W ramach rybnickiej akacji weekend za 50 % obejmującej 39 lokali chcieliśmy popróbować czegoś dobrego w Prego Pizzy, gdyż znajdowała się ona na liście lokali uczestniczących w promocji. Podjechaliśmy pod pizzerie, lecz miejsca do zaparkowania nie widać, dlatego skręciliśmy na pobliskie osiedle, by znaleźć jakieś miejsce. Gdy doszliśmy pod pizzerie zobaczyliśmy niewielki napis, że parking dla klientów jest 150m dalej, lecz tam tylko widać jakąś bramę wjazdową. No więc wreszcie weszliśmy do pizzerii. Rozglądam się, nikogo nie ma, zrobiłam krok w tył, by zobaczyć godziny otwarcia, czytam do 22. Podeszliśmy do braku, by zapytać co lokal oferuje za 5 dań w promocji weekend za 50%, lecz zamiast odpowiedzi zostaliśmy poinformowani, że na pizze trzeba czekać godzinę, gdyż zabrakło im sera. Hmm dziwne, niby akcja promocyjna zachęcająca klientów a tu takie coś.
Udałam się z chłopakiem do lokalu ze względu na to, że tego dnia obowiązywała tam rybnicka akcja weekend za pół ceny. Weszliśmy do środka, lecz było mnóstwo ludzi. Wszystkie stoliki zajęte. Wyszliśmy na zewnątrz, na tarasie było miejsce. Udałam się do barku, by zapytać się co oferują w promocji. Kelnerka dała mi kartkę z trzema promocyjnymi pizzami i dwoma daniami. Wybraliśmy pizzę. Kelnerka poinformowała nas jednak, że trzeba będzie czekać 40 minut. Zgodziliśmy się. W czasie oczekiwania ze środka knajpy zaczęło wychodzić pełno ludzi na papierosa ze względu na brak sali dla palących. Siedzieliśmy blisko drzwi, dlatego też mieliśmy obok siebie non stop około 15 osób i smugę dymu, ze względu na dużą ilość klientów tego dnia.
Podczas zakupów przechodząc obok salonu Orange przypomniałam sobie, że chciałam włączyć sobie pocztę głosową, gdyż firma Orange wyłączyła nadajnik znajdujący się obok mojego miejsca zamieszkania i nie mogę dzwonić. Nie wiem też czy ktoś nie chciał się ze mną skontaktować, dlatego też byłam zmuszona włączyć tą usługę. Weszłam do salonu. Było tam dwóch pracowników obsługujących klientów. Przede mną jeszcze jeden mężczyzna, zaraz za mną weszła także para z dzieckiem. Stoję i stoję, czekam i czekam, po jakiś 8 minutach postanowiłam przeprosić ekspedienta i zapytać czy może wystarczy, że zadzwonię na jakiś numer w celu włączenia poczty głosowej. Konsultant odpowiedział, że tak na biuro obsługi, ale on nie wie czy nie trzeba będzie także jakiegoś kodu podać, żebym poczekała. Lecz wtedy zorientowałam się, że nie mam telefonu przy sobie, że pewnie zapomniałam go w samochodzie. Wróciłam po niego, po czym z powrotem udałam się do salonu. W salonie nadal byli klienci, więc usiadłam, żeby zaczekać. Po jakiś 20 minutach wreszcie doczekałam się na swoją kolej. Tym razem przyjęła mnie konsultantka. Gdy wyjaśniłam jej o co chodzi powiedziała, że wystarczy zadzwonić na biuro obsług *500 i tam za 50 gr można uruchomić tą usługę. Pytanie tylko dlaczego musiałam tyle czekać, by się tego dowiedzieć? Pierwszy konsultant niestety nie poinformował mnie o tym jak się o to pytałam.
