Kolejna wizyta u psiego fryzjera. Korzystam zawsze z usług tego samego zakładu, bo mam pełne zaufanie do fryzjerki – to bardzo sympatyczna osoba, w pełni profesjonalna, miła, z wielkim sercem dla zwierząt. Oddając pupila w jej ręce czuję się pewnie i bezpiecznie. Na wizytę warto umówić się z wyprzedzeniem, bo gabinet jest dość popularny. O wyznaczonej godzinie pojawiłam się w zakładzie, było w nim czysto, ciepło, panowal tam porządek. Pracownica miła mnie przywitała, chwilę porozmawiałyśmy, po czym poinformowała mnie, o której mam się zgłosić o odbiór pieska. Gdy po niego przyjechałam mój pupil już na mnie czekał, czyściutki i ładnie ostrzyżony. Zdecydowanie polecam salon Pankracy.
Wybierałam się do kina i przed seansem wpadłam do Piotra i Pawła aby kupić sobie coś do picia. W sklepie było sporo ludzi, ale ilość pracowników była odpowiednia dla ruchu panującego w sklepie, bo nie tworzyły się większe kolejki. Od razu udałam się w część sklepu z napojami – wybór był spory, dostępne były również mało popularne, a fajne napoje jak np. Aloes czy Cola waniliowa. Zdecydowałam się na sok i udałam się w stronę kas. Czynna była spora ilość stanowisk, ustawiłam się do tego gdzie czas oczekiwania oszacowałam jako najkrótszy – przede mną w kolejce były tylko dwie osoby i obie miały tylko drobne zakupy. Gdy nadeszła moja kolej pracownica (ubrana w czystą odzież firmową) uprzejmie przywitała mnie. Kasjerka byla uśmiechnięta, sympatyczna. Dodam jeszcze, że w sklepie było czysto i panował porządek. Krótka, udana wizyta.
Możliwość zjedzenia czegoś ciepłego i napicia się kawy na stacji benzynowej ogólnie jest zaletą, ale jeśli w sklepie jest mało obsługi, to może się to zmienić w sporą wadę.
Na stację przyjechałam w celu zatankowania paliwa. Spieszyło mi się, więc zależało mi na czasie – tę stację wybrałam, bo przejeżdzając koło niej spostrzegłam, że przed stacją jest mało samochodów, tylko dwa dystrybutory były zajęte, uznałam więc, że obsługa pójdzie szybko. Nic bardziej mylnego niestety. Czynne były dwie kasy, przy każdej z nich był jeden klient. Jeden z klientów zamówił kawę i zapiekankę, więc pracownik odszedł od kasy w celu przygotowania tego. Trwało to bardzo długo. Co robił klient przy drugiej kasie – nie mam pojęcia, bo nie słyszałam, ale trwało to jeszcze dłużej. Czyli kolejka krótka, ale czas oczekiwania bardzo długi. Gdybym wiedziała, że zajmie to tyle czasu to wybrałabym inną stację, niestety po nalaniu benzyny do baku nie ma się już możliwości rezygnacji. Czekając na swoją kolej zaczełam doceniać stacje samoobsługowe, gdzie płatności dokonuje się w automacie.
