Muiałam odkupić bratu tusz do drukarki tradycyjnej, ponieważ często korzystałam z jego chęci pomocy :) Mąż ostatnio kupował tam tusz do naszej drukarki (niestety źle drukuje, więc z niej nie korzystam) - było tanio a dobrej jakości, więc polecił mi odwiedzenie tego sklepu przy okazji wizyty w Stalowej Woli. Sklep jest średniej wielkości. Można tu kupić wszystko, co ma związek z komputerami. Większość towaru znajduje się za szybą, na półkach. Żeby je obejrzeć w dłoniach musimy prosić sprzedawcę o pokazanie nam towaru.Podeszliśmy do lady, gdyż wiedzieliśmy co chcemy kupić. Poprosiłam o czarny i niebieski tusz. Sprzedawca go miał, ale hmm tak jakoś dziwnie obsługiwał, że nie wiedziałam, czy wpisuje towar proszony przez nas do komputera, czy coś na tym komputerze robi (gra, przegląda strony internetowe, w czymś mu przeszkodziliśmy). Dziwne to było, czułam się ignorowana. Sama nie wiem do tej pory, o co chodziło... Zapłaciłam za tusze - 12zł za sztukę i wyszłam z mężem ze sklepu.
Odwiedziłam Biedronkę późną porą w celu kupienia czegoś do przegryzania podczas oglądnia filmu. W ręce dzierżyłam niewielką ilość drobnych. Skierowałam swe kroki do stoiska z owocami, bo miałam do wyboru albo owoce albo czipsy, a wolałam wybrać coś zdrowszego. Owoce były ładnie poukłądane, opisane. Wybrałam małą kiść winogron, zważylam ją (waga znajdowała się po drugiej stronie stoiska. Była czysta) i szybko obliczyłam, czy wystarczy mi pieniędzy. Podeszłam jeszcze po chrupki bekonowe, kukurydziane. Stwierdziłam, że najwyżej, jak wyjdzie mi za dużo poproszę sprzedawczynię o odłożenie chrupek. Stojąc w kolejce czekałam na chwilę prawdy. Niewystarczyło, ale kasjerka bez problemu wycofała chrupki, zostawiając tylko winogrono. Nie robiła mi żadnych problemów, nie dąsała się. Sklep Biedronka jest bardzo dobrze zaopatrzony - każdy znajdzie tu coś dla siebie, od najzwyklejszego towaru, po najbardziej egzotyczny. Towar jest elegancko wyłożony, podpisany, zaś promocje wyszczególnione.
Wracając z zakupów w sklepie Maraton podeszliśmy z mężem do niedawno otwartej kawiarni w Galerii Prima. Kafejka znajduje się na przedostatnim piętrze galerii. Urządzona jest elegancko, nowoczesnie, dominują w niej brązowe i beżowe kolory. Meble są bardzo wygodne (do wybory mamy stoliki z krzesłami, bądź skórzane, beżowe, miękkie sofy) i również nowoczesne. Z okien rozpościera się widok na plac i ulice wokół Galerii Prima. Do wyboru mamy kilka rodzai kaw, herbat, ciast, deserów w różnych cenach. Napoje i ich ceny są wypisane na dużych, eleganckich kartach leżących na ladzie. podeszliśmy do lady i zlozyliśmy zamówienie. Mimo wczesnej pory większość miejsc była zajęta, ale znalazło się wolne miejsce i dla nas. Wybraliśmy wygodną, dużą, miękką sofę i usadowiliśmy się tam czekając na kawę i ciasto. Przyniosła ją nam kelnerka. Odpoczywaliśmy więc na miękkim siedzeniu i oglądaliśmy miasto przez okno, zaś z sali wychodzili jedni goście i wchodzili kolejni.
