Wracając z zakupów, tuż przed drzwiami mieszkania, uzmysłowiłam sobie, że zapomniałam kupić jajek. Nie pozostało mi nic innego jak wybrać się ponownie do sklepu, ale najlepiej gdzieś blisko. Tak się składa, że Piotr i Paweł jest rzut beretem od mojego bloku, więc to właśnie tam się skierowałam. Poza tym zawsze jest tam bogaty wybór jajek. Kiedy weszłam do sklepu było jak zwykle przyjemnie i czysto. Produkty na półkach równo ustawione, żadnego chaosu czy bałaganu. Jednak kiedy podeszłam do półki z jajkami mocno się zdziwiłam. Tam gdzie zawsze był bardzo bogaty wybór, zarówno jakościowy, jak i cenowy teraz zobaczyłam puste półki. Były tylko dwa pudełka po 6 sztuk, ale jakieś drogie, bo prawie po 10 zł. Na samym dole stało też kilka pudełek z jajkami pakowanymi po 10 sztuk, ale te były jeszcze droższe. Były to jajka tzw., ekologiczne i kosztowały 13 zł (za 10 sztuk). Naprawdę był strasznie mały wybór, czego zupełnie nie spodziewałam się zastać w tym sklepie. Jajek nie kupiłam, ale będąc już w sklepie kupiłam parę innych rzeczy i udałam się od kasy. Zostałam od razu obsłużona, ponieważ nie było nikogo przy kasie, a kasjerka siedziała i czekała na klientów. Kiedy podeszłam od razu usłyszałam miłe dzień dobry od kasjerki. Pani ta była dla mnie miła, odzywała się w grzeczny i uprzejmy sposób.
Wybrałam się d o marketu z myślą o kupnie kilku ważnych rzeczy. Na pierwszy ogień skierowałam się w stronę lodówek, by wrzucić do koszyka śmietanę i jakiś jogurt. Najbardziej smakuje mi ten „Biedronkowy”, tzw. Wyśmienity. Poza tym, że jest pyszny, to jeszcze kosztuje niewiele, bo tylko 60 groszy. Chciałam też kupić kilka cebul, ale niestety dostępne były tylko pakowane po 1 kg, a ja aż tyle nie potrzebowałam. Zrezygnowałam z zakupu, mimo że jej koszt również był niewielki, kilogram kosztował niewiele ponad 1 złotówkę. Kiedy tak przechadzałam się po sklepie zauważyłam, że jest chyba jakaś dostawa towarów, ponieważ wszędzie kręciło się pełno osób z personelu sklepu, a na terenie sklepu stało mnóstwo nierozpakowanych palet z towarami. Pracownicy sklepu nie obijali się tylko naprawdę zajmowali się swoją pracą. Tak poza tym, było nawet czysto. Na półkach nie widać było jakiegoś chaosu czy bałaganu między towarami. Kasa była czynna tylko jedna, ale pani kasjerka bardzo sprawnie obsługiwała klientów. Dzięki temu nie tworzyła się zbyt długa kolejka i nie trzeba było zbyt długo czekać. Kasjerka była miła, do każdego odzywała się w uprzejmy i spokojny sposób. Używała tez zwrotów grzecznościowych i każdym utrzymywała kontakt wzrokowy.
