Weszłam do In Medio przejrzeć nowości książkowe i przecenione książki. Jedno i drugie było dość trudne - nowości nie były oznakowane (albo ja tego nie zauwazyłam), prezentacja książek na regałach nie specjalnie mi odpowiadała, dość trudno bylo coś znależć. Z kolei książki w obniżonych cenach znajdowały się na stole i panował tam bałagan, byly one nieco pomieszane, poukładane jedna na drugiej. Ale ceny atrakcyjne, udalo mi się kupić kryminał z serii wydawanej przez tygodnik Polityka za 4,99zł.
Obsługa obecna wyłącznie przy kasie. Spędziłam w sklepie sporo czasu, ale pracownica nie zapytała sie czy potrzebuje pomocy, czy szukam czegoś konkretnego (ale może taki sposób obsługi jest tam standardem). Pracownica uprzejma, ale jej rola ograniczona się do przyjmowania płatności za wybrane przez klienta towary.
Plusem była czystość pomieszczenia i dobre oświetlenie.
W sklepie było czysto, panował porządek, ale wolałabym ciut jaśniejsze oświetlenie, bo obecne sprawia, że w lokalu jest ciut ponuro.
Asortyment różnorodny - buty zimowe, wiosenno-jesienne, letnie... Niektóre buty fajne, ale niektóre... porażka. Część modeli pochodziła chyba z kolekcji sprzed 10 lat, kompletnie niemodne. Ale jest spory postęp od mojej ostatniej wizyty w tym miejscu, bo tym razem było w czym wybierać. Niestety rozmiarówka bardzo przebrana i te buty, które mi się podobały nie były już dostępne w moim rozmiarze. Ceny atrakcyjne. Obsluga średnio zainteresowana klientem, musiałam wyraźnie prosić o pomoc. Sprzedawczynie zamiast znajdować się gdzieś w pobliżu klienta staly przy kasie, gdy poprosiło się o poszukanie właściwego rozmiaru to sprawdzały i wracały w okolice kase, więc przy zainteresowaniu kolejnym modelem trzeba było znowu iśc w stronę kasy i prosić i pomoc.
Sklep mieści się w centrum handlowym King Cross. Słynie głownie z dżinsów, mnie jednak do wejścia do środka skłoniło co innego. Gdy przechodziłam obok moją uwagę zwróciła ciekawa ekzpozycja na witrynie, a zwłaszcza zainteresowana mnie jedna bluzka. W sklepie było czysto, panował porządek. Temperatura i oświetlenie były odpowiednie. Obsługa miło wita wchodzących, sygnalizuje gotowość do pomocy klientom. Ubrania wsklepie są równo poukładane, nie ma problemu ze znalezieniem odpowiedniego rozmiaru. W przymierzalni było dobre oświetlenie, czyste lustro, wystarczająca ilość miejsca. Bluzka niestety kompletnie mi nie leżała, więc wyszłam bez zakupu. Ceny dość przystępne.
Do wejścia do Intimissimi zachęciły mnie dwie rzeczy: dość mocna kampania reklamowa w telewizji i fakt, że bardzo lubię bieliznę tej marki. Jest ona ładna, wygodna, a co najważniejsze bardzo dobra gatunkowo, mimo częstego prania pozostaje w dobrym stanie.
Sklep jest stosunkowo niewielki, miał czyste szyby wystawowe, ekspozycja na witrynie była staranna i ciekawa. Po wejściu do środka zostałam z uśmiechem powitana przez pracownicę. Asortyment był dość szeroki, było w czym wybierać. W sklepie było czysto, panował porządek. Pracownica chętnie służyła pomocą w odnalezieniu właściwego rozmiaru, była uprzejma, życzliwa. Ceny kształtują się na średnim poziomie, nie jest tanio, ale nie jest też bardzo drogo, moim zdaniem bielizna jest tu warta swojej ceny.
Będąc w King Crossie poczułam silną potrzebę napicia się kawy, zwlaszcza, że zobaczyłam reklamę kawiarni. To chyba nowy lokal, ja przynajmniej zauważyłam go po raz pierwszy. Nazywa się Cafe Travel i wystrój spójny jest z nazwą - utrzymany jest w kolorach brązu, kawy, widoczne są elementy, dodatki afrykańskie, kojarzące się z podróżami. Plusem są wygodne fotele. W kawiarni było mało klientów, więc nie musiałam długo czekać na obsługę. Obsługa uprzejma, kompetentna. Spory wybór kaw, do tego różne słodkości. Zdecydowałam się tylko na kawę -mocna, aromatyczna, bardzo mi smakowała. Ceny kształtują się na podobnym poziomie do innych pobliskich kawiarni. Oceniam to miejsce pozytywnie, lokal ten może stanowić sympatyczny przystanej podczas zakupów.
