Do sklepu obuwniczego CCC w centrum handlowym Plaza weszłam zachęcona dużymi, czerwonymi napisami na witrynie które informowały o ostatecznej (czy coś w tym stylu) wyprzedaży – 70%. Rabat 70% to naprawdę sporo, weszłam więc zainteresowana do środka. Pomieszczenie było czyste, jasne, uporządkowane. Personel ubrany był w firmowe koszulki w kolorze pomarańczowym, pracownice miło witały wchodzących, pozostawały do dyspozycji klientów. Przeszłam się po sklepie oglądając asortyment, a zwłaszcza szukając wzrokiem tych niskich cen po 70-cio procentowej obniżce. Dość szybko przekonałam się jednak, że był to chwyt reklamowy, który należy odczytać jako rabat do 70%, bo większość przecenionych butów była jednak obniżona o znacznie mniej. Nieco rozczarowana opuściłam sklep.
Wracając do domu zajrzałam do skrzynki na listy i znalazłam tam dwa awizo. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że już kilkakrotnie informowałam na poczcie, ze proszę o zostawienie przesyłek poleconych, które nie wymagają potwierdzenia odbioru, w skrzynce. Ostatni raz przypominałam o tym na poczcie jakiś tydzień temu. Skoro jednak listonosz przesyłek nie zostawił, nie pozostało mi nic innego jak pofatygować się na pocztę. W urzędzie było czysto, nie było długiej kolejki – przy okienku, przede mną, była tylko jedna osoba. Wręczyłam pracownicy (elegancko ubrana, posiadała identyfikator) awizo, przy okazji wspominając, że prosiłam o wkładanie poleconych do skrzynki. Pracownica zapytała się, czy wypełniałam odpowiedni formularz – potwierdziłam, powiedziałam, że wypełniałam go już kilkakrotnie. Na to pracownica poprosiła mnie o wypełnienie go po raz kolejny, po czym poszła szukać moich listów. Jeden znalazła, co do drugiego okazało się, ze na poczcie go jeszcze nie ma, więc będę musiała przyjść jeszcze raz. Nie wiem, może na poczcie obowiązuje zasada do iluś tam razy sztuka i może tym razem wypełnienie druku zadziała, ale szczerze mówiąc, jeśli jutro znowu znajdę w skrzynce awizo zamiast przesyłki to wcale się nie zdziwię.
Jechałam do rodziców na obiad i nie chciałam przyjeżdżać z pustymi rękami, postanowiłam więc po drodze kupić ciastka. Cukiernię Elite wybrałam z kilku względów: po pierwsze, jak już wspomniałam, była po drodze. Po drugie, zazwyczaj bez problemu można znaleźć w pobliżu niej miejsce parkingowe (tak było i dzisiaj). Po trzecie, i najważniejsze, wyroby z tej cukierni są smaczne. W cukierni było czysto, panował tu porządek. Wypieki wyglądały apetycznie. Przede mną w kolejce była jedna osoba, miałam więc okazję czekając na swoją kolej rozejrzeć się i zdecydować się co wezmę. Pracownica przywitala mnie, kobieta była uprzejma, chętnie odpowiadała na pytania, sprawiała wrażenie osoby otwartej i sympatycznej. Ceny kształtują się tu na średnim poziomie, wybrane przeze mnie ciastka okazały się smaczne.
Do tej apteki trafiłam przypadkiem, nie wiedziałam nawet o jej istnieniu, po prostu przechodziłam opok i na jej widok przypomniało mi się, że skończyły mi się tabletki na żołądek, więc postanowiłam wejść do srodka. Pierwsze na co zwróciłam uwagę, to duże okna, idealnie czyste, lśniące, mimo deszczu i pluchy na dworze. W środku pomieszczenia również było czysto, nie było widać śladu nieporządku. Nie było kolejki – oprócz mnie żadnego innego klienta w aptece nie było. Obsługa w aptece był uprzejma, profesjonalna, a ceny kształtują się na poziomie zblizonym do innych aptek w pobliżu.
