Czas podania 2 piw po 0.4 l każde ... 13 minut. Gdybym wiedział, że tyle to zajmie, pofatygował bym się osobiście, na dół lokalu. Cena za carlsberga 0.4 l aż 7 zł... Dla porównania dzban piwny (1.5 l!) w sphinxie to koszt 15 zł, czyli tamto piwo było prawie dokładnie 2x tańsze niż w porto grande! W tej ostatniej restauracji dzisiaj obsługa zrelaksowana i nie przepracowująca się, miała dużo czasu na pogaduszki na górnym tarasie - a przejście 15 m kelnerowi zajęło 13 minut. Na wspomnianym tarasie w tym momencie zajęte był 3 stoliki, w tym 2 z nich to były osoby już obsłużone. Skąd ta zwłoka, nie mam pojęcia. Ale i tak lokal nie wypadł źle, bo w niedalekiej konkurencji nikt nie pojawiał się przy stoliku przez dobrych kilka minut (jednak wtedy obłożenie pracą było wielokrotnie większe, gdyż zajętych było kilkanaście stolików).
Jeśli chodzi o jedzenie to jest dobre, choć niezbyt tanie.
Restauracja jest położona malowniczo, przy rzece. Panorama na przepływające motorówki, barki, statki itd.
W „Makro” nie da się płacić kartą VISA, ale za to bankomat Euronetu jest zaraz przy wejściu – więc nie ma problemu z podjęciem gotówki. Sklep oferuje także specjalną kartę kredytową. Wybór towarów duży, ceny niskie, kolejek przy kasach praktycznie nie ma. Obsługa jest miła i szybka. Kasjer poczekał na uzupełnienie przeze mnie zakupów o wodę źródlaną. Nie podoba mi się nieczytelne oznaczenie towarów (ceny wydrukowane i umieszczone w plastikowych ramkach). Ceny piwa trzeba było się naszukać, w końcu okazało się że cena była naniesiona 2 m dalej, na samej krawędzi półki. W dziale z odzieżą niestety trochę zawiodło zaopatrzenie. Wykupiono wszystkie koszulki rozmiaru L (produkowane przez brytyjską firmę HI-TEC) w kolorze granatowo-szarym. Dostępne były tylko w rozmiarze XL (a te już są naprawdę duże). Ostatecznie kupiłem inną wersję kolorystyczną. Dostępnych było wiele innych koszulek termo-aktywnych – niestety wyglądających paskudnie – wielkie wzory, napisy „Polska”, wielkie loga producenta itd. Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że klient nie chce się zmieniać w kolorowy banner – reklamę danej firmy? Ja poszukuję prostego kroju i co najwyżej maleńkiego logo producenta, a nie dużych napisów umieszczonych byle gdzie na krzykliwych kolorach.
Jednak biorąc pod uwagę przekrój towarów w dziale z odzieżą i obuwiem, wybór jest naprawdę ogromny. Wiele produktów, z każdej kategorii (kurtki, spodnie, koszulki, buty itd.)
Niespotykaną w innych sklepach praktyką jest udostępnienie dla klientów pustych kartonów do pakowania zakupów – doskonały pomysł oraz wielkie wózki towarowe (biorąc pod uwagę, że w „Makro” często zaopatrują się lokale, hurtownicy itd. – jest to zrozumiałe).
W „Makro” można spotkać atrakcyjne cenowo aparaty cyfrowe, kamery itd. Parking jest duży i wygodny. Jedyny minus to odległość od centrum Szczecina, ale nie można mieć wszystkiego.
Orange Freedom (w skrócie OF) – to usługa dostępu do Internetu poprzez modem ADSL. Po przejściu ze stałego łącza (w ostatnim odcinku poprzez 100 Mbitową sieć LAN), połączenie w freedom wydawało mi się wyjątkowo wolne, ale w praktyce np. 512 kb/s (kilobita, czyli w kiloBAJTACH to 64 KB/s) jest wystarczające do wszelkich zastosowań (może poza osobami ściągającymi z internetu duże ilości danych w sieciach P2P). Zresztą, za odpowiednią cenę w OF są dostępne połączenia: 1,2 i 6 Mbit na sekundę (ostatnie to 750 KB/s – a to już sporo). Oczywiście, osoby które poza „ściąganiem” wysyłają bardzo dużo informacji powinny rozważyć sens korzystania z OF (asymetryczne połączenie).
W ciągu paru miesięcy korzystania z OF tylko 2x zdarzyły się kilkugodzinne przestoje w pracy sieci. Niestety na etapie konfiguracji routera pod OF musiałem sporo naszukać się ustawień konfiguracyjnych. Kolejna sprawa, w żaden sposób nie związana z OF, to ciągłe rozłączanie połączenia WI-FI (przy ściąganiu dużych ilości danych). Cóż, uroki grubych ścian i wątpliwej jakości sygnału. W konsekwencji „pogodziłem się” ze starym, dobrym połączeniem kablowym, bezprzewodowe pozostało tylko jako opcja awaryjna.
Zgłoszenie awarii OF (poprzez podany nr w orange) przebiegło bezproblemowo i szybko.
