28 sierpnia byłam z wizytą u stomatologa, wyznaczoną przez panią doktor na 10:00. Wizyta została wyznaczona 26 sierpnia na wizycie wcześniej - miała ona służyć poprawce źle założonego wypełnienia 26 sierpnia. Informowałam panią doktor, że aby być na tej wizycie muszę się zwolnić z pracy, aby przyjechać. Powiedziała, że wypisze zaświadczenie do pracy. Wzięłam wolne 28 sierpnia w pracy, przyjechałam na godzinę 9:00 do Instytutu. W poczekalni siedziałam do 12:30, aż wyszła Pani doktor i mnie zawołała do gabinetu, mimo że wcześniej wychodziła kilka razy i widziała mnie na korytarzu. Usiadłam na fotel, zobaczyła co i jak i powiedziała, że już dziś nie zdąży dokonać poprawek, bo już jest późno i radośnie umówiła mnie na następną wizytę 9 września.
Poszłam z chłopakiem na pizzę do Sphinxa, zamówiliśmy dwie, jedną dla niego, drugą dla mnie. Po długim czekaniu kelner przynosi nasze zamówienie. Na pizzy naszego chłopaka jest włos, długi czarny włos. Wołamy kelnera i mówimy o wszystkim, że mamy włos w potrawie. On bezradnie spytał, co może z tym zrobić, bo on nie widzi problemu. Na to my oczy ogromne i mówimy, że poprosimy kierownika. Przychodzi kierownik po 30-40 min i pyta, co się stało. Opisujemy całą sytuację, on na to, że może nam dać po lampce wina w ramach zadośćuczynienia. My mówimy, że nie pijemy wina, bo jesteśmy samochodem, i że poprosimy o nową pizzę, bo tej jeszcze nawet nie zaczęliśmy jeść. Kierownik odmówił. Zjedliśmy moją pizzę, zgorszeni zapłaciliśmy rachunek i poszliśmy do domu. Nigdy więcej już nie odwiedziłam tej restauracji.
1 września 2008 poszłam ze znajomymi do Nord Fish'a na rybkę. Zamówiłam "Duży Obiad," zestaw promocyjny za 7 zł 50 gr. Na obiad trzeba było trochę poczekać, bo trzeba było usmażyć rybkę. OK, pani miło mnie o tym poinformowała, ale po przyjęciu ode mnie zamówienia, zapomniała mi powiedzieć o promocji napoju za 2 zł. I to można było przeżyć, ale jak podała mi mój zestaw myślałam, że to chyba jakiś żart. Bo w sobotę, dwa dni wcześniej również zamówiłam ten sam zestaw i otrzymałam zupełnie coś innego, niż się spodziewałam. Po pierwsze: surówki było o połowę mniej, ryba to więcej panierki niż ryby i co najważniejsze - cechą rozpoznawczą tego lokalu jest między innymi to, że sos do dania podają w małych, kwadratowych wafelkach jak do lodów i tak też otrzymałam w sobotę a teraz, no cóż, pani na papierowy talerzyk kapnęła mi sosiku tyle, że starczył na umoczenie 5 frytek. Widać, że w tygodniu nie ma co tam spożywać posiłków, bo zostanie się oszukanym na ilości.
W tym markecie panuje dość duży chaos, towar jest porozkładany dosyć nieregularnie. Widoczne są bardzo duże luki. Niestety, pracownicy często nie wiedzą, gdzie mógłbym znaleźć poszukiwane przeze mnie produkty. W sklepie podłoga nie wszędzie jest czysta co, jak sądzę, ma duże znaczenie w takim miejscu. Na duży plus zasługuje jednak obsługa kasy, tutaj wszystko idzie bardzo dobrze.
Weszłam do sklepu po godzinie 14. Spędziłam tam około 30 minut. Zaczęłam od szukania konkretnej książki, "Spóźnieni Kochankowie". Przypuszczałam, że będzie zakwalifikowana na półce o nazwie "literatura obca". Nie znalazłam jej jednak. Poszukałam ekspedientki. Przy stoisku jej nie było, pomiędzy regałami też nikogo nie widziałam. Poczekałam obok punktu obsługi klienta parę minut, aż się pojawiła młoda pani. Zapytałam o książkę. Ekspedientka sprawdziła w komputerze i powiedziała, że jest jedna sztuka. Poszła poszukać w tym samym regale, w którym wcześniej ja szukałam. Nie było jej jakiś czas. Wróciła i powiedziała, że nie może jej odszukać. Poszła w innym kierunku, znowu jej nie było jakiś czas. Wróciła i powiedziała, że jednak nie może jej odnaleźć. Zaproponowała abym zamówiła tę książkę z tym, że trzeba poczekać kilka dni, około tygodnia. Postanowiłam nie zamawiać a poszukać gdzie indziej. Podziękowałam i wyszłam.
