W sylwestrowe południe udałam się do Gzelli by zakupić coś na wieczór sylwestrowy, tak na ostatnią chwilę. W sklepie nie było klientów. Panie trochę już sprzątały, gdyż sklep tego dnia z pewnością kończył pracę wcześniej niż zwykle. Chciałam kupić cienkie parówki, ale wyboru już nie było. Zapytałam o frankfurterki i białe kiełbaski. Pani odpowiedziała, że wszystko już dziś zostało wyprzedane. Wybrałam więc parówki cielęce za 19,99zł za kilogram. Zapłaciłam gotówką. Obsługa szybka i miła, ale tego dnia był już mały wybór.
Sklep nieduży, ale dobrze zaopatrzony. Mają ryby świeże, mrożone oraz przetwory z ryb. W sklepie była duża kolejka, ale przed świętami wszyscy kupują ryby. Obsługiwały klientów 3 osoby, więc szło to dość sprawnie. Obsługa potrafiła doradzić jaką rybę wybrać. Ceny ryb dość wysokie, porównywalne do cen mięsa. W sklepie jest stoisko z akcesoriami dla zwierząt, ale dziś chyba nikt nie robił w nim zakupów. Sklep ma też maskotkę. Na parapecie przy oknie siedział czarny kot. Nie wiem czy to higieniczne, aby było zwierzę w sklepie z artykułami spożywczymi, ale na pewno było to urocze. Kot siedział na parapecie i patrzył przez okno.
W sklepie mięsnym nastrój świąteczny. Wszystkie panie sprzedawczynie miały na głowach czapki Mikołaja. Uwijały się jak w ukropie, bo klientów było wielu. Obsługiwała mnie pani Grażyna. Kupowałam mięso i wędliny. Schab został na miejscu ubity na kotlety, co trwało około 5 minut. Wybór towaru bardzo duży. Ceny dość wysokie. W sklepie znajduje się kącik dla dzieci, ze stoliczkiem, krzesełkiem i zabawkami. Świetny pomysł zwłaszcza, gdy w sklepie jest kolejka, a ta u Gzelli to norma.
Sklep bardzo mały i ciasny. Nie lubię tu robić zakupów, bo gdy robię zakupy z dzieckiem w wózku mam wielkie problemy by manewrować po sklepie. Tak było i tym razem. W sklepie było dużo ludzi, a obsługa wykładała towar. W kilku alejkach stały kosze z towarem do wyłożenia. W takiej sytuacji nie mogła przejechać wózkiem przez alejkę. Do stoiska z mięsem prowadziło wąskie przejście, przez które nawet nie próbowałam się przecisnąć z wózkiem. Były czynne dwie kasy. Do obu była kolejka, ale dość szybko szła obsługa. Sklep dobrze zaopatrzony.
W sklepie o dziwo nie było dużo ludzi, pomimo że to czas przedświąteczny. Postanowiłam kupić trochę wędlin. Ceny w ostatnim czasie sporo podskoczyły w tym sklepie, ale jest to jedyne miejsce w pobliżu mojego domu, gdzie jest tak duży wybór. Poprosiłam o pokrojenie dwóch rodzajów wędlin. Wzięłam również roladę z kurczaka w całości. Zapłaciłam kartą. W domu sprawdziłam ile plasterków mi ekspedientka ukroiła. Prosiłam o 5 a otrzymałam 7. To w tym sklepie nagminne, że kroją więcej niż klient zamawia. Tak samo jest z towarem na wagę. Zawsze próbują sprzedać więcej niż klient pierwotnie sobie życzy. Trzeba bardzo uważać.
Szał przedświątecznych zakupów ogarnął ludzi również w Tesco. W sklepie półki zapełnione towarem. Akurat dziś kupowałam warzywa na świąteczną sałatkę. Warzywa i owoce w dużym wyborze. Wszystko wyglądało dość świeżo. Zauważyłam w stercie mandarynek kilka zepsutych sztuk. Kasy czynne były 3, więc nie stałam długo w kolejce. Przy kasie obsługa szybka i sprawna. Dostępne były reklamówki o które nie musiałam tym razem prosić. Na parkingu przed sklepem brak miejsca.