Denerwujący jest fakt, że gdy zadzwoni telefon połączenie ADSL jest rozłączane?
Strony internetowe zarówno polskie jak i zagraniczne działają szybko. Prędkość pobierania danych np. z serwerów HTTP/FTP oraz sieci TORRENT jest zgodna z deklaracją.
Aktualizacja do poprzedniej obserwacji: jak się okazuje, "orange go" i "nowe orange go" to (jak słusznie podejrzewałem) dwie zupełnie inne oferty i przez większość czasu byłem w wiele razy gorszym wariancie cenowym (czyli "starym" orange go)! Po prostu bardzo rzadko dzwonię z komórki, o wiele częściej transferuję dane (EDGE/GPRS) i wysyłam SMS oraz po prostu odbieram połączenia. Po spłaceniu "zetafona" orange zamiast przełączyć mnie na tańszą taryfę, włączyło (zostawiło) mi starszą, o wiele droższą. Zetafona dostałem z pewną ilością złotówek na koncie – a że prepaida i tak muszę doładowywać, wybór padł na orange.
Jaka jest konsekwencja startego planu taryfowego?
Zwykle doładowywałem konto prepaida w orange za 50 zł. Czyli w nowym orange go miałbym za takie doładowanie odpowiednio ceny: SMS (POZA ORANGE) za 18 gr, a połączenie telefoniczne (POZA ORANGE) za 29 gr (dane za oficjalnym cennikiem do wglądu na stronie)
W obecnym wariancie („stare orange go”) mam SMS po 20 gr i połączenie telefoniczne (do „obcych sieci” tel.) za ... 80 gr! Czyli dzwonienie jest dla mnie obecnie 2.5 x droższe! Wcześniej nie sprawdzałem po ile dokładnie mam połączenie telefoniczne poza orange z wiadomych względów (bo rzadko dzwonię). Ale żeby „dokopać się” do cennika starego GO trzeba się jednak nagimnastykować. Prześledziłem obecnie ceny połączeń itd. ze względu na chęć rezygnacji z usług ORANGE i przejście do o wiele lepszej oferty (nawet uwzględniając „NOWE ORANGE”). Przede wszystkim w sieci MBANKU będę mieć za darmo 20 MB miesięcznie do wykorzystania do transferu danych (czy sieć spełni deklaracje ze strony internetowej to się dopiero okaże) i zupełnie inny system rozliczania danych (to jest taktowanie co 50 KB, a nie tak jak w orange 0,25 zł za 1 KB lub wiele KB danych -> patrz poprzednia recenzja). Tj. oficjalnie w cenniku starego orange go – dostępnego na WWW płaci się 0,25 zł / 50 KB. Wg „podsumowanie bieżących połączeń” po zalogowaniu się na stronie orange.pl – sytuacja przedstawia się inaczej. Pieniądze są „kasowane” już za 1-5 KB danych! Skąd ta rozbieżność?
Dodatkowo ORANGE jak zwykle myli osoby przeglądające serwis WWW.
Główna zakładka „USŁUGI” nie służy do zmieniania czegokolwiek – jest to tylko informacja. A najważniejsze pole służące do modyfikacji tj. „usługi” to maleńki link, dobrze ukryty w ramach głównego menu „obsługa klienta”. OK. – chcę włączyć tańszy transfer danych... Znalazłem: pakiet: „Orange Free to możliwość korzystania z taniego i szybkiego Internetu w ramach Twojej oferty na kartę.”
No świetnie – ale w tym miejscu serwisu WWW nie ma żadnego odnośnika do szczegółów oferty i trzeba się naszukać i „naklikać” by cokolwiek znaleźć. Załóżmy, że znalazłem plik PDF ze szczegółami oferty „Orange Free na kartę” i teraz czy jest to ta sama usługa czy jeszcze coś innego? W regulaminie cena danych to 0,03 zł za 100 KB. OK., to bardzo duży postęp w stosunku do ceny w starym orange go. Ale skąd cena połączenia głosowego 1.5 zł za minutę? To prawie 2x drożej niż i tak droga oferta orange go.
I tu oczywiście NIESPODZIANKA: „ORANGE FREE na kartę” nie ma nic wspólnego z pakietem „orange FREE”! To dwie zupełnie inne usługi. Jedna to taryfa, druga to jednorazowy pakiet danych do wykupienia.
Ok., to chyba cud- znalazłem cenę PAKIETU„orange free” za 20 MB cena to 10 zł. Heh proszę państwa, w MBANKMOBILE 20 MB to mam co miesiąc ZA DARMO a w orange po 10 zł. Proszę proszę. Co więcej, w MBANK MOBILE pakiet 100 MB (czyli pięć razy więcej danych!) kosztuje 5 zł – czyli dwa razy mniej niż w orange.
Podsumowując: orange pożegnam bez żalu.
