Odkąd zostałam młodą mamą, odkryłam jak bardzo nieprzyjazne jest miasto Toruń dla osób z wózkiem. Dziś miałam ochotę na lody w Cukierni Lenkiewicz. Ponieważ do lokalu prowadza dwa stopnie oraz mało miejsca wewnątrz i ogrom ludzi w środku, postanowiłam zjeść lody na zewnątrz w ogródku. Do ogródka prowadził podjazd. Przynajmniej jedno udogodnienie. Zajęłam miejsce, ustawiłam wózek. Pojawiła się kelnerka. Zapytała czy przynieść kartę. Odpowiedziałam, że chciałam tylko zamówić dwie gałki lodów. Dziewczyna przyjęła zamówienie, lecz mnie poinformowała, że gałka kosztuje na zewnątrz 3,5 zł (w lokalu 2,5 zł). Zapytałam ją jak mam wjechać do lokalu? Byłam oburzona. Jawna dyskryminacja. Bariery architektoniczne uniemożliwiają osobom takim jak ja, matek z wózkami na samotnym spacerze z dzieckiem, na zjedzenie lodów w normalnej cenie. Chyba narzut na lodach jest już wystarczający, że nie trzeba jeszcze pobierać dodatkowej opłaty za obsługę kelnerską. Oczywiście nie dałam zarobić tej firmie i chyba długo moja noga i mój wózek tam nie postaną.
Wstąpiłam do Kawiarni Grycan tzw. wyspy na małe "co nie co". Zostałam bardzo szybko obsłużona. Zamówiłam Przysmak Grycana - deser składający się z dwóch gałek, bitej śmietany i posypki, oraz soczek z naturalnych owoców. Przy wyspie 3 stoliczki przy których można dokonać konsumpcji. Obsługa uśmiechnięta, polecająca promocje. Można skorzystać z karty stałego klienta na soki i kawę. Zbiera się pieczątki za każdy wypity sok lub kawę, a po np 12 kupionych sokach otrzymujesz sok gratis. Lody wykonane ze świeżej śmietany, rzeczywiście bardzo dobre. Duża różnorodność smaków, spory wybór soków i koktajlu. Wszystko ładnie wyeksponowane, by zachęcić klienta.
Udałam się do Siuxa na niedzielny obiad. Już przy wejściu powitał mnie kelner i zaprowadził do stolika. Ponieważ byłam tam pierwszy raz, więc chciałam się trochę rozejrzeć, gdyż wystrój wnętrza zdecydowanie do tego zachęcał, zaraz kelner się mną zainteresował i zapytał "Czego szukam?". Po zajęciu miejsca kelner przyniósł menu. Dał nam chwilę na wybranie czegoś z menu. Gdy przyszedł po zamówienie, nie był zbyt rozmowny. Nie polecał nam niczego. Po prostu przyjął zamówienie i tyle. Następnie zostały przyniesione nakrycia, sosy i napoje. Na danie główne czekaliśmy około 25 minut. Potrawy przyniosła już inna osoba - kelnerka. Po jakimś czasie kelnerka wróciła do nas zapytać czy wszystko smakuje. Dania były dość smaczne. Zamówiliśmy wątróbkę i wołowinę. Herbata została podana w filiżance dość małej, a w menu napisane było, że będzie to 200 ml. Po skończonej konsumpcji poprosiliśmy o rachunek. Z rachunkiem pojawił się kelner. Wydał resztę o 8 groszy za mało. Obsługa raczej niemiła, poza kelnerką, która nosiła dania z kuchni. Wystrój całej restauracji jak i toalety bardzo gustowny. Ceny dość wysokie. Za obiad jednodaniowy dla dwóch osób z napojami zapłaciliśmy 55 złotych.
Sklep internetowy, w którym można kupić w zasadzie wszystko związane z soczewkami kontaktowymi: soczewki różnego typu, rodzaju, mocy, różnych producentów, płyny do pielęgnacji, krople do oczu. Zamówienie dokonuje się poprzez formularz. Można się zarejestrować na stronie i wtedy można śledzić status swojego zamówienia, który jest na bieżąco aktualizowany. Czas realizacji zamówienia w zależności od złożoności zamówienia, mocy soczewek. Ja czekałam około 10 dni, ale moje soczewki są dość nietypowe. Gdy przesyłka została wysłana, otrzymałam powiadomienie sms-em. Towar zgodny z zamówieniem. Dobrze zapakowany. Korzystałam już z tego sklepu 2 razy i mogę go polecić. Bardzo dobre ceny!
