Portal jakoscobsługi.pl stara się utrzymać poziom i na bieżąco informuje użytkowników o nowościach jakie się pojawiają. Od dziś nowa nagroda za punkty w Super Obserwatorze- nowy dysk zewnętrzny o pojemności 730 GB i już rano taka informacja znalazła się na skrzynce wiadomości. To miłe i jednocześnie profesjonalne informować na bieżąco o zmianach, nowinkach i dodatkach. 48 nagród to już pokaźna kolekcja i myślę, że każdy zainteresowany może wybrać coś dla siebie, oczywiście znajdą się tacy którym pewnie coś nie pasuje ale nie ma takiej opcji aby wszystkich zadowolić, to jednak nie zmienia faktu, że wybierać jest w czym. Malkontenci zawsze będą narzekać i nic tego nie zmieni. Wierzę, że z całą swą posiadana i ciągle poszerzaną wiedzą oraz opiniami obserwatorów będą nadal zakres nagród poszerzać. Każda z nagród jest opisana co do jej cech charakterystycznych i dostęp do tej wiedzy jest nieskomplikowany, możliwy do obsługi nawet dla nowicjuszy komputerowych. Już od 30 punktów dostępne są pierwsze nagrody, na inne, bardziej intratne trzeba trochę popracować bo np. zebranie 1250 punktów to nie lada wyzwanie, wymagające przede wszystkim cierpliwości i wytrwałości w zapisach, jednak do wytrwałych „świat należy”. Szybko i sprawnie oceniane są obserwacje przez moderatorów. Oferty nagród oceniam na 5, do pracy obsługujących portal, póki co, nie mam nic, ich zachowanie portalowe i wiedza też są na tak.
DORA, dziękujemy za opinię i za miłe słowa :) Planujemy wiosenne porządki w katalogu nagród w Klubie Super Obserwatora. O wszystkich zmianach będziemy informować naszych Klubowiczów. Pozdrawiamy, zespół portalu.
Gdyby nie jajowata,...
Gdyby nie jajowata, ozdobna tabliczka na środku „szwedzkiego” stołu, nie miałabym pojęcia kto zajmował się obsługą przerwy kawowej w Urzędzie Marszałkowskim na zorganizowanym tego dnia spotkaniu. W niedużej Sali pod ściana stół w kształcie litery „T”, po obu stronach piętrowo ustawione filiżanki, obok talerzyki na ciasteczka, łyżeczki i widelczyki, ładna, gustowna zastawa, z jednej strony termosy z herbatą, z drugiej strony kawiarka, przy niej obsługująca dziewczyna – blond włosy upięte, czarne spodnie, biała bluzeczka, delikatny makijaż. Do każdego podchodzącego uczestnika uśmiechała się przyjaźnie, każdemu zainteresowanemu napełniła filiżankę kawą. Bo kawy mnóstwo łakoci i frykasów: pączki z bitą śmietaną (i nie tylko – 3 rodzaje), ciastka tortowe, sernik, ciastka kruche, francuskie, w czekoladzie, przekładane itp. Prawdziwy wybór rarytasów. Do tego owoce – kiwi, winogrona, mandarynki, banany. Wszystko z fantazją przygotowane, część na paterach z poziomami, miłe dla oka, smaczne dla podniebienia, świeżością pachnące. Stół przykryty lśniącym bielą obrusem. Sala udostępniona prze urząd niewielka, na przerwę tzw. kawową wystarczająca, krzesełka dookoła,
Trochę mnie zawiódł brak punktów Vitay na wodę mineralną, którą zamierzałam tu kupić na drogę, zawsze na jakiś rodzaj wody były punkty doliczane a tym razem nic. Kupiłam wodę 1,79 zł/0,5 litra. Obsłużyła mnie szczuplutka, drobna pracownica Karola, ciemne krótkie włosy, uśmiech na twarzy, do tego cukierki Kopiko 5,79 zł/opakowanie (jeden cukierek to moja „filiżanka” kawy), za to też niestety punktów nie było. Dałam zarobić firmie nie zyskując nic w zamian. Wnętrze sklepiku czyste, pachnące świeżo parzoną kawą, wystrój w tonacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – serduszka, plakaty. Jakiś pan – klient przede mną kupił nawet kupon Lotto, nigdy nie zwróciłam uwagi, że taka możliwość też tu istnieje. Artykuły na półkach i stojakach (spożywcze, zabawki, motoryzacyjne, prasa) ułożone/rozwieszone, przed każdym cena. Na podjeździe stacji dwóch pracowników w kombinezonach, jeden tankował gaz, drugi zajmował się bieżącymi porządkami, kolejek przy dystrybutorach nie było, jakieś trzy samochody. Przed sklepem stojak z licznymi płynami do spryskiwaczy w pojemnikach 2 i 4 litrowych, oznaczone cenami i oferowaną ilością punktów Vitay - 200 i 500. Krótko tu byłam, jakieś 6 może 8 minut, kolejki nie było a czas mnie gonił.
