Będąc dzisiaj na spacerze znalazłem nieduża włoską restaurację. Jak się później dowiedziałem podobno mają tam bardzo dobrą pizzę. Po godzinie 20:00 zadzwoniłem i zapytałem czy jest możliwość dowozu. Kobieta która odebrała telefon poinformowała mnie, że jak najbardziej tak, tylko trzeba będzie długo czekać ze względu na dużą ilość zamówień. Była miła. Przywitała mnie, wysłuchała i podziękowała za zamówienie - zapraszając do restauracji. Zamówiłem dużą pizze na cienkim cieście z szynką, oliwkami i podwójnym serem. Niestety, ale sos czosnkowy zrobiony był na bazie majonezu, a nie jogurtu naturalnego. Postanowiłem odebrać pizze osobiście. Miała być gotowa za 15 min. Restauracja znajdowała się w bloku. Wejście prowadziło chodami w dół do piwnicy. Na drzwiach widniała informacja od 13:00 do 22:00. Była niedziela. Zaparkowałem przed wejściem. W dzień znalezienie miejsca parkingowego graniczy z cudem, ponieważ restauracja znajduje się przy miasteczku akademickim. Otworzyłem drzwi. W środku znajdowało się trzech klientów. W tle grała spokojna muzyka. Panował tutaj lekki pół mrok. Wygląd bardzo ładny - włoska stylizacja. Przywitałem się. Pani uśmiechnęła się i powitała mnie, potwierdzając zamówienie. Pizza była już gotowa. Zapłaciłem, podziękowałem i wyszedłem. Kiedy dojechałem do domu nadszedł czas konsumpcji. Wizualnie ładna. Pierwszy kęs i ocena. Werdykt jest jednoznaczny: według mnie i żony nie jest to pizza włoska. Chociaż by ze względu na rodzaj ciasta. Przypominało ono ciasto z Pizzy Hut, miękkie i gumowate lekko "sztuczne". Pizza włoska powinna mieć troszkę inne ciasto bardziej stałe, nie gumowate i nie zapychające.Wręcz przeciwnie delikatne. Plusem był podwójny ser. Rzeczywiście był podwójny - nawet lekko przesadzony, jeśli chodzi o ilość. Przez to pizza była tłusta i ciężka . Reszta składników w normie. Ogólnie pizza zjadliwa, ale średnio dobra. Jeśli szukacie Państwo prawdziwej pizzy włoskiej to niestety, ale ta restauracja takiej nie serwuje. Pozwolę przyznać duży plus za cenę 22.90 zł za wielkość pizzy - 32 cm, a także za szybką realizację zamówienia.
Dziś postanowiłem zjeść pizze z dostawą do domu. Wybrałem pizzerię Dominium. Wszedłem na ich stronę internetową, aby znaleźć numer kontaktowy. Następnie wykręciłem go. Po chwili usłyszałem w słuchawce męski głoś „Dzień dobry! Pizza Dominium, (imię i nazwisko), słucham Pana?”. Przywitałem się i odpowiedziałem: „Chciałbym zamówić pizze margaritę XXL i do tego jeden składnik – szynkę”. Mężczyzna przytakiwał mówiąc „Tak”. Następnie zapytałem: „Czy obowiązuje mnie 30% rabatu na dowolną pizze?”. Mężczyzna potwierdził mówiąc „Jak najbardziej tak, proszę Pana”. I tak zamiast 34,90 zł zapłaciłem 29,90 zł. Kolejno zapytałem: „Czy macie Państwo sos czosnkowy i czy jest on robiony na bazie jogurtu naturalnego?”. Tutaj mężczyzna odpowiedział, że: „Sos czosnkowy mamy, ale nie jestem wstanie Panu powiedzieć jak jest robiony, ponieważ nie ma mnie na miejscu. Pracuję w centrali i tylko rozdzielam zgłoszenia”. Odpowiedziałem: „Rozumiem. W takim razie na wszelki wypadek poproszę dodatkowo jeden sos”. Następnie pracownik poprosił mnie o wszystkie potrzebne informacje – adres i numer telefonu, a także poinformował, że pizza zostanie dostarczona w czasie do 40 minut. Podziękowałem mu za przyjęcie zamówienia. Mężczyzna odpowiedział: „Życzę smacznego i udanego wieczoru”. Wróciłem do zajęć domowych. Po 35 minutach do moich drzwi zadzwonił dzwonek. Otworzyłem i zauważyłem starszego mężczyznę. Wiek około 50 lat. Miał siwe, krótkie włosy. Ubrany był w czerwoną koszulkę z logo Dominium. Przywitał się słowami „Dzień dobry!” i poinformował mnie o kwocie do zapłaty – 29,90 zł. Dałem mu 40 zł, poczym usłyszałem dziwne stwierdzenie z wyrzutem: „Znowu klient który nie zostawi napiwku”. Poczułem się dziwnie, ponieważ miałem zamiar dać napiwek, ale akurat miałem dwa razy po 20 zł. Jednak głośne myśli wypowiedziane w dziwny sposób zniechęciły mnie do tego. Mężczyzna wydał mi 10 zł reszty, 2x po 5 zł, szybko się odwrócił i pożegnał. Zaskoczyło mnie takie zachowanie i uwaga na temat napiwku z reszty, której jeszcze nie otrzymałem. Zamknąłem drzwi i wszedłem do domu. Pizza była ciepła i smaczna. Na koniec małe podsumowanie. Podobał mi się sposób w jaki rozmawiał ze mną mężczyzna na infolinii. Po prostu był miły i udzielił mi wszystkich informacji po za składem sosu czosnkowego. Natomiast nie podobało mi się zachowanie dostawcy pizzy i jego niepotrzebna uwaga na temat napiwku przed wydaniem mi reszty. Uważam, że taką uwagę mógł powiedzieć jak najbardziej po oddaniu mi reszt, ale nie przed. Uznałem to za marną próbę manipulacji, która zniechęciła mnie do wręczenia napiwku.
Jako, że mało się udzielam na stronie głównej i średnio u mnie z darmowymi audytami dzisiaj chciałbym dodać swoją opinię na temat aktualnego majowego konkursu zorganizowanego przez Jakość Obsługi w którym mam zaszczyt uczestniczyć. Od około 18 miesięcy jest to mój pierwszy konkurs i prawdopodobnie ostatni. Chyba, że coś w najbliższym czasie zmieni się na lepsze. Co skłoniło mnie do wzięcia w nim udziału? Oczywiście nagroda pieniężna. Nie ukrywam, ale 250 zł piechotą nie chodzi i na pewno głównym celem każdej osoby biorącej udział w tym konkursie jest zwycięstwo! Jakby inaczej. Zasady konkursu są jasno określone. Zwycięzcami zostaje pierwsza trójka, która w wyznaczonym terminie zrobi jak największą ilość audytów. W przypadku remisu rozstrzygającym kryterium przy wyborze zwycięzcy będzie sprawdzanie jakości obserwacji, czyli jakości treści. Moje pierwsze zastrzeżenie. Podejrzewam, że inni uczestnicy programu Jakość Obsługi domyślają się o co zapytam. Mianowicie dlaczego organizatorzy konkursu nie biorą pod uwagę w pierwszej kolejności jakości, a w drugiej ilości? Reguły konkursu i jego wykonanie jest zaprzeczeniem głównych założeń strony jakość obsługi.pl. Nie mówię, że jeśli ktoś piszę dużo, to wszystko jest złe i się do niczego nie nadaje, ale prawda jest taka, że minimum połowa obserwacji umieszczonych przez przyszłych „zwycięzców” według mnie nie ma wartości diagnostycznej. Jest tylko śladem, że „obserwacja” została zrobiona. A może i nie została? Może ktoś był w sklepie przez 1 minutę i z niego wyszedł, a może tylko koło niego przechodził. Bo tyle wystarczy, żeby napisać taki audyt. Równie dobrze takie „obserwacje” można wymyślić nie wychodząc z domu, ponieważ nie ma w nich istotnych szczegółów np: dokładnego opisu miejsca obsługi, charakterystyki sprzedawców (wiek, wygląd, ubiór, cechy charakterystyczne), godziny, opisu otoczenia itd… Chciałbym tutaj przytoczyć jeden z takich przykładów np: „Sklep jest mały, ale asortyment mimo wszystko nie wygląda ubogo. Na półkach panuje porządek wewnątrz sklepu jest czysto. Wystrój i ekspedientki wyjęte z poprzedniej epoki. W miarę starają się być miłe dla klienta – używają jednak najmniej słów, jak tylko można, zbytnio nie silą się na zwroty grzecznościowe typu "proszę", "dziękuję" czy "do widzenia". Ceny adekwatne do lokalizacji, czyli niezbyt niskie, chociaż pod tym względem sklep jest miłą alternatywą dla pobliskiej HENTI” (Marek – mam nadzieję, że Cię nie uraziłem umieszczając Twoją „obserwację”, jednocześnie pocieszę Cię i powiem, że takich „audytów” jest jak grzybów po deszczu). Po prostu pierwsza lepsza „obserwacja” na którą się natknąłem. Tak czy inaczej obserwacja wykonana! Kolejny audyt zaliczony do konkursowej liczby obserwacji. Mam pytanie jak myślicie ile takich obserwacji byłbym w stanie napisać w ciągu dnia? 5 ? 