Do hotelu Qubus wybrałam się w celu odbycia służbowego spotkania. Z klientem umówiłam się w restauracji Prestige. Od samego wejścia do restauracji obsługa wita szczerym uśmiechem każdego gościa, doceniając fakt pojawienia w ich progach. Po zajęciu miejsca podeszła kelnerka i wręczyła kartę. Ja uprzedzając jej pytanie (bo zawsze się grzecznie pytają czy na początek ma się ochotę na coś do picia) poprosiłam o sok dla mnie i kawę dla mojego klienta. Wokoło były puste stoliki i tylko jeden mężczyzna siedział przy stoliku obok i palił papierosa w strefie dla palących. Może właśnie dlatego zostałam obsłużona ekspresowo. Chód kelnerów jest tam specyficzny, powolny i stateczny, jakby mieli bardzo dużo czasu i spokoju. Na stolikach były świeże ścięte kwiaty. Stolik przy którym siedzieliśmy był okrągły, zastawiony dla 4 osób z podwójną parą sztućców. Dodatkowo na środku stolika stała reklama wina a przed każdym miejscem kieliszki. W czasie godzinnej rozmowy ani razu kelner nie podszedł do nas, jednak ja osobiście tym razem nie miałam potrzeby na coś więcej. Po zakończeniu spotkania kiwnęłam prosząc o rachunek i po chwili kelnerka zjawiła się z rachunkiem schowanym w skórzanym etui z logo hotelu Qubus na froncie. Spodziewałam się jakiś dodatków do rachunku ale chyba nie mają tego w zwyczaju. Przy wychodzeniu nie usłyszałam "miłego dnia" czy cokolwiek w tym rodzaju, jedynie zwyczajne ale z uśmiechem "Do widzenia".
Od prawie 4 lat jestem klientem sieci Orange. Od początku nie chciałam być związana żadnymi abonamentami, więc wybrałam ofertę na kartę i kupiłam prosty telefon pozwalający na rozmowy i wysyłanie sms-ów. Co kilka miesięcy doładowuję konto, więc Orange nie specjalnie na mnie zarabia. Jednak ich marketingowcy nie śpią. Najpierw namawiali mnie, abym rzekomo dla własnego dobra zmieniła ofertę na abonament, później przekonywali do Nowego Go, a ostatnio coraz częściej dostaję smsy zachęcające do udziału (płatnego, oczywiście) w różnego rodzaju konkursach. Ponieważ nie zwracam na to uwagi, przystąpiono do kolejnej ofensywy. Teraz przekonują mnie, że właśnie MÓJ numer jest wytypowany do losowania takiej to a takiej nagrody (zwykle jakieś samochody, laptopy itp.). Na szczęście mam trochę zdrowego rozsądku i w to nie wierzę. Ale czegóż to ludzie nie zrobią, aby wyciągnąć pieniądze od bliźnich (bo przecież o to tylko chodzi)...
W dzisiejszej ofercie Lidla znajdowały się zeschnięte róże i kwiatki w donniczkach. Można powiedzieć, że blisko połowa kwiatów nadawała się na śmietnik, a nie na ekspozycję.
W trakcie mojego pobytu w sklepie było od kilkunastu do dwudziestu kilku osób. Dwie pracownice - p. Kasia i p. Renata pracowały bardzo wytrwale i starały się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. Nic nie można było im zarzucić, a wręcz należy pochwalić je za zaangażowanie. Ich trzecia koleżanka, p. Agnieszka pojawiła się w trakcie mego pobytu z siatką z jedzeniem. Weszła z nią na zaplecze. Chwilę później wyszła po talerz. Nie było jej pewnie z 10 minut. Po tym czasie wyszła z brudnym talerzem i sennym krokiem (mimo, że w sklepie był tłok) udała się do zmywarki.
Zapewne posiłek sprawił, że pracownica się rozleniwiła, bo mimo dużej ilości klientów po sklepie poruszała się równie wolno i wyglądało na to, że nie ma dziś specjalnej chęci do pracy. W czasie gdy się temu przyglądałem nie widziałem by sama z własnej woli podchodziła do klientów proponując im pomoc.
Ocena w tym przypadku jest trudna. Z jednej strony dwie w pełni zaangażowane pracownice i z drugiej strony spory luz i swoboda w podejściu do obowiązków. Ocena dotyczy tej niepozytywnej sfery.