Do wejścia do sklepu Prima Strada skłoniło mojego męża kupno specjalnej szczoteczki do butów wykonanych z nubuku (nie było w innym sklepie, a zapomniał odwiedzić CCC, gdy byliśmy w TESCO na Przemysłowej). Mój mąż podszedł więc do lady prosić o konkretną rzecz, ja zaś wykorzystując chwilę oglądałam buty. Wpadła mi w oko jedna para sandałów na koturnie firmy Mustang. Niestety nie było tam napisane, z jakiego materiału są zrobione, więc gdy tylko zobaczyłam przechodzącą obok mnie ekspedientkę spytałam ją, czy dane buty są zrobione ze skóry. Dopowiedziałam, że nie ma nigdzie zamieszczonej informacji o materiale, z którego zostały wykonane. Kobieta wzięła but do ręki i sama zaczęła go oglądać. Niestety uzyskałam odpwowiedź, że prawdopodobnei ten but wykonany jest ze sztucznej skóry, zaś skóra prawdziwa prawdobodopbie znajduje się tylko w wyściółce. Cena do materiału nie była zadowalająca, więc odłożyłam but na półkę, choć bardzo mi się podobał. Podszedł do mnie mąż i dawał mi lekko do zrozumienia, że musimy już iść. Wychodząc natknął się na stojak z portfelami, więc przystaneliśmy, żeby je pooglądać (podejrzewam, że robił wywiad w celu kupna prezentu dla mnie). Wpadł mi w oko jeden z nich, więc nie omieszkałam poinformowac o tym mojego lubego. W Prima Stradzie znajduje się duży wybór obuwia drogiego, wykonanego głównie ze skóry, o oryginalnym kształcie, deseniach. Buty znajdzie tu dla siebie i mężczyzna i kobieta i dziecko. Można tu również zakupić środki do pielęgnacji obuwia oraz portfele.
Mam w planach kupno krzesła obrotowego do biurka, więc będąc w Tesco podeszłam z mężem do Majstra, znajdującego się obok. Przed sklepem znajduje się duży parking. Sklep jest bardzo duży, towar ładnie poukładany na półkach, opisany, zaś promocje wyszczególnione. Sklep podzielony jest na kilka segmentów: łazienki, płytki, oświetlenia, podłogi, dekoracje etc.Przeszliśmy cały sklep szukając krzeseł obrotowych, choć od samego początku mówiłam mężowi, żebyśmy weszli na piętro - schody znajdowały się zaraz za kasami, obok działu z oświetleniem. I tu znaleźliśmy krzesła (i ciekawe biuro :) które mam nadzieję uda mi się przepchnąć do zakupu...). Niestety wybór nie był zbyt duży, ale nie mieliśmy też zbyt dużo czasu, żeby dłużej zastanawiać się i dokonywać dziś wyboru. Zorietnowaliśmy się w cenach i rodzajach i zeszliśmy na dół, na dział z oświetleniem pooglądać lampki na biurko. Najciekawsze było to, że mimo iż chodziliśmy po sklepie i widzieliśmy ludzi z obsługi sklepu wolnych, nikomu nie pomagających, nikt do nas nie podszedł nie spytać, czy może nam w czymś pomóc.
Do odwiedzenia salonu Apart skłonił mnie zakup zegarka, a dokłądniej sprawdzenie, jak określony model będzie się prezentował na moim nadgarstku. Salon był elegancko oświetlony. Biżuteria podzielona była tematycznie, również elegancko podświetlona, zaś ceny widoczne. Znalazłam model zegarka, który mnie interesował w witrynie sklepu, więc weszłam do środka. Na sklepie trzy osoby: jeden pan spisywał zamówienie, jedna kobieta wychodząca zza kasy i kobieta wchodząca za ladę znajdującą się na środku sklepu. I cisza, a byłam przyzwyczajona, że gdy wchodziłam do salonu zawsze po króciutkiej chwili podchodził ktoś do mnie i pytał, czy może mi w czymś pomóc. A dziś nic. Podeszłam więc sama do kobiety stojącej za ladą i poprosiłam ją o pokazanie mi konkretnego zegarka. Bardzo chętnie podeszła do witryny, wyciągnęła go i położyła na tacce na ladzie. Zaznaczyłam od razu, że głównie chodzi mi o jego zobaczenie, przymierzenie, ale mimo tego kobieta nadal miło mnie obsługiwała. Pokazała mi jak odczepić ogniwo, pomigła mi zapiąć, zasugerowała, że taki zegarek to nie tylko zegarek, lecz w sumie elegancka bransoletka (głównie też do tego ma służyć). Pooglądałam jeszcze chwilę, przypatrzyłam się dokładniej, zdjęłam i oddałam go ekspedientce dziękując za pomoc.