10 ? a może 15? Szczerze nie myślałem dokładnie nad tym i nie miałem okazji spróbować ale myślę, że zrobiłbym około 25 sztuk i byłyby 2 razy dłuższe. Nasuwa się pytanie – ale po co? No jak to po co?! Żeby wygrać 250 zł. Przecież liczy się ilość, a nie jakość. Tutaj moja pierwsza sugestia do organizatorów konkursu. Powinniście wprowadzić zasadę odwrotną do obowiązującej, czyli najpierw jakość, a później ilość. Przecież macie osoby, które sprawdzają każdą obserwację. Dodatkowo fajnie by było żeby audyty, które uzyskały tylko i wyłącznie 3 pkt zaliczały się do liczby obserwacji decydujących o zajmowanym miejscu w tabeli konkursowej. Na pewno taka zasada pozwoliłaby polepszyć wartość nadsyłanych treści. Drugą sprawą do której chętnie się przyczepie jest dzień przeprowadzenia audytu i dzień umieszczenia go na stronie. Tutaj przytoczę „obserwację” użytkownika ‘kawazmuchami” która mnie wręcz rozbawiła, np: Sklep AGD i RTV - „Udałam się tam w ostatniej chwili po prezenty gwiazdkowe - odkurzacz i robot kuchenny. Szeroki asortyment pozwalał wybrać towar z każdej półki cenowej. Sklep nie jest zbyt przestronny, niektórym mogą przeszkadzać wąskie przejścia, czasem trudno się wyminąć dwóm osobom, jeśli jedna z nich kuca i ogląda towar. Przy kasie pani poinformowała mnie, że istnieje możliwość przedłużenia gwarancji na te produkty, z czego chętnie skorzystałam. Kolejka była długa, a czynne tylko jedno stanowisko, nie wiem, czy wynikało to z dnia (Wigilia), czy zwykle tak jest, ale czekałam blisko 20 minut na swoją kolej”. Po za tym, że mało diagnostyczne, to do tego troszkę przeterminowane. Nie sądzicie ? Data obserwacji: 24/12/2010r, a data dodania do Jakość Obsługi 29/04/2011r. Z tego co się domyślam to kolejna obserwacja i kolejny punkt w rankingu. Chyba, że się mylę? Jeśli nie, to pniemy się ku górze w aktualnym konkursie. Tutaj moje drugie ALE. Mianowicie, jakbym sobie siadł i zaczął przypominać gdzie robiłem zakupy od początku tego roku i wszystko wypisał z dzisiejszą datą, to zająłbym pierwsze miejsce w tabeli. Ale po co? Żeby wygrać 250 zł… Tutaj kolejna wskazówka dla organizatorów. Fajnie by było, gdyby audyty umieszczane na stronie Jakość Obsługi nie były starsze niż 3 dni. Nie wiem czy się czepiam, ale po prostu takie rzeczy strasznie mnie drażnią i naprawdę ten konkurs przerodził się w wyścig szczurów. Zauważyłem, że biorą w nim udział tylko nowi użytkownicy, a stali bywalcy są praktycznie nie obecni i nie zawracają sobie głowy. Zaczynam się domyślać dlaczego tak się dzieje. Można tutaj zadać pytanie – czy jestem zazdrosny o to, że nie wygram, bo mam za mało obserwacji? Niestety, ale nie jestem. Robię audyty, bo mnie to interesuje, a udział w konkursie jest tylko zwykłym dodatkiem i dobrą zabawą. Dla mnie najważniejsze jest przekazanie jak najbardziej szczegółowych faktów z miejsca obsługi. Czasem mi to wychodzi lepiej lub gorzej, ale staram się to robić jak najlepiej potrafię. Na koniec chciałem zaznaczyć, że specjalnie wyraziłem swoją opinię właśnie teraz, a nie w ostatni dzień trwania konkursu. Mam nadzieję, że wielu uczestnikom da to do myślenia, a jakość ich obserwacji poprawi się w ciągu tego tygodnia, przyczyniając się do zasłużonego zwycięstwa. Powodzenia!
Zaq, dziękujemy za Twoją opinię, dotyczącą naszego majówkowego konkursu. O tym, że przykładamy wagę do jakości wpisywanych obserwacji i stawiamy ją na pierwszym miejscu świadczy fakt, że na stronie konkursowej znajdują się ściśle określone kryteria, które musi spełniać obserwacja, by zakwalifikowała się do konkursu (patrz: Dbając o dobrą jakość). Umieściliśmy też linki do naszych poradników, by nasi użytkownicy wiedzieli na co zwracać uwagę i jak pisać dobre obserwacje.
Po kliknięciu na konkretnego użytkownika, który znajduje się w rankingu konkursowym widzimy wszystkie jego obserwacje. Nie oznacza to jednak, że wszystkie zostały zakwalifikowane do konkursu.
Natomiast jeśli chodzi o daty wpisywanych obserwacji – tu nie ma ograniczeń i użytkownicy mogą wpisywać obserwacje pochodzące nie tylko z ostatnich dni. Jeśli pamiętają szczegóły jakości obsługi w danym miejscu to nie widzimy przeszkód, by nie mogli dzielić się swoimi spostrzeżeniami z innymi konsumentami. A sam pewnie wiesz, że czasem trudno zapomnieć o niektórych kontaktach z firmami ;)
Mamy nadzieję, że pomimo Twoich wątpliwości nadal będziesz brał udział w naszym konkursie. Pozdrawiamy i życzymy powodzenia – zespół portalu.
Kolejny audyt dotyczy...
Kolejny audyt dotyczy znanej strony internetowej, a raczej internetowej giełdy pracy jaką jest infoPraca.pl. Jako, że od dłuższego czasu jestem użytkownikiem tego serwisu od strony kandydata jak i pracodawcy, chciałbym przedstawić możliwości i zalety korzystania z ich usług. Na początek zacznijmy od nazwy, która kojarzy się bezpośrednio z tematyką portalu, a do tego jest łatwa do zapamiętania. Jeśli chodzi o wygląd strony to nie mam żadnych zastrzeżeń. Jest prosta w budowie i przejrzysta. Poruszanie się po portalu nie sprawia żadnych trudności. Jest to dobre miejsce do poszukiwania pracy dla kandydatów. Już na stronie głównej możemy zauważyć wyszukiwarkę, która pozwoli nam w szybki i łatwy sposób znaleźć oferty pracy w branży która nas interesuje. Oferty możemy także szukać własnoręcznie z listy branż umieszczonej bezpośrednio pod wyszukiwarką. Kandydaci mogą się zalogować i korzystać z serwisu całkowicie za darmo. Kolejnym plusem dla poszukujących pracy jest to, że po uzupełnieniu swojego profilu i wpisaniu wszystkich wymaganych informacji na ich pocztę przychodzą automatyczne powiadomienia o aktualnych ofertach pracy w branży, którą zaznaczyli podczas wypełniania swojego profilu. Jest to bardzo duże ułatwienie, ponieważ nie trzeba na bieżąco śledzić i przeglądać strony. Mamy pewność, że w momencie pojawienia się oferty na dane stanowisko zostanie ona wysłana na Nasz adres e-mail. Patrząc na portal od strony pracodawcy także możemy wyróżnić kilka znaczących udogodnień. Po pierwsze cena. W porównaniu z innymi portalami / giełdami pracy (np: pracuj.pl) infoPraca.pl ma niższe ceny. Najprostsze ogłoszenie możemy już wystawić za 430 zł (cena zawiera VAT). Po drugie firma, która zarejestruje się na stronie ma do wykorzystania kilkanaście darmowych ogłoszeń, po to by móc sprawdzić jej skuteczność. Dzięki temu możemy zaoszczędzić pokaźną sumę pieniędzy. Jest to doskonała opcja dla niedużych firm, które niezbyt często zmieniają pracowników i dzięki temu mogą całkowicie za darmo wykorzystać ten portal do rekrutacji pracowników na dane stanowisko pracy. Nie ponoszą przy tym dodatkowych kosztów. Kolejnym plusem jest rozbudowany panel pracodawcy, który ułatwia segregację napływających aplikacji. Możemy tam znaleźć następujące zakładki: Otrzymane - CV oczekujące na rozpatrzenie kandydatury; Rozpatrywane - CV znajdujące się w trakcie procesu selekcji, Zaakceptowane - CV, które przeszły do kolejnego etapu selekcji, a także Odrzucone - CV, które nie są brane pod uwagę w rekrutacji na dane stanowisko pracy. W zależności od tego na jakim etapie przebiega proces rekrutacji pracodawca porządkuje CV do przedstawionych kategorii. W tym czasie kandydat może zobaczyć w swoim panelu na jakim etapie jest jego kandydatura. Według mnie jest to przydatny portal, który osobiście polecam zarówno poszukującym pracy, jak i poszukującym pracowników.
