Witryny i drzwi sklepu były niezbyt czyste, do tego ściana muru sklepu pomalowana sprayami. Do sklepu prowadzą schody, które są duże powierzchniowo. Od wejścia narzucany jest kierunek poruszania się po sklepie, ponieważ kieruje nas niebieska strzałka. Wchodząc na sklep zwróciłam uwagę na skromne stoisko z warzywami, gdzie pomidory nadawały się do wyrzucenia, miały plamki pleśni na powierzchni, a ich cena była obniżona. Zakupy w tym sklepie nie należą do przyjemności, gdybyśmy np. chcieli schylić się po jakiś produkt na dół regału to istniałoby ryzyko zaklinowania się pomiędzy regałami lub strącenia czegoś. Po drugie stronie jest nieco przestronniej. Chwilę postałam przy lodówce z mięsem i wędlinami, ale długo żadna z pracownic nie podchodziła, więc skierowałam się do kasy, gdzie kasjerka obsłużyła mnie bez słowa powitania, ale za to żegnając.
Moja obserwacja dotyczy Biedronki przy ul. Mostowej na Starym Rynku. Przed wejściem mało estetyczny widok, dużo liści i piachu w pobliżu gablot z plakatami promocyjnymi co nie wyglądało dobrze. Drzwi oraz witryny także były brudne. Po wejściu w strefie wejścia zauważyłam szafki z kluczykami na pozostawienie zakupów z innych sklepów. Przy wejściu na salę sprzedaży stały plastikowe koszyki, te nieco większe na kółkach. podłoga na początku sali sprzedaży była bardzo zadeptana, im dalej tym było czyściej. Przestrzenie pomiędzy regałami były szerokie, można było swobodnie się poruszać. Ceny przy lodówkach były dobrze widoczne, dzięki dodatkowemu podświetleniu ich. Sama zawartość tych lodówek była dobra, ponieważ można było nabyć mrożony szpinak, fasolkę szparagową, kalafior, oraz dwa rodzaj warzyw na patelnie w różnych pojemnościach. Muszę przyznać, że winnych sklepach sieci nie widziałam poza standardowymi produktami typu pizza, frytki takiego bogatego asortymentu wśród mrożonek. Stoisko z warzywami i owocami wyglądało prawidłowo, produkty zachęcały do zakupu swoim wyglądem. Dostępna była duża ilość zrywek w podajnikach. Przy pieczywie się zatrzymałam, ponieważ chciałam kupić kilka bułek. Nie było tam żadnych braków, były zrywki. Sklep posiada nieco inne ustawienie regałów niż większość Biedronek, ale nic nie wzbudziło moich zastrzeżeń. w koszach z artykułami niespożywczymi w ofercie były wiadra plastikowe po 6,99 zł za sztukę, z czego jedno robiło za antyreklamę, ponieważ miało urwaną rączkę, oraz ułamany kawałek przy uchwycie rączki. W momencie mojego wejścia do sklepu czynna była jedna kasa, gdy opuszczałam sklep już działały trzy, a przy każdej można było nabyć tygodnik tv kropka tv. Ustawiłam się tam gdzie była najkrótsza kolejka. Pracownica przywitała mnie nawiązując kontakt wzrokowy, oraz pytając czy życzę sobie zrywkę na zakupy. Obsłużona zostałam szybko i sprawnie po czym zaproszona do następnej wizyty. Wszystkie pracownice, które widziałam podczas swojej wizyty miały stroje zgodne ze standardem, oraz plakietki imienne z napisem " w czym mogę pomóc".
Wybrałam się do sklepu ponieważ interesował mnie sprzęt RTV i AGD będący w ofercie sklepu. Sprzęt oferowany przez sklep jest nowy, ale powystawowy, dlatego nie posada karty gwarancyjne i jest w obniżonych cenach. robot kuchenny można nabyć tym sposobem za ok.60 zł, żelazko za 50 zł, lokówkę firmy BaByliss ceramiczna za 19,90 zł. Oprócz sprzętów można także kupić środki chemiczne dla domu , których wybór jest mniejszy niż w innych znanych mi sklepach w mieście z artykułami sprowadzanymi z Niemiec. Asortyment ze słodyczami i kawami także dużo uboższy i droższy. Np. czekolada Nussbeisser jestw cenie 3,9o zł,a w innych można już kupić tą samą za 2,99 zł. Pani sprzedawczyni niezbyt kontaktowa, ale pomocna.
