Albo miałam wyjątkowe szczęście, albo coś się zmienia na lepsze w tym miejscu! Dla niewtajemniczonych z Wrocławia i okolic: EPI to delikatesy z cyklu "wyższa półka nie tylko cenowa". Do tej pory sporym minusem tego miejsca był nieuprzejmy personel. Czytałam komentarze innych o EPI więc, żeby nie było, że jestem czepialska - innym też przeszkadzało to co mi. Wiadomo, nie należy oczekiwać obsługi jak w Hiltonie w hotelu Formuła :) Ale zważywszy na ceny w EP, I to można tam oczekiwać obsługi najwyższych lotów. I oto nadszedł ten moment!!! Od pewnego czasu zauważyłam wyraźną różnicę w obsłudze. Jakby ktoś te wszystkie panie (i panów) zaczarował. Poważnie! Uśmiechają się , mówią dzień dobry przy kasie, do widzenia. Frontem do klienta. Czyli wszystko jak należy. Z taką obsługą aż mniej bolą te ich wysokie ceny:)
Jeśli chcesz poczuć się jak pan tego świata, koniecznie odwiedź AKROPOLIS we Wrocławiu :). Po pierwsze( i najważniejsze) mają tam genialną obsługę, a po drugie (i nie mniej ważne) serwują tam takie delicje, że doskonałym smakiem z pewnością uwiedli niejednego. Jeden z naszych znajomych podczas ostatniej tam wizyty stwierdził, że tak smacznie i dobrze nie jadł nawet w Grecji. Wiem, co czuł, ja mam to samo. Zawsze mam problem co wybrać, bo wszystko jest dla mnie świetne, no może oprócz greckich gołąbków w liściach winorośli, których smaku zwyczajnie nie lubię i ośmiornicy z podobnych powodów. Jedyny minus tego miejsca to wysokie ceny :). Ale jak mawiają starożytni Grecy i ja sama: to jakość warta swojej ceny. A jakość obsługi jest tam wręcz bezcenna. kto ma okazję niech sam sprawdzi. Sympatyczni kelnerzy, pomocni w każdej chwili, nie nachalni, kompetentni, sprawiający wrażenie, jakby praca sprawiała im niewypowiedzianą przyjemność i radość. Aż chce się tam bywać. Zdecydowanie polecam. Wszystkim. Restauracja na szóstkę!
Dobra informacja, to pełna informacja. A półprawda to w niektórych sytuacjach irytująca "góralska prawda". Chciałam zwrócić farbę malarską, gdyż kupiłam zdecydowanie za duże opakowanie. Farba droga, więc postanowiłam zaoszczędzić kilkadziesiąt złotych. Zadzwoniłam wcześniej do sklepu, w którym kupowałam farbę, aby upewnić się czy mogę to zrobić. Zapewniono mnie, że nie będzie ŻADNEGO problemu ze zwrotem. Na miejscu okazało się, że zwrot gotówki owszem może być dokonany, ale wyłącznie na kartę, którą wcześniej płaciłam. Wcale nie uważam, że OBI musi w takich sytuacjach pełnić funkcję bankomatu, ale szkoda, że nie poinformowano mnie o tym drobnym fakcie, kiedy dzwoniłam wcześniej. Market budowlany to przecież nie osiedlowy sklepik pod nosem. Na szczęście miałam ze sobą gotówkę, aby móc kupić mniejsze opakowanie farby i jeszcze parę niezmiernie potrzebnych drobiazgów do remontu. Mój niesmak spowodowany tą całą sytuacją dodatkowo spotęgował fakt, że już o godzinie 20:25 urocza pani uporczywie przypominała, by kończyć zakupy, bo zaraz zamykają. Komunikat słyszałam 3 razy!!! Nie zabawiłam długo w tym sklepie. W mojej ocenie taki komunikat jest po prostu niegrzeczny. Nie było tego dnia dzikich tłumów kupujących. Zdążyłam wyjść grubo przed 21-szą z głębokim przekonaniem, że w OBI pod koniec ich pracy nie jest się już klientem, ale zwykłym intruzem, a na bezstresowe zakupy budowlane trzeba jeździć do nieco dalej położonej Castoramy. Wersalu nie oczekuję w takim miejscu, ale są jakieś granice. Nie polecam tego sklepu. No chyba, że ktoś tęskni do obsługi "w starym stylu".
