obsłużeniem wszystkich klientów. Oferta stacji jest wystarczająca przecientnemu konsumentowi, oprócz zatankowania samochodu można też go umyć, kupić przekąski czy napoje. Cena paliwa nie jest wygórowana i raczej przystępna, co wnioskuję z tego, ile taksówek widziałam już podczas moich wizyt. Na obsłużenie nigdy nie musiałam długo czekać, nigdy też nie było jakichkolwiek problemów z płatnością kartą kredytową. Kolejki do kas, jeżeli są, to bardzo szybko zostają rozładowane. Na stacji nie widać brudu i zaniedbania, jest w miarę schludnie i czysto. Jedynym minusem, który nie pozwala mi na postawienie oceny 5+ jest często niedziałający kompresor, który w okresie wakacji przez kilka miesięcy nie został naprawiony i kilka razy nie mogłam z niego skorzystać, gdy miałam taką potrzebę.
Ostatnio bardzo dużo czasu spędzam w różnych bankach i jak dotąd nie miałam zbyt dobrych wspomnień. Jednym z kolejnych banków był MultiBank w Wałbrzychu i muszę przyznać że zrobili na mnie bardzo dobre wrażenie. Nie jestem orłem w sprawach bankowych, a tam dowiedziałam się wszystkiego co mnie interesowało w bardzo prosty i przystępny sposób. Przedstwiciel banku zaproponował mi bardzo fają, konkurencyjną ofertę. Obsługa bardzo miła i profesjonalna. Polecam wszystkim ten bank, a w szczególności placówkę w Wałbrzychu.
Strona internetowa programu lojalnościowego jest standardowym przykładem problemów niedawno uruchomionych projektów. Playback wystartował w połowie września br. i od początku pojawiły się kłopoty z obsługą strony.
Szata graficzna jest uboga. Dominują dwa kolory, będące znakiem rozpoznawczym programu. Niestety na kolejnych podstronach kolorystyka się powtarza.
Kolejne podstrony otwierają się dość szybko i bezproblemowo. Jednak największy kłopot użytkownik ma w czasie logowania. Aby dostać się na własne konto należy wprowadzić trzy kombinacje cyfrowe: numer karty programu, datę urodzeni oraz od pocztowy. Całość operacji jest wyjątkowo czasochłonna jak na ten typ działania. Niestety stopień zabezpieczenia, który zapewne chciano w ten sposób uzyskać, jest niestety niski. Wszystkie kombinacje liczbowe osoba trzecia może w łatwy sposób zdobyć. Jednocześnie regularnie powtarza się problem z logowaniem. Trzeba kilka razy próbować, aby ostatecznie dostać się do swojego konta.
Informacje o programie podane na kolejnych podstronach są wyczerpujące, choć podane w nudny sposób. Ich lektura wystarczy jednak, by w całości zorientować się w zasadach funkcjonowania programu.
Niestety uzupełnianie danych, szczególnie dotyczących zdobywanych punktów, podawane są ze znacznym, sięgającym półtora miesiąca, opóźnieniem. Pojawiają się też kłopoty z naliczaniem punktów i przepływem informacji między firmami uczestniczącymi w programie. To poważne minusy, nad którym twórcy strony i całego programu muszą jeszcze sporo popracować.
Dostęp do sklepu jest bardzo dobry – osoby niepełnosprawne nie mają kłopotów by dostać się na jego teren. Drzwi otwierane są automatycznie.
Powierzchnia marketu jest mała. Przejścia między regałami wąskie. Osoba na wózku inwalidzkim może mieć problemy by się tam poruszać.
Towar w czasie mojej wizyty ułożony był ładnie i porządnie. Każdy miał swoją przypisaną cenę. Zaskoczył mnie negatywnie fakt, że często pojawiały się ceny, ale za to na półce brakowało odpowiadającego im produktu.
W sklepie było czysto. Podłoga była zadbana. Towar ułożony był równo i bez zbędnego wpychania na półki.
W czasie swojego pobytu w sklepie naliczyłem cztery osoby personelu. Wszystkie panie miały na sobie czyste i zadbane stroje robocze. Żadna nie posiadała za to plakietki z imieniem. Na dziale z wędlinami oraz serami pracowała jedna pracownica (wiek 42 – 48 lat). Odnosiła się do klientów dość uprzejmie; w czasie obsługiwania klientów prowadziła z nimi konwersację. Pracowała sprawnie i szybko, z zachowaniem zasad bhp. Kasjerka (wiek 24 – 30 lat) była mniej uprzejma. Na jej twarzy nie było uśmiechu; nie patrzyła na klienta i wydawała się zamyślona. Pracowała jednak sprawnie. Negatywnie zaskoczył mnie brak podstawowych zwrotów „Dzień dobry” i „Do widzenia”, cechujący wszystkie pracownice.
