Opinia użytkownika: Regina_9
Dotycząca firmy: Ragtime Cafe
Treść opinii: Ragtime urzekł mnie kilka lat temu świetną polędwicą wołową - świeżą, doskonale przyprawioną, z odpowiednimi dodatkami... Wracałam tam chętnie i odkrywałam nowe potrawy w tym niezapomniany przeze mnie i moich kompanów fumé z borowików. Ech, było minęło... Dziś nie poleciłabym tego miejsca. Nieprędko też tam wrócę. Ostatnia moja wizyta w tym miejscu, to była totalna porażka kulinarna. Począwszy od zupy, poprzez przystawki, aż po danie główne. Ceny w lokalu sugerują, że można spodziewać się czegoś więcej, niż w przydrożnym barze. Zdaje się, że jadałam już lepiej w podróży nad morze. Nicejska zupa rybna była wielkim rozczarowaniem.Wodnista, bez smaku, jak rozrzedzony sos do spaghetti, za to z krewetkami w ilości sztuk 2. Moi kompani mieli więcej szczęścia, bo zamówili żurek. Mówili, że był OK, ale trudno im było ocenić nowe danie, bo to cudzoziemcy. Przystawkę kompletnie zepsuły zesmażone na wiór, twarde Lady Fingers i suche kuleczki mięsne. Do tego podano dipy. Te w czerwonym kolorze były jakby z najtańszego keczupu. Zarówno dipy, jak i kuleczki mięsne potraktowano jakąś przyprawą mocno ziołową. Smażone koreczki boczkowe nadziewane śliwką nadal są smaczne, jak kiedyś. Brukselki nie lubię, nie jadłam, więc się nie wypowiadam. Wyglądała ładnie i pewnie była OK. Totalną porażką okazało się danie główne. Zamówiliśmy dużą paterę mięs i nic nie było godne uwagi, absolutnie nic. Smak pomijam, bo to rzecz gustu, ale panierowany kotlet był spieczony na podeszwę, jajko sadzone przypieczone na brzegach do "brązowości", przez co uzyskało gumową konsystencję, a polędwica była przyprawiona nie mieszanką ziół , jak dawniej, ale skropiona przyprawą do zup. Do tego ryż wymieszany z jakimś czerwonym, kwaśnym sosem, oczywiście z dodatkiem wspomnianych wcześniej ziół znanych z dipów. ... Przypaloną panierką serwowanych mięs poraniłam sobie podniebienie! Gwoździem programu był deser. Świeże i wyśmienite tiramisu i kawa. Szkoda, że nie to był główny cel naszej tam wizyty. Jeśli dodam, że wino podano w nieodpowiedniej temperaturze, to dopełni obraz tego kulinarnego niewypału. Kelnerka w lokalu bardzo miła, poinformowała nas o możliwości zapakowania niezjedzonych mięsiw na wynos - odmówiliśmy, ale również o tym, o której zamykają lokal. Poczuliśmy się jak natręci. Szkoda, że nie ma tradycji utrzymywania wysokich standardów w takich miejscach. Chętnie poszłabym się do "starego Ragtima, nie tylko posłuchać jazzu, ale i dobrze zjeść. Teraz jest przeciętny, a kiedyś było inaczej. A może nie powinno się chodzić do restauracji w poniedziałek?