Podczas wizyty w markecie pierwsze wrażenia bardzo pozytywne. Czysty parking i bezpośrednie otoczenie. Wewnątrz podobnie - podłogi czyste, towary prawidłowo poukładane na regałach, bez widocznych braków. Pracownicy na bieżąco uzupełniali produkty. W sektorze mięsnym spora kolejka i tylko jedna osoba na obsłudze. Pozostałe dwie, będące na dziale, zajmowały się czyszczeniem sprzętów oraz przeglądaniem papierków - faktur, itp. Dział owocowo-warzywny nie prezentował się zbyt zachęcająco - sporo nieświeżych egzemplarzy. Ceny zróżnicowane - jednak większość produktów droższa, porównując chociażby z Kauflandem, Biedronką, czy Lidlem. Przy kasach nie było kolejek - czynne były 4 i po 2-3 osoby przy każdej. Gorzej wypadła obsługa. Pani Ela - dość mocno wymalowana - bardzo mechanicznie wykonywała swoje czynności. Ani "dzień dobry - dobry wieczór", ani dziękuję za zakupy. Dodatkowo rzucała zeskanowanymi produktami. Na pytanie - kto odpowiada za zbicie produktu - usłyszałem oschłym głosem - "pan się o to nie martwi". Pracownik ochrony "ślinił się" na młode, zgrabne klientki. A pozostałych prześwietlał rentgenowskim wzrokiem, sugerując tym samym, że jest klient traktowany jest jak potencjalny złodziej.
Tuż po wejściu do międzyrzeckiej "Stokrotki" w oko wpadło mi zachowanie ochroniarza, którego wzrok zdecydowanie bardziej skierowany był na młode, zgrabne dziewczyny, niż resztę klientów. Bardzo poprawnie prezentowały się towary na półkach. Równo ułożone, bez widocznych braków. Owoce i warzywa świeże, a swoim wyglądem zachęcały do konsumpcji. Nie aż tak kolorowo było z cenami za produkty. Ogólnie rzecz ujmując - zdecydowanie drożej, niż w "Biedronce", czy też "Lidlu". Na duże słowa uznania zasłużył wysoki pan obsługujący stoisko z wędlinami. Jestem zdania, że długo nie pracuje w "Stokrotce", ponieważ był dość mocno "spięty". Ale bardzo miły i starannie wykonujący swoje obowiązki. Tego samego nie mogę powiedzieć o niższej jasnowłosej pani, która zamiast wziąć się do roboty i pomóc "rozładować" kolejkę w sektorze mięsnym, porządkowała sobie krajalnicę, deski do krojenia, noże oraz metalowe blaty. W sklepie było czysto, a przy kasach bez większych kolejek.
Wieczorną porą wsiadłem do busa relacji Siedlce - Międzyrzec Podlaski. Na dworze temperatura 5 stopni. Pierwsze odczucie to jeszcze niższa temperatura wewnątrz busa. Podczas jazdy kierowca ani na moment nie włączył ogrzewania. Słuchając rozmów innych pasażerów, którzy częściej korzystają z usług tego przewoźnika, dowiedziałem się, że tak jest zawsze. Panowie szoferzy! Zima zbliża się wielkimi krokami, a to, że zaoszczędzicie ten literek paliwa w złym stopniu stawia waszą firmę. Pomijając fakt związany z temperaturą innych zastrzeżeń nie miałem. W busie było czysto, kierowca uprzejmy, wszystkim pasażerom wydawał bilety. Cena za pełny przejazd z Siedlec do Międzyrzeca w granicach rozsądku - 6 złotych.
