Spacer w piękną listopadową niedzielę zaprowadził nas na Nowy Świat. W zasadzie była już postanowiona Kamanda Lwowska, ale niespodziewanie tuż za Sketchem wyrosła księgarnia PIW, w której zainstalował się Opasły Tom. Niespecjalnie przepadam za prasą kolorową, w której owo bistro zostało opisane, tak więc pewnie dlatego z tak karygodnym opóźnieniem trafiliśmy doń.
Karta krótka, acz bardzo treściwa. Nie sposób również pominąć waloru estetycznego jej samej - klasyczna czcionka z lat 70-tych ubiegłego stulecia przypomina 'Szpilki' czy ówczesny 'Przekrój'. W samej karcie zaś kilka pozycji, każda obiecująca interesujące doznania kulinarne, plus wkładka z menu specjalnym. Wybraliśmy mix menu stałego i pozycji specjalnych, jako że Polacy nie gęsi i swoją gęsinę mają. Zarówno zupa, jak i drugie danie były idealne, a wino dobrane do gęsiny pasowało doskonale. Chapeau bas!
Obsługa bardzo miła i kompetentna. Pani kelnerka doskonale wiedziała, kiedy podejść i o co zapytać. Również brawa i podziękowanie za stworzenie bardzo uroczej atmosfery. Bardzo mi przypadło do gustu hasło 'u nas wypada czytać', zwłaszcza że w salce restauracyjnej jest mnóstwo książek na temat szeroko rozumianych kulinariów, których lektura doskonale zaostrza apetyt. Wnętrze tej części jest bardzo lekkie, bez żadnych zbędnych elementów dodatkowych.
Reasumując - miał być zwykły niedzielny lunch, a wyszło dość niezwykłe doznanie kulinarne i kolejne miejsce, które z przyjemnością i czystym sumieniem dodaję do najulubieńszych miejsc kulinarnych na mapie tego miasta
Zaszedłem do sklepu, gdyż wcześniej zobaczyłem w gazetce ciekawy produkt w dość atrakcyjnej cenie. Po wejściu na teren sklepu od razu skierowałem się do miejsca, gdzie ten produkt powinien się znajdować. Nie mogłem go znaleźć, więc rozpocząłem poszukiwanie pracownika. Spotkałem go w sąsiedniej alejce i zapytałem się o interesujący mnie produkt. Niestety, ale produkt ten został już sprzedany i nie będzie już go w dostawie. Jednakże pracownik zaproponował, abym zajechał do innych sklepów, lub tez abym do nich zadzwonił, a na pewno otrzymam odpowiedź na interesujący mnie asortyment. Podziękowałem za informację i opuściłem sklep. Musze nadmienić, że pracownik z chęcią odpowiadał na moje pytania. Posiadał na sobie firmowe ubrania i identyfikator.
Zaszliśmy z maluchami do sklepu obuwniczego, aby obejrzeć ofertę kapci, gdyż już trzeba wymienić w przedszkolu. Od razu udaliśmy się w miejsce, gdzie były wystawione. Spodobały nam się 3 pary, więc postanowiłem je przymierzyć. Nie znalazłem interesujących mnie rozmiarów, dlatego też poprosiłem pracownicę o pomoc. Ta, po usłyszeniu numeracji, znalazła dla nas poszukiwane produkty. Jedna z mierzonych par pasowała na nogę córki, więc zdecydowałem się na ich kupno, informując jednocześnie o tym fakcje pracownicę. Ta zapakowała obydwa kapcie do pudełka i zaprosiła do kasy. Cała transakcja przebiegła dość sprawnie i szybko. Wręczając mi zakupione kapcie, zostałem poinformowany, że paragon znajduje się w pudełku. Wychodząc zostaliśmy zaproszeni ponownie. Wychodząc zauważyłem, że pracownica od razu przystąpiła do porządkowania zostawionych przez nas kapci.