W sali obsługowej stacji napotkałem dwójkę pracowników siedzących za ladą. Wyglądali na niesamowicie znudzonych i zniechęconych do pracy.
Zarówno wygląd jak i energia z jaką podchodzili do obsługi zniechęcała do korzystania z usług tej stacji. W trakcie obsługi pracownicy wyrażali się w sposób trudny do zrozumienia. Niewyraźne mówienie pogarszał fakt, że w pomieszczeniu bardzo głośno grała muzyka.
Podchodząc do kasy napotkałem na koszyk stojący w przejściu. Pomyślałem, że ktoś go niedbale odłożył i ominąwszy go podszedłem do kasy. Stały tu dwie osoby, bramka była otwarta. Mimo to kasjerka oschle i niesympatycznie zaatakowała mnie, że podchodzę do zamkniętej kasy. Na pytanie o otwartą bramkę z pretensją w głosie stwierdziła, że przecież oczywistym jest to, że stojący koszyk oznacza, że do kasy się nie podchodzi.
Jakkolwiek przewidziano miejsca dla niepalących, to są to miejsca słabe i znajdują się w "cieniu schodów", a nie tak jak miejsca dla palących przy ładnej sadzawce, w jasnym miejscu.
Ważne jest również to, że brak ścian sprawia, że dym rozchodzi się na całą okolicę. W efekcie smrodek nikotynowy można odczuwać nawet w znacznej odległości.
Często robię zakupy w tym sklepie i często kupując np. ser z lodówki, po przyjsciu do domu okazuje się że jest on zepsuty. Dzieje sie tak dlatego że właściciele sklepu wyłączają na noc lodówki. Często zwracam im uwagę że tak się nie robi ale nic to nie daje. Za każdym razem kiedy kupie takie zepsute już jedzenie to muszę je iść z powrotem oddać. Ogólnie obsługa jest bardzo miła ale nie przestrzegają podstawowych zasad.
Odwiedziłam ostatnio salon Opla, w celu zaczerpnięcia informacji na temat interesującego mnie modelu samochodu. Obsługa dość późno zainteresowała się swoim klientem. Dopiero po dobrych 10 minutach bezsensownego kręcenia się po salonie, jeden z Panów, udzielił mi potrzebnych informacji. Poza tym, nie mam więcej zastrzeżeń. Salon generalnie wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Lokal był czysty, uporządkowany, a Panowie stosowanie ubrani i uprzejmi. Po zakończeniu rozmowy otrzymałam wizytówkę oraz jeszcze tego samego dnia interesującą mnie ofertę na maila.
Będąc w Galerii Łódzkiej na parterze przystanęłam przez chwilkę przy stoisku promocyjnym wędlin staropolskich przy sklepie ze zdrową, ekologiczną żywnością. Od razu zostałam zachęcona do skosztowania wędlin i pasztetów firmy przez miłą hostessę i kierownika działu handlowego. Zostałam wtajemniczona w proces wytwarzania wędlin, szynek i pasztetów, było to bardzo ciekawe. Oczywiście zakupiłam kilka produktów z ciekawości. Powiedziałam pracownicy przy kasie (miłej Pani w wieku około 40 lat w ciemnych włosach, w białym fartuszku, że rozejrzę się jeszcze za innym towarem ekologicznym.
Po chwili podeszła do mnie Pani kasjera i zapytała w czym może doradzić, zachęciła do zakupu ekologicznych jogurtów, pomogła również przy wyborze ekologicznych herbatek oczyszczających. Czułam się komfortowo i naprawdę udzielono mi potrzebnych informacji, w sklepie byłam tylko ja. W końcu okazało się, że zrobiłam dość obfite zakupy, jestem z nich w pełni zadowolona, Oceniam tę obsługę na najwyższym poziomie, szczególnie pracę Pana kierownika z firmy wędliniarskiej, bo w to w sumie jego zasługa, że zajrzałam do sklepu. Jedyna moja uwaga, że jednak mimo wszystko w sklepie jest dość mało produktów (miałam wrażenie, że niektóre półki są puste)
Trafiłam do szpitala w Radomsku z chorym synem na oddział dziecięcy. Spędziliśmy na w/w oddziale dwie doby. Podczas pobytu zaobserwowałam wiele nieprawidłowości, do których należą: nieprzychylność personelu (przedmiotowe traktowanie, zdawkowe odpowiedzi na pytania, niewyjaśnienie medycznej terminologii, nieposzanowanie prawa do intymności czy prywatności, brak zaangażowania oraz elementarny brak empatii), brak warunków sanitarnych (brak ręczników, mydła, papieru toaletowego), złe warunki lokalowe (nagromadzenie łóżek na małych przestrzeniach). Niestety nie jestem odosobniona w moich odczuciach, gdyż po przeprowadzeniu wywiadu środowiskowego okazało się, że w owym szpitalu taka sytuacja trwa niezmiennie od lat. Nie chcąc przechodzić nad nią do porządku dziennego napisałam oficjalną skargę do dyrektora szpitala, na którą niestety nie dostałam odpowiedzi, mimo iż jest wymóg ustosunkowywania się do pisemnych zażaleń.