Pink to duży i dość przestronny sklep oferujący odzież damską, oraz wszelkiego rodzaju dodatki np, apaszki i szale. W sklepie znajdowały się dwie pracownice, były to eleganckie panie w średnim wieku. Asortyment był ciekawy kolorystycznie, gustowny mimo, że skierowany do pań w średnim wieku. Ceny dość przeciętne. Sukienki w granicach 100zł, spódnice od 40-60 zł. Towary ładnie były wyeksponowane na manekinach. w lokalu było czysto i panowała tam odpowiednia temperatura.
Z racji, że zauważyłam, że kończy mi się mleczko do demakijażu a nie byłam z niego zbytnio zadowolona postanowiłam wstąpić do drogerii po kosmetyk innej firmy tym razem. Na drzwiach sklepu wisiał plakat informujący, że przy zakupie powyżej 10 zł produktów z firmy Bielenda krem do rąk zostanie dołączony gratis. W drogerii nie było innych klientów, przy kasie także nikogo nie widziałam, ale na sklepie znajdowała się pracownica, ponieważ było ja słychać, a po chwili wychyliła się zza regału i znikła. Niestety w żaden sposób nie zostałam powitana, ani też nie zaoferowano mi pomocy, a stałam tam dłuższa chwilę bo interesowały mnie kosmetyczki w gablotce, a nigdzie nie widziałam ich cen. Idąc dalej zauważyłam, że produkty z Bielendy są w niższych, promocyjnych cenach. Po krótkim namyśle wybrałam nowy płyn do demakijażu i postanowiłam jeszcze rozejrzeć się po sklepie, gdzie można było spotkać kilka innych ciekawych promocji, np. tuszów z Astora. W międzyczasie do sklepu weszły dwie inne klientki i poprosiły pracownicę pomoc i poradę w doborze kremu do twarzy. Kiedy klientki się zastanawiały ja ustawiłam się przy kasie. Po chwili podeszła do niej pracownica, obsłużyła mnie bez słowa, wydała resztę, oraz paragon.
Oleńka to sklep całodobowy oferujący artykuły spożywcze, monopolowe, oraz prasę. Mijając go wstąpiłam po butelkę wody mineralnej. W środku oprócz mnie nie było innych klientów. W sklepie są dwie kasy, przy jednej stała pracownica, ale zajęta był liczeniem stanu kasy i nie podnosiła na mnie wzroku. Czekając aż skończy rozglądałam się po sklepie, stwierdziłam, że wszystkie artykuły są równo poukładane, jest duży wybór alkoholi. Sklep jest przestronny i czysty w środku jak i na zewnątrz w jego najbliższym otoczeniu. Ceny są konkurencyjne. Po chwili przyszła druga z pracownic, przywitała mnie i zaprosiła do drugiej kasy, aby móc mnie obsłużyć. Wychodząc przyjrzałam się stojakowi z prasą, w której nie było braków, wiele tytułów dzienników, tygodników, oraz dwutygodników można było nabyć w sklepie.
Punkt ksero znajduje się w domu studenckim "Skrzat", przy ul. Dąbrowskiego. Pomieszczenie jest czyste, ładne, przestronne. Szeroki zakres świadczonych usług jest tańszy niż gdziekolwiek. dodatkowym plusem, a w zasadzie największym dla licznych klientów punktu jest fakt, że jest ono w tygodniu czynne już od godziny 7.30. Jednak pracownica, którą jest młoda kobieta w wieku do 25 lat nie jest zbyt życzliwie nastawiona do klientów. Ostatnio zdarzyło mi się być tam przed 7.30, ponieważ na 8 musiałam być z materiałami, które potrzebowałam wydrukować na drugim końcu miasta, wiec zależało mi na czasie. Pukając i pytając czy mogę zostać już obsłużona nieco wcześniej ponieważ bardzo m zależy zostałam wyproszona w niezbyt elegancki sposób przez panią, która w tym czasie rozmawiała przez tel mówiąc mi, że czynne będzie za 2 minuty, gdy tyle brakowało do 7.30. Ok. Poczekałam cierpliwie. Wczoraj natomiast pani też nie była w dobrym nastroju ponieważ znów traktowała klientów jak zło konieczne. Zadawał pytania monotonnym głosem. Nie odpowiadała na dzień dobry i do widzenia. Wychodząc na drzwiach zauważyłam ogłoszenie, że szukają do pracy studentki. Może i wtedy jakość obsługi się zmieni...