Do sklepu weszłam zachęcona plakatami informującymi o rabatch sięgających 70%. Pierwsze wrażenie – w sklepie jest upał, po wejściu do środka dosłownie uderzyła mnie fala gorąca. Najwyraźniej to tak polityka firmy – drzwi wejsciowe do sklepu są caly czas otwarte (pewnie aby więcej osób zachęcić do wejścia), ale przez to trzeba bardzo mocno grzać. I efektem tego jest bardzo wysoka temperatura w głębi sklepu, zdecydowanie za wysoka. Pierwsze co zrobiłam, to rozpięłam płaszcz, ale niewiele to pomogło. W sklepie był porządek, obsługa była sympatyczna, dostępna dla klientów. Jakość ubrań jest przeciętna, ale ceny bardzo atrakcyjne – były na przykład dostępne golfy z krótkim rękawem, w wielu kolorach, za 19zł. Wzięłam jeden z nich, tak na oko, bez przymierzania i poszłam do kasy. Przy kasie młoda dziewczyna, bardzo sympatyczna. Szybko zapłaciłam i wyszłam, z ulgą przyjmując opuszczenie gorącego pomieszczenia. Fajny sklep, ale temperatura zniechęca. Aby obejrzeć asortyment po wejściu do środka należałoby się natychmiast rozebrać i zostać w czymś cienkim. Mnie to osobiście zniechęca do zakupów, zwłaszcza zimą, kiedy ubrań mamy na sobie sporo. Wydaje mi się, że gdyby temperatura w sklepie była bardziej przyjazna, to mogłabym kupić więcej rzeczy, a tak nie chciało mi się oglądać.
Przechodziłam ulicą Półwiejską. W oknie wystawowym sklepu Mango zauważyłam informacje o przecenie 50%, zainteresowałam się więc i weszłam do środka. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to jakieś kartony przy ladzie sprzedażowej, nie robiło to najlepszego wrażenia na wejściu. Drugą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę była bardzo brudna podłoga. Zaniedbana, zakurzona, leżały na niej jakieś papierki, a w niektórych miejscach dosłownie przewalały się tumany kurzu, włosów – na czarnej posadzce bardzo wyraźnie widać takie rzeczy. Ubrania w sklepie byłu mniej więcej uporzadkowane, ceny atrakcyjne. Obsługa była mało dostępna dla klientów – jedna pracownica obsługiwała klientów przy kasie, dwie kręciły się po sali sprzedaży, układały rzeczy, przemieszczały się, ale nie zwracały uwagi na klientów obecnych w sklepie, nie sprawiały wrażenia, że były nimi w jakikolwiek sposób zainteresowane. Szczerze mówiąc opuściłam sklep nieco rozczarowana, po tej sieci spodziewałam sie znacznie większej dbałości o czystość i większej otwartości na klienta.
Apteka Kalifarm na ulicy Strzeleckiej jest duża, przestronna. Znajduje się w niej stolik z krzesłami, a przy nim duża, ubrana choinka. W aptece było czysto, panował w niej porządek, towar sprawiał wrażenie uporządkowanego i starannie ułożonego. Podczas mojej wizyty w aptece nie było żadnego innego klienta. Farmaceutka była uprzejma, kompetentna i dociekliwa. Kupowałam syrop na kaszel – kobieta zadała mi kilka podstawowym pytań, a mianowicie czy ma to być syrop dla osoby dorosłej, czy dziecka i o rodzaj kaszlu, następnie zaproponowała mi jeden syrop. W sumie wolę, jak pokazuje mi się kilka specyfików, bym mogła je porównać i sama dokonać wyboru, ale spieszyłam się, więc przystałam na propozycję aptekarki, licząc, że zaproponowała mi to co dla mnie najlepsze, co prawda cena wydała mi się nieco wysoka. Miło pożegnana opuściłam aptekę.
Weszłam do Żabki po coś do picia. Nad sklepem jest duży szyld, dzięki czemu jest on dobrze widoczny już z daleka. Przy wejściu wisiały aktualne plakaty reklamowe, zwróciłam uwagę na atrakcyjną cenę wafelka princessa (0,79gr). Zaraz przy wejściu, po lewej stronie, znajdował się plastykowy stojak z owocami, nie prezentowaly się one najlepiej, były dość nieświeże. Poza tym w sklepie nie odnotowałam żadnych nieprawidłowości – było tam czysto, panował porządek. W sklepie byłam jedyną klientką. Wzięłam sobie napój z półki, skusiłam się też na wspomnianą wcześniej princessę, i podeszlam do kasy. Kasjerka była uprzejma, miała przyjemny wyraz twarzy, używała zwrotów grzecznościowych.