Ogólnie sklep robi dobre wrażenie. Podniesienia wymaga jednak kultura osobista obsługi.
Atutem sklepu, zaskakującym pozytywnie klienta jeszcze przed wejściem na jego teren, jest specjalnie wybudowany podjazd dla wózków inwalidzkich.
Sam sklep ma stosunkowo niewielką powierzchnię. Duża różnorodność dostępnego towaru, niedbałe jego ułożenie oraz skupienie go na małej przestrzeni sprawiają w ostatecznym rozrachunku wrażenie tzw. „upychania na siłę” produktów na półkach. Towar jest wciskany w wolne miejsca na półkach, układany w stosy. Leży krzywo i nieładnie.
Jednocześnie dużym mankamentem jest widocznym brak cen. W Chacie Polskiej praktykowane jest także naklejanie ich na każdym produkcie. W wizytowanym przeze mnie sklepie wiele produktów było pozbawionych również i tych cen.
W sklepie panował porządek: podłoga była umyta a półki czyste. Lokal nie posiada dużej witryny stąd dominuje w nim sztuczne oświetlenie. Jest ono w tym przypadku odpowiednio dopasowane dla potrzeb klienta.
W czasie mojej wizyty w sklepie były dwie pracownice (wiek 24 – 30 lat, nieznane w imienia z powodu braku plakietek). Obie w strojach służbowych. Ubranie kasjerki nosiło wyraźne ślady zużycia. Obsługiwały klientów szybko. Zastrzeżenie może budzić ich zachowanie. Przywitanie z klientem było chłodne. Zabrakło prostego „Dzień dobry”. Także rachunek został rzucony na ladę z dość dużą nonszalancją. Na minus można zaliczyć brak obsługi w dziale z nabiałem.
Ogólne wrażenie z wizyty w sklepie pozostaje złe.
Lokal mieści się w holu Dworca Głównego PKP w Poznaniu. Jest jednym z najbardziej obleganych miejsc w budynku. Posiada kilka punktów kasowych wewnątrz lokalu. Liczba stolików i miejsc do siedzenia jest dość duża i zaspokaja zapotrzebowanie klientów. Estetyka miejsca pozostawia jednak wiele do życzenia. Od wejścia zauważalny jest brak stałych pracowników do sprzątania lokalu. Stoliki są czyszczone, jednak dość nieregularnie. Również podłoga wymaga większej uwagi sprzątających. Wiele do życzenia pozostawia unoszący się w powietrzu niemiły zapach.
Niezwykle miła jest za to obsługa. Wszyscy noszą ładne, czyste i zadbane uniformy firmowe i posiadają identyfikatory. W trakcie mojej wizyty kasę obsługiwała pani Emilia (wiek 18 – 24 lata). Klienci byli przez nią witani i żegnania bardzo kulturalni, a zachowanie kasjerki w trakcie obsługi było bardzo uprzejme. Klienci byli obsługiwani szybko i sprawnie (jak na warunki tej firmy). W jej przypadku nie mam większych zastrzeżeń co do jakości obsługi. Niestety wydaje się to być wyjątkiem na tle innych pracowników. Nie tylko było mi dane obserwować, ale i kiedyś i mi przydarzyło się posmakować pomyłki pracownika KFC. Szczególnie dużo błędów popełniają oni przy realizacji zamówień na herbaty, często myląc jej gatunki.
Lokal na Dworcu Głównym pozostawia wiele do życzenia.
Punkt znajduje się w tylnej części budynku poznańskiego dworca kolejowego. Posiada dwa niezależne wejścia. Sam wystrój antykwariatu jest mało zachęcający (ciemny, monotonny kolor, złe oznaczenia zewnętrzne lokalu). Układ stoisk z książkami zły jak na warunki dworca kolejowego. Przejścia między nimi są wąskie i pasażerowie z bagażami mają duże trudności z poruszaniem się po sklepie. Książki są posegregowane w działy. Są ładnie ułożone na stoiskach. Widać dbałość o jakość towaru – książki wyglądają nadzwyczaj ładnie jak na antykwariat. Brakuje jednak oznaczeń działów i grup tematycznych. Poszczególne towary posiadają różny system informacji cenowej – raz są to duże naklejki na okładce, innym razem małe plastry cenowe z tyłu książki.