Mc Donald's – bardzo rzadko tam bywam, gdyż uważam fast foody za toksyczne jedzenie prowadzące do problemów ze zdrowiem (m.in. nadwaga). W Mc Donald’s na wrocławskim dworcu oczekiwaliśmy na mający dwugodzinne opóźnienie pociąg do Szczecina. Lokal nie jest zbyt porywający wizualnie, ale praktyczny. Obsługa szybka i miła, duża kawa kosztowała 4.9 zł (czyli 2,1 zł taniej niż dwa razy mniejsza kawa w lokalu „Voyage Cafe”, położonym kilkanaście m obok Mc Donald’s). I co ciekawe serwowana w Mc Donald’s kawa była zapakowana do praktycznego plastikowego, zamykanego pokrywką kubka (znakomity patent). Toalety w podziemiach lokalu były czyste, dostępne było mydło w płynie i działająca automatycznie suszarka (a z tym naprawdę różnie bywa). Minusem lokalu byli menele siedzący przy stolikach (ale to już szerzej opisałem przy okazji charakterystyki wrocławskiego dworca). Kwestią do dyskusji jest zmuszanie pracowników w Mc Donald’s do nocnych zmian w lokalu, ale to gdyby nie praca tych ludzi – nie mielibyśmy gdzie czekać na pociąg w przyzwoitych warunkach.
Voyage Cafe jest na wrocławskim dworcu głównym PKP. Cena kawy wysoka – aż 7 zł za małą kawę, a koszt mleka to aż 2 zł. W lokalu dostępna jest prasa (m.in. „Gazeta Wyborcza”, Forbes). Ciekawym elementem są ziarna kawy ukryte w stolikach, za szybką. Biorąc pod uwagę, że 2x większa kawa jest 2 zł taniej w McDonald’s (kilkanaście m, na tym samym dworcu) pod tym kątem Voyage jest na straconej pozycji. Obsługa miła i szybka. W lokalu niestety brakuje WC – mimo dużej ilości miejsca w którym można by zrobić toaletę.
PKP – przez kilka lat podróżowania nie mam większych zastrzeżeń do PKP, aż do wczoraj. Po pierwsze kasjer w ICC (Intercity) był chyba przemęczony, miał zły dzień, jego komputer miał złą konfigurację... cóż przyczyn mogło być wiele, ale do dzisiaj nie rozumiem jakim cudem dostałem bilet na inny pociąg niż chciałem, mimo bardzo wyraźnego zaznaczenia o które połączenie chodzi. I tutaj małe wyjaśnienie dla niezorientowanych: na trasie Wrocław – Szczecin istnieją dwa główne pociągi. Pierwszy to połączenie przez Poznań Główny, Krzyż, Choszczno, Stargard Szczeciński (trasa krótsza „czasowo”) Drugi to zupełnie inna linia biegnąca przez Głogów, Zieloną Górę i Kostrzyn (trasa dłuższa „czasowo”). Do tematu tych dwóch połączeń jeszcze wrócę by pokazać absurdy PKP.
Po odejściu od okienka tylko pobieżnie sprawdziłem wydrukowany bilet – zgadzało się miasto, dzień i rodzaj klasy pociągu – więc na resztę detali nie patrzyłem. Po przyjściu na dworzec okazało się, że pociągu o 22:41 po prostu nie ma. Wkrótce na tablicy na dworcu pojawiła się informacja o 60 minutowym opóźnieniu wspomnianego połączenia. Mając do dyspozycji więcej czasu udałem się wymienić bilet na właściwy (nie wiadomo bowiem jak na bilet dotyczący innej trasy zareagowałby konduktor). W okienku pan kasjer szybko i sprawnie wymienił bilet na właściwy (zwracając pieniądze, gdyż bilet na pociąg o 22:41 jest nieco tańszy). Ale niestety dla mojego znajomego (którego pociąg do Poznania – zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach) zwrot biletu okazał się drogą przez mękę. Był bowiem kierowany z okienka do okienka po całym (przecież rozległym) dworcu. W końcu po chyba piątej próbie (a przecież za każdym razem musiał „od nowa” stać w długiej kolejce pasażerów czekających do każdej z kas!) – udało mu się zwrócić bilet i wykupić ten na pociąg do Szczecina. Ale jaki sens miało takie podróżowanie po całym dworcu wskutek odsyłania przez niechętnych pracowników PKP, skoro w końcu udało mu się załatwić sprawę w kasie blisko punktu wyjścia (gdzie początkowo wcale nie chciano go obsłużyć?!). Nonsens możliwy i niestety spotykany nadal w Polsce („spychologia stosowana” – jeśli możesz „zepchnąć” niemiłą ci robotę na innego pracownika, zrób to!)
Czy to był koniec naszej przygody? Oczywiście, że nie. Po 60 minutach oczekiwania, okazało się że pociąg ma 120 minut opóźnienia (!). Czy w momencie publikowania informacji o 60 minutach opóźnienia dyspozytor PKP (czy inna odpowiedzialna osoba) nie wiedział (nie wiedziała) o tym, że opóźnienie będzie znacznie większe? Szczerze wątpię. Pasażerowie uniknęliby wielu stresów gdyby opublikowano od razu, że opóźnienie będzie dwugodzinne. A tak po godzinie musieliśmy wracać do oczekiwania na ławkach i lokalach wrocławskiego dworca. Kolejny kamyczek do ogródka PKP to śmierdzący bezdomni, alkoholicy leżący na ławkach, próbujący wyłudzić pieniądze od pasażerów itd. na dworcu we Wrocławiu. Dramat! Gdzie jest policja, straż miejska i SOK? W Szczecinie podobnych delikwentów wyrzuca się z terenu dworca PKP. We Wrocławiu mimo późnych godzin nie widać było choćby jednego strażnika, policjanta czy SOK-owca. Po 120 minutach pociąg wreszcie się pojawił.