Wracając z pracy przechodziłam obok cukierni i poczułam, ze mam wielką ochotę na coś słodkiego. Weszłam do piekarni Tosmak. Oprócz mnie była w niej jeszcze jedna klientka. Rozejrzałam się chwilę po sklepie przyglądając się towarowi. Wybór nie był zbyt duży, prawdopodobnie z racji godziny. Nie lubię tego w tym sklepie – mimo, że jest on czynny do 18, to mniej więcej ok. 17.20-17.30 pracownice zaczynają już sprzątać, wynosić towar, więc po 17 wybór jest już zawsze ograniczony. Nie mniej bardzo szybko spostrzegłam coś, na co miałam ochotę, a mianowicie eklery – wyglądały zachęcająco i były bardzo tanie. Gdy nadeszła moja kolej pracownica nie przywitała mnie, powiedziała tylko z uśmiechem „proszę”. Kobieta sprawnie zapakowała wybrane przeze mnie ciastka, podała mi kwotę do zapłaty, wydała resztę i podziękowała mi za zakupy
Byłam z mamą na zakupach w pobliskim Tesco, w drodze powrotnej postanowiłyśmy zatrzymać się przy Aldim, aby kupić kawę w saszetkach i kefiry owocowe. Oba te produkty dostępne są wyłącznie w „Aldiku”, są tanie i dobre. Na parkingu przed sklepem było mnóstwo wolnych miejsc, wzięłyśmy wózek i weszłyśmy do środka. W sklepie panował gdzieniegdzie lekki bałagan, to chyba jedna z cech charakterystycznych tego sklepu, jeszcze nigdy nie spotkałam się, żeby był tam porządek. Kawę udało nam się dostać bez problemu, niestety moich ulubionych kefirów nie było. Mam nadzieję, ze to tylko czasowy brak towaru, bo bardzo te kefiry lubię. Czynna była jedna kasa, kolejka była średniej długości. Kasjerka pracowała mechanicznie, bez uśmiechu, czy szczególnego podejscia do klientów
W sklepie było widać pewne braki w zatowarowaniu – po paprykach, mieszance sałat zostało wyłącznie wspomnienie w postaci ceny i pustych kartonów. Zdecydowanie spóźniłam się, bo nie udało mi się kupić wszystkiego co chciałam. Plus za bardzo ładne, duże, dojrzałe granaty w dobrej cenie i melony, które można było kupić również na połówki. W sklepie panowało pewne zamieszanie, coś się zbiło, coś się rozlało, ale widać było starania pracowników by to jak najszybciej ogarnąć. Na sali sprzedaży obecny był ochroniarz, w razie potrzeby służył on pomocą kupującym, odpowiadał na ich pytanie odnośnie położenia poszczególnych przedmiotów, ale w międzyczasie prowadził on z innym mężczyzną rozmowę na tematy prywatne, rozmowa była dość głośna, rozmówca ochroniarza nie wyrażał się zbyt kulturalnie, więc całość nie brzmiała najlepiej. Do kas były kolejki średniej długości, ale kasjerki pracowały szybko i czas oczekiwania nie był długi.
Nie chciało mi się gotować obiadu, nie miałam też ochoty zamawiać czegoś na wynos, najlepszym rozwiązaniem wydało mi się więc kupienie mrożonych pierogów czy knedli. W tym celu udałam się do Lidla. Pierwsze wrażenie sklep zrobił na mnie dobre – mimo bardzo brzydkiej pogody na dworze (roztapiający się śnieg) podłoga była czysta, powitał mnie przyjemny zapach świeżego pieczywa. W pobliżu wejściu ulokowano świeże kwiaty cięte i doniczkowe, między innymi tulipany i ładne, kolorowe prymulki (to ostatniej w przystępnej cenie). Chciałam jednak tylko kupić pierogi, od razu skierowałam się więc w stronę zamrażarek. Obeszłam je dwa razy i ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu okazało się, ze nie ma ani żadnych pierogów, ani knedli, czy czegokolwiek innego z nadzieniem (dostępne były tylko kluski śląskie). Muszę przyznać, że byłam naprawdę rozczarowana asortymentem tego sklepu, byłam pewna, że pierogi mają w stałej sprzedaży. Nie dokonałam żadnego zakupu, ale żeby opuścić sklep musiałam przeciskać się przez klientów stojących w kolejce do kasy (czynne były dwie kasy i kolejki były dość duże). Szkoda, ze w sklepie nie przewidziano wyjścia dla osób, które nic nie kupiły.
