Miejscowy oddział Poczty Polskiej, to solidny usługodawca sprawnego przekazywania przesyłek, dba o komfort i wygodę odbiorcy, oszczędzając jego czas. O tym, przekonałam się 17 września, gdy nie było mnie w domu, a otrzymałam przesyłkę-paczkę. Zadzwoniono na moją komórkę (miła pani-pracownik/doręczyciel), aby umówić się na ewentualny odbiór, nie było możliwości, abym odebrała w danym momencie, ale mogłam wskazać inną osobę, u której pozostawiono paczkę. Zadbano o to, aby przesyłka dotarła do mnie jak najszybciej (jeszcze tego samego dnia), abym nie musiała fatygować się po nią, w kolejnych dniach do urzędu. Taka forma obsługi bardzo mi odpowiada – najsprawniej, jak to możliwe.
Przy zakupie NC+, poinformowano mnie, że sygnał zostanie aktywowany w ciągu 2 godzin, jednak tak się nie stało, więc byłam zmuszona zadzwonić na infolinię, choć zestaw został zmontowany, dopiero po 6 godzinach od zakupu. Zawsze wkurzają mnie komunikaty reklamowe i wysłuchanie opcji wybierania, ale tak już jest i trzeba przez to ”przejść”. Gdy w końcu przeszłam przez kolejne etapy weryfikacji, dokonywanej przez kolejne zgłaszające się osoby (zawsze wybierałam polaczenie z konsultantem), ”dotarłam” do właściwego rozmówcy i zanim skończyła się nasza rozmowa, na platformie NC+ pojawił się obraz i dźwięk – sygnał dotarł, niemal natychmiast. Od rozmówczyni, dowiedziałam się także o pakietach telewizyjnych, dołączonych na 3 miesiące, które dezaktywują się same, nie powiększając kwoty mojego abonamentu, automatycznie. W sumie byłam bardzo zadowolona z rozmowy i obsługi, choć dotarcie do rozmówczyni było denerwujące.
Tak mi wypadło, ze 15 IX tankowałam paliwo, na tym Orlenie. Trafiłam na dostawę paliwa, więc obsłużyć musiałam się sama, bo pracownik podjazdu był zajęty. Były rękawiczki, nie było problemu i tego dnia, była dość atrakcyjna cena Vervy i dodatkowo skorzystałam z rabatu 20 gr/litr oraz dodatkowych, znacznych punktów, Vitay. Obsługę kasową stanowiły dwie sympatyczne dziewczyny, Marzena i Ola. Z drugą miałam bezpośredni kontakt, profesjonalny w traktowaniu powinności, wdzięk i kultura nie były jej obce. Wszędzie panował porządek, także handlowy w prezentowanych ofertach. Wizyta przebiegła sprawnie, w przyjemnej atmosferze.
Centrala Rybna w Brzegu, to coś w rodzaju placówki, typu”2 w 1” – sklep i bar rybny, gdzie, oprócz zakupów, można zjeść smaczną, smażoną rybę. Są tu też sałatki z majonezem, do wyboru – śledziowa, wegetariańska, jarzynowa i inne. Miła, starsza panie przygotuje zamówienie, zarówno ”na miejscu”, jak i ”na wynos”. Potrawy z ryb są dość drogie, ale nigdzie nie są tanie, a za cenę specyficznego zapachu ryb, warto skorzystać, z ofert konsumpcyjnych tej placówki. Było tu czysto, zapach specyficzny, ale to miejsce ”rybne” i tylko taki asortyment posiadają, więc traktuję to poza-opiniowo. Atmosfera i jakość smażonych ryb, mają główne znaczenie, dlatego zaglądam tu, nierzadko.