Weszłam do firo tour, by zapytać o jakiś wczasy. W biurze była tylko jedna konsultantka, przy której stoisku byli już klienci. Dlatego też stanęłam, by zaczekać. W między czasie przeglądałam katalogi, lecz wizyta klientów strasznie się przedłużała, gdyż byli bardzo niezdecydowani. Zbliżała się godzina 17, kiedy to zamykają biuro. Pomyślałam sobie : kurcze, tyle czekam,a okaże się, że nic nie załatwię. Gdy poprzedzający mnie klienci skończyli była godzina 16:58, lecz konsultantka przywitała się ze mną i zaprosiła na stanowisko. Powiedziałam, że może podam maila, by przesłała mi oferty następnego dnia, ponieważ jest już godzina 17. Pracownica jednak powiedziała, że nie ma problemu, że jeśli ja się nie spieszę to poszukamy czegoś. Wypytywała mnie czego szukam, spokojnie wyszukując interesujące oferty, nie zwracając uwagi na upływający czas. Znalazła mi kilka najbardziej interesujących ofert, bym przejrzała je sobie w domu. Gdy wyszłam z biura była już godzina około 17:10.
Wybrałam się z siostrą na nowe zajęcia fitness prowadzone w MOSiRze. Zachęciły mnie informacje na stronie internetowej. Tydzień wcześniej także byłam na tych zajęciach. Bilet kosztował 9 zł, dlatego tez tego dnia wzięłam odliczone pieniądze, żeby nie zostawiać niepotrzebnej gotówki w szatni. Gdy doszłam do kasy ogromnie się zdziwiłam, gdy pracownica powiedziała mi, że bilety są za 10 zł. Strasznie głupio mi się zrobiło, gdyż zabrakło mi złotówki, lecz tydzień wcześniej zajęcia były tańsze. Pomyślałam, że w samochodzie pewnie mam jakieś drobne i wróciłam, żeby sprawdzić/. Na szczęście znalazło się parę groszy. Trzeba przyznać, że zajęcia mi się podobały, uprzejma prowadząca, różnorodne ćwiczenia, zarówno z matami, jak i krzesłami. Lecz gdy robiliśmy ćwiczenia na matach i oparłam się ręką o podłogę to od razu miałam czarną dłoń. Tak więc podłoga była nie za czysta.
Weszłam do Orange, który znajdował się w centrum handlowym, by dowiedzieć się czemu od kilku dni nie mam zasięgu w domu. W salonie znajdowała się klientka, poczekałam moment, lecz stwierdziłam, że wejdę do sklepu obok to pewnie w między czasie kobieta wyjdzie. Po jakiś 10 minutach weszłam ponownie, okazało się, że klientka nadal była w salonie, rozmawiała przez telefon, pracownica także rozmawiała przez telefon. Tak więc stanęłam i czekałam. Po jakiś 2 minutach konsultantka skończyła rozmowę i podeszła do mnie. Powiedziałam jej jaki mam problem. Odpowiedziała mi, że muszę zadzwonić do biuro obsługi. Oczywiście na mój koszt. Zapytałam także czy nie ma możliwości sprawdzenia czy nie zepsuł się im jakiś nadajnik najbliższy mojego miejsca zamieszkania, lecz niestety pracownica poinformowała mnie, że nie ma takiej możliwości. Powtórzyła, że mam dzwonić do biura obsługi, lecz chyba muszę w tym celu wyjść na dwór, ponieważ w domu od kilku dni nie mam zasięgu.
Będąc na zakupach w Auchanie zgłodniałam. Niestety otwarta była tylko Pizza Pai. Podeszłam, by zobaczyć co oferują. Przyznam, że wystawione pizze wyglądały smacznie, lecz cena troszkę mnie zniechęciła. Ponad 8 zł na jeden mały kawałek pizzy. Rozejrzałam się zobaczyłam, że tańsze są zapiekanki-po5,90zł. Zamówiłam jedną. Okazało się, że sos albo ketchup osobno płatny, zapiekanka malutka. A w do tego nie za smaczna. Chciałam wziąć sobie coś do picia. Zobaczyłam, że oferują koktajle, lecz ich cena także wysoka, w dodatku jak je zobaczyłam to mi się odechciało. Stały w plastikowych zamykanych kubkach i nie wyglądały na świeże.
