Wspólnie z mężem kupowałam buty w lubelskiej Plazie. Obsługiwał mnie mężczyzna. Jestem pod dużym wrażeniem fachowości, a jednocześnie stworzenia przyjaznej i ciepłej atmosfery, w której dokonałam zakupów.
Na zakupach w Lublin Plaza, gość który sprzedał mojej Żonie kozaczki firmy Lasocki, zasłużył na premie! Przynajmniej w postaci nowego auta. Obsługa i podejście do klienta.... Sami sprawdźcie.
Raz w miesiącu korzystam z usług fryzjerskich w salonie Franc Provost na Nowym Świecie. Ponieważ mam zaufanie do konkretnego fryzjera (dane osobowe usunięte przez administratora - RODO), zawsze telefonicznie sprawdzam, czy i w jakich godzinach pracuje danego dnia. Niestety sieć FP nie uznaje zapisów i wielokrotnie zdarzało mi się przyjechać 2-3 godziny przed końcem pracy „mojego” fryzjera i nie być obsłużoną. Nie istnieje także możliwość osobistego potwierdzenia chęci skorzystania z usługi i otrzymania choćby orientacyjnej informacji o czasie oczekiwania na nią (kolokwialnie mówiąc „zaklepania kolejki”). Klienci muszą czekać na obsługę w salonie (są tam 4 fotele i niezbyt duży wybór prasy kolorowej i codziennej – magazyny to głównie obcojęzyczne pisma fryzjerskie, „lifestylowe”, a do czytania zostaje „Gazeta Wyborcza”, jeśli tylko uda się upolować jeden z dwóch egzemplarzy). Spędza się tam nawet dwie godziny, które większość oczekujących wolałaby przespacerować po ścisłym centrum miasta.
Tym razem czekałam zaledwie 40 minut, ale jeden z dwóch działających klimatyzatorów właśnie uległ awarii – całe pomieszczenie było zaparowane (witryny przypominały bar mleczny w latach 70-tych) i panowała bardzo wysoka temperatura (ok. 30 stopni). Nie było także wolnych gazet, by zabić czas.
Osoba odpowiedzialna za obsługę klientów i przydzielanie zadań poszczególnym pracownikom, zapytała mnie, czy się czegoś napiję. Poprosiłam o białą kawę, bez cukru. Wypiłam ją dopiero po 40 minutach, gdy to samo pytanie zadała mi dziewczyna myjąca mi włosy - ona o mnie nie zapomniała.
Podczas przerwy w pracy poszlismy po jedzenie do MCdonalda, bylo pelno jak zawsze, przed nami 2 osoby w kolejce do kasy. Panie nie powiedzialo zwyczajowo dziendobry, tylko slucham. Wdzielismy 2 razy powiekszony zestaw BIG MAC (mieslimy promocje z takiej gazetki- 2x powiekszony zestaw za 20 zł) plus 4 cheesburgery na wynos. Jej reakcja bylo 32 zł - dalem 50 wiec zapytala czy nie mam 2 zł, dalem jej, wydala reszte i poszla bez slowa, na zamownienie czekalismy okolo 5 minut. Pani polozyla jedzenie w papierowych workach, poprosilismy wiec o siatke, dala bez slowa, polozyla tez bez slowa kolejna ksiazke znizkowa, zabralismy jedzenie i wyszlismy, po przyjsciu do pracy okazalo sie ze zapomniano o naszych chessburgerach. Czyli stracilismy 12 zł, o reklamacji moglismy zapomniec, bo skonczyla nam sie przerwa, a pracujemy do 17. Wiec nikomu nie bedzie sie chcialo wracac by reklamowac 4 chessburgery. Ocena taka niska bo nieporozumieniem jest jak mozna przy tak prostym zamowieniu zapomniec o jego czesci, jesli teraz mialbym sprawdzac czy dostalem wszystko - wybiore inny lokal.