Biorąc pod uwagę niedzielną wizytę totalnie zmieniam zdanie o markecie "Kaufland". Po pierwsze - już przy wejściu - panie z punktu obsługi klienta zbyt mocno eksponują swoje ciała. Nie twierdzę, że nie mają czego pokazać, ale jeżeli spod spodni wystaje prawie połowa tyłka - to jak dla mnie - nie w tym miejscu i nie o tej porze. Idąc dalej. Totalnie pognita cebula, która śmierdziała w promieniu 2 metrów. Reszta warzyw i owoców - cenowo zdecydowanie poniżej moich oczekiwań. Panowie rozwożący towar jeżdżą sobie na elektrycznych wózkach, nie patrząc czy ktoś idzie z dzieckiem, czy z koszykiem. Przy kasie nr 1 z wielkim napisem "Kasa bez słodyczy" znajduje się stoisko z lizakami "Chupa Chups". Totalną nieprawdą jest puszczana przez głośniki informacja, że jeżeli kwota produktu nie zgadza się z naliczoną w kasie to dostaniesz talon na 5 złotych. Takich komedii to już dawno nie było. W sąsiedniej linii zauważyłem jak kasjerka zlekceważyła klienta, używając słów, cytuję: "Jak się panu cena nie podoba, to niech pan nie bierze". Ratunkiem dla marketu była czystość i dobra dostępność towarów oraz brak kolejek przy kasach.
Obserwację rozpocznę od sporego minusa. Pracownik, który pełnił funkcję podjazdowego (identyfikator odwrócony drugą stroną), zbytnio narzucał mi jakie paliwo mam zatankować. Zdaję sobie sprawę z faktu, że od niektórych rodzajów paliwa ma dodatkowe prowizje, ale przekonywanie klienta na siłę działa niekorzystnie na wizerunek firmy. Po zatankowaniu pojazdu udałem się do kasy. Działały dwie, przez co klienci obsługiwani byli na bieżąco. Do tego etapu obsługi nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Obsługująca mnie kasjerka - Ala - była wyjątkowo miła i uśmiechnięta. Zarówno na podjeździe, jak i w budynku z kasami, panował idealny porządek. Ceny paliw wyśrodkowane - porównując je z konkurencją.
Kilka minut po godzinie 12 wsiadłem do busa (nr rej. LB 36138) zmierzającego do Białej Podlaskiej. Razem ze mną 5 innych osób. Kierowca bardzo nieuprzejmy, burczał do pasażerów, a ponadto żadnej z osób nie dał biletu. Co więcej - od osoby, która chciała podjechać tylko do Rogoźnicy (6 km) zainkasował 5 zł - podobnie jak od tych, którzy jechali do Białej. Argumentował to tym, że nie ma na trasie przystanków i cytuję: "Jak nie odpowiada to żegnam pana". Podczas jazdy kierowca rozmawiał przez telefon komórkowy, ponadto będąc już w Białej Podlaskiej na ulicy Warszawskiej wyprzedzał na pasie do skrętu w lewo. Ponadto w busie panował nieprzyjemny zapach stęchlizny, a siedzenia nie grzeszyły czystością. Po dotarciu na miejsce kierowca nieuprzejmy dla pasażerów oczekujących na odjazd do Warszawy (godzina 13 z tym samym panem "kierowcą") - gdy jedna z pań zapytała, o której odjeżdża - odburknął coś pod nosem, po czym uciekł do siedziby biura. Ogólnie jeden wielki minus i bardzo negatywna wizytówka firmy.
Zlewanie klientów i brak wiedzy fachowej - to moje główne wrażenia po wizycie w bialskim Nomi. W alejkach z towarem nie zaobserwowałem nikogo z obsługi, dopiero po kilku minutach oczekiwania dwóch panów wyłoniło się z magazynu ciągnąc palety z towarem. Poprosiłem jednego z nich do działu z farbami. Po 2-3 minutach dotarł we wskazane miejsce, jednak nie błysnął wiedzą. Chciałem m.in. - mimo iż znam się na rzeczy - aby doradził mi, który wałek wybrać do malowania płyty karton - gips. Ku mojemu zaskoczeniu młody pan o jasnych krótkich włosach - bez identyfikatora - zaproponował mi wałek typu "żółta nić" - przeznaczony do malowania zwykłych ścian. Pogratulowałem panu wiedzy i sam dokonałem wyboru interesujących mnie produktów. Poza tym bialski sklep jest ciasny - jeżeli w alejce stoi paleta z towarem nie ma możliwości przejść np. z wózkiem. W tym aspekcie Nomi "chowa się" porównując je chociażby do Bricomana, a o obsłudze klientów i asortymencie towarów już nawet nie wspominam. Co do cen - jedne towary tańsze niż u konkurencji, inne droższe - ten wariant dominuje. Przy kasach nie było kolejek, klienci byli sprawnie obsługiwani przez miłe kasjerki - i to największy plus mojej wizyty.