W GC istnieje możliwość zwrotu towaru w ciągu 7 dni od daty zakupu - taka informacja jest na ich stronie www oraz przy każdej kasie. Uważam, że przyczyna zwrotu nie jest tu istotna. Towar oczywiści nie powinien być używany powinien znajdować się w oryginalnym opakowaniu. Przy zwrocie butów usłyszałam "co odwidziało się Pani?" + ironiczna mina
Posiadam auto na LPG. W poniedziałek rano, przed pracą, postanowiłam zatankować gaz na stacji Jet. Podjechałam pod dystrybutor i zadzwoniłam po obsługę, ponieważ nie wolno gazu tankować samemu. Niestety nikt się nie pojawił, nawet po trzecim dzwonku. Spieszyło mi się do pracy, więc poszłam do środka spytać, czy może łaskawie ktoś wyjdzie zatankować moje auto. Na miejscu dowiedziałam się, że jest "zmiana kasy" i gaz mogą mi zatankować za 15 minut. Spytałam, dlaczego nikt mi nie wyszedł o tym powiedzieć, ale nie uzyskałam odpowiedzi, najwidoczniej nikomu się nie chciało. Straciłam 20 minut mojego czasu, do pracy pojechałam spóźniona, z prawie pustym zbiornikiem.
Sklep Media Markt. Poszukiwanie chętnego do rozmowy sprzedawcy, w celu omówienia jednego z modeli telewizorów. Po 15 min. poszukiwania osoby skorej do rozmowy natrafiam na Pana, który po zadanym pytaniu wręcz krzyczy i upiera się, że produkt, o którym była mowa występuje tylko w jednym kolorze, chwyta znajdujący się nieopodal katalog, prezentujący produkty owej firmy i nieomal wciska mi go do oczu, próbując udowodnić rację. Usatysfakcjonowany odchodzi, pokrzykując coś mało zrozumiałego.
Była sobota, okropnie się czułam. Grypa. Żadna przychodnia nie chciała mnie przyjąć. Zadzwoniłam do Enel-Medu i tam Pani bardzo mile mnie potraktowała i zarejestrowała na następną godzinę, podała dokładny adres i nazwisko pani doktor, która miała mnie przyjąć. W poczekalni zatroszczono się o mnie, spytano, czy chcę się czegoś napić, bo źle wyglądam. Wizyta była bardzo dokładna, porada lekarska znakomita. Leki, które zostały mi przepisane, nie były zbyt drogie i pomagają. Ogólnie bardzo nie lubię wizyt u lekarza, ale ta należała do udanych.
Przeogromna kolejka, wychodząca poza mury poczty. 3 z 4 okienek czynne, tłok, ścisk, duszno, w końcu to środek lata. Mozolnie przesuwająca się kolejka sprawiła, iż wizyta na poczcie zajęła mi 2 godziny. Personel uprzejmy aczkolwiek zdystansowany, służący pomocą, jednak ograniczającą się do minimum, jakość obsługi pozytywna, zabrakło ludzkich odruchów.
Robiąc drobne zakupy w w/w sklepie sieci Biedronka, byłam świadkiem nieprzyjemnej sytuacji pomiędzy klientem a personelem sklepu. Przez przypadek klient zrzucił na podłogę produkt, który uległ uszkodzeniu. Ochroniarz w niekulturalny sposób zareagował na tę sytuację, pomimo iż klient nie robił z tego powodu problemu i był w stanie zapłacić za produkt - koszt był niewielki, ok. 2 zł. W wyniku tego zdarzenia wywiązała się kłótnia, którą napędzał ochroniarz, obrażając klienta (doprowadzony do "ostateczności" klient odpowiedział mu tym samym), zakłócając tym samym zakupy reszcie osób przebywających w sklepie. Włączony w sytuację kierownik rozłożył ręce, pomimo próśb klienta nie umożliwiono mu złożenia skargi na piśmie. Urażony klient opuścił sklep bez zakupów. Kasujący moje zakupy kasjer z zaciekawieniem spytał kierownika: "czemu ta baba się tak wydzierała?".