Chciałam kupić mrożone pierogi czy knedle. W pierwszej kolejności udałam się do Lidla, ale ku mojemu zdziwieniu tam ich nie było, poszłam więc do Biedronki. Przed sklepem w gablotach powieszone były aktualne plakaty reklamowe, w strefie wejścia były dostępne aktualne ulotki. Były zarówno koszyki, jak i wózki na zakupy. Wzięłam koszyk i weszłam do środka. Sklep był czysty, panował w nim porządek. Wybór pierogów był zadowalający, zdecydowałam się na te z truskawkami, w bardzo dobrej cenie – 1kg za niecałe 7zł. Podeszłam też na stoisko warzywa-owoce, kupiłam liczi, bo były bardzo ładne – dość duże, miękkie, dojrzałe, w cenie do zaakceptowania (12 zł za kg). Następnie ustawiłam się do kasy. Czynne były 2 stanowiska, nie było długich kolejek, obsługa szła sprawnie. Kasjerka przywitała mnie, kobieta była uprzejma, sympatyczna. W domu, po ugotowaniu, okazało się, że pierogi były naprawdę bardzo smaczne, więc tym bardziej jestem z zakupów zadowolona.
Przechodząc obok Reserved zauwazyłam, że zaczyna już pojawiać się kolekcja wiosenna, zainteresowało mnie to i weszłam do srodka.W sklepie było jednak chyba więcej jeszcze ubrań przecenionych, z kolekcji zimowej. Część z nich była w nieładzie, niektóre było nieco brudne, a nawet uszkodzone. Ceny szczerze mówiąc szału nie robiły, owszem były obniżone, ale nie na tyle, żeby było to szczególnie atrakcyjne. Na części wieszaków było za dużo ubrań, trudno się je oglądało, łatwo było przez przypadek coś zrzucić, zaczepić. Oglądałam też męskie portfele (szukam na prezent), były tanie, ale raczej kiepskiej jakości. Obsługa była dostępna przy kasach, nie było kolejek, pracownice były uśmiechnięte, zachowywały się profesjonalnie.
Są ludzie, ktorzy twierdzą, ze Starbucks jest przereklamowany, są też jego fanatyczni wręcz miłośnicy. Nie należę do zadnej z tych grup, ale bliżej mi jednak do tych drugich. Mogę żyć bez Starbucksa i gdzie indziej kawę też pijam, ale raz na jakiś czas lubię tam pójść i kawa mi zawsze bardzo smakuje. Tego dnia smakowała mi szczególnie, bo na dworze mróz, weszłam so Starego Browaru totalnie zmarznięta i pierwsze kroki skierowałam właśnie do Starbucksa. Nie było kolejki, przede mną była tylko jedna osoba. Obsługa bardzo sympatyzna, uśmiechnięta. Kawę przygotowano mi bardzo szybko, była gorąca, aromatyczna, czuć było wyraźny smak syropu - wszystko tak jak trzeba. W lokalu było czysto, przytulnie, panowała tam sympatyczna atmosfera. Nie siedziałam jednak długo, tylko tyle żeby wypic kawę, ogrzac się i nastepnie ruszyłam na zakupy.
Do Inglota w Starym Browarze weszłam w bardzo konkretnym celu. Pokruszył mi się cień do powiek (zresztą miał prawo, miałam go już chyba dobre 2 lata, może i dłużej) i chciałam kupić taki sam. W sklepie było czysto, porządnie, jasno. Nie było nawet śladu kurzu, kosmetyki, lustra, wszystko się dosłownie świeciło. Zaraz po wejściu zostałam przywitana przez sympatyczną pracownicę. Pokazałam jej pudełko po cieniu i powiedziałam, że chcę taki sam. Kobieta szybko znalazła właściwy kosmetyk, zapytała czy może mi jeszcze jakoś pomóc, a gdy powiedziałam, że nie podała mi kwotę do zapłaty. Dziewczyna była miła, uśmiechnięta, zwróciłam uwagę na jej bardzo efektowny makijaż. Wizyta w sklepie nie trwała długo, opuściłam to miejsce zadowolona.