Sklep oferując ubrania znanych marek: Wrangler, Lee, Nike, Mexx. Poszukiwałem spodni, więc widząc ten sklep, od razu do niego zaszedłem. W środku wybór był spory, więc od razu skierowałem się do miejsca, gdzie znajdowały się spodnie. Podczas ich oglądania, podeszła do mnie pracownica, która zaoferowała mi pomoc. Poinformowałem ją, iż poszukuję spodni. Pracownica zapytała się o rozmiar w pasie. Nie byłem do końca pewien, więc pracownica wzięła centymetr i zmierzyła mnie. Po krótkiej chwili zaproponowała mi kilka pozycji i zaprosiła do przymierzalni. Podczas przymiarki, pracownica znajdowała się obok, aby w każdej chwili doradzić, lub też aby donieść inne. Po przymierzeniu kilku sztuk, wybrałem jedną parę, informując jednocześnie o tym pracownicę. Sama procedura płatności trwała bardzo krótko i po krótkiej chwili wychodziłem ze sklepu żegnany przez pracownicę, która zaprosiła mnie ponownie.
Z informacji od restauracji najprawdziwsze jest zdanie:"nieliczne, kulinarne propozycje Belugi". Tak krótka karta to jakiś żart - nie było z czego wybierać. Jedzenie przeciętne, nie wystarczy przygotowywać potrawy z drogich składników żeby powstało ekskluzywne danie. Solianka fatalna, niewyrazista, z zaledwie jednym rodzajem mięsa (w skład prawdziwej powinno wejść więcej). Podana na śmiesznym talerzu wielkości kapelusza kardynalskiego - przy czym zagłębienie na zupę maleńkie. Bliny z łososiem i kawiorem nie porażały, podobnie kopytka z kawiorem (choć kawior sam w sobie najwyższej jakości). Ponadto bliny zostały udekorowane solą kamienną. Efekt? Elka cudem nie złamała zęba... Zwłaszcza że do blinów dają drobno siekaną cebulkę którą trudno odróżnić od kryształków soli (jest dość ciemno). Obsługa była miła dopóki nie zgłosiliśmy uwag do dań - wtedy się obrazili. Stwierdziliśmy więc, że dań głównych już nie zamówimy (zwłaszcza, że nie było co wybrać... może wołowina Kobe by mnie interesowała, ale za 180 zł!?) Ponieważ nie pialiśmy z zachwytu nad daniami i oczywiście nie zostawiliśmy napiwku, obsługa kompletnie nas zignorowała przy wyjściu (nawet nie podali nam płaszczy, choć kelner odebrał je od nas jak wchodziliśmy... Co do wystroju, to faktycznie jest bardzo elegancko, całość urządzona ze smakiem. Jednak ma się wrażenie oglądania dzieła dekoratora wnętrz, wszystko to zbyt "pod linijkę" i nieco nadęte. Brak intymności i mało przytulnie. Tym niemniej i tak robi większe wrażenie od kuchni... Ceny bardzo wysokie - nie przystają do tego co dostaje się w zamian. Nie polecam.
– Kolejne miejsce, gdzie jeszcze nie byłem z maluchami, a gdzie się mogą wyszaleć. Tak jak podobne place, ten również oferuje zjeżdżalnie proste i spiralne, ruchome kładki itp. Oczywiście, rodzice mogą spokojnie usiąść i wypić np. kawę. Od razu przy wejściu przywitała nas pracownica. Powitanie było bardzo miłe i uprzejme. Oczywiście, maluchy chciały już lecieć, więc po krótkiej chwili już ich nie było. Na terenie Psotnika, można było zauważyć pracowników, którzy dbali o bezpieczeństwo dzieci. Natomiast ja spokojnie popijałem sobie kawkę. Część dzieci była bez rodziców, jednakże podyktowane było to tym, że rodzice zostawili swoje pociechy pod opieką obsługi a sami poszli na zakupy. To jest dobry pomysł. Niestety, ale czas już było wracać do domu. Dość szybko uporałem się z maluchami, gdyż także już były zmęczone. Wychodząc, pożegnała się z nami pracownica, która zaprosiła nas ponownie.
Od jakiegoś czasu, kupuję w Pepco gry komputerowe. Są to proste gry w dość dobrych cenach. Wchodząc do sklepu, przywitała się ze mną pracownica, która ubrana była w czystą, firmową bluzkę. Oglądając gry zauważyłem, że widoczni pracownicy przez cały czas wykonywali swoje obowiązki. Oczywiście, udzielali też pomocy klientom. Nie było odczucia, że klient jest obsługiwany miło, bo tak trzeba. Widać było zaangażowanie w wykonywaną pracę. Po wybraniu odpowiedniej gry, skierowałem się do kasy. Przy kasie przywitała się ze mną pracownica. Po zakończeniu transkacji, pracownica zapakowała grę do reklamówki, gdzie włożyła także paragon. Wręczając mi reklamówkę z zakupem, pracownica podziękowała za zakupy i zaprosiła mnie ponownie.
