Przy okazji planowanych zakupów, wchodzę do Empiku. Jestem tutaj częstym gościem. Tutaj spędzam zazwyczaj prawie godzinę, sprawdzając nowości wydawnicze, literaturę fachową, czasopisma. Zamawiam także książki. Tym razem wpada mi w oko autor, o którym niedawno słyszałam w szkole. Przeglądam dostępny tytuł. Ten, o którym była mowa w szkole nie znajduje się na półce. Postanawiam sprawdzić, czy jest dostępny w magazynie. Udaję się do punktu zamówień. Sprzedawczyni, w firmowej koszulce z logo firmy, bardzo młoda, z oszałamiającą fryzurą z dredów, wita mnie i pyta w czym może pomóc. Sprawdzamy, czy jest tytuł, który mnie interesuje. Jest. Pytam o cenę. Trochę jest dla mnie wysoka, jak na niezaplanowany zakup.Postanawiam odłożyć zakup w czasie. Pani proponuje mi dwa rozwiązania: mogę zamówić teraz, ale odebrać w terminie późniejszym. Zamówienie będzie na mnie czekało. Albo zamówić książkę przez internet. Wystarczy zalogować się. Przypominam sobie, ze mam już konto w sklepie internetowym Empik. Jednak decyduję się na zamówienie z domu. Zapisuję sobie przypomnienie w organizerze. Pani podaje mi cenę i dostępność artykułu. Okazuje się, ze są tylko dwa egzemplarze. Decyduję się na zamówienie na miejscu. Pani informuje mnie, że o realizacji zamówienia poinformują mnie mejlowo lub przez sms. Wiem o tym, ale doceniam przekazanie informacji. Sprzedawczyni pyta mnie, czy coś jeszcze będziemy zamawiać. Dziękuję i udaję się na dalsze czytelnicze poszukiwania.
Mieszkam niedaleko Pasażu Grunwaldzkiego. Zauważyłam, że od paru miesięcy działa tam kawiarnia Tchibo. Brakuje mi kawy. Postanawiam odwiedzić sklep i przed zakupem skorzystać z możliwości sprawdzenia smaku kawy. Po drodze, kupuję czasopismo w pobliskim Empiku i postanawiam posiedzieć dwa kwadranse w kawiarni. Zapach kawy unosi się na kilkanaście metrów przed sklepem. Jest bardzo kuszący. Kojarzy mi się z przyjemnym relaksem, miłym, odświętnym spotkaniem. W sklepie sporo osób. Kolejka. Ustawiam się grzecznie, przy okazji obserwując ludzi, asortyment sklepu i sprzedawczynie. Pomimo dużej ilości osób, które wchodzą, jedzą, piją, oglądają, rozmawiają, dokonują wyboru kawy, cista, sposobu zmielenia kawy, kubków, koszulek, bluzek, bielizny oraz towarzyszącemu temu hałasowi, jednak kawiarnia ma swój pociągający klimat. Zauważam, że sprzedawczynie są bardzo schludnie ubrane. Zastanawiam się, jak to jest, że przy takim tempie pracy, mają świeży makijaż, czyste bluzeczki i ułożone włosy. Przychodzi moja kolej. Sprzedawczyni wita mnie, a ja od razu przechodzę do rzeczy: poproszę o dwie kawy expresso z takiej a takiej kolumbijki, a na drugą filiżankę latte proszę o polecenie czegoś. Pani poleca mi ziarno z Afryki. Akurat znam ten gatunek i postanawiam sprawdzić jakość ziaren. Do tego zamawiam kawałek tortu. Pani proponuje mi przyniesienie zamówienia do stolika. Jednak rezygnuję, czekam na tackę, gdyż nie mam dużych toreb, a lubię patrzeć, jak się parzy kawę. Podoba mi się czystość oraz sprawna obsługa. Mam szczęście i zwalnia się mały okrągły stolik. Siadam i piję kawę. Jest w porządku. Kolumbijka jest świeża i dzięki temu doskonale pachnie. Czytam gazetę. Kończąc expresso, moja latte jest odpowiednio chłodniejsza. W zasadzie piję prawie zimne latte, ale teraz nie mogę się powstrzymać. Chowam pismo do torby i zabieram się do latte i ciastka. Patrzę na ludzi. Pomimo zgiełku, odpoczywam w tym miejscu. Ponownie pakuję się do kolejki i kupuję świeżo mielone 2 torebki kawy. Sprzedawczyni dziękuje mi za wizytę i poleca nowy katalog z ofertą. Wychodzę zadowolona.