W dniu 13 września, z uwagi na odległą wycieczkę niedzielną, zatrzymywaliśmy się na kilku stacjach paliw Orlenu. Ta w Tychach, była ostatnią, postojową, gdzie bardzo krótko ”zabawiliśmy”. Tak się złożyło, że byliśmy jedynymi klientami, a obecna na zmianie dziewczyny, znudzone siedziały na kanapach, w kąciku konsumpcyjnym, jedna skulona, nawet na ”dzień dobry” nie zareagowała, nie mówiąc już o tym, by uprzedziła powitanie. Druga przymierzała sobie okulary – asortyment sprzedażowy, jeden z wielu, dostępnych w placówce. Ta właśnie, obsłużyła mnie przy zakupach, ale coś takiego, jak karta punktowa, nie istniało w jej zachowaniu słownym, może to efekt niedzielnej ”nudy”, a może ona "tak ma". Gdy czekała na płatność, sama jej ją wręczyłam, bez słowa wzięła i zrobiła, co należy. Obsługa, jak obsługa – swoiste minimum zostało zachowane. W ogólnym wyglądzie – było czysto.
W miejscowości Rdzawka, tuż przy DK 47, znanej, jako Zakopianka, mieści się Gospoda u Harnasia, gdzie 13 IX wstąpiliśmy, aby zjeść obiad. To taki lokal, stylizowany trochę, na wskroś góralsko – ławy, stoły drewniane, boazeria, 2 ”mizerne” poroża, nic ekstra efektownego. Umieszczony pod sufitem, w rogu, telewizor był zbędnym dodatkiem, tego dnia. Część barowa (samoobsługi) to coś na wzór kowbojskiego salonu – wahadłowe/2-skrzydłowe drzwiczki, drewniany okap nad barem. Trochę do ”życzenia” pozostawiał porządek – na podłodze można było nadepnąć resztki jedzenia, serwetka, przy stoliku była wilgotna – zapewne po ostatnim kliencie, bardzo widoczna, umazana palcami klientów boazeria, wokół kontaktu do toalety. Organizacja była dość dobra, choć trafili się klienci, którzy otrzymali część zamówienia, a o resztę musieli się upomnieć, co stworzyło małe zamieszanie i nawet pracownik z kuchni się pojawił (pan z tatuażami). Nie wydaje się tutaj paragonów, ani nr-ów zamówień, pracownica stara się ogarnąć wszystko pamięcią. Jej wygląd nie był rewelacyjny, ale jeszcze nie ”odrażał”. W zestawieniu po wcześniejszej, naszej wizycie w Zajeździe, w Maniowy, pobyt byłby rewelacyjny, ale tylko wtedy, gdyby ocena dotyczyła zestawienia przeciwności. Byliśmy głodni, trzeba było coś zjeść, a tu nie było najgorzej, natomiast jedzenie było smaczne i estetycznie podane, co mogliśmy skonsumować na zewnątrz, przy jednym ze stolików pod parasolem, choć na ”przywołanie” czekaliśmy w lokalu. Na powietrzu, wizualnie było znacznie przyjemniej. Ważne, że potrawy były smaczne, resztę dało się ”znieść”.
Tę stację paliw, przy drodze 969 w Maniowy, nazwałabym, około-Orlenowską, bo oprócz znaku i barw firmowych, niewiele ma ona wspólnego z tą siecią. Bywam na różnych Orlen-ach, miewam różne odczucia, ale tutaj – wysoka ocena należałaby się za anty-Orlen. 13 września, wracaliśmy z pobliskiego Czorsztyna, chcieliśmy kupić kawę i co-nieco na drogę. Dość rozległy, przestrzenny teren i ”kompletny” brak innych samochodów, nie wzbudziły naszych podejrzeń. Dwóch eleganckich panów przywitało mnie z uśmiechem w bardzo małym, ciasnym budynku – sklep/kasa. Moje pierwsze pytanie dotyczyło możliwości zakupu kawy, bo kawiarki, jakoś nie dostrzegłam. Jeden z panów wskazał mi urządzenie, zakamuflowane w tej ciasnocie, zapytałam – czy to, aby na pewno sieć Orlen?, bo kawiarka była jakaś ”dziwna”. Pan z rozbrajającą radością oznajmił – tak, ale ekspres jest nie-Orlenowski. Więc kontynuowałam – czy to oznacza, że punktów Vitay, też nie honorujecie? Usłyszałam – za kawę nie, ale jakieś dwa punkty otrzyma pani za jej zakup. Innych zakupów, też mi się odechciało, więc pożegnałam zdziwionych panów, pracowników tej placówki. Tuż obok tego Orlenu jest inny, mały budynek, nazwany ”Zajazd”, który z zewnątrz ładnie wyglądał, ale wewnątrz, atmosferą - zwykłą ”mordownią” okazał się. Po tej wizycie zrozumiałam, dlaczego były pustki (brak samochodów) na obszernym terenie parkingowym były. Tu czas zatrzymał się dawno temu, tu nic z Orlen-owskigo, współczesnego wydźwięku nie ma, to taka mini, mało, (jeśli w ogóle) atrakcyjna stacja paliw. Nie warto było wstępować.