Coraz bliżej jest do zimy, więc rozpocząłem się za rozglądaniem się za butami zimowymi. Pierwszym sklepem na mojej wędrówce, był sklep CCC. Po wejściu do środka zauważyłem kilkoro kilkunastu oraz kilkoro pracowników. Pomimo, że przeszedłem się obok kasy, przy którym znajdowała się pracownica, nie przywitała się ze mną, a także nie witała się z innymi klientami. Chodząc pomiędzy regałami natrafiłem na interesujące mnie buty. Rozpocząłem ich przymiarkę. Niestety, ale żaden mi nie odpowiadał. Obok mnie, przez cały okres pobytu przeszło kilkoro pracowników, jednakże żaden nie zainteresował się mną. Podobny stosunek był też do innych klientów. Pomocy pracownicy udzielali klientom tylko w momencie poproszenia ich o to.
To taka knajpka, do której chodzimy z mężem (na zmianę z dzikim ryżem), kiedy nie chce nam się gotować. Próbuję tam po kolei zaliczyć wszystkie dania (oprócz deserów!) i nigdy jeszcze nie byłam zawiedziona.
Przedostatnim razem jadłam Penne con speck e rucola. Podczas ostatniej wizyty zachwyciłam się Crema di Verdure, o doskonałej konsystencji i esencjonalności. Smaczne Tris di bruschette, choć wymagają nieco doprawienia, urzekają dbałością o szczegóły wykonania, vitello tonato po prostu bardzo dobre, a Tortellini di carne con prosciutto e panna doskonale delikatne. Obsługa - bez fajerwerków, ale zawsze miła i zawsze na czas krząta się przy stoliku. Obiekt przyjazny dzieciom, co akurat dla mnie jest dużym minusem.
Miejsce idealne na leniwy lunch.
Jeżeli nie masz przekonania do kuchni wegetariańskiej, a chciałbyś sprawdzić czy może być dobra, to wybierz się do "Vega Baru". Po pierwsze miłe ustronne miejsce na tyłach kina "Femina", po drugie spore porcje, po trzecie ceny przystępne no i po czwarte, a w zasadzie po pierwsze smacznie. Zarówno sałaty, kotlety sojowe czy tofu. W natłoku gastronomii tradycyjnej, barów sushi i fastfoodów takie miejsca jak "Vega Bar" zyskują na znaczeniu w mojej kulinarnej mapie. Wystrój ma tu mniejsze znaczenie. Obsługa bez zarztu, choć bardziej skoncentowana na kuchennych powinnościach niż oczekiwaniach gości. Warto tu od czasu do czasu wstapić.
Sama jestem częstym gościem barów tej sieci, mimo, że jestem raczej mięsożerna - dla odmiany trzeba zjeść czasem także coś innego niż mięso. Jest to dobre miejsce na szybki, niedrogi obiad lub kolację, w szczególności, że do wyboru jest sporo lokali tej sieci. Mój ulubiony znajduje się w Promendzie przy Ostrobramskiej - wnętrze jest przestronne, nie ma tam takiego tłoku, jak w innych Green Wayach a obsługa jest bardzo sympatyczna. Próbowałam różnych dań w Green Wayu, ale moje ulubione to kotlety kapuściane w zestawie z kaszą gryczaną w sosie pieczarkowym z dodatkiem soczewicy oraz zestawem 3 różnych surówek - cena 10,50 zł. Niezłe są też kotlety sojowe. Polecam spróbować także soku tłoczonego, bez dodatku cukru i konserwantów - 3,5 zł.
Trzeba pamiętać, że Green Way to bar szybkiej obsługi - swego rodzaju alternatywa dla baru mlecznego i smak, jakość dań czy poziom obsługi należy porównywać z tą kategorią gastronomiczną a nie z wykwintnymi restauracjami. Uważam, że w tej klasie Green Way wypada bardzo dobrze, w szczególności, że za podaną powyżej cenę otrzymujemy całkiem solidną porcję, którą naprawdę można się najeść.
