Sklep Triumph w Galerii Copernicus w Toruniu. Przy kasie 3 panie sprzedawczynie. Akurat nie było klientów. Zapytałam o stanik dla kobiet karmiących lub w ciąży. Pani zapytała o mój rozmiar. Akurat stanika dla ciężarnych nie było w moim rozmiarze, ale był dla matek karmiących. Postanowiłam go przymierzyć. Przymierzalnia bardzo obszerna. Po pewnym czasie zza kotary dobiegło mnie pytanie jak stanik leży. Stanik okazał się nie najlepiej dopasowany, szczególnie pod biustem okazał się za ciasny. Zawołałam panią i zapytałam, czy znajdzie się luźniejszy model pod biustem. Niestety większy byłby za duży, ale pani przyniosła ze sobą przedłużkę do regulacji obwodu pod biustem. Poprosiłam by mi go zapięła. Pani poprawiła mi ramiączka. Teraz było dużo wygodniej. Jednak nie zdecydowałam się na zakup. Oprócz stanika musiałabym dokupić specjalnie przedłużkę, która nie była gratis. Mimo wszystko stanik nie leżał najlepiej. Obsługa bardzo fachowa. Zachęcała do zakupu.
W sklepie Esotiq w Galerii Copernicus w Toruniu zamierzałam kupić stanik dla kobiet w ciąży lub mam karmiących. W sklepie były 2 panie. Jedna obsługiwała klientkę przy kasie. Podeszłam do drugiej pani i zapytałam i staniki, które mnie interesowały. Pani odpowiedziała, że dla kobiet w ciąży staników nie maja, ale maja dla mam karmiących. Postanowiłam jeden przymierzyć. Pani zaprowadziła mnie do półki, gdzie znajdowały się takie staniki. W moim rozmiarze był tylko jeden w kolorze czarnym. Zdecydowałam się go przymierzyć. Udałam się do przymierzalni. Brak w niej było światła. Przymierzałam bieliznę w półcieniu. Stanik wydał mi się idealny dla mnie. Zapytałam czy są w innych kolorach. Pani stwierdziła, że zobaczy na zapleczu. Okazało się, że to był tylko jeden egzemplarz w moim rozmiarze. Postanowiłam go jednak kupić. Cena umiarkowana. Można płacić kartą. Bielizna została zapakowana w reklamówkę wraz z ulotką. Panie obsługujące mało się interesowały dobraniem stanika, nie zapaliły światła w przymierzalni. Na szczęście było tam ciepło.
Zadzwoniła do mnie pani z infolinii Banku Millennium z ofertą upoważnienia dowolnej osoby do mojego konta za pomocą karty kredytowej. Na początku Pani zapytała czy nie przeszkadza i czy mogę jej poświęcić 5 minut. Zgodziłam się. Pani uprzedziła mnie, że wszystkie rozmowy są nagrywane. Następnie zadała mi 3 pytania weryfikacyjne. Po moich odpowiedziach pani przeszła do sedna sprawy. W pewnym momencie jej przerwałam i zapytałam czy oferta wiąże się z wydaniem nowej karty dla wybranej przeze mnie osoby. Pani zaczęła wyjaśniać. Po jej wyjaśnieniach stwierdziłam, że nie jestem zainteresowana ofertą. Pani starała się mnie przekonać, mówiąc że karta jest na preferencyjnych warunkach, wydawana bezpłatnie, ale tylko jeśli zgodzę się na to przez telefon. Odpowiedziałam, że w tej chwili taka oferta mnie nie interesuje. Zapewniłam, że gdybym się zdecydowała, to udam się do oddziału lub zadzwonię na infolinię. Pani podziękowała mi za rozmowę. Zachęciła do odwiedzenia placówki banku, ale zaznaczyła, że gdybym wtedy się zdecydowała na tą ofertę to warunki nie będą już tak korzystne. Podziękowałam za rozmowę i się rozłączyłam. Rozmowa była dość przyjemna. Konsultantka nie była nachalna. Nie starała się mnie na siłę przekonać do oferowanego produktu.