W sobotę 16 lipca o godzinie 7:45 miałem przyjemność, a właściwie nieprzyjemność, podróży z Białej Podlaskiej do Radzynia busem firmy "X" o numerze rejestracyjnym LLB 19466. Szanowny pan kierowca - wiek około 32 lat, krótkie rudawo-blond włosy - nie wydawał biletów na trasy krótsze niż do samego Lublina. W oburzający sposób odburkiwał na zadawane przez pasażerów pytania - typu: o której godzinie dotrze na dany przystanek, itp. Co więcej - przy okazji wyłudza od ludzi pieniądze za przewóz towarów - jedna z pań poprosiła go aby przewiózł do Lublina dla jej córki małą reklamóweczkę i grzecznościowo dała mu 5 zł. Oburzony pan kierowca wrzasnął: "Za dychę mogę zabrać, bo na biedną mi pani nie wygląda!". Kobieta nie dysponowała taką kwotą i po prośbach "łaskawca" zabrał wspomnianą reklamówkę za 7 złotych. Siedzące przede mną 2 starsze panie były jeszcze bardziej niż ja oburzone zachowaniem kierowcy. Co więcej - twierdziły, że często jeżdżą tą trasą i akurat tylko ten szofer stosuje tego typu praktyki. Dla innych nie ma problemu, aby za darmo coś przewieźć, skoro i tak jadą do danego celu. Na koniec dodam, iż kierowca na odcinku 55 km dwukrotnie rozmawiał przez telefon komórkowy i nie były to minutowe pogawędki, a dodatkowo wnętrze busa nie grzeszyło czystością.
Na wstępie przyznam, że sporadycznie bywam w restauracjach tego typu. Będąc w pobliżu, skorzystałem z usługi McDrive. Zamówienie zostało przyjęte bardzo szybko. Z jednym minusem - osoba, która je przyjmowała nie przywitała mnie, tylko od razu powiedziała "słucham". Po kilkudziesięciu sekundach podjeżdżam pod kolejne okienko, gdzie płacę za produkty. Chwilę później odbieram zamówione artykuły. Tutaj obsługa bardzo miła - osoba wydająca danie życzyła smacznego, miłego dnia oraz ponownie zaprosiła do odwiedzenia McDrive. Jeżeli chodzi o same produkty - frytki zdecydowanie przesolone, a ponadto posiadały wiele ciemnych plam. Gdybym nie był głodny, po prostu bym ich w ogóle nie zjadł. Czyżby do bialskiego McDonald'sa nie dojechały jeszcze młode ziemniaczki? :-) Cheeseburger bez zarzutów. Jednak kwota, którą zapłaciłem (wraz z małą colą 11 złotych), nie jest adekwatna do stanu zaspokojenia żołądka. Zdecydowanie bardziej można się najeść kupując 3 hot-dogi na Orlenie. A tu - można powiedzieć - była to jedynie mała przekąska. Co do czystości wokół restauracji - nie mam żadnych zastrzeżeń - było bardzo czysto, a dodatkowo bardzo dobre wrażenie robi ogródek z ozdobnymi krzewami. Jednak co miłe dla oka, niekoniecznie dla żołądka :-)
Awaria auta zmusiła mnie do skorzystania z komunikacji bus. Kierowca, który obsługiwał kurs z Białej Podlaskiej do Lublina (odjazd 17), moim zdaniem w nieuczciwy sposób dorabia sobie do pensji. Zamówiłem bilet do Radzynia. Kierowca zażyczył sobie 8 złotych, a po krótkiej chwili zmienił zdanie na 10. Dałem więc dyszkę. Kierowca nie dał mi biletu, "łyknął" kasę i od razu zaczął obsługę kolejnego pasażera. Poprosiłem więc o bilecik. Pan szofer spojrzał na mnie wilczym wzrokiem, burknął: "Po co bilet? Tu nie ma kontroli!". Zaproponował, że odda 2 złote i będzie bez biletu. Nie zgodziłem się. Kierowca zaczął coś wciskać na terminalu biletowym, po czym stwierdził, że nie może wbić kodu do Radzynia. Roześmiałem się i powiedziałem, że niech już będzie bez i za 8 złotych. Na to pan szofer stwierdził, że teraz to już za późno i nie odda mi 2 zł. Podobnie było z innymi pasażerami - wydawał bilety jedynie do Lublina. Nie mam zastrzeżeń co do prowadzenia pojazdu przez kierowcę, ani do czystości w busie. Jednak uprawianie własnej polityki finansowej jest w tym przypadku zdecydowanie nie na miejscu.