Dostałam od M&M smsa z informacją, że następnego dnia zaczyna sie przecena. W sumie nie miałam zamiaru się tam wybierać, ale przechodziłam w poblizu, wiec uznałam ze wejdę. Na szybie wystawowej była informacja o rabacie 50% na cały asortyment. Weszłam do środka, pracownica przywitała mnie, i zaczełam przeglądac ubrania. Upewniłam się jeszcze, czy ceny na ubraniach to ceny przed rabacie czy po, a gdy dowiedziałam się, że przed to z naręczem ubrań zniknęłam w przymierzalni. W sklepie jest zawsze była super obsługa. Sprzedawczyni pomagała mi szukać ubrań, pokazywała co fajniejsze w moim rozmiarze, widać, ze ma ona dobry gust i świetny zmysł estetyczny, bo umie doradzić, dopasować, podsunąć różne pomysły. Ostatecznie opuściłam sklep z trzema nowymi ubraniami, bardzo zadowolona z zakupu, a zaplaciłam za wszystko naprawdę malo.
Byłam na zakupach w sąsiedniej Biedronce, do Aldiego weszłam wylącznie po jedną rzecz – po ciasto na pizzę. Wnętrze sklepu prezentuje się bardzo ubogo, zwłazcza w porównaniu z odwiedzoną przeze mnie chwilę wcześniej Biedronką, w której towaru było pełno. W Aldim jest dużo niewykorzystanego miejsca, asortyment jest bardzo ograniczony, widać było wyraźne luki w zatowarowaniu. Ponadto w sklepie panował bałagan, towary w koszach były poprzewracane, trudno było się zorientować w cenach, podłoga była dośc brudna, miejscami coś było rozlane. Plusem była mała ilość klientów w sklepie – nie było kolejki do kasy. Kasjerka była uprzejma, sympatyczna, uśmiechnięta. Dwa sklepy obok siebie, o podobnej powierzchni. W Biedronce pełno ludzi, czynne 5 kas i do wszystkich po kilka osób, a w Aldim pusto, czynna jedna kasa i brak kolejki. To chyba mówi samo za siebie, Aldi zdecydowanie zostaje w tyle.
Sylwestra spędzaliśmy na domowej imprezie, trzeba była poczynić na nią odpowiednie zakupy. Wybrałam Biedronkę ze względu na atrakcyjne ceny (również alkoholu), a sklep na Bobrzańskiej ze względu na to, że jest przy nim spory parking, więc można podjechać samochodem i wygodnie zapakować wszystkie zakupy do bagażnika. W sklepie było bardzo dużo klientów, na szczęście ilość obsługi była dostosowana do dużego ruchu – otwarta była odpowiednia ilość kas, na sali sprzedaży też byli pracownicy. Ilość towaru była niezła, udalo mi sie kupić wszystko co potrzebowałam, jedynie nie było ciasta na pizzę – brakuje tego towaru w asortymencie biedronki. Do kas były kolejki po około 4osoby, kasjerki pracowaly szybko, bez wytchnienia, tak, że nie spędzało się w kolejce dużo czasu. Kasjerka była uprzejma, podziękowała mi za zakupy i zaprosiła do ponownych odwiedzin sklepu. W sklepie jest bankomat, więc w razie potrzeby można wyjąć gotówkę
Na miejsce poświątecznego spotkania w babskim gronie wybrałyśmy Sorellę. Lubię to miejsce, ma sympatyczny, cieply klimat. W oknach firanki, na parapetach różne ozdoby, drewniane meble – jest prosto, ale przyjemnie. Po świętach byłyśmy wszystkie dość przejedzone, więc zdecydowałyśmy się na tylko napoje i sałatki, nic ciężkiego ani słodkiego. Sałatek jest spory wybór, jest ich w karcie aż kilkanaście, same warzywa, z mięsem, z rybą – dla każdego coś dobrego. Ceny są przystępne, spora porcja sałatki kosztuje około 14-18 złotych (w zależności od składników). Kelnerka była uprzejma, sympatyczna, napoje podała nam szybko, na sałatki czas oczekiwania wydał mi się jednak dość długi, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że zamawiałyśmy właśnie sałatki, a nie jakieś skomplikowane dania główne, wymagające długiego gotowania czy pieczenia. Moja sałatka była smaczna, jedynie mogę mieć drobne zastrzeżenie co do tego, ze sałata była gorzkawa, ale całość zdecydowanie na plus.