Zadzwoniłam koło południa do salonu optycznego z pytaniem, czy są już moje okulary. Podałam swoje dane i chwilę czekałam zanim udzielono mi odpowiedzi, która była twierdząca. Idąc na zajęcia wstąpiłam do salonu po odbiór moich nowych cudeniek. Zdziwiło mnie trochę to, że mimo iż na zewnątrz była już szarówka, w sklepie również nie było zbyt jasno (może oszczędności na oświetleniu). Podeszłam do elegancko ubranej kobiety i powiedziałam, że przyszłam po odbiór okularów. Bardzo szybko dostałam je do przymierzenia (ekspedientka zdjęła od razu cenę). Usiadłam na eleganckim, nowoczesnym krześle przy ladzie, przed lustrem i przymierzyłam okulary. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Zapłaciłam więc pozostała kwotę (zaliczkę dałam przy zamawianiu). Dostałam etui i szmatkę do czyszczenia szkieł za darmo. Zakład optyczny jest bardzo elegancko, nowoczesnie zrobiony. Dominują tu śliskie powierzchnie oraz kolory czerwony (różne odcienie) i biały.
Wracając z wieczornej mszy postanowiliśmy z mężem wstapić do Delikatesów Centrum, aby kupić coś do przysłowiowego chleba. Wzięliśmy koszyk, który okazał się być brudny, niewyczyszczony (tak jak i reszta koszyków) i ruszyliśmy w stronę działu z wędlinami. Towar na tym stoisku był ładnie oznakowany, promocje wyszczególnione , bardzo duży wybór. Jedyne co mi się tam nie spodobało (choć w tym sklepie to stoisko najbardziej mi się podoba i chodzę do tego sklepu głównie ze względu na nie), to wprowadzenie oznakowania na wędlinach cena za 100g. Nie mam problemu z odczytywaniem cen, etykiet, ale osoba nie bardzo rozumiejąca na czym to polega jest niepotrzebnie wprowadzana w błąd. Inaczej gdyby wszystkie wędliny były tak podpisane, a tak kilka było oznakowane nowym sposobem, zaś reszta miała normalną cenę za kilogram. Wybrałam ser żółty, wędlinę i podeszłam z mężem do stoiska z pieczywem, znajdującego się przy samej kasie. Niestety ciężko było wybrać świeży chleb, ale musiałam go kupić, więc wzięłam taki, który w miarę spełniał moje oczekiwania.W sklepie są dwie kasy, niestety czynna była tylko jedna, przez co zrobiła się długa kolejka. Druga pracownica stała na drabinie, na stoisku z pieczywem i układała towar. Na szczęście podeszła kasjerka i otworzyła drugą kasę, dzięki czemu zostaliśmy szybciej obsłużeni.
Przed zajęciami dostałam od męża smsa, żebym kupiła coś "do chleba". Wstąpiłam więc do Biedronki po twaróg i śmietanę i przy okazji chciałam sprawdzić (gdyż widziałam pełno zapakowanych słupków, stojących między regałami, czekających na wyłożenie), czy jest już książka, którą chciałam kupić mężowi na prezent, a która miała być dopiero od 8.03. Idąc w stronę lodówek z nabiałem minęła mnie pracownica - nie przepuściła mnie przodem (wychodziła z zaplecza), tylko w sumie wepchnęła się przede mną. Ale stwierdziłam, że ten incydent nie zepsuje moich zakupów. Wzięłam co musiałam z lodówki i pełna nadziei ruszyłam do koszy z artykułami nieżywnościowymi. I voilà - leżała jedna jedyna sztuka "Operacji Geronimo". Jak najszybciej ją wzięłam i ruszyłam do kasy. Spod taśmy wyciągnęłam zwykłą reklamówkę i położyłam ją obok swoich zakupów. Zapłaciłam za towar i spakowałam go na ladzie obok szafek na zakupy.Podłoga w sklepie była czysta, towar zaś ładnie ułożony (nie liczę tego, który stał do wyłożenia). Promocje były wyszczególnione, towar zaś opisany.