Obok sklepu obuwniczego usytuowany jest sklep ze sprzętem RTV i AGD. Wstąpiliśmy tam, bo moja druga połówka nalegała. Drzwi, oraz podłoga sklepu były czyste, an tyle ile pozwalały warunki pogodowe. za ladą stało dwóch pracowników w wieku ok. 40 lat. Panowie ubrani byli schludnie, oraz zajmowali się obsługą klientów. Rozglądając się po sklepie moja uwagę przykuły aparaty cyfrowe, w różnych kolorach obudowy firmy SONY. Były one ładnie wyeksponowane w gablocie, oraz posiadały tabliczki z opisem parametrów. Idąc dalej zainteresował mnie sprzęt do stylizacji włosów, który był także za szybą gabloty, aczkolwiek nie było w czym wybierać. Idąc dalej natrafiłam na ulotki gdzie moja uwagę przykuła postać Magdy Gessler na jednej z ulotek Zelmera. Promocja z ulotki dotyczyła zakupu dowolnego produktu firmy za min.300zł, 400 lub 600,a w zamian można było dostać jeden gratis. Ciekawe rozwiązanie. Wróciłam do miejsca gdzie znajdowały się aparaty i wzięłam ulotkę, aby na spokojnie prześledzić ofertę. wychodząc miałam okazje przyjrzeć się zaangażowaniu pracowników w obsługę klientów- było ono odpowiednie.
Wychodząc z hipermarketu postanowiłam zajrzeć do sklepu obuwniczego. Skłoniła mnie do tego m.in. obserwacja jednej z obserwatorek zamieszczona na portalu jakoscobslugi.pl. Pani napisała, że kupiła buty z kolekcji sylwestrowej za 29,99 zł. Stwierdziłam, że sprawdzę czy u nas też są takie promocje, gdyż osobiście nie pamiętam tak niskich cen w sklepach tej sieci. Wchodząc zwróciłam uwagę na czyste drzwi automatyczne, oraz na zanieczyszczenia na wycieraczce, m.in. pety i liście z dworu przygnane przez wiatr. Ceny faktycznie były promocyjne, ładnie wyeksponowane przy odpowiednich fasonach butów. Półbuty damskie faktycznie można było nabyć już od 29,99 zł. Na sali sprzedaży znajdowała się jedna pracownica w czerwonym polarze z logo sklepu pilnująca ładu, a za kasą kolejna. W pomieszczeniu oprócz mnie znajdowała się jedna para, więc natężenie ruchu było małe. Buty w cenie najniższej, czyli te za 29,99 były w dwóch fasonach, z czego nic nie było w moim guście, te za 39,99 były już ciekawsze i był mój rozmiar, i tak aż do 59,99 zł. Podsumowując oprócz nowej kolekcji wiosennej damskiej i męskiej było także w czym wybierać w niższych cenach. Czystość, zapach, oraz temperatura na sali sprzedaży były odpowiednie.