Jakim cudem na trasie liczącej 360 km (pociąg o kodzie: D 48501; odjazd z Wrocławia Głównego o 22:41) podróż do Szczecina trwa ponad 7 godzin (!) (cena biletu II klasy 52 zł), skoro na drugiej (DŁUŻSZEJ, bo mającej 379 km) trasie podróż trwa ... nieco ponad 5 godzin (cena biletu II klasy 54 zł; kod pociągu D 38101; pociąg odjeżdża z Wrocławia Głównego o 16:35)! Logiki w tym nie ma żadnej.
I oba są to pociągi „pośpieszne”?! Żenada. Oczywiście, pociąg był zatłoczony, dostępne były tylko miejsca siedzące i nie brakowało osobników nie umiejących czytać podstawowych symboli graficznych (tj. obowiązujący zakaz palenia). Klimatyzacja w polskich pociągach to nadal melodia odległej przyszłości, więc podróż przebiegała w fatalnych warunkach (temperatura). W zimie w pociągach jest ... za zimno i zbyt duszno, w lecie za gorąco i też zbyt duszno.
Sphinx jest W C.H. „Pasaż Grunwaldzki” (dużym plusem jest klimatyzacja w całym obiekcie – co było wspaniałym urozmaiceniem po 28-30 stopniowym skwarze panującym na zewnątrz). Nigdy nie miałem okazji jeszcze jeść w Sphinxie, więc jakość była zaskoczeniem. Kelner, mimo dwóch metrów wzrostu, poruszał się szybko i sprawnie, był uprzejmy. Zamówiony przeze mnie filet z kurczaka (smaczny) zapieczony z serem (do wyboru były frytki lub ryż), był w zestawie z wieloma surówkami, dobrymi sosami w osobnych naczyniach (szczególnie przypadł mi do gustu pikantny). Danie zostało przygotowane i podane dość szybko. Dzban piwa Okocim kosztował 15 zł (1.5 l) dobrze uzupełnił posiłek (kelner zasugerował 1.5 l zamiast 2 heinekenów po 0.5 l – a cena była taka sama; sprytne posunięcie marketingowe – wprost wzorcowy „chwyt”). W tle słychać było muzykę (od klasyki po współczesność). Restauracja jest ergonomicznie zaplanowana (przytulne stoliki) i ładnie położona (m.in. klienci mają widok na zewnątrz pasażu). Mogę tylko zdecydować polecić wszystkim Sphinxa.
Aktualizacja do poprzedniej obserwacji: w "Lagunie" przy metalowych wieszakach wewnątrz obiektu są czytniki, do których można przyłożyć elektroniczne klucze (identyfikatory klienta - z doczepionym klasycznym kluczem do otwierania szafek lub w nowszej wersji jakiś rodzaj modułu, otwierającego szafki elektronicznie). I w owych czytnikach po przyłożeniu klucza, system zamiast wyświetlać czas który został do wykorzystania, jest podawana kwota w złotówkach która przecież niewiele nikomu może powiedzieć. Absurd.
W toaletach w obiekcie brakuje mydła - zarówno wewnątrz strefy płatnej np. przy męskich natryskach jak i w ogólnodostępnym pomieszczeniu, w głównym hallu. W tym ostatnim jest bardzo dziwny system w zlewie. Dzisiaj woda z zamontowanego kranu lała się tak długo, że wypełniła cały zlew. Woda jest włączana automatycznie i nie da się wyłączyć. Zlew był najwidoczniej zatkany - coś szwankuje konserwacja w Lagunie.
Portal aukcyjny ALLEGRO jest dopracowany, działa szybko, menu są ergonomiczne, bardzo łatwo sprzedawać i kupować. Ok., to wszyscy wiedzą. Niestety na allegro spotyka się też wielu oszustów żerujących na niewiedzy, naiwności czy głupocie ludzi. Przykład nr 1: to sprzedawcy serwatki białkowe j –czyli ODPADU MLECZARSKIEGO (zawierającego praktycznie samą laktozę, czyli nie tolerowany = nie mogący być przetwarzany w organizmie człowieka, przez większość populacji ... cukier). Serwatka białkowa nie jest i nie może być przeznaczona do konsumpcji przez ludzi (w tej formie) w szczególności jest to produkt szkodliwy dla sportowców! A na allegro? Sprzedaż kwitnie w najlepsze, od kilku lat. Osoby konsumujące serwatkę białkową mogą doczekać się co najwyżej problemów ze zdrowiem, a nie przyrostów masy mięśniowej. Dla sportowców przeznaczone jest natomiast białko serwatkowe (kilkadziesiąt razy droższe niż serwatka białkowa, dodatkowo produkt taki zawiera też 80-90% białka w 100 g; a serwatka białkowa ma co najwyżej 13% białka w 100 g – czyli mniej niż twaróg).