Udałam się do placówki pocztowej na Rynku Nowomiejskim w Toruniu by wysłać przesyłkę listową zagraniczną. Wcześniej sprawdziłam w internecie na stronie Poczty Polskiej koszt przesyłki listowej polecony priorytet z zadeklarowaną wartością do USA. Z zapakowaną przesyłką udałam się do punktu. Oczywiście była kolejka, lecz na szczęście otwarte były oba okienka, co rzadko się zdarza na tej poczcie. Po około 5 minutach oczekiwania, nadeszła moja kolej. Pani w okienku miała problem z wyceną przesyłki, ustaleniem czy opcja którą wybrałam jest dostępna, jaki rodzaj potwierdzenia powinnam wypełnić. Ponieważ wcześniej wysyłałam już takie przesyłki, lecz bez zadeklarowanej wartości, wypisałam jeszcze w domu standardowe potwierdzenie nadania listu poleconego. Pani stwierdziła, że to nie takie potwierdzenie, wzięła je, podarła i wyrzuciła. Dała mi nowy druk, który zaczęłam wypełniać. Wtedy zorientowała się, że to przesyłka zagraniczna, więc zaczęła szukać innego potwierdzenia na przesyłkę zagraniczną. Pytała przy tym inną pracownicę, gdzie taki druk znajdzie. Po kolejnym sprawdzeniu w komputerze, okazało się, że jednak nie mogę do USA wysłać przesyłki listowej polecony priorytet z zadeklarowaną wartością. I okazało się, że muszę wypisać jeszcze raz potwierdzenie nadania, takie samo które wypisałam w domu i które zostało zniszczone przez panią w okienku. Przesyłka została oklejona dziesięcioma znaczkami. Pytanie tylko, czy przesyłka dojdzie? Kompetencja personelu niewystarczająca. Rozumiem, że obsługa takiego klienta jak ja nie zdarza się za często, ale jak widać może się zdarzyć i do końca nie byłam przekonana czy faktycznie nie mogłam wysłać takiej przesyłki jak chciałam. Obsługa mojej osoby zajęła około 5 minut, tworząc kolejkę. Na stoliku, gdzie można usiąść i wypisać np.: potwierdzenie nadania, mnóstwo papierków, kawałków znaczków, potwierdzeń itd.
Robienie zakupów w Tesco na ulicy Chrobrego w Toruniu nie należy do przyjemności. Zaczynając od otoczenia sklepu. Sklep mieści się w pobliżu Starówki (płatnej strefy parkowania) i kierowcy nagminnie zajmują parking, tak że prawdziwy klient Tesco nie ma gdzie zaparkować. Na i wokół parkingu mnóstwo stert starego, szarego śniegu. Nikt parkingu nie odśnieżał i chyba trzeba będzie poczekać do wiosny aż wszystko stopnieje. Zdarzyło mi się tam poślizgnąć, lecz uniknęłam na szczęście jakichkolwiek obrażeń. Przed wejściem i w strefie wejścia, na podłodze pełno papierków, kartonów, folii, ulotek. Drzwi wejściowe w rozsypce, uszkodzenie i od kilku dni nie naprawione. Można podrzeć sobie np.: rajstopy. Żeby wjechać do sklepu wózkiem sklepowym potrzeba dwóch osób: jedna niezbędna do przytrzymania drzwi, bo inaczej ta pchająca wózek nie otworzy drzwi jednocześnie prowadząc wózek. W sklepie od kilku tygodni popsuta jedna z lodówek. Po tak długim czasie należałoby ją chyba naprawić lub wymienić. Podłogi w sklepie brudne. Różnorodność towarów dość uboga. Asortyment przemysłowy w koszach najczęściej w dużym nieładzie. Panie w kasach rzadko są cierpliwe i uprzejme dla klientów. Z dużą niechęcią wydają darmowe siatki na zakupy. Za każdym razem trzeba się o nie upominać. Gdyby nie był to sklep najbliższy mojemu zamieszkaniu, nie robiłabym tam zakupów. Można odnieść wrażenie, że klienci nie są traktowani poważnie.