Przyznaje -3, gdyż dla reszty klientów personel był neutralny. Jednak na pewno do tego sklepu już nie wrócę. Nieprzyjemnie robi się zakupy w miejscu, w którym ma się obawy, że można z byle powodu stać się obiektem ataku personelu sklepu.
Cel mojej wizyty w sklepie Carrefour Głogów był konkretny: zakup serwisu obiadowego Luminarc Carine, z przeznaczeniem na prezent ślubny.
Na półce znajdował się dokładnie jeden taki, fabrycznie zapakowany zestaw.
W związku z tym, iż z zasady staram się nie kupować kota w worku, zabieram zestaw do POK i uprzejmie proszę o rozpakowanie. Zaznaczam, że szukałem dokładnie tego towaru i zależy mi tylko na sprawdzeniu, czy zestaw jest wolny od wad i uszkodzeń, mogących powstać w trakcie transportu, magazynowania etc.
Usłyszałem, że nie ma takiej możliwości, gdyż sklep nie ma pewności, że po obejrzeniu serwisu nie zrezygnuję z zakupu i "co oni z tym wtedy zrobią?". Na miejscu mogę jedynie ocenić wyrób po pudełku a sprawdzać co najwyżej w domu.
Wyrażam swoje zdziwienie i w tym momencie jestem już dokładnie obserwowany przez ochroniarza, który podchodzi do punktu obsługi i zostaje do końca rozmowy.
Nie podoba mi się takie rozwiązanie i czuję już pewien dyskomfort (baczna obserwacja), ale nie tracę jeszcze ochoty do zakupu.
Dowiaduję się, że w przypadku towaru uszkodzonego będę mógł wrócić i dokonać wymiany na nowy - jeśli znajduje się jeszcze w magazynie. Jeśli nie, to czeka mnie procedura reklamacji przesyłek, bo zwrot gotówki jest niemożliwy.
Na nic zdają się moje argumenty o weselu za pasem i ostatecznie wychodzę ze sklepu mocno poirytowany. Wcześniej muszę jeszcze odnieść pakunek na miejsce.
Od towarzyszącej mi osoby słyszę "To jest cały głogowski Carrefour (...)"
Ocena dotyczy jakości promu Polskiego armatora Polferries oraz jakości świadczonych tam usług. Jedzenie bardzo drogie i niezbyt smaczne. Zamówiłem schabowego, który wyraźnie smakował jak ryba (widocznie smażony na tym samym oleju). Sklep bezcłowy, którym nabiera się ludzi. Ceny dużo wyższe, niż w zwykłych sklepach na lądzie. Na plus zasługuje punktualność oraz czystość w kabinach, co dotyczy zresztą wszystkich armatorów na linii Polska - Skandynawia. Klimat na promie porównałbym do tego z czasów PRL w słynnym "Misiu". Więcej razy tamtędy nie popłynę. Ocena ta dotyczy trasy Świnoujście - Ystad. Trasa Gdańsk - Nyneshamn jest nieco lepsza (lepsze wyposażenie i jedzenie).
Wysoka jakość świadczenia usług, bardzo kompetentna obsługa i fachowe doradztwo. Ekspresowa zmiana rezerwacji na 1,5 godziny przed odpłynięciem promu bardzo mile mnie zaskoczyła. Dzięki tej firmie udało mi się zaoszczędzić wiele pieniędzy a także cennego czasu. Spotkałem się tam z rzadko spotykaną jakością usług.