Zamki w naszym kraju są głównie dziedzictwem historycznym. Ten w Czorsztynie, pochodzi z XIII wieku i aktualnie stanowi trwałą ruinę, zabezpieczoną i nadzorowaną, przygotowaną dla turystów, którzy tu trafią. Trafiliśmy tutaj 13 września, poznaliśmy część historii naszego kraju. To okazały obiekt, częściowo udostępniony, bezpiecznie zorganizowany dla turystów. Udostępnione pomieszczenia były opatrzone tabliczkami informacyjnymi o danym miejscu, oświetlone, z niewielką ilością eksponatów, np. zachowane fragmenty tablic, nadproży w Baszcie Baranowskiego. Zwiedzanie zamku rozpoczyna się w dolnej części zamku, kierunek wyznaczają strzałki, bo zamek zwiedza się bez przewodnika. Zamek usytuowany jest na skale, tuż nad jeziorem czorsztyńskim. Z tarasu wieży można podziwiać piękne krajobrazy tatrzańskie, a na drugim brzegu jeziora, widoczny jest zamek w Nidzicy, który zwiedzimy innym razem. Piękna pogoda sprzyjała delektowaniu się wspaniałym widokiem okolicy z zamkowych kondygnacji. To piękne miejsce, choć tylko ruina, ale zadbana, warta odwiedzenia. Dojście do zamku jest bardzo łatwe (ok. 300 m), najpierw leśna, ale asfaltowa dróżka w dół potem w górę, dalej kamieniste podejście do samego zamku. Bezpośrednio, na zamek zamontowano metalowa konstrukcję schodów i pomostu, aby można było wygodnie dojść, a u samego wejścia, witał pracownik, który kasował wcześniej zakupione bilety, których cena nie była wygórowana, jedyne 5 zł/os. Tu można było kupić, też pamiątki. Lubię łazić po górach, lubię stare zamczyska, więc mi się podobało.
Orlen w Zatorze, był jednym z tych miejsc, gdzie zrobiliśmy sobie krótki postój w podróży, przed południem, w niedzielę 13 września. Obok standardu Orlenowskiego (paliwo, zakupy, toalety), jest tutaj także bar. Obsługa miła i grzeczna, czysto i estetycznie, pracownicy dbali o maksimum sprawności w obsłudze. Nie zwróciłam uwago na obecność pracownika podjazdu, nie tankowaliśmy, ale była konieczność, skorzystania z zaplecza sanitarnego, a sprzątająca pani zadbała o indywidualność, usuwając się dyskretnie, na ten czas. W sklepie/kasie, do zakupionego H-Doga, obsługująca zaproponowała kawę, ale mieliśmy, zakupione kawy na poprzednim Orlenie i jeszcze niewypite, więc tylko zimne napoje wzięłam. Obsługująca była bardzo miła i grzeczna, a jej łagodny głos, dodawał przyjemnego ”wyrazu”, całości.