Moja wizyta w tym sklepie nie wiązała się żadnym konkretnym zakupem, a raczej z próbą porównania dostępnych tam towarów z towarami w innych sklepach. Po wejściu do sklepu najbardziej zachwyciła mnie paleta barw ubrań, jakie były rozwieszone na wieszakach. W większość przeważały żywe, jasne i wiosenne kolory, takie jak żółty, pomarańczowy, zielony i biały. W kolorach tych dostępne były różnego rodzaju bluzki, spodnie i marynarki. Modele niektórych ubrań były naprawdę ciekawe. W oko wpadała mi jedna z marynarek, dla odmiany w szarym kolorze, jednak jej cena trochę mnie przeraziła. Marynarka kosztowała prawie 170 zł. Znalazłam też dość ładne białe wizytowe bluzki, ale ich cena również była zbyt wygórowana, ponieważ bluzka kosztowała 80 zł. W sklepie było bardzo czysto i przyjemnie. Wszystkie ubrania były ułożone kategoriami, dzięki czemu wszystko można było łatwo znaleźć. Na pomoc dwóch ekspedientek, które były na terenie sklepu raczej nie można było liczyć. Te dwie pani stały przy kasie i rozmawiały ze sobą. Pomagały klientom tylko wtedy, gdy zostały wyraźnie o to poproszone. Nie angażowały się w obsługę klienta, były raczej spięte i niezadowolone niż uśmiechnięte i pozytywnie nastawione do klientów. Nie miałam ochoty być obsługiwana przez tak mało profesjonalną obsługę, więc opuściłam teren sklepu.
Weszłam na chwilkę tylko po prasę, którą kupuję regularnie co tydzień. Po wejściu zauważyłam, że w sklepiku panuje porządek i ład. Wszystkie gazetki i inne artykuły były doskonale uporządkowane i ułożone na półkach. W saloniku nie było akurat żadnych klientów, więc od razu podeszłam do lady i poprosiłam gazetkę. Pani ekspedientka siedziała za ladą i piła kawę, ale kiedy weszłam od razu ochoczo wstała i podała mi gazetę. Zaproponowała mi też zakup czasopisma Viva w promocyjnej cenie 2,99 zł, ale ja podziękowałam i zapłaciłam tylko 2 złote za moją gazetę. Ekspedientka była bardzo miła i uprzejma dla mnie. W bardzo grzeczny i nie natarczywy sposób zaproponowała zakup dodatkowej gazetki. Można przyznać, że prowadziła obsługę w sposób profesjonalny. W salonie spędziłam dosłownie minutkę i wyszłam bardzo zadowolona.
Wybrałam się do marketu specjalnie po kilka produktów zamieszczonych w gazetce reklamowej, którą przeglądałam dzień wcześniej. Były tam między innymi młode ziemniaki w cenie 1,49 zł/kg, ale kiedy zobaczyłam jak wyglądają te produkty to odechciało mi się zakupów Ziemniaki były zwiędnięte, pogniecione, niektóre pognite. Ich jakość była naprawdę niska. Miałam zamiar kupić też pomidory, bo ostatnio były w dość atrakcyjnej cenie. Teraz jednak cena uległa znaczącej podwyżce i kosztowały prawie 6 zł/kg. W dodatku ich jakość była bardzo podobna do tej, jaką prezentowały ziemniaki. Zresztą jakość towarów była adekwatna do wyglądu jaki prezentował sam sklep. Na jego terenie było niezbyt czysto, a na półkach panował lekki bałagan. Warzywa tez nie były zbyt ładnie ułożone w koszach, a niektóre zwyczajnie nadawały się do kosza. Sytuację na brudnej podłodze próbował poprawić pan z obsługi, który ciągle przemieszczał się na małym wózeczku sprzątającym z mopem, ale tak naprawdę tylko przeszkadzał klientom w zakupach zamiast sprzątać. Po udaniu się do kasy musiałam oczywiście czekać dobrych kilka minut, ponieważ pani kasjerka nie spieszyła się zbytnio z wykonywaniem swoich obowiązków. Była średnio miła, raczej wykonywała swój obowiązek, bo musiała. Na pewno nie robiła tego z czystej przyjemności. Co prawda używała wobec mnie zwrotów grzecznościowych, ale odebrałam to raczej jako wydukaną regułkę, a nie grzeczne słowa.