Chciałabym podzielić się z Państwem swoimi spostrzeżeniami na temat obsługi interesantów w Urzędzie Skarbowym we Włoszczowie.
Jak wiemy niedawno minął termin składania rozliczeń podatkowych. W lutym br złożyłam rozliczenie podatkowe w w/w urzędzie, przygotowane przez biuro rachunkowe, dotyczące rozliczenia abolicyjnego za pracę w UK. Po kilku tygodniach dostałam wezwanie do Urzędu, celem wyjaśnienia nieścisłości. Udałam się tam w stosownym terminie na umówione spotkanie. Pracownik, który prowadził moją sprawę był niezwykle pomocny. Niestety podatkowe zawiłości oraz terminologia stanowią dla mnie nie lada problem, z uwagi na to poprosiłam, aby sprawa została mi wyłuszczona w najprostszy z możliwych sposób. Tak też się stało. Z natury jestem bardzo dociekliwa, co często jest powodem do zniecierpliwienia i nieuprzejmości ze strony urzędników publicznych, jednak w tym przypadku tak nie było. Pan, którego nazwiska nie podam, bardzo spokojnie reagował na moje (domyślam się) infantylne pytania, pomógł w przeanalizowaniu różnych wariantów mających na celu uniknięcie bądź zmniejszenie opłaty, którą niestety musiałam ponieść. Po zakończeniu spotkania kilkakrotnie kontaktowałam się z tym urzędnikiem, a tuż przed złożeniem ostatecznego rozliczenia dostałam od niego telefon, że znalazł najkorzystniejszy sposób rozliczenia dla mojej rodziny, który pozwoli mi zaoszczędzić kilka tysięcy złotych. Jestem bardzo poruszona postawą owego życzliwego urzędnika, ponieważ sprawiła ona, że nieco zmieniłam sposób postrzegania pracowników instytucji państwowych, a już zwłaszcza fiskusa, który wszystkim chyba kojarzy się jako bezwzględna i mało przychylna instytucja.
Mąż zaprosił mnie przed teatrem na obiad do restauracji. Przechadzając się ulicą Piotrkowską postanowiliśmy zjeść w restauracji Rooster, ponieważ podobał się nam klimat w ogródku, poza tym wiemy, że potrawy są zawsze świeże i smaczne. I tym razem nie zawiedliśmy się, kiedy usiedliśmy przy stoliku natychmiast podeszła do nas przemiła kelnerka - bardzo młoda dziewczyna, kręcone rude włosy, ubrana w dżinsy i strój firmowy. Złożyliśmy zamówienie, i tu niespodzianka - do piwa otrzymaliśmy gratis popcorn. Danie obiadowe również nam bardzo smakowało, kelnerki była nastawione na poprawną obsługę klienta, oczekiwały na nasze reakcje itp. W ogródku było bardzo czysto, stoliki schludne. Po spożyciu posiłku poprosiliśmy o rachunek, który bardzo szybko otrzymaliśmy. W bardzo miłej atmosferze opuściliśmy ogródek, zostałyśmy miło pożegnani z uśmiechem. Na pewno tu wrócimy!