Czułam się jakbym wpadła w wir porządków, a nie do sklepu z ubraniami. W przymierzalni właśnie przecierano lustra. Na sali sprzedażowej sprytna panna żwawo odkurzała podłogi niemiłosiernie hałasującym odkurzaczem. Odniosłam wrażenie, że przeszkadzam personelowi w najważniejszych obowiązkach tego dnia. Bywam tam czasami i z tego co zaobserwowałam, to wiem, że nigdy nikt z personelu nie był tak zaangażowany w obsługę klienta, jak dzisiaj w sprzątanie. Dziwny to sklep, w którym klienta traktuje się jak zło konieczne.
Góra zgniłych i umazanych mandarynek wyeksponowana w sklepie, czy to gdziekolwiek jest jeszcze możliwe? Owszem, tak! W nowoczesnej galerii w centrum Wrocławia. To co zobaczyłam w ubiegłym tygodniu w Carrefour zadziwiło mnie nieziemsko. Coś, co powinno być jak najszybciej usunięte i ukryte przed wzrokiem kupujących zostało wyeksponowane. Mowa o mandarynkach.
Inne specjały były eksponowane na wesoło. Np. pomidory podpisane jako pieczarki :) Ogólnie dział owoce warzywa, to obraz nędzy i rozpaczy, który na koniec zgrabnie dopełniły kasjerki siedzące tam chyba "za karę". Zakupy w tym miejscu w ramach eksperymentu polecam tylko poetom - może oni odkryją ukryty sens, drugie dno, osobom ratującym się od śmierci głodowej lub desperatom poszukującym mocnych wrażeń. Estetom, kobietom i generalnie wrażliwcom, wstęp powinien być tam wzbroniony. No chyba, że wejście w ramach terapii wstrząsowej:) Ogólnie - jak nie trzeba - to lepiej tam nie wchodzić. Średnia przyjemność. Nie polecam.
Zakupy w tym miejscu, to czysta przyjemność. Odkąd pamiętam, to zawsze tam są jakieś okazje cenowe, czyste przymierzalnie z wygodnym ruchomym lustrem, ale przede wszystkim chętna do pomocy obsługa. Dziś też tak było. W sklepie New Look nie ma problemu, żeby do przymierzalni zabrać buty, w innych miejscach robiono już z tego problem. Mają też duży wybór biżuterii. Jedyny minus tego miejsca to taki, że w miejscu gdzie można wygodnie usiąść i przymierzyć buty nie ma luster! Trzeba kawałek podejść. Przerabiam to już któryś raz z kolei i zawsze miałam problem, co zrobić z torbami z zakupami, torebką, płaszczem, butami, które zdjęłam z nóg... Za każdym razem tarabanić się z tym wszystkim w kierunku lustra??? To jest bardzo niewygodne, a czasem niewykonalne. Takie niedogodności rekompensują miłe dziewczyny z obsługi. Wiem, co mówię. Dzisiaj, zachęcona przez rudą piękność do wysyłki sms-a, dostałam dodatkową ekstra zniżkę 10% i zaproszenie do odwiedzenia wkrótce :) Moja garderoba powiększyła się o fajne buty, spodnie, bluzę, bluzkę... Zajrzę tam jeszcze niebawem! Polecam ten sklep. Mają naprawdę świetną obsługę i ciekawe rzeczy.
Jeśli chcesz poczuć się jak niedouczony złodziejaszek, to śmiało wal do TK Maxx!