Sąsiadująca z EKO Biedronka to odległość zaledwie przekątnej parkingu EKO i skwerku (jakieś 50 m) wiec oba sklepy można „zaliczyć” at hoc. Bardziej mnie interesowało – co nowego na promocjach niż konkretne zakupy. Na warzywach pomidory 4,95 zł/kg, wprawdzie nie nasze rodzime tylko hiszpańskie, ale co tam. Wszystko tu uporządkowane w kartonowych skrzyneczkach, woreczki do pakowania dostępne, nawet w nadirze, waga czynna aby klient mógł skontrolować wybraną ilość. W koszach artykułów sporo, część promocji tygodniowej. Ładne chodniki antypoślizgowe w czterech kolorach wielkości 67 x 100 cm, cena 14,99 zł/sztuka (cena ok.), jeśli ktoś potrzebuje to może sobie kupić, mięciutkie, milutkie szlafroki frotte damskie i męskie w cenie 37,99 zł/sztuka to też ofert fajna. Po za tym koszyki bambusowe, zestawy brokatowe dla pań do makijażu, kasetki na biżuterie, książeczki dla dzieci, mnóstwo artykułów poświątecznych (masy makowe, barszcze czerwone, półmiski w kształcie ryby itd.). Wszystko uporządkowane, przed nimi ceny. Tym razem skusiłam się na jogurty Jogobella 0,59 zł/sztuka (promocja), gdy sprawdziłam że ważność ich kończy się dopiero po dwudziestym. Pracownica Agnieszka (imię widoczne na przypiętym identyfikatorze) wykładała artykuły do chłodni – masła, margaryny, starsza pani porosiła ją o przeczytanie terminu ważności jakiegoś pieczywa, bez wahanie zostawiła zajęcie i udała się razem z tą klientką do jednego z koszy. Gdy przechodziłam obok nich, klientka dziękowała za pomoc a pracownica z uśmiechem powiedziała „proszę bardzo” i wróciła do swoich zajęć. W kasie inna Agnieszka, blondynka (tamta czarne włosy) też bardzo miła i sympatyczna, po skasowaniu moich drobiazgów, z uśmiechem na twarzy powiedziała: dziękuję bardzo, zapraszam ponownie.
Zainteresowała mnie promocja jogurtów Jogobella 0,75 zł/sztuka ale zaraz moje zainteresowanie „spadło” bo termin ważności to tylko 2 dni a półka w chłodni, aż się „uginała”. Trochę późno na promocje, to raczej próba pozbywania się nie-wartościowego towaru. Natomiast kajzerki świeżutkie, cieplutkie i pachnące 0,35 zł/sztuka (podrożały o 6 groszy), akurat pracownica przyniosła i w „mig” zostały zabrane przez obecnych klientów (też się załapałam). Na stoisku mięsno-rybno-wędliniarskim pracownica Agnieszka w odzieży firmowej, uśmiechnięta, dość „słusznej” budowy, miła, sympatyczna. Klientów nie było więc jej jedyna osoba w tym momencie wystarczyła. Większość ryb miała promocję więc skusiłam się na łososia wędzonego 14,99 zł/kg, ładnie wyglądała szynka „chłopska” 21,99 zł/kg (nie tanio) więc o parę plasterków też poprosiłam. W sklepie porządek, na posadzce nie widać było plam ani innych uchybień, artykuły poukładane na półkach i oznaczone cenami. Jedna z pracownic Jadwiga układała towar na póle z dżemami. W kasie Sabina też w odzieży sklepowej, ładnej i gustownej, zadbana, miła, sympatyczna i serdeczna. Jako drugi do obsługi klient szybko zostałam obsłużona, reklamówkę też mi zaproponowano ale za to podziękowałam. Za zakupy kartą zapłaciłam – taka możliwość to ważny atut, który przewyższa Biedronkę.