Przechodząc obok Biedronki postanowiłam wejść i kupić coś pysznego na przegryzkę. Zaraz przy samym wejściu rozstawiona była wielka paleta z towarami, przy której pracowała pracownica sklepu. Nie powiem, znacznie utrudniało to przechodzenie, ale jakoś się z tym problemem uporałam. Przeszłam na dział z warzywami, gdzie od razu w oko wpadły mi piękne, czerwone truskawki. Wyglądały na dość świeże, a w dodatku kosztowały tylko 2,49 zł za opakowanie 250 gram. Postanowiłam się skusić i wzięłam dwa opakowania. Przeszłam się jeszcze trochę po sklepie, ale już nic nie wpadło mi w oko tak jak te truskawki. Na terenie sklepu było czysto i przyjemnie. Nie zauważyłam żadnego brudu czy kurzu na półkach i między nimi. Wszystkie towary były ładnie ułożone na półkach, nie panował tam żaden chaos. Kiedy udałam się do kasy obsługę prowadziła tylko jedna kasjerka, ale nie stałam długo w kolejce. Pani działała bardzo sprawnie, była też miła dla każdego klienta. Z niektórymi klientami czasem zagaiła rozmowę, ale z każdym utrzymywała kontakt wzrokowy i każdego traktowała bardzo indywidualnie. W stosunku do każdego używała zwrotów grzecznościowych.
Ceny towarów bardzo szybko wzrastają, a najlepiej widać to na codziennych zakupach w markecie. Wybrałam się do Biedronki, by kupić te same co zwykle produkty. Jednym z nich były paluszki słone PUB, które do tek pory kosztowały 2,29 zł. Obecnie cena wzrosła, może nie drastycznie, ale o 20 groszy. Rekompensatą za wyższą cenę był moim zdaniem lepszy ich smak i większa świeżość. Biedronka przygotowała na majówkę ciekawą ofertę i przy okazji udało mi się z niej skorzystać. W ofercie tej był między innymi zestaw trzech serków pleśniowych President w cenie 4,99 zł. Co prawda w trochę mniejszym wydaniu, ale jednak troszkę taniej niż pojedyncze sztuki, które normalnie są w cenie 2,99 zł. Na szczęście reszta rzeczy w sklepie zbytnio się nie zmieniła. W pomieszczeniu panował porządek, wszędzie było czysto i schludnie. Produkty na półkach było odpowiednio ułożone, nawet na dziale z warzywami nie znalazłam żadnych ubytków. Pani kasjerka jak zwykle miła, z uśmiechem obsługiwała klientów. Robiła to z ogromna wprawą, bardzo szybko i sprawnie. Była uprzejma dla klientów, każdego traktowała indywidualnie. Do każdego również odzywała się z należytym szacunkiem.
Czasem wchodzę do tego sklepu, gdy akurat jestem blisko. Tym razem postąpiłam podobnie. Kiedy weszłam powitała mi miła pani ekspedientka, która stała tuż przy drzwiach. Pomieszczenie sklepu nie jest zbyt duże, ale nie jest w nim ciasno. Jest tak dlatego, że asortyment towarów nie jest bardzo duży, a nawet wręcz skromny. Na kilku dużych półkach porozkładane są różne produkty do użytku kuchennego, takie jak tarki, półmiski, talerze, sztućce, itp. W asortymencie sklepu można też znaleźć środki czystości, takie jak płyny i żele, a także kosmetyki. Kosmetyki maja podejrzanie niskie ceny, więc raczej bałabym się kupować tam tusz do rzęs za 5 zł. Czasem atrakcyjne ceny mają przyrządy do kuchni, typu wałki, łyżki drewniane, bo można je kupić za kwotę do 4 zł. Sklep jest dość dobrze zaopatrzony w zabawki dla dzieci, a artykuły te zazwyczaj można kupić za symboliczne parę złotych. Towary na półkach są ułożone dość ładnie, na pewno nie ma tam bałaganu czy chaosu między towarami. Na półkach jest czysto, nie zauważyłam tam ani grama kurzu. Pani przy kasie jest również miła i grzeczna. Utrzymuje kontakt z klientami, uśmiecha się do nich i jest bardzo przyjemna w obyciu. W sklepie tym nigdy nie stoi się w kolejce, ponieważ zazwyczaj nie ma tłoku.