Dzisiaj o godzinie 12:45 udałem się do najbliższej apteki w celu kupna papierka lakmusowego. Apteka znajdowała się w Lublinie w Pasażu Handlowym przy ul. Głęboka 10. Przed wejściem było czysto. Nie widziałem żadnych paragonów lub innych śmieci. Szyby główne także były czyste. Apteka otwarta jest codziennie od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00-19:00, a także w niedziele w godzinach 9:00-14:00. Wszedłem do środka. W holu po lewej stronie widoczne były reklamy kosmetyków firmy AA, a także leku Ibuprom. Udałem się na salę główną. Na lewo od drzwi stała waga. Na wprost wejścia można było zobaczyć pierwszą gablotę z kosmetykami firmy 'Vichy'. W aptece był jeden starszy mężczyzna i dwie farmaceutki. Zająłem kolejkę i zacząłem się przyglądać pomieszczeniu. Podłoga na sali głównej była czysta. Podobnie wyglądały szyby wystawowe. Przy oknach stał mały okrągły stolik i dwa krzesła. Na nim można było dostrzec ulotki reklamowe różnych kosmetyków i leków. Obok znajdowała się korkowa tablica na której wisiały reklamówki turnusów rehabilitacyjnych dla pacjentów i osób chorych. Przy stanowisku kasowym na wystawie znajdowały się różnego rodzaju produkty medyczne np: Scorbolamit, krople Visine do oczu, plastry Vicoplast, prezerwatywy Durex, soki Herbapol, kosmetyki i olejki dla dzieci Oliatum i żele do pielęgnacji intymnej. Na prawo w gablotach widoczne były kosmetyki do opalania, a także szczoteczki i pasty do zębów. Wszystko było bardzo ładnie ułożone i wyeksponowane. Na regałach widoczne były stojące, tekturowe plakaty Vichy i Durex. Niestety, ale nie widziałem żadnych informacji odnośnie promocji lub rabatów. Stojąc w kolejce przysłuchiwałem się rozmowie farmaceutki ze starszym Panem. Z rozmowy wynikało, że mężczyzna jest stałym klientem i kobieta od razu poznała się, że recepta wypisana przez znajomą lekarkę ma mały błąd, dotyczący zbyt małej dawki leku. Oprócz tego doradziła mu lek zastępczy zamiast innego, którego aktualnie nie było. Była miła i pomocna. Dużo się uśmiechała. Nagle do apteki weszła kobieta i zapytała czy można sobie zmierzyć ciśnienie. Farmaceutka odpowiedziała, że jest to możliwe i poprosiła swoją koleżankę żeby obsłużyła Panią. Nadeszła moja kolej i ustawiłem się przed okienkiem kasowym. Farmaceutka była kobietą młodą 25-30 lat. Wzrost około 165-175 cm. Miała kasztanowe włosy sięgające za ramiona, związane w kucyka. Ubrana była w biały fartuch. Wszystkie guziki były pozapinane. Nie miała identyfikatora. Odezwała się pierwsza "Dzień dobry. W czym mogę pomóc?". Przywitałem się i zapytałem "Czy można tutaj kupić papierek lakmusowy?". Kobieta pokręciła przecząco głową i odpowiedziała "Niestety, ale takie papierki dostępne są tylko w sklepach medycznych". Zapytałem "A wie Pani gdzie jest najbliższy sklep medyczny?". Kobieta wyciągnęła wizytówkę z numerem telefonu i mi ją podała - 'Proszę zadzwonić tutaj, powinni je mieć". Podziękowałem jej i się pożegnałem. Kobieta odpowiedziała "Proszę" i poprosiła kolejnego klienta. Farmaceutka była miła i pomocna. Miała świetny kontakt z klientami. Dużo z nimi rozmawiała utrzymując kontakt wzrokowy. Pomimo tego, że nie udało mi się zrobić zakupów, to byłem zadowolony z obsługi. Jedyny minus jaki mogę przyznać, to brak lub bardzo mało widoczne oferty promocyjne i rabaty.
Dnia 28.04.2011 o godzinie 17:30 wybrałem się do OBI w Lublinie na ul. Zwycięska 1, żeby kupić nawóz do kwiatków i rosiczkę, ponieważ od kilku dni w moim domu pojawiły się muchy i meszki. Nigdy nie miałem styczności z nikim kto wcześniej hodował tą roślinę, dlatego też chciałem zapytać o coś sprzedawców. Samochód zaparkowałem przed wejściem głównym. Kiedy wyszedłem z auta i zmierzałem do wejścia głównego zauważyłem, że na ziemi leżą niedopałki po papierosach. Szyby w drzwiach wejściowych były czyste. Przed wejściem do środka udałem się do toalety i tu bardzo się rozczarowałem i zniesmaczyłem. Wszedłem do męskiego WC i poczułem bardzo nieprzyjemny zapach. Woda była niespuszczona, a podłoga niestarta. Odrażający widok. Poszedłem umyć ręce. Cały zlew był umazany w mydle, a na lustrze były widoczne spore zacieki po wodzie. Na szczęście suszarka do rąk działała. Personel troszkę zaniedbał swoje obowiązki. Wyszedłem z łazienki, wziąłem koszyk i udałem się w stronę ogrodu. W sklepie było bardzo dużo ludzi. Dotarłem na miejsce. Przywitał mnie miły zapach kwiatów. Wszystkie rośliny były ładnie wyeksponowane i stały na swoich miejscach. Pod każdą z nich widniała odpowiadająca jej cena. Na podłodze nie było ziemi, ani innych zanieczyszczeń. Wszystko ładne i wysprzątane. Rozglądałem się za kimś z obsługi jednak nikogo nie było na dziale z kwiatami. Postanowiłem poszukać nawozu i po kilku minutach go znalazłem i zapakowałem do koszyka. Teraz trzeba było znaleźć rosiczkę. Z tym miałem więcej problemów. Jest to nie duża roślina i trudno ją było zauważyć, ale udało się. Niestety, ale przy roślinie nie było ceny. Czekałem kilkanaście minut z nadzieją, że spotkam kogoś z obsługi i zapytam o cenę, sposób hodowania rosiczki, a także o to, czy prawdą jest to, że zwabia w swoje sidła duże ilości owadów. Niestety, ale moje czekanie zaczęło być irytujące. Zacząłem chodzić po sklepie i kogoś szukać. Bez rezultatów. Zero obsługi. Dlatego też udałem się w stronę kasy i zrezygnowałem z kupna rośliny. Zająłem miejsce w kolejce, która była długa. Dwa boksy kasowe nie wyrabiały. W tym czasie zauważyłem ciekawe promocje na grilla ogrodowego, a także na stoliki z krzesełkami. W końcu nadeszła moja kolej. Przy kasie stała młoda dziewczyna. Pani Monika. Wiek około 20-25 lat. Wzrost 165-175 cm. Była brunetką. Miała proste włosy do ramion z grzywką podpiętą spinką do góry. Ubrana była w czarne obcisłe dżinsy i koszulę w kratkę z logo OBI. Kobieta przywitała mnie słowami „Dzień dobry”. Następnie zeskanowała towar i powiedziała wyraźnie kwotę do zapłaty. Dałem jej pieniądze. Po chwili dostałem pieniądze i paragon do ręki. Pani Monika pożegnała mnie słowami „Dziękuję. Do widzenia”. Pożegnałem się i wyszedłem ze sklepu. W całej wizycie nie podobało mi się to, że przez cały czas pobytu w sklepie (20minut) nie spotkałem żadnej osoby z obsługi, przez co nie uzyskałem informacji odnośnie ceny i hodowli rosiczki, a przez to jej nie kupiłem. Sprawę toalety pozostawiam bez komentarza.
W czasie następnych zakupów miałem za zadanie kupić herbatę dla żony w ciąży. Nic w tym dziwnego jednak chodziło dokładnie o herbatę z liści malin, która bardzo rzadko jest dostępna w zwykłych sklepach lub hipermarketach, dlatego trzeba się było po nią udać do sklepu zielarskiego. Za miejsce moich zakupów posłużył mi mały sklepik o nazwie „Zioła” znajdujący się w Świdniku, w Galerii Targowej mieszczącej się przy ulicy Targowa 9. Była godzina 14:10. Znalazłem się przy sklepie. Był on bardzo malutki zaledwie 2 na 3 metry. W środku stały dwie osoby i nie było już miejsca. Byłem trzeci w kolejce. W tym czasie zbadałem otoczenie i wnętrze sklepu. Szyba główna na której znajdował się żółty napis „Zioła” była czysta. Przed sklepem jak i w sklepie podłoga także była wyczyszczona. Nie znajdowały się na niej żadne śmieci. W środku wyczuwalny był specyficzny zapach ziół. Kobieta która prowadziła sklep była w podeszłym wieku 45-55 lat. Miała siwe, krótko ścięte włosy. Była ubrana elegancko w czarne spodnie i brązową bluzkę zapinaną na guziki. Miała spokojny wyraz twarzy i chętnie rozmawiała ze swoimi klientami. Za nią i po bokach widoczne były drewniane regały na których można było zauważyć wszelkiego rodzaju: zioła, różne herbaty, syropy i inne „napoje”. Było tego naprawdę dużo i zwykłemu laikowi, który się na tym nie zna, nie sposób było tego wszystkiego zapamiętać. Nadeszła moja kolej. Kobieta skierowała wzrok w moją stronę i zapytała „Dzień dobry Panu. W czym mogę pomóc?”. Odpowiedziałem „Dzień dobry, czy ma Pani może herbatę z liści malin?”. Kobieta odpowiedziała że „Tak” i podała mi małą paczkę. Następnie zapytałem „Czy to prawda, że ta herbata pomaga w skracaniu się szyjki macicy u kobiet w ciąży?”. Starsza Pani się uśmiechnęła i powiedziała „Tak, do tego podobno poród jest lżejszy. Dużo kobiet w ciąży kupuje tą herbatę do picia”. Uśmiechnęła się. Poprosiłem jedno opakowanie, które kobieta zapakowała w małą reklamówkę. Herbata była bardzo tania 2,80 zł za paczkę 25 gramów. Do tego był to produkt certyfikatem ekologicznym. Kobieta podała mi siatkę i powiedziała „Proszę”. Podziękowałem jej i wyszedłem ze sklepu.