Sezon remontowy w pełni. Po wcześniejszej obserwacji internetowej oferty udałem się do bialskiego Bricomana na "większe zakupy". Oprócz wyboru interesujących mnie artykułów, dokładnie przyglądałem się zachowaniu personelu. Traf chciał, że moje zainteresowania skoncentrowały się na panelach, płytkach oraz drzwiach. I tak po kolei. Sektor płytek - bardzo kompetentny pan Robert dokładnie opisał cechy i zalety interesujących mnie rodzajów płytek. W panelach również bez zastrzeżeń. Młody pan, który nie miał na sobie stroju firmowego (nie wiem, być może przedstawiciel producenta) z własnej inicjatywy zapytał czy może w czymś pomóc i po chwili rozmowy byłem pewny, który panel wybrać. Nadmienię, iż wspomniana osoba pomogła załadować towar na wózek, co jest rzadkim przypadkiem w tego typu marketach. Dodatkowym plusem była jego doskonała orientacja w produktach - klient pyta gdzie znajdzie produkt X - "młody pan" - precyzyjnie odpowiadał. Poprawnie w moich oczach wypadł też starszy pan w okularach, który nie posiadał jednak żadnego identyfikatora. I na tym pozytywne odczucia niestety się skończyły. W sektorze drzwi nie było już tak kolorowo. Ku mojemu zdziwieniu, klientów obsługiwał pan Piotr, który jak się dowiedziałem podczas pierwszej wizyty - jest szefem działu wykończeń. Przytoczę kilka przykładów, które zwyczajnie nagrałem telefonem. 1) Klient: "Co jest w środku tych drzwi jeżeli nie wełna?" - Pan kierownik: "Yyyyyyyyyyy yyyyyyy Stasiu!!!". 2) Klient: "Czy w cenie tych drzwi jest klamka, futryna?" - Pan kierownik: "Yyyyyyyyyyy Stasiu!!!". 3) Klient: "Czy z tych drzwi będą dwie sztuki 80-tek prawych?" - Pan kierownik: "Yyyyyy yyyyyy Stasiu!!!". 4). Klient: "Potrzebuję metalowego kątownika (padają wymiary)" - Pan kierownik: "Yyyyyyyy Konrad!!!". Nie chcę w tym momencie podważać kompetencji kadry kierowniczej, ponieważ nie znam funkcjonowania działów od wewnątrz, a dodatkowo jakoś trzeba było wskoczyć na to stanowisko. Ale z drugiej strony - co to za gospodarz, który nie zna swojego podwórka?????? Osobiście również miałem pytanie do pana Piotra, ale akurat wyjął telefon i zaczął dzwonić... A kim jest pan Stasio? Okazało się, że to bardzo sympatyczny i miły pan, ale nikt się przecież nie rozerwie. Oby więcej takich panów Stasiów, a mniej ... W drodze do kasy zaobserwowałem braki w personelu jeżeli chodzi o sektor elektryki oraz narzędzi. Przy kasach fajnie, miło i sprawnie. W markecie było czysto, towary tańsze niż u konkurencji, bardzo dobrze widoczne ceny wszystkich produktów. Niewielkim minusem jest buczący dźwięk z głośników oraz jak na dzień dzisiejszy zbyt - moim zdaniem - niska temperatura na terenie obiektu.