Przed teatrem poszliśmy z mężem przejść się ulica Piotrkowską, przechodziliśmy właśnie obok nowej restauracji indyjskiej, wcześniej nie wiedzieliśmy o jej istnieniu. Oglądaliśmy ogródek, kiedy podeszła do nas niesamowita kelnerka, cicho zapraszając do skorzystania ze smakołyków kuchni. Byliśmy pod wrażeniem jej ciepłego i umiejętnego podejścia dlatego skusiliśmy się i usiedliśmy w ogródku. Po chwili przyniosła kartę menu i zaprosiła do skorzystania i złożenia zamówienia. Co prawda wcześniej jedliśmy już obiad w innej restauracji, ale atmosfera i ciekawość nie pozwoliła nam zignorować tego zaproszenia. Zamówiliśmy pierożki Veg Samosa, przyrządzone przez prawdziwego kucharza z Delhi (o tym poinformowała nas kelnerka), otrzymaliśmy naprawdę wyśmienite i oryginalne danie, które wręcz zaskoczyło nas swoim aromatem. Kelnerki były bardzo naturalne, dziewczęce, idealnie pasujące do tego miejsca. Były gotowe na każde skinienie, uśmiechnięte i sympatyczne. Na pewno wrócimy do tego miejsca skosztować innych wspaniałości kuchni indyjskiej. Moja mała uwaga: na stronie internetowej restauracji są nieaktualne ceny!
Szukałam w Galerii Łódzkiej fajnych spodni dżinsowych, postanowiłam również zajrzeć do New Yorker i zerknąć na przeceny. W sklepie przy przymierzalniach są zawsze porozwieszane spodnie, tak było i tym razem. Zauważyłam cudowne spodnie, przymierzyłam dwie pary, które okazały się za małe. Zapytałam pracownicę układającą towar, czy nie ma większych rozmiarów. Otrzymałam odpowiedź, że są tylko w ofercie rozmiary wywieszone na wieszakach, zaczęłam więc szukać dokładniej i rzeczywiście znalazłam jeszcze jeden rozmiar spodni, który okazał się dla mnie najlepszy. Poszłam do kasy i zapłaciłam, kasjerka zaproponowała jeszcze abym obejrzała kolczyki. Była bardzo miła i wykazała większe zainteresowanie a niżeli pracownica rozwieszająca ubrania. W przymierzalni było bardzo brudno, deprymujące było również to, że nie można zamknąć przymierzalni. Ogólnie ze spodni jestem bardzo zadowolona, ale komfort przymierzania i szperania w dość pogmatwanej ekspozycji nie ułatwia sprawy.
W sobotę poszliśmy z mężem na spektakl "Rowerzyści", gdzie grali aktorzy również ze Szczecina. Nie oceniam tutaj wartość artystyczną sztuki, tylko obsługę teatru. Kolejny raz wręczam najwyższą punktację za przemiłą obsługę na najwyższym poziomie. Przy wejściu bileterka wita nas zawsze miło z uśmiechem, pokazuje gdzie mamy się udać. W następnych drzwiach czeka już kolejny pracownik skłonny wskazać nam salę kameralną. Przy wejściu na salę czekają pracownicy z folderami informacyjnymi o sztuce oraz ochrona teatru. Wszyscy z napięciem oczekują na sygnał do wejścia, pomagają widzom znaleźć wygodne miejsca. Atmosfera jest zawsze podniosła i bardzo ciepła. W teatrze jest bardzo elegancko i czysto, toalety są schludne. Co prawda sezon teatralny zakończyliśmy na tej sztuce, ale wracamy już w październiku.
Udałam się do w/w sklepu w celu zakupienia garnituru dla mojego męża. Od pierwszych chwil byłam pod wrażeniem profesjonalizmu osób tam pracujących. Otóż sprzedawczynie z miłym uśmiechem pozwoliły nam wjechać z wózkiem wypełnionym po brzegi zakupami na teren sklepu. Następnie, widząc że się intensywnie rozglądamy, zaoferowano nam swoje usługi, z których chętnie skorzystaliśmy. Po znalezieniu odpowiedniego ubioru sprzedawczyni objęła nas swoją "opieką" aż do momentu zapłaty, poświęcając nam cały swój czas, zainteresowanie oraz oferując fachowe porady i w rezultacie pomoc. Garnitur wymagał wielu poprawek, gdyż za cel postawiliśmy sobie, że oczekujemy dopasowanego ubioru w zamian za cenę, jaką na niego przeznaczamy. Ekspedientka bardzo przychylnie reagowała na nasze sugestie i automatycznie zaoferowała bezpłatną usługę, oferowaną przez sklep, polegającą na krawieckich przeróbkach ubioru, po czym z pełnym zaangażowaniem oraz dzieląc się swoją wiedzą, pomogła nam przygotować garnitur odpowiednio do naszych oczekiwań. Podczas finalizowania transakcji dowiedzieliśmy się, iż przysługuje nam dwuletnia gwarancja na materiał, a także bezpłatne przeróbki w zależności od potrzeb klienta (zwężanie, poszerzanie garnituru w zależności od wahań wagi, jeśli takowe nastąpią). Na tym etapie również uzgodniony został termin odbioru garnituru, dostosowany do nas. Jestem pod ogromnym wrażeniem fachowości, uprzejmości oraz profesjonalizmu usług oferowanych przez sklep Sunsetsuit. Życzyłabym sobie i wszystkim klientom, aby takich sklepów albo przede wszystkich takiego personelu było w polskich realiach znacznie więcej.