W czasie mojej wizyty w lokalu przebywały dwie młode pracownice (wiek 18 – 24 lata, strój porządny, wysoka kultura osobista). Nie tylko obsługiwały kasę, ale także udzielały informacji na temat książek. Były miłe i uprzejmie. Nie miały większego problemu z orientacją w posiadanym zasobie książkowym.
Ogólna ocena punktu wypada jednak źle.
Salon mieści się na w tylnej części budynku Dworca Głównego PKP w Poznaniu. Jest duży, z wygodnymi, łatwo dostępnymi regałami. Podział czasopism na grupy jest czytelny i konsekwentny. Dobre oświetlenie zastosowane w punkcie ułatwia robienie zakupów. Czasopisma ułożone są równo i starannie. Ułatwia to robienie zakupów. Niestety najwyższe półki są nieco za wysoko i dosięgnięcie znajdujących się tam tytułów może sprawiać problemy niższym klientom.
W czasie mojej wizyty kasę obsługiwała pracownica w stroju roboczym (wiek 18 – 24 lata). Nie posiadała identyfikatora. Udzielała konkretnych odpowiedzi i sprawnie obsługiwała klientów. Była miła i uprzejma.
Za minus salonu można zaliczyć bardzo ograniczoną liczbę dostępnych tytułów, zalegające na półkach stare numery, jak też niedoczyszczoną podłogę, co jednak w warunkach dworca jest zjawiskiem praktycznie nieuniknionym.
Salon znajduje się holu Dworca Głównego PKP w Poznaniu, „na tyłach” Informacji PKP. Jest bardzo mały. Liczba dostępnych tytułów jest więc z natury rzeczy ograniczona. Salon posiada dwa niezależne wejścia. Osoba na wózku inwalidzkim nie ma problemu, by się do niego dostać. Jednak już sięgnięcie wybranego czasopisma jest w wielu przypadkach niemożliwe. I to nawet dla w pełni zdrowej osoby. Część regałów jest bowiem skutecznie zastawiona przez stojaki z różnego rodzaju produktami. Pomijam tu fakt, że i sama wysokość regałów budzi zastrzeżenia (ostatnie półki mogłyby być niżej). Sam układ tematyczny jest standardowy i w miarę konsekwentnie przestrzegany. Niestety ułożenie poszczególnych egzemplarzy jest niechlujne. Gazety stoją nierówno, są przemieszane; brakuje przestrzegania podziału tematycznego czasopism.
Oświetlenie zastosowane w salonie jest bardzo dobre.
Minusem punktu jest na pewno panujący w nim brud. Nie mówię tu tylko o śladach po brudnym obuwiu pasażerów. Podłoga zarzucona była różnego typu papierkami. Szczególnie przed samą ladą. Obsługujący salon pan (wiek 30 – 36 lat) ubrany był w czasie mojej wizyty w zwykłe, codzienne ubranie. Co gorsze, strój ten wykazywał wyraźne oznaki nadszarpnięcia przez ząb czasu. Kolory poszczególnych części garderoby były wypłowiałe, koszulka powyciągana, niedopasowana i przykrótka(!). Jego zachowanie było bardzo swobodne, bez zachowania podstawowych zasad dobrego wychowania (na próżno było oczekiwać „Dzień dobry”, „Do widzenia”). Ocena ostateczna salonu jest zła.
Salon znajduje się w holu głównym Dworca Głównego PKP w Poznaniu. Posiada dwa szerokie i bardzo dogodne wejścia. Jednak wnętrze jest gęsto zastawione regałami. Prasa została podzielona na kilka wyraźnych działów. Poszczególne tytuły są dość konsekwentnie ułożone na półkach. Niestety salon ma kilka minusów. Po pierwsze przejścia między regałami są bardzo wąskie. Dwie osoby mają problem by się w nich wyminąć. Jest to szczególnie niewygodne, że za grupę docelową klientów salonu przewidziano podróżnych korzystających z usług PKP, czyli osoby poruszające się zazwyczaj z dużym bagażem. Drugim minusem jest bardzo wysokie ulokowanie ostatnich, najwyższych w regale półek. Czasopisma tam się znajdujące są poza zasięgiem dużej części klientów. W salonie znajduje się też tylko jedna kasa, skutecznie wpływająca na powstawanie kolejek przy większej liczbie kupujących.