Kolejna grupa oszustów to autorzy „poradników”, w szczególności przoduje tutaj osoba posługująca się na allegro nickiem gVirus_FA. Publikacja oferowana przez tego użytkownika za pośrednictwem allegro („Trening i dieta”) była pisana zapewne przez osobę o inteligencji i zasobie wiedzy co najwyżej absolwenta podstawówki. Miałem dostęp do tej książki i po krótkim jej przeglądnięciu muszę stwierdzić, że materiał zawiera dziesiątki mitów, kłamstw i wymysłów autora – niestety nie mających nic wspólnego z prawdą.
Przytoczę najgłupsze fragmenty „książki” „Trening i dieta”
„W ciągu pół godziny do godziny po treningu zjadamy węglowodany złożone, prawdę mówiąc wystarczą 3 kromki chleba lub coś słodkiego np. batonik"”
„Bo co to byłaby ze dieta, jeślibyś miał zjeść 2 kromki chleba, a zwykle jadasz 3. To raczej schudłbyś, niż przytył (strona 46 publikacji)”
„Ja zwykle zjadam 4-6 kromek chleba posmarowanego z czymś tam (strona 45 publikacji)”
„Organizm dopiero 30 minut po posiłku naprawdę daje sygnał czy jeszcze coś mu potrzeba czy nie (strona 46 publikacji)”
„Ja sam zauważyłem na sobie duża produkcja hormonu wzrostu wiąże się przynajmniej u mnie z nadkwaśnością oraz czasem można powiedzieć aż prawie wymiotuję odbija mi się bardzo mocno z żołądka”
Ta „błyskotliwa” publikacja dostępna jest w internecie, w serwisie rapidshare do ściągnięcia za darmo.
Kolejna grupa oszustów sprzedawała produkty niewiadomego pochodzenia, także poprzez fikcyjną stronę internetową.
Tak więc drodzy klienci, zanim dokonacie zakupów na allegro – dobrze przemyślcie co i po co kupujecie.
„Kurier Szczeciński” – niestety w gazecie znajduję coraz mniej interesujących informacji. Zdarzają się żenujące błędy np. w Kurierze 7 czerwca 2009 napisano o imprezie w Kamieniu Pomorskim,: „Przetaczanie opony na czas i dźwiganie 200-kilogramowych walizek przysporzyło niejednemu zadyszki.” co dla każdej osoby która choć trochę orientuje się w dyscyplinie STRONG MAN (ja po kilku latach wyczynowego treningu nastawionego na siłę byłem w stanie przenieść „ledwie” dwie walizki ważące po 120 kg – czyli łącznie 240 kg w spacerze farmera). A wg tekstu w „Kurierze” zawodnicy biorący udział w tych zawodach musieli być dźwignąć 400 kg (SIC! => 2 x 200 kg = 400). Taki ciężar jest osiągalny dla może 5-10 najlepszych z najlepszych zawodowców na świecie, po wieloletnim treningu uzupełnionym nielegalnym „wspomaganiem”. Elitarni zawodnicy ważący 130-150 kg mają "problemy" już z walizkami ważącymi po 150-180 kg. Oczywiście, w tym przypadku chodziło o 2 walizki każda ważąca po 100 kg, czyli powinno być to napisane w ten sposób „dźwiganie 100 kg walizek”.
Jeszcze w innym artykule napisano o samolotach Mirage, F-16 i ... Lockheed Martin (pierwszy to seria myśliwców francuskich, drugi to amerykański, a trzecia nazwa to tylko ... producenta lotniczego, nie model samolotu).
Abstrahując od niuansów zrozumiałych dla wąskiej grupy specjalistów należy pochwalić „Kurier” za dobrą witrynę internetową - szybkość działania, design, wyszukiwarka, przejrzystość.
Dobry portal informacyjny medialnego giganta. Od wielu miesięcy subskrybuję newsy regionalne i informacje ze świata – które codziennie otrzymuję e-mailem (skrót najważniejszych wiadomości + linki do artykułów). Forum umieszczone pod artykułami wymaga założenia konta (co ogranicza głupawe komentarze), e-mail jest oparty o Gmaila (google) i niestety przesyłane jest tam sporo reklam. Gazeta oferuje dostęp również do „Dużego Formatu” – niestety w większości najciekawsze artykuły są dostępne tylko w wersji papierowej.
Gazeta ma dobrą wyszukiwarkę ofert pracy, inna sprawa, że na obecnym rynku pracy albo wymagania co do kwalifikacji kandydata są przesadzone albo oferta pracy jest bzdurna np. pięknie brzmiące sales manager/przedstawiciel handlowy/doradca klienta– co się sprowadza do tzw. sprzedaży bezpośredniej, rozliczania prowizyjnego itd.).
Klasyczna gazeta (papierowa) jest ciekawa, spora objętościowo i godna polecenia. W porównaniu do prasy lokalnej np. „Głosu Szczecińskiego” czy „Kuriera” prezentuje o wiele wyższy poziom.