Dawno nie odwiedzałam tego hipermarketu, więc postanowiłam tam zajrzeć. Miałam zamiar zrobić większe zakupy na cały tydzień, ale nie do końca został on zrealizowany. Z racji ogromnej powierzchni sklepu trochę czasu zajęło mi zwiedzenie go, aby zorientować się w asortymencie oraz cenach. Przy wejściu na salę dostępne były gazetki reklamowe w podajnikach co mi ułatwiło trochę sprawę, aczkolwiek nieznacznie. Chciałam nabyć mięso, ale w Tesco ono było droższe niż kupuję , ponieważ schab b/k kosztował w cenie promocyjnej12,99 za kg z 16,99, to dość drogo jak dla mnie. skorzystałam natomiast z oferty sera zółtego, z 18,99 za kg na 15,49 zł, gdzie pani w fartuchu oraz czepku na włosach zważyła mi 10 plasterków już pokrojonego sera i zapakowała. Z kolei zatrzymując się przy mrożonych warzywach sprzedawanych luzem gdzie cena wynosiła 4,99 zł za kg byłam nieco skołowana, gdy pani po nałożeniu mi 500g warzyw na patelnię powiedziała, ze są one byle jakie, sama marchewka, brak ziemniaków czy papryki, jedynie na spodzie jakieś drobne kawałki nie wiadomo czego. w domu przyglądając się zawartości na patelni stwierdziłam, że faktycznie pracownica miała rację. Dobrym rozwiązaniem w sklepie jest tzw. pewniak, czy stała cena danego z produktów, która jest pewna, np 1 zł, lub 2 zł. Osobiście skorzystałam z oferty chleba 360g za 1 zł. Przeceny na sali sprzedaży były odpowiednio oznaczone, do tego wyszczególnione było ile klient dzięki obniżce zaoszczędzi. Wszędzie na sklepie było czysto, a gdy tylko coś wylądowało na płytkach podłogi od razu zjawiała się sprzątaczka z mopem. W Tesco można także skorzystać z baru, gdzie serwowane są dania na ciepło, ale są one dużo droższe niż w Real, jednak jest większy wybór i jest więcej stolików dla klientów konsumujących na miejscu niż w Real. Wszystkie produkty były ładnie poukładane na półkach, jednak ekspozycje meblowe nie podobały mi się. Uważam, że pracownicy składający daną szafkę powinni być ostrożniejsi, gdyż często robione jest to byle jak i po łebkach, często uszkodzone, tak, że klient nie jest zachęcony do zakupu, a wręcz odwrotnie. Pomiędzy niektórymi regałami stały kosze metalowe na kartony, utrudniając tym samym dostęp do co niektórych artykułów. Na sklepie widoczna była od czasu do czasu obsługa ubrana w granatowe polary z logo sklepu, więc było do kogo się zwrócić w razie problemów. Obsługa przy kasie przeciętna.
Czas rozliczeń, więc i ja wybrałam się do urzędu skarbowego, aczkolwiek jako posłaniec, ponieważ ja preferuje elektroniczną formę rozliczeń. Na wstępie zaobserwowałam, że schody i strefa przed wejściem do urzędu są mocno zanieczyszczone, pomimo tego, że są zadaszone leżało tam sporo igieł z rosnących obok drzew. Drzwi od urzędu wyglądały jeszcze gorzej, ponieważ były bardzo brudne, miały liczne zacieki i wyglądały nieestetycznie. Wchodząc do Urzędu zauważyłam, że po prawej stronie siedzi pan ochroniarz na portierni służąc rada i pomocą nieco bardziej zagubionym petentom. w zasadzie jak weszłam i zobaczyłam ogromnie długą kolejkę ludzi z teczkami to już nie musiałam o nic pytać. Podeszłam tylko na początek kolejki, aby upewnić się, że pod właściwymi drzwiami chcę stanąć. Przede mną było ok.50 osób. Upewniłam się kto jest ostatni w międzyczasie rozglądając się za innym wyjściem. Takowe było, istniało czynne okienko, które przyjmowało PIT-y bez sprawdzenia. Jednak było to trochę ryzykowne posunięcie, a ja wolałam mieść pewność, że się wywiązałam z zadania stałam cierpliwie w kolejce. Po dokładnie 80 minutach nastąpiła moja kolej i weszłam do pokoju, gdzie trzy pani urzędniczki sprawdzały poprawność wypełnienia zeznań. urzędniczka, która mnie obsługiwała nie odpowiedziała na moje powitanie, ani tez nie odpowiedziała na moje pytanie, które jej zadałam, ale w tym wypadku brak odpowiedzi był dobrym znakiem. Pani bez słowa sprawdzała dane, po czym skreśliła na górze pierwszej strony numer NIP i kazała wpisać PESEL dyktując mi go z komputera. Przepisy od tego roku uległy zmianie i tylko osoby prowadzące działalność posługują się na pierwszej stronie numerem NIP, a cała reszta wpisuje PESEL. Przynajmniej moje stanie w kolejce okazało się zasadne.