Do przymierzalni nie można wziąć więcej niż 6 rzeczy! Pracownik skrupulatnie je liczy. Osobiście nie bardzo wiem po co, bo przecież każda rzecz ma zabezpieczenie przed kradzieżą. Ja miałam 9 i część musiałam zostawić przy wejściu do przymierzalni. Następnie oddałam przymierzane rzeczy z pierwszej tury, wieszaki do nich i numerek i chciałam przymierzyć pozostałe 3. Zostałam poinstruowana przez pracownika sklepu, że przymierzane wcześniej rzeczy należy z powrotem umieścić na wieszaku, a następnie odwiesić w miejsce, które wskazano mi palcem. Odwykłam od takiej praktyki, choć nie pierwszy raz chciano mnie przysposobić do pracy w sklepie. Zwierzyłam się, że nie umiem odwieszać :) Usłyszałam, że to nie takie trudne. Uwierzyłam na słowo:). Na szkolenie nie dałabym się namówić, gdyby mi zaproponowano. na szczęście nic takiego nie zaszło. Pracownik nie był niemiły, wręcz przeciwnie, ale generalnie nie podoba mi się takie podejście do klienta. Objuczona rzeczami po przymiarce oczekiwałabym pomocy, a nie instrukcji, gdzie powinnam odwieszać rzeczy. Wybrałam coś dla siebie i już mocno zastanawiałam się, po tej scenie czy aby na pewno chcę coś kupić w tym miejscu. Straciłam tam już tyle czasu, więc zdecydowałam o zakupie. No i kolejna "skucha".
Na 8 kas czynna była jedna (!). Kiedy w kolejce zebrał się mały tłumek - 9 osób oczekujących i jedna obsługiwana, to dopiero wtedy kasjer wezwał pomoc. Wiem jedno - TK Maxx może mieć cuda na kiju i mega-promocje - ja więcej tam nie wrócę! Nie polecam tego miejsca.
Nie przypuszczałam, że w sylwestrową noc Novocaina zamiast specjałów kuchni włoskiej i ekskluzywnej muzyki klubowej zafunduje swoim gościom MAKARONOWY SZAŁ w rytmie muzyki nie do słuchania :)
Podczas Sylwestrowej zabawy, rozgrzejemy wszystkie Twoje zmysły - obiecywał organizator imprezy. No i udało się! Niektórym gościom wręcz do czerwoności. Zwłaszcza tym, którzy nie lubią muzyki rodem ze studniówek z lat 80-tych! Piosenki Modern Talking, muza z filmu Dirty Dancing z "Time of my life" jako hit ... kto się jeszcze bawi przy takiej muzyce? Chyba tylko DJ w Novocainie.
Co do menu... połowy z obiecanych pyszności nie dane mi było skosztować, dziwnym trafem tych ciekawszych.
Za to na straży ciągle trwały makaronowe wariacje :) Kiedy serwowane były eskalopki z kurczaka w sosie grzybowym z podgrzybkami, roladki wieprzowe nadziewane wątróbkami, Rigatoni al Polo – trudno zgadnąć.
W mojej ocenie tylko schłodzony alkohol i zupy były OK, ale to chyba zbyt mało, jak na całonocną imprezę.
Dobrze, że chociaż humor i towarzystwo dopisało - w przeciwnym wypadku ten szczególny wieczór musiałabym zaliczyć do nieudanych. To był nasz pierwszy i ostatni Sylwester w tym miejscu.
Lodowiska Wrocław -70%
Promocja Dnia - Łyżwy Sprawdź, nie przegap zniżki 70%!
www.GROUPON.pl/Wroclaw . Na taką reklamę trafiłam po wyguglowaniu hasła "lodowiska we Wrocławiu". Po wejściu na powyższą stronę dowiadujemy się o bonie rabatowym na pielęgnację stóp i rąk, całodniowy kurs strzelania, mikrodermabrazję i parę innych zbędnych atrakcji. Promocja dnia to zwykłe oszustwo Groupona!!! Idąc za ciosem, tego dnia sprawdziłam jeszcze inne hasła typu fitness Wrocław, Kosmetyki Wrocław... wszędzie Groupon jest na pierwszym miejscu w wyszukiwarce i zgadnijcie czy jego czcze obietnice mają pokrycie w ofercie? NIE! Na wszystkie zapytania z jakimś popularnym hasłem typu: wycieczki, baseny... pokazuje się Groupon w pierwszej trójce z wielka obietnicą bez pokrycia. Aktywna reklama? Nie, zwykłe oszustwo! Może te ich okazje są tak samo prawdziwe jak ta reklama?