Przez kilka lat byłem użytkownikiem „Tak Tak-a”(PTC – ERA GSM), obecnie używam prepaida w sieci Orange (PTK czyli Polska Telefonia Komórkowa /TP S.A; dawniej Idea).
Orange niestety ma u mnie dużego minusa przez nachalne reklamy („Możesz mieć mobilny internet z modemem od 1 zł”, „Możesz dzwonić nawet dwa razy taniej do wszystkich sieci”, „Teraz doładowanie 35 zł + 60 min kupisz też w sklepach Żabka, na stacjach Shell i Statoil” itd.)
Drugi minus to nazewnictwo usług. Każdy telefon komórkowy działający w polskich sieciach komórkowych JEST „na kartę” (w środku aparatu znajduje się KARTA SIM). W Polsce utarła się niezgodna z prawdą nazwa „telefon na kartę” (oznaczający pre-paida czyli usługi przed-płacone; jest to przeciwieństwo abonamentu – gdzie rozliczamy się po danym okresie). I niestety ten absurd powielany jest przez operatora Orange (np. na stronie internetowej zakładka „Na kartę”).
Mimo moich usilnych starań, często po zalogowaniu się na specjalne konto na stronie orange.pl zakładka „Stan konta i pakietów” jest nieaktywna. Po co więc istnieje podobne pole które jest atrapą?! Co ciekawe po kilku „kliknięciach” w menu, w polu pojawia się kwota którą mam na koncie pre-paida. Podobnie kolejne „kliknięcie” na „dostępne środki” powoduje co najwyżej wyświetlenie komunikatu „Przepraszamy ale informacje o dostępnych środkach są chwilowo niedostępne. Prosimy spróbuj ponownie później.”, a po chwili wszystko działa poprawnie. Zagadka.
Ogólnie strona orange.pl działa topornie (mimo szybkiego łącza internetowego, dość nowoczesnego komputera i dobrej przeglądarki Firefox). „Pokaż zestawienie połączeń” także raz działa, raz nie działa.
Gdy włączam zestawienie z 2 miesięcy to pojawia się informacja „Trwa pobieranie listy twoich połączeń. W zależności od ilości danych może to potrwać nawet kilka minut.” I zwykle po długim czasie oczekiwania ... nic się nie dzieje, informacje nie są wyświetlane! Halo, Panowie i Panie z Orange! W MBANKU zestawienia transakcji X miesięcy wstecz ładowane są w czasie rzeczywistym! Że nie wspomnę o tym, że każde menu na stronie mbanku działa (nie jest atrapą), funkcjonuje zawsze tak samo i błyskawicznie. Coś tu zdecydowanie nie gra.
Cennik usług w orange jest „schowany” na stronie, wyszukanie go nie jest proste. Strona jest nie-ergonomiczna, przeładowana bzdurnymi informacjami, a brakuje prostego, czytelnego menu z podstawowymi informacjami dla klienta!
Jeśli chodzi o tzw. „zasięg” czyli poziom pokrycia obszaru kraju BTS-ami (tzw. stacjami przekaźnikowymi) jest dobrze.
Mam plan Orange Go. W menu „Na kartę” jest tylko „Nowe Orange Go”. Stanowi to dla mnie DEZINFORMACJĘ. Bo nazwa NOWE sugeruje INNY plan taryfowy, inne stawki itd. Co gorsza w cenniku „orange go” brakuje podstawowej informacji o cenach transmisji danych (EDGE/GPRS – z których głównie korzystam).
W „pokaż ostatnie połączenia” po każdym wejściu do menu muszę autoryzować dostęp jednorazowym SMS („autoryzacja: przepraszamy ale uprawnienia do wykonania tej operacji wygasły, prosimy wprowadź jeszcze raz wymagane informacje.”). No to już jest przesada. Nawet w moim banku nie muszę tyle razy potwierdzać hasłami jednorazowymi np. transakcji!
Transmisja danych – po dokopaniu się do cen transmisji – wychodzą absurdy... 3 KB danych kosztują tyle samo co 47 KB (0,25 zł za pakiet).
I tak dalej. Można by pisać i pisać.
Mała aktualizacja do mojej poprzedniej opinii o hipermarkecie Real w CH Galaxy. Dzisiaj była kolejna promocja koszulek fruit of the loom (po 8 zł za sztukę) i tym razem było do wyboru po 5 kolorów t-shirta (poprzednio tylko 2 kolory). Jest więc pewien progres. Niestety panom grafikom i/lub drukarzom coś nie wyszło z odwzorowaniem kolorów na kartonowej reklamie promocji. Barwy na tkaninie nie miały bowiem nic wspólnego z barwami na plakacie. Jeśli chodzi o dział z odzieżą to dzisiaj było jakby więcej spodenek do wyboru - ale znowu muszę dać minusy... Po pierwsze: przy spodenkach typu bermudy (holenderskiej produkcji) na półce nie wisiała ani jedna cena, na samych spodenkach także nie było żadnych cen! Co ciekawe cena tych spodenek (12 zł) jest atrakcyjna- ale dowiedziałem się jej dopiero przy czytniku kodów kreskowych. Drugi minus to bałagan w przebieralni. Piętrzyły się tam dzisiaj wieszaki zostawione przez klientów. Dodatkowo wątpliwą atrakcją była składana drabina stojąca w przejściu i leżące od 2 tygodni pudło ze zużytymi (?) okularami. W kasie tradycyjnie była spora kolejka - obsługa miła i szybka. Gdy zobaczyłem żółwie tempo obsługi w "szybkiej kasie" to od razu ustawiłem się do zwykłej.