Niedzielnym popołudniem postanowiłam odwiedzić sklep monopolowy trochę bardziej z ciekawości niż z potrzeby. W sklepie akurat nie było innych klientów, więc miałam dogodne warunki, aby się rozejrzeć. Na wprost wejścia znajdowały się wina na półce. Ku mojemu przypuszczenia marka której szukałam była nieobecna, ale gdy sprzedawca zapytał w czym może mi pomóc powiedziałam mu czego szukam. Od razu zareagował mówiąc, że ma to konkretne wino na zapleczu, ponieważ jeszcze nie zdążył go wystawić na półkę. Poprosiłam je więc i byłam pozytywnie zaskoczona, ponieważ zapłaciłam za nie jedyne 15,50 a w innym sklepie dużej sieci alkoholowo-winiarskiej to wino jest za 18 zł. Ceny alkoholi były nieco niższe niż u konkurencji, zaś napoje i soki były nieco droższe. W sklepie można było nabyć także chipsy, ale był mały wybór, ponieważ dostępne były tylko Lay'sy i to nie we wszystkich smakach. Obsługa sklepu bardzo sympatyczna i kompetentna służąca pomocą i zorientowana w asortymencie. Czystość w sklepie odpowiednia, aczkolwiek więcej wolnej przestrzeni by nie zaszkodziło.
Drzwi i witryny sklepu były czyste. Wchodząc na salę sprzedaży zauważyłam dostępne plastikowe koszyki przy wejściu, a wcześniej do dyspozycji były podstawione także wózki. Podłoga na sali sprzedaży była czysta. Towary na półkach były równo poukładane. Wszystkie produkty w asortymencie miały oznaczenia cenowe. Wiele z nich miało atrakcyjne ceny, np. pudełko ptasiego mleczka wyprodukowanego dla Lewiatana o wadze 400g kosztowało jedyne 6,49 zł. Czekolady w różnych smakach z Alpen Golda, tabliczka za 2,49 zł. Korzystnie wychodził zakup makaronu firmy goliard, różne rodzaje pakowane po 400 g za 2,29 zł. Zainteresowana byłam również oferta promocyjna mięsa, łopatki b/k wieprzowej za 9,99 za kg, ale niestety promocja obowiązywała tylko w dniach 8-9.03. Przy stanowisku z warzywami jednak nie wszystko mi się podobało, ponieważ czerwona papryka, którą bardzo lubię była zeschnięta i cena nie była pomimo spadku jakości obniżona. Do tego brokuły zapakowane szczelnie folią plastikową zmieniały pod nią kolor na żółty i parowały. Czynna była jedna z dwóch dostępnych kas co było wystarczające na panujące warunki. Kasjerka miała an sobie niebieski fartuch z logo sklepu, wyglądała schludnie. Przywitała mnie i pożegnała w odpowiedni sposób. Niestety punkt gier losowych z którego można było skorzystać przy tej kasie został zlikwidowany.
Mijając znak informacyjny postanowiłam podjechać na stacje paliw uzupełnić stan gazu w butli samochodowej. Byłam trzecia w kolejce do stanowiska z gazem. Pogoda była niesprzyjająca, ponieważ lekko zacinał deszcz, oraz wiał wiatr. Czekając na swoją kolej zaobserwowałam, że czystość na stacji wokół dystrybutorów paliwa nie budzi moich zastrzeżeń. Pomiędzy nimi znajdowały się kubły z wodą, oraz ściągaczką. Były tam także dostępne foliowe rękawiczki jednorazowe. Gaz do samochodów tankowała pracownica, ubrana w służbowy strój od stóp po głowę. Pomimo tego, że była to młoda kobieta przed 30-stką, raczej drobnej budowy ciała zręcznie radziła sobie z obsługą licznych klientów. W pomieszczeniu stacji obecne były dwie kasy, ale tylko za jedną stała pracownica i przyjmowała należności za paliwo proponując przy tym sprzedaż dodatkową. Po zapłaceniu podjechałam pod stanowisko z kompresorem, gdzie dostępny był również odkurzacz do dyspozycji klientów stacji w godzinach 6-22. Oba urządzenia działały prawidłowo.