Dzięki Jakości Obslugi zostałam szczęśliwą posiadaczką bonu Travelpass. Jeszcze go nie posiadam fizycznie, ale przechodziłam w King Crossie koło Travelplanet i postanowiłam zajrzeć i zapytać o zasady jego wykorzystania.
Biuro mieści się w centrum handlowym, to takie "akwarium" na środku. Jest maleńkie, ale zachęca do wejścia - bardzo czyste czyby, starannie wydrukowane oferty robią dobre wrażenie. W środku, na biurkach panował porządek. Weszłam do środka - pracownica na mój widok oderwała wzrok od ekranu komputera i z uśmiechem przywitała mnie. Zapytałam o bony i uzyskałam szczegółową, wyczerpującą informację na ich temat. Konsultantka była uśmiechnięta, pogodna, rozmowna. Gdy opuszczałam biuro zostałam w sympatyczny sposób zaproposzona do ponownych odwiedzin.
Wizyty w tym sklepie opisuję dość regularnie i za każdym razem moja ocena jest negatywna. Logicznym posunięciem wydawołoby się więc zaprzestania tam zakupów, skoro za każdym razem wychodzę niezadowolona. Tu dwa słowa wyjaśnienia: odwiedzam ten sklep tylko wtedy, gdy zamawiam pizzę na wynos w położonej naprzeciwko Pizzy Hut i mam 15 minut czasu na zakupy. Wtedy wizyta w Carrefourze jest uzasadniona, nawet biorąc pod uwagę jego minusy.
Po wejściu do sklepu od razu ogarnął mnie charakterystyczny dla tego miejsca, nieprzyjemny zapach. W sklepie znowu było bardzo brudno. Nie wiem czy tam w ogóle nie sprzątają? Na podłodze widać było zarówno świeże zabrudzenia, w niektórych miejscach coś było rozlane, rozrzucone, jak i dobrze już "wgryziony", stary brud. Część warzyw i owoców była nieświeża, wędliny wyglądające na stare.
Na pólkach w niektórych miejscach były spore braki w zatowarowaniu, dzięki tym lukom można się było przekonać, że regały są również brudne, odrapane. Zrobiłam więc bardzo szybkie i podstawowe zakupy i udałam się do kasy. Tym razem nie było długich kolejek, to plus.
Co do cen to nie zauważyłam żadnej interesującej mnie promocji i regularne ceny nie były specjalnie zachęcające.
Chyba uzależniłam się do Pizzy Hut:) bo ostatnio dość regularnie zamawiam tam pizzę.
Wczoraj jak zwykle udałam się tam osobiście, zamówienia dokonałam przy kasie, a po 15 minutach zamówienie odebrałam i zabrałam do domu.
W lokalu było czysto, panował porządek. Idąc w stronę kasy przyjrzałam się barowi sałatkowemu - szczerze mówiąc nie wyglądał on specjalnie zachęcająco, niektóre sałatki wyglądaly jakby leżały tam od dawna (przynajmniej takie robiły wrażenie), wybór też niespecjalnie robił wrażenie.
Pracownica przy kasie uprzejmie przywitała mnie i zapytała co dla mnie. Zapytała też o imię, by wpisać je do zamówienia. Ogólnie pracownica była miła, uprzejma, negatywne wrażenie zrobił jednak na mnie fakt, że w momencie przyjmowania ode mnie płatności zaczęła prywatną rozmowę z drugą pracownicą. Moim zdaniem powinna odczekać jeszcze tę minutę, aż zapłacę i wyjdę.
Po 15 minutach zjawiłam się po odbiór, pizza już na mnie czekała, była gorąca, świeża, smaczna.
Ceny są, porównując z innymi pizzeriami, dość wysokie - ostatnio zamawiałam tu pizzę na podstawie kuponu rabatowego, więc wyszło bardzo atrakcyjnie, tym razem w cenie regularnej, która już tak zachęcająca nie jest.