Dzisiejszego dnia 28.05.2011r o godzinie 12:00 postanowiłem zrobić zakupy na obiad i udałem się do Zakładów mięsnych "Łuków". Sklep znajdował się przy ulicy Głębokiej w niedużym pawilonie w którym były inne sklepiki takie jak: Warzywniak i Delikatesy "Pekin". Przed wejściem do sklepu było czysto. Nie widziałem żadnych papierków, ani niedopałków po papierosach. Szyby sklepowe były czyste. Widniał na nich firmowy napis, a także kartki formatu A4 z aktualnymi promocjami. Wszedłem do środka. Po lewej stronie znajdowało się małe stoisko z pieczywem. Było prawie puste. Na półkach widocznych było zaledwie kilka sztuk bochenków chleba i bułek. Siedziała przy nim grubsza kobieta. Wiek 40-45 lat. Wzrost 160-170 cm. Miała napuszone, lekko kręcone włosy za ramiona, związane z tyłu gumką. Kiedy wszedłem przywitała mnie słowami "Dzień dobry". Odpowiedziałem jej tak samo. Był to nieduży sklep. Płytki podłogowe były czyste. Podszedłem do gabloty z wędlinami. Przede mną w kolejce stała jedna kobieta. W tym czasie zdążyłem zauważyć, że gablota z surowym mięsem była prawie pusta, po za jednym kawałkiem schabu. Na prawo od niej znajdowała się druga gablota z wędlinami i kiełbasami. Wszystkie produkty były ładnie wyeksponowane i wyglądały na świeże. Od strony szyby po prawej stronie znajdowała się zamrażarka z filetami rybnymi, a także lodówka z żółtym serem. Przy ścianach ustawione były pułki między innymi z: puszkami mięsnymi, daniami w słoikach i konserwami rybnymi. Wszystko ładnie ułożone. Szyby w gablotkach były czyste. Nie widziałem na nich żadnych śladów palców. Pracowniczka sklepu ubrana była w biały fartuszek z logo sklepu. Był on zapięty na wszystkie guziki. Była to kobieta w wieku około 30-35 lat. Dobrze zbudowana i średniego wzrostu, około 150-160 cm. Uśmiechnęła się i zapytała: "Dzień dobry, co dla Pana?". Przywitałem się i zapytałem: "Czy jest mięso mielone albo filety z kurczaka?". Kobieta pokręciła przecząco głową i powiedziała: "Niestety, ale dzisiaj nie mamy. Jutro będzie nowa dostawa." Troszkę mi to pokrzyżowało plany obiadowe i zamiast mielonego i kurczaka poprosiłem o dwa filety rybne w panierce, nadziewane żółtym serem. Kobieta zapakowała je do siatki i zapytała "Czy coś jeszcze?". Odpowiedziałem, że "Tak" i poprosiłem o 20 deko "Szynki Smaczek", która była w promocji i kosztowała 17,99 zł / 1kg. Kobieta przygotowała to o co prosiłem, a następnie zapytała "Czy to wszystko?". Odpowiedziałem twierdząco. Kobieta powiedziała mi kwotę do zapłaty. Dałem jej pieniądze, a ona po chwili oddała mi resztę razem z paragonem i położyła na tackę. Kiedy wziąłem pieniądze zapytała mnie jeszcze "Czy chce Pan siateczkę?". Kiwnąłem twierdząco głową. Kobieta zapakowała wszystko do siatki i powiedziała "Proszę". Wziąłem siatkę, podziękowałem i się pożegnałem. Następnie wyszedłem ze sklepu.
Dzisiaj wieczorem 27.04.2011r o godzinie 21:00 razem z moją żoną, która jest w 9 miesiącu ciąży udaliśmy się na zakupy do hipermarketu Tesco w Lublinie, na ulicy ul. Orkana 4. Zaparkowaliśmy przed wejściem głównym od strony OBI. W tym obszarze znajdują się także takie sklepy jak: Galeria Orkana, Galeria ZONE, a także stacja paliw Tesco. Wysiedliśmy z samochodu. Czystość na parkingu nie zadowalała. Można było dostrzec leżące na ziemi papierki i niedopałki po papierosach. Następnie poszliśmy po wózek, który znajdował się przy wejściu. Od razu zauważyłem, że wymieniono wszystkie wózki na nowe. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ wcześniejsze były już stare i w niektórych z nich zacinały się kółka, co utrudniało poruszanie się po sklepie, szczególnie gdy wózek był pełny. Przed wejściem było czysto, nie widziałem żadnych papierków lub paragonów. Kosze na śmieci miały wymienione wkłady. Szklane, rozsuwane drzwi wejściowe były czyste. Wziąłem wózek i weszliśmy do środka, na salę sprzedaży. W pierwszej kolejności udaliśmy się na stoisko z przekąskami, takimi jak: chipsy. Włożyłem do koszyka dwie paczki i skierowałem się na stoisko z napojami po „Pepsi Twist”. Przez ten czas zdążyłem zauważyć, że podłoga na sali sprzedaży była czysta. Między czasie jeden pracownik jeździł po całym sklepie maszyną myjącą i usuwał wszystkie nieczystości. Produkty na półkach były ułożone w jasny i czytelny sposób. Panował porządek. Można było dostrzec bardzo dużo promocji cenowych na różne produkty. Skierowaliśmy po się na stoisko z pieczywem. Tutaj powitał nas zapach ciepłych i pachnących bułek. Nic nadzwyczajnego, jednak przypominam, że była godzina po 21:00. Wziąłem specjalną foliową rękawiczkę do nakładania pieczywa i zapakowałem do siatki 12 sztuk. Mam tutaj jedno zastrzeżenie. Pomimo, że była wywieszona kartka z informacją zachęcającą do korzystania z foliowych rękawic, to ich brakowało i była tylko jedna para. Następnie pojechaliśmy na stoisko z nabiałem po jogurty i mleko. Na środku alejki zauważyłem małą plastikową skrzyneczkę na zniszczone produkty (np: pęknięty jogurt), które odkładali klienci sklepu, w momencie gdy znaleźli uszkodzone opakowanie. Zapakowałem kilka jogurtów i dwulitrowe mleko do wózka. Kolejnym przystankiem było stoisko z warzywami i owocami. Wyglądało prawidłowo. Produkty były ładnie ułożone w skrzynkach. Oprócz tego przy każdych z nich widniała odpowiadająca im cena. Przy skrzyneczkach znajdowały się woreczki do pakowania. Wagi nie było, ponieważ ważenie odbywało się bezpośrednio w boksie kasowym. Niestety, ale nie udało nam się kupić czerwonych winogron w promocji za 6,99 zł / 1kg, ponieważ zostały wykupione. Zawróciliśmy i udaliśmy się w stronę kas. Pozwolę sobie zaznaczyć, że jako jeden z nielicznych, jak nie jedynych sklepów w Lublinie TESCO wprowadziło samoobsługę przy czterech kasach. To znaczy, że samemu można sobie zliczyć zakupy i przy pomocy karty zapłacić za nie w terminalu bez udziału kasjerki. Na początku w obsłudze pomaga Nam pracownik sklepu. Później skanujemy produkty sami. Dzięki temu można zaoszczędzić na czasie. Jako, że moją żona była w 9 miesiącu ciąży, postanowiliśmy skorzystać z kasy pierwszeństwa dla kobiet w ciąży i inwalidów. Tu oczywiście się rozczarowaliśmy. Przy kasie pierwszeństwa była kolejka. Zajęliśmy miejsce i byliśmy trzeci. Przed nami była kobieta z pokaźną ilością zakupów i mężczyzna z cztero-pakiem piwa i pieczywem. Rozłożyliśmy się na taśmie i czekaliśmy na reakcję. Niestety, ale nikt nas nie przepuścił. Kobieta na kasie widziała, że moja żona jest w zaawansowanej ciąży, ale nie zareagowała. Była w podeszłym wieku około 45-55 lat. Siwe, krótko ścięte włosy. Niestety, ale jej identyfikator był odwrócony na druga stronę i nie wiem, kto nas obsługiwał. W każdym bądź razie, kasjerka nie zareagowała w żaden sposób. Podobnie ochroniarz, który stał zaledwie 4-5 metrów od Nas i przyglądał się całej sytuacji jakby nigdy nic. Nadeszła Nasza kolej. Kobieta przywitała Nas słowami „Dzień dobry” i zapytała „Czy posiadają Państwo kartę CLUBKARD?”. Odpowiedziałem, że „Tak” i podałem ją kobiecie. Zaczęła naliczać produkty. Kiedy skończyła powiedziała głośno kwotę do zapłaty. Płaciłem kartą. Po chwili dostałem paragon do ręki. Kobieta pożegnała mnie słowami „Dziękuję i do widzenia”. Zapakowaliśmy zakupy do siatki i wyszliśmy na zewnątrz. Odstawiliśmy wózek do boksu i odjechaliśmy.
Zamówienie złożyłem 13.11.2010r w sobotę na allegro od użytkownika PriceHouse w sklepie 4D. Kupiłem 5 sztuk Gamepad’ów. Tego samego dnia zrobiłem przelew na konto podane w e-mail’u. Zapłaciłem 73,89 zł. Zaczął się czas oczekiwania na towar. Minął tydzień i nic. Żadna przesyłka nie doszła. Napisałem wiadomość z zapytaniem „Kiedy dojdzie towar?”. Nikt nie odpisał. Dwa dni później napisałem kolejny raz. Tym razem poinformowałem Pana, że w razie oszustwa sprawą zajmie się allegro.pl. Następnego dnia dostałem odpowiedź, że przesyłka „została wysłana” 17.11.2010r – co oznaczało, że lada dzień powinna być. Czekałem tak do 30.11.2010. W sumie od 15.11 do 30.11, czyli 15 dni. Przyszedł listonosz i przyniósł paczkę do odbioru. Zaczął się komedio-dramat. Po pierwsze na kopercie widniała data nadania 26.11 – czyli sprzedawca mnie oszukał pisząc, że paczkę wysłał 17.11. Po drugie koperta była tak mała, że widząc ją wiedziałem, że coś jest nie tak. Otworzyłem ją. W środku znajdował się jeden Gamepad, płyta CD ze sterownikami (prymitywnie zapakowana w pozginaną kartkę A4)i faktura, która była wystawiona na 5 sztuk Gamepad’ów. W przesyłce brakowało 4 sztuk. Razem z pracownikiem poczty spisałem oświadczenie, że w otworzonej przy nim paczce brakowało zamówionego towaru. Mężczyzna się podpisał pod spodem jako świadek zdarzenia. Paczkę przyjąłem, bo wiedziałem, że nie odzyskam pieniędzy, dlatego głupotą było by jeszcze odsyłać towar do „sprzedawcy oszusta”, który zapewne by się jeszcze bardziej ucieszył. Postanowiłem, że zadzwonię na numer który podał na kopercie. Oczywiście „abonent był niedostępny i po za zasięgiem”. W żaden sposób nie mogłem się z nim połączyć”. 02.12.2010r napisałem email z zapytaniem czy odda mi pieniądze, czy wyśle mi brakujący towar? Jest 07.12.201 – do tej pory nie dostałem żadnej odpowiedzi, brakujących padów lub zwrotu pieniędzy. Padłem ofiarą „sprzedawcy złodzieja”. Nikomu nie polecam tej firmy, ani osoby która ją prowadzi. Nie dajcie się oszukać. Teraz sprawę przekaże w inne ręce, żeby mężczyzna poniósł odpowiednie konsekwencje prawne i nie oszukał kolejnej osoby.