W czasie mojej wizyty w salonie znajdowały się dwie pracownice (młodsza, wiek 18 – 24 lata; starsza 42 – 48). Miały służbowe, w miarę porządnie wyglądające ubrania. Jednak nie posiadały identyfikatorów. Obsługiwały klientów szybko i sprawnie. Zachowywały przy tym uśmiech na twarzy i stosowały zasady dobrego zachowania wobec klientów. W salonie panował względny porządek. Jedyne zastrzeżenia budzić mogła brudna podłoga – normalna sytuacja w tak często odwiedzanych miejscach. Na półkach znajdowały się też bardzo stare, niekiedy sprzed pół roku, numery znanych miesięczników. Ogólne wrażenie pozostało poprawne.
Moje spostrzeżenie jest natury ogólnej. Ma formę skargi na jakość usług oferowanych przez PKP. Często korzystam z oferty krajowego przewoźnika kolejowego. Są to zazwyczaj przejazdy pociągami osobowymi. Przyczyna jest natury czysto ekonomicznej – są to najtańsze dostępne na rynku połączenia. Jednak za niską ceną idzie niska jakość realizowanych przewozów. Sytuacja w pociągach jest skandaliczna. W szczególnie nagannym stanie są toalety – brudne, rzadko gruntownie sprzątane, bez bieżącej wody i papieru toaletowego ani ręczników jednorazowych. Że nie wspomnę archaicznej już techniki funkcjonowania – rodem z głębokiego komunizmu. I na nic się zdają kary, nakładane przez służby sanitarne.
Dodatkowo będąc pasażerem nie mogę liczyć na punktualność przejazdu. Szczególnie właśnie połączenia osobowe znam z ich regularnych opóźnień. Często z nimi związane są też nagłe zmiany peronów, na które dany skład ma wjechać. Dokonywane są one nieraz na dwie – trzy minuty przed wjazdem pociągu na dworzec, co, w związku z dość dużą jego powierzchnią, dość skutecznie utrudnia choćby odbiór gości, przybywających do Poznania pociągiem. Za przykład mogą posłużyć moje własne, ostatnio zdobyte doświadczenia: opóźnienia przyjazdu pociągów z Krzyża, Kluczborka, Łodzi Kaliskiej, Zbąszynka, zmiany peronu wjazdu składów z Konina to ostatnimi czasy norma na poznańskim dworcu. PKP powinna zadbać o jakość swojej oferty.
Delikatesy są typowym przykładem sklepu osiedlowego. Ich plusem są automatycznie otwierane drzwi. Mają stosunkowo dużą powierzchnię handlową, na tyle dużą, aby osoby na wózkach inwalidzkich swobodnie poruszały się między stoiskami. W sklepie zastosowano przejrzysty układ rozmieszczenia produktów. Podczas mojej wizyty dała się zauważyć dokładność ułożenia towaru. Stoiska były czyste. Każda grupa produktów posiadała własną cenę. Jedynym mankamentem były odręcznie wypisane, przyklejone bezpośrednio na stoiskach, nieco pozaginane na rogach karteczki informujące o bieżącej promocji. Wśród towaru promocyjnego nie było produktów przeterminowanych. Sklep posiada dużą witrynę, wpuszczającą do środka lokalu wiele światła, co można zaliczyć na plus sklepu.
W sklepie przebywały dwie pracownice. Jedna przy kasie, druga w dziale wędlin i nabiału. Obie w strojach roboczych, chociaż bez plakietek z imionami. Kasjerka (wiek 30 – 36 lat), zajęta rozmową z drugą pracownicą, zaniedbała kontakt z klientem. Z jej ust dało się usłyszeć jedynie kwotę do zapłacenia i cicho wypowiedziane „Proszę”, będące odpowiedzią na moje zachowanie. To jeden z niewielu mankamentów sklepu.
Zdarzenie miało miejsce 16.11.2009 i dotyczy braku dostępności COK eurobanku przez skype wbrew zapewnieniom
ze strony o treści:
"Zapraszamy do kontaktu. Nasi doradcy są do Twojej dyspozycji
codziennie od 8.00 – 23.00."
Kolejne trzy moje próby połączenia o g. 10.33, g. 10.36, g. 10.44 wykazały, że użytkownik skype doradca_eurobank jest niedostępny i brak połączenia z infolinią.