Gatta mieści się w Starym Browarze. Sklep ma niewielką powierzchnię, ale mimo tego wybór towaru jest dość duży. Część rajstop była ładnie wyeksponowana, pozostałe umieszczone były w odpowiednich szufladach, które zaprojektowane są w taki sposób, że łatwo można się zorientować w asortymencie. Do wyboru jest wiele wzorów, kolorów, dostępne są już też grubsze, zimowe modele, generalnie jest w czym wybierać i myślę, że każda kobieta znajdzie tu coś dla siebie. W sklepe było czysto, panował porzadek, szyby wystawowe były idealnie czyste. Sprzedawczyni była uprzejma, sympatyczna, pomocna, choć momentami za bardzo pozostawiała inicjatywę w rozmowie klientowi. Ceny kształtują się na średnim poziomie, zrobiłam tylko małe zakupy, bo na większe wolę się udać do outletu Gatty.
Byłam w Starym Browarze z mamą, która na liście zakupów miała m.in krem do twarzy. Weszlyśmy do Estee Lauder. Sklep jest bardzo czysty, elementy szklane i lustra dosłownie lśniły, wszystkie kosmetyki stały równo, w sklepie było jasno, w powietrzu unosił się przyjemny, wyrażny, ale niezbyt mocny zapach.
Obsługa w salonie spisała się na piątkę - podeszła do nas bardzo miła, uśmiechnięta konsultantka i zaproponowała swoją pomoc. Kobieta miała naprawdę dużą wiedzę na temat kosmetyków, umiała doradzić, dobrać odpowiedni do potrzeb skóry. Nie tylko proponowała kremy, serum, ale również wyjaśniała dlaczego proponuje właśnie ten preparat, jakie jest jego działanie, jakich efektów można się spodziewać. Pracownica zachęcała do próbowania konsystencji, wąchania kosmetyków. Ceny w sklepie są wysokie, ale markowe kosmetyki wszędzie są drogie. Po dokonaniu zakupu sprzedawczyni dodatkowo dała nam zestaw próbek, również dla mnie, mimo, że byłam tylko osobą towarzyszącą kupującej. Bardzo chętnie wrócę w przyszłości do tego sklepu.
Jakiś czas temu kupiłam w Biedronce świeże mango. Było przepyszne - dojrzałe, słodkie, soczyste, tak mi smakowało, że poszłam dzisiaj je kupić znowu.
Przed sklepem było czysto, panował porządek. W gablotach były aktualne plakaty, a w strefie wejścia dostępne były aktualne ulotki. W środku w sklepie również było czysto i panował tam porządek. Zauważyłam jednak braki w asortymencie - np. nie było już wędzonego łososia z ostatniej ulotki, mimo iż jego cena wciąż była na półce. Stoisko z warzywami i owocami dobrze się prezentowało, towar był świeży. Niestety ku mojemu rozczarowaniu ceny poszły do góry - ostatnio kupowałam wspomniane na początku mango za około 7zł, dzisiaj kosztowało już ok. 10zł :(
Czynne byly 3 kasy i niestety do każdej z nich była spora kolejki, przydałoby się otworzyć kolejne stanowisko kasowe, bo czas oczekiwania był dość długi. Kasjerka ubrana była w firmową bluzkę, w widocznym miejscu miała identyfikator. Kobieta była bardzo uprzejma, mówiła głośno i wyraźnie, miała sympatyczny wyraz twarzy, używała zwrotów grzecznościowych.
Miałam do zrobienia większe zakupy, m.in. na liście zakupów była chemia, szampony, napoje itp. więc postanowiłam podjechać do Selgrosa. Parking przed sklepem był dosć pełny, ale udało mi się znaleźć wolne miejsce niedaleko wejścia. W pierwszej kolejnosci udałam się do bankomatu, bo w sklepie przyjmują tylko płatność gotówką, niestety do bankomatu była spora kolejka, widać nie tylko ja nie zaopatrzyłam się wcześniej w pieniadze.
W końcu weszłam do środka, aby to zrobić koniecznie jest przyłożenie karty do czytnika przy wejściu na salę.
Sklep jest bardzo duży, niestety w jego części był nieporządek. Mam zastrzeżenia do działu z odzieżą zwłaszcza, było tam wyraźnie widać pewien nieład. W niektróych miejscach sklep robił też wrażenie nie do końca czystego.