Zdecydowałam się dziś na zakup okularów. Wiedziałam, kiedy przyjmuje lekarz okulista (z NFZ musiałabym czekać trzy tygodnie), i że jeśli kupię w salonie okulary badanie będzie bezpłatne (inaczej kosztuje 30zł). Salon jest urządzony w nowoczesnym stylu: biało-czerwone ściany i dodatki. Przed gabinetem stoją trzy krzesła (bordowe), na których można zaczekać na swoją kolej. Pani doktor chwile się spóźniła, ale po przygotowaniu gabinetu poprosiła mnie do siebie. gabinet jest wąski, długi, ale znajdują się w nim wszystkie potrzebne przyrządy. Położyłam kurtkę na czarnym, dużym fotelu i zajęłam miejsce przy sprzęcie, który bada wzrok. Następnie, gdy lekarka wpisywała moje dane spytałam ją, czy będę mogła założyć sobie po wizycie u niej soczewki. Nie robiła mi żadnych problemów, pokazała, gdzie to mogę zrobić. Po zbadaniu mi wzroku wypisała receptę, ja zaś umyłam ręce, wytarłam je w ręcznik papierowy i założyłam soczewki. Dostałam receptę i na soczewki i na okulary. Wyszłam z gabinetu i przez ponad pół godziny szukałam pasujących mi oprawek. Początkowo pomagała mi sprzedawczyni, ale później odeszła ode mnie, co było mi na rękę, bo sprawdzałam wszystkie oprawki, które mi pasowały, a nie tylko te, które ona mi podawała - a miałam w czym wybierać (ceny od wahały się w granicach poniżej 90/120/170/220zl i wzwyż). Wybrałam kilka najbardziej pasujących, ale nadal nie mogłam się zdecydować na te jedne jedyne. Podeszła do mnie druga pracownica i pokazała mi krzesełko z lustrem i poiwedziała, żebym na spokojnie się zastanowiła. Pomogła mi przenieść osiem oprawek na stół i cierpliwie czekała. Po wyborze zastanawiałam się nad szkłami - pokazano mi kilka rodzai, z których wybrałam najbardziej pasujące. Wpłaciłam zaliczkę, ale po dobiór mogę przyjśc dopiero w przyszłym tygodniu. Dowiedziałam się też, że jeśli opkulary mi się skrzywią od ciężaru szkła, to mogę przyjść je wyprostować.
Zmierzając już do domu postanowiłam wstąpic do Biedronki znajdującej się niedaleko mojego miejsca zamieszkania (nie chciało mi się dźwigać zakupów). Na stoiku z warzywami (które wyglądało bardzo ładnie: owoce były świeże, estetycznie ułożone) wybrałam kiść winogron czerwonych będących w promocji, o czym świadczył napis nad towarem. Sprawdziłam, czy widnieje cena mango, ale jej nie zauważyłam. Przeszłam czystą ścieżką (podłoga uporządkowana, żadnych śmieci) do lodówek z nabiałem i wybrałam to, co było mi potrzebne. Podeszłam jeszcze do koszy sprawdzając, czy są już nowe książki, ale nie było ich jeszcze. Ruszyłam więc do kasy. Miła kasjerka powiedziała mi dwa razy "dobry wieczór" (powiedziała mi raz, ale wcześniejszy klient spytał ją o coś i powiedziała drugi raz), ale zaśmiała się i powiedziała, że działa już jak maszyna. Skojarzyło mi się to z telewizyjną reklamą, ale przynajmniej zażartowała i w powitanie wdarł się miły akcent. Zapłaciłam za swoje zakupy i wyszłam ze sklepu. Przeszłam już kawałek, kiedy przypomniałam sobie, że zapomniałam kupić masło - najważniejsze. Weszłam przez drzwi, którymi można tylko wyjść (udało mi się, bo klient akurat wychodził). Podeszłam do kasjerki, która mnie obsługiwała i spytałam, czy mogę zostawić zakupy przy jej kasie i wejść na sklep, bo zapomniałam kupić jednej rzeczy. Bardzo chętnie mi pozwoliła i szybciutko podeszłam do regału, wzięłam co mi zabrakło i jeszcze raz podeszłam do kasy. Towar w sklepie jest dokładnie opisany (oprócz tego jednego feralnego mango), promocje zaś wyszczególnione.
Biedronka to sklep, w którym bardzo często robię zakupy. Tym razem do odwiedzenia mnie tego sklepu skłoniła promocja książek, które znajdowały się w ulotce obowiązującej od 5.03. Weszłam więc do sklepu i ruszyłam na stoisko z koszami, nie zatrzymywałam się nigdzie więcej. Z daleka dostrzegłam jedynie promocję winogron, ale miałam zamiar je kupić w drugiej Biedronce, gdy będę wracać już do domu. Podeszłam do koszy z artykułami nieżywnościowymi szukając upatrzonej książki. Niestety, nie znalazłam jej, nad książkami z zeszłej promocji (podręczniki do nauki języka angielskiego, książki Focusa) widniał napis, że promocja ta obowiązuje do 7.03.2012, więc skojarzyłam, że pewnie nie doczytałam w ulotce dopisanej daty od kiedy będą nowe książki. Skierowałam się więc o wyjścia. A tu dwie długie kolejki do kas i cieżko było mi się przecisnąć między ludźmi, żeby móc wyjść ze sklepu.