Mam zawartą umowę z funduszem emerytalnym AVIVA CU, dlatego też mają mój numer telefonu. Postanowili to wykorzystać dzwoniąc do mnie proponując mi ubezpieczenie komunikacyjne. Ponieważ stara polisa kończyła mi się dopiero za trzy miesiące Pani umówiła się ze mną, że zadzwoni za miesiąc. Zrobiła tak jak powiedziała i zadzwoniła, problem w tym, że złapała mnie prowadzącego samochód. Powiedziałem, że jestem zajęty i poprosiłem aby ktoś zadzwonił za 2 minuty. Na kontakt czekałem ponad godzinę. Pomyślałem rozumiem, mają dużo pracy, dużą ilość klientów do obdzwonienia - porozmawiam. Zamieniam kilka zdań z Panią z firmy AVIVA, w końcu mówi do mnie, że przełączy mnie do działu ubezpieczeń i żebym chwilkę poczekał. Czekałem minutę, dwie, trzy, w końcu się rozłączyłem ponieważ straciłem cierpliwość. Za kilka minut znów próbowano się ze mną połączyć jednak ja odrzuciłem to połączenie i do teraz nikt się ze mną już nie kontaktował. Skoro to firma AVIVA mi chce coś sprzedać to chyba powinna być bardziej słowna, punktualna i lepiej traktować klientów. Tym bardziej, że z tego co się rozeznałem najniższych cen ubezpieczeń komunikacyjnych nie ma.
Wracając głodny z wyjazdu wstąpiłem do Biedronki kupić coś do zjedzenia. W mieleckiej biedronce bułki typu pizza są niemal rewelacyjne. Myślałem, że i tak będzie w sanockiej Biedronce. Niestety się pomyliłem. Kupiłem sobie bułkę nazwaną „cebulak” był to wybór którego pożałowałem. Było to coś co smakowało jak podeszwa od trampka o konsystencji styropianu z pociosaną surową cebulą, to wszystko polane wstrętnym sosem pomidorowym. Ten zakup to chyba najgorzej wydane 1,89 zł w moim życiu. Jak zgubię nawet większą kwotę pieniędzy to mam potem mniejszego kaca moralnego. Sama biedronka ma ciekawy układ sali sklepowej ze względu na budowę budynku. Wnętrze czyste, posadzki posprzątane, po podłodze się nic nie walało. Obsługa przy kasie miła, dość sprawnie obsługująca klientów. Biedronka jako taka zasługuje na dobrą ocenę, za to ten jeden z towarów w niej dostępnych na najgorszą z możliwych. Niestety nie znam wytwórcy tego „cudu” dlatego też dostanie się sprzedawcy tego towaru. Jestem niemal na 100% pewien, że ktoś odpowiedzialny za wybór kontrahentów tego produktu na pewno nie próbował.
Wybrałem się do tego sklepu, który raczej niesłusznie nazwał się hurtownią w celu nabycia zabawki dla chrześniaka. Nie jest to moim zdaniem hurtownia, nie dla tego, że ceny są wysokie, a dlatego że jest to za mały budynek aby było gdzie składować większą ilość towaru. Wchodząc do sklepu ma się dziwne wrażenie, jest niby wszystkiego dużo, ale jednak u mnie pozostał jakiś niedosyt. Nie wiem czy teraz tak wygląda „świat zabawek”, ale jak dla mnie wszystkie zabawki były na „jedno kopyto”. Jak tylko znalazłem się w sklepie podeszła do mnie Pani z obsługi zapytać czy mi w czymś pomóc, odpowiedziałem, że na razie nie dziękuję. Nie minęła minuta a sprzedawczyni znów przyszła z tym samym pytaniem. Sytuacja powtórzyła się jeszcze parę razy. Nie lubię takiej obsługi, źle mi się kojarzy z arabskim targiem. Znaczy się tak źle jak na SUKU nie było, ale tej Pani dużo już nie brakowało. Ceny zabawek porównywalne z tymi oferowanymi w serwisach aukcyjnych. Doliczając koszty wysyłki bardziej opłaca się kupić coś na miejscu. Osobiście jednak nie podoba mi się wybór zabawek, ani obsługa. Jest wprawdzie miła, ale jak dla mnie za bardzo natarczywa.
Wiadomo, że dziś internet to podstawa. Jednak czasami są budynki w których nie ma operatora do którego jesteśmy przekonani.