Spagetteria położona w piwnicy jednej z kamienic Starego Miasta w Toruniu. Wystrój gustowny. Dość ciemno w środku, ale gdy wzrok się przyzwyczai jest odpowiednio jasno. Karta dań bardzo bogata. Duży wybór. Kelnerka bardzo kompetentna. Potrafiła doradzić sos do makaronu i odwrotnie. Dania podane w krótkim dość czasie. Na początku zanim pojawiło się danie główne, została przyniesiona włoska przystawka. Dania pięknie podane, udekorowane. Wyśmienicie smakujące. Brakowało mi serwetek. Pojemniki z oliwą tłuste. Ceny umiarkowane. Wraz z rachunkiem dodawane są gumy Orbit. Super sprawa zwłaszcza po posiłku.
Pojawiłam się w sklepie by zakupić stanik dla kobiet karmiących. Zaraz po wejściu zostałam powitana werbalnie, a po około 2 minutach pani zapytała w czym może pomóc. Zostałam zapytana o rozmiar, a ponieważ moje wymiary się zmieniły, poprosiłam o zmierzenie. Mierzenie nie było dokładne, gdyż staniki, które dostałam do zmierzenia okazały się za ciasne pod biustem. Pani podchodziła kilka razy do przymierzalni i pytała, jak leży stanik, czy podać inny rozmiar. W przymierzalni dostępne chusteczki jednorazowe. Przymierzalnia dobrze oświetlona. Ciepła temperatura i można się w komforcie rozebrać. Duży wybór asortymentu, choć nie dla kobiet karmiących. Zaprezentowano mi jedynie 2 modele. Ale ogólnie polecam.
Odwiedziłam Metropolis by zjeść ze znajomymi późną kolację. W lokalu nie było dużo ludzi. Usiedliśmy w sali gdzie dotychczas była część dla palących. W tej chwili w całym lokalu palić nie wolno. Stoliczki bardzo małe. Przy stoliku teoretycznie dla 4 osób strasznie ciasno. Po chwili przyszła kelnerka. Przedstawiła się. Miała na sobie czapeczkę Mikołaja. Przyniosła karty. Chwilę się zastanowiliśmy nad wyborem i złożyliśmy zamówienie. Zamówiliśmy pizze, tortelini i lasagnę. Najpierw zostały przyniesione napoje. Najkrócej trzeba było czekać na pizze. Gdy znajomi zjedli pizzę, na stół wjechało tortelini. Na moją lasagnę musiałam jeszcze chwilę poczekać. Szkoda, że wszystkie potrawy nie zostały razem podane, bo trochę dziwnie się czułam gapiąc się głodna na pizzę znajomych. Gdy znajomi zjedli swoje danie, kelnerka pojawiła się i zabrała puste naczynia. Potrawy były zjadliwe, ale nie najsmaczniejsze. Mam wrażenie, że kiedyś były lepsze. Zapłaciliśmy kartą za posiłek. W toalecie brak mydła.
Wizyta w sklepie z akcesoriami meblowymi w celu obejrzenia dostępnych uchwytów kuchennych. Po wejściu do sklepu, lekko się zdziwiłam, gdyż zobaczyłam tam meble kuchenne, a spodziewałam się zobaczyć tam wyposażenie do mebli. W sklepie nie zauważyłam żadnego sprzedawcy. Rozejrzałam się po sklepie i zauważyłam stojaki z uchwytami meblowymi. Obejrzałam wystawkę. Wybór dość skromny. Po chwili zauważyłam za ladą pana, który stukał palcami w klawiaturę. Gdyby nie dźwięki klawiatury, chyba bym go nie zauważyła, tak się dobrze ukrył. Nawet nie powiedział mi dzień dobry. Zapytałam o ceny uchwytów z porcelaną. Pan odpowiedział, że od 9 do 12 zł. Sam od siebie dodał, że gałki z porcelana są w granicach 5 złotych. Zapytałam o cenę konkretnego uchwytu i otrzymałam odpowiedź 12,9zł. Pan odpowiadał mi zza lady, nawet nie wstał gdy ze mną rozmawiał, zajęty był swoją praca na komputerze. Mało profesjonalne podejście, a ceny uchwytów drogie. Wyszłam stamtąd czym prędzej.