Do wieczornej wizyty w Biedronce zmusił mnie zakup składników na naleśniki - ślimaczki. Podeszłam do stoiska z warzywami: świeży towar, ładnie ułożony, promocje zaś wyszczególnione. Wybrałam dwa ładne banany, włożyłam je do mocnego, dużego woreczka (bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ wcześniejsze reklamówki lubiły się rozdzierać). W lodówkach z nabiałem miałam problem ze znalezieniem serka Danio, który również był mi potrzebny do naleśników. Na półkach z artykułami do ciast (galaretki, kiśle, budynie etc.) wybrałam cukier puder (większość opakowań miała zdeformowany kształt, ale opakowania nie były zniszczone). Podeszłam jeszcze po chrupki. wybrałam Cheetosy, ale też miałam problem ze znalezieniem ceny, bo pudełka z chrupkami stały w tak wysokich słupkach, że zasłanianły z jednej strony listwę, na której znajdują się cenówki (nad pudełkami obok, gdzie stos był mniejszy cena była widoczna, ale nie wiedziałam, czy ta cena obowiązuje obydwa stosy). Podeszłam do kasy i zapłaciłam za swoje zakupy.
Poszliśmy z mężem do Biedronki głównie po mleko i trufle. Ale chcieliśmy dopkupić też owoce do naleśników, więc podeszliśmy do stoiska z warzywami i owocami. Towar na stoisku był świeży i ładnie ułożony. Wybrałam kilka liczi i chciałam kupić mango. Ale nie wiedziałam w jakeij jest cenie, bo jej tam po prostu nie było - drugi raz mi się zdarzyło, że jak nie ma ceny to tylko i wyłącznie mango. ruszyliśmy z mężem czystą, wysprzątaną alejką do lodówek po mleko. Tu ceny były już wszędzie. Wzięliśmy jedno mleko i poszliśmy pooglądać towar w koszach stojących przy kasach. Tu towar również był ładnie ułożony i opisany. Wzięliśmy trufle i podeszliśmy do stojaka z odobami do ciast, który znajdował się przy kasie. Mąż położył zakupy na taśmie sprzedażowej, a ja nadal stałam przed półką i przeglądałam czekoladki, kuleczki i perełki, chcąc coś wybrać. Zdecydowałam się na czekoladę w wiórkach i podeszłam do męża, którego kasjerka kończyła już podliczać. kobieta nie pamiętała kodu liczi, ale przeprosiła nas i podeszła do kasy obok po kartę z wypiską kodów. Znalazła nasze owoce i wbiła je na kasę. Zapłacilismy jej za zakupy i podeszłam po ulotki leżące na parapecie pod oknem (róno, tematycznie).
Do dzisiejszej wizyty w sklepie Tesco zmusił mnie brak zeszytu w kratkę (minimum 60 kartek, miękka oprawa). A że nie chciało mi sie iść "na miasto" podeszłam do oddalone o kilkadziesiąt metrów Tesco. Stanęłam przed półką i zgroza.... Pierwsza półka - 5 zeszyt w kratkę, 96 kartkowych, gruba okładka. druga - same zeszyty w linię, trzecia to samo (nie licząc kilku tematycznych: historia, geografia, język angielski, 60-kartkowych), kolejne niżej - zeszyty w linie.... Na samym dole zeszyty w niebotycznie wysokiej cenie. Stałam i patrzyłam, oglądałam, rozglądałam się. już wpadłam na pomysł, że po prostu kupię wkład do segregatora i jakoś to będzie. Ale i tego nie znalazłam. Stwierdziłam, że dłużej pod tą półką modlić się nie będę i wzięłam z samej góry jeden zeszyt w twardej oprawce, 96-kartkowy. Na półce widniała cena 1,99, ale po doświadczeniach w innym hipermarkecie (kiedy to drogie zeszyty znajdowały się w miejscu tanich) podezłam z nim do czytnika - którego też musiałam się naszukać - najlbliższy znajdował się kilka regałów dalej, za zabawkami, artykułami do samochodów, za ubraniami, kosmetykami. Zadowolona z ceny podeszłam z nim do kasy samoobsługowej, zapłaciłam i wyszłam ze swoją "zdobyczą" ze sklepu. Ogólnie towar był ładnie poukłądany, opisany, ale wybór mało zadowalający - zwłaszcza na stanowisku z przyborami szkolnymi i artykułami papierniczymi.