Weszłam rozejrzeć się wśród książek. Były one umiejscowione w głębi i trzeba było przejść obok różnego typu artykułów papierniczych, puzzli, kalendarzy i artykułów dla dzieci. Rzglądałam się i po dłuższym czasie podeszła do mnie nieśmiało pracowniczka i spytała, czy w czymś może pomóc. Powiedzialam, że tylko się rozglądam. Przyjęła to do wiadomości i wróciła do kasy, by rozmawiać z koleżanką. Książek było dużo. Wśród nich znane i nowe tytuły. Wszystko ustawione tematycznie. Sklep jest kolorowy i przestronny, ale przez to też nie wiadomo na czym skupić wzrok.
Chodzę od kilkunastu miesięcy do ortodonty. Z początku było wszystko miło i sympatycznie. Pani doktor dokładnie tłumaczyła, radziła i pomagała w kwestiach wyboru aparatu, sytuacji uzębienia i finansów. Każdorazowo koszt wizyty wachał się między 50 a 100zł, w zależności od tego, co było robione. Traz chodzę tylko do kontroli i za to, że założę aparat i stwierdzę, że wszystko jest w porządku płacę 50 zł, co bardzo boli kieszeń. Wizyta zwykle trwa pięć minut. I nie wiem, czy to złośliwość, czy jak, ale rozmawianie przy pacjencie o zakupionych prezentach (i to takich bardzo drogich) jest zdecydowanie nieodpowiednie. Muszę jednak powiedzieć, że pani doktor jest prawdziwą specjalistką i ma wielu zadowolonych pacjentów, a ja cieszę się równym uzębieniem :)
W sobotni wieczór wybrałam się z chłopakiem do restauracji The Mexican, ponieważ słyszałam wiele pochlebnych opinii na temat jedzenia i panującej tam atmosferze. Już przy samym wejściu zostaliśmy przywitani przez przesympatyczną młodą dziewczynę, która spytała się czy życzymy sobie stolik dla palących czy niepalących. Wybraliśmy ten dla niepalących. Choć była sobota i sporo ludzi w lokalu szybko znaleźliśmy stolik dla dwóch osób. Po krótkim czasie podeszła do nas kelnerka przedstawiła się i powiedziała, że tego wieczoru ona będzie nas obsługiwała. Na karteczce zapisała swoje imię i podała menu, mówiąc, że w przypadku jakichkolwiek pytań wystarczy ją zawołać. Oferta restauracji bardzo bogata, trudno wybrać danie dla siebie, ponieważ wszystkie zdają się być przepyszne. Po paru minutach przeglądania karty zamówiłam burritos de pollo ( zapiekana z mozzarellą tortilla pszenna nadziewana polędwicą drobiową i fasolą pinto) oraz truskawkową margarite. Napój był pięknie podany i ozdobiony, w wielkim kielichu z dużą ilością lodu, jednak mało wyczuwalny był smak alkoholu. Danie podane z trzema sosami, bardzo smaczne. Porcja była naprawdę duża i bez problemu można było się nią najeść. Lokal ma znakomity klimat, bardzo przyjemnie spędza się w nim czas. Fajnym pomysłem jest żyrandol zrobiony z butelek po piwie. Nawet toalety są tu pięknie udekorowana zapalonymi świeczkami. Lokal czysty, ceny przystępne, krótki czas obsługi, bardzo, bardzo miła atmosfera. Z czystym sercem polecam restaurację The Mexicana.
Rodzinnie weszlam do Zary, którą zwykle omijam szerokim łukiem, bo ceny są zbyt wysokie dla mojej kieszeni. Jakież było moje zdziwienie, gdy na jednej z półek wisiała ogromna ilość sukienek przecenionych na 40 złotych. Bardzo dużo kobiet wśród nich buszowało. Panowie mogli w tym czasie przejść na sam koniec do dużo mniejszego pomieszczenia z ubraniami męskimi. Dla kontrastu było ono w ciemnych kolorach, a część damska w jasnych. Tam nie było przecen. Przeraziłam się, że zwykłe bawełniane koszulki z byle jakimi wzorkami kosztowała 100 złotych. Przy przymierzalniach stał ochroniarz, który sprawdzał torebki, które zawsze piszczą. Pracownicy przy kasach byli elegancko ubrani i upszejmi.