Wizyta w drogerii w poszukiwaniu prezentów świątecznych dla najbliższych. Prawie zaraz od progu natknęłam się na ekspedientkę, która koniecznie chciała mi pomóc. Podziękowałam za pomoc i ruszyłam na przegląd półek. Mnóstwo perfum, niektóre w bardzo korzystnych cenach. Sporo zestawów upominkowych w postaci kosmetyków, przyborów do kąpieli. Niektóre już pięknie zapakowane. W razie potrzeby istniała możliwość, by na miejscu zapakować prezent. Specjalnie do tego celu było ustawione stanowisko, na którym hostessa pakowała prezenty. Sporo personelu na sali. Podczas mojej obecności w sklepie, jeszcze raz dorwała mnie hostessa z pytaniem czy mi pomóc. Akurat nie potrzebowałam pomocy, ale miło wiedzieć że można liczyć na fachową pomoc i doradztwo.
Udałam się do apteki Super-Pharm, by zapytać o poradę farmaceuty. Po wejściu do apteki rozejrzałam się po półkach. Mnóstwo było kosmetyków oraz suplementów diety popakowanych w zestawy prezentowe. Udałam się w kierunku kasy. Czynna była akurat jedna kasa. Do niej stały 2 osoby. Za chwilkę otwarta została druga kasa i zostałam do nie poproszona. Obsługiwała mnie pani około lat 45. Zapytała w czym może pomóc. Poprosiłam ją by mi doradziła preparat do nawilżania śluzówki nosa, bezpieczny dla kobiet w ciąży. Wspomniałam o wodzie morskiej w spray'u. Pani zaczęła mi mówić, że może żel do nosa. Zapytałam czy to dla mnie bezpieczny preparat. Pani odpowiedziała, że tak, ale zerknęła na opis na opakowaniu. Niestety nie było tam żadnych informacji na temat bezpieczeństwa preparatu dla kobiet w ciąży. Poprosiłam, by jednak pokazała mi wody morskie w spray'u, gdyż mój problem dotyczy śluzówki w okolicy zatok. Pani przyniosła kilka opakowań. Poczytałam ulotki na opakowaniach. Za pojemność 25-50 ml cena wahała się od 22 do 29 zł. W pewnym momencie pani stwierdziła, że ma wodę morską w opakowaniu 100 ml za 22 zł. Oferta wydała mi się zdecydowanie najkorzystniejsza. Pani przyniosła opakowanie, gdzie mogła poczytać na temat przeciwwskazań. Zdecydowałam się na ten preparat. Kupiłam jeszcze pojemnik do badania moczu. Otrzymałam w gratisie opakowanie witaminy C. Postanowiłam zapłacić kartą. Pani zapytała czy posiadam kartę stałego klienta. Odpowiedziałam, że mam. Zakupione przeze mnie towary zostały zapakowane w torebkę foliową. W domu sprawdziłam cenę na paragonie. Okazało się, że za pojemnik na mocz zapłaciłam 1 zł, podczas gdy ostatnio za taki sam pojemnik, ale w innej aptece płaciłam 49 groszy. W aptece na niektóre produkty mają spory narzut.