Więc wybraliśmy miło brzmiącą firmę Fine Media SC. Patrzymy na cennik – są nawet konkurencyjne do innych operatorów. Zdecydowaliśmy się na pakiet który pozwoli dzielić łącze na trzy komputery.
Podpisanie umowy i instalacja perfekt w godzinę wszystko zostało zrobione, podłączone i skonfigurowane.
Oczywiście aby nasze 3 komputery podłączyć musiałem kupić router (oczywiście kupiłem w komputroniku).
Wszystko chodziło tak jak chcieliśmy – prędkość nam odpowiadała.
Jednak po jakimś czasie zaczęły się problemy z internetem co godzinę rozłączało go.
Na początku myśleliśmy, że to chwilowy problem.
Jednak on cały czas występował. Jestem z zawodu informatykiem więc wszystko posprawdzałem.
Moim fachowym okiem okablowanie w mieszkaniu było ok (komputery i router również) – jednak nie mogłem tego powiedzieć o okablowaniu na klatce schodowej. W dobie internetu i niebezpieczeństw jakie może nas spotkać zabezpieczenie nie tylko komputerów programami antywirusowymi ale też zabezpieczenie fizyczne jest ważne – niestety firma o to nie zadbała.
Nim zadzwoniliśmy do biura obsługi klienta sprawdziliśmy czy nie są prowadzone jakieś prace konserwacyjne. Faktycznie były prowadzone – mieliśmy odpowiedź.
Prace się skończyły a problem dalej występował – już nie mogliśmy czekać – ta sytuacja przeszkadzała nam w pracy.
Dzwonię do BOK – miły Pan powiedział aby napisał maila ze wszystkimi informacjami.
Niestety nie mogłem napisać bo akurat miałem wyjazd – zrobiła to za mnie dziewczyna.
Z obsługi komputera jest dobra wiele razy podpatrywała mnie jak pracuję więc trochę o informatyce wiedziała i potrafiła samodzielnie zrobić pewne rzeczy.
Odpowiedź jaką dostaliśmy od osób pracujących w tej firmie wprawiło nas w osłupienie.
Pan informatyk odpowiedział, że nie widzi żadnych problemów po stronie sieci z ich strony.
Napisał co trzeba zweryfikować (nie czytał wiadomości gdzie te rzeczy były wymienione).
Cała sytuacja i wymiana wiadomości trwała kilka dni. Nie wytrzymałem i napisałem wiadomość jak informatyk do informatyka – konkrety.
Jednak nie wysłałem tej wiadomości tylko moja dziewczyna. Chyba bardzo zabolała ta wiadomość pracowników firmy – jak to możliwe aby kobieta takie rzeczy wiedziała.
Do całej dyskusji wtrącił się informatyk odpowiedzialny za sieć – ton jakim zwrócił się sprawił,że w oczach dziewczyny zobaczyłem łzy.
Moja dziewczyna jest spokojna i bardzo spokojnie odpowiedziała na tą nie miła wiadomość.
Problemy ustąpiły po naszych wskazówkach – jednak co się okazało osoba która dołączyła się do rozmowy (i była nie miła) to właściciel firmy.
Od tamtej pory internet chodzi nam bez zarzutu – jednak czekamy na wygaśniecie umowy aby jednak zmienić operatora.
Właśnie od tego sklepu zaczynałem poszukiwania monitora.
Wybór monitorów bardzo duży jednak ceny mnie nie przekonywały.
Co chwila obsługa mnie pytała czy mogę mi w czymś pomóc – ładnie odpowiadałem, że dziękuje i że jak będę miał pytania to się zwrócę o pomoc. Jednak to nie pomagało mi się skupić na wyszukaniu tego monitora (nie przesadzam ale co 2-3 minuty) byłem pytany czy pomóc przez innego pracownika z obsługi – nie spędziłem tam nawet 25 min.
Czasami klient potrzebuje sam pochodzić i obejrzeć produkty.
Strasznie mnie męczyła reklama która leciała z głośników na zewnątrz sklepu w kółko to samo leciało i strasznie głośno.
Wiem, że pracownicy takich sklepów mają prowizję od sprzedanego przedmiotu – nawet bym kupił gdyby mnie nie męczyli – w tej sieci chyba jest wyścig szczurów wśród pracowników (brak podziału na działy – kto dorwie klienta ten jest jego).
Strona internetowa jest kiepskiej jakości.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.