Przechodząc obok sklepu skorzystałam z okazji, że nie ma akurat zbyt wielu klientów i weszłam przejrzeć najnowszą kolekcję. Najbardziej interesowały mnie białe bluzki wizytowe i żakiety dlatego też to na nich właśnie najbardziej się skupiłam. W sklepie było bardzo przyjemnie i czysto, wręcz elegancko. Na terenie sklepu była jedna ekspedientka, która była zajęta rozwieszaniem towarów. Chyba nawet nie zauważyła jak weszłam do sklepu. W każdym bądź razie nie usłyszałam od niej żadnego słowa powitania. Dzięki temu mogłam na spokojnie, sama poszukać sobie odpowiedniego ubrania. Asortyment ubrań w sklepie był bardzo duży, ale raczej skupiał się na kolorowych bluzkach i żakietach. Znalazłam w wiele żakiecików w kolorze niebieskim i szarym, a ja potrzebowałam w kolorze czarnym. Znalazłam jeden żakiet w czarnym kolorze, ale jego fason niezbyt mi się spodobał i w dodatku kosztował 140 zł, a to trochę za drogo według mnie. Co do białych bluzek to wybór był znacznie większy, ale fasony również nie znalazły mojej aprobaty. Cenowo też się różniły, generalnie jednak wahały się w granicach 60-80 zł. Zauważyłam, ze na niektórych wieszakach jest wręcz przesyt towarów. Były one strasznie ciasno zawieszone, tak że nie można było wyjąć pojedynczej bluzki. W obliczu braku odpowiedniego dla mojego gustu towaru postanowiłam zaczekać na nową dostawę i odwiedzić sklep w najbliższej przyszłości.
Do wejścia zachęcił mnie wielki plakat zamieszczony na witrynie sklepu. Na plakacie tym była informacja o aktualnej obniżce cen towarów w wysokości 50%. Kiedy weszłam nie było żadnych klientów, a za ladą stała tylko jedna ekspedientka, która rozmawiała sobie przez telefon. Nie zwróciła na mnie zbytniej uwagi, ale nie zraziło mnie to, ponieważ mogłam na spokojnie przechadzać się po sklepie i przeglądać ubrania. W sklepie było czysto i schludnie, a ubrania były bardzo ładnie i równo porozwieszane. Ich ekspozycja była jak najbardziej prawidłowa i przyciągała mój wzrok. Wybór towarów objęty promocją był dość duży. Były tam zarówno spodnie jeansowe, bawełniane, jak i różnego typu bluzki bluzeczki. W oko wpadły mi nawet fajne spodnie, które normalnie kosztowały 130 zł, zaś po przecenie tylko 65 zł. Nie było jednak mojego rozmiaru. Ciekawe było to, że przy metce towarów znajdowała się zarówno stara cena (sprzed promocji), jak i procent obniżki (w tym przypadku 50%) oraz nowa cena po promocji. Dzięki temu wszystko było dokładnie wiadomo i trzeba było się niczego domyślać. Po chwili pojawiło się w sklepie więcej klientów, ale ekspedientka nadal gadała przez telefon i nie zwracała na nich uwagi. Nie wiem jak się ta sytuacja zakończyła, bo opuściłam teren sklepu.