Kolejny z serwisów dla „prawdziwych mężczyzn” sugerujący, że panowie mają co najwyżej inteligencję dobrze wyszkolonego psa. Największą wpadką portalu facet.wp.pl jest publikacja pełnego kłamstw artykułu „SZKOŁA PSYCHOPATÓW, czyli dobijanie leżącego” autorstwa M. Z. Najciekawsze w całej sprawie jest to, że opublikowany artykuł stanowi przedruk z magazynu „Kulturystyka i Fitness” (zresztą, dobrze mi znanego i niestety również „zaliczającego” duże wpadki merytoryczne – ale o tym napiszę przy innej okazji). Kiedy na oficjalnym forum magazynu Kulturystyka i Fitness pojawiła się moja recenzja wspomnianego artykułu „Szkoła psychopatów ...” redakcja postanowiła nie kontynuować dłużej współpracy z autorem! Ale artykuł na stronie nadal jest dostępny – MIMO, że jest to stek bzdur (dziesiątki błędów i kłamstw dotyczących sportu – czyli MMA; m.in. autor kłamie jeśli chodzi o kwestie urazów występujących w tym sporcie, kontuzje, zasady walki itd.). B bieżących spraw, jak widzę, serwis facet.wp powielił ten sam błąd co konkurencja z interii tj. w art. „W Afganistanie walczą wręcz!” jest poważny błąd dotyczący genezy systemu MCMAP.
Jeśli chodzi o „komentarze” pod artykułami – to praktyczny brak moderacji i brak konieczności zakładania konta sprawiają, że takie „mini-fora” są bezwartościowe.
Interia prowadzi serwis „facet”. Podobnie jak tradycyjne gazety dla mężczyzn („CKM”, „Men’s Health”) serwis facet.interia.pl jest prawdopodobnie skierowany dla docelowej grupy konsumentów z uszkodzeniami mózgu. Poziom wiedzy autorów artykułów jest zastraszający. Mógłbym podać wiele przykładów merytorycznych wpadek i andronów jakie znajdowały się w tym serwisie. Co gorsza, wiele osób bierze rewelacje umieszczanie w serwisie facet za dobrą monetę. Z ostatniej chwili tłumaczony artykuł „Urządzili sobie fight club w Afganistanie” zawiera bardzo poważny błąd dotyczący opisywanego systemu walki: „Częścią ich przygotowań do walki są ćwiczenia z MCMAP (skrót od ang. "Marine Corps Martial Arts Programme") - systemu walki stworzonego na potrzeby Marines opartego na połączeniu karate, kick-boxingu i taekwondo.” Jest to albo celowa mistyfikacja albo pokaz żenującej wiedzy „redaktora”. System MCMAP jest przede wszystkim połączeniem Brazylijskiego Ju-Jitsu, Boksu Tajskiego i walki bronią (FMA). Mogę to stwierdzić ze 100% pewnością, bazując na oficjalnych materiałach szkoleniowych armii amerykańskiej do których mam dostęp. Na dobitkę serwis okraszają sensacyjne, wyssane z palca artykuły w rodzaju „Odmówił mi seksu”. Podobnie beznadziejny poziom prezentuje serwis konkurencji, prowadzony przez WP.pl – ale to opiszę przy następnej okazji.
Onet to jeden z częściej przeze mnie odwiedzanych portali w sieci. Byłby jeszcze lepszym serwisem, gdyby nie agresywne reklamy (na przykład – zawsze obecny, wielki flashowy baner na górze strony, reklamy na górze strony po „kliknięciu” na dowolny artykuł, reklamy ... w środku artykułu (SIC!), a były także wyjątkowo denerwujące „wyskakujące” reklamy – ang. pop-up). Na szczęście do przeglądania internetu nie korzystam z produktu Microsoftu (IE) tylko z Firefoxa (Mozilli) i mam kilka filtrów reklam (NO-SCRIPT + ADBLOCK-PLUS i o reklamach m.in. na onecie mogę zapomnieć).
Onet ma dobry design (kolorystyka, rozmieszczenie elementów graficznych), działa szybko, informacje są sklasyfikowane (ułożone tematycznie). Strona jest często zaktualizowana, bogata w zdjęcia oraz filmy. Poczta e-mailowa – w dobie g-maila (google) niestety nawet nie myślę o skorzystaniu z oferty portalu onet w tym zakresie.