Chciałem kupić spodnie jeansy i zaszedłem do sklepu reserved. Przed samym wejściem zobaczyłem dużą promocję kobiecych butów ze sporymi przecenami. W sklepie panował dość spory ruch z uwagi na liczne wyprzedaże i duże spadki cen. Chodząc między wystawionymi ubraniami nic specjalnego nie przykuło mojej uwagi poza tym, że ustawienie było jak dla mnie totalnie losowe, między kilkoma parami spodni były bluzy, koszule, podkoszulki i tak mniej więcej wyglądała cała męska część sklepu. Jak dla mnie bez ładu i składu nie mogłem zobaczyć wszystkiego i wybrać coś co by mi się spodobało. Obszedłem cały sklep i wyszedłem szukać promocji w innych sklepach.
Kobieta z którą byłem na zakupach szukała pończoch na bal sylwestrowy. Zaszliśmy do Gatty, gdzie spotkałem się z dużo ilością kobiet szukających właśnie takich lub bardzo podobnych dodatków. Pomieszczenie było dość ciasne zważając na poświąteczną wyprzedaż w centrum handlowym. Wybraliśmy rodzaj i kolor pończoch i zapytaliśmy pani która tam pracowała czy możemy zobaczyć jaki dokładnie wzorek mają te rajstopy. Nasza prośba została spełniona i zadowoleni zapłaciliśmy za produkt podziękowaliśmy i wyszliśmy. W między czasie widziałem jak ta osoba zatrudniona w sklepie pomagała różnym kobietom w znalezieniu potrzebnych produktów. Była przy tym bardzo pomocna i miła.
Wracałem do akademika i potrzebowałem kupić paczkę prezerwatyw, widząc otwartą aptekę zaszedłem. Nazwa apteki Esculap skojarzyła mi się z dwoma znanymi miejscami. Obok drzwi wejściowych zauważyłem automat z prezerwatywami, jakiejś taniej firmy. Pomyślałem że wolę wejść do środka i tam kupić. Wewnątrz apteki uderzył mnie jej ogromny profesjonalizm w zorganizowaniu miejsca. Widziałem pułki z określonymi specyfikami, lekami, szamponami itd. Każda osobno opisana tak by klient wszystko widział. Zauważyłem 4 okienka do obsługi klienta i zaraz ktoś mnie poprosił bym podszedł do jednego z nich. Poprosiłem lek od bólu gardła i paczkę cienkich durexów. Pani obsługująca przeszła na 2 część apteki i zaczęła szukać w szufladzie towaru, po czym zaczęła ze mną rozmawiać o tym jaki dokładnie rodzaj chcę, a że nie było takiego jaki potrzebowałem musiałem przy wszystkich obecnych mówić jakie wolę prezerwatywy. Zapłaciłem i zebrałem się do wyjścia i to co mnie uderzyło to opornie działające drzwi nie pasujące do ogólnej koncepcji apteki.
Miałem do załatwienia sprawę w Biurze Obsługi Klienta Multimedia Polska w Świdnicy. Gdy przybyłem na miejsce o podanej wyżej godzinie na korytarzu przed biurem czekało 15 osób. W samym biurze są tylko dwa stanowiska obsługi. Poczekalni jako takiej nie ma. Stoi się na korytarzu kamienicy, przed samymi drzwiami biura wystawiono 2 lub 3 krzesła. Kolejki interesantów są tam odkąd pamiętam, tj. od początku działania biura Multimedia w Świdnicy. Zawsze jak chciałem coś załatwić to stałem w co najmniej kilkuosobowej kolejce. Dziś, licząc po 10 minut na osobę i dzieląc przez dwa stanowiska obsługi, oceniłem czas oczekiwania na ok 1h 15 minut i zrezygnowałem.
Po nie udanej wizycie w inny supermarkecie postanowiłam zrobić zakupy w osiedlowym sklepie.
Bardzo bogaty asortyment jak na niewielki sklep. Kupiłam wszystkie produkty, których nie udało mi się dostać w carrefour. Bardzo miła obsługa na dziale z mięsem i wędliną. Pani chętnie doradzała co jest smaczne. W sklepie panował porządek. Przy kasie nie było dlugiej kolejki, a kasjerka usmiechała się.