Tym razem, przyjemnie zaskoczył mnie klub Jagielloni na stadionie wrocławskim, podczas meczu z WKS-em, 12 września. Byli w znacznej mniejszości, ale to do nich należało ”szoł” stadionowe – byli głośni, radośni i bardzo widoczni w zajmowanym sektorze, nie tylko dzięki żółtym i czerwonym barwom klubowym, ale także dzięki oznaczeniu banerami i licznym flagom klubowym, które powiewały w czasie meczu. Miejscowy WKS, tym razem blado wypadł, choć ich drużyna ”Śląsk”, wygrała. Klub Jagielloni pokazał, że potrafią się bawić w czasie meczu, dopingować własny zespół i zachować przyzwoitość, choć nie obeszło się bez jednego komunikatu, przywołującego kulturę słowa. Pomimo, że drużyna Jagielloni na boisku, przegrała mecz, ich klub na trybunach, zachował do końca dobry nastrój dopingu, bez ekscesów pirotechnicznych i kibicowskiej agresji. W czasie rozgrywanego spotkania były przyśpiewki, okrzyki, zagrzewanie trybun do wtóru, wszystko przy wspomaganiu megafonu i bębnów, jako ”wzmacniaczy” dopingu. Wodzirej klubu był niezmordowany w sile głosu i miał posłuch wśród swojej grupy.
Lubimy wizyty na Stadionie Miejskim we Wrocławiu, co wiąże się z piłkarskimi zainteresowaniami i, jeśli czas pozwala nie omijamy meczów piłki nożnej. W dniu 12 IX, miejscowa drużyna WKS-u rozgrywała spotkanie Ekstraklasy, z Jagiellonią Białystok. Bilety zakupiliśmy na miejscu, w kasie przy stadionie, gdzie sprawnie realizowano ten proces, przy kilku czynnych okienkach. Samo wejscie na teren stadionu, zorganizowano sprawnie z zachowaniem aspektów bezpieczeństwa, tu nie wszedł nikt na ”dziko”, kolejne weryfikacje kibiców wykluczały taką możliwość. Służby ochrony zachowały dystans, takt i kulturę. Sprawdzaniem kobiet, wchodzących na stadion, zajmowały się kobiety, mężczyźni przypisani byli dla mężczyzn. Sama atmosfera stadionu, była niepowtarzalnym przeżyciem – oprawa przed-meczowa i w trakcie przerwy, komunikaty, wywiady, dodatkowa wizja na telebimach, ”szoł” tworzone przez kluby, zapewnienie gastronomii (choć drogo). Na terenie stadionu jest zakaz palenia papierosów, ale dopuszczono sprzedaż piwa, więc palący mieli w nosie zakaz, co nie dziwi, bo piwo i papieros, zwykle ”idą” w parze.. Jest zasada niepisana, – jeśli nie możesz czegoś zwalczyć, zminimalizuj skutki. Minimalizacją, byłoby postawienie metalowych koszy-popielnic, co pozwoliłoby na utrzymanie estetyki obiektu. Dziwi mnie, że nikt dotąd tego nie zrobił, po każdym meczu, na posadzce werand/korytarzy stadionu zostają pety. Nie pali się na trybunach, ale okalające promenady – to już inna sprawa. Z ogromną rzeszą kibiców, raczej się nie walczy, ale można zadbać o kulturę bytu, tu wystarczyłyby właściwe pojemniki na odpadki, typu pety. Od dawna tu przyjeżdżamy i nadal nikt tego nie zorganizował w zakresie estetyki, a to tak niewiele, ale chyba za wiele, dla administratora obiektu.