W piątek (03.09.2010r) o godz. 19:00 razem z moją przyszłą narzeczoną udaliśmy się do Restauracji "Kwadrans" w Kazimierzu Dolnym na kolację. Obiekt znajdował się na ulicy Sadowa 7A. Z racji tego, że był weekend myślałem, że będzie dużo osób i może być problem z miejscem, jednak myliłem się. W środku była tylko jedna para. Weszliśmy do restauracji i zajęliśmy miejsce na wprost wejścia - na lewo od baru. Na ścianach wisiało bardzo dużo zabytkowych zegarów. Na niektórych z nich wskazówki pokazywały godzinę: za kwadrans lub kwadrans po. Na prawo od wejścia stał drewniany stary kredens. Na którym leżały Menu i znajdowały się świeczniki. Obok naszego stolika stał drugi kredens w którym trzymano między innymi sztućce i przyprawy takie jak: sól i pieprz, a także serwetki. Stoliki, krzesła i podłoga wykonane były z ciemnego drewna. Na wprost wejścia znajdował się długi, drewniany bar. Był bardzo ładny. Szyby restauracji były lśniące. Nie zauważyłem żądnych śmieci czy brudu. Było bardzo czysto. W tle leciała spokojna, romantyczna muzyka. Cały wystrój sprawiał, że czuliśmy się tak jakbyśmy siedzieli w staropolskiej gospodzie w której zatrzymał się czas. Usiedliśmy przy stoliku. Po chwili podeszła do Nas kelnerka. Była to młoda kobieta. Wiek 20-25 lat. Miała czarne włosy spięte w kucyk. Była miła i uśmiechnięta. Ubrana w białą zapinaną koszulę i czarny fartuszek. Przywitała się słowami "Dzień dobry" i podała Nam Menu, które zaczęliśmy przeglądać. Po kilku minutach zdecydowaliśmy się, że zamówimy: Polędwicę wołową marynowaną w winie, podaną z masłem czosnkowym, obsmażanymi ziemniakami i warzywami z grilla. Do picia wzięliśmy sok pomarańczowy i Coca-colę. Za kilka minut przyszła kelnerka i zapytała "Czy chcą Państwo coś zamówić?". Odpowiedziałem, że "Tak" i powiedziałem co zjemy. Kelnerka zapytała "Czy polędwica ma być mocno czy średnio wypieczona?". Poprosiliśmy średnio wypieczoną, tak by nie była surowa. Kobieta zanotowała zamówienie, zabrała Menu i odeszła. Razem z moją ukochaną zaczęliśmy rozmawiać. Międzyczasie kelnerka chodziła obok nas i kolejno przynosiła Nam: szklanki i napoje, przyprawy, serwetki i sztućce. Po około 10-15 minutach podano Nam kolację. Danie pachniało i wyglądało bardzo ładnie. Polędwica była przyrządzona idealnie - bardzo smaczna. Ziemniaki opieczone na złocisty kolor. Do tego grillowane warzywa takie jak: pieczarki, papryka i cukinia. Wszystko można było posmarować czosnkowym masłem. Był jeden minus posiłku. Za tą cenę mogłoby go być więcej np: 2x więcej opiekanych ziemniaków. Porcja była średniej wielkości i osoba głodna nie koniecznie się nią najadła, tak jak to było w Naszym przypadku. Wielkość polędwicy była w sam raz. Kiedy skończyliśmy kelnerka podeszła do Nas i zapytała "Czy Nam smakowało?". Odpowiedzieliśmy, że "Jak najbardziej tak. Było bardzo pyszne". Kelnerka spytała czy chcemy jeszcze coś zamówić?. Odpowiedzieliśmy, że nie. Kiedy zabrała Nam puste talerze udaliśmy się kolejno do łazienki, której wejście znajdowało się za kominkiem. W środku toalety było bardzo czysto. Miły zapach. Czyste lustra. Mydło - "Dove" w płynie (rzadko się zdarza takie mydło w restauracjach czy barach). Wróciliśmy do stolika. Dopiliśmy napoje i poprosiłem o rachunek. Kobieta spytała "Czy będę płacił kartą czy gotówką?" - odpowiedziałem , że gotówką. Po chwili przyniosła rachunek i położyła na stole. Włożyłem pieniądze do środka. W sumie zapłaciłem 106zł za dwuosobową kolację, razem z napojami. Ubraliśmy się, podziękowaliśmy i wyszliśmy. Kelnerki pożegnały się z Nami.
Małe podsumowanie - duży plus za wygląd restauracji. Bardzo ładne, spokojne miejsce, wręcz eleganckie. Odpowiednie na romantyczną kolację we dwoje. Przyjemna powolna muzyka. Cena jedzenia - jedni powiedzą, że za drogo inni, że to normalne - 106zł za dwuosobowy obiad w restauracji w Kazimierzu Dolnym. Restauracja zalicza się raczej do tych droższych i ekskluzywnych. Jedni przychodzą tu bo tak lubią, a inni przyjdą tu tylko na specjalną okazję. Cena jak najbardziej odpowiednia. Jedzenie bardzo smaczne. Małe zastrzeżenie co do porcji. W sumie za tą cenę restauracja mogłaby dawać więcej ziemniaków do dań - same w sobie nie są drogie, a na pewno sprawiłyby, że klient by się bardziej najadł. Szczerze lubię dobrze zjeść i do końca nie byłem najedzony. Kolejnym minusem była nieduża lista dań mięsnych. Brakowało mi filetów z kurczaka, czy klasycznych kotletów np: schabowych. Po za tym obsługa miła i profesjonalna. Nie mam żadnych zastrzeżeń.
Dziś w południe (04.09.2010r) razem z moją narzeczoną miałem okazję zatrzymać się na stacji paliw ORLEN znajdującej się w Kazimierzu Dolnym. Celem wizyty było kupno parówek w bułce. Zaparkowałem obok odkurzaczy i wysiadłem z samochodu. Na stacji oprócz mnie znajdował się jeden samochód. Jest to mała stacja. Posiada tylko dwa dystrybutory. Przed wejściem widoczne były niedopałki papierosów - dziwne, ponieważ na stacji nie można palić, szczególnie, gdy dystrybutory znajdują się 5-10m od wejścia i zaledwie parę metrów od miejsca w którym zaparkowałem. Wszedłem do środka. Szyby główne były czyste. Podłoga była wytarta. Nie widziałem żadnych śmieci lub brudu. Czystość była zachowana. Nagle usłyszałem kobiecy głos "Zapraszam do kasy". Podszedłem. Kobieta zapytała mnie "Słucham Pana?". Spytałem się czy mają może dwa kabanosy? Kobieta odpowiedziała, że: "Tak" Złożyłem zamówienie. Kobieta powiedziała słownie kwotę do zapłaty. Następnie przyjęła pieniądze i wydała mi resztę. Zaprosiła do udziału w nowej promocji "Stop Cafe. Start Brasil". Wziąłem kupon konkursowy żeby sprawdzić czy coś wygrałem. Niestety nie udało się. Pracowniczka uśmiechnęła się i powiedziała, że: "Może następnym razem się uda". Odwróciła się i zaczęła robić jedzenie. Wyglądała na kobietę w wieku 30-35 lat. Miała 165-170cm wzrostu .Miała czarne, krótko ścięte włosy -" na chłopaka". Nie miała żadnego identyfikatora. Była ubrana w firmowy, czerwony polar ORLEN'u. Była wesoła - uśmiechała się. Przy rozmowie utrzymywała kontakt wzrokowy. Przed włożeniem parówki zapytała jakie chce sosy?. Odpowiedziałem, że: " Dwa ketchupowe". Kobieta zrobiła dwie bułki z kabanosami. Podała mi je i powiedziała "Smacznego". Podziękowałem jej i udałem się w stronę samochodu. Jedzenie było smaczne. Dobrze podgrzany kabanos (czasami się zdarza, że są zimne, tu było wszystko w porządku). Chrupiąca i ciepła bułka. Jednym słowem smaczna i szybka przekąska. Kiedy wyszedłem spostrzegłem że paliwo EKO Diesel kosztuje 4,47zł za 1L. Drogo! W Świdniku k. Lublina - za 1L na stacji ORLEN płaci się 4,27zł (cena z piątku 03.09.2010r). Wsiadłem do samochodu. Zjadłem i odjechałem.
Małe podsumowanie - wizyta była krótka. Byłem tam zaledwie 5 minut. Jestem zadowolony z obsługi. Kobieta która się mną zajęła zrobiła to profesjonalnie i szybko. Przywitała się ze mną. Zapytała czego sobie życzę. Powiedziała słownie kwotę do zapłaty i resztę, którą dostałem wraz z paragonem na tackę. Poinformowała mnie o aktualnym konkursie, w którym wziąłem udział. Zrobiła smaczne jedzenie. Po za tym była miła i widać było, że praca sprawia jej przyjemność. Minusem była wysoka cena oleju EKO Diesel; rozrzucone niedopałki papierosów przed wejściem, na parkinu i przy dystrybutorach, a także brak identyfikatora.