Wyszukiwarka onetu jest jak głosi reklama „enhanced by google” – ale jakoś z niej nie korzystam, wolę google.pl
Onet zasłynął z powiedzenia „komentarze jak na onecie” (oznacza wyjątkowo głupie wypowiedzi w internecie) – niestety brak rejestracji i minimalna moderacja sprawia, że „fora” onetu są bezwartościowe – jest to po prostu śmietnik, tyle że cyfrowy.
Konto pocztowe na o2 – niestety ten dostawca darmowej poczty jest liderem jeśli chodzi o ilość dostarczanych na skrzynkę reklam. Z tego powodu konto na o2 nie ma dla mnie innego zastosowania jak tylko „skrzynka spamowa” tj. do podawania w serwisach od których będziemy później dostawać głupawą korespondencję reklamową. Na plus to bardzo szybkie serwery poczty, minusem jest słaby filtr anty-spamowy (zresztą , co jest oczywiste, omija on wszelkie reklamy pochodzące od o2.pl i firm z nim związanych, więc jest bezużyteczny) oraz nie działająca „czarna lista” adresów. Poczta posiada szyfrowanie SSL i możliwość korzystania z POP3. Dużą wadą serwisu jest nasycenie strony głównej (dla logujących się do poczty przez WWW) reklamami (agresywne przekazy w formacie flash)oraz niskiego polotu artykułami (z serwisów pardon.pl, sfora.pl należących do spółki o2.pl) Wiele artykułów we wspomnianych serwisach i na stronie głównej o2 - jest pisanych przez osoby które ukończyły prawdopodobnie tylko podstawówkę , odstrasza poziom merytoryczny (jaki poziom – tam nie ma żadnego poziomu!) oraz nastawienie na tanią sensację. W porównaniu do gmaila konto na o2 jest daleko na samym końcu stawki. Portal informacyjnie jest również ubogi i ma się nijak do wp czy onetu.
Biedronka na ul. Janickiego. Wcześniej był tu „Plus”. W sklepie niestety nie można płacić kartą np. VISA. W pobliżu (nie licząc bankomatów, niemal kilometr dalej, na Os. Zawadzkiego) nie ma żadnego bankomatu – jest to duży minus. Sklep posiada duży i wygodny parking oraz dobry dojazd. Ceny: jedne z niższych na rynku – choć czasem jest to okupione niższą jakością (np. pseudo-czekoladowe wyroby imitujące nutellę – w smaku okropne). Wiele razy zdarzyło mi się spotkać potłuczone jajka w tekturowych opakowaniach (w tym przypadku pakowane po 10 sztuk). Raz sklep zrobił „promocję” – skończyło się to tak, że gdy przyszedłem kupić jajka zastałem jakieś „niedobitki promocyjne” – reszta jajek została wykupiona. Zaopatrzenie sklepu jest jakby losowe => nie wiadomo od czego zależy – wiele razy w sklepie brakowało np. bananów czy fileta z kurczaka (notabene filet dostępny w Biedronce był o wiele tańszy niż podobny w Carrefourze, Realu czy Netto). Czasem przerwy w dostawach wynosiły kilka dni. Kuriozum to był brak ... soli (tak, zwykłej, najtańszej kuchennej soli – bo rzekomo ktoś przyszedł i wykupił cały zapas sklepu – wg informacji obsługi ... do posypywania dróg – było to w czasie dużych opadów śniegu). W sklepie widziałem też paradoksalne ceny – tj. maleńkie opakowania jogurtów po 150 g wychodziły taniej niż te po 400 g. Biedronka ma też w ofercie prezerwatywy Conamore (polskiej produkcji tj. Unimil). Po wielu moich doświadczeniach stwierdzam, że ten produkt nie powinien nazywać się środkiem antykoncepcyjnym tylko pro-koncepcyjnym (prezerwatywy pękają zbyt często). A Biedronka (w odróżnieniu od np. Reala) nie daje żadnej alternatywy.
Kilka razy zdarzyło mi się stać w kolejkach do kasy, na szczęście obsługa jest szybka. W większości wypadków na zakupach miałem w koszyku torbę sportową i nikt nie robił z tego powodu problemów. Sklep posiada niewielki wybór produktów, ale za to w konkurencyjnych cenach.
Sklep powstał w miejscu innego skl. spożywczego w ramach „Magnetu” (na części powierzchni, bo oryginalny obiekt był o wiele większy). „Aro” to średnie lub wysokie ceny oraz dość przeciętny asortyment. Niewielkim plusem placówki jest wygodny parking i bankomat Euronetu, umieszczony tuż przy wejściu do „Magnetu”. Przy dzisiejszych zakupach w „Aro” okazało się, że istnieją podwójne ceny – tj. zbiorcza cena soku Cappy umieszczona na większej planszy to było 4.99, a tymczasem metki-naklejki na kartonikach soku miały cenę 4.89. Co ciekawe pani kasjerka wydała mi 11 groszy reszty z 5 zł i ... poszła zrywać metki. W sklepie nie ma kolejek, obsługa jest miła – jednak te ceny...
W celu zapewnienia wyższej jakości usług używamy plików cookies. Kontynuując korzystanie z naszej strony internetowej bez zmiany ustawień prywatności przeglądarki, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie ich.