Karczma a zarazem pizzeria. Zanim się pojawiła obsługa za barem trzeba było chwilę poczekać. Dostaliśmy menu i usiedliśmy przy stoliku. Wybrałam żurek w chlebie. Zupa gorąca i bardzo smaczna, ale chleb gumowaty. Nie dało się go zjeść do zupy. Ale może miał to być tylko talerz do zupy? Czas oczekiwania na zupę umiliła gazeta Fakt, która można było w lokalu poczytać. W lokalu dość zimno. Toaleta dość przyzwoita. Obsługa raczej chłodna w obejściu. Nie zachęcili mnie do ponownego odwiedzenia tej knajpy.
Knajpa typu Fast Food. W środku sporo młodzieży. Tylko jeden wolny stolik. Lokal nie za duży. Można tu zjeść to co standardowo można znaleźć w tego typu obiektach. Zamówiony przeze mnie cheesburger został podany od razu. Okazał się kanapką z bardzo twardym mięsem. generalnie niesmaczny, a cena wyższa niż znacznie lepszy cheesburger z McDonald's-a. Toaleta mała i ciasna.
Grota Solna w kompleksie sanatoryjnym na ustrońskim Zawodziu. Wejście o pełnych godzinach. O 16-tej seans dla dzieci, co oznacza, że nie obowiązuje cisza. Obsługa poinformowała mnie o tym. Wejście w skarpetkach, lub w workowych ochraniaczach na buty. Wewnątrz kilkanaście foteli, na których można leżeć lub siedzieć. Seans 45-cio minutowy w półmroku. W tle muzyka relaksacyjna. Udało mi się zdrzemnąć. Po seansie poczułam się bardzo zrelaksowana. Dla dzieci dostępne były zabawki, z których mogły korzystać. Fajne miejsce na relaks.
Naleśnikarnia w sobotnie wczesne popołudnie bardzo zatłoczona. Udało się jednak znaleźć stolik. Stolik blisko drzwi, więc trochę wiało, gdy klienci zapomnieli zamknąć za sobą drzwi. Dwie sale obsługiwała jedna kelnerka, ale bardzo sprawnie sobie radziła. Na zamówione naleśniki nie trzeba było bardzo długo czekać. Danie bardzo dobre. Możliwość zamówienia połowy porcji. Na pytanie jak duże są porcje, pani doradziła dla głodnej osoby całą porcję. Można w lokalu płacić kartą. Toaleta w lokalu czysta.
Restauracja Wrzos mieści się w karczmie góralskiej z drewna. Lokal bardzo duży, mogący pomieścić sporo klientów, na szczęście nie było dużo klientów. Wystrój bardzo drewniany. Obsługa przy stoliku. Pan przyniósł karty. Wybraliśmy Śliwki w boczku z grilla i pierogi z mięsem w szpinaku oraz alkohol. Czas obsługi niezbyt długi. Danie po prostu pyszne. Ceny umiarkowane. Toaleta czysta. Można płacić kartą.
Znalazłam się w powyższym pubie z uwagi na reklamę obchodzonego święta młodego wina francuskiego Beaujolais nouveau. Obawiałam się mnóstwa klientów, ale nie było ścisku. Miał to być wieczór z francuska muzyką na żywo. Usiadłam w części pubowo-pizzeriowej, a nie restauracyjne. Było mniej sztywno. Obsługiwał nas młody kelner. Przyniósł karty a po kilku minutach przyszedł po zamówienie. zamówiliśmy zupę cebulową, sałatkę grecką, ślimaki, alkohol. Dość długo trzeba było czekać na zupę, ale kelner o tym uprzedzał. Po zjedzeniu przeze mnie zupy pan zapytał, czy smakowało. Zupa była pyszna. Dania były przynoszone po kolei, a nie wszystko na raz. Po przyniesieniu ślimaków i dziwnych narzędzi do ich obsługi, zapytaliśmy kelnera jak się tymi narzędziami posługiwać, an co kelner wytłumaczył jakie są procedury. Ślimaki nieszczególne, ale to danie dla smakoszy. Warto było spróbować. Lokal nie tani, ale było miło. Obsługa bardzo miła. Miejsce bardzo klimatyczne.