Trochę mnie zeźliła dzisiejsza wizyta na stacji bo podjechałam pod dystrybutory i okazało się że nr 1 (nie pamiętam aby kiedykolwiek funkcjonował, ale póki mi nie wadziło, nie czepiałam się) i nr 2 (miał awarię – informacja na przyczepionej do niego kartce z prośbą o tankowanie Pb 98) są nieczynne po prawej stronie. Gdyby Pb 98 oferowano w tej samej cenie co Pb 95 5,52 zł/litr (drożej o 4 grosze od mojego ostatniego tankowania), skorzystałabym z tej prośby ale różnica 11 – u groszy, dziękuję. Objechać w obrębie stacji nie dało się bo miejsca tutaj mało więc musiałam wyjechać na drogę i wjechać jeszcze raz. W tej sytuacji zdążyła się już zrobić kolejka 3 samochodów i trzeba było czekać. Zła byłam jak „licho” tym bardziej, że rano też nie zatankowałam bo właśnie była dostawa paliwa a ja nie miałam czasu czekać zbyt długo. Jedyny „jasny” punkt tej wizyty to uprzejma pracownica Natalia, ładnie, schludnie wyglądająca, zadbana, grzecznie podchodząca do klientów i dbająca o firmę bo każdemu proponowała kawę, ewentualnie płyn do spryskiwacza, każdego pytała o kartę Vitay na punkty. Co do samej obsługi – bez zastrzeżeń, co do skorzystania z oferowanego dobra jakim tu jest głównie paliwo – organizacja kiepska.
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy nie potrzebuje reklama ta nazwa broni się sama i ma powszechne uznanie nie tylko w kraju lecz także daleko poza granicami, nie tylko przez osoby prywatne ale także przez firmy małe i duże. Pierwsza niedziela stycznia już po raz dwudziesty rozpoczęła zbiórkę na szczytny cel – usprawnienia lecznictwa w naszym kraju i chyba prawie każdy wspiera tę akcję rozpropagowaną przez Jurka Owsiaka od 1993 roku. „Wielka jazda bez trzymanki” to było hasło przez wiele lat powtarzane przez młode pokolenie, choć niekoniecznie w kontekście tak szczytnego sensu jak u p. Owsiaka. Miło było, spacerując przez nasze małe miasteczko spotkać młodych ludzi zaangażowanych w akcję, która swoje źródło miała w miejscowym Domu Kultury. Wolontariusze odziani w kurtki i czapki bo pora zimowa ale pogoda to raczej jesienna szaruga, z przypiętymi identyfikatorami, kolorową z serduszkami puszką Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy z uśmiechem i życzliwością traktujący darczyńców, którzy w zamian za datki otrzymywali serduszko samoprzylepne. Nasze spotkanie miało miejsce w okolicach ulicy Kasztanowej, to niedaleko Domu Kultury. Wolontariusze nie musieli nikogo prosić o datki, luzie widząc ich, sami podchodzili i wrzucali „coś” do puszki w zamian za to słyszeli słowo „dziękujemy” i otrzymywali serduszko. Kwestujący to chłopak i dziewczyna, życzliwi, mili, budzący sympatie i zaufanie. Nie wyobrażam sobie tego rodzaju zadanie przydzielono osobom o innym usposobieniu. Organizatorzy przydzielając zadania z pewnością najpierw „posiedli” pewną wiedzę n.t. ewentualnych kandydatów na wolontariuszy, przeszkolili ich i dopiero udzielili zgody na czynny udział w tej akcji. Dzięki temu spotkanie na ulicy z nimi to radość dla dzieci (wrzuciły pieniążki - dostały serduszka), satysfakcja dla nas, że mamy swój „mały” udział (cokolwiek to znaczy, każdy datek się liczy) i pożyteczny cel dla społeczeństwa. Krókie spotkanie i jakże sympatyczne. Aby ocenić ofertę celu zbiórki WOŚP-u to nie ma takiej skali, która oddałaby jej wartość.
Dzieciom zachciało się budyniu na podwieczorek, w kuchni skończyły się ręczniki papierowe więc całą rodzina wybraliśmy się na spacer po mieście i przy okazji wstąpiliśmy do tej akurat Biedronki. Niedzielny dzień powoli tu upływał, klientów też jak na „lekarstwo” więc dostęp o wszystkich artykułów bardziej niż swobodny, jedna pracownica kontrolowała ceny skanerem, ochroniarz dumnie przechadzał się wzdłuż tam i z powrotem. Mleko w pierwszej alejce przy końcu, zawartość tłuszczu 1,5%, cena 1,99 zł/litr, były też inne z mniejsza i większą zawartością tłuszczu. W następnej alejce, gdzie stały kosze z artykułami wzrok męża i dzieci przyciągnęły samochodziki metalowe w promocyjnej cenie 6,99 zł/sztuka. No i się zaczęło: wybieranie, przebieranie i wyszukiwanie marek – Lamborghini; Diablo, Murcielago i Aventador – na tyle dałam się namówić, więcej powiedziałam: nie zapłacę! Gdybym tak stanowczo nie zareagowała pewnie wszystkie byliby gotowi sobie wybrać, a stos pudełek z samochodami do wyboru był duży. Po drodze na słodyczach jeszcze chałwa 1,99 zł/batonik 100 g (to oferta najtańsza w mieście), ręczniki Milla 3,99 zł/opakowanie 2 dużych rolek (niewygodne jak dla mnie ale chłonność bardzo dobra), kiedyś były mniejsze 4 rolki, nie pochwalam tej zamiany. Wszędzie czysto, bez zarzutów. W kasie Jolanta, ciemny blond włosy kręcone, związane w ogonek z tyłu głowy, z uśmiechem i przyjaźnią skasowała te planowane niewielkie, zrealizowane większe (głównie o zabawki) zakupy. Gdy zbliżaliśmy się do kasy natychmiast przerwała układanie towaru i udała się aby nas obsłużyć. Klientów do kasy nie było więc wolną chwilę wykorzystywała na układanie artykułów, nie siedziała w kasie i nie nudziła się z braku płacących. Widać każda pojawiająca się wolna chwila jest tu efektywnie przez pracowników wykorzystana. Tak swoją drogą, ciekawe czy finansowo mają to wynagrodzone?