Po wyjściu z Biedronki ruszyliśmy z mężem w stronę delikatesów Centrum z zamiarem kupienia salami, które ostatnio bardzo nam posmakowało (zwłaszcza w jajecznicy). Zostawiliśmy zakupy z poprzednich sklepów w szafce pod koszami i weszliśmy z koszykiem na sklep. Na stoisku z warzywami i owocami wybrałam jedengo grapefruita (nadal był w promocji). Towar był świeży, opisany, zaś promocje oznakowane. Podeszliśmy do stoiska mięsnego, upatrzyliśmy wędlinę i stanęliśmy w krótkiej kolejce. tyle, że krótka nie zawsze znaczy szybka. Czekaliśmy prawie 5 minut na obsługę, ale gdy przyszła moja kolej (mąż zrezygnowany chodził po sklepie) poprosiłam o cienko pokrojonego 20dag salami. Kobieta spełniła moją prośbę bardzo chętnie. Wybrałąm jeszcze dodatkowo polędwicę, która była w promocji i też dostałam ją cienko pokrojoną (kobieta nie zmieniła ustawień, ale mi to nie przeszkadzało). Wędlina zostaje podana klientowi ładnie zapakowana i opisana. Lubię stoisko mięsne w tym sklepie, ponieważ wędliny są dobrze opisane, promocje wyszczególnione i jest tu bardzo duży wybór. Poszliśmy z mężem do kasy. Czynna była tylko jedna i znowu czekało nas długie stanie w kolejce. Ale na szczęście przyszła kasjerka do drugiej kasy i obsługa poszła znacznie szybciej.
Po opuszczeniu TESCO udaliśmy sie do Biedronki, która znajduje się po drugiej stronie ulicy. Weszliśmy do sklepu i ruszyliśmy w różne strony: ja do koszy z artykułami przemysłowymi, mąż zaś do półki z musli. Przechodząc obok stoiska z warzywami zobaczyłam świeże owoce i warzywa, woreczki, oznakowane promocje. W koszach znajdował się towar w promocji: chemia, ubrania, artykuły domowe etc. Podeszłam do książek, ponieważ chciałam sprawdzić, jakie pozycje z angielskiego są tu dostępne. Niestety nie było nic co by mnie zainteresowało. Obeszłam więc wszystkie kosze i stwierdziłam, że jako dodatek do prezentu kupię bratu trufle. Znalazłam męża z butelką mleka w jednej ręce i płatkami w drugiej i podeszliśmy jeszcze na stoisko z kosmetykami, chemią. Zobaczyłam szampony Garniera, Palmolive w dużych butelkach (tylko trochę mały wybór rodzai) w niskich cenach. po oglądnięciu stoiska wróciłam z mężem po trufle (bardzo tanie 5,99 a dobre) i ruszyliśmy do kasy. Nad taśmą sprzedażową widniały ceny gum do żucia (ostatnio jak byłam w Biedronce brakowało ich). Kasjerka bardzo miło nas obsłużyła. Po odejściu od kasy podeszliśmy do okna, gdzie znajdowały się ułożone tematycznie (ładnie, nieporozwalane) gazetki. Wybrałam po jednej z każdego rodzaju i ruszyliśmy do wyjścia.