Zjawiłam się w gabinecie dokładnie o czasie mojej, umówionej wizyty z czworonogiem. Zwykle jest kolejka mimo umówienia się na konkretną godzinę, więc nigdy nie przychodzę dużo wcześniej. Tak było i tym razem. Na korytarzu było 5 osób. Pomyślałam, że przyjdzie nam długo czekać. Ale okazało się, że jedna z osób jest na późniejszą godzinę umówiona, a kolejna odbiera zwierzę po zabiegu. Poczekalnia bardzo mała, zaledwie 5 krzeseł. Brak np. toalety. Po niedługiej chwili wyszedł dr. K. i zaraz rozeznał się ilu ma pacjentów. Zaprosił po odbiór kota do gabinetu, zauważył mnie i mojego psa i zapewnił, że zaraz ja wchodzę, państwu z psem powiedział, żeby czekali. Po kilku minutach przyszła moja kolej. Doktor zdezynfekował przy mnie stół, na którym bada pacjentów. Rzeczowo i dokładnie zbadał naszego psa. Zmierzył mu temperaturę, zajrzał do uszu, oczu i pyska. Obejrzał sierść i dotykowo wszystkie narządy wewnętrzne. Zapytał co pies dziś jadł. Zaaplikował preparat na pchły. Zapytałam o leki na uspokojenie przed zbliżającym się sylwestrem. Doktor polecił Relanium. Poinformował do dawce i jak należy lek stosować. Polecił by podać psu wcześniej lek, by stwierdzić dokładnie jak lek działa i jaką dawkę podać przed godziną 0. Zapytałam także jak psa przygotować na pojawienie się w rodzinie małego dziecka. Doktor zapewnił, że pies jest pod dobrą opieką, wystarczą regularne szczepienia i odrobaczanie co 3 miesiące. Zapytałam o aspekt psychologiczny, jak pies może reagować na małe dziecko. Doktor wyraził swoje zdanie na ten temat i zapewnił, że będzie dobrze. Wizyta kosztowała 50 złotych. Bardzo fachowe podejście do pacjentów i ich właścicieli. Doktor wszystko wytłumaczy, odpowie na wszystkie pytania. Jedyny mankament to kolejki i problem z dostaniem się do lekarza w razie nagłego przypadku. Chociaż doktor rzadko odmawia czworonożnym pacjentom.
Zadzwoniłam by umówić się na wizytę z moim psem. Podane są dokładne godziny w jakich należy dzwonić. Od razu się dodzwoniłam i zgłosiła się pani. Ponieważ nie zależało mi za bardzo na terminie, bo miała to być rutynowa kontrola zdrowia mojego pupila, powiedziałam że chciałbym się umówić na wizytę. Zapytałam czy jeszcze do końca roku się uda, gdyż terminy są często dość długie. Pani mnie mile zaskoczyła, gdyż stwierdziła, że ma dwa wolne terminy na jutrzejsze, sobotnie przedpołudnie. Bardzo mile mnie to zaskoczyło. Musiałam się szybko zdecydować. Pani powiedziała, że dwóch pacjentów odmówiło swoje wizyty. Zadowolona umówiłam się na jeden z terminów.
Udałam się do sklepu Secret by kupić rajstopy dla kobiet w ciąży. Od razu po wejściu udałam się na stoisko z rajstopami. Zapytałam panią, czy taki asortyment posiadają w ofercie. Okazało się, że tak. Pani zapytała jakie grube mają to być rajstopy. Zaproponowałam 40 DEN, ale były akurat w grubości 50 DEN. Pani zapytała jaki kolor. Poprosiłam by mi pokazała jakie są dostępne. Wybrałam kolor grafitowy. Pani zapytałam jaki rozmiar potrzebuję. Odpowiedziałam z niepewnością, że 3. Powiedziałam, że to moje pierwsze takie rajstopy i liczyłam na jakąś radę, ale się jej nie doczekałam. Pani nie była chętna do rozmowy. Powiedziałam, że wezmę jedną parę na spróbowanie. Cena 18 zł. Zapytałam czy można płacić kartą. Pani odpowiedziała, że tak, ale musiałyśmy przejść na drugie stanowisko z dostępem do terminala kart płatniczych. Tam musiałam chwilę poczekać, bo kasa była zajęta. Sklep dość dobrze wyposażony, ale obsługa mogła by być bardziej pomocna.