Ostatnio postanowiłem po raz kolejny skorzystać z usług serwisu Allegro.pl zajmującego się aukcjami online. Tym razem to ja wystąpiłem w roli sprzedawcy. Posiadałem nieużywany telefon Samsung Avila - cały zestaw razem z gwarancją. Potrzebowałem pieniędzy dlatego też postanowiłem go sprzedać. Nie zależało mi na czasie, ale bardziej na osiągnięciu zamierzonego ceku - czyli sprzedaniu przedmiotu za jak najwyższą cenę. Dlatego też wystawiłem telefon na okres 14 dni z ceną początkową 250zł. Za wystawienie przedmiotu razem ze zdjęciami zapłaciłem około 3zł. Teraz wystarczyło tylko czekać. Ku mojemu zdziwieniu klika godzin po wystawieniu znalazł się pierwszy kupiec i zalicytował przedmiot na 250zł. Bardzo się ucieszyłem, ponieważ miałem już minimum które mnie interesowało. Przez kolejne kilka dni nikt nie podbijał ceny. W zakładce mojego konta obserwowałem tylko ile osób widziało moje ogłoszenie i to, ile osób obserwuje moją aukcję. Są to bardzo przydatne informacje, bowiem na ich podstawie można wywnioskować jak duże jest zainteresowanie wystawionym przedmiotem. Między czasie ktoś zadał mi pytanie, że kupi telefon bez licytacji za 270zł. Odmówiłem, bowiem specjalnie wystawiłem przedmiot bez opcji "kup teraz" na tak długi okres czasu, ponieważ nie wiedziałem za ile maksymalnie mogę go sprzedać. Czekałem dalej. Do końca aukcji zostało 3 dni. W tym czasie miałem już 3 osoby licytujące. Ostatecznie licytacja zakończyła się na kwocie 307zł. Była to dla mnie bardzo dobra wiadomość, ponieważ sprzedałem telefon z dużym zyskiem. Po zakończonej aukcji dostałem e-mail z danymi kupca. Skontaktowałem się z nim w sprawie płatności. Trzy dni później dostałem odpowiedź i pieniądze wpłynęły na moje konto. Następnego dnia wysłałem paczkę do kupca.
Małe podsumowanie- jestem bardzo zadowolony z serwisu jakim jest Allegro.pl dlatego, że wystawienie przedmiotu nie kosztuje wcale dużo, a dzięki temu jest on widoczny dla wszystkich użytkowników serwisu w całej Polsce, co zwiększa szanse na jego zakup. W moim przypadku znalazłem kupca w kilka godzin po wystawieniu przedmiotu. Nie wiem ile zajęło by mi sprzedanie telefonu normalnie pytając znajomych, a nie chciałem iść do komisu w moim mieście, ponieważ nie dostałbym takiej ceny jaką udało mi się osiągnąć. Allegro zadbało o szybkie dostarczenie mi danych kontaktowych kupca wysyłając mi je na mój e-mail. Następnego dnia wysłałem e-mail z moimi danymi potrzebnymi do wpłaty pieniędzy na moje konto. Transakcja przebiegła sprawnie. Na koniec ja i osoba kupująca wstawiliśmy sobie pozytywne opinie i w ten sposób daliśmy znak innym użytkownikom, że można Nam zaufać. Na dzień dzisiejszy uważam, że portal Allegro.pl jest najlepszym i najlepszym miejscem, gdzie można sprzedać bądź kupić prawie każdą rzecz jaka nas interesuje.
Dnia 21.08.2010r o godzinie 17:50 udałem się na weekendowe zakupy do supermarketu "Kaufland" w Świdniku. Zaparkowałem samochód niedaleko wejścia. Parking jest bardzo duży i zawsze można znaleźć miejsce. Skierowałem się w stronę wózków znajdujących się na prawo od wejścia głównego. Na parkingu widoczne były śmieci takie jak: papierki, paragony, niedopałki po papierosach, opakowania po lodach i chusteczki. Było brudno. Zarówno na parkingu jak i przy wózkach. Przed wejściem znajdował się śmietnik, a także bankomat PKO. W razie potrzeby można było wypłacić sobie pieniądze z konta. Wózki znajdowały się w boksach. Były ułożone w linii prostej. Odpiąłem jeden z nich i ruszyłem do środka. Rozsuwane szklane drzwi były czyste. Brak widocznych odcisków palców czy smug. W strefie wejścia znajdowała się tablica ogłoszeń dla klientów sklepu. Każdy mógł tam umieścić w dowolnym momencie ogłoszenie (np: sprzedam / oddam). Na gumowej wycieraczce widać było leżące paragony. Wszedłem na salę sprzedaży. . Podłoga na sali sprzedaży była czysta. Od razu po lewej stronie znajdowało się stoisko z warzywami i owocami. Wszystko było ładnie poukładane. Owoce i warzywa były świeże. Nad każdym z nich wisiała odpowiednia cena dla danego produktu. Zapakowałem sałatę, pomidory, cebulę, czosnek i paprykę do foliowych woreczków i podszedłem do wagi. Była czysta i sprawna. Zważyłem produkty. Obok wagi znajdowało się miejsce na "złe ceny" które klienci sklepu przyklejali tam , aby nie zaśmiecać otoczenia. Wróciłem na główną alejkę i pojechałem na sam koniec, a następnie skręciłem w prawo na stoisko z napojami i piwem. Zarówno napoje bezalkoholowe jak i alkoholowe były ładnie i przejrzyście ułożone na pułkach. Włożyłem do koszyka Pepsi i kilka piw. Obok stoiska z piwem znajdowało się stoisko z pieczywem. Włożyłem 6 bułeczek do papierowych torebek. Pieczywo było świeże. Na wprost tego stoiska znajdowały się wędliny. Zająłem miejsce w kolejce. Byłem drugi. Przede mną starsza kobieta zapytała pracowniczkę o to czy jedna ze "zwykłej kiełbasy" jest dobra? Bowiem jej cena była nadzwyczajnie niska - około 3.80zł za 1kg. Ekspedientka zareagowała na to pytanie w sposób dla mnie bardzo zaskakujący. Odkroiła kobiecie mały kawałek i zaproponowała żeby sama spróbowała. Starsza kobieta ucieszyła się widząc takie zachowanie i sama przekonała się o jakości kiełbasy. W ten oto sposób kupiła 1kg. Była zadowolona, że dano jej możliwość sprawdzenia towaru przed jego kupnem. Osobiście wybrałem inny rodzaj kiełbasy na grilla, a następnie ruszyłem na stoisko z majonezem i ketchupem. Były to ostatnie rzeczy których potrzebowałem dlatego też udałem się w stronę kas. Byłem trzeci w kolejce. Powoli wykładałem zakupy na taśmę. Była brudna. Leżały na niej małe okruszki i coś co przypominało piasek. Po dłuższej chwili przyszła kolej na mnie. Na kasie obsługiwała mnie kobieta. Miała na imię Monika. Wiek około 20-25 lat. Była młoda. Miała czarne, proste włosy sięgające do ramion. Wzrost około 165-170cm. Ostry rzucający się w oczy makijaż. Jej identyfikator był przyczepiony w pionie (nieprawidłowo). Na początku trudno było odczytać jej imię i stanowisko "Kasa główna". Można przypuszczać, że dziewczyna zajmowała stanowisko kierownicze i w tym czasie pomagała na kasie, ponieważ było bardzo dużo klientów. Nie miała firmowego czerwonego uniformu. Była ubrana normalnie w białą koszulkę na guziki na której znajdowały się kolorowe postacie kobiet w sukienkach hawajskich. Miała niebieskie dżinsy. Na lewej ręce miała skurzaną opaskę / chyba zegarek. Cechą charakterystyczną była obecność kolczyka w nosie po lewej stronie. Tyle o ubiorze. Mam duże zastrzeżenia co do obsługi jaką zaprezentowała kobieta (prawdopodobnie na wyższym stanowisku). Nie zostałem przywitany werbalnie. Kobieta po prostu zaczęła naliczać zakupy. Gdy skończyła poinformowała mnie słownie o wysokości kwoty do zapłaty. Wydając resztę powiedziała słownie kwotę, ale nie dała mi paragonu. Dostałem same pieniądze. Pani Monika sprawiała wrażenie osoby nie zadowolonej. Była chłodna. Nie uśmiechała się. Na koniec nie podziękowała i nie zaprosiła mnie ponownie na zakupy. Poczułem się jak "kolejny zwykły klient", który właśnie zrobił zakupy i w końcu poszedł sobie do domu. Wyjechałem ze sklepu. Podjechałem wózkiem obok samochodu i załadowałem zakupy. Następnie odstawiłem wózek i udałem się do domu. Wizytę w sklepie skończyłem o 18:20. Na koniec małe podsumowanie.
Zalety:
- bardzo podobało mi się zachowanie sprzedawczyni na stoisku z mięsem w momencie, gdy zaproponowała starszej kobiecie mała degustację przed kupnem "zwykłej kiełbasy". Można powiedzieć, że zdobyła klienta jednocześnie sprawiając, że był zadowolony.
- sam sklep w środku wygląda przyjemnie. Duży wybór towarów. Produkty znajdują się na swoim miejscu i łatwo je znaleźć , a także łatwo do nich dotrzeć. Ceny stosunkowo niskie. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Wady:
- na pewno śmieci, które znajdowały się zarówno na parkingu jak, przed wejściem głównym i w strefie wejścia - przydałoby się żeby ktoś się tym zajął.
- bardzo zawiodłem się na jakości obsługi przy kasie - nie podobało mi się nastawienie kobiety, która mnie obsługiwała - a była to chyba osoba na wyższym stanowisku, która według mnie powinna dawać przykład innym pracownikom i pokazywać jak prawidłowo obsługiwać klienta. Kobieta wyglądała tak jakby jej się w ogóle nie chciało pracować.