Basen Solankowy w Ustroniu znajduje się w kompleksie sanatoryjnym na ustrońskim Zawodziu. Bilet normalny 11 zł za niecałą godzinę pływania. Pani w kasie dość nieuprzejma. Na pytanie, ile kosztuje bilet, odpowiedziała, że cennik jest wywieszony na tablicy. Na pytanie czy czepek jest obowiązkowy, kazała pójść się zapytać ratownika. Zupełny brak kompetencji. Basen jest czynny dla klientów z zewnątrz, tzn. nie kuracjuszy tylko w godzinach popołudniowych od poniedziałku do piątku, natomiast w niedziele przez cały dzień. Wejście tylko o pełnej godzinie. W szatni szafki z kluczem elektronicznym. Zauważyłam urządzenie do odkażania stóp. W szatni czysto. Basen nieduży, według mnie przydałby mu się remont, by zbliżyć się do poziomu aquaparku. Cztery zbiorniki, w tym coś w rodzaju jacuzzi z masującymi wypustkami, których było może siedem. Dopchać się tam było trudno bo wielu chętnych na tą "atrakcję". Woda we wszystkich zbiornikach tej samej temperatury, raczej niewysokiej. Trzeba było się ruszać by nie zmarznąć. Woda bardzo słona, no ale to solanka. Można było skorzystać z desek do pływania. Ratownicy w oszklonej budce. Pod prysznicami mało mydła w płynie, może już brakowało po całym dniu? Trzeba się było dosyć spieszyć z ubieraniem, gdyż szatnia była od zewnątrz zamykana i gdy trochę pomarudziłam z przebieraniem, miałam problem z wyjściem z szatni. Musiałam prosić przez drzwi wejściowe by zawołano ratownika, który otworzył szatnię. Trochę to żenujące.
Pociąg relacji Bielsko-Biała - Katowice spółki Przewozy Regionalne. Siedziałam w wagonie, w którym znajdował się dziwny przedział, jakby bagażowy, albo dla rowerów, ale bez haków na rowery. Znajdowały się tam dwie kanapy i mnóstwo wolnego miejsca. Nie był to wagon przechodni, więc nikt się nie kręcił po przedziale. Toaleta w pociągu całkiem przyzwoita, dość czysto. Był papier i mydło. Obsługa sprawdzająca bilety uprzejma. Pociąg dojechał do Katowic o czasie.
Firma Wispol - przewoźnik w rejonie Beskidu Ślaskiego, konkurencja PKS-u. Jeździ dość często, w różnych kierunkach, dość punktualny. Autobusy nie najnowsze, ale niezatłoczone. Obsługa, mam na myśli kierowców, raczej mało pomocna. Mówią niewyraźnie. Trudno dopytać się o właściwy przystanek, na którym chce się wysiąść. Kierowcy chyba wychodzą z założenia, że obsługują tylko miejscowych, którzy znają trasę, na której podróżują. Zakupiłam bilet na trasie Ustroń-Wisła centrum. Po dojechaniu do Wisły, gdzie autobus zatrzymywał się na kilku przystankach, pan ostentacyjnie i z niecierpliwością zapytał czy wysiadam czy nie. A skąd miałam wiedzieć, że to już mój przystanek końcowy? Zauważyłam, że na kasę pan nabijał większą kwotę za bilet niż zapłaciłam.
Leśny Park Niespodzianek - świetne miejsce dla całej rodziny. Aby się tam dostać pieszo trzeba trochę się namęczyć. Droga biegnie w górę dzielnicy Ustroń Zawodzie, wśród sanatoriów, żółtym szlakiem spacerowym. Można tam też dotrzeć samochodem. Przed wejściem niewielki parking. Bilet do Parku w cenie 12 złotych dla osób dorosłych, ale z kartą IKEA Family tylko 10 zł.W parku wiele atrakcji. Już przy samym wejściu przywitały nas dwa jelonki, które swobodnie sobie chodziły po parku. Jak się okazało później więcej jeleniowatych chodziło luzem po ścieżkach. Zwierzęta zupełnie niegroźne dla zwiedzających. Największą atrakcja parku są chyba ptaki. O godzinie 14:00 codziennie następuje pokaz lotów ptaków drapieżnych. W tym dniu pokaz odbył się tylko dla dwóch osób. Opiekun ptaków przez pół godziny pokazywał nam ptaki, opowiadał o ich zwyczajach na wolności, oraz ich życiu w niewoli. Wypuszczał ptaki tuż nad naszymi głowami. Niesamowite wrażenia. Widzieliśmy ptaki w trakcie karmienia. Pan bardzo kontaktowy. Chętnie odpowiadał na pytania i się z podopiecznymi fotografował. W parku, w niektórych miejscach trwały roboty budowlane, ale to nie przeszkadzało w zwiedzaniu. Znaleźliśmy też ścieżkę edukacyjną dla dzieci. Polecam. Bardzo miło spędziłam tam czas.