Znalazłam się w Leroy Merlin by zakupić zlew kuchenny. Po wejściu na salę, zaczęłam się rozglądać za miejscem z tego typu akcesoriami. Po niedługim czasie udało mi się znaleźć odpowiednią alejkę. Zaczęłam oglądać wywieszone na wystawce zlewy. Przypadł mi do gustu zlew na 302 złote. Przechadzając się po alejce zauważyłam, że u szczytu alejki w promocji jest ten sam zlew za 249 złotych. Pod ceną była wywieszona data trwania promocji i wyglądało, że już się spóźniłam. Ale dziwne mi się wydało, że informacja o promocji dalej wisi w tym miejscu. Wezwałam panią obsługującą to stoisko. Poinformowałam ją, że jestem zainteresowana kupnem rzeczonego zlewozmywaka. Pani odpowiedziała, że to bardzo dobry wybór, bo zlew jest w promocji. Zapytałam, czym się różni od tego za 302 zł. Pani odpowiedziała, że niczym, tylko ten jest akurat w niższej cenie. Ucieszyłam się i już nie pytałam czy promocja trwa nadal. Pani zdjęła z półki zlew tak żebym mogła go obejrzeć. Okazało się, że ten egzemplarz był już wcześniej otwierany i pani powiedziała, że to chyba jest zwrot, wobec czego sama zaproponowała, że otworzy drugi, zupełnie nowy egzemplarz. Ten był bez zarzutu. Spytałam o możliwość wycięcia otworu na baterię. Pomimo późnej pory i kilku minut do zamknięcia nie było z tym problemu. Otwór zrobiono na dziale drzewnym na poczekaniu i bez dodatkowej opłaty. Pani pokierowała mnie na stoisko drzewne. Tam uprzejmy pan zapytał gdzie ma się znajdować otwór i po 2 minutach przyniósł zlew już z gotowym otworem. Przy kasie od razu można było otrzymać fakturę. Wszystkie kasy były czynne mimo małej ilości klientów.
W klubie Od Nowa byłam przy okazji koncertu z okazji Światowego Dnia HIV/AIDS. Był to koncert Lao Che. Już na wstępie, jeszcze zanim weszłam do klubu przed wejściem zauważyłam szamotaninę. Ochrona wyprowadzała nietrzeźwego uczestnika imprezy. Wyglądało to mało kulturalnie. To była moja pierwsza wizyta w klubie, po wprowadzeniu zakazu palenia. Byłam mile zaskoczona, bo w lokalu nie było czuć dymu. Czasami się zdarzała osoba, która się zapomniała, ale obsługa starała się zwracać uwagę, na to że w lokalu się nie pali. Nie dotyczyło to już toalety, gdzie nagminnie unosił się zapach palonego tytoniu. Niedaleko wejścia do lokalu znajduje się bar oraz miejsca gdzie można posiedzieć. Ponieważ na dworze był ogromny mróz, a sporo ludzi ciągle wychodziło na zewnątrz na papierosa, strasznie wiało z dworu. Przy barze podczas koncertu nie za duża kolejka, w przerwach między występami już dość spora. Ciężko się było przebić przez tłum. Klientów obsługiwało kilka barmanek. Piwo nalewane było do plastikowych kubków, nawet jeśli ktoś zamówił w butelce. Butelek szklanych klientom w tym klubie się nie podaje. Wszędzie porozrzucane puste kubki, obsługa nie zajmowała się sprzątaniem lokalu w czasie imprezy, stoliki nie były czyszczone, przecierane. Toalety w opłakanym stanie, brak papieru toaletowego, mydła, ręczników.
W Cafe Molus urządziłam z koleżankami małe spotkanie towarzyskie wraz z naszymi pociechami. Było nas 5 osób wraz z dwójką dzieci. Zostały zsunięte razem dwa stoliki byśmy mogły się wszystkie pomieścić. Ponieważ towarzystwo się dość długo zbierało czekałyśmy z zamówieniem, aż będzie komplet. Kelnerka co kilka minut przychodziła do nas z pytaniem czy już może przyjąć zamówienie, a my co rusz odpowiadałyśmy, że jeszcze chwileczkę. Gdy byłyśmy w komplecie złożyłyśmy zamówienie. Kelnerka wszystko dokładnie zapisała. Każda zamówiła co innego. Porcje lodowe bardzo duże, z mnóstwem bitej śmietany, pięknie udekorowane. Na zamówienie nie trzeba było długo czekać, poza jednym deserem. W lokalu podczas mojego pobytu w pewnym momencie zabrakło miejsc do siedzenia. Lokal nie przystosowany do pobytu dla całej rodziny. Brak np.: krzesełek dla niemowląt, czy kącika dla dzieci, a przydałby się, bo to miejsce bardzo licznie odwiedzają rodziny z dziećmi. Toaleta koedukacyjna. Zabrakło ręczników papierowych i mydła. Podłoga nie była na bieżąco, lub nawet co jakiś czas sprzątana, pomimo wnoszonego błota pośniegowego.