W Selgrosie wybór towaru jest spory, ale ceny szczerze mówiąc jak na hurtownię wcale nie są specjalnie niskie. Kolejny raz przekonałam się, że szampn lepiej kupić na promocji w Rossmanie czy SuperPharmie, slodycze w lidlu a niektóre rzeczy w Biedronce-wyjdzie taniej. Ostatecznie ze względu na ceny kupiłam znacznie mniej niż pierowtnie planowałam.
Do kas kolejki sredniej długości, ale posuwające się raczej wolno. Kasjerka dość uprzejma.
Zaczynam się powoli uzależniać od sklepu M&M. Przechodząc obok zauważyłam kartkę na witrynie informującą o jeszcze większym niż ostatnio rabacie na cały asortyment, co zachęciło mnie do wejścia do środka. W pomieszczeniu było czysto, ubrania były równo porozwieszane. Jak dla mnie jednak było tam nieco zbyt ciemno, lubię oglądać rzeczy przy jasnym świetle, by móc dobrze im się przyjrzeć, ocenić kolor. Sprzedawczyni miło przywitała mnie. Gdy zauwazyła, że oglądam fioletowy, cienki sweterek z wycięciem karo pokazała mi dwa inne, podobne, w innych kolorach. Wzięłam dwa z nich i udałam się do przymierzalnu – było tam dużo miejsca i dobre, jasne oświetlenie. Jeden ze sweterków leżał jak ulał, więc postanowiłam go kupić. Po rabacie zapłaciłam za niego zaledwie 18zł. Sprzedawczyni zaproponowała mi, że będzie mnie sms-ami informować o nowych dostawach towaru. Opuściłam sklep miło pożegnana i zadowolona z zakupu.
Zakupy w Biedronce robię bardzo często – nie jestem zwolenniczką dużych zapasów, wolę co 1-2 dni kupić na bieżąco to, co akurat potrzebuję. Zazwyczaj jest to któraś z Biedronek koło mojego domu, dzisiaj jednak byłam u rodziców i po drodze wpadłam do Biedronki na Zwycięstwa. Przed sklepem było czysto, w strefie wejścia dostępne były aktualne ulotki. W sklepie jest nieco inny układ niż w Biedronkach, do których chodzę na co dzień, więc znalezienie potrzebnych towarów zajęło mi nieco dłużej. Widać było, że pracownicy przygotowują się do układania nowego towaru w związku z zaczynającą się następnego dnia nową ofertą – porządkowano, opróżniano kosze, na niektórych półkach były wolne miejsca. Warzywa i owoce były świeże i zachęcająco ułożone. Gdy kierowałam się w stronę kas zobaczyłam, że jest bardzo długa kolejka. Na szczęście zaraz otworzono dwie kolejne kasy, więc tym sposobem udało mi się być pierwszą w kolejce. Pracownik był bardzo uprzejmy – aby przyspieszyć obsługę pomógł mi wykładać towary z koszyka na taśmę. Otrzymałam poprawną ilość reszty, paragon, kasjer podziękował mi za zakupy i zaprosił do ponownych odwiedzin sklepu.
Ostatnio więcej jeżdżę samochodem, co powoduje, że jestem częstszym gościem na stacjach benzynowych. Dzisiaj zawitałam na Orlenie, bo światełko rezerwy nie dawało o sobie zapomnieć. Teren zewnętrzny stacji był czysty i uporzadkowany, kosz na śmieci był opróżniony, ceny paliwa były czytelnie (ceny niestety bardzo wysokie, ale jak wszędzie teraz). Nie było kolejki, więc stanęłam pod wolnym dystrybutorem, zatankowałam i weszłam do środka w celu uiszczenia opłaty. Pomieszczenie było czyste, uporzadkowane, w pobliżu kas czuć było przyjemny aromat świeżej kawy. Pracownica z uśmiechem przywitała mnie i przyjęła płatność, używając przy tym wszystkich formułek i zwrotów grzecznościowych. Zaproponowała mi też kawę. Nie miałam w planie zakupu kawy, ale zrobiła to w tak miły sposób, naprawdę zachęcający, co w połączeniu z unoszącym się w powietrzu kawowym zapachem sprawiło, że ku własnemu zdziwieniu przystałam na tę propozycję. Serio, sama się zdziwiłam, że powiedziałam tak. Kawa była gorąca, smaczna. Uprzejmie pożegnana opuściłam stację.