Brak promocji na kawę Tchibo w Polo Markecie to po staremu do Biedronki 12,79 zł/opakowanie 450 g, do tego cukier 3,59 zł/kg (najtańszy w okolicy), mąka tortowa 1,49 zł/kg (bardzo dobre: jakość i cena). Na warzywach i owocach porządek, wszystko w skrzynkach kartonowych poukładane, włoszczyzna 2,97 zł/opakowanie 650 g, jabłka 2,97 zł/kg. Przyprawy i dodatki też posegregowane, nad nimi ceny i nazwy widoczne na pierwszy „rzut” oka, przyprawa do sosu pieczeniowego 0,89 zł/torebka 30 g, bita śmietana 2,99 zł/opakowanie 2 sztuk po 60 g każda. Na gotowych przetworach buraczki tarte wiórki 1,65 zł/słoik 310 g po odsączeniu (sprawdzona jakość i super cena), ogórek konserwowy 2,89 zł/słoik 450 g po odsączeniu, kukurydza konserwowa 1,99 zł/425 ml (jakość już sprawdzona, cena przyjazna). Na artykułach higienicznych papier toaletowy Queen trójwarstwowy, pachnący rumiankiem 6,99 zł/opakowanie 8 rolek – cena nie dobra a rewelacyjna naprzeciw nawet przodującego Polo Marketu. W kasie Magda, miła, uprzejma, serdeczna dziewczyna, schludnie wyglądająca, zadbana i oczywiście w odzieży firmowej sklepu. Jak na sobotę, wieczorne godziny ruch całkiem spory, kilka pracownic wykładało towar – jedna do chłodni, jedna mandarynki i jedna przyprawy. Wszystkie w ubraniu „sklepowym”, każda z identyfikatorem na którym oprócz imienia można zobaczyć też napis: w czym mogę pomóc. Artykuły do wykładania wynosiły etapami, nigdzie nie było wystawionych, potężnych palet, które wadziłyby w swobodnym poruszaniu się po sklepie. Przyjemnie, sensownie i sprawnie można było być obsłużonym a na koniec kasjerka zaprasza ponownie.
Jakiegoś ogórka i pomidora kupić musiałam, a że święto - ustawowo dzień wolny od handlu, możliwości zakupu ograniczone i jedynie w tym sklepie realne do zaspokojenia tej potrzeby. Ten sklepik, a dokładniej punkt handlowy znajduje się w holu dawniej dworca PKP, gdzie od pewnego czasu nowoczesność gości w jego wyglądzie – nowy, zielony stojak na skrzynki warzywne i owocowe dodał uroku tej placówce. Bardzo sympatyczne, miłe pracownice to pewnego rodzaju wizytówka tego miejsca, z każdym klientem potrafią „zamienić” kilka miłych słów, nawet zażartować w swej daleko posuniętej komunikatywności, zawsze ubrane w fartuszki ochronne, schludnie i jednocześnie elegancko wyglądające. Jak dotąd ceny tutaj uważałam za przyjazne, tego dnia mnie z lekka poraziły, ale moja wina, mogłam poprzedniego dnia kupić w Biedronce lub w Polo Markecie taniej. Ogórek zielony 7,90 zł/kg (jakieś 2 zł drożej), pomidor 7,50 zł/kg (o 3,51 drożej niż w Biedronce) – ceny wysokie, ale potrzeba zakupu jeszcze większa więc co było robić, kupiłam, jakość OK świeże, dorodne. Na ladzie do obsługi stał pojemnik z lizakami o różnych smakach, każdy w kształcie smoczka 0,45 zł/sztuka, spodobały mi się i nie drogie więc wzięłam kilka sztuk dla dzieci, niech się cieszą. Można powiedzieć, że ta drobna rzecz złagodziła mój niesmak cenowy zakupionych warzyw. Obsługująca pracownica to bardzo sympatyczna, niewysoka, korpulentna dziewczyna o kędzierzawych ciemnych włosach, upiętych z tyłu głowy, makijaż na twarzy stonowany, ubrana w zmyślny, ozdobny fartuszek. Wyrozumiale zareagowała na moją reakcję cenową warzyw, takie zachowanie lubię, w końcu to nie ona ceny ustanawia.