Byłam zrobić zakupy spożywcze. Jak weszłam do sklepu uderzył mnie paskudny zapach, jakby coś się zepsuło. W głębi sklepu zapach zniknął.
Chciałam kupić filet z kurczaka, niestety lodówka z mięsem była prawie pusta. Chciałam również kupić pieczarki i ich także nie było. W sklepie widoczne były puste półki.
Nie kupiłam nic postanowiłam wyjść ze sklepu. W okolicy kas nieprzyjemny zapach znów się pojawił.
Trudno było mi przejść do wyjścia, przy 3 otwartych kasach były spore kolejki.
Impreza sylwestrowa organizowana przez tez klub zapowiadała się bardzo imponująco. Moim pierwszym rozczarowaniem jakie przeżyłem po przybyciu na miejsce imprezy było to, że sam klub był o wiele mniejszy niż myślałem, a w dodatku nigdzie nie było wolnych miejsc do siedzenia. Po podejściu do baru podczas imprezy dowiedziałem się że nie mogę zamówić piwa z beczki i że są tylko z puszki. Niezbyt zadowolony musiałem pić piwo z puszki co niezbyt dobrze wygląda na takiej imprezie. Na plus na pewno trzeba zaliczyć szybką i sprawną obsługę barmana, który był w miarę komunikatywny, a także stosunkowo niskie ceny za drinki i inne artykuły. Jedną z najbardziej irytujących rzeczy była bardzo głośna muzyka, która grała tak głośno, że nie było możliwości porozmawiania bez wyraźnego krzyczenia. To co mogło się podobać to panie cały czas dbające o porządek w lokalu mili ochroniarze oraz druga sala na której leciała całkowicie inna muzyka niż na pierwszej sali, a obie sale były na tyle dźwiękoszczelne, że na pierwszej sali nie było słychać tego co leci na drugiej. Nad cała imprezą czuwali czterej bardzo dobrzy DJ-je którzy świetnie rozkręcali imprezę.
W połowie listopada po trzykrotnym kontakcie mailowym ze sprzedawcą zelmera, p. Januszem W., ustaliłam, że jest możliwość zakupienia końcówki/nasadki ubijającej do blendera zelmer, której to potrzebowałam. Nadmienię, że musiałam pytać o to mailowo, ponieważ na stronie www, mimo że prowadzą sprzedaż wysyłkową, nie ma cennika produktów. Po tymże kontakcie i potwierdzeniu przez pana W., ceny i sposobu zamówienia interesującej mnie nasadki, wysłałam mailowo zamówienie, oraz wysłałam przelewem elektronicznym wskazaną wcześniej kwotę na konto zelmera. Towar szybko do mnie dotarł. Po rozpakowaniu (zapakowano mi tą nasadkę z jakiś karton z naklejkami firmy oriflame i naklejką poprzedniej adresatki, z pełnymi danymi) okazało się, że przysłano mi nie tą nasadkę o która mi chodziło. Dodam, że dokładnie sprawdziłam na stronie www zelmera jak interesująca mnie nasadka nazywa się (porównałam ze zdjęciem). Napisałam natychmiast maila do firmy zelmer. Pan W. oddzwonił do mnie, tłumacząc, że w wewnętrznym nazewnictwie firmy nasadka o której mowa nazywa się trzepak metalowy (skąd miałam to wiedzieć?) i że powinnam zrozumieć zaistniałą pomyłkę. Umówiliśmy się na to, że pan W. przeleje mi kwotę za produkt, oraz poniesiona przeze mnie opłatę za przesyłkę - do mnie i za wysyłkę z powrotem do nich, a ja odeślę towar kiedy będę miała pewność, że pieniążki wróciły na moje konto. Niestety umówionego z panem W. dnia pieniędzy