W sklepie panował jak zwykle ład i porządek. Wszędzie było czysto i elegancko, produkty na półkach były równiutko ustawione. Po wejściu do sklepu od razu skierowałam swoje kroki w kierunku maszynek do golenia, ponieważ miałam zamiar kupić mojemu mężowi. Na półce z maszynkami znalazłam kilka różnych modeli, w różnych cenach. Jedna z tańszych (Gillette Fusion) była akurat w promocji i kosztowała 34,99 zł, zaś pozostałe sięgały cenowo granicy 50 zł. Pomyślałam, że może by tak najpierw kupić same ostrza, ale przy małej kasie, która znajduje się blisko drobnych towarów kosmetycznych nie zauważyłam ich. Zazwyczaj to właśnie tam kupowałam te nożyki do golenia. Obok mnie stały dwie panie ekspedientki, które ze sobą rozmawiały, więc postanowiłam je zapytać, gdzie znajdę te nożyki. Jedna z pań miło mnie poinformowała, że obecnie nożyki te można nabyć przy samej kasie głównej, przy wejściu ze sklepu. Miło jej podziękowałam za odpowiedź i udałam się w stronę kasy. Kiedy podeszłam była dość długa kolejka, ale po chwili przyszła druga pani kasjerka i otworzyła kolejną kasę, a kolejka natychmiast się rozładowała. Nożyki rzeczywiście były wywieszone nad jedną z kas. Ich ceny też były dość wysokie, ale za to wybór bardzo duży. Zdecydowałam się na takie za 35 zł (2 nożyki), ale można też było dostać oczywiście takie za 50 zł. Pani kasjerka podała mi towar i obsłużyła mnie w bardzo miły sposób. Była grzeczna i uprzejma dla klientów, utrzymywała kontakt wzrokowy i uśmiechała się.
Wybrałam się do Biedronki bez konkretnej listy zakupów. Jednak miałam nadzieję, że uda mi się załapać na jakieś atrakcyjne promocje towarów spożywczych. Zaraz przy wejściu napotkałam „schody”. Nie było dostępnych żadnych koszyków zakupowych, a na drodze między półkami stała wielka paleta z nierozpakowanymi towarami. Przy palecie tej stały dwie panie z obsługi sklepu, niby rozkładały towary na półki, ale tak naprawdę to rozmawiały ze sobą i skutecznie utrudniały przejście klientom. Jak udało mi się w końcu przejść, to udałam się działu z nabiałem. Tam wzięłam z półki tradycyjnie deserki czekoladowe z bita śmietaną w cenie 0,99 zł. oraz kilka serków po 2,99 zł. Na dalszej części sklepu było już czysto i nie zauważyłam żadnych przeszkód na przejściu. Towary na półkach były ładnie ustawione, nie zauważyłam tam żadnego chaosu. Przeszłam jeszcze przez dział z promocyjnymi towarami znajdujący się pośrodku sklepu, ale nic nie wpadło mi w oko, więc udałam się do kasy. Tam została obsłużona bardzo szybko przez miłą i uprzejmą kasjerkę. Pani ta do każdego klienta zwracała się w grzeczny sposób, używała też zwrotów grzecznościowych w stosunku do każdego. Przez cały czas była uśmiechnięta i zadowolona.
Bardzo dawno nie byłam na zakupach w Carrefourze i dlatego tez zdecydowałam się tam pojechać. Po wejściu okazało się, że jest dość dużo klientów, a to pewnie dlatego, że był pierwszy dzień nowej promocji. Na terenie sklepu panował względny porządek. O ile wielkie palety z towarami były ładnie ustawione i panował na nich porządek, o tyle już na półkach zaczynał się chaos. Podobnie zresztą jak w wielkich koszach, w których znajdowały się towary przecenione. Znalazłam w dziale z promocjami na przykład skarpety-stopki w cenie 2,99 zł (trzy pary) męskie i damskie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby opakowania ze skarpetami były całe, a nie porozrywane. Nie wspomnę już o bałaganie i chaosie jaki panował w tych koszach. Bardzo trudno było znaleźć rozmiar i całe opakowanie w trzypaku. Przechadzając się po sklepie jakoś nie zauważyłam zbyt wielu osób z personelu zajmujących się utrzymywaniem porządku na jego terenie. Kiedy udałam się od kasy również natrafiłam na dezorganizację. Kilka kas było czynnych, ale przy każdej z nich ustawiła się już spora kolejka. W dodatku, pani obsługująca kasę, przy której się ustawiłam miała jakiś problem i czekała na pomoc koleżanki, co dodatkowo wydłużyło kolejkę. Przeszłam do innej, bo tam było trochę sprawniejsza obsługa. Pan, który siedział za kasą działał dość sprawnie, był miły i uprzejmy dla klientów.