Jak na porę dnia na sklepie praktycznie zerowe natężenie ruchu. Dwie kasy zauważyłam wchodząc, ale za żadną z nich nikt nie siedział. Na sali sprzedaży też nikogo nie widziałam. Postałam chwile przy lodówce z mięsem, ponieważ chciałam zapoznać się z ofertą i gdy odchodziłam dopiero wyszła do mnie pracownica obsługująca stanowisko. Pracownica ubrana była w czerwony fartuch wiązany na szyi, ale nie miała na głowie czepka, który zwykłam widzieć u pań na stoiska mięsnych w sklepach. Przechadzając się po sklepie zauważyłam, że ceny tam są mało atrakcyjne. Niektóre z produktów miał etykietki z napisem promocja, ale dotyczyły one artykułów, którymi nie byłam zainteresowana, więc opuściłam sklepie nie dokonując żadnych zakupów. Porządek na sklepie jednak panował wzorowy, wszystkie towary na półkach miały swoje oznaczenia cenowe.
Bardzo przestronny parking to zdecydowanie plus sklepu. Zarówno na nim jak i w strefie wejścia panował porządek. W czystych witrynach gablot mogłam się obejrzeć produkty z oferty sklepu. od wejścia na salę sprzedaży dało się odczuć niezbyt przyjemny nieco paszowy zapach. w pierwszej alejce artykuły było nierówno ułożone, szczególnie jeśli chodzi o napoje w zgrzewkach. Podłoga nie należała do najczystszych, ale najgorzej było przy chłodniach, gdzie było coś rozlane, w tym miejscu podłoga była brudna i klejąca. W koszach metalowych widoczne były braki, lub pomieszanie z poplątaniem. Przy zestawie mebli kuchennych w koszu leżały dwie butelki 2 litrowych napoi gazowanych. Idąc dalej zauważyłam między regałami wiadro z brudną wodą, a obok stał mocno już wysłużony mop. Pomimo, że podłoga tej alejce była cała lekko przybrudzona, mokry ślad po przetarciu źle wykręconym mopem był tylko przy linii lodówek. Stwarzało to ryzyko poślizgnięć. Po sali sprzedaży krzątał się pan z ochrony, nieco starszy mężczyzna, podejrzliwie przyglądał się klientom jako potencjalnym złodziejom. Stojąc w kolejce do kasy miałam okazję dowiedzieć się, że był to dzień wypłaty dla pracowników, gdyż klientka przede mną była znajomą pani kasjerki i dobrze im się rozmawiało do tego stopnia, że gdy pakowałam swoje zakupy do torby musiałam uważać aby nie szturchnąć owej pani łokciem, gdyż zajęta rozmową dotyczącą finansów nie opuściła stanowiska przy kasie po spakowaniu swoich zakupów. Kasjerka wydała mi prawidłowo resztę i paragon an dłoń, oraz zaprosiła do ponownej wizyty.
Wybrałam się do warzywniaka Na Czerwonym, aby kupić świeże warzywa i owoce. Jakość oferowanych artykułów na stoisku była bardzo dobra, wyglądały one zachęcająco. Wybór był duży, a ceny konkurencyjne. Co do obsługi trzeba przyznać, że była bardzo sprawna i sympatyczna. Na stanowisku klientów obsługiwała pani i pan. Używali zwrotów grzecznościowych i często się uśmiechali do klientów. Jedna z klientek zrobiła bardzo pokaźne zakupy co było równoznaczne z tym, że były ciężkie. Sprzedawca, który ją obsługiwał zapytał czy jest samochodem, a później mimo, że klientka zapewniła, że samochód ma blisko to pan jej zaoferował pomoc i zaniósł ciężki zakupy od samochód. Jedyny minus to brak cen przy towarach, każdy zainteresowany klient musiał pytać o ceny konkretnego artykułu. Podsumowując szeroki wybór i bardzo miła obsługa.