Dzisiejsza obserwacja jest świetnym dowodem na to, jak diamteralnie różna może być ocena tego samego sklepu, odwiedzanego w stosunkowo krótkim, bo około dwutygodniowym, odstępie czasu. Poprzednią wizytę w Tesco na Serbskiej oceniłam bardzo dobrze, na 5 punktów, zadowolona byłam ze wszystkiego. Teraz dalej pozytywnie oceniam czystość, porządek i asortyment sklepu, ale obsługa mnie zawiodła.
Wybrałam Tesco, jako miejsce gdzie zrobię zakupy ns sylwestrowy weekend z dwóch powodów: po pierwsze ostatnio byłam bardzo zadowolona z tego sklepu, a po drugie na stronie internetowej Tesco zauważylam informację o trwającycm konkursie – jeśli dokona się płatności bonami na kwotę min. 100zl to otrzymuje się zdrapkę i możliwość wygrania bonów na wakacje i samochodu. A skoro i tak muszę zrobić zakupy i posiadam bony, to dlaczego nie spróbować szczęscia? Wszystko poszło sprawnie, do momentu kiedy przy kasie oczekiwałam zdrapki. Kasjerka nic nie wiedziała o konkursie, powiedziala, ze pierwsze słyszy o czyms takim. Byłam jednak dociekliwa i udalam się do punktu obsługi klienta. Tam pani rowniez nie slyszala nic o konkursie, powiedzialam ze jest on na stronie internetowej Tesco, pracownica poszla sprawdzic. Chwilę to trwało, w międzyczasie miałam okazję być świadkiem rozmow innych pracowników punktu na tematy całkowicie prywatne, nawet nie ściszali głosu. Minęło trochę czasu, pracownica wróciła, zapytała za pomocą jakich bonów płaciłam, a następnie powiedziała, ze pojdzie po zdrapkę i zniknęła gdzieś na kilka minut. Ja czekalam, pracownicy dalej prowadzili swobodne pogawędki. W końcu otrzymałam zdrapkę, ale całość zrobiła na mnie negatywne wrażenie. Kiepski to konkurs, o którym nikt nic w sklepie nie wie i trzeba się samemu o niego upominać, wykazują przy tym sporo cierpliwości.
U Jadzi to niewielki sklep odzieżowy usytuowany w pawilonie, w ciągu pawilonów handlowych na osiedlu Piastowskim. Przechodzę koło niego prawie codziennie, nigdy tam wcześniej nie weszłam, nie zainteresowałam się asortymentem, jakoś tak z góry stwierdziłam, że to nie sklep dla mnie. Część towaru jest zawsze (oczywiście tylko w godzinach otwarcia) wystawiona przed sklepem. Przechodząc moją uwagę zwrócił dość ciekawy, duży szal, zatrzymałam się więc by go obejrzeć. Na prawdę mi się spodoba. Nie było na nim ceny (to minus), weszłam więc do środka by zapytać o nią. W pomieszczeniu panował porzadek, pracownica byla uprzejma, sympatyczna. Cena okazała się być niska, więc zdecydowałam się na zakup. Pozostała część asortymentu była zdecydowanie nie w moim stylu, ale mam nauczkę na przyszłość, że nie nalezy z gory skreślać sklepów, bo czasem coś fajnego można dostać w różnych miejscach.