Dziś udałem się na Pocztę Polską w celu wysłania paczki. Siedziba znajduje się w centrum miasta. Zaparkowałem samochód przed pocztą na parkingu. Obok wejścia znajdowały się budki telefoniczne na kartę. Przy drzwiach głównych stał śmietnik. Wszedłem do środka. Idąc korytarzem nie spostrzegłem żadnych śmieci leżących na podłodze. Było czysto. Otworzyłem drzwi na jedną z sal znajdujących się po prawej stronie i udałem się do środka. Zająłem kolejkę do okienka nr.1. Przede mną stały 3 osoby. Wysyłały listy. W tym czasie rozglądałem się dookoła. Ruch był nie duży. W danym czasie były otwarte dwa okienka. Numer 1 - do wysyłania listów i paczek oraz numer 4 - do wysyłania wpłat. Na sali było czysto. W rogu znajdował się mały stolik z dwoma krzesełkami przy których można było między innymi wygodnie nakleić sobie znaczki bądź zaadresować listy. Było chłodno i przyjemnie - działała klimatyzacja. Szyby w okienkach kasowych były czyste. Nie było widać na nich żadnych smug czy odcisków palców. Po 5 minutach nadeszła moja kolej. Przywitałem się. Kobieta odpowiedziała słowami "Dzień dobry! Słucham?". Oznajmiłem jej że chciałbym wysłać paczkę z zadeklarowaną wartością (200zł). Zapytałem ile to będzie kosztować? Kobieta udzieliła mi wszystkich potrzebnych informacji. Wziąłem kwitek i zacząłem go wypełniać. Pani która mnie obsługiwała miała przypięty identyfikator jednak nie dostrzegłem jej imienia, bowiem jego część była włożona do kieszeni w koszuli. Można powiedzieć, że identyfikator był, jednak dalej nie wiedziałem kto mnie obsługiwał - widziałem tylko zdjęcie. Kobieta sprawiała wrażenie stanowczej i chłodnej - nie uśmiechała się. Była zajęta swoją pracą. Miała brązowe, krótkie i nastroszone włosy do góry. Nosiła okulary. Wiek około 35-40 lat. Skończyłem adresować paczkę. Oddałem ją kobiecie. Ona położyła ją na wagę. Następnie powiedziała kwotę do zapłaty. Zapłaciłem. Kobieta podziękowała i powiedziała, że to wszystko. Odszedłem od okienka i udałem się do wyjścia.
Na koniec małe podsumowanie. Lokacja poczty bardzo dobra (w centrum miasta). Możliwość zaparkowania samochodu przed pocztą na parkingu. W środku czysto. Ładny wystrój. Kobieta udzielała jasnych i konkretnych informacji. Była pomocna. Jedyne zastrzeżenia to nie do końca widoczny identyfikator (tak przypięty, że jego część z imieniem znajdowała się w kieszeni). Po drugie kobieta mogłaby być troszkę bardziej uśmiechnięta. Podczas rozmowy z nią można było odczuć duży "chłód emocjonalny".
W niedzielę wracając z Warszawy razem z rodziną postanowiliśmy się zatrzymać na kolację w Karczmie "Bida" w Bogucinie k. Lublina. Wjeżdżając na teren restauracji od razu spostrzegliśmy bardzo duży ruch i przez chwilę zastanawialiśmy się czy nie zrezygnować z jedzenia ze względy na możliwy długi czas obsługi. Postanowiliśmy zaparkować i zamówić jedzenie.Kiedy podążaliśmy do stolika jeden z kelnerów od razu podał nam Menu. Usiedliśmy na dworze zaraz obok głównego wejścia. Następnie przejrzeliśmy spis i udaliśmy się do baru, aby złożyć zamówienie. Zarówno w środku i na zewnątrz było bardzo dużo ludzi. Przy głównym barze otwarte były trzy kasy, które przyjmowały zamówienia. Pomimo, że byliśmy trzeci w kolejce bardzo szybko przyszła Nasza kolej. Zamówiliśmy 3x - polędwice, 1x karczek, 4x frytki i 3x sałatkę - w sumie 105zł za 4 osobową kolację. Po złożeniu zamówienia udałem się do toalety. Wszystko było w porządku po za dwoma szczegółami. Po pierwsze w męskiej toalecie nie było mydła, a po drugie na lustrze widoczne były ślady po ściekającej wodzie. Po wyjściu z łazienki udałem się do stolika. Kiedy usiadłem zauważyłem, że przy stoliku obok" bardzo dobrze" bawiła się młodzież w wieku 18-21 lat. Wszystko by było w porządku po za faktem, że byli mocno podpici i ciągle głośno przeklinali. Oprócz tego starali się poderwać kelnerki w ordynarny sposób, a tym samym zakłócali posiłek pozostałym klientom siedzącym obok nich. Szczerze, słuchanie "chamskich" rozmów i tekstów bardzo psuło atmosferę tej porządnej restauracji. Nie rozumiem dlaczego personel nie zareagował i chociaż ich nie upomniał za zachowanie, które było wręcz ordynarne. Na ich miejscu wyprosiłbym ich z terenu Karczmy. Po 15 minutach jedzenie stało już na Naszym stole. Było to dla Nas dużym zaskoczeniem, że zamówienie zostało tak szybko zrealizowane pomimo tego, że w tym czasie był tak duży ruch. Jednak nie obyło się bez wpadki. Kelner który Nas obsługiwał nie do końca wiedział jakie danie podaje. Zapytał dla kogo polędwica? Moja dziewczyna odpowiedziała, że tutaj, zaś teść, że karczek dla niego. Kelner podał jedzenie odwrotnie i tak na miejscu polędwicy znalazł się karczek. Jedzenie samo w sobie bardzo dobre. Porcje duże. Cena odpowiednia do ilości i jakości jedzenia. Po tym jak zjedliśmy kelnerka zapytała czy może zabrać puste talerze. Była miła i sumiennie wykonywała swoje obowiązki. Na koniec małe podsumowanie:
Plusy:
- szybka obsługa - 15 min przy takiej ilości osób to bardzo dobry wynik
- smaczne jedzenie i duże porcje
- rozsądna cena
Minusy:
- największym minusem było brak reakcji na karygodnie zachowującą się młodzież, która psuła klientom nastrój - personel powinien w jakiś sposób na to zareagować np: wzywając kierownika, lub powiadamiając ochronę.
- brak mydła i zacieki na lustrze w męskiej toalecie.
- pomyłka kelnera przy podawaniu jedzenia.
Pomimo minusów kolacja się udała. Na pewno za jakiś czas zajrzymy tam ponownie.
Dziś postanowiłem kupić koszule na wesele. Sklepem w którym dokonałem zakupu był Sunset Suits. Punkt znajduje się w Świdniku w Galerii Venus, w której są inne firmowe sklepy chociaż by takie jak Rossmann, Diverse, Reporter i wiele innych. Oprócz tego na dole znajduje się Stokrotka więc przy okazji można zrobić zakupy do domu. Skupimy się jednak na sklepie Sunset Suits. Znajduje się on na górnym piętrze. Trzeba wjechać ruchomymi schodami na górę. Szyba sklepowa była wyczyszczona i błyszcząca. Na wystawie znajdowały się między innymi garnitury, krawaty i koszule, zapewne z nowej kolekcji. Wszedłem do środka. Ekspedientka w tym czasie pomagała dobrać garnitur młodemu mężczyźnie. Przywitała mnie. Na podłodze było czysto. Po wejściu można było poczuć uczucie ciepła / duszności, bowiem w pomieszczeniu nie było klimatyzacji (a jeśli była to nie działała). Młody mężczyzna nie kupił garnituru. W momencie gdy ekspedientka podeszła do lady zadzwonił telefon. Odebrała go jakby nigdy nic. Tak jakby była w sklepie sama. Rozmowa dotyczyła rozmiarów półki nad ladą i trwała ok 3 min. W tym czasie rozglądałem się po sklepie. Jest on dobrze zaopatrzony. Duży wybór zarówno koszul, krawatów, pasków, skarpetek jak i całych garniturów. Pani skończyła rozmowę. Była to kobieta ok 165cm wzrostu, szczupła, wiek 30-35 lat. Rude kręcone włosy do ramion. Widać, że było jej gorąco.Zapytała mnie czym może służyć. Odpowiedziałem, że szukam białej koszuli z krótkim rękawkiem na wesele. Pani zapytała ile mam obwodu w szyi. Odpowiedziałem, że nie wiem. Rzadko kupuję koszule. Ekspedientka od razu wzięła miarkę i dokonała pomiaru. Po czym stwierdziła, że lepiej będzie jak wezmę większy numer, żeby koszula była dobra na wielkość. Tak też zrobiłem. Zapłaciłem 99zł - cena jedyny minus tego sklepu. Jakościowo nie mam zastrzeżeń. Pani zapakowała towar w reklamówkę, włożyła paragon, podziękowała i zaprosiła mnie ponownie.
Zakupy razem z oczekiwaniem trwały ok 10min. Były szybkie i udane. Kupiłem to co chciałem. Obsługa szybka i sprawna. Pani orientowała się w rozmiarach i umiała doradzić. Koszula leży bardzo dobrze. Polecam ten sklep osobom, które szukają czegoś na szybko. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
Zastrzeżenie:
Przed rozmową telefoniczną ekspedientka powinna przeprosić klienta zanim zacznie rozmawiać.