Korzystam regularnie ze szkieł kontaktowych. Jednak oprócz tego, postanowiłam zakupić drugą parę oprawek. Udaję się do VE, gdyż lubię samodzielnie wybierać oprawki, bez oddechu sprzedawcy za plecami. W salonie wita mnie pan z ochrony, co jest dla mnie miłym zaskoczeniem. Zaczynam poszukiwania oprawek. Zjawia się sprzedawca, pytając czy może mi w czymś pomóc. Dziękuję mu i dalej przymierzam oprawki. Trwa to dosyć długo, nie mogę się zdecydować. Ponownie podchodzi sprzedawca i proponuje konkretny model oprawek, przymierzam i zauważam, ze pasują bardzo dobrze. Sprzedawca zwraca uwagę na kilka modeli. Decyduję się, aby jednak mi pomógł w wyborze. Jestem zdecydowana na okulary, które mi zaproponował. Udaję do stolika, gdzie sprzedawca pokazuje mi katalog szkieł, doradza, informuje o zniżkach, a nawet udziela mi rabatu, gdy decyduję się na droższe. Potem pyta, czy teraz mam założone soczewki. Informuje mnie o promocji i wręcza parę soczewek na wypróbowanie. Potem idziemy do kasy i płacę za zamówienie i oprawki. Sprzedawca pyta, jakiego płynu używam do soczewek. Mówię mu o marce x. Poleca mi inną, o połowę tańszą. Kupuję ją, gdyż nie mam już płynu do soczewek. Potem żegna mnie i przypomina o terminie odbioru okularów, zapisując termin na karteczce z logo VE.
Jestem bardzo zadowolona z wizyty.
Sobota. Przy okazji zakupów i planowanego wyjazdu do rodziny postanawiam poprawić fryzurę. Udaję się do fryzjera w galerii handlowej. Doskonała lokalizacja, możliwość poczekania na wizytę w innych sklepach, powodują, że często chodzę do fryzjera w centrach handlowych. Ich mankamentem jest tłok, napięte grafiki fryzjerów oraz usługi świadczone w pośpiechu, raczej skoncentrowane na ilość, niż na jakość. Postanawiam sprawdzić Broadway w Arkadach. Wchodzę do salonu. Od razu widzę zatłoczoną salę przez gęsto ustawione meble, fotele, klientów i personel. Przy wejściu poczekalnia. Ciasno ustawione fotele, stolik, równo poukładane czasopisma, głównie o modzie, fryzurach. Trochę prasy plotkarskiej. Ciasno, ale jest porządek. Wita mnie recepcjonistka. Rzuca mi się w oczy jej szałowa fryzura. Wygląda bardzo efektownie. Mam ochotę poprosić, aby ostrzygł mnie ten sam fryzjer. Powstrzymuję się. Wiem, że jest dzisiaj sobota, a mi zależy na terminie. Liczę na wizytę dzisiaj, wiem, ze to jest już duże wymaganie. Okazuje się, że z uwagi na odwołaną wizytę innej pani, jest wolne od zaraz. Pani w recepcji wypytuje o moje życzenia co do fryzury. Standardowo mówię, że marzę o blond włosach. Lubię sprawdzić reakcję. Pani odradza, ale robi to grzecznie. Kieruje mnie do fryzjerki. Fryzjerka uzasadnia, dlaczego warto pozostać przy ciemnych włosach. Zaleca ostatecznie kompromis: pasemka. Godzę się pozostać przy ciemnych włosach, w duchu ciesząc się, że fryzjerka kontroluje pomysły klientki - dla jej dobra:) Ustalamy, jak będzie robione cięcie. Pani wypytuje mnie, gdzie pracuję, jak się ubieram, stara się doradzać bardzo praktycznie. Mycie włosów jest bardzo relaksujące. Odżywka jest trzymana ponad 5 minut, co jest dla mnie zaskoczeniem, gdyż nastawiona byłam na ekspresowe obsłużenie klienta. Podczas cięcia fryzjerka zagaja rozmowę. Mówi mi, jak pielęgnować włosy, o jakiej fryzurze warto pomyśleć na przyszłość. Opowiada o swojej pracy dla telewizji. Przyznaję, ze imponuje mi jej doświadczenie oraz naturalność. Po zakończeniu cięcia suszy włosy, pokazuje jak je potem układać. Dziękuje i pomaga pozbierać się z torbami i płaszczem. Przy recepcji płacę i przekazuję napiwek. Szkoda, że nie ma cross-sellingu, bo często kupuję kosmetyki do włosów u fryzjera, gdy urzekły mnie podczas mycia, czy układania. Poza tym, czuję się dobrze obsłużona.