Butyk.pl to ostatnio zdecydowanie mój numer jeden jeśli chodzi o zakup butów. Oferta jest szeroka i bardzo atrakcyjna, a ceny przystępne. Można u nich dostać buty firm, których ze świecą szukać w sklepach w Poznaniu (np.Bronx czy Buffalo). Wszystkie buty są świetnie, dokładnie opisane, zamieszczona jest przy nich galeria, gdzie znajdziemy ujęcia butów praktycznie z każdej strony. Dodatkowo są tam komentarze klientów, którzy już wczęsniej kupili to obuwie.
Bardzo dobry jest kontakt z personelem - szybko odpisują na maile, doradzają, wiadomości są napisane bardzo uprzejmie. Przesyłka jest błyskawiczna, paczki są dobrze zabezpieczone. Nie ma też żadnego problemu z wymianą czy zwrotem butów w razie potrzeby. Gorąco polecam ten sklep. Dodatkowo polecam też ich stronę na facebooku, mają fajny konkurs, gdzie można wygrać buty.
Wielu rzeczy bym się mogła spodziewać, ale na pewno nie tego, że nie uda mi się kupić w Lidlu tak podstawowej rzeczy jak cytryny :( Zapytałam przechodzącą pracownicę o te cytryny, odburkneła mi tylko, że jest to co widać. Generalnie towar był nieco przerwany, były wyraźne braki w zatowarowaniu. Plusem była mała ilość osób w sklepie i dość krótkie kolejki do kas. Z ciekawych produktów to w bardzo dobrej cenie było ciasto na naleśniki (gotowa mieszanka), pojawiło się też mleko kokosowe (tydzień azjatycki) w przyzwoitej cenie. Jednak wizytę w sklepie koniec końców oceniam na minus, bo moim zdaniem podstawa to dobre zaopatrzenie i miła, pomocna obsługa, a to dzisiaj szwankowało.
Sklep mieści się w starym dosć pawilonie, w kompleksie handlowym na osiedlu Piastowskim. Przechodzę koło niego prawie codziennie, w drodzę do lub z pracy, ale nigdy wcześniej nie przyszło mi nawet do głowy by tam wejsć - z góry oceniłam sklep jako oferujący nieciekawe, tanie obuwie. Tym razem jednak przez okno zauważyłam traperki, które wydały mi się fajne, więc zdecydowałam się wejść do środka. Gdy to zrobiłam okazało się, że oceniłam sklep w połowie nietrafnie. W połowie, bo buty faktycznie są tam moim zdaniem wyjątkowo nieciekawe (z bliska traperki nie były ani ładne, ani dobrze wykonane), ale wcale nie są tanie. Wręcz przeciwnie, powiedziałabym, że jest tam drogo. To jakiś absurd, to osiedlowy sklep z butami nieznanych firm, a nieco tańsze i o niebo fajniejsze buty można dostać np.na przecenie w Venezii,W sklepie była jedna pracownica która rozmawiała z jakąś inną kobietą, chyba jej koleżanką, na mój widok nie przerwała rozmowy. To moja pierwsza wizyta w sklepie i zakładam, że ostatnia.
Do Humanica w Malcie udałam się w poszukiwaniu butów marki Bronx, wydawało mi się, że takowe tu dostanę, na miejscu okazało się, że jednak nie. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, bo do sklepu przyjechałam z chłopakiem i on znalazł świetne buty dla siebie, marki Pat Calvin, sporo przecenione – naprawdę okazja. W sklepie było czysto, panował tam porządek. Oświetlenie było odpowiednie, pomiędzy poszczególnymi półkami byla wystarczająca ilość miejsca. Z obsługą mieliśmy do czynienia wyłącznie przy kasie – pracownica była sympatyczna, uprzejma. Myślę jednak, że przydałoby się więcej obsługi na sali sprzedaży. My co prawda nie potrzebowaliśmy asysty personelu, ale gdyby była nam potrzebna, to w pobliżu akurat nikogo nie było.