W drodze do pracy zatrzymałam się w osiedlowym sklepie spożywczym w celu kupienia bulki. Celowo wybrałam ten właśnie sklep – lubię tutejsze bułki z ziarnami, są smaczne i odpowiednio chrupiące. W sklepie obecne były dwie pracownice, każda znajdowała się na swoim stanowisu, obie zajęte były obsługą klientów. Wybrałam sobie bułkę (w tym zakresie jest samoobsługa) i podeszłam do stanowiska bliżej wyjścia. Klientka tam obsługiwana właśnie odchodziła od kasy, więc moja kolej nadeszła blyskawicznie. Pracownica podała mi na głos kwotę do zapłaty, wydała resztę z 10 złotych, po czym podziękowała mi za zakup. Bulka okazała się świeża i jak zawsze smaczna, wizyta w sklepie była krótka i udana.
Sklep spożywczy na osiedlu Piastowskim, a raczej spożywczo-przemysłowy. Do niedawna była to Chata Polska, ale czy jest dalej nie jestem pewna – zniknął szyld zewnętrzny, został jedynie napis w środku sklepu. W sklepie nie było wielu klientów, było tam natomiast sporo personelu – czynne były dwie kasy, oprócz tego kilka pracownic widzialam w alejkach sklepowych, gdzie układaly towar na półkach. Personel był łatwo rozpoznawalny dzięki fartuszkom firmowym, aczkolwiek brak jest jednolitego wizerunku – fartuszki mają różny krój, niektóre są gładkie, inne w grochy. Celem mojej wizyty w sklepie był zakup cebuli, trochę trudno ją znaleźć, bo w sklepie nie ma oddzielnego stoiska warzywa-owoce, cebula znajduje się w małym koszyczku na ladzie, na stoisku z wędlinami. Do kasy nie było kolejki, pracownica, która mnie obsługiwała byla sympatyczna. W sklepie było czysto, ale w niektórych miejscach jest zbyt ciasno, ceny są dość wysokie.
Udawałam się w odwiedziny, nie chciało mi się jechać samochodem, więc jako środek transportu wybrałam pociąg. Na dworcu było pusto, do kasy podeszłam bez kolejki. To chyba cud, bo na dworcu praktycznie zawsze są kolejki. Kasjer był elegancko ubrany, czy był uprzejmy – nie wiem, bo nie słyszałam ani slowa z tego, co do mnie mówił. Od klientów jest on odgrodzony grubą szybą, na dodatek mówił on tak cicho, że jego słowa kompletnie do mnie nie docierały, co chwilę musiałam mówić proszę? Proszę powtórzyć? Pociąg miał około 10-cio minutowe opóźnienie, którego nie umiem wytłumaczyć, bo warunki pogodowe były dobre. Pociąg był w fatalnym stanie, patrząc na polskie koleje trudno uwierzyć, że to 21 wiek. Okno pociągu były tak brudne, że nic nie było przez nie widać. Toalety nie odwiedzałam, ale jej zapach było czuć w całym wagonie. Najgorsza była jednak temperatura, na dworze było około plus 8, a w pociągu ogrzewanie dawało z taką siłą, jakby na dworze było co najmniej minus 15. Po pół godzinie jazdy plastikowe siedzenia zaczęły dosłownie parzyć, więc końcówkę podróży wolałam spędzić na stojąco.
Zazwyczaj wchodząc do piekarni mam ochotę na wszystkie słodkości, rozkoszuję się widokiem ciastek i nie mogę się powstrzymać by czegoś slodkiego nie kupić. Dzisiaj było inaczej, nawet nie spojrzałam na zadne słodkości. Ale nie dlatego, że wyglądały nieapetycznie czy coś w tym stylu, po prostu po świętach jestem tak obżarta, że na nic nie mam ochoty. Do piekarni weszłam tylko po jakieś bułki. Wybór był spory, nie było kolejki – byłam akurat jedyną klientką w sklepie. Pomieszczenie było czyste, towar byl ładnie wyeksponowany. Pracownica wyglądała schludnie, uprzejmie mnie przywitała i zapytała co podać. Poprosiłam o 4 bułki, zapłaciłam, otrzymałam właściwą ilość reszty. Sprzedawczyni podziękowała mi za zakup, bułki podała mi higienicznie, były one świeże, chrupiące, smaczne. Ceny w sklepie ksztaltują się na umiarkowanym poziomie.