Udałam się do sklepu, by kupić jakiś fajny strój na aerobik. Lecz okazało się, że kupiłam także inne rzeczy. Sklep był pełen szerokiego asortymentu. A w okół biegali tylko pracownicy, roznosząc to i tamto. Na dziale z ubraniami sportowymi można było znaleźć coś do siebie za niewielką cenę. Spodenki za 29 zł, przecenione z 79zł. Koszulki także około 25 zl. W sklepie jest bardzo wielka swoboda, można chodzić i oglądać do woli. Nikt nie chodzi za Tobą i Cie nie obserwuje. Przymierzalni też pod dostatkiem. Jedynym mankamentem, który zauważyłam były strasznie głośne wózki. Jak się szło to wszyscy się obracali.
Wybrałam się z siostrą na sezonowe lodowisko. Cena przystępna - 5 zł za osobę dorosłą, wypożyczenie łyżew także 5 zł. Po kupieniu biletów udałam się do wypożyczalni łyżew. Dowiedziałam się tam, że za kaucją można bezpłatnie wypożyczyć szafkę. Z łyżwami sprawa wyglądała nieco gorzej, nie wyglądały zbyt czysto. Przed wejściem na lodowisko wszystko znajdowało się w budynku, dopiero stamtąd wychodziło się na taflę. Dlatego tez nie trzeba było butów na dworze ubierać, a w trakcie można było wejść na chwilę do środka odpocząć, bądź ogrzać się. Tafla była całkowicie gładziutka. Nad lodowiskiem dach, lodowisko doskonale oświetlone. Obsługa też niczego sobie, wszyscy bardzo uprzejmi.
Po przejściu sklepów z odzieżą znajdujących się w centrum handlowych, weszłam jeszcze do Delimy, by zrobić jakieś zakupy na obiad. Na początku pochodziłam po stoisku warzywno - owocowym. Wszystko wyglądało świeżo. Wybrałam jabłka w przystępnej cenie, ale mimo tego były duże i czerwone. Zobaczyłam dział z surówkami na wagę. Ogromny wybór, wszystkie wyglądały apetycznie. Stanęłam przed działem, lecz nie było ekspedientki. Poczekałam, aż wróci. Okazało się, że poszła po towar, ponieważ niosła widerka z sałatkami. Oczywiście przeprosiła, że jej nie było. Po podaniu także podziękowała. Na dziale mięsnym czekałam już troszkę dłużej, ponieważ były tam tylko dwie ekspedientki, które obsługiwały zarówno dział z mięsem, wędlinami i serami. Lecz tutaj także obsługa niczego sobie. Sprzedawczynie bardzo uprzejmie, mimo tego, że było widać, że już są zmęczone. Po zakupach ustawiłam się do kasy, kilka osób w kolejce. Gdy przyszła moja kolej, podeszła do sprzedawczyni kobieta, która właśnie weszła do Delimy i powiedziała, że ma w torbie swoją colę. Kasjerka nic na to, ani słowem się nie odezwała, nie kiwnęła, ani nie powiedziała, że ma to zgłosić komu innemu,np. ochroniarzowi. Trochę mnie to zszokowało, jak mogła się tak zachować.
Weszłam do salony T-mobile, by rozwiać moje wątpliwości dotyczące wysokiej faktury. Po wejściu do placówki zobaczyłam, że przy jednym stanowisku są klienci, natomiast do drugiego podeszła kobieta i wyciągnęła papierowe torby reklamujące jakąś firmę. Ja stoję i czekam, bo myślałam, że pracownica przeprosi tamtą kobietę i obsłuży klienta. Lecz nic bardziej mylnego. Po chwili klienci odeszli z drugiego stanowiska i dopiero wtedy zostałam oproszona. Gdy przedstawiłam mój problem pracownicy to nagle usłyszałam, że druga pracownica, która mnie nie poprosiła do stanowiska rozmawia o sprawach prywatnych z tą kobietą. Gdyby tego było mało w między czasie do salonu weszła kolejna klientka i także nie została przez tą drugą pracownicę przyjęta. Pracownica dalej w najlepsze rozmawiała z koleżanką, a klientka czekała tak długo, aż ja skończyłam być obsługiwana.