nie otrzymałam. Próbowałam dodzwonić się wielokrotnie do zelmera, nikt nie odpowiadał. Recepcjonistka, też raczej niezorientowana nie mogła mnie przełączyć. Klika minut później zadzwonił pan W. i oznajmił, że jest problem i nie mogą mi zwrócić pieniędzy, kiedy nie maja paragonu, który zamieścili w pudełku. Umówiliśmy się więc, że odsyłam sam paragon i czekam na przelew. Pan W. przystał na to. Natomiast finalnie, zmęczona już całą sytuacją, odesłałam na swój koszt paragon oraz produkt. Znów wielokrotnie dzwoniłam do firmy, znów nikt nie odbierał. W takiej sytuacji zadzwoniłam na centralę firmy, gdzie poprosiłam o połączenie z działem reklamacji, dokładnie wyjaśniając sytuację. Recepcjonistka przełączyła mnie gdzieś, ale podczas rozmowy z pracownikiem zelmera, okazało się że przełączono mnie do serwisu, a nie do działu reklamacji. W firmie zelmer nie ma działu obsługi klienta. Pracownik z którym rozmawiałam, poproszony o nazwisko przełożonego pana W., przez 5 minut ustalał nazwisko tegoż przełożonego. Po kilku mailach do pana Janusza W., dostałam odpowiedź iż nasadka, którą wysłałam, dotarła już do nich i w poniedziałek 22 grudnia 2008 r dostanę zwrot pieniędzy. 22 grudnia pieniądze nie wpłynęły. Tym razem natychmiast, napisałam maila do prezesa firmy zelmer. Zwrot pieniędzy otrzymałam dopiero 29 grudnia, bez żadnego przy tym kontaktu pracownika zelmera. Cała sprawa trwała więc ponad miesiąc. Żadnych przeprosin nie otrzymałam.
Wielokrotnie robiłam zakupy w tym niewielkim sklepie typu "żabka". Zawsze byłam zadowolona z obsługi, z wystawionych towarów mniej. Sklep obsługują młode dziewczyny, ale bardzo uczynne, miłe i pomocne. W sklepie jest naprawdę czysto- często myta jest podłoga, towar jest ładnie wyeksponowany na półkach. Zastrzeżenie mam co do stoiska mięsnego- raz, że zawsze mam wrażenie, że liczą za dużo za wędliny, dwa, że zazwyczaj panuje tam niemiły zaduch. Raz zakupiłam mięsko mielone, które miało potworny zapach, nie dostałam informacji od sprzedawcy, że jest towar, którego data ważności mija tego dnia (stoisko nie jest samoobsługowe), sprzedawca wręcz zapewniał mnie, że mięso jest świeże i pierwszej jakości. Przy kasie zazwyczaj tworzy się kolejka, ale dziewczyny sprawnie obsługują kasę. Uwagi mam też odnośnie paragonu- nie ma tam wyszczególnionych towarów, tylko produkty są kasowane jako np. nabiał (a kupiłam mleko). Nie każdy produkt jest oklejony ceną, ciężko też raczej sprawdzić cenę na półce. Sklep jest niewielki, więc jeśli jest w nim dużo kupujących, robi się tłoczno i dyskomfortowo.
Obserwacja polegała na zakupie paliwa na stacji Shell w Słońsku.
Po przyjeździe na stację nie zobaczono żadnego pracownika który wychodzi i nalewa paliwo, po kilku minutach gdy na stację zajechał samochód na niemieckich tablicach rejestracyjnych ( wtedy od razu pojawił się obsługujący aby pomóc tamtemu kierowcy, przyjechał on samochodem dobrej marki).
Po wyciągnięciu węża automatycznie w miejscu gdzie powino pojawić się 0 (wyświetla się tam koszt paliwa które wlaśnie tankujemy), wyświetliło się 0,23 zł.