Do odwiedzin w Tesco skłonił mnie 100pkt. bon z Clubcardu. Poza tym szukałam prezentu dla brata z okazji urodzin i miałam nadzieję, że może coś tu znajdę. Weszłam z mężem do sklepu. Pierwszy regał poszliśmy razem, później mąż zatrzymał się przy regale z artykułami do samochodów i zniknął mi z oczu. Podeszłam do wieszaków z ubraniami. Towar był ładnie rozmieszczony, ułożony i opisany. Niestety nie znalazłam tu nic, co mogłoby mi się przydać. ruszyłam więc na stoisko z kosmetykami, ale i tu nie znalazłam czegoś, co by mi odpowiadało. przeszłam więc na drugą stronę i znalazłam sie przy regale z szamponami. Stwierdziłam, że sprawdzę jaka jest cena szamponu, który ostatnio wpadł mi w ręce a był źle podpisany. Cena była dobra - tak na czytniku jak i na półce. Szukając męża natknęłam się na kosz z książkami ustawiony na środku pierwszego przejścia. Fakt, że książki leżały tam jak chciały i próbując coś znaleźć trzeba było przekłądać je z jednego stosu na drugi, bądź najlepiej trzymać część w ręce, ale opłacało się - wygrzebałam jedyny egzemplarz "Blondynki na językach - angielski brytyjski" w cenie 14,99. Książki można było kupić już za 9,90, ale z wartościowych wydała mi się jedynie ta. Mąż znalazł mnie z książką w ręce i ruszyliśmy dalej na część z artykułami rtv, agd. Ruszyliśmy już razem do półki ze słodyczami. Towar na półkach był ładnie ułożony, opisany, promocje zaś były widoczne. Nie wybraliśmy jednak nic i doslziśmy do wniosku, że pójdziemy do Biedronki, bo i tak tam się wybieraliśmy. Podeszliśmy do kasy samoobsługowej. Stała tam pracownica i pomagała, gdy ktoś miał jakiś problem. Skasowałam książkę i wyciągnęłam bon 100pkt CLUBCARD. Przejechałam nim i wtedy podeszła do mnie owa pracownica. Powiedziała mi, że źle to zrobiłam i poprosiła o kartę Clubcard. Podałam jej, zrobiła jakieś czary mary na monitorze, coś cofnęła, przekręciła kluczykiem, cofnęła, poklikała, przejechała moją kartą i miałam dodatkowe 100pkt. Podziękowałam jej, zapłaciłam i wyszliśmy z mężem ze sklepu.
Bardzo lubię robić zakupy w sklepie Biedronka z powodu niskich cen, dużego wyboru towarów, promocji (zawsze są dobrze oznakowane, zresztą można wziąć z metalowej półki przy wejściu ulotkę, na której wszytsko jest opisane). Na sklepie panował porządek, towar był ładnie ułożony. Podeszłam do lodówek z nabiałem wybrałam twaróg. Miałam zamiar kupić też śmietanę, ale przypomniałam sobie, że zostało mi jeszcze trochę po smażeniu chrustu i to opakowanie byłoby dla mnie za duże. Na stoisku z owocami i warzywami zauważyłam promocję bananów i cytryn (duża ilośc, opisane no i mnóstwo ludzi wokół). Wzięłam sobie tylko jeden woreczek na ser, bo nie miałam żadnej reklamówki i poszłam pooglądać towar w koszach. Wybrałam książkę do nauki języka angielskiego i podeszłam do kasy. Jedna z kasjerek schodziłą z kasy, ale powiadomiła o tym wcześniej osoby zmierzające do niej (osobę, która tam stała obsłużyła). Po miłej obsłudze przy kasie wyszłam ze sklepu.
Kiedyś będąc w tym sklepie zauważyłam ciekawe karty(wygladają jak karta do bankomatu: twarde, prostokątne, z różnymi rysunkami, sentencjami), które można wręczyć drugiej osobie, bądź samemu sobie kupić, np. jako zakładkę do książki. Obeszłam cały sklep ale nigdzie ich nie zauważyłam. Podeszłam więc do sprzedawcy i spytałam o zakładki do książek. Powiedział mi, że powinny być w takim małym pudełku po długopisach, bo tam je ostatnio widział. Ale okazało się, że ich nie ma. wreszcie stojąc obok sprzedawcy zobaczyłam cały stojak z kartami (źle określiłam sprzedawcy o co mi chodzi, więc szukał czego innego). Wybrałam kilka (bardzo tanie - 4,90, bo wtedy, gdy je pierwszy raz zobaczyłam miałam wrażenie, że kosztowały koło 10zł) i podeszłam do kasy. Zapłaciłam za nie i wyszłam ze sklepu. Sklep ogólnie prezentował się średnio: miałam wrażenie, że panuje tam bałagan (niby towar poukładany tematycznie, ale tak jakby wszędzie brakowało miejsca). Można tu kupić zabawki dla dzieci, artykuły szkolne i biurowe, pamiątki, kartki i upominki okolicznościowe (bardzo duży wybór), zaproszenia etc.
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.