Wybieram się na siłownię. Po drodze postanawiam kupić mydło w kostce, najlepiej dobrej jakości. Pamiętam, że w którejś z perfumerii widziałam mydła Roger&Gallet. Wstępuję do Douglasa. Pytam o tę markę. Jednak konsultantka nie przypomina sobie tej nazwy w asortymencie. Od razu proponuje mi inną markę. Mówi, że ma bardzo dobrą renomę i uznanie klientek. Zaskakuje mnie pytaniem: co jest dla mnie ważne w mydle, jak bym opisało mydło idealne. Ważny jest dla mnie zapach, to, ze nie mięknie podczas używania oraz nie wysusza skóry. W duchu podziwiam doskonały zabieg podczas wywiadu z klientem. Konsultantka przedstawia mi zalety produktu. Zainteresował mnie jeden ze składników, postanawiam wypróbować szare mydło z imbirem za prawie 30 zł. Przyznaję rację konsultantce. Cieszy mnie, że zalety produktu popiera wiedzą z zakresu dermatologii. Decyduję się na zakup, gdyż nie lubię zwykłego szarego mydła, a to z perfumerii wspaniale pachnie. Poza tym, doceniam czystość i ładny wygląd w perfumerii oraz to, że zwykle nie trzeba czekać długo za pomocą konsultanta.
Jestem zainteresowana kredytem hipotecznym. Zadzwoniłam na infolinię Deutsche. Konsultant wykonał wstępne rozeznanie dotyczące zdolności kredytowej. Potem zaprosił mnie na spotkanie z doradcą. Dobry pomysł: oszczędził mi czas na wypadek, gdyby mój dochód nie kwalifikował się do oferty. Na spotkanie przyszłam spóźniona. Poprosiłam o możliwość spotkania w innym terminie. Pani z recepcji poprosiła doradcę, który wyszedł do mnie z terminarzem i ustaliliśmy inny termin. Bardzo miła obsługa. Zauważyłam, że pracownik recepcji jest ubrany zgodnie ze ogólnie przyjętym standardem stroju biznesowego, a doradca - już nie. Nie przeszkadza mi to, jednak zwracam na to uwagę mimochodem. Na spotkaniu okazuje się, ze w tym czasie doradca umówił się na inne spotkanie. Pamiętam, ze zapisując mnie miał kalendarz pusty. Poczułam się źle, jak mniej obiecujący Klient. Obsługuje mnie inny doradca. Zadaję standardowe pytania dotyczące kwalifikacji dochodu, pytam o wkład własny itd. Obsługujący mnie młody doradca nie jest zbyt pewny siebie. Jednak odnoszę wrażenie, że odpowiada nie będąc pewnym, czy jest tak faktycznie. Jedną kwestię drążę. Doradca potwierdza odpowiedź. Wiem, że myli się, ponieważ pytałam o tę sprawę na infolinii. Miałam nadzieję, że jest możliwość innego rozwiązania. Natomiast doradca mówi to, co chcę usłyszeć. Szkoda, bo ta kwestia jest dla mnie kluczowa. Wysłuchałam do końca doradcy. Na zakończenie usłyszałam, z`e ofertę otrzymam na mejla. Dziękuję za spotkanie i wychodzę. Ofertę otrzymałam po tygodniu. Sądziłam, że o mnie zapomniano.