Tata był na delegacji i nocował w tym centrum kongresów i rekreacji w Szczyrku. Ośrodek był położony wysoko i właściwie można dojechać do niego tylko samochodem. Pieszo byłoby bardzo ciężko. Parking był na samej górze i na tym ostatnim piętrze znajdowała się recepcja. Do pokojów zjeżdżało się na dolne piętra. Wszystkie zamiast kluczy miały specjalne karty magnetyczne, które na następny dzień nie działały. Podobno były problemy techniczne, ale chyba źle wczytali daty pobytu. Pokoje eleganckie, ale w toalecie był zgnity próg. Przez cały pobyt nie włączono kaloryferów przez co trzeba było chodzić w ciepłej odzieży, by nie zmarznąć. Na tą klasę hotelu i pobyt służbowy było w porządku, ale wakacji by tam stanowczo nie spędził.
Zajęliśmy dużą grupą stolik na świeżym powietrzu. Musieliśmy dołączyć parę krzeseł. Za chwilę podszedł kelner i podał kilka kart, którymi musieliśmy się podzielić. Po kilku minutach wrócił. Podawaliśmy mu numery pucharów lodowych, a on potwierdzał, podając ich nazwę. Doskonale się orientował w menu. Poprosiliśmy też o dwie kawy. Bardzo długo czekaliśmy na lody, choć nie jest to przecież gorący posiłek wymagający podgrzewania. Kawy przyniesiono z kolei bardzo szybko. Kelner przeprosił za zwłokę, ale czuliśmy się już niekomfortowo, bo kończył się bilet parkingowy i nie mogliśmy się delektować, a było czym.
Na obiad wybrałam się z koleżanką do pizzerii Da Grasso. Lokal na ul: Dąbrowskiego jest niewielki ale ma swój specyficzny klimat. Nie podoba mi się słabe oświetlenie przy którym mało co widać. Znajdują się tu zarówno stoliki z krzesłami jak i kanapa co stwarza naprawdę fajną atmosferę. Menu jest imponujące, możemy wybrać pomiędzy różnorodnymi pizzami ( tradycyjne, wegetariańskie, z owocami morza, z drobiem) a sałatkami czy zapiekankami. Nowością są smaki meksykańskie- tortille i quesadille. Na pewno każdy wybierze coś dla siebie. Pizze mają dwie wielkości, mała 32 cm i duża 42 cm. Ceny nie są wygórowane. Choć nie próbowałam innych dań, pizze mogę z czystym sumieniem polecić. Do każdej dodatkowo otrzymujemy dwa sosy- czosnkowy i pomidorowy. Na pizze czekamy ok 20 min. Jednym z minusów jest to, że po gotową pizze musiałam iść sama, obsługa nie przyniosła mi jej do stolika. Stolik też nie był zbyt czysty choć pani sprzątnęła go zanim usiadłyśmy. Widać nie za bardzo się do tego przyłożyła. Kucharz przygotowujący pizze miły i uśmiechnięty, co innego jednak można powiedzieć o kasjerce, po której minie można było wyczytać, że wolałaby znajdować się zupełnie gdzie indziej. Plusem są gazetki przy stoliku, mogące umilić nasz czas oczekiwania na danie. Podsumowując polecam tę pizzerie ze względu na różnorodność dań i ceny jednak obsługo powinna popracować nad uprzejmością wobec klientów.
niestety jesli chodzi o zwrot towarów w tym sklepie , nie polecam. Pani-zastepca kierownika potraktowal mnie w bardzo nie przyjemny sposob. niestey nie miala racji( chodzilo o zwrot na karte pieniazkow) chcial mnie zbyć informacją mi ze zwrot musi byc tylko na te karte z ktorej wczesniej płacono. Tak nie jest!! Po wyjasnieniu Pani iz sie myli, ostentacyjnie zgodzila sie dokonac zwrotu. Szkoda , bo wystarczylo posluchac klienta, porozmawiac a nie atakowac.
super miła obsługa, bardzo miły personel.kupilam lakier do paznokci. Jednak po namysle chcialam go wymienic dnia nastenego. nie bylo najmnijszego problemu. Pani stała przy mnie i doradzala kolor. Bylo mi bradzo milo. wystarczylo tylko ze pokazlam paragon. Ponadto dostalam w prezencie kilka probek kremow.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.