Kilka dni wcześniej kupiłam spódniczkę, która w domu okazała się, nie do końca tym, czego oczekiwałam, więc udałam się do HM-u, aby dokonać, ewentualnej wymiany lub odzyskać gotówkę. Nie było najmniejszego problemu, znów wyszłam ukontentowana. Najpierw zgłosiłam pracownicy cel wizyty, która poprosiła, abym rozejrzała się po sklepie, jeśli nie znajdę oczekiwanego fasonu/koloru, wówczas dokona zwrotu gotówki. Zaprowadziła mnie, także do miejsca, w którym znajdowały się spódnice. Kilka fasonów wzięłam do przymierzalni, gdzie dokonałam ostatecznej decyzji. Tak powinno być w każdym sklepie – pełne zadowolenie dla klienta. Nie wyszłam z gotówką, wyszłam z inną spódnicą, co bardzo mnie satysfakcjonowało. W tym dużym i uporządkowanym sklepie, organizacja handlowa jest bez zarzutów.
Znów zawitaliśmy do Galanta na pstrąga z grilla z dodatkami, znów obsłużył nas postawny szef, miły człowiek o radosnym usposobieniu, skłonny do ”luźnego”, żartobliwego dialogu. Świetnie u-grillowany strąg z dodatkami, ceny nie niskie, ale warte, jakości i estetyki podania. Otoczenie urządzone pomysłowo i wygodnie dla goszczących tutaj. Miejsca, zarówno wewnątrz lokalu, jak i na zewnątrz, pod rozłożystymi parasolami. Obszerny parking pozwala na bezpieczne pozostawienie samochodu, na jednym z wyznaczonych miejsc i, nie tylko. Dekoracyjne motywy roślinne, kominek, rzeźba wędkarza ”w akcji” i inne dodatki, są dopełnieniem całości, przyjemnego wizerunku i sympatycznej atmosfery.
Cele moich wizyt, na stacjach paliw Orlenu są zwykle podobne, jeśli nie takie same, ale tym razem, skorzystałam z poszerzenia o myjnię, aby nadać blask koloru na samochodzie. Ta myjnia przeszła niedawno gruntowną modernizację, wymieniono wszystkie urządzenia, stworzono nowoczesną funkcjonalność. Pojawił się program z dodatkowym, ekstra woskowaniem i większą ilością punktów w programie lojalnościowym. Klient witany jest tu z uśmiechem, klienta się szanuje, a estetyczny wygląd jest standardem wizerunkowym. Pracownik podjazdu, Paweł, doglądał także myjni, był do dyspozycji w każdym momencie, choć czuwał głównie przy dystrybutorach. Stąd można odjechać, ”jedynie” zadowolonym.
To taki bardzo przyjemny pub/pizzeria z bardzo miłą obsługą, bardzo sprawną w przyjemnym otoczeniu wnętrza. Wybraliśmy się na pizzę w gronie znajomych, byliśmy większą grupą, więc zezwolono nam na połączenie stolików. Duży wybór rodzajów m.in. pizzy i napojów, podane estetycznie, smakowało wyśmienicie. Choć menu, to tylko harmonijkowa-te kartki, jakoś nam nie przeszkadzało. Lokal nie jest nader dostojny, ale przyjemnie się prezentuje, taka trochę starsza architektura z łukami i wypukłościami ścian oraz estetycznie zaaranżowanym wystrojem wnętrza. Składa się z kilku lokali, my zajęliśmy miejsca w pomieszczeniu z barem. Trochę chwiejące się krzesełka były jak ”znak czasu”. Niezależnie od tego, miło spędziliśmy tutaj popołudnie, 8 IX.
Z wizyt na tym Orlenie, zwykle bywam zadowolona, dzięki bardzo dobrej, sprawnej organizacji placówki i przyjemnej atmosferze, tworzonej przez pracowników. W dniu 7 IX, znów się zatrzymałam, skorzystałam z kilku ofert, nie tylko zakupów. Widoczne były: ład, porządek i estetyka w każdej części. Tu pracownicy nie marnują czasu, mają pieczę nad swoimi stanowiskami, chętnie i uczynnie służą klientom, mają odzież firmową, stosowną do wykonywanych czynności. Przy stanowisku kasowym, gdzie finalizowałam płatność, tego dnia była dziewczyna o rzadkim imieniu – Afrodyta, miła, uśmiechnięta, zadbana, swoje powinności wykonała sprawnie z zachowaniem taktu i kultury, sympatycznie pożegnała.