W okresie przedświątecznym takie miejsce jak poczta jest dość popularnym miejscem stania w kolejce. Ponieważ zdarza mi się jeszcze wysyłać tradycyjne kartki wstąpiłam na pocztę, by odstać swoje w kolejce. Przede mną było 5 osób, więc uznałam, że warto poczekać by kupić jeden znaczek. Na dwa okienka czynne było oczywiście tylko jedno. Ale na tej poczcie to norma. Bez znaczenia czy w kolejce stoi jedna osoba czy dziesięć. Akurat miałam to szczęście, że nikt przede mną nie płacił rachunków, więc dość sprawnie wszystko poszło. Przy zakupie znaczka za 3,20 pani wydała mi znaczek za 3,10. Dobrze, że zauważyłam to zanim wyszłam i cofnęłam się do okienka. Pani przeprosiła mnie i wydała znaczek za 10 groszy. W między czasie kolejka klientów urosła do około 10 osób. Nadal obsługiwała jedna pani. Kilka razy musiała się przejść na zaplecze by przynieść koperty i fakturę. Z zaplecza słychać było głosy co najmniej dwóch innych osób, które nie raczyły pofatygować się do obsługi rzeszy oburzonych klientów. W normalnych punktach usługowych to nie do pomyślenia, by w tak ważnym okresie przedświątecznym nie skierować do pracy większej liczby osób, by zniwelować kolejki. W tym urzędzie pocztowym klientów ma się za nic!
W lodziarni Grycan zauważyłam wzrost cen od ostatniej mojej wizyty. Deser, który zwykle zamawiam podskoczył z 5,90 na 6,50zł. Tym razem zamówiłam dwa koktajle i jedną gałkę. Postanowiłam skorzystać z karty na koktajle. Brakowało mi dwóch pieczątek, by otrzymać gratis średni napój. Zamówiłam wobec tego najpierw duży koktajl banan i mango za dwie pieczątki i drugi malinowy miałam gratis. Pani wyraźnie powtórzyła moje zamówienie. Spytała czy to wszystko. Poleciła herbaty o egzotycznych smakach. Usiadłam przy stoliczku z zamówionymi specjałami. Koktajle nie najlepsze w smaku. Jak dla mnie mało słodkie i czuć bardzo było kefir lub maślankę. Lody pyszne choć małe. W międzyczasie obsługa sprzątnęła stolik obok. Duży wybór smaków lodów. Wszystko ładnie udekorowane owocami. Koktajle podawane w plastikowych kubeczkach.
Wygoda zajmuje się m.in. cateringiem na rożnego rodzaju imprezy. Wszystko załatwia się z właścicielką. Propozycje menu przesyłane są za pomocą poczty mailowej. Do przygotowanych propozycji zawsze można wprowadzić zmiany. Jedzenie bardzo dobrze smakuje i jest bardzo gustownie podane. Wszystko świeże i pachnące. Firma przygotowuje wszystko na swoich naczyniach, które na następny dzień się zwraca. Po odbiór umawia się na konkretną godzinę. Wszystko jest zapakowane profesjonalnie do transportu. Tak aby nic się nie wylało, czy zniszczyło w transporcie.
W Media Markt planowałam zakupić futerał do aparatu. Miał to być prezent świąteczny. Niestety nie dysponowałam aparatem, do którego miał być dokupiony futerał. Znałam jedynie nazwę aparatu. Gdy pojawiłam się stoisku z aparatami, podszedł do mnie pan z chęcią pomocy. Zapytałam o dany model aparatu. Okazało się, że takiego modelu nie mają. Pan pokazał mi modele podobne. Powiedziałam, że chcę dobrać futerał właśnie do takiego konkretnego modelu. Pan stwierdził, że będzie ciężko, gdyż obecnie futerały nie posiadają informacji jakie aparaty do nich pasują. Poszłam szukać futerału. Gdy już wybrałam, podeszłam do pana, z którym poprzednio rozmawiałam, by przymierzyć podobny typ aparatu. Pan odradził mi ten model, gdyż futerał był za duży. Stwierdziłam, że muszę znać wymiary aparatu by coś wybrać. Sklep nie miał w swojej bazie danego modelu aparatu. Stwierdziłam, że połączę się z internetem i poszukam takich danych w sieci. Sklep nie mógł mi pomóc. Połączyłam się przez telefon z siecią, gdyż na terenie galerii znajduje się hot spot. Znalazłam taki model aparatu oraz jego wymiary. Pan pomógł mi znaleźć futerał. Pomierzył wymiary i tak udało mi się dokonać zakupu.
Udałam się do Netto by zakupić mleko dla dziecka. Już od progu przywitał mnie bałagan na podłodze. W strefie wejścia leżały dwa worki, paragony, jakieś papierki. Towar w sklepie rozłożony trochę bez jakiegoś pomysłu. Asortyment dla dzieci znajduje się na szczycie pierwszego regału, ale mleko którego poszukiwałam już w zupełnie innej części sklepu. Na szczęście nie szukałam tego towaru długo, gdyż wiedziałam że właśnie tam się ostatnio znajdował. Do kasy niewielka kolejka. Jak zwykle czynna tylko jedna i ta sama kasa. czasami się zastanawiam, czy w tym sklepie działa tylko jedno stanowisko kasowe. Pan przy kasie bardzo sprawnie kasował kolejnych klientów. Przywitał się, skasował towar, szybko wydał resztę.