Już od godziny 8.00 rano można dokonać zakupów w tym sklepie oferującym artykuły papiernicze i biurowe a także usługi ksera i wydruku. Niewielki lokalowo sklepik i dodatkowe pomieszczenie na usługi to w zasadzie całość powierzchniowa tej placówki nie licząc zaplecza. Do sklepu są dwa wejścia: jedno od ulicy Sienkiewicza, drugie od ulicy Konopnickiej. Można tutaj nabyć m.in. długopisy, bloki rysunkowe, zeszyty, pisaki, kredki, papier ksero, tonery do różnego typu drukarek, taśmy klejące, naklejki itd. Obsługa tu bardzo miła i sympatyczna: stosunkowo młoda kobieta (wysoka, postawna, zawsze elegancko ubrana, uśmiechnięta, włosy ciemny blond zawsze upięte) i mężczyzna (około 30 lat, średniego wzrostu, łysawy, krępej budowy ciała). W sklepie czysto, artykuły wyeksponowane i oznaczone cenami. Ja potrzebowałam płyty CD - RW, bez problemu zakupiłam w cenie 1,74 zł/szt. Rzadko kupuję taki artykuł, a jeśli kupuję to biorę od razu kilka sztuk więc jako takiego odniesienia cenowego nie mam ale wydaje mi się, że jest to bardzo dobra oferta cenowa. Tego dnia obsługiwała tu kobieta, szalenie uprzejma i sympatyczna, zmieniłyśmy kilka miłych zdań w tonie żartobliwym, na odejściu życzyła miłego dnia i wszystkiego dobrego, co oczywiście ja odwzajemniłam.
Rano znajomi zadzwonili i zapowiedzieli się na „wcześniejszą” wizytę urodzinową mojego męża, wykorzystując świąteczny, wolny dzień. Zasadzie wszystko w domu prawie było, prócz „rozweselacza”, jakiegoś pomidora i ogórka, a że święto ustawowo wolne od handlu, możliwości zakupu ograniczone. Udałam się więc do sklepu czynnego 24 h, gdzie właściciel sam może handlować nie naruszając przepisów prawa. Mały sklepik na uboczu w podwórzu, kilka stopni prowadzi do wnętrza, na drzwiach okienko do obsługi nocnej. Wewnątrz prawdziwy ruch handlowy, klientów cała „masa”, jakieś 7-8 osób i nic dziwnego, to jeden z niewielu, a może nawet jedyny czynny sklep w miasteczku w którym można zakupić jakiś alkohol. Ceny jakie widniały przy niewielkim wyborze tego rodzaju artykułu też iście „świąteczne”. Rozumiem chęć zarobku ale to już zdzierstwo: Soplica 22 zł/),5 litra, Luksusowa 24 zł/0,5 litra i Niemirov 38 zł/0,7 litra. W normalnym sklepie, w normalnym dniu te artykuły są o wiele tańsze: dwie pierwsze sporo poniżej 20 zł, trzecia sięga 30 zł. Któregoś zwykłego, roboczego dnia z ciekawości przyjdę sprawdzić czy tak samo się tu handluje. Można tu nabyć jeszcze papierosy, drobne artykuły spożywcze i także prasę. Porządek bez zarzutów, czepić się nie ma czego. Obsługujący mężczyzna "starszawy" wiekiem, krzaczasty obfity wąs siwiejący, włosy z lekka zmierzwione w tej samej tonacji co wąs. Zbyt rozmowny w obsłudze nie był: zapytał co podać, skasował, wymienił kwotę, wydał resztę, podziękował i następnego klienta obsługiwał – robota taśmowa, można by rzec.