Postanowiłam dostarczyć organizmowi trochę witamin i kupić kiszoną kapustę. W tym celu wybrałam się do najbliższego marketu, czyli Piotra i Pawła. Po wejściu do marketu zauważyłam, że jest niewielu klientów, a co za tym idzie, zapowiadają się spokojne zakupy bez przepychania się.Wszędzie było czysto i schludnie, produkty na półkach były ładnie i równo ustawione. Od razu skierowałam swoje kroki w kierunku stosika z warzywami, bo tam spodziewałam się znaleźć kapustę ukiszoną. I znalazłam ją w kilku rodzajach. Była dostępna w opakowaniu 50 dag, 1 kg oraz w beczce luzem. Miałam zamiar wybrać tę z beczki, ponieważ była stosunkowo niedroga ( 80 groszy za kg). Jedak kiedy otworzyłam beczkę moim oczom ukazały się odrobina kapusty na dnie i trochę wody. Beczka z pewnością nie była uzupełniania od kilku dni i w najbliższym czasie chyba nikt nie miała zamiaru tego robić. Zdecydowała się kupić kapustę pakowaną po 0,5 kg w cenie 1,29 zł za opakowanie. Wrzuciłam do koszyka jeszcze parę rzeczy i udałam się do jedynej otwartej kasy. Tam w kolejce spędziłam kilka dobrych minut, bo klientki przede mną miały wielką ochotę rozmowy z ekspedientką, a ona nie robiła nic, by szybko zakończyć te pogaduchy. Tylko stała i słuchała co panie mają jej do powiedzenia. Obsługująca mnie ekspedientka nie była zbyt pozytywnie nastawiona do klientów. Patrzyła się wszędzie, tylko nie na klienta i miała strasznie dziwny wyraz twarzy. Nie usłyszałam od niej ani jednego zwrotu grzecznościowego. Nawet nie próbowała być miła czy uśmiechnąć się. Po prostu była zobojętniała na klientów, których obsługiwała.
Znalazłam pewne ogłoszenie o pracę w internecie, na jakiejś nieznanej mi stronie. W ogłoszeniu była informacja, że rekrutacja jest prowadzona przez Powiatowy Urząd Pracy. W załączeniu był też nr telefonu, więc niezwłocznie zadzwoniłam. Najpierw usłyszałam pocztę głosową, ale po kilku chwilach odebrała bardzo miła pani, która udzieliła mi informacji na temat tej pracy. Problemem było tylko to, że pani ta się nie przedstawiła i tak naprawdę nie wiedziałam z kim rozmawiam. Rozmowa trwała kilka minut i przez ten czas dowiedziałam się wielu pożytecznych rzeczy na temat stanowiska pracy oraz miejsca pracy. Pani udzielająca mi informacji była bardzo kompetentna, podała mi kilka ważnych szczegółów dotyczących rekrutacji, firmy rekrutującej oraz umowy, jaka jest podpisywana. Wszystkie szczegóły bardzo dokładnie wyjaśniła, a zapytana przeze mnie o cokolwiek od razu, bez zbędnego zastanawiania odpowiadała na pytanie. Była doskonale zorientowana w temacie tej pracy i potrafiła tę wiedzę przekazać innym. Naprawdę w pełni profesjonalna obsługa.