Wizyta w UP z okazji odbywającego się szkolenia dotyczącego praw i obowiązków osoby bezrobotnej. Szkolenie odbyło się w sali na piętrze. Było kilkanaście osób. Szkolenie rozpoczęło się punktualnie o 8:00. Urzędniczka zaprezentowała prezentację, która w sposób czytelny i jasny zapoznała uczestników w prawach i obowiązkach osoby bezrobotnej. Szkolenie trwało około 75 minut. Na koniec każdy z uczestników podpisał kartę obecności. Został również wyznaczony termin kolejnej wizyty - za tydzień.
Po wieloletniej nieobecności w UP musiałam niestety pojawić się w tym "przybytku" by zarejestrować się jako osoba bezrobotna. Bardzo byłam ciekawa jak ten urząd zmienił się na przestrzeni lat. Zaraz przy wejściu jest informacja, przy której siedzi pani przyjmująca nowych klientów urzędu. Pani niestety nie sprawia dobrego wrażenia. Już pierwszy kontakt wieje bezdusznością. A to dopiero początek.Wszędzie mówią, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Pani swoim wyrazem twarzy i sposobem komunikacji zdradza swoje nastawienie do przyjmowanych osób. Brak jakiegokolwiek nawiązania kontaktu wzrokowego, o uśmiechu nie wspomnę. Jest bardzo oszczędna w słowach a do tego trzeba bardzo wytężyć słuch by usłyszeć co ma do powiedzenia. Pani wzięła ode mnie dowód osobisty. sprawdziła mój profil w komputerze. Poprosiła o ostatnie świadectwo pracy. Wręczyła regulamin i pokierowała do kolejki liczącej kilkanaście osób. Kolejny proces rejestracji odbywał się przy 5 boksach. Czynne były tylko 3. Kolejka dość wolno się posuwała. Było kilka krzesełek więc można było czekać na siedząco. Po około pół godzinie nastała moja kolej. Udałam się do pani w jednym z boksów. Znowu zostałam poproszona o dowód osobisty, świadectwo pracy. Zapytano jakie mam ukończone kursy. Zostałam poproszona o podpisanie kilku dokumentów. Wyznaczono kolejne spotkanie za tydzień. Miałam uczestniczyć w szkoleniu jak poruszać się po urzędzie pracy i przepisach.
Udałam się do apteki by wykupić zapisany lek. Miał to być krem na zwichniętą nogę. Od razu zapytałam, czy mogę przy karmieniu piersią stosować lek. Farmaceuta stwierdził, że lepiej nie, bo lek zawiera jakiś specyfik, który może się dostać do mleka. Więc zapytałam co poleca. Zaczął mówić o jakimś specyfiku ziołowym, ale się ostatecznie wycofał. ostatecznie kupiłam Altacet. pan polecił mi jak aplikować krem. Ceny wysokie. zapłaciłam bonem towarowym.
Zakupiłam leki dla dziecka w tej aptece. Ceny dość wysokie, ale ponieważ mam tam kartę stałego klienta z programem lojalnościowym i cena jednego leku była podobno promocyjna to zrobiłam tam zakupy. Zastałam poinformowana, że program lojalnościowy kończy się z końcem roku i że trzeba wykorzystać punkty, które mam na koncie. pani zaproponowała mi rabat w wysokości 10 zł do mojego zamówienia, lub po zapłacie za zakupy bon na 20 zł do wykorzystania do końca roku. Przystałam na ten drugi wariant. Już zastanawiałam się na co wydam te 20 złotych. Zapytałam czy mają dostępne w ofercie bański. Zawiodłam się, bo nie mieli żadnych baniek.