Restauracja stylizowana na grecką knajpkę taką "nad brzegiem morza". W środku sporo odniesień do morskich klimatów. Bar w kształcie burty łódki, pod sufitem żagiel, na ścianach beczki, greckie widoczki ogólnie biało(ściany) i niebiesko (stoły) jak to w Grecji. Menu jak w greckiej knajpce. Obsługa fenomenalna. Szybka, miła, nienachalna. Jeśli jeszcze ktoś nie był w tym miejscu, a choć trochę lubi grecka kuchnię, to koniecznie musi się tam wybrać. Obsługa sprawi, że będziesz chciał tam jeszcze wrócić, nieważne skąd przybyłeś. Znam takich wyspiarzy, którzy stawiają sobie to miejsce jako jeden z punktów wycieczki po naszym niegreckim przecież mieście. Polecam to miejsce na szybki i niezły posiłek.
Restauracja znajduje się w bardzo atrakcyjnym miejscu Wrocławia nieopodal Rynku, z pięknym widokiem na zabytkowe kamieniczki Jaś i Małgosia. To moja druga wizyta w japońskiej restauracji, ale pierwsza miała miejsce poza granicami kraju, więc się nie liczy:) Wystrój lokalu ascetyczny i pewnie ma odzwierciedlać klimat japońskich restauracji. Kolory takie jak lubię - chłodne zielenie, szarości i brązy. Wokół obszernego baru leniwie płynie strumyk, a na nim pływają talerze. Chyba się skuszę na promocję (od poniedziałku do czwartku wieczorem) przy barze za "drobną" opłatą można łowić ile wlezie.
Kelnerka bardzo miła, pomocna przy wyborze dań. Jedzenie smaczne i świeże. Rzeczy, które mi nie odpowiadały to wyświechtane menu (poplamione!!!), papierowe podkładki na stołach, jak dla dzieci w przedszkolu z motywem bajkowym - stworem jak z japońskiej (chińskiej???) kreskówki. A i jeszcze jedno -zważywszy na miejsce, w którym znajduje się restauracja - ścisłe centrum miasta, atrakcyjny budynek - dosyć zaskakujące dla mnie jest podawanie jednorazowych pałeczek zawiniętych w papierową serwetkę. Nie znam się na zwyczajach japońskich i być może tak ma być z tymi serwetkami, ale prędzej spodziewałabym się tam jakiegoś wymyślnego origami, niż takich serwetek. Na stronie internetowej restauracji wyeksponowano porządne pałeczki wraz z podkładką, miseczką na sosy i tak to sobie wyobrażałam!
Na stronie źle zaznaczono lokalizację lokalu na ul. Św. Mikołaja, ale dokładnie w miejscu gruzińskiej restauracji.
Na plus oceniam półkę z książkami - można się podszkolić w kulinarnych tradycjach Japonii :)
Ogólnie poleciłabym tę restaurację innym. Na pewno jeszcze odwiedzę to miejsce.
Zachowanie personelu sklepu jest odwrotnie proporcjonalne do siły marki PUMA. Chciałam przymierzyć buty sportowe wyeksponowane na stertach kartonów stojących na środku sklepu. Zauważyłam, że na kartonie z butami z moim rozmiarem stoi kilka innych kartonów. W związku z tym, że miałam już torby z zakupami poprosiłam pracownika sklepu (tak myślałam, bo miał identyfikator), żeby pomógł mi przy tych kartonach. Dowiedziałam się od niego, że nie zajmuje się obsługą klientów i jak potrzebuję pomocy, to mam poprosić jakiegoś pracownika i wskazał ręką panią na drugim końcu sklepu. Nie skorzystałam z pomocy.