Po wizycie na stacji Shell nie bardzo rozumiem dlaczego ten renomowany koncern objął nad nią patronat. Samo umiejscowienie - w środku pól uprawnych - nie jest pozytywem. Sam budynek dość skromny - w jednej części bar i motel, w pozostałej sklep i obsługa stacji. Tu zaraz po wejściu "zaczynają się schody". Pracownik, nie posiadający żadnego identyfikatora, grzebał w komputerze i nawet nie odpowiedział "dzień dobry". Na innych stacjach obsługa proponuje różnego rodzaju promocyjne produkty, a pan X - nic. Przyjął gotówkę, nie wydał z własnej inicjatywy paragonu, tylko powrócił do zajęcia. Ruch na stacji znikomy - przy wyjściu zaobserwowałem tylko jeden tankujący pojazd. Na placu obsługi również bez rewelacji - w pojemnikach bardzo brudna woda do szyb, ponadto brakowało wycieraczek. Minusem jest też bardzo skromny wybór paliw - zaledwie dwa rodzaje i brak LPG. Jedyne - co ratuje stację - to czystość wewnątrz budynku, jak i na zewnątrz. Jednak jak na markę Shell to zdecydowanie za mało.
Kolejna moja wizyta w międzyrzeckim Topazie i kolejne rozczarowanie. Obsługująca kasę pani Agnieszka S. bez najmniejszych problemów sprzedała 2 piwa marki "Żywiec" dwójce dzieci. Chłopcy mieli 14 - maksymalnie 15 lat, a wspomniana pani Agnieszka S. nawet nie poprosiła o dowód osobisty. Kolejny minus to oczywiście obsługa na dziale mięsnym - ekspedientki, które akurat pełniły swoją misję - niemiłe, a standardem jest, że klient dostaje 20-30% więcej towaru niż zamawia. Tak więc po raz kolejny proponuję tym niedocenionym paniom wycieczkę do Topazu w odległym o 30 km Radzyniu Podlaskim.
Korzystając z wizyty w Białej Podlaskiej nie mogłem nie odwiedzić nowo otwartego i silnie reklamowanego marketu budowlanego - Bricoman. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne - towary super wyeksponowane i łatwo dostępne. Ciekawe promocje na niektóre produkty. Ceny dość mocno zróżnicowane - w zależności od producenta. Ogólnie na przyzwoitym poziomie, chociaż część artykułów z pewnością taniej kupimy np. w Nomi. Obserwowałem obsługę klientów. I tu duży minus. W niektórych działach na 2-3 alejki przypada jeden pracownik. Klienci nie mają od kogo zasięgnąć fachowej rady. Szczególnie na minus wypadł pan w okularach o imieniu Piotr. Nie potrafił doradzić dla klienta odpowiedniego podkładu na ścianę, jak również zaproponować różne rodzaje farb, które interesowały kupującego. Zawołał innego pracownika, a sam w jednej chwili zniknął. Potem usłyszałem, że pan Piotr jest kierownikiem całego działu wykończeń. No to w tym momencie muszę pogratulować doboru kadry kierowniczej. Oczywiście w cudzysłowie. Ukończenie studiów i liźnięcie teorii to zdecydowanie za mało do pracy w tego typu markecie. Potrzeba jeszcze trochę wiedzy praktycznej drodzy państwo. I jeszcze jeden minus - co prawda przy kasach wielkich kolejek nie było, ale większość kodów z opakowań "nie wchodziło" na komputer i wszystko było wpisywane ręcznie. A to zdecydowanie opóźniało czas obsługi.