Parę dni wcześniej kupiłam w Auchan artykuł, który, zwykle kupuję w innej placówce (niespożywczy, aczkolwiek zużywający się) i okazał się on, bardzo dobrej jakości, więc korzystając z okazji pobytu w okolicy, wstąpiłam, aby wziąć kilka sztuk. Ład i porządek oraz przejrzystość sklepu były pierwszym, rzucającym się w oczy wrażeniem, czemu wyraz już dałam w poprzedniej wizycie. Uczynność pracowników, także była ”na poczekaniu”. Nieco więcej czasu poświęciłam na zorganizowaną tutaj, część wyprzedażową i kilka artykułów okazało się przydatnych. Niestety, znów trafiłam na kasjerkę, która w ogóle nie była zainteresowana programem skarbonki, a gdy podałam jej kartę, wręcz zwróciła uwagę, że jeszcze nie teraz. Dopiero, gdy powiedziałam – to skarbonka punktowa; usłyszałam – aha. Trochę ją to zmieszało, ale zrobiła, co trzeba, (co jakiś czas ma to miejsce w tym Auchan).
Chrząstowicki Orlen mieści się przy trasie głównej, którą bardzo często podróżuję, w ostatnim okresie, więc bywam tutaj na krótki postój, korzystając z ofert handlowych, czasem usługowych. W dniu 7 IX, trafiłam na moment ”wzmożonej” obecności tankujących i widać było, wyraźną aktywność pracownika podjazdu, który swą uczynnością, wypełniał swoje powinności, w pełni kultury, taktu i przychylności. Podobną postawę prezentowali pracownicy sklepu/kasy, eleganccy, uśmiechnięci i taktowni, profesjonalnie traktujący klientów. Okalający teren jest dość rozległy, co daje możliwość, dłuższego postoju dla tirów i nie zakłóca to, organizacyjnie Orlenu. W ogólnym ”wyrazie”, jest tutaj estetycznie – ciekawe akcenty/klomby na zewnątrz, pachnąca, nowoczesna toaleta, przestrzeń i przejrzyste ekspozycje artykułów handlowych.
Wizyta w tym sklepie – przypadek, zupełnie nieplanowana, to moja znajoma szukała butów, a z zakupem, wyszłyśmy obie, zyskując 20% rabatu, choć pamiętam czasy, gdy rabaty bywały tu intratniejsze. Obuwie i dodatki, oferowane w sprzedaży były uporządkowane asortymentami, było tu czysto i przejrzyście, bardzo jasno, tylko za małe lustra mają i umieszczone dość niefortunnie, nie można zobaczyć całej postaci, a szerokość alejki jest zbyt mała na przeglądanie, trzeba stać niemal przy lustrze. Bardzo miłe i uczynne, były sprzedawczynie, chętnie służyły pomocą, a finalizująca zakup, poinformowała o czasie obowiązującej, ewentualnej reklamacji.
Restauracja Krawczyka – Sami Swoi, w CH Auchan ma bogate menu obiadowe, z czego skorzystaliśmy, w dniu 6 IX. Miła i grzeczna, sprawna obsługa, to dwie sympatyczne dziewczyny, które sprawnie zorganizowały obsługę, uzupełniając się wzajemnie – jedna przygotowywała potrawy, zgodnie z oczekiwaniem klientów, druga kasowała. Zanim znajomi otrzymali swoje potrawy z tureckiej gastronomii, my swoje, kończyliśmy konsumować. Tu w Auchan są stoliki, skupiające konsumentów/klientów różnych gastronomii, znajdujących się w centrum handlowym. Zwykle w Sami swoi jadam naleśniki ze szpinakiem, tym razem wzięłam coś innego, też byłam usatysfakcjonowana.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.