Weszłam tu po kilka drobnych zakupów. Robię w tym sklepie zakupy dość często, bo jest w centrum miasta. Biorąc pod uwagę asortyment jakim dysponują te supermarkety lokal jest bardzo mały i w związku z tym jest w nim dość ciasno. Do sklepu wchodzi się po schodach, stopni jest dość dużo, a lokal jest w ogóle nieprzystosowany dla inwalidów i ludzi z małymi dziećmi - brak podjazdu. W sklepie są tylko wózki i duże kosze do zakupów, brak jest małych koszyków, co też przy ogólnej ciasnocie w sklepie utrudnia poruszanie się między regałami z towarem, tym bardziej, że w sklepie zawsze jest dość duży ruch, ponieważ ceny są przystępne, jest dość bogaty asortyment i jak wspomniałam wcześniej sklep mieści się w centrum miasta. W sklepie jest dość czysto, ale miejscami trudno przepchać się między regałami z towarem, bo są dodatkowo pozastawiane paletami z nierozpakowanym towarem. Warunki dla kupujących i personelu są fatalne. Mimo wszystko, czyli mimo tych niedogodności personel sklepu na ogół miły. Personel w firmowych uniformach. Przy kasach na ogół są kolejki, bo klientów w sklepie dużo. Panie przy kasach mimo ciasnoty mają czysto. Kasjerka, która mnie obsługiwała była bardzo miła i obsługa była sprawna. Mimo to, ze względu na warunki panujące w sklepie daję tylko +2
Piotr i Paweł kojarzy mi się bardzo dobrze. Jest to jeden z nielicznych sklepów do którego chętnie wchodzę, żeby zrobić zakupy. Zaletą delikatesów są produkty, które odznaczają się wysoką jakością i znanymi markami. Poza tym wszystkie towary zawsze znajdują się na właściwym miejscu, przez co nie traci się czasu na szukanie konkretnego produktu. W sklepie jeszcze nigdy nie natknęłam się na gigantyczne kolejki. Kolejne kasy otwierane są wraz ze zwiększającą się ilością klientów. Ponadto to, delikatesy wyróżnia, spośród innych, jeszcze wygląd zewnętrzny. Sklep jest dobrze oświetlony, czysty, nie odstrasza zapachem, a obsługa jest przyjemna. Podoba mi się również to, że w delikatesach umieszczono bankomat Euronetu. Jedyną wadą sklepu są ceny. Rzadko możemy zaobserwować promocje w postaci obniżki cenowej. Delikatesy, ogólnie wywarły na mnie pozytywne wrażenie.
Do tej apteki weszłam po odbiór ziół zamówionych przez internet. Do apteki wchodzi się po kilku schodkach, jest również podjazd z poręczą dla osób niepełnosprawnych i rodziców z małymi dziećmi w wózkach. Lokal jest jasny i przestronny, sprawia bardzo miłe wrażenie. W aptece jeden klient przy okienku. Dwie Panie za ladą w nienagannie białych fartuszkach i z przypiętymi identyfikatorami. Jak weszłam natychmiast jedna z nich przeszła do drugiego okienka i mnie obsłużyła bardzo sprawnie i miło. Zapłaciłam kartą. W aptece czyściutko, panuje ład i porządek zarówno po stronie klienta jak i po stronie personelu. Leki estetycznie poukładane na półkach. Na lekach i innych farmaceutykach ponaklejane ceny. Zauważyłam, że ceny są dość przystępne i marże raczej niewygórowane. Naprzeciwko kas po stronie klienta stoi stolik , na którym są wyłożone ulotki, a po jego obu stronach białe ławeczki. Jestem zadowolona z miłej i sprawnej obsługi jak również z klimatu jaki tworzy ta apteka.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.