Wychodząc ze sklepu zwróciłam uwagę na rękawiczki. Tego dnia w sklepie była promocja polegająca na tym, że druga rzecz jest za pół ceny. Postanowiłam nabyć dwie pary dla moich córek - mistrzyń świata w gubieniu rękawiczek :) Pani przy kasie, niewiele się wysilając, mogłaby w ramach pełnionych obowiązków uczestniczyć w zabawie w kalambury i prezentować tytuł filmu "Martwa cisza". Moje milczenie z tą panią przerwało tylko jej stwierdzenie PIN proszę... i już. Od sklepów marki PUMA (nawet outletowych) oczekuję dobrej obsługi zarówno na sali sprzedażowej, jak i przy kasie, a nie milczących księżniczek.
Sylwester za pasem, więc postanowiłam rozejrzeć się za jakąś stosowną kreacją na tę okoliczność. Zaszłam do sklepu Tatuum, bo spodziewałam się, że mają jakieś kreacje akurat na szampańską zabawę sylwestrową. I nie myliłam się. wybór może nie oszałamiający, ale wybrałam sukienkę i udałam się do przymierzalni. Przymierzalnie to słabiutki punkt tego sklepu. Kotary nie zasłaniają kabiny, są za wąskie! Było to dla mnie bardzo niekomfortowe zwłaszcza, że w kolejce do przymierzalni stali również mężczyźni. Przymierzyłam sukienkę, nie pasowała, ale nie szukałam niczego więcej w tym sklepie, gdyż półotwarte przymierzalnie skutecznie zniechęciły mnie do zakupów w tym miejscu.
Tym razem odwiedziłam inny niż zwykle sklep Castoramy. Szukałam szczotki do odśnieżania samochodu i przypomniałam sobie już w sklepie, że potrzebuję jeszcze żarówek do oświetlenia łazienki. Nie wiedziałam dokładnie, jakich potrzebuję, bo nie wzięłam ze sobą na wzór starej spalonej. Kiedy stanęłam przed regałem nieco zakłopotana swoją niewiedzą w temacie żarówek, pracownik SAM podszedł do mnie i spytał, czy potrzebuję pomocy!!! Wiele razy robiłam zakupy w marketach budowlanych i możecie wierzyć, lub nie, to jest niespotykane zachowanie, że pracownik SAM proponuje pomoc. "Piona z plusem" dla tego miłego człowieka. Opisałam żarówkę, a właściwie żaróweczkę, jakiej potrzebuję, pan wskazał miejsce, gdzie takie znajdę, podszedł ze mną do regału, doradził markę, wytłumaczył dlaczego nie znajdę już mlecznych żarówek, pomimo tego, że całkiem niedawno kupowałam w Castoramie oświetlenie z mlecznymi żarówkami. Cenę żaróweczek pomijam milczeniem. Za tę cenę powinny świecić, aż do mojej emerytury, czyli wieki całe! :) Nauczona doświadczeniem uważam, że należy unikać jak ognia "chińskich tanioch bezmarkowych" po kilka złotych. Całkiem niedawno kupowałam takie i już muszę wymieniać na nowe. Żadna oszczędność.
Nabyłam również skrobaczkę do szyb samochodowych w zestawie z miotełką do zgarniania śniegu z dachu samochodu za bardzo niewygórowaną cenę. Nie zdążyłam jej sprawdzić, bo dziś zaczęła się odwilż, ale jestem przygotowana na nowe wyzwania zimowe :) Chociaż to nie stacja benzynowa, ani sklep motoryzacyjny, to mają sporo akcesoriów samochodowych. Gorąco polecam ten sklep i tę sieć ze względu na świetny personel.
Dla tego jednego sklepu warto przyjechać do Factory. Obsługa jest absolutnie rewelacyjna. Brakuje skali na tym suwaku, żeby ocenić pracę obsługującej:) Tutaj pomimo tego, że zakupów dokonuje się już po obniżonych cenach klient czuje się jak "pan tego świata" i nie wynika to z przesadnej uniżoności personelu, tylko z cudownego kontaktu z klientem.