Już od jakiegoś czasu szukałam worków do mojego odkurzacza, wszędzie są, tylko akurat mój jest jakiś nietypowy, że dostać nie mogłam aż do tego dnia i to w dodatku pod samym „nosem”, co więcej cena w jakiej jeszcze nie kupowałam 4,99 zł/opakowanie 5 sztuk, aż żal że tylko jedno opakowanie, ostatnie było. Po raz kolejny przekonałam się, że warto pochodzić sobie po sklepie i przy okazji zakupów poprzeglądać artykuły, jak to zrobiłam, w dodatku cena – radość nie z tej ziemi, Dotą powyżej 10 zł kupowałam w Centrach handlowych. Inne ceny też bardzo „fajne” np. kisiele w różnych smakach 1,39 zł/opakowanie 3 sztuki, ser Camembert 2,99 zł/opakowanie 120 g, makaron Dobrusia 1,19 zł/opakowanie 250 g, golarki Gent 5,99 zł/opakowanie 5 sztuk. Niech kto mówi co chce ale Biedronka i Polo Market przodują w „dobrych” cenach, przy nich Eko też na dokładkę. Pracownicy Biedronki tez bardzo mili i sympatyczni, zawsze w odzieży firmowej sklepu z przypiętymi identyfikatorami, zawsze zajęci obowiązkami ale gdy klient potrzebuje informacji, natychmiast są do jego dyspozycji. Po sklepie przechadzał się wysoki, „obszerny” i „brzuchaty” ochroniarz w czarnej odzieży ze znaczkiem ochroniarskim na rękawie. W kasie nr 2 młody pracownik Marcin, z przerzedzoną blond bródką na twarzy i lekkim podobnym zarostem, bardzo uważnie i ze skupieniem wykonywał swoje obowiązki (raczej nowy pracownik), reklamówkę też zaproponował, powiedział kwotę do zapłaty i wydał resztę do ręki razem z paragonem, też mówiąc jej ilość.
Polo Market znów mile mnie zaskoczył i w dodatku utwierdził, że zakupy powinnam od nich zaczynać. Udałam się tu w drodze do domu po wcześniejszych zakupach w EKO, gdzie kupiłam schab. Tutaj też był schab b/k tylko w promocji 15,99 zł/kg, to o 3,31 zł taniej. Raczej mi się nie zdarza w jednym dniu kupować taki sam artykuł w różnych sklepach – tego dnia się zdarzyło, pochwaliłam EKO, braknie mi skali dla Polo Marketu. Bardzo sympatyczna obsługująca pracownica Magda z daleka się uśmiechała gdy podchodziłam, odczekała chwilę aż zapoznam się z asortymentem i dopiero mnie obsłużyła. Kości schabowe na zupę też bardzo ładne i „bogate” 4,99 zł/kg, to nie mało jak na kości ale czasem przy jakości cena blednie. Na koniec obsługi pożyczyła mi miłego popołudnia i pożegnała. Tu zawsze obsługa jest na najwyższym poziomie, nawet Biedronka ma przy nich „tyły”. W drodze do kasy jeszcze woda nie-gazowana 0,85 zł/2 litry i już, można powiedzieć, byłam na wylocie, jeszcze tylko trzy osoby do kasy przede mną. W sklepie porządek, posadzka czysta, artykuły poukładane, ceny przed nimi, swobodny dostęp do każdego towaru, przyczepić nie ma się do czego. Pracownicy mili, każdy w odzieży firmowej sklepu z przypiętym identyfikatorem. Młody, wręcz młodziutko wyglądający mężczyzna wykładał towar na przyprawach, na stoisku mięsnym pracownica dodatkowo czepek na głowie miała, w kasie Marta – długie włosy upięte z tyłu, też na odchodne miłego dnia życzyła. Bardzo miło robić tu zakupy, gdy ceny zadawalają to prawie „rozkosz”.
Mocno kontuzjowany sąsiad, starszy pan poprosił mnie o przysługę – kupić mu tytoń w tym sklepie a właściwie sklepiku czy raczej punkcie sklepowym zlokalizowanym w holu dawnego dworca PKP. Codziennie tędy przejeżdżam więc problemu dla mnie było wstąpić tutaj. Sąsiad dokładnie określił jaki to ma być rodzaj tytoniu: Górski, opakowanie 1 kg w cenie 130 zł/paczka, jak uświadomił mnie sąsiad to bardzo dobra cena (orientacji w tym temacie nie mam) bo podobno inne tytonie są bardzo drogie. Teren należący do tego sklepu to lewa część holu – kwiaty, znicze, wieńce, prasa – umieszczone na zewnątrz części wydzielonej do obsługi kasowej, pozostałe artykuły wewnątrz tej części (słodycze, papierosy, drożdżówki). W okienku miła, starsza pani o bardzo uprzejmym tonie głosu, w okularach z lekkim makijażem na twarzy, w fartuszku ochronnym. Powiedziałam jakiego zakupu chciałam dokonać, usłyszała: proszę bardzo, już pani podaję. Wstała z krzesełka, wzięła reklamówkę, zapakowała oczekiwany towar, podałam kwotę 130 złotych, myślałam, że za reklamówkę też trzeba będzie zapłacić a tym czasem pani Marysia (tak ma na imię) wetknęła zapalniczkę do reklamówki i powiedziała: tu jeszcze zapalniczka gratis. To miły i bardzo rzadki współcześnie „obrazek” – reklamówka bezpłatna, zapalniczka gratis, już odwykłam od takiej obsługi. Gdy dawałam zakup sąsiadowi powiedział, że u tej pani to standard obsługi, ona zawsze dodaje drobiazgi do zakupów.