Podjechałam pod Misztele, żeby zrobić niewielkie zakupy, lecz nie wiedziałam do której jest otwarta. Dlatego zaraz spojrzałam na godziny otwarcia. W dni powszednie do 22, a była godzina 19 50. Weszłam do środka. Wzięłam wózek. Odwracam się w lewo, odwracam się w prawo. Z każdej strony pracownice myją podłogę i jak zaczynam im deptać do tak na mnie zerkają tylko dziwnie. Pomyślałam jednak, że przecież dwie godziny do zamknięcia sklepu. Przechodzę na dział mięsny a tu także wielkie mycia podłóg, a ja jak jakiś intruz, co tylko nabrudzi. No ale nie zraziłam się, robię zakupy dalej, po skończeniu idę w kierunku kasy, a tu nikogo nie ma na kasie, przed kasą tylko pani z ogromną miotłą i szmatą znowu myje podłogę, lecz gdy zaczęłam wyciągać towar kasjerka na szczęście podeszła. Tylko się cieszyć, że nie dostałam z miotły:)
Udałam się do T-mobile, żeby dowiedzieć się czegoś o nowych ofertach abonamentowych. Podeszłam do stoiska, usiadłam i zapytałam o jakieś oferty na abonament. Ekspedientka zapytała mnie jaka kwota, by mnie interesowała, po czym opisała mi każdy z możliwych abonamentów i pokazała telefony, które można w każdym z nich otrzymać. W tym momencie przypomniało mi się, że oglądałam na stronie internetowej T-mobile, że w przypadku zakupu przez Internet przez 3 miesiące będę płacić pół ceny za abonament. Powiedziałam o tym ekspedientce, by zapytać co oferują mi w zamian w salonie. Pracownica zaczęła mi mówić, że ona nie poleca zakupu przez Internet, bo to jest niepewne, że nie wiadomo czy wszystko będzie w porządku. Bardzo zdziwiłam się, ponieważ to przecież jedna firma i dlaczego pracownica w taki sposób się wyraża o ofercie firmy. Nie kryłam mojego zdziwienia i zapytałam ją o co dokładnie chodzi i dlaczego się w taki sposób mówi o ofercie firmy, którą sama reprezentuje. Pracownica odpowiedziała, że klienci są niezadowoleni po zakupie przez Internet oraz wytłumaczyła, że ta oferta jest dla nowych klientów, a nie dla przedłużających umowę. Natomiast obecni klienci mają tańsze telefony. Wybrałam jeden z abonamentów i telefonów, lecz niesmak po wizycie pozostał.
Kilka dni temu byłam w przychodni zapisać się na usg jamy brzusznej, gdyż dostałam skierowanie. Gdy przyszłam okazało się, że zapisać mogę się telefonicznie dopiero następnego dnia, gdyż lekarz ma zeszyt w gabinecie. No, cóż, nie miałam wyjścia. Wychodząc zobaczyłam na ścianie obok jednego z gabinetów kartkę wiszącą na ścianie z możliwością zapisu na bezpłatne badanie słuchu. Wpisałam się na nią. Gdy 2 lutego przyszłam do przychodni na rzekome badanie słuchu okazało się, że było ono 2 stycznia, lecz nie zwróciłam na to uwagi zapisując się, ponieważ data była niewielka, a nie przypuszczałam, że 3 tygodnie po badaniu będzie wisieć nieaktualna oferta.
Przyszłam do punktu pobierań, żeby zrobić sobie płatnie rutynowe badanie krwi. Gdy weszłam pielęgniarka siedziała przy biurku. Zapytała mnie jakie badania chcę i zaznaczała je na specjalnym druczku. Przez cały ten czas miała na prawej ręce ubraną gumową rękawiczkę. Gdy wszystko przygotowała poszła szykować probówki. Jak je naszykowała otwarła strzykawkę i igłę i zaczęła ją nakładać. Lecz pielęgniarka przed pobraniem nie zmieniła rękawiczek. Wciąż była w tej jednej ubranej na prawej ręce! Zwróciłam jej uwagę. Pielęgniarka zaczęła się tłumaczyć, że nie ma czasu, że tą którą miała ubrała już wcześniej, zanim weszłam, bo jest tu sama nie nadąża. Lecz nie było przede mną nikogo. Siedziała przy biurku. No ale ubrała nowe rękawiczki na obie ręce. Po pobraniu mojej krwi. Zdjęła z lewej ręki rękawiczkę i dalej chodziła w jednej, na prawej ręce- dokładnie tak jak w momencie gdy ja weszłam.