Po wejściu do budunku stacji sprzedawca nie odpowiada na słowo dzień dobry (pracownik stacji który wyszedł wcześniej również nie przywitał się) i upomina się o kwotę za zatankowane paliwo plus 0,23 zł, bo jak twierdzi to niemożliwe żeby od razu po podniesieniu węża, licznik sam naliczył kwotę pieniężną. Przy wychodzeniu pracownik podziękował i powiedział "Do widzenia".
kupowaliśmy z mężem kompakt oraz muszlę klozetową. W markecie było bardzo mało klientów, w pobliżu nas mąż zauważył sprzedawcę, który udzielił kilku wskazówek, niestety o każdą poradę musieliśmy się wręcz prosić, a sposób ich udzielania był dość szorstki i wyniosły. Sprzedawca starał się być jednak w pobliżu nas aby wydać towar. Paczka była zapakowana, nie zaglądał do niej ani sprzedawca czy kasjer, ani my. Towar okazał się był uszkodzony, co zauważyliśmy (właściwie usłyszeliśmy) podczas wkładania do auta. Mąż natychmiast poszedł do biura obsługi zgłosić reklamację zakupionego towaru. Podeszła do nas osoba z działu reklamacji i w ciągu około 10 minut towar został wymieniony na pozbawiony wad.
Chodzi o organizację imprezy sylwestrowej na wrocławskim Rynku. Byłem dziś we Wrocławiu i chciałem wejść na chwilę na Rynek, zobaczyć wystrój, przygotowania do imprezy... Okazało się, że w godzinach 16:00 - 18:00 Rynek jest całkowicie zamknięty. Wszystkie wejścia zostały zastawione barierkami i obstawione przez Straż Miejską, Policję i firmę ochroniarską. Nikogo nie wpuszczano. Ochroniarze nie byli również skłonni do wyjaśnień. Prawdopodobnie chodziło o "sprawdzenie terenu". Stałem przy bramkach kilka minut obserwując co się dzieje i w tym czasie bardzo dużo osób próbowało się dostać na Rynek. Ludzie ci byli zaskoczeni i niezadowoleni z zakazu wstępu przed 18:00. Niektórzy kłócili się z ochroniarzami, inni dość głośno i nie zawsze cenzuralnie wyrażali swoje niezadowolenie. Wnioskuję z tego, że nie tylko ja (mieszkaniec Świdnicy) byłem niedoinformowany. W regionalnych rozgłośniach radiowych reklamowano tą imprezę, jednak o zakazie wstępu nie było informacji. Krótko przed 18:00 przed bramkami wejściowymi na Rynek gromadził się już konkretny tłum. Cieszę się, że dba się o bezpieczeństwo uczestników imprez masowych, ale "pała" dla organizatorów za brak kontaktu z mieszkańcami.
Od kilku miesięcy korzystam z usług tego banku dokonując w nim wielu płatności.Personel to młode kobiety,wszystkie bardzo ładne...ale przede wszystkim znające się na swojej pracy.W zasadzie klient obsługiwany jest fachowo,szybko,a co najważniejsze nie ma w tym banku kolejek i zawsze są czynne wszystkie kasy.Do tego prowizja za usługi jest konkurencyjna,niższa nawet jak na poczcie.To wszystko skłania mnie do wystawienia wysokiej oceny za całokształt.
Chciałam tam zakupić większą ilość zabawek po niższej cenie niż w sklepach bo to przecież hurtownia. Ale to niby hurtownia. Niby, ponieważ ceny mają wyższe niż w zwykłym sklepie, poza tym nie mają hurtowych ilości. Nie ma takiej opcji żeby kupić tam 50 takich samych jakichkolwiek zabawek. Poza tym obsługa pozostawia wiele do życzenia. Zamiast zająć się klientem to panie chichoczą na boku.