Do wejścia do sklepu zachęcił mnie wielki plakat umieszczony na drzwiach sklepu informujący o nowej dostawie towarów, która miała dzisiaj miejsce. Po wejściu okazało się, że w pomieszczeniu panuje względny porządek. Wszędzie było czysto, nawet podłoga lśniła, jednak w powietrzu unosił się niemiły zapach używanych ubrań. Zauważyłam, że wieszaki z ubraniami są ustawione w taki sposób, by zrobić wrażenie dużego asortymentu i dobrego zaopatrzenia sklepu. Tak naprawdę samych wieszaków i towarów na wieszakach było bardzo mało i były one raczej mało atrakcyjne. Na pewno były też trochę „przebrane” przez klientów. Kiedy zaczęłam przeglądać ceny bluzek to aż się przeraziła. Naprawdę nie wiem czy ktoś robi zakupy w takim sklepie. Ceny letnich, cienkich bluzeczek oscylowały w granicach 20 zł, a jak powszechnie wiadomo w takiej cenie można kupić spokojnie ubrania nowe, na pierwszej lepszej wyprzedaży w markowym sklepie. W dodatku wybór był strasznie skąpy. Był jeden tego pozytyw: można było spokojnie przejrzeć wszystkie ubrania, bo wisiały one luźno na wieszakach i nie były pościskane między sobą. W sklepie obsługę prowadziła jedna pani ekspedientka, która nie angażowała się bezpośrednio w obsługę klienta. Stała tylko za ladą i czekała aż ktoś podejdzie do kasy. Jednak zapytana o cokolwiek przez klientów ochoczo odpowiadała, z uśmiechem i uprzejmością. Dla obsługiwanych klientów była miła i grzeczna, a obsługę prowadziła w bardzo sprawny i szybki sposób, bez ociągania się.
Miałam do wykupienia receptę, więc przechodząc obok apteki od razu postanowiłam załatwić tę sprawę. Kiedy weszłam było kilku klientów, ale każdy stał przy innej kasie, więc nie było żadnej kolejki. W pomieszczeniu było czysto i schludnie, a towary na półkach ustawione były w iście „aptekarskim” stylu, czyli bez grama bałaganu. Kasy były otwarte trzy, a po chwili przyszedł magister farmacji i otworzył kolejną kasę. Po chwili jedno okienko było wolne i mogłam podejść. Musiałam chwilę poczekać, bo farmaceutka coś tam sobie notowała. Jednak już po kilku sekundach zapytała co mi podać. Zapytałam najpierw ile kosztują tabletki zapisane na recepcie i dowiedziałam się, że ich cena wynosi 38 zł. Cena tych tabletek często się zmienia, ale zazwyczaj kosztują one ponad 40 zł. Postanowiłam skorzystać z tej atrakcyjnej ceny i kupić tabletki od razu. Podczas obsługi bacznie obserwowałam obsługującą mnie farmaceutkę. Pani ta w ogóle się nie uśmiechała, cały czas była spięta i wyglądała na zdenerwowaną. Nie angażowała się zbytnio w obsługę klienta, a na zadawane pytania odpowiadała w telegraficznym skrócie, nie wdając się zbytnio w rozmowę. I jeszcze jedna rzecz, która niezbyt mi się spodobała: farmaceutka wcale nie używała słów grzecznościowych w stosunku do klientów. Nie usłyszałam od niej ani proszę ani dziękuje. Moim zdaniem, mało profesjonalne zachowanie.
Wybrałam się specjalnie do drogerii, by kupić sobie lakier do paznokci. Po wejściu zauważyłam sporo klientów w sklepie, więc od razu udałam się w stronę półek z lakierami do paznokci, by nie tracić czasu. W drogerii było bardzo czysto i przyjemnie, pomieszczenie było odpowiednio oświetlone. Produkty na półkach były bardzo ładnie ustawione, nigdzie nie zauważyłam bałaganu czy chaosu między towarami. Ceny lakierów do paznokci trochę mnie zaskoczyły, ponieważ znacznie wzrosły od mojej ostatniej wizyty w tej drogerii. Przedtem cały czas kupowałam lakiery firmy Sensique, ale teraz postanowiłam coś zmienić i zdecydowałam się na lakier z Essence. Lakier był w dość atrakcyjnej cenie, bo kosztował tylko 5,49 zł. W dodatku wybór kolorów był bardzo duży. Wzięłam lakier z półki i od razu udałam się do kasy. Jednak po drodze do kasy zauważyłam bardzo ciekawe, a jednocześnie nieprofesjonalne zachowanie obsługi. Dwie ekspedientki stały blisko siebie i stroiły dziwne miny, kątem oka spoglądając na klientkę, która niedaleko nich oglądała jakieś produkty na półce. Moim zdaniem wyglądały tak jakby się wyśmiewały z klientki. Kiedy podeszłam do kasy nie było żadnych klientów w kolejce, ale nie było też żadnej kasjerki. Po chwili przyszła jedna z ekspedientek, która chichotała się razem z koleżanką. Nie mogę powiedzieć, że obsłużyła mnie w miły sposób. Odzywała się od mnie w arogancki sposób, nie utrzymywała kontaktu wzrokowego i ogólnie była niezbyt przyjemna w obyciu. Na jej twarzy nie zauważyłam ani grama uśmiechu, a wrogi wyraz twarzy z daleka pokazywał niechęć do klientów.