Udałam się do przychodni ze skręconą nogą. Nie jestem pacjentką tej przychodni, ale do chirurga nie obowiązuje rejestracja, więc jako, że jest mi tam najbliżej, postanowiłam skorzystać z porady. Weszłam do rejestracji i zapytałam, czy przyjmie mnie chirurg. Od razu zapytano o skierowanie. Oczywiście skierowania nie miałam, bo to nagły wypadek. Powiedziano mi bym poszła do pokoju 111 zapytać czy przyjmie mnie lekarz. weszłam do pokoju 111, przedstawiłam problem, a tam pani mówi, że muszę spytać lekarza. Bym poczekała na korytarzu i razem z następnym pacjentem weszła do gabinetu 113. Czekałam chyba 15 minut zanim weszłam do gabinetu. Po przedstawieniu problemu lekarz stwierdził, że mnie przyjmie. Wyszłam z gabinetu i poszłam do rejestracji poinformować, że lekarz mnie przyjmie. Pani coś zapisała w komputerze i powiedziała, że mnie zapisuje. Usiadłam przed gabinetem i czekałam około godziny. gdy była już moja kolej, lekarz w gabinecie stwierdził, że nie ma mojej karty. zapytał czy byłam w pokoju 113 założyć kartę. Odpowiedziałam, że nie. Więc wysłał mnie do tego gabinetu, na szczęście weszłam tam wewnętrznymi drzwiami a nie z korytarza. Pani w pokoju 113 nie było, wiec przyszło mi czekać ze 3 minuty. Gdy przyszła wypisała mi kartę. Wróciłam z kartą do lekarza. Na szczęście nie przyjął kolejnego pacjenta tylko na mnie czekał. Obejrzał moją kostkę. Nie przejął się. powiedział, że musi bolec. zalecił okłady z lodu, jakąś maść i dał ulotkę jak sobie zawiązać bandaż. Nazwy maści nawet nie zapisał na karteczce. Zapytał czy potrzebuję zwolnienia. Powiedział bym przyszła na kontrolę za kilka dni. Poczułam się zlekceważona. Tak jak bym symulowała. Lekarz mało kompetentny i miły.
Pojawiłam się w przychodni, by odebrać wynik badania cytologicznego. Wynik miał czekać na mnie w recepcji. Po wejściu do budynku, skierowałam się do recepcji na parterze i ustawiłam się w kolejkę. Przede mną pacjenci odbierali recepty i zwolnienia. Dwie panie rejestratorki jednocześnie obsługiwały pacjentów i udzielały rad przez telefon. Szło to dość sprawnie. Gdy przyszła moja kolej, powiedziałam, że chciałam odebrać wynik cytologii. Rejestratorka już chciała mnie zbyć, mówiąc, że wynik jest do odbioru w gabinecie na piętrze. odpowiedziałam, że umówiłam się, że wynik będzie na mnie czekał w recepcji. Pani poprosiła o moje nazwisko i znalazła szarą kopertę z wynikiem. Wynik sprawdziłam dopiero w domu. Niby wszystko ok, ale nie do końca jasno zinterpretowany wynik. Bez konsultacji lekarskiej ani rusz.
Zadzwoniłam do przychodni by dowiedzieć się, czy już są moje wyniki cytologii. Musiałam dzwonić na centralę, gdyż bezpośrednio z gabinetem ginekologicznym nie można się połączyć. Gdy odebrał ktoś z gabinetu ginekologicznego, zapytałam, czy jest już mój wynik. Pani zapytała, czy to badanie było z programu przesiewowego z NFZ. Odpowiedziałam, że tak. Pani odszukała wynik. Przeczytała mi wynik przez telefon i spytała, kiedy go odbiorę. Odpowiedziałam, że jak będę w pobliżu to wpadnę odebrać. Pani powiedziała, że zapakuje mój wynik w kopertę i odbiorę go z rejestracji, gdy będę mogła. Szybko i kompetentnie.
Udałam się na wykonanie cytologi w ramach programu z NFZ-u. Po wejściu miałam problem ze znalezieniem gabinetu. Numery gabinetów ponumerowane były dość nietypowo. Na piętrze numery były niższe niż na parterze. W rejestracji dowiedziałam się gdzie znajdę Poradnię K. Pod gabinetem nikogo nie było. Gabinet był otwarty, ale w nim tez nikogo nie było. Chwilę poczekałam i zostałam poproszona do środka. W gabinecie zostałam zaproszona do przebieralni. Wykonano badanie. Następnie moje dane zostały wprowadzone do systemu. Zostałam poinformowana, by wyniki odebrać za 2 tygodnie. Gabinet czysty i dobrze wyposażony. Obsługa miła i delikatna.
Otrzymałam z NFZ zaproszenie na wykonanie cytologii w ww przychodni w Toruniu. Postanowiłam skorzystać. Należało zadzwonić i umówić się na wizytę. Telefony podane na zaproszeniu nie łączyły bezpośrednia z Poradnią K, ale zostałam tam przełączona. Przedstawiłam problem za jakim dzwonię. Pani zapytała kiedy chcę przyjść. Trochę mnie to zaskoczyło, bo myślałam, że terminy będą napięte. Pani zapytała kiedy miałam ostatnia miesiączkę i na tej podstawie dobrałyśmy termin. Termin był za tydzień. poproszono bym przyniosła ze sobą dowód ubezpieczenia. Mile mnie to wszystko zaskoczyło.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.