Zamówiłam miejsca przez Internet. Gdy przyjechałam do kina chciałam je odebrać, lecz przed moimi oczyma okazała się ogromna kolejka, a na zegarku miałam 40 minut do seansu, lecz 30 minut przed odwoływane są niewykupione rezerwacje. Cóż stanęłam w kolejce. W między czasie zobaczyłam, że obok stoi biletomat, lecz wyłącznie z możliwością płatności kartą. Chciałam do niego się udać, lecz zobaczyłam, że kobieta kupująca w nim bilety, nie otrzymała ich. Kobieta udała się do kasy w której stałam, by zgłosić to pracownikowi.Pracownik przestał wtedy obsługiwać ogromną kolejkę i zaczął gdzieś dzwonić, by wezwać kogoś innego. Po pół godziny oczekiwania dopiero doczekałam się na swoją kolej.
Przyszłam do swojego ginekologa w godzinach otwarcia, lecz nie byłam zapisana na wizytę, gdyż była to nagła sytuacja. Weszłam do pokoju, gdzie rejestruje położna. Był tam w tym momencie jakiś pan wymieniający tusz w drukarce. Położna zapytała się o co chodzi i musiałam przy tym panu mówić. Kazała zapytać mi się pani ginekolog czy mnie przyjmie. Ta jednak odpowiedziała mi, że mogę czekać jeśli ktoś nie przyjdzie to mnie przyjmie, lecz wątpi, ponieważ jest dużo pacjentek. Ale poczekałam, bo cóż miałam zrobić. Lecz niestety na daremno. Po godzinie czekania położna wyszła i powiedziała mi, że moje oczekiwanie jest daremne, ponieważ jest zbyt dużo ludzi. Tak więc do lekarza się nie dostałam, płacę ubezpieczenie, lecz jak widać z pomocy medycznej skorzystać nie można. Nie dość, że nie można, to jeszcze trzeba się prosić i tłumaczyć. Absurd.
Jak co czwartek, gdy mam długo zajęcia poszłam do jadłodajni znajdującej się w rybnickim kampusie, w budynku Politechniki Śląskiej. Można zjeść tam domowy obiad za naprawdę niewielkie pieniądze. Zamowiłam sobie zestaw: kotlet z piersi z kurczaka, ziemniaki, surówka za 8,50zł. Pyszne, lecz atmostefa taka stołówkowa. Stare stoliki, po wejściu zapach smażonych plackow.
Poszłam do Wrzędu Miasta, by zarejestrować samochód. Po wejściu do Wydziału Komunikacji wzięłam numerek i czekałam na swoją kolej. W niecałe 5 minut wyświetił się mój numerek i usiadłam na wyznaczonym stanowisku. Pani obsługująca mnie była bardzo miła. Dała mi formuarz, który musiałam jeszcze wypełnić i druczek, z którym miałam udać się do kasy. Gdy poszłam do kasy zapłacić opłatę,pani w między czasie wpisała sobie wszystkie dane do komputera i gdy przyszłam musiałam tylko podpisać 3 kartki i chwilę później wszstko było gotowe. Wizyta w tym urzędzie trwała nie więcej niż 15 minut.
Wracając od znajomych chciałam zrobić małe zakupy. Po drodze mijałam Tesco,dlatego weszłam na zakupy właśnie do tego sklepu. Parking był duży, więc nie było problemu ze znalezieniem miejsca do parkowania. Udałam się po wózek, na szczęście wóżki nie były płatne, bo nie miałam drobnych. W sklepie było dużo wyboru. Na dziale warzywnym mnóstwo świeżych produktów, inne działy także miały duży wybór. Miałam ze sobą gazetkę reklamową z Tesco, ponieważ przez wyjściem w domu opróżniłam skrzynkę. Na ostatniej stronie widniała promocja, że przy zakupach za minimum 100zł dostanie się gratis sześciopak mleka, bądź czteropak coli. Zrobiłam zakupy za taką kwotę,lecz okazało się, że ta placówka Tesco nie jest objęta tą promocją. Lecz niestety w gazetce reklamowej było to napisane takim małym druczkiem.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.