Pani obsługująca międzyrzecką placówkę Banku BPH robi sobie z niej prywatny folwark. Nie potrafiła w żaden sposób wyjaśnić nieprawidłowości na wyciągu z karty kredytowej. Zaczęła tylko krzyczeć, że ona za to co przychodzi z centrali nie odpowiada i żeby sobie dzwonić i wyjaśniać. Oczywiście nie odpuściłem i grzecznie poprosiłem aby zadzwoniła przy mnie i wyjaśniła sytuację. Po okoo 2 minutach pani "kierownik" zadzwoniła do centrali. Zrobiła to na odczepnego i nic się nie dowiedziała - a to dlatego, że po prostu nie chciała. Stwierdziła jedynie, cytuję: "To są jakieś odsetki i tak musi być". Jednak tych niby odsetek było 800 zł za jeden miesiąc. Po wizycie w placówce sam zadzwoniłem pod odpowiedni numer i w ciągu 3 minut wszystkiego się dowiedziałem. Ta pani nie jest dobrą wizytówką tego - jakby nie patrzeć - renomowanego banku. Niemiła była również dla klienta, który był obsługiwany przede mną. Plusem tego wszystkiego jest czystość w lokalu, jak i przed wejściem oraz schludnie ubrana pani pracownik. Niestety to co miłe dla oka absolutnie nie wystarczy. A na zmianę zawodu nigdy nie jest za późno. Zawsze można posprzedawać rzeżuchę na bazarku :)
Kolejna wizyta w międzyrzeckim minimarkecie i kolejne rozczarowanie. Panie które kończyły zmianę zablokowały obie działające kasy i realizowały tam swoje prywatne zakupy. Nie byłoby w tym nic szkodliwego, jeżeli stałyby w kolejce razem z innymi klientami. Wepchnęły się "od tyłu", mimo, że na obsługę w obu kasach czekało ponad 10 osób. Jeden z bliżej stojących panów zwrócił na to uwagę, w czym oczywiście go poparłem, żeby szanowne panie uruchomiły sobie osobną kasę i się na niej same obsłużyły. Jedna z nich burknęła tylko: "Śpieszy się komuś?? My tu pracujemy i mamy pierwszeństwo". Poza tym - jak tradycja nakazuje w tym sklepie - chaos na stoisku mięsnym. Proponuję większości zatrudnionym tam paniom udać się na kilkugodzinną wycieczkę do Topazu w Radzyniu Podlaskim i poobserwować jak powinna wyglądać prawidłowa obsługa klientów. Sytuację ratuje czystość na terenie sklepu, jak również ład i porządek panujący na półkach. Ceny produktów w większości przypadków wyższe niż, np. w "Biedronce", czy "Lidlu", ale można też trafić na ciekawą ofertę promocyjną.
W ostatnim czasie dość często korzystam z usług firm przewozowych. Zazwyczaj mam mieszane odczucia. Dzisiaj było inaczej. Po pierwsze kurs z Białej Podlaskiej do Warszawy (godzina 6:45) punktualny co do minuty, kierowca (ubrany schludnie, a nie jak to czasami bywa w porozciąganych dresach) nie robił najmniejszych problemów jeżeli któryś z pasażerów nie miał drobnych, był bardzo miły, chętnie udzielał informacji na których przystankach się zatrzymuje. W busie było czysto, z zewnątrz pojazd również sprawiał pozytywne wrażenie. Minusem z pewnością jest fakt, że ceny za przejazd są wyższe niż w konkurencyjnych firmach. Ale za jakość jestem w stanie więcej zapłacić.