Do Biedronki udałam się po bułki i owoce. Zarówno przed sklepem, jak i w środku sklepu było czysto, panował porządek. W strefie wejścia dostępne były aktualne ulotki, w gablotach przed sklepem były aktualne plakaty. Wzięłam koszyk na zakupy i ruszyłam do środka. W pierwszej kolejności wybrałam sobie pieczywo (wszystko świeże, chrupiące), potem udałam się w stronę stoiska owoce-wrzywa. Wybór był spory, wszystko ładnie się prezentowało. Dostępne były ananasy w dobrej cenie, można było kupić tylko połowę, to duża zaleta tego sklepu, bo gdy kupuję tylko dla siebie, to cały ananas to dla mnie za dużo. Bardzo ładne były też granaty, pojawiły się też liczi. Wzięłam jeszcze sok i udałam się w stronę kas. Czynne były 3 kasy, nie było długick kolejek. Pracownik przy kasie był ubrany w strój firmowy, posiadał identyfikator. Mężczyzna był uprzejmy, pracował szybko, używał zwrotów grzecznościowych.
Byłam w Starym Browarze i weszłam do Aldo. Byłam w tym sklepie jakieś dwa tygodnie wcześniej i szczerze mówiąc nie wiem co konkretnie sprawiło, że znowu tu weszłam, bo nie miałam w planie nic kupić. Może po prostu miałam przeczucie, jakiś szósty zakupowy zmysł, bo wyszłam ze sklepu z nową torebką. Oglądałam tę torebkę już przy poprzedniej wizycie, wtedy była przeceniona na 95zł. Dzisiaj kosztowała jeszcze mniej, a mianowicie 55zł, więc nie zastanawiając się długo zdecydowałam się na zakup. W sklepie było czysto, panował porządek. Regały, na których był towar przeceniony były wyraźnie oznaczone. Pracownik przy kasie był uprzejmy, sympatyczny, jedynym minusem wizyty był fakt, że przy zapłacie na terminalu pojawiła się kwota 95zł a nie 55zł jak powinno być, więc gdybym nie zauważyła zapłaciłabym więcej. Gdy zwróciłam pracownikowi uwagę ten przeprosił mnie i nabił poprawną cenę. Miło pożegnana opuściłam sklep.
Udałam się z rodzicami na zakupy do Aldiego. Głownym celem naszej wyprawy był zakup kawy w saszetkach i udało nam się to zrobić – dostępne były dwa rodzaje takiej kawy, w atrakcyjnych dość cenach. Poza tym sklep pozostawia jednak sporo do życzenia. Wybór warzy i owoców był bardzo ograniczony i spora część asortymentu sprawiała wrażenie nieświeżej. W sklepie panował bałagan (zwłaszcza w koszach z towarami), miejscami było brudno, można było wyczuć dość nieprzyjemny zapach. Czynna była tylko jedna kasa i była do niej kolejka, przy kasie można było zauważyć rozmaite towary, których nie powinna tam być, prawdopodobnie rzeczy te odłożyli kupujący, ale ktoś z obsługi powinien je posprzątać, zwłaszcza rzeczy, które powinny być w lodówkach. Kasjerka była uprzejma, ale pracowała dość wolno. Przy kasach brakuje więcej miejsca, by w spokoju zapakować kupione produkty – trzeba je szybko wrzucać z powrotem do koszyka, bo miejsca jest bardzo mało.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.