Weszłam do piekarni dokładnie o 17.34. Według informacji na drzwiach wejściowych sklep czynny jest do godziny 18.00, czyli do zamknięcia zostało jeszcze 26 minut. Mimo to w sklepie trwały już dość mocno zaawansowane prace porządkowe. Jedna pracownica wynosiła towar, przerywając tę czynność tylko gdy pojawiali się klienci, druga pracownica myła mopem podłogę. Nie zostałam przywitana po wejściu do sklepu. Poprosiłam o pół chleba, zapłaciłam. Chciałam kupić jeszcze jakieś ciastka, ale wybór był bardzo mały, bo część towarów była już schowana, więc zrezygnowałam. Pracownica obsłużyła mnie w wyraźnym pośpiechu, zaraz po wydaniu mi reszty wróciła do swojego poprzedniego zajęcia. Nie jestem specjalnie zadowolona z dzisiejszej wizyty w tym sklepie, poczułam się jakbym weszła po godzinach otwarcia, mimo że tak nie było. Pewną rekompensatą są przystępne ceny i dobra jakość asortymentu.
Na wystawie znajdowała się bardzo ciekawa ekspozycja. Ubrania były ładnie dobrane, tworzyły interesującą kompozycję, która zachęcała do wejścia do srodka. W sklepie było czysto i panował porządek. To prostokątne pomieszczenie, ubrania znajdują się po obu stronach i rząd na środku. Wszystko było idealnie, równo porozwieszane, pomiędzy ubraniami było sporo miejsca, co pozwalało na łatwe i szybkie przeglądanie ciuszków. Nowa, jesienno-zimowa kolekcja bardzo ciekawa moim zdaniem, ale niestety ceny raczej wysokie. Pracownice schludnie, elegancko ubrane na czarno stanowiły odpowiednią wizytówkę salonu. Panie były uprzejme i chętne do pomocy. Miło witały i żegnały klientów, były dyspozycyjne, zaangażowane.
Zobaczyłam przez szybę wystawową (bardzo czystą) świetne buty i weszłam je obejrzeć. W salonie było czysto, panował porządek, obuwie było równo poustawiane, ładnie wyeksponowane. Całość od wejścia robiła eleganckie wrażenie. Asortyment dość ciekawy, niektóre buty naprawdę super, niestety ceny wysokie, generalnie zauważyłam, że im bardziej mi się jakieś buty podobały, tym były droższe. Obsługa uprzejma –pracownica przywitała mnie i zapytała, czy szukam czegoś konkretnego, zasygnalizowała swoją dyspozycyjność i chęć do pomocy.
Wieczór był naprawdę ciepły, aż trudno uwierzyć, że to 1 października, więc grzechem byłoby siedzieć w środku knajpy, usiadlyśmy więc w Samych Swoich w ogródku. Miejsce to było pełne ludzi, ale na obsługę nie trzeba było długo czekać. Kelnerka nas obsługująca była wyraźnie mocno już zmęczona, ale robiła co mogła by jak najmniej dać to po osobie poznać. Była uprzejma, uśmiechnięta, chętna do pomocy i wyraźnie zainteresowana klientem. Ceny kształtują się na średnim poziomie, są zbliżone do cen w sąsiednich lokalach. Toaleta w lokalu w przyzwoitym stanie. W srodku lokalu muzyka do tańca, całkiem sympatyczna atmosfera. Jestem zadowolona z wizyty w tym miejscu.
Usiadłyśmy z koleżanką w Sarpie w ogródku. Stolik czysty, podłoga również. Ciepło na dworze, sporo ludzi, generalnie fajnie atmosfera. Ceny bardzo przystępne – Mohito za 9,90zł to jak dla mnie bomba, zwłaszcza, ze drink jest dobrze zrobiony, smaczny, orzeźwiający. Jedzenie też w przystępnych, jak na Stary Rynek, cenach, smaczne sałatki. Gorzej było jednak z obsługą – na kelnerkę trzeba było dość długo czekać, trzeba też było wyraźnie szukać ją wzrokiem, czy nawet głośno prosić o pomoc, bo inaczej można było się nie doczekać. Kelnerka młoda, średnio sympatyczna, umiarkowanie uprzejma, nie budująca relacji z klientem. Przy uiszczaniu rachunku okazalo się, że niestety można płacić wyłącznie gotówką. Nasz rachunek opiewał na 39,40zł, podałam 50zł i otrzymałam reszty 10zł. Kelnerka nawet nie zapytała, czy może być winna 60gr, po prostu założyła z góry, ze tak. Nie chodzi mi tu u te 60gr , tylko o sam fakt - tak się po prostu nie robi.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.