Ostatnio do Bella Line chodzę dwa razy w tygodniu na zajęcia "Aktywne 9 miesięcy". Zajęcia są w klubie o 15:30, więc jest jeszcze mało klientek i jest luz w szatni. Na wstępie następuje odhaczenie na liście i pobranie kluczyka do szafki. Kluczyk tylko pod zastaw np.: jakiegoś dokumentu. Szatnia dość mała i ciasna, ale o tej porze dnia jest wystarczająco dużo miejsca. Szafek jest około 40, ale są dosyć małe. W klubie dostępne dwie sale. Sale nie za duże. W sali, w której odbywają się zajęcia myślę, że może się pomieścić około 6 osób z piłkami. Tego dnia w klubie było bardzo zimno. Zajęcia są prowadzone w wolnym tempie i było naprawdę zimno, szczególnie jak leżałyśmy na podłodze. Bardzo wiało przy podłodze. Zajęcia bardzo fajne, dostosowane do kondycji kobiet w ciąży. W kameralnym gronie.
Po dotarciu do Ustronia z Dworca PKP Ustroń do "pensjonatu" pieszo droga zajęła około 15 minut z bagażami. Miejsce, w którym znajduje się pensjonat wydało mi się mało atrakcyjne. Około 1 km od centrum, przy bocznej, ale bardzo ruchliwej ulicy, którą non stop jeździły ciężarówki. Pensjonat z wyglądu prezentował się jak zwykły dom mieszkalny. Na bramce szyld, po drodze jeden drogowskaz. Weszliśmy do środka. Zapikaliśmy w oszklone drzwi. Wyszła z nich pani, z którą wcześniej rozmawiałam telefonicznie. Pani ucieszyła się, że już jesteśmy, zapytała jak podróż. Powiedziała, że szkoda, że nie przyjechaliśmy dzień wcześniej, bo była słoneczna pogoda, a dziś jest mgła. Pani zaprowadziła nas na piętro i pokazała dwa pokoje. Powiedziała, że możemy sobie jeden z nich wybrać. Jeden był duży z małą łazienką i dużym telewizorem, drugi malutki, ale z dużą łazienką. Wybraliśmy ten pierwszy. Pani poinformowała nas, że nie ma teraz żadnych turystów, przyjadą dopiero na weekend, ale mieszkają u niej pracownicy (o których obecności mieliśmy się niedługo przekonać). Pani powiedziała, żebyśmy się rozpakowali, a później przyszli załatwić formalności. Pani spisała moje dane, pokazała gdzie jest kuchnia, z której do woli można było korzystać. Zapytałam, co można w Ustroniu zobaczyć, jak się poruszać po najbliższej okolicy. Gospodyni udzieliła kilku rad, ale stwierdziłam, że odwiedzę informację turystyczną. W pensjonacie duży pies, ale bardzo przyjazny, dostęp do bezprzewodowego internetu (nie korzystałam). Z łazienki unosił się dość dziwny fetor, szczególnie jak wracało się po całym dniu. Wyposażenie pokoju dość dobre: sztućce brudne, talerze, szklanki. W pokoju ciepło. Grzane było pod wieczór, ale akurat to wystarczało o tej porze roku. Uciążliwi sąsiedzi - pracownicy. Trzaskali drzwiami, śpiewali, głośno puszczali muzykę, ale ponieważ wcześnie wstawali, to krzyki ustawały ok. 22:00. Jak za tą cenę, to chyba standard nie najgorszy. Gospodyni nas nie nachodziła. Miło się z nami pożegnała. Zapraszała ponownie.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.