Będąc w tamtym rejonie udałam się do Domu Handlowego Jagiellończycy, aby odwiedzić sklep, który poleciła mi znajoma. Wchodząc zauważyłam, że jego powierzchnia jest większa niż przypuszczałam i jest spory wybór towaru. Ekspedientka głośno odpowiedziała na moje powitanie pomimo, że doradzała w tym momencie innym klientkom, które były zainteresowane zakupem sukienki. Ceny w sklepie nie należą do niskich, ale towary są dobre gatunkowo. Duży wybór modnych skórzanych kurtek w kilku kolorach był dostępny już na wiosnę, a także żakiety miały bardzo ciekawe fasony i kombinacje kolorystyczne. Spodnie natomiast materiałowe wyglądały an bardzo eleganckie pomimo tego, ze były w cukierkowych kolorach. w sklepie znajdowały się także dwie dość przestronne przymierzalnie. Wyposażone były w czyste duże lustra, oraz taborety. Całe pomieszczenie było ładnie zaaranżowane i odpowiednio oświetlone.
Potrzebowałam wizyty u specjalisty, a dowiedziałam się, że tam nie muszę czekać roku na wizytę, ale wizyta kosztuje 50 złotych. Trudno. Zadzwoniłam rano, aby się zarejestrować do odpowiedniego lekarza. Dodzwoniłam się za trzecim razem , gdyż ciągle było zajęte. Pielęgniarka, która odebrała telefon bardzo szczegółowo wyjaśniła mi jak odbywa się wizyta u nich, informując mnie o kosztach, godzinach przyjęć, oraz tłumacząc jak trafić do przychodni, gdyż z główne ulicy nie jest ona widoczna. wizyta wypadła mi na 16.30. Dziesięć min. przed tym czasem byłam już w rejestracji. Poradnia znajduje się w budynku Pawilony Pediatrycznego, dlatego bardzo wiele małych pacjentów krzątało się po poczekalni. Na ich szczęście ktoś wpadł na genialny pomysł i na wolnej przestrzeni postawił kolorowy stoli, z małymi kolorowymi krzesłami przy nim, mniej więcej takimi jak stoją w kącikach malucha w niektórych aptekach. Na stoliku dostępne były zabawki z drewna ekologicznego typu duże liczydło, drewniane kolorowe klocki itp. Dzięki temu wystraszone maluchy mogły odwrócić swoją uwagę od stresującej wizyty. Budynek jest w trakcie remontu, dlatego na drzwiach gabinetów nie było żadnych tabliczek informacyjnych. Lekarz wychodził i prosił z nazwiska pacjenta, albo wchodzono wg numerków. Moja wizyta wypadła kwadrans po wyznaczonym czasie, ale ogólnie organizację placówki oceniam jako dobrą.
Wstąpiłam dzisiaj do Simply, aby zakupić kilka par kolczyków, które ostatnio będąc tam oglądałam. Dzisiaj za kasą obecna była inna pracownica, dość młoda kobieta, ok 25 letnia. Odpowiedziała na moje przywitanie nie przerywając sobie wykonywanego zajęcia. W sklepie panował dość specyficzny zapach artykułów pochodzenia z ChRL. podeszłam do stoiska z kolczykami, po chwili wybrałam kilka sztuk, które miały przyklejone ceny i podałam pracownicy do reki, gdyż blat stolika na którym stała kasa fiskalna był tak obłożony, że nie było gdzie palca wetknąć. Kasjerka zdrapała ceny z opakować, zapakowała mi, oraz wydała resztę i paragon do dłonie żegnając. Po wyjściu zorientowałam się analizując paragon, że zapłaciłam o 50 % mniej niż powinnam wg cen. Nie wiem czy była to stał promocja, czy tylko obowiązywała dziś, ale gdybym został o niej poinformowana w sklepie może kupiłabym coś więcej...
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.