Zamierzałam kupić schab i udałam się tutaj w nadziei, że może jakąś promocję zastanę, niestety nie tym razem ale okazało się, że podwyżki (zapowiadane w mediach na po Nowym Roku) zaczynają się urzeczywistniać. Schab 19,30 zł/kg, to 0,31 zł/kg drożej, trudno, jeść trzeba i co za tym idzie – płacić. Kilka przypraw też potrzebowałam – kminek, ziele angielskie, liść laurowy, pieprz mielony, czosnek granulowany. Na półce sklepowej przyprawy do wyboru w różnych cenach – zależnie od producenta, z Kamis-a od 1,49 zł/torebka, z Cykorii poniżej złotówki/torebka więc wzięłam tańsze. To bardzo dobrze, że klient ma tu wybór. Półki się „uginają” od ofert różnych producentów nie tylko przypraw ale także innych artykułów, jak np. galaretki, budynie, kisiele, kremy w proszkach czy makarony, każdy klient może sobie wybrać wg gustu, uznania i zawartości portfela. Bardzo ładny szczypiorek tego dnia trafiłam – świeży, zielony, bogaty pęczek 1,99 zł, cena jak w Biedronce ale jakość nieporównywalnie lepsza. W sklepie porządek, brak widocznych plam czy brudu na posadzce, ceny przed artykułami umieszczone i widoczne, pracownicy też bez zarzutów – w odzieży firmowej sklepu, stosownie do stanowiska na jakim pracują, każdy zadbany (same kobiety) i ładnie komponujący się z całością „obrazu” sklepowego. W kasie pracownica Jadwiga – ta zawsze ma radosna twarz i zawsze jest przyjaźnie usposobiona. Lubię robić tu zakupy, choć znam takich co mają inne zdanie.
Jak przyjdzie ochota na rybę smażoną to warto wybrać się tutaj i tak też zrobiliśmy tego dnia po pracy, zanim udaliśmy się do domu. Oferuje się tutaj mnóstwo artykułów związanych z rybami do spożycia lub do przetwarzania w domu. Lokal jest jakby dwuczęściowy: pierwsza to sklep do bieżącej obsługi, druga w głębi to możliwość spożycia na miejscu świeżo smażonych ryb. Tego dnia dostępne jeszcze były; dorsz panierowany 46 zł/kg i panga panierowana 38 zł/kg, do tego surówka z kapusty 14 zł/kg. Ceny nie niskie ale i jakość proponowanych ofert tez najwyższa. Przy dwóch stolikach dwie i trzy osoby spożywające zakupione wcześniej potrawy, czysto, schludnie i przyjemnie, przy oknie duże liściaste rośliny, dopełniające wyglądu wnętrza. Każdy stoli przykryty czystą ceratą, na każdym stojaczek z przyprawami, w powietrzu daje się wyczuć specyficzny zapach ryb smażonych, ale w końcu ryby to nie perfumy. Starsza pani, pracownica w fartuszku niebiesko białym, blond włosy (prawie białe), okulary, makijaż, bardzo miła i sympatyczna, zważyła wybrane sztuki dorsza, zapakowała na wynos, zapłaciłam i już mogliśmy udać się do domu. Na odchodne obsługująca powiedziała łagodnym tonem głosu, z uśmiechem na twarzy: dziękuję państwu serdecznie i życzę smacznego.
Kolega zamówił sobie rozrusznik w tym przedsiębiorstwie ale że był w stanie tzw. „wczorajszym” poprosił męża o zawiezienie tam, niestety mąż mój miał stan taki sam dlatego mi w udziale przypadła rola kierowcy. Kowalów to nieduża wioska i tutaj mieści się ta firma zajmująca się sprzedażą części używanych z demontażu. Trzeba przyznać, że ogrom oferowanych tutaj artykułów tego typu jest bardzo duży. To prywatna posesja, dom mieszkalny i budynki gospodarcze przeznaczone na tę działalność. Kupić u tego pana można chyba wszystko od silników po poszczególne podzespoły m. in. jakieś półośki, amortyzatory, części karoserii, felgi itd. do rożnych marek samochodów zachodnich. Pracownik obsługujący to mężczyzna w średnim wieku ok40-45 lat, ubrany w odzież roboczą, bo tylko taka tu przystaje, miły, sympatyczny, wzrostu raczej wysokiego, ciemne włosy, zarost na twray widoczny, ale w końcu to nie biuro ani sklep z nowymi artykułami tylko warsztat. Znajomy potrzebował rozrusznik do Renaulta, gdy przyjechaliśmy był przygotowany, do zapłaty 100 zł, to podobno tanio, ja się na tym nie znam ale mężowi mogę wierzyć. Kilka lat temu jeździłam tą marka i wiem, że gdy coś się zepsuło nie była tania jego naprawa. Zanim cel wizyty został sfinalizowany, podzespół sprawdzono czy jest sprawny na przymocowanym do blatu stołu warsztatowego. Wszystkie części poukładane na warsztatowych regałach lub zwyczajnie na podłożu pomieszczenia, w sumie to raczej porządek, taki trochę specyficzny – warsztatowy, w powietrzu charakterystyczny zapach smarów, olejów jak to w warsztacie. Panowie byli zadowoleni to ja też nie mam się czego czepiać, choć jako kobieta przyzwyczajona do innych warunków obsługi mogłabym, ale tylko byłam kierowcą i cos tam zaobserwowałam.