Podróż pociągiem Tanich Linii Kolejowych na trasie Katowice - Toruń Główny. Trasa dość długa, a skład liczył sobie 4 wagony. Trzy dla drugiej klasy i jeden dla pierwszej klasy. Ponieważ miałam bilet na klasę pierwszą, udałam się do wagonu klasy pierwszej. Ludzi akurat w tym wagonie nie było wielu. Miałam przez całą podróż osobny przedział. W klasie drugiej na pewno było tłoczno, sądząc po ilości osób na stacji początkowej. Podróż trwała 6 godzin. Kilka razy podczas podróży krążył pan z kawą i herbatą. Za każdym razem otwierał przedział i pytał czy czegoś sobie nie życzę. Kontrola biletów zaraz po starcie pociągu, później dwa razy zaglądał konduktor by spytać, czy już były sprawdzane bilety. Przedział dość czysty. Nad głowami lampki nocne, przy których świetle raczej nie dałoby się nic przeczytać. Brak firanek w oknach. Światło górne działało bez zarzutu, jak również ogrzewanie. Toalety w miarę czyste. Ciepła woda w kranie, mydło, papier toaletowy i ręczniki. Na trasie pytałam konduktora, czy pociąg będzie w Toruniu o czasie. Zapewniono mnie, że nie ma opóźnień. Pociąg przybył do Torunia o czasie.
Trafiłam na stację w Katowicach akurat w momencie wielkiego remontu dworca. Strasznie długi ciąg korytarzy do przebycia. Oznakowanie by trafić do tymczasowego holu głównego dosyć słabe. Ruchome schody by dotrzeć na wyższe partie dworca nie działały. Poszukiwanie informacji biletowej to już dłuższa wyprawa. Pani w jednej z kas pokierowała na drugi koniec dworca. Trzeba było przejść kilkaset metrów korytarzami by dotrzeć do drugiego końca dworca, a tam informacji biletowej nie widać. Okazało się, że informacja biletowa jest po drugiej stronie ulicy. Uzyskałam tam informacje o najbliższym pociągu do Torunia. Udałam się później na drugi koniec dworca do kas biletowych. Po drodze mijałam inne kasy biletowe, ale postanowiłam zakupić bilet w holu głównym dworca. Po dotarciu do holu głównego dostępne 3 kasy biletowe. Do każdej kolejka. Gdy przyszła moja kolej, zamówiłam bilet do Torunia dla dwóch osób. Zapytałam o różnicę w cenie na pierwszą i drugą klasę. Dość słabo było słychać panią w kasie. Urządzenie do przetwarzania głosu przegrywało z megafonem oraz ze zgiełkiem tłumu ludzi na dworcu. Ponieważ nie mogłam się zdecydować czy jechać pierwszą czy druga klasą, najpierw zdecydowałam się na drugą, a gdy już pani zaczęła drukować bilet zmieniłam zdanie i postanowiłam jechać pierwszą. Pani trochę była chyba niezadowolona, ale nic nie powiedziała. Zapytała tylko "To która ma być klasa?". Zapłaciłam kartą. Należało jeszcze upewnić się, z którego peronu odjeżdża mój pociąg. Pani nadawała przez megafon, że z uwagi na remont, nie należy się kierować wywieszonym rozkładem jazdy, gdyż perony mogą ulec zmianie i należy słuchać co mówi dyspozytor przez megafon. Muszę przyznać, że rzadko można spotkać na polskich dworcach, aby tak wyraźnie ktoś mówił przez megafon i nagłośnienie było tak dobre. Myślę, że nikt nie miał większych problemów ze znalezieniem swojego pociągu.