Chciałam mieć porządne etui na wizytówki. Wybrałam małe cacuszko na swoje wizytówki i przeglądałam większe na zdobyczne". Wizytowniki wyłożone przy kasie nie zainteresowały mnie, bo wyglądały jak mini-segregatory i generalnie nie podobały mi się. Poprosiłam o pomoc sprzedawczynię. Pani przyniosła mi wizytownik ale z serii Excluisive Collection i co tu dużo mówić, nawet po przecenie był drogi. Powiedziałam, że ładny, ale za drogi. To przecież tylko wizytownik, który będę trzymać w biurku w pracy. Sprzedawczyni zaproponowała mi, jako stałej klientce, maksymalną zniżkę jakiej mogła udzielić. Cena okazała się już bardziej przystępna. Wizytownik jest mój. Poza tym otrzymałam informację, że mogę przynieść stary organizer - najlepiej po świętach to Wittchen za drobną opłatą naprawi zepsuty zamek, a wkłady do organizera stali klienci mają od firmy gratis. Polecam ten sklep przede wszystkim ze względu na świetną obsługę.
Spotkaliśmy się ze znajomymi w tym miłym miejscu w ramach Wieczoru Andrzejkowego. Ostatni raz byłam w tym miejscu w tzw. ogródku letnim z okazji zakończenia studiów. Mam sentyment do tego miejsca. Dla mnie to jedna z niewielu "knajpek" na tym świecie, gdzie wróciłam po latach i stwierdziłam, że jest tak fajnie, jak za dawnych lat. Ceny mają dość wysokie, jak na miejsce i standard wyposażenia lokalu, ale za to porcje solidne i jedzenie baaardzo smaczne. Obsługa w lokalu nienachalna i sprawna. Nie czekaliśmy długo na dania.
Mały zgrzyt nastąpił przy płaceniu rachunku, gdyż dla naszej sporej grupy zamiast jednego rachunku wystawiono dwa. Do rozliczenia przyniesiono najpierw ten większy, a o drugim dowiedziałam się już przy płaceniu, kiedy część biesiadników opuściła lokal... Z te sytuację lokal ma u mnie minus. Takie małe niedopatrzenie. Dobrze, że można płacić kartą :)
Generalnie polecam ten lokal osobom ceniącym smaczne jedzenie.
Ragtime urzekł mnie kilka lat temu świetną polędwicą wołową - świeżą, doskonale przyprawioną, z odpowiednimi dodatkami... Wracałam tam chętnie i odkrywałam nowe potrawy w tym niezapomniany przeze mnie i moich kompanów fumé z borowików. Ech, było minęło... Dziś nie poleciłabym tego miejsca. Nieprędko też tam wrócę. Ostatnia moja wizyta w tym miejscu, to była totalna porażka kulinarna. Począwszy od zupy, poprzez przystawki, aż po danie główne. Ceny w lokalu sugerują, że można spodziewać się czegoś więcej, niż w przydrożnym barze. Zdaje się, że jadałam już lepiej w podróży nad morze.
Nicejska zupa rybna była wielkim rozczarowaniem.Wodnista, bez smaku, jak rozrzedzony sos do spaghetti, za to z krewetkami w ilości sztuk 2. Moi kompani mieli więcej szczęścia, bo zamówili żurek. Mówili, że był OK, ale trudno im było ocenić nowe danie, bo to cudzoziemcy. Przystawkę kompletnie zepsuły zesmażone na wiór, twarde Lady Fingers i suche kuleczki mięsne. Do tego podano dipy. Te w czerwonym kolorze były jakby z najtańszego keczupu. Zarówno dipy, jak i kuleczki mięsne potraktowano jakąś przyprawą mocno ziołową. Smażone koreczki boczkowe nadziewane śliwką nadal są smaczne, jak kiedyś. Brukselki nie lubię, nie jadłam, więc się nie wypowiadam. Wyglądała ładnie i pewnie była OK. Totalną porażką okazało się danie główne. Zamówiliśmy dużą paterę mięs i nic nie było godne uwagi, absolutnie nic. Smak pomijam, bo to rzecz gustu, ale panierowany kotlet był spieczony na podeszwę, jajko sadzone przypieczone na brzegach do "brązowości", przez co uzyskało gumową konsystencję, a polędwica była przyprawiona nie mieszanką ziół , jak dawniej, ale skropiona przyprawą do zup. Do tego ryż wymieszany z jakimś czerwonym, kwaśnym sosem, oczywiście z dodatkiem wspomnianych wcześniej ziół znanych z dipów. ... Przypaloną panierką serwowanych mięs poraniłam sobie podniebienie!