Udałam się do Arsenału z zamiarem zakupienia konkretnej książki. Nie wiedziałam czy ją tam dostanę, ale miałam taką nadzieję. Gdy weszłam do sklepu nie było w nim żadnego klienta. Pracownica siedziała przy kasie, na mój widok skinęła głową i powiedziała dzień dobry. Nie chciało mi się szukać książki samodzielnie, więc od razu podeszła do lady i zapytałam czy otrzymam tę pozycję. Pracownica sprawdziła w komputerze, po chwili poinformowala mnie, że książka jest dostępna i wstała z miejsca, by ją odnaleźć na sali sprzedaży. Chwilę później pani wręczyla mi książkę. Pozytywnym zaskoczeniem była cena – bardzo niska, niższa niż się spodziewałam. Zaplaciłam gotówką, otrzymałam poprawną ilość reszty i paragon. Pracownica podziękowała mi za dokonanie zakupu.
Sklep jest niewielkie, uporządkowany. Ceny są zróżnicowane – niektóre są naprawdę bardzo atrakcyjne, ale nowości już niestety nie są w tak dobrych cenach.
Wybrałam się z chłopakiem do kina. Najpierw zarezerwowałam miejsca przez internet, wydrukowałam z fun page'a Multikina na Facebooku vouchery zniżkowe, a potem udałam się do kina odebrać bilety. Wszystkie kasy biletowe były nieczynne, bilety kupowało się w barze z popcornem. Nie było dużego ruchu w kinie, ale mimo to było to nieco niewygodne, bo w pobliżu baru stało trochę ludzi i trudno bylo ocenić, czy stoją oni w kolejce czy po prostu stoją, zapanował więc maly chaos i nieporozumienia w związku z tym kto ma zostać obsłużony. Odniosłam wrażenie, że pracownica, która mnie obslugiwała była mało doświadczona, bo miała pewien problem z wydrukowaniem biletów i zajęlo jej to sporo czasu. Przyznać jednak trzeba, że była uprzejma. Uprzejmy był też pracownik, który sprawdzał bilety w wejściu na salę. Sala kinowa czysta, wygodna, czas reklam niestety znowu bardzo, ale to bardzo długi.
Nie miałam w planie zakupu butów, ale mojej mamie spodobały się buty z wystawy, więc weszłyśmy do srodka. Pomieszczenie jest niewielkie, czyste, uporządkowane. Butów jest w nim bardzo dużo, co nieco utrudnia ich oglądanie, oczopląsu :) można prawie dostać. Mimo na pierwszy rzut oka dużego asortymentu wybór jest nieco ograniczony, a to przez małą dostępność rozmiarów. Mama zapytała o trzy pary butów, które jej się spodobały i z żadnej z nich nie było już jej rozmiaru. Obsługa w sklepie byla uprzejma, sympatyczna, ale ograniczała się do odpowiedzi na pytania. pracownica nie wychodziła z inicjatywą, widząc jakiego rozmiaru i stylu butów moja mama szuka sama z siebie nie zaproponowała niczego. Ostatecznie opuściłyśmy sklep bez dokonania żadnego zakupu.
Weszłam do Intimissimi tak aby rozejrzeć się, nie miałam zamiaru kupić czegoś konkretnego, raczej sprawdzałam ofertę, szukałam okazji. W sklepie było czysto, panował porządek. Bielizna była pogrupowana rozmiarami, co ułatwiało szukanie i oglądanie asortymentu. Ceny były atrakcyjne, ale wydaje mi się, że w sklepie były raczej starsze, mniej popularne kolekcje. Lubię bieliznę tej marki, jest dobra gatunkowo, wytrzymała, nie niszczy się w praniu. Spędziłam w sklepie sporo czasu, bo uznałam w trakcie wizyty, że kupię mojemu chłopakowi bokserki, z obsługą miałam do czynienia jednak dopiero przy kasie – nie zaproponowano mi wcześniej pomocy, nie zapytano czy szukam czegoś konkretnego. Pracownica przy kasie była uprzejma, sprawnie przyjęła ode mnie płatnosć, podziękowała mi za zakupy, nie pożegnała jednak mnie.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.