Dworzec PKS w Cieszynie otwarty w porównaniu do dworca PKP zamkniętego na cztery spusty. Zakupiłam bilet do Ustronia. Pani na pytanie z którego stanowiska odjeżdża autobus odpowiedziała, że albo z drugiego, albo z trzeciego. Zapytałam czy na dworcu jest przechowalnia bagażu, gdyż planowałam przybyć do Cieszyna raz jeszcze na koniec dłuższego pobytu w Beskidach i planowałam gdzieś zostawić bagaż, by pozwiedzać miasto i okolicę. Niestety na dworcu nie było ani przechowalni bagażu, ani skrytek na bagaż. Stanęłam przy dwóch wskazanych przez panią stanowiskach w oczekiwaniu na autobus do Ustronia. Z tabliczek na stanowiskach wywnioskowałam, że autobus będzie odjeżdżał ze stanowiska nr 2. Komunikaty z megafonu nie były ani wyraźne, ani czytelne. O czasie odjazdu mojego autobusu, podjechał jakiś autobus na stanowisko nr 3. Z tabliczki na autobusie nie mogłam wywnioskować czy to autobus w moim kierunku. Autobus podjeżdżał tyłem w związku z tym należało przejść do początku wehikułu, by sprawdzić jaki ma on kurs. Dobrze, że zapytałam kierowce, który nie grzeszył uprzejmością, czy dotrę tym autobusem do Ustronia. Okazało się, że dotrę. Niezbyt miłe doświadczenie.
Dotarłam na dworzec w Bielsku-Białej, skąd miałam odbyć podróż na północ Polski. Dworzec mnie mile zaskoczył. Odnowiona elewacja ukazywała piękną i starą cegłę. Dworzec ogólnie nie za duży. Brak przejść podziemnych, ale w zamian za to dość stara kładka nad torami. W środku dworca mnóstwo infrastruktury typu: kiosk, sklepiki z jedzeniem, przechowalnia bagażu. Pani w okienku kasowym zapytana o połączenia do Torunia odesłała do punktu informacyjnego. W punkcie informacyjnym dostałam fachową informację o najkorzystniejszych połączeniach do Torunia. Wróciłam do pierwszej pani by zakupić bilet na pociąg do Katowic. Brak możliwości płatności kartą dla kwot poniżej 20 złotych, a bilet kosztował 17zł.
Weszłam do sklepu z bielizną w celu zakupu stanika ciążowego. W sklepie były 3 panie ekspedientki. Zapytałam jedną z nich o staniki ciążowe. Pani odpowiedziała, że owszem mają i zajrzała do szuflady. Wyjęła dwa z nich i pokazała mi je. Jeden z nich wyglądał na sportowy, drugi miał fiszbiny co niespecjalnie mnie zainteresowało. Zapytałam o ceny. Ceny umiarkowane. Pani odpowiedziała, że w najbliższym czasie będą mieć inne modele. Podziękowałam i wyszłam trochę zawiedziona ilością interesującego mnie asortymentu.
Udałam się do sklepu z bielizną w celu zakupu stanika ciążowego. W sklepie były dwie panie sprzedawczynie, które akurat obsługiwały dwie klientki. Poczekałam na swoją kolej. Gdy jedna z pań była już wolna zapytałam o stanik dla kobiet w ciąży lub matek karmiących. Pani odpowiedziała, że niestety nie mają takiego asortymentu i odesłała mnie do innego sklepu, zdaje się tego samego właściciela. Szkoda, bo w sklepie dość duży wybór towarów.
Weszłam do sklepu, gdyż akurat nie było w nim klientów. O wiele przyjemniej robi się wtedy zakupy. Obsługiwała mnie młoda pani. Zapytała w czym może mi pomóc. Zapytałam czy są żeberka. Pani chwilę poszukała i pokazała mi, że są. Poprosiłam o 4 kotlety ze schabu bez kości. Pani jak zwykle zapytała, czy życzę sobie już takie rozbite kotlety. Odpowiedziałam, że nie. Zdecydowanie wolę sama je rozbić, a poza tym nie wiadomo jak długo te kotlety leżały w lodówce w takim stanie. Wolę jednak mięso odkrojone z całego kawałka. Później poprosiłam o wędliny. Pięć plasterków baleronu i polędwicy sopockiej. Akurat była już pocięta. Wyglądała na świeżą. Poprosiłam jeszcze o kiełbasę podwawelską. Gdy już miałam płacić, pani zapytała, czy aby nie chcę ścinków dla psa. Zdziwiło mnie to, bo skąd obca pani może wiedzieć, że mam psa? Zapytałam ją skąd wie, że mam czworonoga w domu. Pani odpowiedziała, że standardowo pyta klientów. Ubawiło mnie to trochę, więc wzięłam te danie dla psa. Zapłaciłam kartą. Poprosiłam wcześniej o torbę. Kupione przeze mnie wyroby zostały zapakowane przez sprzedawczynię. Gdy wychodziłam ze sklepu było już kilku klientów w sklepie.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.