Coś zaczyna zmieniać się w miejscowym oddziale PKO, przynajmniej zewnętrznie, jakiś czas temu widziałam jak montowano nowe zewnętrzne napisy – wzdłuż budynku świetlany, szeroki pas w kolorze niebieskim, na nim znak firmowy i napis „PKO”, dwa cienkie paski – czerwony i biały górą i dołem wzdłuż wypuszczone. Gdy zmierzcha ładnie to wygląda bo starych, drewnianych futryn okiennych nie widać, może wreszcie w zewnętrznej wizualizacji tego budynku coś się zmieni bo to bank ale mało wyglądem bank przypomina. Pracownicy są tu mili i życzliwi. W strefie wejścia spotkałam sprzątaczkę w fartuchu roboczym (kobieta w średnim wieku), która niwelowała naniesione przez wchodzących i wychodzących błoto z posadzki. Na hali obsługi czynne dwa okienka, przy jednym klient, podeszłam do drugiego. Tu pracownica Anna, miła, sympatyczna kobieta w białej bluzeczce, uśmiechnięta, czysto na jej stanowisku pracy, załatwiłam swoja sprawę, zaproponowała mi lokatę i inne produkty banku. To dobrze, że ma pełną wiedzę i na bieżąco informuje klienta o możliwościach gospodarowania swoim kapitałem. Za dokonane przeze mnie operacje nie miałam doliczonej prowizji, to też zaliczam do plusów. Szybko i sprawnie zostałam obsłużona bez oczekiwania w długiej kolejce, co nie raz się tu zdarzało ale i też porę celowo wybrałam, przed godziną zamknięcia banku. Kiedyś zegar umocowany do sufitu pokazywał tu godzinę, tego dnia był nieczynny. W banku czysto tylko tak jakoś jakby ponuro – stare, zniszczone futryny okienne nie dodają uroku, posadzka też popękana – znak czasu na niej widać. Mnóstwo ulotek reklamowych dostępnych dla klientów na stojakach. Rzadko tu przychodzę ale czasami trzeba.
Dziękujemy za zgłoszenie. Z każdej opinii i oceny wyciągniemy wnioski, aby poprawiać jakość obsługi Klientów.
Pierwsze tankowanie w...
Pierwsze tankowanie w nowym roku i trochę obaw przed ceną benzyny i zaraz potem ulga bo 5,48 zł/litr to nie zabójcza podwyżka (2 grosze), choć cena i bez tego była wysoka i nadal za taką ją uważam. Gdy wjeżdżałam na stację właśnie odjeżdżał inny kierowca wie od razu pod dystrybutor podjechałam, wprawdzie z mało wygodnej dla mnie strony bo wlew do baku mam po przeciwnej ale co tam, zawsze sobie poradzić można i jakie miłe zaskoczenie – pojawił się pracownik podjazdu (w kombinezonie, w średnim wieku, wysoki pan), tego tutaj jeszcze nie było, nie musiałam sama tankować tylko powiedziałam ilość benzyny o jaką proszę. Czyżby zmiany z nowym rokiem? Czy to może tylko tak tym czasem? Okaże się w przyszłości. W okienku kasowym zadbana, sympatyczna, uśmiechnięta pracownica Natalia w odzieży firmowej Orlenu, sprawnie podliczyła, skasowała, punkty Vitay nabiła i po około 10 minutach mogłam odjechać w sumie zadowolona (choć nie z powodu ceny). Przede mną do kasy stało jeszcze dwóch panów więc moja wizyta trwała nie moment lecz te 10 minut, które nie są tragedia ani nieszczęściem. Jest tu jedno okienko kasowe więc nie zawsze można być obsłużonym bezpośrednio z tzw. marszu.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.