Dziękujemy za zgłoszenie obserwacji na temat naszej firmy.Z uwagą analizujemy opinie klientów i staramy się wyciągać z nich wnioski. Po analizie zgłoszonego zagadnienia udzielimy szerszej odpowiedzi.
Wybrałam się na...
Wybrałam się na zakupy do centrum handlowego i przy okazji postanowiłam puścić totka. Kiedy weszłam do salonu nie było żadnych klientów. Wszędzie było czysto i schludnie, a w powietrzu unosił się przyjemny zapach. Za ladą stała bardzo elegancko ubrana i uśmiechnięta ekspedientka. Od razu miło mnie powitała i zapytała co podać. Podałam jej wypełniony kupon totka i zaczęłam szukać portfela. W tym czasie ekspedientka bardzo szybko wydrukowała kupon i zaproponowała mi kupno dodatkowej zdrapki. Zrobiła to w bardzo uprzejmy i profesjonalny sposób cały czas się uśmiechając. Podziękowałam, ale nie zdecydowałam się na zakup zdrapki. Ekspedientka nie zrażona moją odmową podała kwotę do zapłaty za wydrukowany kupon w wielkości 3 zł. W równie miły sposób podziękowała za dokonaną transakcję i zaprosiła mnie na ponowne zakupy do saloniku.
Przechodziłam akurat obok Tesco i postanowiłam wejść i zrobić „warzywno-owocowe zakupy. Po wejściu od razu udałam się na dział z warzywami, który znajdował się niemal przy samym wejściu. Nie byłam jednak zachwycona tym co tam zobaczyłam. Panowało tam pomieszanie z poplątaniem. W ofercie były nawet ładne jabłka, było ich kilka rodzajów i to w różnych cenach. Problem polegał jednak na tym, że nie wiadomo było które ile kosztują. Nad stołami z owocami zawieszone były plakietki z poszczególnymi cenami, ale nie dopasowano cen do rodzajów jabłek i stąd nie wiadomo było ile które kosztują. Najtańsze jabłka kosztowały 1,99 zł/kg i byłam prawie pewna, że to właśnie te wybrałam, ale przy kasie okazało się, że moje jabłka kosztują prawie 4 zł/kg. Do koszyka zakupowego wrzuciłam też kilka młodych ziemniaczków po 2,99 zł, ale nie były one najlepszej jakości, a poza tym były strasznie drobne. Muszę przyznać, że na terenie sklepu panował lekki bałagan. Zarówno na samym sklepie, jak i między towarami na półkach. Gdzieniegdzie stały nierozpakowane palety z towarami zagradzały przejście. Blisko działu z warzywami stał wieszak z nasionkami różnego rodzaju. Myślałam, że uda mi się tam znaleźć rzeżuchę, ale prawie wszystkie torebki z nasionami leżały w pudełku, które stało pod wieszakiem i były tak wymieszane, że po prostu tragedia. Zrezygnowałam z dalszych zakupów i udałam się do kasy. Kasa była czynna tylko jedna, a przy niej stało kilka osób. Na szczęście po chwili przyszła druga kasjerka i otworzyła kolejną kasę. Obsługa przebiegła wtedy szybko i sprawnie. Kasjerka była miła i uprzejma dla klientów. Z każdym prowadziła krótki dialog, do każdego się uśmiechała.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.