Restauracja w której byłem była bardzo mała.Obsługą klientów i realizacją ich zamówień zajmowała się tylko jedna osoba, która tylko czasem była wspierana przez drugiego pracownika, który głownie zajmował się czynnościami porządkowymi. Osoba która samodzielnie obsługiwała gości bardzo dobrze wywiązywała się ze swoich obowiązków. Pracownik bardzo szybko starał się dobrze pracować i nie zapominać o żadnym szczególe. Był też bardzo uprzejmy. Cały czas w restauracji panował porządek a dania które podawano były bardzo dobre. Kiedy zamówiłem kanapkę od kasjera poprosiłem o to żeby nie przesadzał ze składnikami, gdyż widziałem że ilość składników w kanapkach jest naprawdę spora. Kasjer idealnie wywiązał się z zadania dając mi dokładnie to czego sobie zażyczyłem.
Weszłam do sklepu, wewnątrz było może ze 6ciu klientów. Pracownic było dwie, to znaczy jedna pani przy kasie, Monika, druga - zastępca kierownika sklepu, Ewelina, jak wyczytałam z identyfikatorów (bardzo wyraźnie widoczne imiona, co jest plusem)
Ani trochę nie były one zainteresowane klientami. Wyglądało na to, że przygotowują chyba sklep do remanentu? Przeglądając produkty obserwowałam co dzieje się w sklepie. Pani Monika zajęta była całą stertą ubrań rozrzuconych na ladzie, coś notowała, coś układała, sprawdzała. Pani Ewelina natomiast zajmowała się witryną sklepu, przebierała manekiny.
Oglądane przeze mnie produkty były niechlujnie porozwieszane na wieszakach - powyciągane metki na zewnątrz, nieuporządkowane, większość byle jak wisiała na tych wieszakach. Naprawdę, wyglądało to, jakbym trafiła na moment początku remanentu.
Co do czystości sali sprzedażowej i estetyki - w miarę czysta podłoga i ściany, ale nieznaczny kurz na półkach. Główne lustro na sali trochę przybrudzone. Niestety najbardziej rzuca się w oczy manekin stojący na sali, w dość opłakanym stanie - popękany, obdrapany. Stoi na tle tak samo źle wyglądającej ścianki, obdrapanej, nierównej. Naprawdę dosyć odpychający widok, a jest to widoczne zaraz po wejściu do sklepu.
Podeszłam do pani Eweliny, prosząc o pomoc w znalezieniu bluzki. Zostawiła to, czym się zajmowała i zaczęła szukać tego konkretnego fasonu dla mnie. Porozmawiałyśmy chwilę na temat produktu, jednak nie starała się mnie ani zachęcić, ani nie wypytywała o moje potrzeby, Po prostu wyjęła i pokazała. Nic więcej.
Zapytałam, czy mogę przymierzyć, bo sama mnie nie zachęciła. "Tak, oczywiście" - odpowiedziała, sprawdziła, która przymierzalnia jest wolna, nie zaniosła jednak produktów do przymierzalni, jednak podeszła przede mną i zabrała porozwieszane w przymierzalni puste wieszaki, które zauważyłam już wcześniej, będąc w pobliżu.
W przymierzalni względny porządek, jednak akurat oświetlenie nad tą przymierzalnią było uszkodzone (lampa w suficie).
Po wyjściu z przymierzalni, jak zwykle, towar musiałam odłożyć sama, więc nawet nie starałam się, niedbale rzuciłam na półkę, co nie wzbudziło niczyjego zainteresowania.
Podeszłam do kasy, do pani Moniki, pytając kiedy mają dostawę, bo chciałam trafić inny kolor bluzki. Nadal zajęta była tą sterta ubrań rozrzuconych w nieładzie na ladzie, w międzyczasie, nie odrywając się od tego zajęcia, odpowiedziała, że dostawy mają bez przerwy. Nie starała się mnie zachęcić do powrotu następnym razem. Oddaliłam się, czując, że przeszkadzam jej w tym zajęciu.
Wychodząc widziałam, jak pani Ewelina jest na witrynie sklepu i przebiera manekiny, widziałam to już praktycznie z zewnątrz - no tak nie ładnie ten manekin wyglądał w samym tym sweterku z tą tylną częścią ciała (tak dokładnie wyrzeźbioną) na wierzchu...
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.