Cel: zakup ubezpieczenia turystycznego. Przy okazji wizyty u rodziny, załatwiam pilne sprawy "urzędowe". Wcześniej mam poleciła mi agentkę PZU z Ząbkowic. Przypominam sobie o niej, gdyż potrzebuję ubezpieczenie na wyjazd na długi weekend majowy. Postanawiam załatwić szybko to ubezpieczenie. Wchodzę do Punktu Obsługi Klienta. Pytam panią, która siedzi najbliżej wejścia, czy Pani X jest w pracy. Pracownica pyta w jakiej sprawie. Nie podoba mi się jej ton, ale... nie chcę się czepiać. Mówię, że potrzebuję szybko załatwić ubezpieczenie turystyczne. Pani mówi, że chętnie pomoże mi i zaprasza do wypełnienia formularza. Mówię, że dziękuję, ale Panią X poleciła mi mama i chciałabym z nią porozmawiać. Pani przy biurku mówi, że szybciej "pójdzie mi", jak wypełnię formularz teraz, a potem porozmawiam z Panią X. Pytam ponownie, czy Pani X jest w pracy. Na to moja pani odpowiada mi, że nie wie, bo Pani X pracuje w innym miejscu i może być w terenie. Proszę, aby sprawdziła. Pani przy biurku obrażona wstaje i idzie gdzieś. Myślę sobie: ale ma kobieta parcie na sprzedaż. Czuję się urażona. Do tego uważam takie zachowanie za niekoleżeńskie. Pomijam natarczywość i zirytowanie, ze musi zrobić coś, co nie da jej prowizji. Pani wraca i mówi, że nie wie, gdzie jest Pani X. Muszę zadzwonić do niej na komórkę. Jestem już zła. Dzwonię na nr podany na wizytówce. Okazuje się, że Pani X pracuje na piętrze i nikt jej nie poinformował, ze przyszłam. Odnoszę wrażenie, ze nie jest to pierwszy raz, ale ok. to tylko wrażenie. Pani X prowadzi mnie na piętro do swego biura. Nie podoba mi się biuro. Pani X przyjmuje mnie w pokoiku, gdzie nie ma klimatyzacji. Widać, ze meble są dość wiekowe i pochodzą z różnych kompletów. Przydałoby się odświeżenie ścian. Pani X jednak ratuje PRL-owski klimat pytaniem, czy czegoś się napiję. Proszę o wodę. Ma na sobie ciemny spodium i białą bluzkę. Buty: czarne czółenka. Pani X pyta mnie, jak do niej dotarłam, dziękuje mojej mamie za polecenie. Potem zadaje pytania dotyczące wyjazdu. Zwraca mi uwagę na inne rzeczy. Doradza mi inne ubezpieczenie, które przyda mi się również po powrocie z wyjazdu. Wypełniam formularz. Kupuję. Przy okazji, zachęca mnie do Funduszy Inwestycyjnych. Podoba mi się sposób obsługi: niby oficjalnie, ale jednak jest miło. Kończymy transakcję. Pani X żegna mnie i odprowadza do wyjścia. Po drodze spotykam panią sprzątającą, która taranuje przejście wiadrem i ścierkami. Brrr... Zastanawiam się, jak ta moja agentka wytrzymuje w takim miejscu.
Cel wizyty: otrzymanie oferty ubezpieczenia na życie. Nie jestem umówiona na spotkanie. Recepcja kieruje mnie na X piętro. Przed winda zaczepia mnie kobieta, która przedstawia się jako pracownica PZU. Słyszała, ze w recepcji pytam o firmę. Zagaduje o co chodzi, bo być może będzie mogła mi pomóc. Miła Pani rozbawia mnie lakierowanymi Klapeczkami do beżowego kostiumu. Nie ma żadnego identyfikatora, ale budzi moje zaufanie. Zgodnie z jej radą podążam za nią. Pani zaprowadziła mnie do pokoju, gdzie przedstawia mi koleżankę, która ma zaprezentować produkt. Koleżanka jest zbyt bezpośrednia. Wydaje mi się, że chce szybko wprowadzić "przyjazną" atmosferę. Czuję się trochę przytłoczona. W pokoju są dwa biurka. Obok, miła Pani, w falbaniastej bluzce i spodniach do kolan, również w uroczych klapeczkach, przez telefon referuje szczegóły jakiegoś spotkania towarzyskiego. Skupiam się na mojej sprawie: pani tłumaczy mi zalety ubezpieczenia. Proszę ją o wyliczenie składki i porównaniu z ofertą, zaproponowaną w banku, przy okazji starania się o kredyt hipoteczny. Pani zadaje mi mnóstwo pytań. Pyta się, czy omawiana kwestia jest zrozumiała. Zwraca mi uwagę na słabe punkty konkurencji, ale docenia jasne warunki ubezpieczenia. Rozmowa trwa ok. 20 min. Cały czas moja interlokutorka jest zaangażowana. Dobrze orientuje się w swojej ofercie. Najbardziej cieszy mnie jednak niższa cena. Jestem zdecydowana. Pani mnie zostawia, przepraszając, ze drukarka jest w innym pokoju. Wraca za parę minut i wręcza mi ofertę. Proszę o jakąś koszulkę. Pani prosi mnie o kontakt do siebie. W zamian daje mi wizytówkę i zwraca uwagę, że na wydruku oferty także znajdę jej dane. Wychodząc na korytarz, mijam grupę pracowników. Zauważam, że w strojach jest duża dowolność. Poza kilkoma wyjątkami, nie ma identyfikatorów. Ogólnie jest czysto, ulotki, obok recepcji są równo poukładane. Na ścianie zamontowano plazmę: wyświetla się film reklamowy. Odnoszę pozytywne wrażenie.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.