Podczas podróży po Polsce rezerwowałam z narzeczonym hotele przez stronę internetową hotels.com. W żadnym z hoteli nie było z tym problemu poza jednym - hotelem Polonez w Poznaniu. Pani Kasia, będąca na recepcji, najpierw nie mogła znaleźć naszej rezerwacji, twierdząc że jej nie ma, po czym poprosiła nas o voucher, którego nie wydrukowaliśmy. Po pięciu minutach ciszy miedzy nami zaproponowałam, że jak nas dopuści do internetu, to wydrukujemy jej ten voucher i może będziemy mogli się wreszcie wprowadzić do pokoju, który już był zresztą opłacony. Recepcjonistka łaskawie wskazała nam drogę do komputera. Po wydrukowaniu vouchera Pani Kasia stwierdziła, że to nie jest numer rezerwacji w ich hotelu po czym poprosiła mojego narzeczonego, na którego nazwisko była rezerwacja o paszport. Zanotowała sobie potrzebne dane i dostaliśmy klucz do pokoju. Gdy otworzyliśmy drzwi buchnął w nas nieprzyjemny zapach tanich męskich perfum a widok z okna powalił nas na kolana: cmentarz. Nie wspomniałam jeszcze, że zarezerwowany mieliśmy pokój de lux. W pokoju mieliśmy malutką łazieneczkę, zamykaną drzwiami przesuwnymi w stylu szaf Komandor, łóżko z pościelą niepewnej świeżości, sofę w kwiaty i telewizor. Na szczęście spędzaliśmy tam tylko jedną noc. Rano, gdy wyprowadzaliśmy się z pokoju, spojrzałam na karty meldunkowe, które dostaliśmy. Okazało się, że nazwisko, na które mieliśmy rezerwację było źle napisane przez naszą recepcjonistkę!!! A wzięła rano od nas paszport, mogła sobie przeliterować! Oczywiście przy wymeldowaniu okazało się, że pokój, który dostaliśmy to nie był rezerwowany przez nas de lux, a standard. Szkoda słów.
Przyjechałam do hotelu chwilę przed narzeczonym, mimo iż rezerwacja była na jego nazwisko, bez problemu dostałam klucz do pokoju. Pan obsługujący mnie był przesympatyczny i bardzo grzeczny. Poinformował mnie o wszystkim i wskazał drogę do pokoju zapewniając, że w razie jakichś problemów, obsługa jest do naszej dyspozycji. Nie było także problemu z dostępem do internetu, wynajmem samochodu oraz przechowalnią bagażu. Przy zamawianiu posiłków do pokoju obsługa była bardzo sprawna i uprzejma.
Po podjechaniu na stację, zatankowałem auto. Akurat nie było kolejek (chociaż to różnie bywa). Przy kasie już gorzej. Rozmawiający ze sobą ekspedienci, gdzieś w kącie, po chwili zebrali się do kasy i obsłużyli. Sama obsługa za to w 100% pozytywna.
O podanej godzinie weszłam do salonu i zaczęłam oglądać zegarki a następnie biżuterię. Obsługa salonu w osobie uśmiechniętej pani sprzedawczyni podeszła do mnie i zapytała, czy może mi w czymś pomóc? Ponieważ odmówiłam, jednocześnie informując, że na razie się rozglądam, Pani dyskretnie się oddaliła. Po kilku minutach widząc, że przyglądam się dłuższy czas gablotce z broszkami, pani podeszła do mnie ponownie z zapytaniem, czy może mi coś wyciągnąć z gablotki w celu dokładniejszego obejrzenia. Poprosiłam, więc o pokazanie jednej z broszek, następnie podziękowałam za pokazanie i kierowałam się do wyjścia. Sprzedawczyni odprowadziła mnie uśmiechem do drzwi, zapraszając ponownie do odwiedzenia salonu. Było mi bardzo miło.
Miła obsługa choć zdarzają się wyjątki. Praca ochrony natomiast fatalna. Młodzi chłopcy, zatrudnieni na tych stanowiskach, zamiast zajmować się tym czym powinni - czyli pilnować szeroko rozumianego porządku, podrywają hostessy, pracownice a nawet klientki. Towary są porozrzucane po całym markecie (np. w proszkach do prania możemy znaleźć zeszyt i banana a w dziale z odzieżą istny chaos). Porządek panuje jedynie w miejscach, gdzie są pracownicy na stałe - czyli wydzielonych stanowiskach. Wielokrotnie natknąć się można na uszkodzone produkty bądź pootwierane opakowania - ochrona bowiem jest zajęta czym innym. Ceny często są nieaktualne bądź widnieją nie na swoich miejscach. Co prawda są czytniki cen, jednak to nie usprawiedliwienie. Sztuczne oświetlenie przyprawia o zawroty głowy a w kółko powtarzane reklamy o mdłości. Stąd niska nota.
Odwiedziłem kawiarnię o godzinie 11:10, zamówiliśmy 2 szarlotki, 1 sernik, kawę i 2 herbaty. Napoje otrzymaliśmy w ciągu 5-10 minut, po 25 minutach okazało się, że sernika już nie ma, szarlotki otrzymaliśmy o 11:55 po upomnieniu się, że za chwilę rezygnujemy. W lokalu było może jeszcze z 5 osób, więc dużego ruchu nie było.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.