Po mojej wieczornej wizycie w międzyrzeckim Topazie, doszedłem do wniosku, że nie tylko - wspomniana we wcześniejszej obserwacji - pani Wioleta powinna zmienić swój fach. Na 20 minut przed zamknięciem sklepu większa część personelu koncentrowała się na sprzątaniu "swojego podwórka". Dwie panie z działu mięsnego dokładnie szorowały zlewy, krajalnice oraz pakowały foliami rozpoczęte towary. Na obsługę cierpliwie czekałem prawie 3 minuty. W międzyczasie pani Krystyna burczała pod nosem, cytuję: "Ja już nie obsługuję bo maszynę mam umytą", "Nikt już dzisiaj nic nie kroi". Obsłużyła mnie druga ekspedientka z mięsnego (bez widocznego identyfikatora), ale odmówiła pokrojenia wędliny na plasterki. Poza tym w sklepie była bardzo brudna podłoga. Zdaję sobie sprawę z faktu, iż cały dzień chodzili po niej klienci, ale jej stan był naprawdę bardzo zły. Przy kasie minimalna kolejka, a obsługująca pani Agnieszka bardzo miła i sympatyczna.
Podczas wieczornych zakupów w pamięci utkwiło mi sytuacja, kiedy pani z działu mięsnego - mająca ukryty pod fartuchem identyfikator - podawała wędlinę gołymi rękami. Żaden z klientów nie zwrócił jej uwagi. Więc zrobiłem to ja. Pani z bujną rudawą fryzurą spojrzała na mnie obrzydliwym wzrokiem, po czym nałożyła jedną rękawiczkę i pokroiła wskazany przeze mnie produkt. Sposób pakowania wędliny również mi nie odpowiadał - plasterki się pozwijały i tym samym porozrywały, w związku z czym nie wziąłem towaru. Poza tym przy dziale mięsnym była dość spora kolejka (za mną stało 11 osób), a tylko wspomniana pani jako jedyna obsługiwała klientów. Po raz kolejny odniosę się do cen - inne na półkach, inne przy kasie. I tu przykład - jabłka - na półce cena 2,57 - a w czytniku 4,69. Podobnie było z jogurtami Danonki w sześciopaku. W markecie było czysto, towary składnie porozkładane na regałach - z wyjątkiem działu z zabawkami, gdzie część z nich (np. wywrotki, taczki) są wrzucone do pudeł pomiędzy regałami i dostęp do artykułów jest mocno ograniczony. Pracownicy ubrani byli w firmowe stroje, prezentowali się poprawnie. Z pewnością brakuje osoby do obsługi działu rowerowo-skuterowego. Kolejki przy kasach były niewielkie (z wyjątkiem alkoholowej) i tym razem zatrudnione osoby pomagały klientom dokonywać płatności w kasach samoobsługowych.
Do międzyrzeckiego mini oddziału ZUS udałem się po zaświadczenie potwierdzające zatrudnienie. Lokal, w którym mieści się oddział placówki zajmuje powierzchnię ok 15 m2. Jak na 18-tysięczne miasto, nie jest dobrą wizytówką placówki. Jeszcze gorzej wypadła obsługująca mnie pani. Najpierw ze sporymi problemami znalazła odpowiedni formularz do wypełnienia. Gdy zapytałem kiedy zaświadczenie będzie można odebrać, odburknęła, cytuję: Najpierw pan wypełnij, a potem pan pytaj". Podczas obsługi zajadała się pączkiem, a dodatkowo mówiła bardzo cicho. Niemiła była również wobec innych interesantów. Ponadto nie posiadała żadnego identyfikatora, stąd nie podaję imienia tej pani. Jako jedyna obsługuje międzyrzecki oddział od kilku lat, tak więc i bez imienia wiadomo o kogo chodzi. Nie po raz pierwszy doszedłem do wniosku, że "starsze" pokolenie urzędników zusu, czy np. skarbówki zdecydowanie nie kwalifikuje się do pełnienia swojej funkcji. Oprócz momentami chamskiego wręcz zachowania tym osobom brakuje po prostu kompetencji i fachowej wiedzy. Jestem zdania, ża naukę nigdy nie jest za późno. Tak więc droga pani z międzyrzeckiej placówki - może warto przed przejściem na upragnioną emeryturkę się jeszcze trochę dokształcić. Bo kultury to już z pewnością nikt pani nie nauczy. Powodzenia.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.