Wczoraj wracałem z zagranicy autobusem i razem z 30 osobową grupą zatrzymaliśmy się w Zajeździe "Domino". Zajazd znajduje się przy drodze głównej ok 20 - 30 km od granicy ze Słowacją w miejscowości Dukla. Przy zajeździe znajdował się sklep Delikatesy Centrum, w którym można było zrobić sobie małe zakupy. My jednak skupimy się tylko na zajeździe. Parking ułożony z kostki i obsypany żwirkiem. Po wyjściu z autobusu zauważyłem, że na ziemi leżą niedopałki papierosów zarówno na samym parkingu jak i przed wejściem do restauracji. Przy wejściu stał kosz na śmieci, nie był pełny. Szyby sali głównej i drzwi wejściowych były czyste. W środku znajdowało się zaledwie 5 osób - składali zamówienie. Po 10 min przy barze ustawiła się bardzo długa 30 osobowa kolejka (Pani zapytana "Czy podchodzi do stolika?" - żeby przyjąć zamówienie odpowiedziała "Że normalnie tak, ale skoro wszyscy się ustawili przy barze w kolejce, to już tak zostanie". Na sali głównej było bardzo czysto. Kafelkowa podłoga była czysta. Nie było żadnych śmieci. Podobnie wyglądały stoliki. Nakryte czystym obrusem, krzesełka podsunięte. Na każdym stole znajdowały się: przyprawy i chusteczki. Przede mną w kolejce było 3 chłopców. W tym czasie zauważyłem, że Pani stojąca za barem spełniała funkcje dwóch osób (barmanki i kelnerki), bowiem przyjmowała zamówienia i je roznosiła. Była ubrana w ciemną podkoszulkę i dżinsy. Nadeszła moja kolej. Chciałem zamówić pierś z kurczaka. I tu spotkała mnie miła niespodzianka. Pomimo, że w Menu była taka opcja to na kuchni nie było aktualnie filetów z kurczaka. Bardzo mnie to zmartwiło. Zamówiłem więc kotleta schabowego, frytki, sałatkę i mała Colę (wszystko 2x). Za taki zestaw dla dwóch osób zapłaciłem 36zł. Razem z dziewczyną usiedliśmy do stołu. Na zamówienie czekaliśmy ok 10-15 min całkiem szybko. Kelnerka najpierw przyniosła sztućce i sałatkę. Następnie podała obiad i powiedziała "Smacznego". Była miła i chętnie wykonywała swoją pracę. Jedzenie było bardzo dobre. Duże porcje, dobrze przyprawione i dopieczone. Gdy skończyliśmy jeść przy barze dalej stało ok 15 osób. Poszedłem do męskiej toalety. W środku czysto i ładnie. Miły zapach. Papier i mydło na swoim miejscy. Lustro przy zlewie miało lekkie zacieki od wody, których nikt nie wytarł. Moja sympatia wychodząc z toalety od razu powiedziała, że nie miała mydła i nie mogła zamknąć swoich drzwi w kabinie, ponieważ zamek był zepsuty. (wykorzystałem te informacje i zawarłem je w mojej obserwacji). Wyszliśmy na zewnątrz, aby poczekać na resztę grupy. W sumie obsługa 30 osobowej grupy zajęła jednej kelnerce i kucharzowi godzinę z minutami. Uważam że jest to całkiem doby czas jak na tak mała liczbę osób, które nas obsługiwały.
Na koniec małe podsumowanie.
Wady:
- niedopałki na zewnątrz restauracji - dodatkowe popielniczki / śmietniki na stolikach przed restauracją.
- przydałaby się dodatkowa osoba, która zbierała by zamówienia i roznosiła jedzenie, żeby Pani za barem mogła spokojnie pracować.
- nieumyte lustra w łazience, brak mydła w damskiej toalecie i popsuty zamek do kabiny - co 30 min ktoś z pracowników powinien sprawdzać toalety.
- brak produktów (piersi z kurczaka), które znajdowały się w Menu. Zajazd powinien zadbać o to by produkty były na bieżąco dostarczane - jest to dla mnie największy minus - po 8h w autobusie miałem ochotę na pierś z kurczaka.
- kelnerka powinna był ubrana bardziej oficjalnie.
Zalety:
- pomimo 1 osoby obsługującej salę główną - obsługa była szybka na jedzenie czekałem 10-15 min.
- przyzwoita cena 18zł za spory obiad (w sumie 36zł za dwie osoby).
- ładny zapach w łazience - po tym jak wracaliśmy 2 dzień z Bułgarii - taki miły zapach jest bardzo przyjemny i pożądany. Bowiem tego brakowało na postojach, które robiliśmy za granicą.
AIG Bank – punkt obsługi klienta znajduje się przy, a nawet można powiedzieć, że w sklepie komputerowym Vico. Ulokowanie w tym miejscu jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Szczególnie, gdy dokonujemy większych zakupów w Vico i chcemy wziąć coś na raty, tak jak to było w moim przypadku. Nie trzeba dodatkowo jeździć i szukać jakiegoś banku. Wszystko jest na miejscu.
Punkt obsługi nieduży, odgrodzony od reszty sklepu sporym biurkiem. Miejsce pracy zadbane. Na biurku panował porządek. Naprzeciwko osoby obsługującej znajdowały się dwa miejsca siedzące dla klientów.
Pani ubrana elegancko, zadbana. Nie miała plakietki z imieniem. Była wesoła i w dobrym humorze. Dużo się uśmiechała i rozmawiała. Szczegółowo wytłumaczyła wszystkie formalności dotyczące rat i ich spłacania. Posiadała dużo potrzebnych informacji i była bardzo zaangażowana w to co robi, dlatego też robiła to dobrze.
Obsługa przebiegała sprawnie. Wydrukowanie potrzebnych dokumentów, odpowiedzi na Nasze pytania, a także podpisanie dokumentów zabrały zaledwie 15-20 min. Jest to zadowalający czas.
Plusy:
- bardzo dobra lokacja punktu obsługi klienta Banku AIG
- obsługująca Pani posiadała dużą wiedzę, umiała ją jasno przekazać klientowi i potrafiła dobrze doradzić.
- duże zaangażowanie w obsługę klienta – bardzo dobry kontakt z klientem
- krótki czas oczekiwania na obsługę i szybka praca
Minusy:
- brak plakietki – warto wiedzieć, z kim się załatwia swoje sprawy (szczególnie pomocne w razie problemów), których oczywiście nie było. Jednak Pani powinna dysponować plakietką z imieniem.
W sumie nie mam więcej zastrzeżeń i życzę wszystkim tak samo szybkich i miłych wizyt w innych bankach.
Sklep komputerowy Vico w Lublinie dn. 16.04.10r – cel wizyty: kupno komputera. Sklep o dużej powierzchni użytkowej. Położony na obrzeżach Lublina, z łatwym dojazdem. Otwarty 7 dni w tyg. Pn – Pt od 9 do 21 – co jest bardzo dużym atutem. W soboty i niedziele troszkę krócej. Wystrój przyjazny. Na ścianach porozwieszane plakaty różnych produktów. Na półkach poukładane różne części do komputerów, niektóre w pudełkach, a inne w szklanych gablotach. Znalazły się nowe produkty jak i starsze wersje np: kart graficznych.
W obsłudze klienta zazwyczaj dwóch pracowników. Osoba która nas zaczęła obsługiwać, sama zapytała czy w czymś może pomóc. Pan dostał listę ze sprzętem, który nas interesował, po czym od razu zaczął sprawdzać czy sklep / hurtownie posiadają na składzie dane akcesoria komputerowe. W czasie, gdy mężczyzna szukał części, nie obyło się bez zadawania pytań o wydajność poszczególnych produktów i ewentualne zmiany na lepsze, bądź tańsze części. Widać było, że pracownik dysponuje odpowiednią wiedzą, bowiem na każde pytanie odpowiadał szybko i konkretnie. Jeśli uważał, że jego zdaniem inna część byłaby lepsza, to to mówił i argumentował, jednak przyjmował także racje klienta, który podawał inne zalety produktów o których on nie wspomniał. Widać było, że posiadał sporą wiedzę na temat części komputerowych. Kontakt z klientem był bardzo dobry. Sprzedawca był osobą bardzo pogodną i wesołą. Często się uśmiechał i śmiał, gdy klient powiedział coś zabawnego. Atmosfera była przyjazna i swobodna. Ubrany był w uniform z logo Vico. Nie posiadał plakietki z imieniem.
Sprawdzanie dostępności produktów w bazie danych zajęło pracownikowi trochę czasu ok. 30 min - iilość części była spora, bowiem składaliśmy cały komputer.
Większość akcesoriów była w sklepie. Na 3 z nich trzeba było czekać do poniedziałku (19.04), aż przyjdą z hurtowni. Zdecydowaliśmy się na zakup w ratach. Skorzystaliśmy z usług AIG Banku, który ma swój punkt obsługi klienta w sklepie Vico – jest to bardzo dobre udogodnienie dla samego klienta , który nie musi jeździć po Lublinie i szukać dobrego banku.
Warto zaznaczyć, że sklep Vivo w Lublinie ma atrakcyjne ceny – jest to jeden z tańszych sklepów w tym mieście. (wcześniej sprawdzaliśmy oferty w Internecie i porównywaliśmy ceny w Lublinie i w całej Polsce – i Vico wypadło bardzo dobrze).
Dnia 19.04 zadzwoniono do Nas, że komputer już jest i można przyjechać po odbiór. Udaliśmy się do sklepu. Obsługiwał nas ten sam Pan co wcześniej. Tego dnia także humor mu dopisywał. Chwilę porozmawialiśmy o różnych produktach komputerowych. Po czym przyniesiono nam naszą maszynę. Razem z umową udaliśmy się do kasy i dokonaliśmy częściowej zapłaty.
Plusy:
- miła i szybka obsługa
- duża znajomość produktów
- dostępność do każdych produktów (ewentualne 2-3 dni czekania na produkt zanim przyjdzie z hurtowni)
Minusy:
- brak plakietki z imieniem – niestety nie wiemy kto nas obsługiwał
Po za tym sklep Vico na tej ulicy, sprawdzony i godny polecenia.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.