Gwoździem programu był deser. Świeże i wyśmienite tiramisu i kawa. Szkoda, że nie to był główny cel naszej tam wizyty. Jeśli dodam, że wino podano w nieodpowiedniej temperaturze, to dopełni obraz tego kulinarnego niewypału. Kelnerka w lokalu bardzo miła, poinformowała nas o możliwości zapakowania niezjedzonych mięsiw na wynos - odmówiliśmy, ale również o tym, o której zamykają lokal. Poczuliśmy się jak natręci. Szkoda, że nie ma tradycji utrzymywania wysokich standardów w takich miejscach. Chętnie poszłabym się do "starego Ragtima, nie tylko posłuchać jazzu, ale i dobrze zjeść. Teraz jest przeciętny, a kiedyś było inaczej. A może nie powinno się chodzić do restauracji w poniedziałek?
Lubię TESCO za to, że jest czynne 24 h/dobę. Ponadto późnym wieczorem można tam zrobić zakupy naprawdę szybko. Właśnie wczoraj wybrałam się na szybkie zakupy do Centrum Marino. Inne sklepy były już zamknięte, więc nie było problemu z parkowaniem blisko głównego wejścia. Boczne wejście jest o tej porze nieczynne. Na drzwiach umieszczona jest czytelna informacja, że czynne jest drugie wejście. W sklepie była otwarta wystarczająca ilość kas, nie było kolejek. Bez problemu naliczono mi punkty na kartę Tesco, pomimo tego, że nie miałam jej przy sobie, a jedynie bony rabatowe z numerem mojej karty. Zwróciłam na to uwagę, gdyż wcześniej, jak zapomniałam karty poinformowano mnie, że nie ma możliwości nabicia punktów za zakupy. A muszę przyznać, że z tych sporadycznych zakupów uzbierało mi się parę złotych w tzw. bonach rabatowych, które właśnie wczoraj wykorzystałam. Kilka złotych w bonach to niewiele za te setki złotych, które do tej pory wydałam w Tesco, ale zawsze to coś. Dużym minusem dla mnie jest mały wybór owoców i warzyw. Ale mimo to Tesco jest idealnym miejsce na późne zakupy.
"Muszka" to taki mały sklepik osiedlowy. W ostatnim czasie dziwnym trafem na każdym rachunku mam zawyżoną cenę towaru lub ilość. Ostatnio kupiłam papierosy o kilkadziesiąt groszy droższe, niż wskazywała cena na opakowaniu, a dziś zamiast za t 8 miałam zapłacić za 10. Niby niewielkie pomyłki, ale w tym miejscu tak częste, że zawsze sprawdzam rachunek i jak się okazuje często znajduję nieprawidłowość.
Wędliny mają tutaj "drugiej świeżości", a dzisiaj dodatkowo wyeksponowano zgniłe gruszki. No i lada z nabiałem (z niej korzystam najczęściej) jest notorycznie zabarykadowana przez skrzynki z owocami, warzywami i piwem. Ogólnie po sklepie z racji porozstawianych skrzynek i regałów należy się poruszać slalomem, a potem wykazać super czujność przy płaceniu rachunku. Nie polecam tego sklepu!
EPI, to bardzo dobrze zaopatrzony sklep, więc prawdopodobnie będę się w nim czasem zaopatrywać, ale wyjątkowo w tym sklepie irytuje mnie wyniosłość obsługi ze stoiska z sałatkami oraz pań kasjerek, które nie przestrzegają form grzecznościowych. W takim miejscu jak to, drażni mnie to wyjątkowo. Po "dzień dobry" przy kasie chciałabym usłyszeć "dziękuję , do widzenia", albo chociaż jedno lub drugie. Zaproszenie do ponownych zakupów tylko w Biedronce. W EPI chyba nie słyszałam tego nigdy, albo tak dawno, że nie pamiętam. Szkoda, bo taka postawa personelu psuje przyjemność zakupów w tym miejscu.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.